Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
MG = Akashi, Hikari
Nastał kolejny wieczór, zaś posiadłość Satake została obstawiona patrolami, odkąd zapowiedź wojny stała się realnym zagrożeniem, a nieznany był dzień ataku. Hikari nie mogła spać, więc w towarzystwie licznych służek wędrowała z punktu do punktu, doglądając przygotowań. Martwiła ją jednak nieobecność jej samuraja, który przez ostatni czas był ciągle na nogach. Dopiero teraz dopadła ją straszna myśl, co może być na rzeczy, więc niezwłocznie udała się do jego pokoju. Nim jednak pozwoliła sobie na wejście do środka, odesłała towarzyszące jej kobiety, aby nie przeszkadzały.
Hikari powoli odsunęła drewnianą zasłonę, aby wejrzeć do środka. Zobaczyła to, czego się spodziewała.
Akashi siedział na kolanach, w pozycji medytacyjnej, a z jego oczu wypływała krew. Starał się brać głębokie oddechy, bo przez nos zaczynał się krztusić.
-Tora…
Wyszeptała, wchodząc do środka, zaś Samuraj zdając sobie sprawę z jej obecności, chciał szybko zmienić pozycję na jedno kolano w geście szacunku wobec niej, lecz osłabione ciało mu nie pozwoliło, przez co utracił równowagę, musząc podpierać się rękoma o podłoże.
-Pani…
Wyszeptał, próbując wciąż obrać właściwą pozycję, lecz jego próby były żałośnie przykre, co kroiło serce Hikari, zmuszonej podbiec do niego i paść przed nim na kolana, dłońmi obejmując jego twarz. Krew szybko spłynęła na jej palce, a on przez jej ciągły napływ, nie mógł wyraźnie dostrzec jej twarzy.
-To znowu się dzieje, Tora… Demon próbuje zwalczyć Twe ciało… Musisz być silny, Tora…
Powiedziała, próbując powstrzymać łzy, zaś Akashi czuł poniżenie spowodowane własną bezsilnością.
-Moja Pani… nie zawiodę…
Wydukał, czując jak mu się robi słabo, a w głowie wiruje. Miał wrażenie, jakby był na skraju jawy.
-Tora, miałeś się oszczędzać… nie pozwalać osłabiać ciała, by nie kusić demona…
-Żyję by służyć, Pani. Moje życie nie jest warte Twego, Moja Pani…
Przerwał jej, opuszczając głowę, zaś Hikari powoli położyła swoje dłonie na udach, brudząc krwią sukienkę. Patrzyła na niego z zaszklonymi oczami.
-D...dlaczego… dlaczego…- Zająkła łamliwym głosem, przez co ten znów próbował ją dostrzec. -...dlaczego musisz być taki głupi?!- Krzyknęła, a łzy zaczynały spływać jej po policzkach. -Dlaczego Twoje życie jest mniej warte?! Dlaczego musisz się cały czas poświęcać nie patrząc na siebie?! Dlaczego nie rozmawiasz ze mną, nawet gdy o to proszę?! Dla...czego musisz być taki okrutny dla mnie…?
Płakała, coraz bardziej tracąc siły w głosie, kuląc się, jakby ktoś uderzył ją w brzuch, zaś paznokcie zatopiła we własnej skórze, nie panując nad emocjami.
Samuraj patrzył na nią, nie mogąc zebrać myśli. Nie rozumiał. Nie rozumiał dlaczego zadał tak wielki ból swej Pani…? Dlaczego mówiła rzeczy tak bardzo sprzeczne z jego zasadami…? Czemu stawiała go w tak trudnej sytuacji, z której nie było dobrego wyjścia…?
-Przepraszam, Pani… Robię wszystko, by zapewnić bezpieczeństwo… Nie ma nic ważniejszego, niż Twoje dobro, Moja Pani…
Przemówił w końcu, wysuwając ręke do przodu, aby ją chwycić, lecz bardzo szybko zwątpił w to, cofając ją na swoje miejsce. Wtedy poczuł, że krwawienie ustało, a napływ słabości przestał być taki dokuczliwy. Wtedy też, Hikari podniosła głowę, by znowu na niego spojrzeć. Jej rozmyty makijaż i przekrwione oczy były zawodem dla Samuraja. Sam czuł się, jakby ją zawiódł.
-Jeśli umrzesz, Tora, z pewnością nie będę już bezpieczna. Ani nie przyniesie to nic dobrego dla mnie. Nie zmienisz się, lecz musisz usłuchać rozkazu… Zabraniam Ci opuszczać ten pokój, aż na to nie pozwolę.
Powiedziała, ocierając oczy, po czym powoli wstała. Zerknęła na niego jeszcze na moment, by skierować się do wyjścia.
-Tak będzie, Pani.
Odpowiedział tylko, co na moment ją wstrzymało przy wyjściu, lecz nie mógł dostrzec jej wyrazu twarzy. Po chwili po prostu wyszła, pozostawiając Samuraja w tym chaosie myśli. Chyba wtedy, jego wzrok powędrował na maskę demona...
Offline
Strony: 1