Nie jesteś zalogowany na forum.
MG = Bartholomeow Black, Annabell Lethis, Lisa Lethis, Gascon
Na porządkowaniu salonu się nie skończyło, bo za namową Annabell, Pan Dworu Blacków zarządził remont generalny posiadłości, a przynajmniej od strony wewnętrznej, by nie zbankrutować. Prace trwały dwa miesiące, tyle też czasu potrzebowali wszyscy, aby się otrząsnąć. Niestety problem był taki, że sytuacja z odnalezieniem Josepha i ewentualnym ratunkiem, stała w miejscu.
Tego dnia, Bartholomeow wyprawiał ucztę, na którą zaprosił swoich przyjaciół. Wpierw zjawiły się panienki Lethis, a na końcu, do drzwi zapukał...
-Gascon!
Powitał go Łowca, a Wampir odziany w ładny frak jak przystało na kolację uroczystą, uśmiechnął się i ukłonił.
-Miło Cię widzieć, Barth. Muszę przyznać, że domostwo masz wielkie, choć w nocy wygląda mrocznie.
-Liczy się to co w środku. Wejdź.
Doktor wszedł do środka, które było w dużo lepszym standardzie, niż wcześniej. Wiele pieniędzy na to poszło, jednak nie w tym rzecz. Annanell zaszczepiła w nim dziwną wizję, przekształcenia tego miejsca w swoją bazę wypadową. Czemu nie.
-Panno Annabell, jak się czujesz?
Spytał Doktor, ucałowując dłoń starszej Lethis, a ta uśmiechnęła się z tego powodu.
-Wszystko w porządku. Chodź, Bartholomeow się postarał.
-Wierzę.
Po upływie jakiejś godziny, wszyscy byli po posiłku, którym była wystawna kolacja. Black rozlał gościom wina na lepsze trawienie, zaś Lisa dostała sok, pomimo podszeptów, że chętnie alkoholu by spróbowała. Łowca zajął swoje miejsce, opierając się wygodnie o krzesło, mając dobry widok na wszystkich.
-Spisałeś się Barth, muszę przyznać.
Zaczął Gascon.
-To prawda, kolacja była świetna. Dziękujemy.
Dodała Bella.
-Mógłbyś być kucharzem.
Wtrąciła Lisa. Black zalany tymi komplementami nie wiedział nawet co odpowiedzieć. Nigdy nie miał okazji organizować takich spotkań, zwłaszcza że przez ostatnie lata samemu stołował się w hotelu. Ciekawe co Maxwell i Joseph powiedzieliby na taką wieczerzę. Choć Rickardsowie słyneli raczej z zajadania się suchym chlebem i popijaniem wódki, nie zwykli do takiego pleneru, w przeciwieństwie do jego obecnych gości tej imprezy.
-Jesteście za dobrzy.- Odparł z łagodnym uśmiechem i skupił wzrok na Wampirze. -Gasconie, jak się miewasz? Mam na myśli…
-Znamię, tak? Nie martw się, jak widzisz, jestem tu przed Tobą. Kilku krwiopijców podjęło wyzwanie dopadnięcia mnie, lecz nie podołali.
Wyjaśnił, zaś Annabell skryła usta za palcami.
-Nie mówiłeś, że Cię atakowali…
-Wiem, proszę, wybacz mi, lecz uznałem to za mało konieczne. Nie chciałem Was niepokoić.
Pokiwał głową i upił wina, zaś Złotowłosy westchnął głęboko. Czuł się źle, że skazał Gascona na banicje w jego świecie. Ale nie odkręci tego, a towarzysz nie powie mu w twarz, że zawinił. To jeszcze bardziej go trapiło, co oczywiście Gascon dostrzegł.
-Porzućmy ten temat. Barth, powiedz mi, gdzie Twoja towarzyszka życiowa? Myślałem, że po odremontowaniu posiadłości przyjedzie tu z Evermoon…
Zmienił temat, chwytając się kiedyś zasłyszanych informacji, a spojrzenie dwóch panienek Lethis zarzucone Bartholomeowi, sugerowało że sytuacja wymagała wyjaśnienia.
-Mówisz o Annie? Nie jest moją… towarzyszką życiową. Był to przelotny romans, jak każdy zresztą.
-Przykro mi to słyszeć. Mogę spytać, co było powodem rozstania? Wedle historii z Evermoon, wszystko zdawało się kierować na dobre tory.
Dodał, a dziewczyny tylko słuchały, zaciekawione, przez co Black czuł się jak na przesłuchania, więc zapił to winem.
-Z początku, tak. Z czasem jednak przypominała mi już tylko o złych wspomnieniach. Będąc przy niej, więziłem swe serce w Evermoon, przy wspomnieniu o wszystkich bliskich, których utraciłem. W dodatku nie chciała, abym wracał do Stolicy. Wolała wyjechać w przeciwnym kierunku. Tak też zrobiła.
Objaśnił na spokojnie, co Gascon musiał przetrawić, chcąc pojąć tok myślenia Łowcy. Może nawet był w stanie to przyrównać do własnych przeżyć.
Wtedy Lisa oparła się o blat, spoglądając po Blondynie.
-Wiem co czujesz. Tęsknie czasem za rodzicami.
Powiedziała, co wprawiło Belle w małą konsternacje. Jakkolwiek by się nie starała, nie zastąpi swojej siostrze własnej matki, czy ojca. Chyba tylko Bartholomeow to w pełni widział, oraz rozumiał.
-Maxwell był dla mnie jak ojciec. Jego brat, którego poszukuje, zaś jak szalony wuj, z którym lubi się rozmawiać o wszystkim. Może dlatego tak chce go spotkać. Ratować. Jest częścią mojej rodziny.
Uśmiechnął się pod nosem, na co Gascon oparł się bardziej i zastukał w kieliszek.
-Co się tyczy Josepha, myślę że wkrótce go zobaczysz.
Wtrącił Wampir, a zielone oczy Blacka jakby bardziej się otworzyły.
-Co masz na myśli, Gascon…?
-Ze względu, że plan z pokonaniem Casimira nie powiódł się, a ja czułem się pośrednio temu winny, ubiegałem się o audiencje u Królowej Marie… dla Ciebie. Może uda Ci się choć na chwilę go zobaczyć…
Przedstawił sytuację, która wydawała się mieć korzystny obrót, lecz rodziła jeszcze więcej pytań.
-Jak udało Ci się tego dokonać? Przecież wcześniej zdawało się to niewykonalne…
-Prawda, lecz podjąłem próbę. Chyba nie doceniłeś swego znaczenia w tym świecie, Barth. Królowa chętnie spotka się z "Ostatnim Łowcą Demonów"...
Uśmiechnął się, pokazując kły, a Black przełknął ślinę.
-Czyli… polowanie na Casimira… Twoje znamie zdrajcy… to wszystko było na marne?
Spytał, czując się, jakby ktoś go kopnął w brzuch, choć Doktor przecząco pokiwał głową.
-Nic nigdy nie jest na marne, Łowco. Twoja próba zgładzenia Lorda Wampirów odbiła się echem po Stolicy. Może tylko dlatego Królowa się Tobą zainteresowała. Bo na co jej jeden łowca, gdy instytucja Zakonu upadła? Nie odbierz tego jako obelgę, po prostu…
-Rozumiem. Ludzie porzucili nadzieję na odbudowanie Zakonu i radzą sobie sami. Ja zaś jednak szturchnąłem niedźwiedzia, skupiając na sobie wzrok wszystkich w Allanorze.
-Dokładnie.
Zapadła cisza, bo Black musiał to przeanalizować na nowo. Dopiero Bella przerwała ten stan zastygu atmosfery.
-W takim razie jest to dobra nowina. Dowiesz się, jak miewa się Twój przyjaciel. Ale Barth, uważaj na Królową. Podobno jest kapryśna i bezwzględna…
Upomniała go, na co Złotowłosy opróżnił kieliszek.
-Pewna istota nauczyła mnie, że nie taki demon straszny, jak go malują...
Offline