Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
*23 stycznia 1509 rok - Ard Carraigh, Imperium Kaedwen*
MG = Sebastian Kordo, Irvin Terazias
Rozpoczął się nowy rok, którego śnieg jeszcze nie opuszczał, dlatego działania wojenne wciąż pozostawały wstrzymywanie. Przełęcz Marnadalu była zablokowana, zaś doniesione straty o flotach kovirskich i skelligijskich, wykluczające te dwa państwa z szachownicy, odebrały możliwość inwazji morskiej. To ogromny cios dla Imperium, który zadało konające Cesarstwo. Niestety, przez słabość pomniejszych sojuszników, to monarchini Anna obrywała po reputacji. Propaganda na terenie Cintry przynosiła efekty, uspokajała sytuację, ale największy ogień zaczynał się palić pod fundamentami Ard Carraigh...
Tej zimowej nocy, Sebastian miał wyjątkowo wolne, gdyż Wilcza Córa przebywała na obradach, a tam nie miał już wstępu. Co zrobił Kordo? To co zrobiłby typowy żołdak na fajrancie, poszedł do karczmy napić się. Przez bardzo długi czas siedział samotnie przy szynkwasie, zapijając zmęczenie, czy może nawet dawne żale, które zawsze się odzywają w takich momentach. Lecz spokój trwał chwilę, bo zaczepić go miał jakiś obcy jegomość...
-Chwała Ludowi Kaedwen...
Wyszeptał i wrzucił mu do kieszeni dziwną karteczkę, po czym zwyczajnie się ulotnił. Sebastian nie myśląc długo spojrzał na świstek papieru: "Jeśli chcecie zmian, chcecie być silnym narodem, wysłuchajcie słów prawdy o północy!"
Zgniótł kartkę, niewiele rozumiejąc czym ma być ta informacja. Jednak bardzo mu to śmierdziało czymś niedobrym, dlatego postanowił przeczekać jeszcze te pół godziny...
Nagle barman podszedł do niego, za pięć dwunasta...
-Zamykam lokal, żegnam...
-Chwała Ludowi Kaedwen.
Odparł mu od razu, licząc że nie bez powodu usłyszał te dziwne "hasło". Mężczyzna przed nim się uśmiechnął.
-Brata przyjmiemy zawsze. Stawiam kolejkę.
Stwierdził, potwierdzając Sebastianowi, że coś się tutaj odpierdala, lecz nie miał zamiaru tego przerywać i niczym szpieg, rozszyfrować to od środka. Dlatego przyjął kielich wódki, skoro robota tego wymaga i odwrócił się w stronę sali karczemnej, gdzie grupa mężczyzn zaczęła rozsuwać stoliki, by zrobić miejsce. Ta mała społeczność była dosyć zorganizowana, a znalazłyby się nawet kobiety. Większości z nich nie widział wcześniej w tym barze, więc musieli przyjść z miasta. Co się działo...?
Wtem, równo o północy, na sam środek lokalu wyszedł mężczyzna, lekko pomarszczony, o siwiejącej gęstej brodzie i ułożonych włosach. Miał na sobie błękitny mundur, widać że oficerski, ale już przestarzały. Kordo nasunęły się wnioski, że musiał być to jakiś weteran, albo były żołnierz, bo jeśli dezerter, to już by go tu z nimi nie było. Wszyscy na sali umilkli, aby się na nim skupić.
-Witajcie, obywatele Kaedwen! Nazywam się Irvin Terazias! Pochodzę z pospólstwa, jak Wy! Za młodu pracowałem na farmie, więc nie mam żadnego szlachetnego pochodzenia, niczego co czyniłoby mnie ważniejszym w tym mieście! Szybko wstąpiłem do armii, nawet awansowałem w hierarchii! Lecz odszedłem, gdy zrozumiałem, że wszystko co robię, śmierć którą widzę, wszystko jest pod zachciankę tych, którzy siedzą nad nami i zajadają się najlepszymi przysmakami, gdy inni nie mają co do garnka włożyć! Widziałem kobiety, które co noc musiały oddawać się obrzydliwym majętnym starcom, aby ich dzieci nie pomarły z głodu i mrozu! Widziałem mężczyzn, którzy tracili kończyny, czy bliskich w walce dla Imperium, lecz nawet nikt ich na odchodne nie poklepał po ramieniu, a sprawa wcale nie była DLA IMPERIUM, była dla tych, którzy NIM KIERUJĄ! Drodzy obywatele naszej wspaniałej, choć zagrożonej ojczyzny! Czy nie widzicie tego, co arystokracja z nami robi! Co robi od setek lat, a choć jest nas więcej po stokroć, my dajemy sobą pomiatać?! Ludzie, co to jest sprawiedliwość na tym padole, gdy jednego życie znaczy tyle co nic, a drugiego chronione jest masą gwardzistów, tylko dlatego, że urodził się z koroną na głowie?! Monarchia to zaraza, od której cierpimy nie tylko my, ale i inne narody! Spójrzcie co się dzieje! Wybuchła wojna kontynentalna, bo dwóch wielkich mocarzy się ze sobą pokłóciło! A ile istnień to odebrało?! Dawniej nasz kraj miał kogoś, kto troszczył się zarówno o lud, jak i o Kaedwen, legendarny Wielki Imperator, lecz co z tego mamy obecnie...? Jego już od dwóch wieków nie ma, a my nie możemy żyć przeszłością, powinniśmy iść do przodu! Kaedwen potrzebuje zmian! Kaedwen potrzebuje równości, gdzie każdy obywatel będzie miał tyle samo i nikt nie będzie gorszy od drugiego i nikt nie będzie głodował! Gdzie to lud będzie decydował o sprawach ważnych i ważniejszych, a nie ci którzy nigdy ulicy nie widzieli na własne oczy! Ogłaszam Wam, drodzy obywatele, ja, Irvin Terazias, że Nasze Kaedwen się zmieni, wypleniając raka, jakim jest chciwa monarchia! Socjalizm to jedyne lekarstwo na tę chorobę! Precz z Jednorożcami! Precz z Anną! Chwała Ludowi Kaedwen!
Wykrzykiwał, a chwilę później wszyscy inni też, ujęci jego charyzmatycznymi i magicznymi słowami o dobrobycie. Sebastian był zmieszany, a można powiedzieć, że przerażony. Do niego te ułudy nie trafiały, gdyż był rojalistą, lecz nie w tym rzecz. Zrozumiał, że Anna ma nowego wroga. Irvina Teraziasa, którego piękne słowa mogły doprowadzić do wewnętrznego rozłamu. I jak najszybciej musiał o tym poinformować dwór...
Offline
Strony: 1