Nie jesteś zalogowany na forum.
MG = Bartholomeow Black, Lisa Lethis
Nowo poznana ze sobą dwójka przemierzała ponure uliczki, nie opuszczając rynsztoka, bo najwidoczniej, wspomniany znajomy należał do tego świata. Black czuł się bardzo wyobcowany z tego środowiska, dużo lepiej ubrany i zadbany. Z tego powodu wszyscy patrzyli na niego jak na największą gnidę w Allanorze. Było tu zupełnie inaczej, niż w Evermoon, o czym sobie mógł przypomnieć.
W końcu dotarli do sklepu, którego szyby były tak brudne, że nic nie można było przez nie dostrzec. Szyld głosił napis: "Najlepsze towary u mnie!" a złotowłosy zaczął się zastanawiać, czym są te przedmioty handlowe...
-Pracuje tam gość, którego wszyscy nazywają "Paser". Albo tak ma na imię, nie wiem. On wie o wszystkim co się dzieje, zna też każdego. Lepszego źródła informacji nie znajdziesz. Jeśli on mówi, że widzi słońce, a panuje noc, to wszyscy idą kupić okulary.
Poinformowała, robiąc dobrą renomę, a Łowca stwierdził, że temu miejscu potrzeba czegoś więcej, niż opinii. Może remontu? Kwarantanny? Cholera wie, po prostu weszli do środka z charakterystycznym dzwoneczkiem nad framugą. O dziwota, w środku nie było wcale lepiej.
-Zapraszam klientów, zapraszam, u mnie dostaniecie wszystko, a jak czegoś nie mam, to znaczy, że to nie istnieje!- Powitał ich mężczyzna z lekko odstającym brzuchem, łysy i brodzie gęstej, siwej. -O cholera, Lisa?
Dopowiedział, rozpoznając te rude kudły, a ta uśmiechnęła się podchodząc do lady.
-Ludzie nabierają się na te teksty?
Spytała rozbawiona, a ten machnął ręką.
-Muszą, poza mną mają tu tylko warzywniak i lombard. A kogo przyprowadziłaś...?
Spytał, kierując spojrzenie na Arystokratę, który przyglądał się dziwnym bibelotom zza gabloty, oraz elementom od maszyn. Wątpił, aby to wszystko zakupił. Lecz szybko wypadł z letargu, wiedząc że mowa o nim.
-Kogoś, kto szuka informacji.
Odparł od razu, a Paser zaśmiał się krótko.
-One kosztują...
-Mam pieniądze...
-...czasem kosztują życie...
-Mam bardzo dużo pieniędzy.
Zakończyli gierkę słowną, a szemrany sprzedawca znowu się zaczął śmiać, wymachując mu palcem, że niezły z niego zawodnik. Panienka Lethis zaczęła się jednak niecierpliwić.
-Paserze, mój kolega chciałby dowiedzieć się, czy znasz jakiegoś Josepha Rickardsa.
Wytłumaczyła, a ten zaczął gładzić swoją brodę, w której Black miał wrażenie, że mogły mieszkać wszy. Chciał bardzo opuścić to miejsce.
-Znam. Chyba z dziesięciu. Trzech już nie żyje. Lewe sprawy. Konkretów potrzebuję.
Objaśnił wymijająco, zaś Ostatni Łowca westchnął, wyjmując swój portfel, a z niego kilka banknotów i położył je na ladzie. Paser popatrzył na nie i znów na Blacka. Złotowłosy uśmiechnął się sztucznie i dołożył jeszcze kilka. Wtedy handlarz informacjami wziął pieniądze do ręki, liznął kciuk i zaczął je przeliczać. Jak się wszystko już zgadzało, schował gotówkę i oparł się o ladę, aby wysłuchać wspomnianych konkretów.
-Wynalazca i zbrojmistrz, dobrze ubrany. Przyjechał tu kiedyś z Evermoon.
Opisał, a ten znów pogładził brodę, tym razem zastanawiając się już na serio.
-Taaa... ten akurat jest wyjątkowy. Też odwiedził mój sklep, kiedy tu przybył...
-Po co?
-...bo chciał tego co Ty. Informacji. Lecz on akurat pytał o Królową Kanibalkę, oraz Wielkiego Inkwizytora, co o nich wiem. Poinformowałem go, że baba jest szurnięta, wpieprza swoje sługi, oraz jest marionetką Inkwizycji, z kolei Wielki Inkwizytor siedzi w Świątyni, nikt go nigdy nie widzi i rozkazuje na prawo, oraz lewo. Nie kazałem mu płacić, bo nie było to coś, czego nie gadałby każdy na ulicy. Potem odszedł i już nikt go nie widział.
Objaśnił, a Black zaczął się zastanawiać nad ciekawością swojego przyjaciela. Przypuszczał, że Joseph chciał dowiedzieć się czegoś o swoim przyszłym pracodawcy, tak jak pisał w liście.
-Więc może być w pałacu...
Mruknął.
-To już zapomnij o nim, tam się nie wchodzi, a jak już, to na pewno nie wychodzi.
Wtrąciła Lisa, a złotowłosy wiedział, że od tak nie wpuszczą go do siedziby Królowej. Musiał w takim wypadku to dokładnie zaplanować, na spokojnie, z dala od tego miejsca.
-Dzięki. Żegnam.
-Polecam się na przyszłość!
Rzucił mu na odchodne, a Black od razu po wyjściu ze sklepu na brudny bruk, wyjął z kieszonki od wewnętrznej strony płaszcza, papierośnicę, a z niej jednego papierosa, który odpalił z pomocą nowoczesnej zapalniczki żarowej. Pociągnął pierwszego bucha, a po chwili pojawiła się rudowłosa dziewczyna.
-Wiesz, że palenie jest niezdrowe...?
Spytała, a ten spojrzał na nią jak na irytującą młodszą siostrę. Niestety musiał jej przyznać rację, lecz z tego nałogu nie mógł się wyrwać od czasów śmierci Maxwella, którą zaczął przeżywać w tak dużym stopniu, że potrzebował antystresowej odskoczni. A teraz, gdy takie sprawy się przedawniały, nie można było od tak odpuścić...
Nagle pod murem dostrzegł jakiegoś leżącego mężczyznę. Jego wyczulone zmysły od razu przestrzegły, że ów człowiek był martwy. Podszedł do zwłok i przy nim klęknął.
-Fuuuj, jesteś hieną cmentarną?
Spytała, obserwując to z daleka, a on dostrzegł na szyi nieboszczyka dwa przebicia, jakby od kłów, oraz zaschnięta krew na ubraniach.
-Wampir...
-Norma. Pewnie Casimir to zrobił.
Odpowiedziała, a ten wstał, odwracając się w jej kierunku.
-Że kto...?
-No, Casimir La’Vaqua. Stary krwiopijca, który trzęsie tym miastem. Boją się go bogaci i biedni. Tak jest od lat.
-Nie wydajesz się nim przerażona.
-Bo nigdy nie zabił niepełnoletniego. Bardziej to martwię się o swoją starszą siostrę. Zbyt interesuje się tym tematem. Mam wrażenie, że wpędzi się w kłopoty...
Wyznała, a w Blacku wzbudziła tym zainteresowanie. Wampiryzm był odnogą demonologii, którą zresztą zajmował się Zakon Łowców. Co prawda instytucja upadła, jednak Bartholomeow wciąż był łowcą, a to zobowiązywało, aby nie zostawiać tej sprawy od tak.
-Przedstawisz mnie siostrze? Może wiedzieć o nim dużo więcej. Chciałbym to zbadać.
Zapytał, biorąc bucha, a ta zrobiła wielkie oczy.
-Na prawdę dziwny jesteś. Mogę przedstawić, lecz to samobójstwo, w którym nie masz interesu... a poza tym, to czy nie szukałeś przyjaciela...?
-Może nie, może tak. Jednak znam się na tym. Zaś Joseph nie ucieknie. Prowadź.
Odparł, mogąc się pochwalić doświadczeniem, w które jednak Lisa powątpiewała. Jednak dostosowała się, on zaś dopalił papierosa, zdeptał peta i ruszył za rudowłosą...
Offline