Nie jesteś zalogowany na forum.
EPILOG: BOSKA INTERWENCJA
MG = Gabriel, Joseph Rickards, Królowa Marie
Wynalazca pracował przy prototypie karabinu szybkostrzałowego, lecz ze stresu co chwila coś zawalał. Dlaczego? Ostatnio podsłuchał strażników, jakoby komuś kończyła się cierpliwość wobec niego. W dodatku coraz rzadziej pozwalali mu wychodzić z tej maszynowni. Więzy się zaciskały, a czas się kończył. Przecierał oczy, jakby mając nadzieję, że wybudzi się z tego chorego snu. Bezskutecznie.
Ale nie do końca. Rozbrzmiał huk wystrzału i uderzenie o żelazne drzwi. Joseph nerwowo wstał z krzesła, które przewrócił, powoli oddalając się od wejścia. Zaczęła się jakaś szamotanina, a drzwi co chwila bujały się od uderzeń. Nerwowo przełknął ślinę i dobył shotgana automatycznego z jednej gabloty. Skoro ma zginąć, to zabierze ze sobą jak najwięcej!
-Odłóż to, nim zrobisz sobie krzywdę.
Rozbrzmiał głos zza jego pleców, a ten wystraszony odwrócił się i oddał strzał, którego odrzut rzucił nim w tył, na plecy. Po chwili podniósł głowę, widząc CO postrzelił…
-Nie… nie może być…
Wyszeptał, widząc białowłosego mężczyznę, który rozwinął czarnobiałe skrzydła. Pocisk nawet go nie drasnął.
-Już dosyć Twojej niewoli. Tego chciał Bart…. Tego chciałem ja.- Zaczął, podchodząc kilka kroków bliżej. -Jestem Gabriel. Chodź ze mną.
Wyciągnął w jego stronę rękę, zaś Rickards starał się nie zejść na zawał. Dopiero po chwili, pomimo tego całokształtu, rozpoznał rysy twarzy Anioła. To był przecież Black, nie zapomni tej szczeny.
-Chłopcze… co się z Tobą stało? J...jak?
Dopytywał, podnosząc się z ziemi. Gabriel opuścił rękę i wzrok. Sam nie wiedział czym do końca się stał, lecz wiedział, co musi jeszcze zrobić.
-Stałem się jednością z moim drugim ja. Jest za wcześnie byś to pojął. Po prostu mi zaufaj. Nadszedł już czas.
Odparł, enigmatycznie, lecz chociaż tyle. Wynalazca nie byłby w stanie tego w pełni pojąć, a przynajmniej nie był to odpowiedni na to moment.
Rickards przełknął ślinę, podchodząc bliżej, poprawiając krawat.
-Ufam Ci.
*******
W komnacie Królowej Marie, roztoczony został pentagram, wymalowany krwią, której strużka wiodła, aż po jej łóżko, na którym leżały dwie martwe służki. Ofiary, na rzecz Demonów. Władczyni, w białych poplamionych czerwioną szatach, klęknęła w samym środku pentagramu, wznosząc ręce na wysokość piersi i szeptając inskrypcje. Wokół pentagramu zaczęła wytwarzać się magiczna wiązka, która okrążała Monarchinię…
-Samaelu, Panie Mroku, składam Ci kolejne ofiary, byś przybył tu w pełnej chwale, silniejszy, potężniejszy, abyś sprowadził ład…
Wtedy pentagram zgasł, a wszystkie lampy w komnacie, wraz z nim. Zdezorientowana Marie nie wiedziała co się dzieje, aż w tej nieprzebytej ciemności dostrzegła różnokolorowe oczy, a za chwilę ktoś zacisnął jej palce na szyi, powoli podnosząc ją w górę. Diabelne oczy były bliżej, a ona traciła dech…
-Bractwo Cenii… od początku nie chciałaś odbudowy Zakonu… Kościół miał utorować realizację Waszych plugawych zamiarów, ku chwale Upadłych…
Wycedził przez zęby, a Królowa uśmiechnęła się, ukazując pokryte krwią zęby.
-Nie powstrzymasz tego co ma nastąpić… Samael przybędzie, a wraz z nim piekielna armia. Allanor będzie wyniesiony ponad wszystko co jest nam znane, a my… staniemy się bóstwami… nagrodzi nas…
Wypowiedziała, a wtedy usłyszała trzepot skrzydeł i ruch powietrza, aż zderzyła się ze szkłem. Gdy otworzyła oczy, zorientowała się, że wisi w powietrzu, w tle panoramy całej Stolicy, zaś ten który ją więzi w żelaznym uścisku, jest istotą boską. Jednak twarz skojarzyła natychmiast, przez co zarechotała śmiechem, okrutnym, duszącym śmiechem.
-Wiesz o czym mówię, Ostatni Łowco… to nastąpi… Bractwo przygotowywało się od dawna. Nie powstrzymasz Sądu Ostatecznego… Samael osądzi żywych i martwych… także Ciebie, czymkolwiek się stałeś. Bądź gotowy.
Wycedziła, zaś Gabriel zacisnął palce na jej krtani, przez co zaczęła wierzgać i się szarpać.
-Wydałaś wyrok na własnych poddanych.
Powiedział i lekko zwolnił uścisk, aby zbliżyć ją do siebie. Wtedy objął ją skrzydłami, które przysłoniły jej cały świat. Na moment, bo kiedy je znów rozwinął, otoczyła ich kompletna pustka i ciemność. Gabriel puścił ją, a ta zaczęła dryfować po środku niczego, mając przed sobą tylko Jego…
-Żyj więc w świecie, w którym panuje nieprzebyty ład, jakiego pragnęliście.
Wyszeptał, a nim kobieta się zorientowała, Anioła już nie było, zaś jego głos był tłem dla tej pustki. Była tu sama, całkowicie sama, w niebycie…
-BLACK! WRACAJ! ZABIERZ MNIE STĄD!- Wrzeszczała, choć nie słyszała własnego głosu, który nie mógł się odbić od niczego w tej pustce, jedynie w swej własnej głowie. -SAMAEL CIĘ OSĄDZI! WAS WSZYSTKICH!
Wrzeszczała, niemo ruszając ustami. Lecz cisza… cisza i samotność nią owładnęły, na zawsze, w świecie ładu i porządku…
(Ciąg dalszy nastąpi…)
Offline