Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2019-12-13 17:07:05

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 79.0.3945.79

...zła się nie ulęknę (Part IV)

MG = Bartholomeow Black, Gascon


Black jeszcze długo musiał się pokręcić po mieście, gdyż na karteczce z adresem pobytu przyjaciela Annabell, była dopiska z godziną 22:00. Nie do końca domyślał się, dlaczego podała tak późną porę. Podejrzewał, że pewnie owy Gascon będzie wtedy w jakimś barze, gdyż są ich setki, a on wcale nie musi znać ich wszystkich. Niemałym jednak zaskoczeniem było, kiedy udał się na miejsce docelowe i zobaczył przed sobą gigantyczny budynek z wielkim napisem "Oddział Szpitalny"...
-Że co...?
Spytał sam siebie, upewniając się, czy aby na pewno dobrze trafił. Jednak wszystko się zgadzało, dlatego wszedł do szpitala o konkretnej godzinie. W środku uderzył go intensywny zapach medykamentów i ludzi chorych. Czyli nic przyjemnego, jak zwykle. Jedyna żywa dusza na izbie przyjęć siedziała na recepcji, dlatego podszedł trochę niepewnie.
-Przepraszam, mam bardzo głupie pytanie. Szukam mężczyzny imieniem Gascon...
Zaczął, a ta spojrzała na niego jak na dziwaka, po czym wróciła do czytania książki.
-Mówi Pan o Doktorze Gasconie, jak mniemam. Pokój 66, drugie piętro, prawe skrzydło. Pan na wizytę umówiony?
Odpowiedziała, lekko go szokując. Lekarz? Spodziewał się pijaczyny, lecz to mu nawet pasowało.
-Em... mam podaną godzinę 22:00 ale...
-To proszę się śpieszyć, Doktor już musi czekać niecierpliwie.
Przerwała mu i wróciła do ignorowania wszystkiego wokół. Bartholomeow zmieszany ruszył do skrzydła prawego, na piętrze drugim, pod drzwi z numerkiem 66. Kulturalnie zapukał do drzwi, lecz bez odpowiedzi. Nagle...
-Ej! Ignorancie, kolejka jest, ja jestem następna!
Rzuciła jakaś babina, lekko znerwicowana, a inni w poczekalni też spojrzeli na niego jak na kryminalistę. Pacjenci o tej porze...?
-Przepraszam, ale mam podaną godzinę 22:00...
-No to co, niecnoto?! Ja miałam podaną godzinę 15:00 i dalej czekam, teraz będzie moja kolej!
Nakrzyczała na niego, a ten aż pobladł na myśl, że nawet pomimo umówionej godziny można sobie tak poczekać z 7 godzin. Ale on nie miał zamiaru tyle tu siedzieć, gdyż choroba nie trawiła jego, a miasto. Jednak Allanorski Fundusz Zdrowia ma swoje priorytety...
-Proszę wybaczyć, lecz to ja muszę wejść teraz.
-Jak ja Ci zaraz laską strzelę...!
Nagle otworzyły się drzwi do gabinetu, z którego wyszła jakaś kobieta, wymijając ich wszystkich. Chwilę później wyłonił się lekarz w białym kitlu. Wyglądał dosyć charakterystycznie. Blada skóra, krucze włosy do ramion, kilka małych blizn przy prawej brwi, no i twarz niezwykle młoda, jak na tak poważną profesję. Popatrzył to po zamieszaniu, aż uwagę skupił na Blacku. Gdy ich spojrzenia się złączyły, złotowłosy poczuł dziwny niepokój, chyba domyślając się kim może być ten Gascon...
-Annabell Lethis?
Spytał, kierując pytanie do Łowcy, który domyślał się, że było słychać te krzyki.
-Em, tak. Wizyta za Annabell.
-Dobrze, jeśli Pani Lethis oddała wizytę, to zapraszam.

Powiedział i wrócił do gabinetu, unikając spojrzeń pacjentów i krzyków staruszki, zaś Black wszedł tam za nim, zamykając za sobą drzwi, jakby dotarł do bezpiecznego azylu. Dopiero wtedy znowu skupił uwagę na mężczyźnie, który zdjął swój lekarski kitel, zamiast niego nakładając czarną kamizelkę i podciągając rękawy od białej koszuli. Doktor otworzył drzwi tarasowe w gabinecie, którymi wyszedł na świeże powietrze. Złotowłosy niewiele myśląc poszedł za nim, stwierdzając że niezły ma stąd widok.
-Bartholomeow Black. Dziwię się, że Annabell nie ostrzegła mnie o tym, że jesteś... wampirem.
Przedstawił się, od razu zarzucając obiekcje, które go naszły już w holu. Posiadacze symboli łowców zawsze mieli bardziej rozwinięte zmysły poznawcze od innych ludzi.
-Doktor Gascon, miło mi. Lecz mówmy sobie imionami. Panna Lethis chroni moją osobę przed osobami niepożądanymi, którzy chcieliby zrobić mi krzywdę. Skoro przysłała do mnie samego łowcę, to chyba musiała Ci zaufać, a Ty nie masz złych intencji.
Odpowiedział, zachowując spokój, oraz dostojność. W głosie Gascona można było dosłyszeć starcze doświadczenie, które nasuwało na myśl, że był on wiekowym krwiopijcą.
-Skąd wiesz, że jestem łowcą...? Mój symbol jest nieaktywny.
Zapytał bardzo ciekaw równie sprytnej przenikliwości, na co Wampir zaśmiał się przez zęby, które wyszczerzył. Od razu można było dostrzec dwa siekacze o nieludzkiej długości.
-Żyję na tym świecie wystarczająco długo, by mieć już pewne doświadczenie. Ale mam wrażenie, że jesteś chyba ostatnim przedstawicielem swojego fachu, prawda? Słyszałem o strasznym wydarzeniu w klasztorze nieopodal Evermoon. Moje kondolencje, zwłaszcza jeśli rozdrapałem stare rany.
Przemówił z niewiarygodną dozą życzliwości, której ciężko było szukać u jakiegokolwiek mieszkańca Allanoru. Coś musiało być w tej nieskończenie długiej kolejce do niego.
-Nie rozdrapałeś, Gasconie. Stare dzieje, które wydają mi się niezwykle odległe. Zanim jednak przejdziemy do meridium sprawy, powiedz mi, co z tymi za drzwiami? Nie znienawidzą Cię za takie wyróżnienie mnie...?
Zapytał, gdyż ciekawość w nim wygrywała, co było zrozumiałe dla Wampira, który odwrócił się w stronę księżyca, podziwiając jego niezwykłe piękno. Aż dziw, że w tym świecie, to on miał siłę większego przebicia przez chmury, niż słońce.
-Lekarzy nienawidzi się z przekonania, albo z oszczędności. Więc nie martw się, Barth. Pozwól, że będę używał skrótu Twego imienia, gdyż niewygodnie ono długie.
Poprosił, a ten kiwnął głową, ale coś mu tu nadal nie pasowało.
-A gdy są krwiopijcami? Jest to jakiś wyjątek od reguły?
-Nie, jeśli potrafi się opanować nałóg, jakim jest krew. Ja jestem abstynentem. Raz w życiu posmakowałem krwi i pożałowałem tego na całą wieczność. Wolę pomagać ratować życie, niż je odbierać. Tak więc jestem tu, na nocnych zmianach. Allanor jest zbyt liczny, aby kliniki funkcjonowały tylko za dnia. Z początku było ciężko, jeśli to miałeś na myśli. Jednak nigdy nie skrzywdziłem pacjenta. Panienka Lethis od lat wspiera mnie w prowadzeniu takiego stylu życia. Godnego człowieka.

Odpowiedział, zapewniając, że nie stanowi zagrożenie. Black na przykładzie Azazela wiedział, że nie należy wrzucać wszystkich do jednego wora. Też dlatego z nim teraz rozmawiał.
-Ciekawa przyjaźń. Ludzka kobieta, oraz wampirzy mężczyzna. Jak do tego doszło?
Skomentował zaintrygowany tym faktem, a kruczy doktor uśmiechnął się pod nosem.
-Długoletnia przyjaźń istnieje wtedy, gdy czworo uszu nie ma problemu ze słuchem. Annabell jest moją pacjentką od dawna, jednak tajemnica lekarska zabrania mi mówić dlaczego. Pewnego razu przypadkiem uśmiechnąłem się za szeroko i dostrzegła kły. Spodziewałem się strachu, lecz ta znała mnie już tak dobrze, że odnalazłem zrozumienie i kogoś na kim mogę polegać. Liczę, że też kiedyś tego doświadczyłeś.
Odpowiedział na wszystko z uśmiechem, za co Black był wdzięczny, choć ostatnia wypowiedź przypomniała mu o Josephie, którego wciąż musiał odnaleźć.
-Tak. To przyjaźń ostatecznie doprowadziła mnie tutaj, z prośbą...
-No dobrze, powiedz mi, co mógłbym dla Ciebie zrobić?

Zapytał uprzejmie, zakładając ręce do tyłu. Wampiry zawsze mylą ludzkie oko, jednak ten nie budził niepokoju. Łowca wiedział jedno, Gascon musiał być Wampirem Średnim, inaczej nie traciłby czasu na rozmowę z nim.
-Muszę się dostać do pałacu Królowej. Aby to zrobić, muszę mieć powód. Słyszałem o Casimirze La’Vaqua, który stanowi zagrożenie dla Allanoru. Jestem zmuszony go zabić.
Poinformował, zaś lekarz zaczął się śmiać.
-Przepraszam, to było wysoce nieuprzejme, jednak musisz zrozumieć moje myśli. Ten o którym mówisz jest Wampirzym Lordem, władcą mojego gatunku w całej prowincji. Nie jesteś w stanie tego zrobić, o ile nie jesteś wampirem. Ja sam dawno bym to zrobił, gdybym mógł, bo mam z nim niewyjaśnione sprawy...
-A co Cię powstrzymuje...?

Dopytał, a ten westchnął, wracając spojrzeniem na księżyc.
-Wampiry Wyższe cierpią na pewną przypadłość, która na szczęście nas nie dotyczy. Żeby zyskać pełnie mocy ofiarowaną przez Demona, musi ten ów osobnik, skosztować ludzkiej krwi. Do tego czasu, zatraca się w szaleństwie, wywołanym głodem. Oczywiście nie musi się to zakończyć śmiercią ofiary. W taki sposób zrodziło się wielu Wampirów Średnich. W tym ja. Byłem pierwszą ofiarą Casimira, po jego odrodzeniu. Nie mogę go zabić, Barth. Nie ze względów etyki, czy honoru. Zwyczajnie łączy nas krew, przez którą wszystkie moje obrażenia jakie bym mu zadał, nie zranią go nawet. Wampir Średni nie jest w stanie jakkolwiek skrzywdzić swojego stworzyciela. Choć chciałbym, nie mogę. Jest na mnie odporny. Lorda zabić może tylko inny Lord…
-Lub Łowca.

Wtrącił Black.
-Lecz to nigdy się nie zdarzyło. Wszystkie takie próby kończyły się kilkoma sekundami rzezi, z tego co mi wiadome. Zastanawiałeś się, Barth, czemu tak mało jest Wampirzych Lordów, choć wystarczy kilka rytuałów i wsparcie Demona…? Wampir Wyższy to król, zaś ziemia na której obcuje, jest jego królestwem. Nie może być przecież dwóch władców. Gdy narodzi się nowy Lord, instynktownie staje się wrogiem ówcześnie panującego. Zaczyna się między nimi walka o terytorium, które kończy dopiero wyłonienie potężniejszego. W końcu ludzie sami zrozumieli, że to niebezpieczne, mierzyć się z kimś kto już kiedyś taką walkę odbył i musiał wygrać, skoro wciąż istnieje, więc zaprzestano takich praktyk. Dlatego w każdej prowincji jest tylko jeden Wampir Wyższy. Dlatego, Barth, Casimir jest niezwykle groźny. Nie zapomnę historii o dalekiej krainie, gdzie w jednym czasie było, aż trzech Lordów… ta wojna między nimi była tak kosztowna w krew i niewinne żywota, że kraina ta, została całkowicie wyludniona. Nie wiem czemu wasz Zakon Łowców tak bagatelizował ten problem. Teraz jednak się już tego od nich nie dowiemy…
Objaśnił mniej znane fakty z książek, a bardziej prywatną wiedzę wewnętrznego kręgu gatunkowego. Gascon coraz bardziej zniechęcał do tego Blacka, jednak ten kręcił głową, jakby walczył z całym tym pesymizmem.
-Trudno. Mojemu przyjacielowi grozi niebezpieczeństwo w pałacu. Jeśli się nie wyróżnię, jeśli się poddam, to go zawiodę. Może jest potężny, lecz wciąż jestem Ostatnim Łowcą, nie bez powodu. Dziękuję jednak, że potwierdziłeś moje podejrzenia. Wiem przynajmniej z czym się mierzę...
Powiedział z kiwnięciem głowy i już zaczął zmierzać w stronę drzwi do gabinetu, kiedy to Gascon zmienił się w obłok dymu, po chwili formując swój kształt przed złotowłosym.
-...nie wiesz jednak gdzie go szukać. Ja wiem. Zaprowadzę Cię do jego leża.
Zaoferował pomoc, co zaskoczyło Bartha bardziej, niż ta sztuczka z teleportacją.
-Dlaczego to robisz...?
Zapytał, znów wywołując uśmiech na bladej twarzy krwiopijcy.
-Bo obojętność jest najłagodniejszą formą okrucieństwa...

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
kursy projektowania wnętrz | studnie głębinowe limanowa | lab laser przedstawiciel | balustrady szklane warszawa | tanie przeprowadzki warszawa