Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#46 2020-06-22 21:24:20

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 81.0.4044.138

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

— To brzmi obiecująco — stwierdziła apropo skrzypiec, choć na tej sugestii postanowiła skończyć. Właściwie niespecjalnie interesowała się muzyką, nie w sposób... osobisty. Lubiła ją, jak większość ludzi, miała swoje preferencje i czarną listę, ale nie zajmowała się tym bardziej. Nie przeoczyła jednak subtelnej zmiany w tonie jego głosu. Jeden mały kroczek do przodu, a ile wewnętrznej satysfakcji, właśnie na coś takiego czekała.
— To chyba normalne przy irytacji... Ale to drugie faktycznie nie jest przyjemnym uczuciem. — Zakołysała szklanką i upiła nieco. — Nawet jeśli robią to nieświadomie.
Podniosła na niego zaintrygowany wzrok, kiedy znowu się odezwał. Już od pierwszych słów zanosiło się na coś ciekawego i faktycznie nie pomyliła się. Skinęła głową i poszła za nim, dość szybko wyrównując kroku z Niebieskowłosym.
Wrócił temat deszczu, czego się nie spodziewała. Nie żeby miała mu to za złe, w żadnym razie. Zwłaszcza, że mówił z sensem.
— Masz rację — odparła, ignorując jego tłumaczenie się. — Chociaż wolę sobie przypominać, że każdy zły ma w sobie coś dobrego, a gdzieś ponad deszczowymi chmurami wciąż jest czyste niebo. — Umilkła na moment. — Myślisz, że kiedyś znowu będzie je widać nad Allanorem? — spytała nagle, a z tonu jej głosu ciężko było stwierdzić, czy ma na myśli tylko nieboskłon.

Offline

#47 2020-06-22 22:10:06

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.106

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

e4u3ydydswh21.png
MG = Felix


Chłopak w masce obdarzył ją błękitnym spojrzeniem, gdy przytaknęła jego opinii, a nawet dodała coś od siebie, w dodatku całkiem ciekawą tezę. Miło, gdy ktoś podzielał twój pogląd na jakiś aspekt życia, zwłaszcza ten niechwytliwy.
-Cóż… też staram się tak o tym myśleć. Nikt nie rodzi się przecież zły. Nic co istnieje, nie miało być z natury szkodliwe…- Skomentował, kiwając głową na boki, aż wyłapał jej następne pytanie, które mogło być zwykłą mrzonką, lecz nie miał nic przeciwko teoryzowaniu. Nie miał też pewności, czy jej słowa nie kryły głębszego znaczenia, więc własne ważył równo odpowiednio. -Myślę, że dotarliśmy już do takiego momentu, gdy pewnych rzeczy nie da się cofnąć, aby przywrócić dawny stan rzeczy. Może jednak znajdzie się kiedyś jakieś… rozwiązanie, które umożliwi oczyszczenie nieboskłonu.
Odpowiedział, zachowując podobne wybrzmienie. A wtedy po prostu wrócił spojrzeniem przed siebie.
W pewnym momencie zeszli do piwnicy, oczywiście Felix szedł przodem, bo domyślił się, że mogło to wyglądać podejrzanie. Nie dawał jednak Beatrycze dużo czasu do namysłu, podchodząc do pewnego starego zakurzonego kredensu pod ścianą piwnicy. Użył całej siły, aby odsunąć mebel i wyłonić sporą dziurę, która się za nim kryła. Niebieskowłosy oparł się o drewno, zerkając na Saville.
-Kiedyś przypadkiem zatrzasnąłem się w tej piwnicy. Siedziałem obok, w oczekiwaniu na ratunek, aż zauważyłem szparę między kredensem, a ścianą. Tak odkryłem ten… tunel. Proszę, nie mów o tym Constantinowi.
Wyjaśnił tyle, ile chciał na ten moment, po czym wszedł do dziwnej jamy w piwnicy. Beatrycze mogła poczuć się skonsternowana, lecz jeśli ryzykowna z niej była dziewczyna, po drugiej stronie tunelu czekała ją nagroda. Pierwsze co zobaczyłaby Saville, byłaby wielka pieczara, której ziemia porośnięta była białymi, świecącymi się kwiatami, tworzącymi wręcz magiczną polanę, zaś dziwny połysk tych licznych roślinek rzucał promyczki światła na kamienne ściany i górne sklepienie groty, co przypominało gwiezdziste nocne niebo…
Felix już poruszał się w centrum tego "ogrodu", wymijając kwiaty, których poświata sprawiała, że nawet jego włosy wydawały się jeszcze bardziej niebieskie. To samo oczy. Prawdziwa zabawa kolorów.
-Czasem tu przychodzę i zapominam o świecie, który jest poza tym… miejscem.

Offline

#48 2020-06-22 23:05:33

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 81.0.4044.138

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Nic nie miało być szkodliwe. Święte słowa, ale skoro nawet boskie zamierzenia skończyły na tym, co widzą... To nie wróżyło dobrze czemukolwiek, jednak Beatrycze szybko odgoniła te myśli. Wiedziała, że nie są prawdziwe. A przynajmniej chciała w to wierzyć. Podobnie z kwestią nieba.
— Tak, na pewno nie cofniemy czasu... Ale możemy zrobić coś lepszego, jestem tego pewna — stwierdziła cicho, wpatrując się w zbliżający się koniec korytarza.
Droga przez dom zaprowadziła ich do piwnicy. Nie spodziewała się tego, choć ciężko powiedzieć, czego zatem. Rzuciła okiem na mijane ściany, ale nie zwalniała kroku, utrzymując dystans jakieś pół metra za Felixem. Czy bała się za nim iść? Nie, chociaż gdzieś z tyłu głowy wciąż zapalała się lampka ostrożności, przypominając, że typ siedział w wariatkowie. I to raz całkiem legalnie, a dwa razy na własne życzenie.
Znaleźli się w sali pełnej rupieci, a Niebieskowłosy zajął się kredensem. Obserwowała to ze spokojem i zaintrygowaniem, aż jej poszerzonym teraz oczom ukazał się tunel.
— Nie powiem... — obiecała, spoglądając na ciemną dziurę. Ruszyła za nim, delikatnie gładząc ściany palcami. Ile to mogło mieć lat? I dlaczego Constantin o tym zapomniał? O może nie on... Może któryś z jego przodków specjalnie postawił tam ten bezużyteczny kredens, żeby... Nie, wtedy powinien to zwyczajnie zamurować. Czemu tego nie zrobił?
Pytania krążyły jej po głowie, aż nie doszli do sali. Saville stanęła w progu, próbując ogarnąć spojrzeniem ogrom kwiatów świecących niczym gwiazdy na nocnym firmamencie. Jakby ktoś ściągnął z góry niebo i zamknął w tej grocie. Właśnie tak zawsze je sobie wyobrażała.
— Piękne... — rzekła cicho, jakby nie chcąc zmącić spokoju tego miejsca. Ostrożnie, nie przydeptując kwiatów, podążyła za Felixem na środek. — Niesamowite... Skąd to się tu wzięło? Nigdy nie widziałam takich kwiatów... — Przesuwała wokół błyszczącymi od świateł oczyma, które w końcu wylądowały na Felixie. — Dziękuję. — Uśmiechnęła się uroczo.

Offline

#49 2020-06-22 23:44:18

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.106

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Felix


Trzeba być ślepcem, aby nie określić tego miejsca pięknym. Można powiedzieć, że Felix ściągnął gwiazdy z nieba na życzenie Beatrycze, która pragnęła ujrzeć choć namiastkę tego, co wielu w Stolicy tylko mogło sobie wyobrazić. Jej słowa odbijały się po sklepieniach lekkim echem, który dodawał tylko uroku tej zamkniętej przestrzeni. Prawda taka, że możnaby tu nawet mieszkać, a gospodarz nawet by nie wiedział o tym.
-Wydaje mi się, że… Allanor zbudowano ja jakimś skalnym wzniesieniu… a dom de Vezów właśnie nad tą pieczarą. Dziura sugeruje, że ktoś ją kiedyś odkrył. Ale pewnie oczarowała go na tyle, że nigdy nie tknął ogrodu, ani nie zamurował tunelu…- Próbował to wyjaśnić, mając na myśli oczywiście jakiegoś przodka Constantina, bo ten raczej nie miał o tym pojęcia. Nie doceniał piękna i natury, więc pewnie zniszczyłby to miejsce. -...a te kwiaty to chyba Lucyferiusy. Od Upadłego Anioła, Lucyfera, "Niosącego Światło". Ale to tylko nazwa. Rosną rzadko, dlatego to cud…
Dodał, rozglądając się, aż zdał sobie sprawę, że Saville była już tuż przed nim, uśmiechając się uroczo i dziękując. To na chwilę przymknęło wpatrzonego w nią Felixa. Czyż taki uśmiech nie był warty podzielenia się tajemnicą…?
-Em. Nie masz za co. Pomyślałem tylko, że no…
Urwał, nie wiedząc co dalej mówić. Sam nie wiedział co sobie pomyślał, po prostu chciał jej to pokazać i tak zrobił. Przecież nie chcieli zanudzić się w sali balowej.
Chłopak w masce usiadł na ziemi, placku wolnym od Lucyferiusów, najpewniej zachęcając Beatrycze, aby uczyniła podobnie. Mieli w sumie chwilę, nim Emilia i Constantin zaczną zastanawiać się, gdzie oni razem zniknęli. Już czuł złośliwe komentarze Kaufmann.
-Tutaj pozbywam się wszystkich myśli, albo przychodzę, gdy dręczą mnie koszmary i mam bezsenne noce. Teraz to też Twój sekret. Przychodź tu, kiedy tylko zechcesz.
Upewnił ją, przeczesując swoje niebieskie kudły, kładąc się na plecach, mając perłową twarz w kierunku sztucznego nocnego nieba...

Offline

#50 2020-06-23 23:52:31

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 81.0.4044.138

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Teoria Felixa była przyjemna do słuchania i aż się chciało w nią wierzyć, ale coś w Beatrycze pozostawało sceptyczne. Nic nie jest takie ładne jak w bajkach, a to brzmiało jak zarys historii dla dzieci. Bardzo małych dzieci. Cóż, może kiedyś pozna prawdę, teraz nie pozostało jej nic innego, jak przyjąć to właśnie wyjaśnienie. Rzeczywiście robiło ono swoje, można się było poczuć z dala od utrapień świata. Bezpiecznie.
Zerknęła na Felixa i znów na kwiaty.
— Może to cud — przyznała mu rację. — Niemożliwe, żeby wszystkie rosły tu przypadkowo... — Czy faktycznie niemożliwe? Pewnie nie, zawsze istniała jakaś szansa, ale liczenie na taką szansę było optymistycznym urojeniem. Zabawny był natomiast fakt, że tak piękne rzeczy nazywano od imienia jednego z największych wrogów ludzi. Czyć to nie ironia?
Kiedy Niebieskowłosy zgubił słowa, ona zwyczajnie skinęła głową na znak, że nie musi mówić więcej. Pewnie nie rozumiała do końca, ale nie musiała, to w zupełności wystarczało.
Nie musiał też długo czekać, by usiadła obok niego, obejmując rękoma kolana.
— Kiedy ja chcę się pozbyć myśli i obrazów, lubię je zapisać... Czasem przerobić. To pomaga się z nimi oswoić, przetrawić. Przestają dręczyć — odparła cicho, by po chwili również się położyć, byli teraz zaledwie kilka centymetrów od siebie, ale Beatrycze zdawało się to nie przeszkadzać. Skierowała wzrok na sufit, gdzie w nielicznych gładszych ściankach kamieni odbijał się blask kwiatów. — Kim chciałeś zostać... kiedyś? — wypaliła nagle, przenosząc na niego spojrzenie. Dziwny rodzaj ekscytacji zawitał jej z tyłu głowy, kiedy tak patrzyła na porcelanową maskę, pozłoconą od ciepłego światła płatków.

Offline

#51 2020-06-24 07:21:23

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.106

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Felix


Spojrzał w jej kierunku, skupiając się na słowach dotyczących prawa przypadku. Może i ona miała rację, a ktoś mógł je tu zasadzić w sekrecie, pomimo pozostawionej niedbałej wyrwy w ścianie, ale nie w tym rzecz.
-Mam wrażenie, że jesteś osobą, która zawsze dostrzega dwie prawdy i szuka trzeciej. Dystansujesz się nawet względem najprostszych wyjaśnień. To w Tobie lubię.
Odpowiedział tylko, po czym znów powrócił wzrokiem w górę. Cóż, Niebieskowłosy zobaczył jedną z cech, która charakteryzowała Beatrycze, a nawet pokusiłby się na stwierdzenie, że nadawałaby się na jakiegoś detektywa. Może dlatego Winston tak ją lubił?
Kiedy dziewczyna powiedziała jaka jest jej technika na radzenie sobie z natrętnymi myślami, nie czekał długo z komentarzem:
-Doktor La'Rose też chciał, abym spisywał swoje myśli na naszych rozmowach. Wtedy zawsze okazywało się, że nie znam własnej głowy.
Rzucił z lekką żartobliwością, nawet jeśli dotyczyło to trochę gorszego epizodu z jego życia. Może nie chciał jednak zmieniać tego błogiego spokoju w chwilę melancholicznych wywodów? Życie samo w sobie było wystarczająco smutnawe, aby jeszcze o nim rozmawiać.
Saville położyła się obok niego, co go trochę zdziwiło, może nawet poczuł się lekko nieswojo, dlatego splótł swoje dłonie na klatce piersiowej, starając się nie przekręcać głowy. Stan rzeczy się zmienił, gdy zadała intrygujące pytanie, przez co ukazał jej błyszczące i sztucznie-idealne lico, wzrokiem szukając jej oczu.
-Ja… chyba chciałem być…- Urwał, analizując własne pragnienia sprzed lat. -...milicjantem. Reprezentować prawo, nosić mundur, oraz walczyć z przestępczością, ciesząc się szacunkiem obywateli. A potem oszalałem.
Dodał, pomijając oczywisty fakt, na który patrzyła, lecz nigdy nie wierzył w to, że przeszedłby same testy psychologiczne na mundurowego. To był powód dlaczego Anthony tak mu imponował…?
W głowie pojawiło mu się pytanie, na sam koniec, nim przyjdzie im stąd niestety wyjść, dlatego nie odwrócił od niej wzroku.
-A… a Ty kim byłaś? Byłaś Skrybą, prawda? Miałaś ułożone życie, nim to się zaczęło? Byłaś… szczęśliwa…?

Offline

#52 2020-06-24 15:24:12

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 68.0.3618.177

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Nie była przekonania, jak interpretować jego pierwsze słowa, póki nie zakończył ich jednym krótkim zdaniem. To sprawiło zaś, że ona poczuła się odrobinę speszona. Nie spodziewała się takiego stwierdzenia i w przeciwieństwie do całej reszty uprzejmości, jakie zdążyli wymienić, było może nie bardziej szczere, ale uderzające. Takie miłe.
  — Nauczyłam się, że najprostsze niestety nie zawsze są najtrafniejsze. Chyba weszło mi to w krew — stwierdziła z lekkim rozbawieniem. To chyba skrzywienie zawodowe od Skrybów i pracy z Winstonem.
  Na uwagę o kolejnym psychiatrze, cicho prychnęła śmiechem. Nie skierowanym do Felixa, ale właśnie do rzeczonych lekarzy.
  — Nie dałabym tego żadnemu doktorowi, nigdy w życiu... On mnie nie zna, więc jak mógłby coś takiego o mnie mówić? — Wzruszyła ramionami. Osobiście nigdy nie lubiła samej idei psychologa. Gdyby miała opowiadać obcemu facetowi o swoim życiu z myślą, że zostanie zaszufladkowana do któregoś typu ludzi, czułaby się dziwnie. To brzmiało bez sensu.
  Temat zszedł na wczesne plany Niebieskowłosego. Leciutko uniosła brwi. Milicjanta się na pewno nie spodziewała, ale zaraz pokiwała głową.
  — Milicja często ma przechlapane, nawet od zwykłych obywateli — odparła swobodnie. — Ale jak dla mnie to tylko dodaje im wartości. Tym prawdziwym. — Prawdziwym jak Winston? Możliwe, chociaż w nim widziała bardziej serdecznego wujka, niż charyzmatycznego przedstawiciela prawa.
  Przez chwilę jeszcze plątała się spojrzeniem po jego bladym licu i błękitnych ślepiach, trawiąc postawione pytanie.
  — Nie... I tak i nie. — Przeniosła wzrok na błyszczący sufit. Był jak odbicie gwiazd w stawie, o ironio, na odwrót niż w rzeczywistości. — Moje poukładane, choć trochę niecodzienne, życie posypało się już kilka lat temu przez... zbieg nieprzewidzianych okoliczności. Zostałam sama z całym zapleczem wiedzy, jaką udało nam się wcześniej zgromadzić, a do tego dochodziły problemy z inkwizycją. — Uśmiechnęła się nieznacznie. — Jako dzieciak nigdy nie myślałam, że zostanę Skrybą, a teraz w dodatku kolejnym reliktem przeszłości. Mimo wszystko, nie żałuję. Wolę być tutaj z całym tym bajzlem w rękach, niż sprzedawać jabłka na targu. — Umilkła, wpatrując się w sklepienie nad nimi. Przebłyski wspomnień idealnie wpasowywały się w to mozaikowe tło, ale nie zakłócały jej wewnętrznego spokoju. Może była szczęśliwa dopiero teraz? A jeśli nie, to teraz przynajmniej wie, że może być. I jak to zrobić.

Offline

#53 2020-06-24 18:05:06

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.106

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Felix


Cieszył się, że mógł powiedzieć coś co spodobało się Beatrycze na swój sposób. Ciekawe jak często dostaje pochwały, albo komplementy. Pewnie często. A takie zawiłe, jak jego? Nie wiedział, ale przy dobrych okazjach nie omieszka przypominać jej co jest w niej dobrego. Będzie się jej lepiej spało z taką myślą, a to grzeje serce.
-No wiem, to dziwne. Z początku nie pisałem nic. Dopiero jak mnie faszer… dopiero później tworzyłem jakieś zbitki myśli i było to weryfikowane.
Objaśnił, gryząc się w język w połowie zdania. Wolał nie mówić, że był tak na dziwnych tabletkach, które miały wspomóc kurację, kiedy alternatywne leczenie de Veza zawiodło. Medycyna taka piękna.
Do milicji się już jednak nie odniósł, ponieważ nie był to pokrzepiający temat. Ciężko mówić o marzeniach, które przepadły, lecz nie znaczy to, że nie słuchał. Nawet skojarzył Winstona z opisem, bo jego zdaniem wydawał się takim idealnym przykładem, nawet jeśli Saville postrzegała go przez pryzmat dłuższej znajomości. Z kolei Felix mógłby mu zarzucić problem alkoholowy i przesadny testosteron.
Lecz przechodzili właśnie do najciekawszej i najważniejszej kwestii. Tego, czy Saville czuła szczęście w życiu. Wtedy zobrazowała mu przebieg i równie pochyłe swojego życia. Nawet wyczuł dziwną nić… porozumienia.
-Hm, zbieg okoliczności. Też coś takiego przeżyłem. I też zostałem ze wszystkim sam. Dobrze, że Tobie udało się jednak podnieść z kolan.- Wyszeptał, topiąc spojrzenie w jej oczach, jakby chciał wedrzeć się do jej głowy i pojąć jej najskrytsze myśli. Niestety, tutaj to kobieta miała przewagę, bo Felix był nieświadomy wiedzy jaką Saville o nim posiadała. -Ale gdybyś sprzedawała jabłka to z pewnością kupowałbym je od Ciebie.
Uśmiechnął się pod maską, co mogły zdradzić wyłącznie lekko zmarszczone powieki i łagodne oczy.
W końcu jednak musiał podnieść się do pozycji siedzącej, otoczony tymi roślinnymi świetlikami, zerkając przez ramie na Beatrycze. Chciał ją kiedyś całkiem poznać. Była… inna.
-Musimy wracać, inaczej coś sobie pomyślą…

Offline

#54 2020-06-25 00:04:09

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 81.0.4044.138

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Spoglądała w te jego błyszczące, błękitne ślepia, tak bardzo żywe i przyjemne na tle martwej imitacji twarzy. Gdzieś w środku rosła chęć, by ją zobaczyć. Tę prawdziwą. Przyjrzeć się jego mimice, rysom, zobaczyć uśmiech odbity w ślepiach, dotknąć... Ale z płytkiego dołka myśli wyciągnęły ją słowa Felixa.
— To było trudniejsze, niż wcześniej podejrzewałam — przyznała, na moment zerkając ku ziemi, by zaraz znów spojrzeć na Felixa. — Mówisz, jakbyś sam na nich był. A przecież nie jesteś. — Uśmiechnęła się lekko, chcąc dodać tym słowom ciepłego wyrazu. Nie postrzegała go jako wariata. Na pewno nie w ten sam sposób, co większość.
Jego kolejne słowa na moment ją zatkały. Że co? Kupowałby...
— Jak otworze kram, to cię zaproszę... — zaśmiała się dźwięcznie. — To było miłe...
Wpatrzyła się w sklepienie, uspokajając oddech. Na jego podniesienie się zareagowała z lekkim opóźnieniem, z początku tylko podpierając się z tyłu rękami. Eh, a tak przyjemnie się leżało.
— Musimy to kiedyś powtórzyć — poprawiła go i podniosła się z ziemi, delikatnie otrzepując ubranie z drobnego pyłu. Patrząc pod nogi, skierowała się do tunelu. — Właściwie nie spodziewałam się, że Winston odpadnie tak szybko. Ciekawe, kto następny, choć... Chyba robi się późno i tak.

Offline

#55 2020-06-25 00:37:09

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.106

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Felix, Jeremiah Abernaav


Beatrycze była stanowczo dla niego za dobra, ponieważ gdzieś głęboko w Felixie rosły wyrzuty sumienia, że ma wobec niego dużo wiary, oraz pokrzepiających słów, choć nie wie jakich rzeczy się dopuszczał. W sumie trochę wiedziała, ale to nie to samo co doświadczyć, widzieć to. Choć cholernie cieszyła go każda jej uwaga, chociażby o kolanach, to i tak miał wrażenie, że nie zasłużył. Ale… ale… Saville trochę wypiła. Może po alkoholu jest bardzo dobra dla każdego bez powodu? Może tylko sobie wmawia, choć nie wie, czy to nie byłoby jeszcze gorsze.
Uwagę o nowym biznesie Saville Corporation odebrał z cichym, przytłumionym przez maskę, chichotem.
-Skryba i sprzedawczyni. Może jakieś… magiczne jabłka w specjalnej ofercie?
Zafantazjował, zerkając dookoła, choć szybko wrócił do niej, widząc jak wstaje z ziemi. Wyłapał informację o tym, że chyba dobrze spędziła ten czas, a jaskinia przypadła do gustu. To go jeszcze bardziej cieszyło.
-Em, tak. Musimy. Może jak Constantin będzie w pracy, czy coś…
Po chwili zrozumiał, że brzmi jak dzieciak, który ukrywa się przed ojcem. Oj Felixie, dorośnij i się nie kompromituj!
Wstał również, myśląc już nad kolejnymi słowami Beatrycze. Zastanawiał się, czy…
-Anthony miał chyba… gorszy dzień. Chyba zapijał jakiś smutek. Sztucznie się uśmiechał, widziałem to w jego oczach.- Odpowiedział, może dając Skrybie dosyć istotną informację o rzeczy, którą powinna się zająć, gdy już będzie na to czas. -Ale tak, chodźmy, dowiemy się…


Felix i Beatrycze wydostali się z magicznego ogrodu, zasuwając tunel starym kredensem, następnie opuszczając piwnicę, by znaleźć się w bawialni. Już tylko Constantin tam pozostał, ewidentnie zbierając się do spoczynku, lecz bez zbędnych pytań o to gdzie przebywała wspomniana dwójka, dał znać Saville, aby zajrzała do Jeremiaha, który ani razu nie zawitał na przyjęciu. Kobieta nie miała wielkiego wyboru, więc oddzieliła się od mężczyzn, kierując schodami na piętro, a kolejno do prywatnej biblioteki de Veza. To miejsce charakteryzowało słabe oświetlenie przez rzadkie rozłożenie lamp, za to duże okiennice, o które stukał deszcz, a pioruny migająco rozjaśniały całe te pomieszczenie. Może tylko dzięki temu mogła na samym końcu dostrzec Abernaava, który stał przy półkach, z książką w ręku, którą kartkował co chwila. Dopiero za moment spojrzał na dziewczynę.
-Panna Saville, no proszę. Z początku myślałem, że to znowu ten de Vez.- Powrócił wzrokiem na kartki. -Miecz Azazela, przechrzczony na Miecz Pierwszego Łowcy, co? Czeka nas wyzwanie.
Dodał z udawaną ekscytacją w głosie, w końcu układając dłoń na papierze, coby nie zgubić treści, a głowę zwracając w kierunku Beatrycze.
-Skoro jesteśmy sami, może powiesz mi, jakie masz obecnie teorie związane ze mną? Kim jestem? Agentem Bractwa Cieni?
Parsknął śmiechem, świdrując ją niepokojącym spojrzeniem. Było to trochę dziwne.
-Jestem świadom tego, że moje poświadczenie o specjalizacji okultystycznej Ci nie wystarczy, dlatego musisz o mnie szeptać za plecami. Więc powiedz i mi. Kim… jestem?
Uśmiechnął się.

Offline

#56 2020-06-25 16:21:49

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 68.0.3618.177

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Może jak Constantin będzie w pracy... Tak jakby mieli się z czym ukrywać, w dodatku przed kim. Zignorowała tę uwagę, mając wrażenie, że Felix niezbyt dobrze ją przemyślał. Na kolejną tylko skinęła głową. Być może Anthony martwił się tym samym, co i doktor, a może jemu też nie dawał do końca spokoju zastój sprawy. Zresztą zaraz znaleźli się na parterze, z powrotem w bawialni. Stamtąd Constantin wysłał ją do biblioteki. Cóż, nie była śpiąca, jeszcze nie teraz i czuła się całkiem dobrze, więc nie widziała przeciwwskazań. Chociaż musiała przyznać, że spotkanie z Jeremiahem sam na sam miało w sobie coś... stresującego, jeśli można to tak nazwać. Podobnie czuła się, wchodząc do izolatki.
  Odnalezienie pomieszczenia nie było wielkim problemem. Przymknęła za sobą drzwi i spokojnie rozejrzała się po otoczeniu, nieznacznie głębiej wciągając zapach papieru. Zawsze był taki przyjemny i uspokajający, może Abernaav nawet nie najgorzej wybrał sobie towarzystwo na ten wieczór.
  Nie zaszła daleko, kiedy jego sylwetka w głębi rzuciła się w końcu w oczy. Ciemna i smukła, ostro zarysowana zimnym blaskiem błyskawic. Wyglądał jak upiór, w dodatku elokwentny.
  — Brzmi jakby tylko zawracał ci głowę — stwierdziła z nutą rozbawienia w głosie. — I to nie byle jakie — przyznała zaraz, już całkiem poważnie. W głowie narodziła się cicha nadzieja na to, że Abernaav zdołał coś wygrzebać z tych ksiąg, ale wtedy jej uwagę całkowicie zwróciły kolejne słowa mężczyzny. Spojrzała na niego baczniej.
  To było co najmniej dziwne. Prawie jakby oskarżał ją o knucie przeciwko niemu, choć sam wybitnie się stara, by mieć u innych konkretną opinię. No i jeszcze ta wzmianka o agencie. Co to za gra? Miała nieodparte wrażenie, że ten typ ma gdzieś jej odpowiedź jako taką, a chce się tylko... zabawić jej kosztem? Przekonać o czymś?
  — Szeptać? — powtórzyła spokojnie. — Szeptać raczej nie. Pytać o zdanie. To chyba nic złego. — Postąpiła kilka kroków w jego stronę, rzucając okiem na regały wokół, by zaraz znowu spojrzeć na niego. — A jak tak, to przepraszam. — Mogła być dla niego zaskoczeniem szczerość tego słowa, ale Saville nie miała najmniejszych powodów, by go obrażać czy traktować gorzej od reszty. Splotła ręce na piersi. — Szczerze bym wątpiła w tego Agenta Bractwa. Kim więc jesteś? Nie wiem. Zgaduję, że nie jesteś oficjalnym specjalistą i albo nie miałeś okazji, albo też ochoty pojawiać się jako jawna pomoc w rozwiązywaniu kłopotów. Nie dla gazet. Ale to ma niewielkie znaczenie. Na tym kończą się moje podstawne domysły, a nie mam ochoty malować obrazu z nut. — Podeszła bliżej, by stanąć tuż przed nim. — Sam powiedz, kim jesteś...
  Pozostawało jeszcze jedno pytanie. Czy on zwyczajnie się domyślał, że o nim mówili, czy faktycznie wiedział? Teoretycznie nie mógłby wiedzieć, ale... typ wydawał się nieobliczalny pod tym względem.
  Niespodziewanie wzruszyła ramionami.
  — Albo nie mów, twój wybór. Przecież cię nie zmuszę.

Offline

#57 2020-06-25 16:50:43

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.106

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Jeremiah Abernaav


Czy Constantin mu przeszkadzał? Cóż, był przemądrzały i wścibski, doskonale można było czytać jego myśli jak otwartą księgę. Chyba dlatego rozmowa z nim potoczyła się tak, że Doktor wyszedł oburzony. Ale już nieważne.
Wolał skupić się na tej priorytetowej kwestii, czyli szeptach, które Beatrycze malowniczo ubrała w "pytanie o zdanie". A czy Saville pamiętała jak wypytywała Felixa, oraz de Veza o niego? Jak obgadywała go z nieufnością, razem z Winstonem? Jeremiah wyglądał, jakby o tym wszystkim wiedział, pytanie jednak skąd. Przeprosin nie potraktował na serio, tak jak jej łagodnego doboru słów.
-Moja droga, nie interesują mnie przeprosiny, przecież nie o to tu chodzi.- Zrobił pauzę, gdy piorun znów uderzył. -Lecz ciągle mam wrażenie, jakbyś nie mówiła mi całej prawdy. Jakbyś skrywała domysły. Lecz spokojnie, nie można mnie zdenerwować tak łatwo.
Zachichotał, nie odrywając od niej spojrzenia. Beatrycze zbliżyła się do niego, ostatecznie pogrywając sobie z nim i odwracając kota ogonem. Abernaav skwitował to wyszczerzeniem zębów.
-Nie wydaję mi się, aby wybór należał do mnie. Leży on w Twoich rękach, Saville.
Jeremiah zamknął książkę i odłożył ją na półkę, tym razem zatrzymując spojrzenie na księgozbiorze, jakby myślał, czy jego następne słowa powinny wybrzmieć. Lecz stwierdził, że nie ma sensu pozostawiać sobie niedopowiedzenia i czekać, aż cienka granica zaufania przełamie się w nieodpowiedniej chwili.
-Beatrycze, ja wiem, że nikt z Was mi nie ufa. Domyślam się też co o mnie tak szczerze myślisz. Dlatego, to chyba nie ma sensu…
Urwał, wsłuchując się w krople deszczu uderzające w okiennice. Pioruny co jakiś czas rozświetlały biblioteczkę bardziej od lamp.
Jeremiah odwrócił się w stronę kobiety, lustrując ją na wylot.
-Panno Saville, przyznam Ci już otwarcie, że faktycznie nie jestem tym, za kogo się podawałem. Jednak mój cel był szczery. Przeciwdziałam Bractwu Cieni i ich pomysłowi na sprowadzenie apokalipsy. Jesteśmy po tej samej stronie…- Zrobił pauzę, choć szybko na jego usta wkradł się niecny uśmieszek. -...jednak wiedza jest zgubna. Skoro to ukróciłem i Ci się przyznałem, stawia mnie to pod ścianą, nie sądzisz?. Dlatego zmuszony jestem się bronić. To JA, daję Ci wybór, Beatrycze. Albo zapomnimy o tej rozmowie, odpuścisz z teoryzowaniem, zaś w oczach reszty pozostanę tym kim byłem, natomiast Ty będziesz mogła liczyć na moją pomoc… albo wyznam Ci kim tak na prawdę jestem, lecz to będzie koniec... naszej współpracy. Więc…?
Spytał, nie przestając wlepiać w nią spojrzenie szarych tęczówek.


Wybór:
-żyj w niewiedzy (Jeremiah pozostaje)
-poznaj prawdę (Jeremiah odchodzi)

Offline

#58 2020-06-25 17:31:34

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 68.0.3618.177

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Nie nazwałaby tego w ten sposób. Właściwie pretensje Jeremiaha brzmiały dla niej dość gimnazjalnie. Zapewne, gdyby okoliczności poskładały się inaczej, podobne śledztwo by poprowadziła względem Felixa, Constantina czy Emilii. Padło na specjalistę od okultyzmu. Życie.
  Niespecjalnie przejmowała się tym, że odrzucił jej słowa. To była jego sprawa, a Saville nie zamierzała płakać nad tym, że pan Abernaav się obraził. Powinien to rozumieć. Maczając palce w tego typu sprawach, powinien doskonale wiedzieć o tym, że podejrzliwość i roztrząsanie różnych opcji jest pierwszym stopniem do przeżycia. Nie bez powodu nie uciszała do końca swojej czujności przy pozostałych, na bieżąco porównywała zasłyszane fakty o sprawie, gromadząc te najbardziej spójne, niezależnie od ust, z których padły, nie bez powodu analizowała możliwość i stopień manipulacji w milicji i Oxygenie, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć. Tak jak powiedziała — nie było sensu rzucać pustymi domysłami, które mogły tylko pogorszyć sprawę.
  Na kwestię wyboru delikatnie uniosła brwi. Co niby miałaby zrobić, pogrozić mu książką? Okrzyczeć jak na kobietę przystało? Oczywiście, że nie, oczywiście też, że miał na myśli zupełnie co innego. A ona miała coraz większe wrażenie, że to nie jest zwykły człowiek. W dosłownym sensie.
  Nie wtrącała się, kiedy robił swoje pauzy. Czekała cierpliwie na dalszy ciąg, co ostatecznie zostało nagrodzone. W głowie zrodziło jej się pytanie, dla kogo ów wiedza byłaby bardziej zgubna, jednak Beatrycze szybko odsunęła je na bok.
  — Dobrze... — odparła po chwili, przeganiając kolejny tłum myśli. — Zapomnijmy o tej rozmowie.

Offline

#59 2020-06-25 18:09:44

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.106

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Jej odpowiedź padła niczym młotek na sali sądowej, co zdjęło uśmiech z twarzy Jeremiaha. Wpatrywał się w nią jeszcze chwilę, oświetlany wyładowaniem elektrycznym. Wyglądał już poważniej, niż wcześniej. Ale zaraz przypomniał sobie o przywróceniu serdecznego uśmiechu.
-Dobrej nocy, Beatrycze Saville.
Pożegnał ją i wyminął, opuszczając bibliotekę w mgnieniu oka. To była… ciekawa noc dla dziewczyny.


*******


ROZDZIAŁ IV: PROBLEMATYCZNY MILICJANT


MG = Anthony Winston


Minęło trochę czasu, odkąd Saville i Winston wprowadzili się do rezydencji de Veza. Wystarczająco, aby jesień przekształciła się w zimę, powodując opady śniegu, który pokrył całą Stolicę, czyniąc ją trochę piękniejszą. Oxygen nie marnował czasu poszukując niejakiego Salvadora de Rune, oraz artefaktu jaki posiadał, lecz wciąż nie było konkretnych zleceń dla naszych bohaterów. Dlatego mieli więcej czasu na zapoznanie się ze sobą. Przynajmniej Felix i Emilia często napadali Beatrycze, aby spędzić z nią czas. Panna Kaufmann robiła to śmielej od wiecznie niepewnego Niebieskowłosego, ponieważ ostatnim czasem wyciągnęła ją na piwo do najbliższego baru. I to właśnie wtedy, Skryba mógł dowiedzieć się, że coś niepokojącego dzieje się z Winstonem, który częściej spędzał noce poza domostwem, gdzieś na ulicy. W dodatku jego żona, Esmeralda, lubiła wysyłać listy pod adres Constantina, skierowane bezpośrednio do Anthony'ego. Czemu listy? Nie był przecież daleko od rodzinnego domu, prawda?
Beatrycze miała wystarczająco przesłanek, by sprawdzić co dzieje się z jej partnerem. Dzięki kolegom z milicji, usłyszała o knajpie "Czarny Tulipan". Podobno tam widywali często Winstona. Gdy udała się tam pewnej nocy, mogła zobaczyć znajomego wąsacza przed ladą barmańską…
-I ja Ci mówię… kobiety to kurwy i tyle… nie wszystkie, ale ta… to… demon jest. Mówie Ci, przyjacielu… nie wiedziałem co robię…
Żalił się pijany Milicjant do zmęczonego barmana.
-Anthony, proszę Cię, wyjdź już… nie chcę być zmuszony psuć Ci reputację i wezwać Twoich kolegów…
-Ty mnie nie strasz kolegami!
Zagroził palcem.

Offline

#60 2020-06-26 11:40:32

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 68.0.3618.186

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Jego równie tajemniczy co cała osoba uśmiech zniknął. Czyżby odpowiedź mu się nie podobała? Cóż, skoro tak, mógł nie dawać jej wyboru. Jednak Beatrycze miała wrażenie, że jest w tym coś więcej, zdecydowanie nad czymś myślał. Pożegnanie było zaskoczeniem, tak samo jak ponowne przybranie tej całej maski życzliwości.
  Obejrzała się za nim przez ramię, szukając smukłej sylwetki wśród błyskawic.
  — Dobranoc... — odparła, choć nie była pewna czy na tyle głośno, by usłyszał. Zerknęła na książkę, którą wcześniej odłożył, by ostatecznie samej opuścić bibliotekę.


*******


  Droga do tawerny wydawała się nieprzyjemnie krótka nie tylko ze względu na urokliwy i lekko tajemniczy krajobraz zasypanego śniegiem miasta. Beatrycze swoim zwyczajem miała myśli zaprzątnięte przez najróżniejsze aspekty ich kłopotów, które teraz krążyły wokół legendarnego oręża i jegomościa, który rzekomo chciał go zdobyć. To był wyścig szczurów, nawet jeśli te ich szczury przebrały się za myszki. Miała bardzo złe przeczucia.
  Choć zgodnie ze swego rodzaju obietnicą, ignorowała w głowie temat Jeremiaha, to pozostało tam cichutkie pytanie. Dlaczego ta wiedza jest niebezpieczna? Co takiego może w sobie skrywać, co byłoby gorsze od tajemnic reszty ich towarzyszy? Cóż, cokolwiek to jest, odłożyła na sam koniec. Całkiem możliwe, że nawet wtedy się nie dowie, ale wtedy przynajmniej będzie mogła zaryzykować.
  Tymczasem pojawił się kolejny problem, rozwijający się już od jakiegoś czasu, a za który w końcu miała się wziąć.
  Weszła do lokalu, omiatając wzrokiem salę ze skąpą już klientelą. Zlokalizowanie Winstona nie było trudne, zwłaszcza, że jego pijacki głos rzucał się... w uszy. Ruszyła od drzwi, by zaraz znaleźć się tuż obok towarzysza.
  — Anthony, dobrze, że jesteś. Szukałam cię — rzuciła, kładąc mu rękę na ramieniu. — Chodź, powinniśmy wracać. Za dużo wypiłeś... — dodała nieco ciszej, by nie dotarło to do zbyt wielu uszu. Liczyła na to, że się zgodzi i wyjdzie, jednak... nie robiła sobie wielkich nadziei. Coś go ewidentnie gryzło, a to mógł spory problem w tej chwili. Co prawda słyszała kwestię o kobietach, ale zbyt wiele było niewiadomych, by coś z tego wyciągać.

Ostatnio edytowany przez Kojot (2020-06-26 11:40:51)

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
wiercenie studni głębinowych krosno | medycyna pracy ursynów | regały paletowe | reklama internetowa nikkshow | pizza dowóz kraków Bronowice