Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#16 2020-06-17 15:23:32

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 68.0.3618.142

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Tak szybko. A więc już od dawna miał z tym coś wspólnego. Przejście do gabinetu bynajmniej jej nie zdziwiło, w dodatku była mile zaskoczona znacznie przyjemniejszym wnętrzem. Usiadła na kanapie obok Winstona i wsłuchała się w wyjaśnienia doktora. Jego słowa wcale nie brzmiały tak bardzo niedorzecznie, nie bardziej niż cała reszta, toteż na twarzy kobiety widniało skupienie i powaga.
  Nieznacznie pokiwała głową na informacje o niejakim Felixie. Trochę zdziwiło, że nie padło nazwisko mężczyzny, ale nie było teraz potrzebne. Zerknęła krótko na Winstona, by zaraz znów zawiesić wzrok na Constantinie. Nieznacznie ściągnęła brwi. Morderca? Jakikolwiek miał motyw... to dziwne, że go nie wyjaśnił nawet swemu towarzyszowi. I co miało znaczyć "inny"? Zerknęła na Winstona, ale powstrzymała się od pytań. Cała sytuacja była gorsza z każdą chwilą, a i tak największe szanse na rozwikłanie tego dawało spotkanie z ów typem.
  — Najwyraźniej mam — przyznała spokojnie i poprawiła się na kanapie. — W porządku, doktorze, szata nie czyni mnicha — odparła i wstała z kanapy gotowa do wyjścia. — Chodźmy.

Offline

#17 2020-06-17 16:22:59

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.101

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Anthony Winston, Constantin de Vez, Felix


Beatrycze nie protestowała, co zadowoliło obu dżentelmenów, gdyż chyba nie lękała się wizji rozmowy z kimś takim w zamknięciu. Winston by tego nie przyznał, ale nie czułby się dobrze w takiej sytuacji, dlatego podziwiał odwagę Saville, którą wykazała się już nawet w starym domostwie, gdzie nie straciła silnej woli.
Constantin jako pierwszy wstał z kanapy, by dać znak, że najwyższa pora.
-"Szata"... Cóż, zobaczymy. Po prostu… spodziewaj się.
Dodał tylko, nie objaśniając co miał na myśli i ruszył na korytarz. Anthony zmarszczył wąsa, zerkając na Beatrycze.
-Jakby coś się wydarzyło, od razu zainterweniuję.
Zapewnił ją i niezwłocznie podążyli za Psychiatrą, który zaczął ich prowadzić po schodach, do piwnic wielkiego kompleksu, gdzie znajdowały się wyciszone izolatki dla najcięższych przypadków. Czy Felix trafił tam na warunkowym, czy też był to taki plan doktora de Veza? Ciężko stwierdzić, lecz tamtejsze korytarze były jeszcze bardziej zaciemnione i obskórne. Winston odnosił wrażenie, że nawet najcięższe więzienie Allanoru ma lepsze warunki.
W końcu znaleźli się przed mosiężnymi żelaznymi drzwiami do izolatki numer 66.
-Postaraj się dowiedzieć wszystkiego co możesz.
Dodał jeszcze i zaczął otwierać wszystkie spusty, a gdy usłyszeli ostatnie cyknięcie, wrota się rozchyliły, zaś Constantin lekko wepchnął Saville do środka, zamykając za nią wejście z trzaskiem.
Beatrycze znalazła się w ociemniałym i ohydnym pomieszczeniu, ze skrawkiem światła, które przebijało się kratami na sam środek izolatki. W tym świetle siedział po turecku, w kaftanie bezpieczeństwa, osobnik który na długo miał zapaść w pamięci kobiety. Jego długie do ramion… błękitne włosy, opadały mu na twarz. Je jako pierwsze mogła wyróżnić, dopiero za moment widziała więcej lub niewiele więcej. Bowiem spod niebieskich kosmyków wyłoniła się perłowo biała maska na kształt twarzy, z kamiennym wyrazem, zaś jedynym elementem ukazującym jego prawdziwe oblicze, były wydrążone oczodoły, w których dostrzegalne stały się duże oczy o tęczówkach w kolorze zbliżonym do samych włosów, swoją drogą unikatowych w tej krainie. Mężczyzna w masce nie ruszał się, jedynie śledził wzrokiem jej każdy krok, lekko przekrzywiając głowę na bok.
-A więc… to Ty znalazłaś wiadomość. Spodziewałem się… bez obrazy… mężczyzny. Heroicznego śmiałka.
Zaczął, zaś stłumiony głos brzmiał dosyć młodo, możliwe że Felix był w podobnym wieku do samej Beatrycze.
-Boisz się mnie? Tego co pewnie Ci o mnie powiedzieli…?- Spytał, wzruszając ciasno związanymi rękoma. -Nie martw się. Mam kaftan.
Dodał, ciągle wlepiając w nią wzrok. Najgorsze było to, że maska uniemożliwiała czytanie z mimiki. Nigdy nie wiadomo, czy taki rozmówca się uśmiecha, czy też lęka.
-Jak się nazywasz…?

Offline

#18 2020-06-17 17:04:28

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 68.0.3618.142

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Kiwnęła Winstonowi głową, choć miała nadzieję, że jego interwencja nie będzie potrzebna. Powoli podążyła za doktorem ku piwnicom. To było zaskoczeniem w pierwszej chwili, przecież piwnica musiała być zimna, wilgotna, a w takim budynku dodatkowo paskudna. Wiele się nie pomyliła, a gdzieś w środku znowu obudziło się współczucie dla tych wszystkich wariatów, którzy odizolowani od normalnego świata, mogli już przebywać tylko w koszmarze własnego umysłu.
  Spojrzała na potężne drzwi, które zdawały się być przygotowane na atak niedźwiedzia. Czy to dlatego zamknęli go właśnie tu? Co takiego... specyficznego miałaby zobaczyć po wejściu? Morderca to jedno, ale te wszystkie ostrzeżenia, to milczenie nad faktami sprawiało, że jej wyobraźnia coraz swobodniej wypuszczała swoje palce ku rozsądkowi.
  — Oczywiście — odparła, ukradkiem biorąc głębszy oddech. To nie tak, że zupełnie się nie bała. Przez lata pracy z dziwnymi rzeczami nauczyła się rozkazywać swojemu strachowi, kiedy było trzeba.
  Stanęła w środku, ignorując już zamykane za plecami drzwi, gdyż jej uwagę przykuł jedyny obiekt w pomieszczeniu. Osoba. Dość szczupły mężczyzna, którego chyba najmniej się spodziewała, choć trzeba było przyznać, że wyglądał bardzo specyficznie. Specyficznie, ale nie okropnie, a przynajmniej maska skrywała coś, co, jak sądziła, mogło nie być takie przyjemne jak kolorowe włosy.
  — Witaj... Felixie — rzuciła spokojnie, pozwalając mu się pooglądać i odpowiedzieć. Jego głos dość dobrze pasował do postury. Zerknęła na kaftan i znów na jego ślepia, jedyny żywy element porcelanowej twarzy. — Różne rzeczy mi mówili... ale niewiele szczegółów. I na pewno nie o twoich włosach. — Niespiesznie skróciła dystans o dwa kroki i również usiadła na podłodze. Ten gest miał drugie dno, z tej pozycji znacznie lepiej widziała jego oczy, a to duży krok do zrozumienia intencji. — Beatrycze — odparła i lekko przechyliła głowę w bok. — Byłeś przy rytuale w starym dworze. Co się tam wydarzyło? Dlaczego dom się zmienia?
  Patrząc na niego, nie bardzo chciało jej się wierzyć, że ma przed sobą mordercę. Sprawiał wrażenie inteligentnego człowieka, co więcej, nie był prostakiem z ulicy. Być może tacy są najgorsi, ale i tak musiała sobie przypominać, co mówił o nim doktor de Vez.
  No właśnie. Skoro twierdził, że Felix jest normalny, a to przykrywka, to dlaczego miał kaftan? Element kamuflażu czy też Oxygen dba, by ich podejrzany był całkowicie nieszkodliwy?

Offline

#19 2020-06-17 17:43:20

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.101

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Felix


Prawda była taka, że Felix spodziewał się już wszystkiego. Będąc tu tak długo ze swoimi własnymi myślami, utworzył setki scenariuszy i tysiące kombinacji rozmowy jaką może poprowadzić z osobą, która się zjawi. Wstyd jednak przyznać, że nie uwzględnił kobiety w tym wszystkim. To coś zmienia? Niby nie, czynnik wymienny, a początek był taki, jak myślał, że będzie. Włosy, oczywiste że na to zwróciła uwagę, przecież to nie jest naturalny ludzki kolor. Jego wzrok na te słowa zbłądził na bok, lecz tylko na moment, by skupić się na świetle, które dosięgnęło już stóp Beatrycze.
-Nie dziwi mnie to. Kto by uwierzył w historię, że gdy byłem mały, mojej głowy dotknął Anioł i tak mi zostało…?
Odparł, lecz czy prawdę? Mogło to równie dobrze brzmieć jak łgarstwo lub wyobraźnia szalonego człowieka, jednak głos był pewny, żaden chichot się za tym nie krył. Kwestia Saville, czy uwierzy.
Gdy kobieta uznała odległość za wystarczającą i usiadła, by być na równi z nim, w końcu skupiła na sobie wzrok Felixa. To jakaś zagrywka psychologiczna? Ilekroć ktoś go widział w takim stanie, w takim miejscu, nie zhańbi£ się siadając na tej brudnej ziemi.
-Przeziębisz się, Beatrycze.
Skomentował, znów przekrzywiając głowę. Ich spojrzenie było chwilowo złączone, jakby wzajemnie chcieli z siebie czytać bez słów. No cóż, Saville przełamała ten stan rzeczy, przechodząc do konkretów, dla których tu była. Młody mężczyzna kiwnął głową na znak, że rozumie co do niego mówi, choć milczał dłuższą chwilę, aż zaczął się rozglądać po paskudnych ścianach.
-Wiesz… to nie jest mój pierwszy raz w tym zakładzie, ani też pierwszy raz, gdy prawie uniknąłem egzekucji. Na moje szczęście, w Oxygenie jest wiele wpływowych ludzi, którzy bardziej cenią mnie, niż wymiar sprawiedliwości. Niedługo znów opuszcze to miejsce, lecz wpierw… faktycznie musisz pojąć wszystko co wydarzyło się w posiadłości na wzgórzu…- Umilkł znowu, ale na moment, wracając na nią wzrokiem. -A więc… Bractwo Cieni pragnęło zapoczątkować cykl, który został zaplanowany na wielką skalę. Wszystko jednak miało zacząć się w tym domu. Mieli wezwać Enepsignos, wyjątkowo potężną Upadłą, która z kolei miała pomóc innym Demonom przedostać się do naszego świata. Popełnili jednak błąd… Właściwie cały plan zbudowali na błędzie…
Znów urwał, przyglądając się Beatrycze bardziej. Miał dziwne wrażenie, że emanowała magią, jakby miała z nią styczność bardziej, niż przeciętny człowiek.
-Słyszałaś kiedyś o kamieniach ogniskujących? W starych czasach, gdy Allanor owładnięty był magią, tak zwani "czarodzieje", pobierali z nich energię. Odkryłem, że ukryte złoża były pod posiadłością. Rytuał zaginający prawa wymiarowe i takie kamienie to złe połączenie… Chyba resztę jesteś w stanie sobie dopowiedzieć, jaki chaos to stworzyło...

Offline

#20 2020-06-17 18:14:19

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 68.0.3618.142

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Kto. No może ktoś by uwierzył. Ba, na pewno znalazłby się wariat, który by uwierzył, że księżyc to dysk, a słońce zostało zakopane pod ziemią, dlatego go nie widać, więc czemu by nie w Anioła?
  — Pewnie ktoś by się znalazł.
  Nie zamierzała dociekać, czy mówił prawdę, czy nie. Jeśli chodzi o włosy, nie miało to znaczenia, a jeśli chronią go Anioły, to chyba tym lepiej dla nich wszystkich. Chyba.
  Na jego następną uwagę wzruszyła ramionami.
  — Trudno się mówi — odparła bezproblemowym tonem, na chwilę zawieszając wzrok na jego błękitnych tęczówkach. Próbowała coś z nich wyczytać, choćby jedną myśl, lecz młodzieniec pozostawał tajemnicą. A może to właśnie było wskazówką? Może wcale nie potrzebował maski, by ukryć swój wyraz twarzy.
  Wysłuchała go uważnie, kodując w pamięci nowe fakty. Apokalipsa, kolejny argument sprowadzający ich na ten fatalny tor. Nie przerywała mu chwili ciszy, wyczuwając, że tylko się nad czymś zastanawia. Na pytanie nieznacznie skinęła głową.
  — A jednak coś tam sprowadzili. Mój towarzysz widział w jednym z pomieszczeń krwistoczerwone ślepia w mroku. Widział też stos trupów. Co się stało z członkami Bractwa? — Umilkła na moment. — Dozorca mówił, że nikt nie opuścił domu, ale ty z niego wyszedłeś.
  Przyglądała się przez chwilę białej masce, jak płatek śniegu na brudnym bruku. Wyrytym w niej oczodołom, choć nijak by to nie pomogło dostrzec czegoś pod tą cienką skorupką.
  — Podobno po opuszczeniu tego domu zabiłeś jakąś rodzinę... Dlaczego? — spytała nadal spokojnie, choć też ostrożnie, co było chyba naturalną reakcją na tego typu tematy, jeszcze adresowane bezpośrednio do sprawcy.

Offline

#21 2020-06-17 18:53:23

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.101

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Felix


Towarzyszka rozmów w izolatce najwidoczniej nic nie robiła sobie z ryzykiem choróbska, a o włosy nie pytała bardziej. Nawet nie ciekawiła jej historyjka jak doszło do spotkania z Aniołem. Raczej nie wierzyła. No cóż, nie zmusi nikogo do wiary. Nie wyśmiała go. Zresztą, czy traktowała poważnie osobnika w takim miejscu? Niestety, minęła zbyt krótka chwila, aby mógł coś wyczytać z jej słów lub oczu. Obchodziła ją tylko wizja apokalipsy. Nic dziwnego. Temat dobry, chwytliwy, niepokojący…
-Towarzysz…? Nie byłaś sama…? Rozumiem. Jeśli widział tylko oczy, to Upadła nie chciała objawiać mu się w pełnej formie. A jeśli Ty jej nie spotkałaś… widocznie bawiła się Wami. Czekała, aż sami się zabijecie w tym obłędzie. Na szczęście w porę odpuściliście.- Odpowiedział robiąc sobie pauzę, by wziąć wdech. -Ja długo błądziłem. Runy łączące połączyły ze sobą wszystkie pomieszczenia domostwa, zaś otwarte przejście do wymiaru demonów zaczęło się rozszczepiać, przez nasiloną moc, jak przypuszczam, z kamieni ogniskujących. Jeśli chcesz usłyszeć wprost, co się z nimi stało, to uznaj że przypadkiem sami dostali się do świata, w którym nie powinien stąpać żaden śmiertelnik. Może nie żyją. Są poza znanym nam wymiarem. Ja zbiegłem tylko dlatego, że w porę się oddzieliłem, przewidując co się stanie. Biegłem z pomieszczenia do pomieszczenia, tak długo, aż zacząłem słyszeć echo samego siebie w innej części domu. W końcu dostałem się na cmentarz i zostawiłem notkę, którą zakopałem, licząc że znajdzie ją ktoś taki jak Ty.- Zamilkł, wychwytując kolejne słowa. Jego oczy zrobiły się większe, to już było dostrzegalne. -Dozorca? Ten dom nie posiadał dozorcy. To pustostan od stu lat, kultyści przebywali w nim od miesięcy. Wyszedłem zostawiając otwartą bramę, lecz nikt nie przybył. Ktoś Cię okłamał.
Wyjaśnił, dając Beatrycze pewnie duże pole do teorii, choć przypuszczalnie miała zbyt mało informacji, by ułożyć z tego jakiś sens, ponieważ, jak się okazało, sprawie dozorcy poświęcili najmniej czasu, co utworzyło lukę w śledztwie.
Przeszła do pytania na temat mordu, za który się tu znalazł, przez co odwrócił głowę, ukazując jedynie porcelanowy profil, ale tylko na chwilę, znów wlepiając w nią spojrzenie, jednak nie było w nim żalu dla tej rodziny.
-Greta Thomson, lat 41, kultysta od dwudziestu trzech lat. Robb Thomson, lat 43, kultysta od piętnastu lat. Filip Thomson, lat 19, pierwsza rytualna ofiara w wieku 12 lat. Alojzy Thomson, lat 17, pierwsze krojenie ludzi w wieku 12 lat. Rodzina Thomson nie była obecna przy rytuale, lecz pomogła go przygotować. Każdy widział w nich normalną rodzinę. Ale takie było moje zadanie. Dołączyć do Bractwa Cieni i dostrzec to co niedostrzegalne. Nie sprawiło mi przyjemności odebranie im życia. Ale byli zagrożeniem.
Powiedział spokojnym, stłumionym pod maską głosem, ani razu nie mrugając przy tym. Przyszłość go oceni. Beatrycze go oceni. On zrobił to, co należało. W jego mniemaniu. Nawet jeśli nikt inny nie miał tak silnej woli.
-Czy… Constantin mówił… co Oxygen ma zamiar ze mną zrobić…?
Spytał, a w głosie wyczuwalny stała się obawa. Że mógł być bezużyteczny. Że mu nie uwierzą. Że jest opętany w ich mniemaniu. Nawet nie starał się tego ukryć.

Offline

#22 2020-06-17 19:36:49

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 68.0.3618.142

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Może i zastanowiłaby się nad sprawą Anioła, ale prawda była taka, że nie była pewna, ile czasu mieli na tę rozmowę, a były rzeczy ważniejsze niż jej ciekawość. Na pytanie o bycie samemu pokręciła głową, nie przerywając mu jednak. Mówił w rodzaju żeńskim, więc zakładał, że to jednak była Enepsignos... To wróżyło źle. Bardzo źle.
  Musiała przyznać, choć to pewnie zły moment, że Felix umiał opowiadać. Nie miała problemu z wyobrażeniem sobie każdego jego kroku po posiadłości, a nawet losu kultystów, jakkolwiek irracjonalny by on nie był.
  Kiedy przeszli do kwestii dozorcy, wyprostowała się nieco i ściągnęła brwi. Nie było dozorcy?
  — Milicja ma zeznania dozorcy... — wymruczała cicho z wyraźnym powątpiewaniem, nie jednak w słowa Felixa, a własne. Zerknęła na chwilę w bok, chcąc się zastanowić, ale ostatecznie odłożyła to na potem. Czy Winston był świadom?
  Spojrzała znów na swego rozmówcę. Dlaczego odwrócił wzrok? Co chciał w ten sposób ukryć? Te i jeszcze jedno pytanie cisnęło jej się na myśl, ale mężczyzna zaczął odpowiadać na poprzednie. Szczerze mówiąc, obawiała się tej odpowiedzi, nie wiedziała, czego się spodziewać, a ostrożność podpowiadała, by była gotowa do zareagowania... Choć, co takiego mógłby jej zrobić? Bez rąk ciężko nawet utrzymać równowagę.
  Słuchała rysopisu całej rodzinki, im dalej, tym weselej, nie spuszczała jednak wzroku z błękitnych ślepi.
  — Rozumiem — odparła spokojnie. Może nie do końca, wszak nigdy nie zabiła człowieka, ale z pewnością rozumiała postrzeganie tych ludzi. A co jest bardziej złe: zabić mordercę czy pozwolić mu dalej zabijać? — Znasz kogoś imieniem Jeremiah Abernaav?
  Słysząc jego pytanie, milczała przez chwilę. Było jej go szkoda. Posłany na samobójczą misję, by załatwić brudną robotę, a teraz zostawiony tutaj, w tej śmiesznej namiastce cywilizacji, z myślą, że ci sami towarzysze mogą chcieć się go pozbyć.
  — Constantin ci ufa... ale... rada Oxygenu nie do końca. Podejrzewają, że sprzyjasz demonom i dyskutują nad tym, co powinni zrobić — wyjaśniła i umilkła na chwilę, kierując wzrok na podłogę między nimi. Kiedy ponownie podniosła na niego oczy, było w nich widać pewną dozę zdecydowania. — Mogę ci jakoś pomóc?

Offline

#23 2020-06-17 20:31:33

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.101

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Felix, Constantin de Vez


Nic dziwnego, że kwestia dozorcy stała się teraz dosyć istotna, bo kiedy mroki tajemnicy się przed nią rozstępowały, pojawiła się nowa zagadka, zwiastująca kolejne pytania. Udział osób trzecich? Kłamstwa służb mundurowych? Czy za tym wszystkim stało coś jeszcze? Niestety, na takie pytania nawet Felix nie był w stanie udzielić odpowiedzi, a kto wie, czy nawet Winston byłby pod tym względem treściwszy.
-Może ma, może nie ma. Ktokolwiek się za dozorcę podał, nie był nim, lecz wiedział, że coś się wydarzyło w posiadłości, chcąc to nagłośnić. A może to milicja jest zamieszana…?- Nieznacznie pochylił się do niej. -Nigdy nie ufaj nikomu w stu procentach. Zawsze sprawdzaj wszystko.
Doradził, wyprostowując się, choć zmęczone ramiona i tak sprowadziły go do pozycji garbiącej.
Był poważniejszy problem. Pierwszy od lat znany Demon na wolności. Który mógł, zdaniem Bractwa Cieni, ściągnąć za sobą innych ze swego gatunku. Apokalipsa.
Podczas opowieści na temat makabrycznej rodziny, Beatrycze wydała się rozumieć jego postępowanie, albo przynajmniej nie potępiać na głos. Mimo to, nagle przywołała na usta kogoś, z nadzieją lub obawą, że Felix go rozpozna. Pokiwał jednak głową.
-Nie znam nikogo, kto przedstawiłby mi się takim imieniem i nazwiskiem. Wybacz, Beatrycze.
Odparł, samemu zastanawiając się o kim mówi. Niestety, wielu kultystów się nie przedstawiało, więc nawet nie byłby pewien, że takowego zna. Prędzej twarz powiedziałaby więcej.
No i wszystko kończyło się na ostatniej kwestii, na temacie dotyczącym ciągle przewijanego Oxygenu. Saville mogła zacząć żałować Felixa na podstawie tego co jej powiedział, choć zwykła osoba powiedziałaby, że psychopaty z izolatki nie należy słuchać, ani się stawiać w jego sytuacji. Co najwyżej można grać w nim w teatrzyk. Maska teatralna już tu przecież była. Cóż, mężczyzna nie wyczuł udawanej niepewności w jej głosie, gdy odpowiedziała na jego pytanie. Z początku zareagował zwykłym opuszczeniem głowy, jak wtedy gdy weszła do jego klatki.
-Rozumiem. Constantin zawsze stał po mojej stronie, nie dziwi mnie to.- Wydusił spod maski, a gdy padły jej kolejne słowa, znów uniósł głowę, patrząc na nią. Jej pytanie nie było uprzejmością, a aktem współczucia. Jego brwi lekko opadły, przez co oczy nabrały wyrazu, jakby to go nawet ma swój sposób wzruszyło. -Jesteś bardzo miła, Beatrycze. Mi jednak nie jesteś w stanie pomóc. Jednak… dziękuję.
Dodał, a wtedy oboje mogli usłyszeć otwierane mosiężne drzwi. Nie otworzyły się szeroko, a przez szparę pomiędzy nimi, a ścianą, wysunęła się głowa z okularami na nosie.
-Dzień dobry, Constantinie.
Powitał go spokojnie Niebieskowłosy.
-Tobie też, Felixie.- Odparł de Vez z uśmiechem i szybko spojrzał na Saville. -Wychodź, czas nam się skończył! Zaraz zmiana dyżuru!
Dokończył i zniknął za drzwiami. Perłowa "twarz" skierowała się na Beatrycze, która musiala się ulatniać.
-Oxygen musi skupić się na zażegnaniu Upadłej. To jedyna szansa dla Allanoru. Nie ustępuj Beatrycze, bierność nas zgubi.- Zrobił pauzę, słysząc Doktora nawołującego kobietę. -Idź stąd. Już.

Offline

#24 2020-06-18 12:22:40

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 68.0.3618.142

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Może jest zamieszana. To nie mogło zostać wykluczone, a na tle pozostałych informacji, brzmiało nad wyraz niebezpiecznie. Zwykła przypadkowa rodzina, nikomu niewadząca. Okłamująca wszystkich od kilkunastu lat.
  Była przygotowana na to, że go nie będzie znał, a jednak miała nadzieję... Choć może nie? Mogła rozwinąć temat, ale to przyszło jej do głowy dopiero później, jednak coś w niej liczyło, że Felix nie będzie kojarzyć Jeremiaha. Na pewno nie źle. Z drugiej strony po raz kolejny ktoś, kto powinien o nim słyszeć jako o specjaliście, nie wie o nim nic. Skryba skrybą, ale ktoś taki jak Felix chyba powinien wiedzieć, nie?
  Nieznacznie skinęła głową na znak, że rozumie, choć tą odpowiedzią była trochę zawiedziona. Miała szczerą nadzieję, że jej nowy znajomy nie skończy źle.
  I wtedy otwarły się drzwi, wzrok kobiety momentalnie, wręcz odruchowo pomknął do źródła dźwięku, którym okazał się doktor.
  — Dobrze — odparła, znowu kierując ślepia na Felixa. — Dziękuję. — Wstała, posyłając mu lekki uśmiech. — Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
  Wyszła z pokoju, omiatając wzrokiem swych towarzyszy.
  — Złe wieści... Chodźmy gdzieś pomówić. — Na chwilę skupiła spojrzenie na Winstonie. — Możesz zapomnieć o spokojnym śledztwie za kilkoma wariatami — westchnęła cicho.
  Kiedy znaleźli się w odpowiednim miejscu, Beatrycze opowiedziała o tym, czego dowiedziała się od Felixa, włączając w to też informacje o Jeremiahu oraz zamordowanej rodzinie. Zgodnie z jego radą, postanowiła sprawdzić wszystko, włącznie z ich reakcją.

Offline

#25 2020-06-18 13:08:41

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.101

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Anthony Winston, Constantin de Vez


Kobieta już wychodziła, na odchodne uśmiechając się do niego i życząc ponownego spotkania. To lekko go zaskoczyło, czego nie mogła dostrzec, lecz nie był w stanie nic na to powiedzieć, a gdy zebrał już słowa, drzwi się zamknęły, pozostawiając go samego…
Psychiatra zaprowadził Winstona i Saville z powrotem do swojego gabinetu, jedynego miejsca w tym szpitalu, któremu ufał. Zasiedli na kanapach, czy fotelach, zamieniając się w słuch. Kobieta opowiedziała im o wszystkim co przekazał jej Felix, jak się okazało, mało tego nie było. Słowa o mordzie rodziny okultystycznej, de Vez skwitował uśmiechem ulgi.
-Wiedziałem, że miał powód…
Mruknął, nieprzejęty śmiercią nawet niepełnoletniego chłopaka. Dla niego to byli ludzie zepsuci. Gorzej zaś zareagował Anthony, gdy usłyszał o dozorcy…
-Ja z nim nie rozmawiałem, ale miałem cały spisany raport…
Skomentował, ale słuchali dalej. Rozwiały się tajemnice domostwa na wzgórzu, lecz wizja Demona na wolności przerażała bardziej. Constantin przecierał skroń, jakby męczyło go to wszystko. Za dużo złego naraz.
-Oxygen musi działać. Skoro Bractwo jest wyeliminowane, a przynajmniej jakaś jego część, trzeba pozbyć się Upadłej. Musimy przejrzeć stare księgi Łowców, znaleźć sposób…
Zamilknął na chwilę i spojrzał na nich, nad czymś dumając. Zdjął okulary i przetarł oczy.
-Muszę też po raz kolejny wyciągnąć Felixa z tego bagna. Tym razem nie będzie to łatwe. Rada Oxygenu potrzebuje poręczycieli za dobry stan i lojalność chłopaka. W dodatku potrzebujemy więcej rąk i głów do działania. A Wy w tym już siedzicie…
Winston spojrzał na Psychiatrę w niedowierzaniu.
-Chyba nie chcesz…
-Chcę. Chcę Wam zaproponować współpracę. Nasza organizacja bardzo na Was skorzysta. Zbliża się wojna, a takowa wymaga armii. Wiecie o czym mówię. Wiem, że macie swoje obowiązki, śledztwo… ale problem, który nawiedził Allanor, jest pierwszorzędny. Pomóżcie uratować Felixa i pomóżcie nam…

Zapadła cisza, zaś Anthony przeniósł wzrok na Beatrycze, który wyrażał zrezygnowanie, z faktu że nie posiedzi sobie spokojnie w domu na kanapie.
-Jeśli Ty się zgodzisz, Saville, to ja też. Widzieliśmy co się dzieje. Nasi bliscy są zagrożeni. Nie ma już Zakonu, więc może… ktoś musi w końcu coś zrobić…?

Offline

#26 2020-06-18 14:12:17

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 68.0.3618.142

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Dla niej również informacja o sensownym powodzie była ulgą, a mówienie o sprawie po raz drugi, w lepszym otoczeniu okazało się o wiele prostsze. Reakcja Anthonego również dobrze wróżyła. Tak jak podejrzewała Beatrycze, nie musiał być w to zamieszany, raczej zwyczajnie wrobiony. Pytanie, przez kogo.
  Umilkła i przeniosła spojrzenie na Constantina. Nie czuła się z całą sytuacją wiele lepiej od niego, ale nie dawała tego po sobie poznać. Może poza lekkim znużeniem, zdecydowanie potrzebowała się rozluźnić, ale chwilowo nie było na to czasu.
  Doktor mówił z sensem, raz po raz skinęła głową na potwierdzenie, że się z nim zgadza. Do momentu, aż doszedł do kwestii ich udziału. Zerknęła na Winstona, bądź co bądź, należało się nad tym zastanowić, nawet jeśli było dobrą decyzją. W tym momencie ostrożności nigdy za wiele.
  — Tak — odparła na słowa milicjanta i spojrzała znów na Constantina. — Zgadzam się. Wyciągnijmy Felixa i poszukajmy sposobu na pozbycie się tego czegoś. — Pauza. — Jest jeszcze kwestia Jeremiaha. Na pewno będzie chciał się wplątać, robi to od początku. — Westchnęła cicho i oparła się o oparcie kanapy. — Przedstawił się jako znawca okultyzmu, a mimo to nikt z nas o nim nie słyszał. Wiedział, że Bractwo tam urzęduje... — Zerknęła na doktora. — Trzydziestka, czarne włosy i broda, szare oczy, twarz, którą ciężko zapomnieć czy pomylić... Spotkałeś kiedyś kogoś takiego?

Offline

#27 2020-06-18 14:57:20

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.101

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Beatrycze i Anthony zgodzili się na układ z Oxygenem co uradowało Constantina. Ale długo o tym nie myślał, bo kobieta zaraz przywołała jakiegoś Jeremiaha, który stał się zagwozdką dla Psychiatry. Musiał to przemyśleć.
-Takiego charakterystycznego dżentelmena nie kojarzę, lecz fakt że się Was trzyma i ma zadziwiającą wiedzę… faktycznie, brzmi podejrzanie. Specjalista od okultyzmu byłby zarazem przydatny, jednakże może on być jakimś wysłannikiem Bractwa. Nie wiem, czy bezpiecznie jest dopuszczać kogoś takiego do naszych spraw, lecz jeśli będziecie mieć na niego oko…
-Nie musisz tego mówić.

Wtrącił Winston.


Felix siedział w ciszy, wpatrzony w ziemie, rozmyślając nad Beatrycze, którą dzisiaj poznał. Wydawała mu się miła i chciała znów go zobaczyć. Czemu? Rozmawiali tylko chwilę. Czuł się dziwnie, nie mówiąc już o dawno zdrętwiałych rękach. To było po prostu… niecodzienne. Kim ona była? Faktycznie znów ją zobaczy? Zobaczy kogokolwiek, czy zgnije w tym miejscu, w tym obłędzie? Miał koszmary, dopadały go wizje wszystkich twarzy, które na jego oczach utraciły ducha. To było piekło, które zakończył dźwięk skrzypiących, uchylających się mosiężnych drzwi. Niebieskowłosy spojrzał w ich stronę, widząc wchodzącego do środka męzczyznę w płaszczu, z czerwonym krawatem i gęstej czarnej brodzie. Jego oczy budziły niepokój, choć uśmiechał się szeroko.
-Witaj… Felixie…
Wyszeptał, a drzwi do izolatki zamknęły się za nim...


==================

ROZDZIAŁ III: NOWA RODZINA


MG = Anthony Winston, Felix, Constantin de Vez, Emilia Kaufmann


To był intensywny miesiąc. Śledzctwo w sprawie Bractwa Cieni zostało zamkniete przez służby, zaś komendant, który jak się okazało przynależał do Oxygenu, dał Winstonowi wolną rękę. Rada organizacji zadecydowała o przywróceniu Felixa do służby, oraz postarano się o to, by dyskretnie opuścił mury szpitala psychiatrycznego. Niebieskowłosy zatrzymał się na dłużej u Constantina, który już nieraz go zimował, więc mógł "poczuć się jak w domu". Beatrycze i Anthony, z towarzystwem tajemniczego Jeremiaha, zostali dopuszczeni do przechwyconych ksiąg Zakonu Łowców, będąc w kontakcie z licznymi członkami Oxygenu, jednak sprawa stała w miejscu. Robiono eskapady do domu nad wzgórzem, jednak w celu pilnowania jego obrzeży i obserwacji. Wejście tam byłoby przecież głupotą.
Zastój przyniósł jednak chwilę beztroski, kiedy to zagrożenie wydawało się odległe, a cały stres można było odłożyć na bok i zająć myśli czymś przyziemnym. Doktor de Vez zaprosił całą trójkę do swojej posiadłości, na przyjęcie. Nie jakieś uroczyste, a zwykłe spotkanie i przedyskutowanie kilka mniej lub ważnych spraw. Może chciał ich wszystkich poznać, skoro działali teraz razem. Saville dostała adres rezydencji w bogatszej części Stolicy, co ciekawe, nieopodal kamienicy rodu Lethis, czyli miejsca gdzie widziano po raz ostatni Bartholomeowa Blacka. Mniejsza, Winston i Abernaav zapowiedzieli się, że zjawią się osobno. Więc i Beatrycze musiała być skazana na środek miejski, w postaci odrzutowych tramwajów. Dalej już pieszo z "Alei Solidarności". Kiedy weszła do potężnego domostwa de Veza, mogła być świadkiem ciekawej sceny…
-Kobieto, nie rób mu tego…
Rozbrzmiał głos Anthony'ego.
-Cicho, wygląda uroczo.
Odparła blondynka, dosyć ładna i szczupła, mająca na sobie uniwersalny ubiór składający się z mechanicznych elementów, komponujący się ze spódnicą, choć dekolt był na tyle wystawny, że oko Winstona trochę uciekało na bok. No cud inżynierii. Saville mogła kojarzyć ją z zebrań Oxygenu. Najwidoczniej też została zaproszona, lecz co ona właśnie robiła…?
-U...uroczo?
Dopytał Felix, który był głównym obiektem zainteresowania nieznajomej, oraz Milicjanta. Jak się okazało, Blondynka robiła z jego długich błękitnych włosów dwa kucyki po obu stronach, zupełnie jak małej dziewczynce. Mężczyzna w masce nie protestował, choć czuł się nieswojo.
-Tak. Wyglądasz bajecznie. Kto powiedział, że kucyki są niemęskie...?
-Em. Dziękuję.

Odparł, dłońmi gładząc swe dwa kuce, a wtedy posiadacz dumnych wąsów westchnął głęboko.
-Nie, zrobiłaś z niego babe. Chodź Felix, powiem Ci jaki powinien być facet.- Objął go ramieniem, kradnąc kucykowego chłopaka. -Byłem kiedyś z ojcem na polowaniu…
Głos ucichł, gdy oddalili się w głąb ogromnego salonu, zaś skonsternowany Felix nawet nie umiał mu uciec.
-Witaj, Beatrycze, rozgość się.- Wyskoczył znienacka Constantin, wręczając jej szklankę z drinkiem. -W kuchni masz inne trunki, znajdziesz. Jeremiah przybył szybciej, jest na górze w bibliotece. Muszę do niego zajrzeć, aby być spokojniejszym i wrócę do Was.
Uśmiechnął się, poprawiając okulary i odszedł. Wtedy przed Saville zjawiła się Blondynka, uśmiechnieta, wyciągająca w jej stronę rękę.
-Emilia Kaufmann. Ty zaś Beatrycze Saville. Miło Cię wreszcie poznać.

Offline

#28 2020-06-20 14:10:48

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 68.0.3618.142

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Kilka tygodni współpracy pomogło w pewnym stopniu zacieśnić ich więzi, a przynajmniej nadać słowu "zaufanie" wyraźniejszego znaczenia. Fakt, że komendant przynależał do Oxygenu był dla Beatrycze tyleż samo pocieszający, co wykładający na stół kolejne zagadki. Dlaczego nikt nie zorientował się, że coś jest nie tak z zeznaniami? Ta sprawa nie dawała jej spokoju, ale na jej rozwiązanie musiała jeszcze trochę poczekać.
  W międzyczasie doczekała się wreszcie swojego wymarzonego odpoczynku, chociaż ten lepiej by smakował, gdyby mieli robotę za sobą. Przyjrzawszy się wcześniej kwestii Łowców, kojarzyła okolicę domu de Veza, jednak nie poświęciła temu teraz wiele czasu. Nie było potrzeby, niczego nowego się nie dowie od patrzenia na kamienice.
  Wysiadłszy z tramwaju, szybko oddaliła się od torów, by uniknąć nieprzyjemnego powiewu od ruszającej maszyny. Skierowała się prosto pod wskazany adres, wchodząc do środka bez zbędnych ceregieli. Zdążyła odwiesić płaszcz i parasol, kiedy jej uwagę przykuły głosy z pobliskiego salonu. Odłożyła czapkę i zerknęła tam, dostrzegając już tylko Winstona z Felixem, który... Co on właściwie miał na głowie?
  — Oh, dzień dobry — Odwróciła się szybko do Constantina, posyłając mu miły uśmiech. Wzięła od niego szklankę, na moment przyglądając się rzeźbieniom w szkle. — Jasne, nigdzie nie ucieknę — przyznała z rozbawieniem i odprowadziła go wzrokiem, upijając łyczek trunku. Ciekawe co też Jeremiah wywęszył.
  I w tedy kolejny głos znowu kazał jej się odwrócić.
  — Mnie również — odparła, szybko przekładając szklankę do drugiej, by uścisnąć jej rękę. — Widzę, że chłopaki ci uciekli... Długo się znacie? — spytała, zaraz kierując się do salonu, by cóż, przestać zerkać na jej ubiór. Beatrycze lubiła ciekawe dodatki, ale sama trzymała się raczej tradycyjnych materiałów. Dziś też ubrana była tak jak zwykle, w solidne, ale zgrabne buty, skórzane spodnie i kamizelkę, pod którą leżała luźniejsza biała bluzka z podwiniętym do łokcia rękawem. — Daruj, ale muszę spytać — zerknęła znów na blondynkę — to mechanizm czy ozdoba?

Offline

#29 2020-06-20 14:38:45

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.106

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Emilia Kaufmann


Beatrycze zachowała się zupełnie naturalnie, co pomogło Emili w ułożeniu uśmiechu na ustach. Po powitaniu, postanowiła postawić kilka kroków ze stukotem swych kozaków, aby zachęcić Saville do oddalenia się od wyjścia, a skierowania w bardziej przytulne miejsce w tej wielkiej bawialni de Veza. Nie omieszkała chwilę zastanowić się nad jej pytaniem, aż zatrzymała się przy stoliczku bufetowym na wysokość ich piersi, aby oprzeć się o niego przedramionami.
-Winstona i Jeremiaha dzisiaj poznałam. Zaś Constantina i Felixa… chyba wtedy, gdy zginął Lord Wampirów. Doktor de Vez to taki wujek dobra rada, lecz to z naszym niebieskim kucykiem dogaduję się najlepiej. Sympatyczny jest. Ty pewnie większość poznałaś zaraz przed tym jak zjawiliście się na posiedzeniu rady Oxygenu. Dobrze widzieć nowe twarze.
Zaśmiała się rezolutnie, po czym zrobiła większe oczy nie zdejmując uśmiechu z twarzy, gdy Beatrycze zadała drugie pytanie. Spojrzała wtedy na swoje ręce, które były pokryte tymi wszystkimi konstrukcjami.
-Mechanizmy. Sama robiłam. Nazwałam to… egzoszkieletem. Może nie widać, ale pod ubraniami jest tego wiele więcej. Same ramiona są wydajniejsze od naturalnych kości, a także znajdą się mniejsze gadżety. Jestem inżynierem, może nie z jakimś wielkim stażem, ale moim nauczycielem w tej dziedzinie był największy ekscentryk naszych czasów, sam Mistrz Joseph Rickards.
Wytłumaczyła i zapadła krótka cisza. Blondynka, bardzo blada swoją drogą, uważnie mierzyła Saville wzrokiem, jakby zastanawiała się, czy można jej zaufać. Wszyscy poszli zajmować się sobą, a one były same, więc czemu by nie.
-Wyłożę kawę na ławę. To co o mnie trzeba wiedzieć, aby móc ze mną współpracować, to to, że jestem wampirzycą.- Wysunęła wydłużone kły, na potwierdzenie swoich słów. -Jestem jednym z tworów Casimira La'Vaqua, o którym już pewnie słyszałaś. Dawniej żyłam jak zwierzę, pod jego kontrolą, lecz odkąd mój gatunek nie ma władcy nad sobą, możemy robić co chcemy. Mój stary przyjaciel, Gascon, był znajomym słynnego Ostatniego Łowcy Allanoru. Opowiedział mi o ich wszystkich wspólnych przygodach i idei, którą kierował się Black. Zainspirowało mnie to i pomogło zrozumieć, co jest prawdziwym zagrożeniem dla nas wszystkich, zaś pomimo zniknięcia Ostatniego Łowcy, jego cel nie może zostać pogrzebany... Tak właśnie zaciągnęłam się do Oxygenu i zaprzyjaźniłam z Constantinem, oraz Felixem. Szanują to kim jestem, więc ja szanuję ich. Nie wiem co było Twoją motywacją, liczę, że nie masz i nie będziesz mieć ze mną problemu, co?
Nachyliła się, świdrując ją wzrokiem. Widać, że Kaufmann była konkretną dziewczyną i także lubiła wszystko mieć konkretnie wyjaśnione.
-A tak poza tym, to… Twój przyjaciel, Anthony, jest kawalerem…?
Dopytała znienacka, spoglądając na Milicjanta, który zakręcał wąsy w górę niczym arystokrata, a co Felix obserwował z niezwykłą fascynacją...

Offline

#30 2020-06-20 16:31:22

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 68.0.3618.142

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Nie pospieszała Emilii z odpowiadaniem, nawet nie sprawiała takiego wrażenia, poświęcając chwilę na rozglądnięcie się po obszernym salonie. Musiała przyznać, że rezydencja doktora już na wstępnie robiła wrażenie. Idealne miejsce dla takiej zbieraniny jak oni.
  Usiadła przy stoliku na wysokim krześle barowym. Zawsze lubiła te krzesła, pierwsze wrażenie było bardzo specyficzne, ale przyjemne. Podniosła wzrok na towarzyszkę i nieznacznie pokiwała głową.
  — Tak, to znaczy Anthonego znam już kilkanaście lat, współpracujemy od czasu do czasu. Sympatyczny z niego człowiek. Resztę faktycznie poznałam dopiero przy zajęciu się tą sprawą, co kolejnego, to w dziwniejszych okolicznościach — odparła półżartem. Faktycznie robili za schodki. Kolega z pracy, niespodziewany towarzysz, doktor wskazany w liście, pacjent z psychiatryka... No, Felixie, trudno będzie cię przebić.
  Ponownie przeniosła wzrok na jej nietuzinkowe ubranie, nieco bardziej otwierając piwne oczy, które błysnęły zaintrygowaniem.
  — Egzoszkielet... — powtórzyła cicho, wsłuchując się w jej każde kolejne zdanie. Oparła się łokciami o blat. — Brzmi niesamowicie, jeszcze nie widziałam tak złożonej maszyny wspomagającej człowieka... Mogłaby mieć niesamowite zastosowanie nie tylko dla takich jak my, ale też w medycynie, rehabilitacji, może to nawet krok do odtwarzania utraconych kończyn... — Uśmiechnęła się lekko. — Oczywiście, że słyszałam o Rickardsie, trafiło ci się.
  Podniosła znów wzrok na jej twarz, dostrzegając, że ta nad czymś się zastanawia. Nieznacznie drgnęły jej brwi, ale nie pytała, by nie przerwać jej jakiejś myśli czy coś, właściwie nie była to drażniąca cisza i Beat czuła, że powinna po prostu poczekać.
  Wraz z jej słowami przyszło wyjaśnienie, które odbiło się zdziwieniem na twarzy Saville. Wampir? Zerknęła na kły i przywołała się do względnego porządku, słuchając dalej. Nie była wystraszona, raczej zdziwiona faktem, że nic takiego nie rzuciło jej się w oczy, choć... znały się krótko, więc to nie takie niecodzienne.
  Na pytanie krótko pokręciła głową, nawet nie musiała się zastanawiać nad odpowiedzią.
  — W żaden sposób mi to nie przeszkadza — odparła, łapiąc jej badawczy wzrok. — Gdybym przejmowała się uprzedzeniami, pewnie wcale by mnie tu nie było. Kiedyś razem z narzeczonym należałam do Gildii Skrybów. Teraz jestem tylko jednym z wielu reliktów po nich, ale nie pozostało mi nic innego, jak spożytkować jakoś wiedzę i doświadczenie. Tak jak mówisz, cel Ostatniego Łowcy jest jak najbardziej wart tego, by go kontynuować, co więcej, zbieżny z tym, co robiłam i uważałam wcześniej, a skoro mogę w tym pomóc, to nie będę się wahać — wyjaśniła możliwie zwięźle, choć może mało klarownie. Ciężko było jej ująć swoje motywy w słowa, chciała zrobić coś, co byłoby ważne. Nie dlatego, żeby w tym uczestniczyć, to było znacznie bardziej złożone i mogłaby wymienić wiele różnych lub nakładających się powodów.
  Na kolejne pytanie Emilii lekko uniosła brwi, a na jej usta wpłynął uśmiech, kiedy również zerknęła na Winstona.
  — Nie... Nie dość, że ma żonę, to jeszcze dzieciaki. — Zaśmiała się cicho. — Jak to zwykle z tymi przystojnymi. — Zerknęła na nich ponownie. — Wyglądają jak mistrz i uczeń... To takie rozbrajające... — Pokręciła głową z rozbawieniem. — Dobrze, że to milicjant, bo jeszcze bym się bała, że zrobi z niego dworskiego nudziarza.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
wiercenie studni głębinowych krosno | medycyna pracy ursynów | regały paletowe | reklama internetowa nikkshow | pizza dowóz kraków Bronowice