Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#91 2020-07-07 09:41:11

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.106

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Felix, Enepsignos


Niestety, Beatrycze miała rację. Namiastki dusz pożartych członków Bractwa Cieni były niezabijalne, a ich ilość mogła być nieograniczona, więc atak tylko spowalnia proces. Wybrali wycofanie się, choć Winston pozostawał trochę w tyle, oddając strzały w drewniane ludzkie kontury. Demonica ruszyła do przodu, choć się nie śpieszyła. Anthony czuł jak miękną mu nogi, więc dystans się zmniejszał. W pewnym momencie Enepsignos zupełnie się rozmyła, a zdezorientowany Milicjant zaczął strzelać gdzie popadnie, trafiając jedynie nadchodzące widma. Wtedy coś wygięło jego ciało, a sam wydarł się przeraźliwie. W końcu upadł na trawę.
-Beatrycze! Winston!
Zawołał Felix do Saville, aby zwrócić jej uwagę na stan oddalonego Wąsacza. Wtedy Anthony zaczął powoli wstawać, lecz jego spojrzenie zrobiło się straszne. Tęczówki przybrały czerwony odcień. Zwrócił się w ich kierunku, zaciskając palce na kolbie pistoletu…
-Opętała go…
Skomentował Niebieskowłosy, po czym podbiegł do Skryby i chwycił ją za ramie, zaczynając uciekać. Demoniczmy Anthony ruszył w bieg za nimi, zaś widma zaczynały się rozmywać, zaś deski bezwładnie upadać na ziemie.
Felix i Beatrycze biegli lasem, zaś goniący ich Winston cały czas oddawał w ich kierunku strzały, które ostatecznie trafiały w korę wymijanych drzew.
-Beatrycze, nie mamy wyboru, musimy go zabić, tylko tak ona opuści jego ciało! Jest słaba, nie dogoni nas bez Winstona!
Poinformował, stawiając na szali los ich towarzysza. Wtedy jednak zorientowali się, że nic ich już nie goni, więc zwolnili. Felix zatrzymał ich całkiem, kiedy śmiech kilku głosów zaczął rozbrzmiewać wokół, jakby Demonica znajdowała się za kazdym z tych drzew.
-Wiecie, że… to nieuniknione… Felixie… spotkasz się z tymi, których bez litości zabiłeś…- Rozbrzmiał jej głos. -Beatrycze Saville, czyż nie tęsknisz za swoim narzeczonym, którego wypadek Ci odebrał…? Nie chcesz połączyć się z nim za zawsze, zamiast szukać bezowocnie sposoby, by go tu sprowadzić…?
Spytała, a wtedy Niebieskowłosy zerknął na kobietę. Nie chodziło o narzeczonego… którego może nadal kochała… no może trochę o to, ale nie to było powodem skupienia jego uwagi na niej…
-Czyta nasze myśli i wspomnienia… opęta nas, jeśli nie zabijemy Winstona…

Offline

#92 2020-07-07 20:43:21

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 68.0.3618.191

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Była zajęta pilnowaniem, by inne truposze nie zbliżyły się do nich za bardzo, chociaż pamiętała, by raczej biec, a nie strzelać. Powinni tak zrobić natychmiast. Co za głupia myśl kazała im stać i patrzeć...
  Odgłos upadającego mężczyzny usłyszała tuż przed krzykiem Felixa.
  — Winston! — zawołała wręcz odruchowo, oddając strzał w zbliżające się do niego widmo. Sama nie zdążyła podbiec, zatrzymał ją widok co najmniej upiorny nawet dla niej. Jego wzrok. Jego ręka z bronią. Nie...
  Szarpnięcie pozwoliło jej się opamiętać. Razem z Felixem czmychnęli do lasu, pół biedy, że nie goniły ich już ubrane w deski upiory. To jednak marne pocieszenie. Jej myśli szaleńczo biegały wokół jednego - jak uratować Anthoniego? Choć coś rozsądnie podszeptywało, że szansa jest marna.
  Ściółka miękko szeleściła im pod butami, będąc nieznośnie miękkim tłem dla okrutnych słów Niebieskowłosego.
  — Ale... — Nie dokończyła nie tylko przez wahanie. Jej wzrok uważnie pomknął dookoła. Cisza. Nie na długo.
  Jej słowa... Jak ona śmiała? Mówiła to tak, jakby wiedziała o tym cokolwiek, a w rzeczywistości była jak dziecko bawiące się obrazkami...
  Anthony... Czemu nie biegłeś...
  Skrzyżowała z nim spojrzenie z delikatnym opóźnieniem. Te słowa bolały, to było aż nazbyt widoczne. Tak bardzo chciała zapytać, czy jest inne wyjście, chociażby cień szansy, którego uczepiłaby się bez wahania.
  Wbiła wzrok w las, poprawiając położenie pistoletu w dłoni.
  Musimy go zabić...
  Opęta nas...
  Musimy go zabić...
  Czuła, jak spłyca jej się oddech.
  Jesteś moją przyjaciółką, Beatrycze...

Offline

#93 2020-07-07 21:09:03

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 83.0.4103.106

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Enepsignos


To wszystko wyglądało beznadziejnie. Niestety, Felix miał racje. Byli ludźmi, ich jedynym ratunkiem mogło być pozbycie się nosiciela, a to i tak dawało im krótki czas na ucieczkę. Więc życie Winstona miało się tak zakończyć…? Jego przeznaczeniem było umrzeć tak głupio i niepotrzebnie…?
Nie było czasu na pomyślunek. Usłyszeli warkot. Zza jednego drzewa wyłonił się Anthony o krwistych oczach. Beatrycze zacisnęła palce na pistolecie, celując w Anthony'ego. Na pewno nie mogła tego zrobić od razu. Był przecież jej przyjacielem, prawda…? Nazwał ją przyjaciółką… przecież jej ufał… a teraz miała go zabić… jak śmiecia...
Sprawa była przegrana. Kroki Enepsignos powoli kierowały się w stronę Beatrycze, zaś lufa milicyjnego pistoletu bujała się w przód i tył. Demonica nuciła dziwną melodię, która w jej wykonaniu była niepokojąca. Enepsignos pragnęla krwi, więcej krwi. Wyczuła magię w Saville, dlatego stała się dla niej interesującym obiektem. Niestety, Skryba nie była w stanie jakkolwiek się bronić, ani uciec. Demonica czytała jej myśli, miała kompletną władzę nad sytuacją, a z każdym zbliżeniem, powietrze robiło się co raz cięższe, siarczyste, duszące. To miała być zguba Beatrycze. Miała. Mogła przecież strzelić. Nie chciała tego, ale mogła. A ile będzie miała czasu, nim opęta Felixa…? Jego też zabije? Jak w jakimś koszmarze w którym zabijasz bliskich…?
Niespodziewanie, Upadła zatrzymała się w miejscu, wyczuwając coś niedobrego. Z nieba wystrzeliła błękitna wiązka, która uderzyła w ziemię, dokładnie w punkt pomiędzy Demonicą, a Skrybą. Po kilku chwilach, wiązka zniknęła, a w tym samym miejscu ukazała się sylwetka mężczyzny o długich białych włosach, z których wystawały dwa rogi. Czymkolwiek on był, rozłożył swe dwa potężne skrzydła, jedno hebanowo czarne, drugie perlisto białe. Jego odsłonięta skóra pokryta była palącymi piekielnymi wzorami. Beatrycze, ani Felix, nie mogli ujrzeć jego twarzy, gdyż był zwrócony do nich plecami, skupiając swoją uwagę na Enepsignos, która cofnęła się dwa kroki, nie mając już tej pewnej postawy…
-TO NIEMOŻLIWE! ZOSTAŁEŚ ZNISZCZONY!
Wrzeszczała Upadła ustami Winstona, a wtedy tajemnicza istota zaczęła stawiać kroki w jej stronę, co za tym szło, Enepsignos tym bardziej cofała swoje, czując lęk przed tym czymś. W końcu Białowłosy wytworzył ognisty strumień, który ukształtował się w miecz, który pochwycił w dłoni. Wtedy Demonica zaryczała, jakby to ją paliło na odległość. Kreatura nie zniosła tego, ponieważ odrzuciła nierówne starcie, wybierając ucieczkę, w momencie w którym opuściła nosiciela, bezwładnie padającego na ziemię, a cała jej postać rozsypała się jak piach zabrany przez wiatr. Nie było jej. Po prostu zniknęła. Wtedy też skrzydlaty osobnik zatrzymał się i odwrócił w stronę pozostałej dwójki. Felix patrzył na niego w niedowierzaniu. Pomyślał nawet, że był to sam Archanioł Gabriel, gdyż tylko on był w stanie dzierżyć "Rękę Boga", tak dobrze znany ze starych malowideł i opowieści. Jednak pomimo tego całego poruszenia tą boską istotą, jego spojrzenie spoczęło na Beatrycze. Kobieta mogła dostrzec jego idealne rysy twarzy i oczy, stanowiące ewenement. Prawe oko niebieskie, lewe czerwone. Cały wyglądał, jakby Dobro i Zło próbowały go rozerwać na pół. Nic nie mówił. Zamiast tego, Saville mogła usłyszeć w swojej głowie obcy głos, mówiący: "Zawróć, nim wstąpisz na ścieżkę potępienia". Lecz co Gabriel próbował jej przekazać? Ostrzeżenie…? I dlaczego, uratował ich przed Enepsignos, w ostatniej chwili…?

Offline

#94 2020-07-07 22:47:21

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 83.0.4103.106

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Wycelowała.
Wycelowała prosto w jego pierś, choć koniec lufy drżał jak w agonii, aż dodała kolby drugą rękę.
Wycelowała w tego, którego nazywała przyjacielem, który jej ufał i pokładał w niej nadzieję. Wycelowała z myślą, że musi to zrobić właśnie po to, by tych nadziei nie zaprzepaścić.
I nie umiała pociągnąć za spust.
Enepsignos zbliżała się z każdą chwilą, bezwzględna i okrutna, bawiła się nimi niczym kot zagonioną w kozi róg myszą. To wcale nie pomagało na tle wszystkich myśli i wspomnień, które kłębiły jej się w głowie. Wiedziała, że to sztuczka Upadłej, że próbuje ją podkopać, ale te wszystkie obrazy były prawdziwe, były też możliwe, to działało na korzyść demonicy.
Nie. Nie pozwoli jej zabić więcej.
Już miała się zebrać do strzału, kiedy z nieba uderzył słup światła. Beatrycze cofnęła się i odruchowo wręcz wymazała z głowy napływające pytania. Przez krótką chwilę myślała, że dobrze wie, kto się przed nimi zjawił, lecz dwubarwna sylwetka mężczyzny temu przeczyła. Tak samo reakcja Enepsignos, a przynajmniej takie miała wrażenie. Jej wzrok zbłądził ku górze, na płomienny miecz, jaki pojawił się w dłoniach... skrzydlatego. Niemoż... Oh, Beatrycze, coraz mniej rzeczy, które mogą cię zaskoczyć. Krzyk upadłej może nie był jedną z nich, ale to nie ujmowało mu okropności dźwięku.
Ciało opadło. Ciało... Nadal Winston czy już tylko ciało? W każdym razie wyglądał na wolnego, zaś ich obrońca w końcu pokazał twarz. Tak samo niebagatelną jak reszta, tak bardzo pasującą do całokształtu czerni i bieli. Saville nie odczuła, jakoby barwy te toczyły w nim bój, wręcz przeciwnie. Dzieliły się po połowie. To właśnie nazwałaby kwintesencją człowieka, swoista symbioza mroku i światła, istota pomiędzy Aniołem i Demonem.
A jednak jego osoba przywoływała też inne skojarzenie. Osoba i legendarna wręcz broń, głupie plotki świadków na temat dwubarwnych skrzydeł.
Dopiero wtedy spostrzegła, że dobrą chwilę temu opuściła ręce z pistoletem. Teraz odjęła odeń lewą dłoń, pozwalając obu spocząć w miarę swobodnie. Przemówił. Z pewnością miał powód, by nie mówić na głos, toteż i ona tego nie zrobiła. Przecież mogli czytać ich myśli, prawda? Skoro mógł w nich mówić, to i słyszeć.
Nie była pewna, czy dobrze rozumie jego słowa. Być może zjawił się, by powstrzymać ją przed zabiciem człowieka. A może wiedział, że to niewiele da i sama Saville stałaby się ofiarą. Tak czy inaczej, była mu w pewien sposób wdzięczna za te słowa. Zawsze mógł ich zignorować. "Muszę powstrzymać Upadłych przed najazdem na... nasz świat." Nie zamierzała z tego rezygnować. Nawet jeśli to była owa droga do potępienia. To było warte swej ceny. "Jeśli wiesz, jak to zrobić, powiedz, proszę. Albo chociaż, czego mam się wystrzegać?" Czy to była prośba o sprecyzowanie poprzednich słów? Poniekąd na pewno. Było jasne, Anioł wiedział więcej niż mówił. Znacznie więcej.

Offline

#95 2020-10-17 10:48:21

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 85.0.4183.127

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Archanioł Gabriel, Felix


Boska istota zastygła w miejscu, wciąż obserwując kobietę, niczym porcelanowa lalka. Felix mógłby przysiąść, że nawet nie mrugał, jakby nie musiał, a powieki były tylko elementem ozdobnym. Niebieskowłosy nie rozumiał tej ciszy, czemu żadne z nich się nie odzywa. Od Gabriela biła zupełnie inna aura, niżeli od Azazela, który zdawał się być bardziej wygadany, od ich obcego wybawcy.
"To i tak nastąpi, Beatrycze Saville. To ledwie przedsmak końca."
Rozbrzmiał szept w jej umyśle, jakby były to jej własne myśli, jej własny głos. Gabriel zwinął skrzydła, aby podejść do Anthonyego, który leżał na ziemi. A właściwie, do jego siniejącego ciała.
"Niegdyś podążałem tą samą drogą, którą teraz Ty stawiasz kroki. Nie jestem w stanie pomóc Tobie i ludziom. Wierzyłem, że uratuję ten świat. Lecz on przepadł długo przed mymi narodzinami."
Kolejne słowa wypełniały Skrybę, a w tym czasie, Archanioł klęknął przy Winstonie, na którego położył swoją dłoń. Felix dostrzegł po chwili, że Milicjant uniósł żebra, znów zaczynając oddychać. Czy on go… wskrzesił? Ale tego nawet Upadli nie potrafią…
"Azazel mąci w Twym umyśle. Sama prowadź swój los."
Wymówił po raz ostatni, by zaraz objąć się błękitną wiązką, która go tu sprowadziła, tak samo go stąd zabierając. A zaraz, było po wszystkim. Żadnych umarłych, demonów, boskich istot, czy magii. Ledwie oni.
-Co to było…
Wyszeptał Felix, który niewiele z tego rozumiejąc, podszedł do Winstona, pomagając mu wstać. Był cały blady, ale żywy.
-Ale miałem chory sen… śnił mi się jakiś demon, potem że chciałem Was zabić, a na koniec to ja umarłem… co… co sie dzieje?
Pytał rozbieganymi oczyma, zaś chłopak w masce spojrzał na Saville, choć nie wiedział, czy powinien pytać. Wmieszali się w coś, czego nie rozumieli.
-Domostwo spalone… wracajmy do Constantina i powiedzmy mu o wszystkim…
Zasugerował i przełożył sobie przez szyję, rękę Anthonyego, by pomóc go poprowadzić. Nie było sensu mówić teraz o czymś nieprawdopodobnym. Pieprzone demony, stada nieumarłych i archanioł, który istnieć nie powinien… oh Beatrycze, czemu kłopoty tak Cię lubią…?

Offline

#96 2020-11-18 12:00:12

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 71.0.3770.323

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Jego wzrok był dziwny, jakby wyzuty ze wszelkiego życia, a jednocześnie całkowicie obecny i... cóż, żywy, choć chętnie użyłaby innego słowa. To trochę tak, jakby patrzyła na ciebie inteligentna maszyna, coś obcego, a jednak myślącego i czującego podobnie. Czuła się nieswojo. Jakby zwierzę zaczęło do niej mówić ludzkim głosem. W dawnych latach, kiedy jeszcze była dzieckiem, zupełnie inaczej wyobrażała sobie anioły.
  Jego słowa były niepokojące, ale ku swemu zdziwieniu, nie czuła tak dużego strachu, jaki chyba powinna. Przez cały ten czas zbyt wiele razy otarli się o śmierć i serię niewytłumaczalnych zjawisk, potencjalny koniec świata był tylko kolejnym do kolekcji. Zresztą, dla nich świat mógł się skończyć w każdej chwili, omal nie skończył się dla Anthonyego. A skoro i tak mają umrzeć, to nie jak króliki. Słuchała go dalej, obserwując, co robi z milicjantem.
  "Czy to powód, by się poddać?" Zbliżyła się o krok. Jej słowa nie brzmiały z pretensją, były spokojne i wręcz ciepłe, zarówno do tych, za których walczyli, jak i do samego Gabriela. "Czy jeśli mogę choć jedną osobę ocalić na kilka lat dłużej, to powinnam zrezygnować?" Jej wzrok wylądował na poruszającej się klatce piersiowej Winstona. "Dziękuję..." Ponownie spojrzała na Archanioła. Bardzo możliwe, że miał rację, starała się pamiętać o uważaniu na Azazela, weryfikować to, co mówił, jeszcze zanim poznała jego prawdziwą naturę, ale to nie było proste. Nie dlatego, że był doskonałym manipulantem, choć zapewne był. To było coś więcej. Nadzieja. Na to, że nawet demon mógłby być dobry, gdyby chciał. Nie umiała się pozbyć tej myśli.
  Anioł zniknął, a jej wzrok wylądował na Felixie.
  — Dobre pytanie... — westchnęła cicho. Teraz to tak świeże wspomnienie wyglądało jak majaki. Oderwała się jednak od swoich myśli i skupiła na przyjacielu. — Jak się czujesz? — Omiotła go wzrokiem uważnie, chwilowo ignorując jego pytanie. Ale wyglądał dobrze... jak na to wszystko. — Tak... Chodźmy stąd jak najszybciej.
  Znalazła się zaraz z drugiej strony Winstona, gotowa im pomóc, gdyby było to potrzebne. Ale myśli uporczywie uciekały do słów Gabriela. Jak na ironię, on sam zasiał więcej zamętu w jej umyśle niż Azazel.
  Właśnie...
  — Felixie... Znasz legendę... o Azazelu i Onoskelis?

Offline

#97 2020-11-18 14:01:51

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 86.0.4240.198

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

ROZDZIAŁ VIII: RÓŻOWE OKULARY


Jest kilka wersji historii, którą Kościół na mocy Wielkiego Inkwizytora zakazał, oficjalnie uznając ją za bajkę, ale zdradzę Ci tą, która jest wciąż najpowszechniejsza, szeptana w zaciszu. "W czasach odległych, jeszcze przed Wojną Niebios i podziałem Raju, istniał jedynie świat harmonii, porządku, pozbawiony uczuć. Lecz pewnego razu, narodziły się one w dwóch boskich istotach. Anioła Azazela i anielicę Onoskelis, połączyły te niezrozumiałe nici. Zakochali się w sobie, tworząc pierwszy grzech i pierwszą miłość, pierwsze uczucie, które następnie zakiełkowało w ludzkiej rasie, oraz innych Aniołach. Uczucie te stało się zarazą, przeciwną Doktrynie Boga, dlatego Archanioł Gabriel próbował nawrócić swego brata, do porzucenia tej miłości, dla przywrócenia porządku i zakończenia deprawacji boskiej rasy. Rozwścieczyło to Azazela, który kuszony podszeptami anioła Samaela, postanowił sprzeciwić się boskiej woli. Dla Onoskelis. Dla Aniołów, które wybudziły się z apatycznego letargu. Oraz dla ludzkości, której tragizmu zaczął głęboko współczuć, będąc w stanie ją zrozumieć. Azazel dokonał największej zbrodni, obalił władzę Boga nad ich rasą. On, jego ukochana, Samael i miliony innych boskich istot zostało spaczonych. Mówi się jednak, że Azazel i Onoskelis, wspólnie przetrwali Wojnę Niebios, mogąc cieszyć się sobą, na własnych warunkach. Tylko nowy ład to umożliwił, poza zasięgiem Raju, czy nowej władzy Samaela. Inna wersja, mniej optymistyczna, mówi że spaczenie ich od siebie oddzieliło murem, każdego we własnym piekle tragizmu prostych pragnień." Tak przynajmniej mówi legenda...



*******


MG = Anthony Winston, Constantin de Vez, Salvador de Rune


Oxygen był coraz bardziej zaniepokojony sytuacją, w jakiej znajdował się Allanor. Wewnętrzne podziały tylko utrudniały normalną dyskusję i uzgodnienie wspólnej wersji wydarzeń. Fakt, o powrocie Archanioła Gabriela, stał się tajemnicą, która nie może wykroczyć poza kręgi członków elitarnej organizacji. Gdyby prosty lud dowiedziałby się o zdarzeniu ze spalonego domostwa na wzgórzu, wybuchłaby masowa panika. Bowiem przecież, jego powrót, wedle proroctwa, zwiastuje apokalipsę i koniec ludzkości.
Constantin stwierdził, że zaprowadzi Winstona i Saville do ich jeńca, Salvadora. Wiedział on bowiem najwięcej o działaniach Bractwa Cieni...
-Torturowaliśmy go kilka dni, niestety, jest milczący. Ma hard ducha, chyba najwięcej powiedział Tobie, Beatrycze. Masz dar do przesłuchiwania trudnych osób.
Nadmienił nagle de Vez, kierując ich po korytarzach katakumb katedry w Stolicy, gdzie wciąż pozostawały ślady dawniej trzymanych “wrogów publicznych”, jak to lubią określać ich członkowie Oxygenu. Ilu tu zmarło, nim Beatrycze i Anthony dołączyli w ich szeregi…?
-A po co ja tu jestem…?
Dopytał Milicjant, który im towarzyszył, choć nie zabrali ze sobą Emilii i Felixa.
-Chyba Twoja praca wymaga przesłuchiwania, pomóż swojej partnerce.
Wyjaśnił dosyć trywialnie, ale nie było co więcej do omawiania.
Wtedy dotarli do jednej z celi, którą Constantin otworzył z pomocą klucza i wpuścił do środka pozostałą dwójkę, wchodząc jako ostatni. I był tam, Salvador, choć bardziej zarośnięty na twarzy i ewidentnie zmęczony, na co wskazywało tępe spojrzenie, oraz zniszczona koszula. Jakich tortur na nim stosowano? Winston czasem bardzo się nie zgadzał z polityką Oxygenu, który był przecież stowarzyszeniem… obywateli! Toż to samosąd.
-Mówiłem, że nic więcej nie wiem.
Powiedział de Rune, zerkając na nich. Wtedy przed szereg wyszedł przywódca Oxygenu.
-Tak, tak, to wiemy. Co zamierzałeś zrobić z Mieczem Azazela…?
-Nim sam Azazel mi go odebrał? Czy zwariowałem…?-
Spytał z kpiną i zerknął na Beatrycze, bo to jedyna znajoma twarz, która jeszcze nic mu nie zrobiła. -Mówiłem. Chciałem go tylko ukraść, zabrać jak najdalej od Stolicy… lecz przez was, stało się najgorsze. Nadchodzi nas koniec, Demony zyskują nad nami przewagę na każdym kroku. Już dawno straciliśmy szansę na zwycięstwo…
Odpowiedział, a wtedy Psychiatra podszedł do Beatrycze, aby powiedzieć jej coś na ucho:
-Salvador miał swój plan, sama ucieczka byłaby głupia. Spróbuj dowiedzieć się, co dokładnie zamierzał zrobić z Mieczem. Przynajmniej tak uprzedzimy kolejny ruch Bractwa Ceni, dla których wciąż może pracować. Nie wierzę w jego dezercję...

Offline

#98 2020-11-18 17:02:16

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 71.0.3770.323

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Zaprzeczenie Doktryny Boga. Te słowa chyba najszybciej utkwiły jej w głowie, kłócąc się z wieloma rzeczami, które wpajano jej przez lata. Jak świat pozbawiony miłości mógł być lepszy? To prawda, że jednocześnie pozbawiony był zła, ale czy to się wyrównywało? To oznaczałoby, że miłość i zło stawiane jest na równi, to zaś mogłoby okazać się niewygodnym pytaniem dla niektórych... a przynajmniej dla niej by było, gdyby stała na ich miejscu.
  Oh, Beatrycze, o czym ty myślisz. Ważna też była inna kwestia, im więcej wersji historii, tym trudniej poskładać z nich tę jedną najbliższą prawdy. Ta, którą opowiadał Felix, była ładna, ale wydawała się aż za ładna, żeby być w pełni wiarygodną. Dziewczyna nie miała wątpliwości, że od pomysłu na bunt do sprzeciwienia się Samaelowi przeszło znacznie więcej wydarzeń znacznie mniej przyjemnych niż należna chwila oddechu. Druga wersja, którą tylko zaznaczył, wydawała się być temu bliska, ale dla Saville sugerowała coś więcej. Onoskelis albo już nie było, albo... nie było jej przy Azazelu. Nie wyglądał, jakby była. Mogła być tym, o co walczył, lecz w jakiej formie, to wiedział tylko on. Albo i nawet nie on.
  Te i inne domysły snuły jej się po głowie, kiedy Constatin prowadził ich przez stają katedrę, do czasu aż ciszy kamiennych murów nie przerwał jego głos.
  — Spróbuję coś z niego wyciągnąć — odezwała się cicho, choć bez entuzjazmu. Nie lubiła tortur, w tym też widoku ludzi po nich. Nawet jeśli ci ludzie chwilę wcześniej próbowali ją zabić. To wcale nie było lepsze.
  Kiedy weszli do celi, szybko omiotła wzrokiem postać Salvadora, zatrzymując oczy na jego twarzy. W zasadzie nie wyglądał bardzo źle, ale z pewnością tak się czuł. Słuchała uważnie jego wymiany zdań z Constantinem. Zerknęła na lekarza, kiedy ten podszedł i zaczął szeptać, ale nie odpowiedziała mu. Zamiast tego podeszła krok bliżej ich więźnia.
  — Człowieka łatwiej dostrzec, kiedy jest sam niż w tłumie, a Azazel jest potężny. Tak i wiele innych demonów. Czy ucieczka z Allanoru nie byłaby wystawieniem się na tacy? — spytała spokojnie, nie tyle zarzucając mu kłamstwo, co raczej chcąc zrozumieć przyczyny. Jeśli chciałaby się ukryć, raczej szukałaby miejsca mało podejrzanego, a te odosobnione lub okryte złą reputacją byłyby bardzo podejrzane. Choć Allanor miał być miejscem początku końca, to mógł być jego motyw, dlatego zaraz dodała: — Gdzie chciałeś go ukryć?

Offline

#99 2020-11-18 18:26:36

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Anthony Winston, Constantin de Vez, Salvador de Rune


Beatrycze przeszła do działania, postanawiając wziąć sprawy w swoje ręce, za co de Rune mógł być wdzięczny opatrzności losu, bowiem Psychiatra w tych sprawach zdawał się być bezwzględny, co nie umknęło uwadze Winstonowi, lecz jego opinia w tym zakresie gówno znaczyła. W końcu przecież, jego przełożeni siedzą w tym wszystkim, a poczucie sprawiedliwości i moralności, trzeba wsadzić do kieszeni. Lecz przez takie działanie, nie wróżył świetlanej przyszłości Oxygenowi. Tortury jeńców i przesłuchiwania… a to podobno była domena radykalnej inkwizycji kościelnej… widocznie, nie tylko spuścizne Zakonu przejmowali, chcąc stanowić filar tego miasta w każdym aspekcie.
-Myślisz, że spodziewałem się samego Azazela? Nawet Bractwo o nim nie słyszało od stuleci, myśleliśmy że jest we świecie. Nigdy nie odpowiadał na modły, czy wezwania, wielu nawet uznało go za martwego.- Odparł nagle Salvador, po czym zastanowił się moment. -Nie rozumiesz. Demony nie mają tyle siły, aby same armią najechać nasz świat. Do tego jest potrzebne coś o niewyobrażalnej mocy. Bractwo Cieni chciało posłużyć się Mieczem Azazela, aby otworzyć przejście. Ukradliśmy go z gliszczy Zakonu Łowców. Ja zaś, im, aby do tego nie doszło. Ale to bez znaczenia. Nie tylko artefakt może otworzyć takie wrota…
-A co?

Wtrącił nagle Winston.
-Inny Demon, jeśli da mu się wystarczająco dużo czasu w naszym świecie, pozostawiając go samopas. Przejście między nami, a ich wymiarem, to jak drzwi z klamką po jednej stronie. Wezwali Enepsignos. Wystarczy dać jej czas, a wykona robotę Bractwa Cieni za nich, i to bez Ostrza…
Zamilkł, a wtedy zapadła głucha cisza, bo wszyscy po sobie spojrzeli. Nie mogli temu zaprzeczyć, bo dawniej Łowcy skrupulatnie pozbywali się Upadłych z wymiaru ludzi, aby nie szkodziły. Ci mądrzejsi, jak Azazel, nie marnowały swej swobody na ściąganie swojego gatunku. Zadanie Enepsignos, wydawało się, aż nazbyt oczywiste.
"On nie kłamie, Beatrycze" rozbrzmiał nagle głos Azazela w głowie kobiety, lecz zdawało się, że tylko w jej.
-Chciałem go zwyczajnie zabrać jak najdalej od Allanoru. Enepsignos i Bractwo Cieni, zdawali się jedynym realnym zagrożeniem. Nie… nie myślałem jak będzie potem…
"Nie wiedział co robi, po prostu dokonał aktu desperacji, nie chcąc stać bezczynnie. Wiesz jak to jest, prawda?"
Znowu rozbrzmiał głos Azazela w umyśle Saville. Zaraz jednak, Constantin spojrzał na Salvadora.
-Gdzie pozostali członkowie Bractwa Cieni…?
-Prawdopodobnie szukają Enepsignos, aby jej służyć. Wydarzenia z domu na wzgórzu był dużym ciosem dla organizacji, zwłaszcza że Cenie od wielu dekad ukrywały się w rynsztokach, czekając na odrodzenie, po tym jak Zakon prawie nas rozbił. Myślą, że nadeszła chwila ich chwały. Będą służyć, nim Upadli ich zniewolą i zabiją.

Wyjaśnił wszystko co mógł, wtedy też Milicjant westchnął.
-Wątpie, aby wiele powiedział…
-Racja. Porozmawiam z sędzią, aby skazał go na krzesło elektryczne…
-Że co?!-
Warknął Anthony. -Sędzią?! Bez procesu?! Bez opcji łagodzących?! Sądownictwo tak nie działa!
-To wróg, Winston, a na tym polaga zaś wojna…

Offline

#100 2020-11-18 22:53:33

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 71.0.3770.323

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

W tym momencie nie myślała wiele o samym Oxygenie, którego postępowanie faktycznie nie było chlubne. Jak się nad tym zastanowić, to niebezpiecznie zbliżali się do równi pochyłej, zdawałoby się tej samej, po której stoczyli się Łowcy i Inkwizycja... Teraz jednak jej uwaga była skupiona na słowach Salvadora. Brzmiało to sensownie, Azazel nie wyglądał na kogoś, kto afiszuje się niepotrzebnie ze swoją obecnością. Nikt też o nim nie mówił w całym tym bajzlu spowodowanym wszelkimi boskimi i nieboskimi istotami.
  Rozumiała, oczywiście, że rozumiała, lecz to mogło być wyjście do nowych faktów, gdyby takowe istniały. Również stawianie wyjaśnień samemu zawsze było trudniejsze niż przytakiwanie, gdyby kłamał, może łatwiej by to dostrzegła. Jednak de Rune mówił gładko.
  Zerknęła na Winstona, kiedy zadał pytanie. Odpowiedź wydawała się prosta, w końcu po to właśnie Bractwo odprawiało rytuał w starym domostwie. Tylko po co im wtedy miecz? Chcieli mieć pewność? Źródło energii, wypędzając ją stamtąd, prawdopodobnie dali sobie tylko więcej czasu. Zawsze to coś. Ale po co im miecz. Po co tyle trudu, skoro wystarczyło sprowadzić Enepsignos, skoro tutaj nie ma nikogo, kto by ją przepędził. Przynajmniej nie tak łatwo. Choć z drugiej strony, zawsze lepiej coś mieć niż nie mieć, to mogło w zupełności wystarczyć za powód. Miecz przyspieszyłby proces, a to zwiększyłoby szansę na sukces niemal do pewności.
  Już chciała się odezwać, kiedy powstrzymał ją głos w głowie. Kątem oka zerknęła na Winstona, lecz ten nie wyglądał na zaskoczonego czymkolwiek nowym. "Raczej nie..." Czy faktycznie nie kłamał? Wydawał się wiarygodny, ale to nie ona siedziała mu w głowie. Nieznacznie skinęła głową na jego odpowiedź, to faktycznie wyglądało chaotycznie. W myślach znowu pojawiły się słowa Azazela, tym razem jednak były jak wbijana szpila. Umyślnie czy też nie, na moment przywołał jej przed oczy wycelowany w Anthonyego pistolet. "Nie zapomniałam" - odparła pochmurnie, a jej wzrok przeniósł się na Constantina, ale tylko na moment. Będą jej szukać... Cóż, gdyby też musieli ją znaleźć, to wiedzą, kogo spytać. A jakoś będzie trzeba ją powstrzymać, zanim doprowadzi do kolejnej wojny światów.
  — Mógłby pomóc w ich identyfikacji... — Ale czy powinni się teraz skupiać na głupich kultystach? Potencjalnie stanowili źródło siły dla Enepsignos, więc tak, z drugiej strony, to ją należało usunąć, bez niej niewiele by chwilowo znaczyli.
  Krzesło. Aż dreszcz przebiegł jej po plecach, kiedy tak słuchała ich krótkiej kłótni, patrząc wciąż na Salvadora. Póki de Vez nie rzucił ostatnich słów, z którymi nie mogła się zgodzić.
  Zawiesiła na psychiatrze baczne spojrzenie.
  — To więzień, nie wróg. Spójrz na niego, Constantinie. Co ci tu może zrobić? Nie zachowuj się jak ci, których tępisz. Ta wojna długo nie potrwa. Kiedy się skończy, otrzyma uczciwy proces. — W przeciwieństwie do Winstona, Saville mówiła opanowanym tonem, ale jednocześnie pewnym i zdecydowanym, jasno dając do zrozumienia, że nie zaakceptuje innej decyzji.

Offline

#101 2020-11-18 23:41:46

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Anthony Winston, Constantin de Vez, Salvador de Rune


Kiedy tak panowie dyskutowali o krześle elektrycznym, Salvador bezdźwięcznie parsknął rozbawieniem, gdyż mieli czelność mówić o tym tuż przy nim, jakby go tu zupełnie nie było. Wtedy Beatrycze wysunęła interesującym spostrzeżeniem.
-Bractwo Cieni może odrodziło się z rynsztoku, ale zakorzeniło w strukturach, o których nawet nie macie pojęcia. Nawet nikt nie pomyślałby, że członkinią była sama Królowa Marie…
Wtrącił nagle, co uciszyło wszystkich, a najbardziej skupiło uwagę Constantina.
-Monarchini…?
-Zgadza się. Zaginęła, po spotkaniu z Archaniołem, którego widziano na nieboskłonie tamtej nocy. Zadarliśmy z siłami, których nie rozumiemy. A Wy nie zdajecie sobie sprawy nawet, kogo macie w swoich szeregach. Bractwo to nie stereotypowi fanatycy w katakumbach. To ważni szlachcice. Politycy… Oxygen powinien się sam sobie przyjrzeć, skoro w pałacu wielbiliście jedną z nas…

Powiedział z triumfem, który był spowodowany zagraniem na nosie de Veza. Anthony na to założył ręce.
-Kto wielbił, ten wielbił. Ja do teraz nie wiem jak wyglądała.
Mruknął pod wąsem, a zaraz spojrzeli na Beatrycze, która dosyć stanowczo ukróciła temat losu Salvadora, czym zaimponowała jeńcowi, ale nie wzbudziła aprobaty w Constantinie. Saville pomimo nie bycia przywódcą, umiała rządzić się jak prawdziwy lider.
-Chciałbym wierzyć… że faktycznie długo nie potrwa. Inaczej czeka nas terror, który ta ludzkość będzie musiała powtórzyć.- Odparł Psychiatra i zerknął na Salvadora. -W takim razie, przydasz się, skoro już nie masz w sercu sympatii dla Bractwa. Ale wpierw, przepytam Cię o Shadow…
-Ta, która zginęła w Evermoon lata temu…?

Dopytał jeniec.
-Tak. To była pierwsza jawna aktywność Bractwa Cieni od lat. Zaczniemy od początku…
-My więc pójdziemy.

Odezwał się nagle Winston, który objął Beatrycze ramieniem i wyprowadził z celi, aby razem mogli znów przemierzać korytarze katakumb.
"Dobrze się spisałaś, Beatrycze" rozbrzmiało w jej głowie, w tym czasie, kiedy Anthony zakręcał swoje wąsy.
-Nie podoba mi się to wszystko. Podejmują się walki z fanatykami, zamiast skupić na Enepsignos, która mnie… zabiła! Jeśli nic do cholery się nie zmieni, nie poda nam nikt pomocnej dłoni, to… jesteśmy skończeni…- Skomentował bieżacy stan i westchnął. -...czemu ten Archanioł nam nie pomoże… czy go to nie obchodzi, skoro nie jest zły? Chyba wszyscy się od nas odwrócili. Nie umiem spojrzeć na przyszłość przez różowe okulary. Oskarżyliby mnie o czarnowróżenie…

Offline

#102 2020-11-20 23:14:45

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 85.0.4183.127

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Informację o monarchini przyjęła dość chłodno i analitycznie. Nie miała powodu mu nie wierzyć, te wszystkie plotki o niej tylko by to potwierdzały, jednak królowej nie było i możliwe, że już nie będzie, skoro Salvador też stwierdził, że zaginęła. Znacznie ważniejsze były jego słowa o Oxygenie. Jeśli przegapili już tyle rzeczy, to jeszcze?
Constantin się ugiął, chociaż miała pewne wątpliwości co do dalszego przebiegu ich rozmowy. Wyszła jednak, szybko wyrównując krok z Winstonem. Przesunęła wzrokiem po płytach imiennych katakumb, przez chwilę rozważając słowa w głowie. Oczywiście, że Azazel tego właśnie chciał. Może i było mu żal człowieka, może widział w nim przydatność, ale... "I tak bym to zrobiła. Nie można nie zasłużyć na sprawiedliwość." Przeniosła uwagę na Anthonyego.
— Też mi się to nie podoba, ale fanatycy mogą stanowić nić do Enepsignos, a my mamy dużo ludzi do dyspozycji... — To było rozwiązanie mocno chwilowe, ale póki nie mają lepszego, mogli powęszyć. Zerknęła na mężczyznę. — Nie wiem czemu... — westchnęła cicho. — Może ma swój plan... A może czeka na zachętę. Chociaż to wszystko, co się działo, powinno być wystarczającą. — Pauza. — Właściwie mówił trochę tak, jakby stracił nadzieję...
Nie mówiła tego na głos, głównie dlatego, że chyba oboje o tym wiedzieli, ale... Chyba nie byli tacy całkiem sami, prawda?

Offline

#103 2020-11-20 23:58:04

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Anthony Winston

Słowa o utracie nadziei wielce rozczarowały Winstona, który wierzył we wszystko co Beatrycze doświadczyła. Felix świadkiem, lecz z jakiego powodu to ona była tym wybrańcem, do którego przemawiali ci, ponad nimi. Niepojęte dla niego, ale tak to jest, gdy normalny człowiek siedzi w nienormalnym świecie.
-Zacznijmy od tego, że Gabriel powinien być martwy. Prawda stara jak świat. A poza tym, te kolory skrzydeł o których wspomniałaś… no dziwne to. Ale jeśli nawet on nic nie zrobi… ah psiakrew.- Westchnął ciężko i zerknął na nią. -Nie myślmy o tym teraz. Tylko czekać, aż Oxygen wpadnie na coś jeszcze durniejszego.
Dodał tylko, zaś tym bliżej wyjścia, tym naturalne światło biło po oczach. Aż nadto...


****


ROZDZIAŁ IX: ANIOŁ STRÓŻ


MG = Azazel


Światło oślepiło Beatrycze, która za moment mogła zdać sobie sprawę, że jest na dziwnym pustkowiu, zaś niebo przybiera krwistoczerwonej barwy. Powietrze było suche, a towarzyszyło temu wrażenie, że to co działo się przed chwilą, było jak sen. Albo to co jest w tym momencie, jest nierzeczywiste…
-Musimy porozmawiać. Nadszedł chyba czas na moją inferencję w tę sprawę, bo zataczacie się bez celu i błądzicie…
Przemówił nagle znajomy głos, gdy Saville dostrzegła przed sobą znaną już postać o hebanowych, złożonych skrzydłach. Stał tuż przed nią, obserwując ją spokojnie.
-Twoje poczucie sprawiedliwości to rzecz naturalna, ma ją nawet niemądry Anthony. Lecz pytanie, kiedy wiesz, że coś jest Twoim zdaniem, a kiedy ktoś wkłada Ci w usta słowa, które wypowiadasz? Może masz wrażenie wtedy, że to Twoja własna myśl?- Nadmienił, nie zdejmując z niej wzroku. -Nie teraz jednak filozofia. Jest coś ważniejszego na teraz. Może uda się odmienić losy przyszłości…

Offline

#104 2020-11-21 13:15:57

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 71.0.3770.323

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Zmrużyła ślepia, kiedy jasny blask po raz kolejny usiłował odebrać jej wzrok. No właśnie, kolejny. Pierwsze skojarzenie było proste, ale nie spodziewała się znaleźć w innym miejscu. Kiedy już oczy Beatrycze przestały protestować, rozejrzała się uważnie dookoła. To niebo... wyglądało niepokojąco, ale też dziwnie smutno. To chyba najwłaściwsze słowo. Jak wspomnienie dawno przelanej krwi nawiedzające kogoś w snach...
— Nie zaprzeczę — odparła spokojnie, zaraz zawieszając wzrok na Azazelu. Jedna drobna wątpliwość odeszła wraz z jego pojawieniem się, a jednak nie były to wszystkie.
Przeniosła nieznacznie ciężar ciała na jedną nogę i słuchała go. Już chciała odpowiedzieć w kwestii filozofii, ale upadły postanowił to chwilowo porzucić. Nie protestowała, mieli ważniejsze rzeczy na głowie, zwłaszcza, że w przeciwieństwie do niej, raczej wiedział, co kiedy jej chodzi po głowie. To czasami było niekomfortowe.
— Słucham więc — odparła na koniec, kiedy zrobił pauzę, jakby czekał na jej potwierdzenie. Cóż, nawet gdyby miała się nie zgodzić na jego plan, najpierw musiała go poznać.

Offline

#105 2020-11-21 13:26:20

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Azazel


Upadły Anioł spojrzał w krwiste niebiosa, jakby dumał nad czymś, iście ważnym, czego trwająca cisza była warta.
-Obserwując Waszą walkę z Enepsignos, czułem że to koniec Waszej ludzkiej rasy. Że jesteście słabi i skazani na porażkę. Lecz wtedy przybył mój brat, Gabriel, aby Was ocalić, czymkolwiek się wtedy kierował. Zmusiła go do tego, jego wyciszona namiastka, która jest związana z Waszym światem. To mi przypomniało o moim przyjacielu, który w celu ratowania Was, ludzi, poświęcił swoje własne człowieczeństwo, dokonując najwyższej ofiary. Gotów był oddać świadomość własnego śmiertelniczego bytu, bylebyście byli bezpieczni. To go przeżarło. Wy nazwalibyście to… zabawnym, lecz patrząc wtedy na Gabriela, chciałbym widzieć w nim Blacka, niżeli mojego brata…
Azazel chwycił zaklętą laskę w wielkości halabardy, która mistycznie objawiła się za jego hebanowymi skrzydłami, jakby była fatamorganą, zaś sam jej posiadacz, odwrócił się w stronę Beatrycze.
-To Kostur Tworzyciela. Jeden z tworów pierwszych Łowców.- Paznokciem rozciął swoją dłoń, pokrywając trzon czerwoną cieczą. -Za jego użyciem, z krwią Upadłego Anioła, można spaczyć ludzką duszę, dając ciału nadludzkie zdolności i chroniąc je przed opętaniem. Tak powstali Łowcy Demonów. Takich artefaktów jest więcej, lecz nie znam ich lokalizacji. Ten został nadgryziony zębem czasu. Jest lichy. Zakładam, że jest w stanie znieść jeszcze… ze trzy transformacje. Nie znaczy to, że każdy kandydat na pewno przeżyje…- Wlepił w nią czerwony wzrok, aby być pewnym, że słucha uważnie. Bowiem nie mówił tego bez powodu. -Beatrycze, zwykły człowiek nie podoła boskiej istocie. Bractwo Cienii szerzy swe działania, nie napotykając realnego oporu. Bez Zakonu, Allanor przekształcił się w łatwą ofiarę dla mej rasy. Musisz przyjąć to brzemię i kontynuować ideę Łowców. Nie masz wyboru, musisz zaryzykować, inaczej wszystko przepadnie… inaczej starania tego, który stanął przed podobnym poświęceniem, pójdą na marne…- Zrobił pauzę, podchodząc bliżej. -Wybierz dwie osoby, które gotów będą Cię wesprzeć. Lecz znaj ryzyko jakie na nie nałożysz…- Spojrzał na bok i westchnął. -Wybacz, że stawiam Cię przed faktem dokonanym, lecz już zbyt w to weszłaś, aby odmówić. Wiem też, że nie odmówisz…- Znów umilkł na moment. -Powinnaś powierzyć to tylko najbliższym i wtajemniczonym. Anthony'emu, Emilii lub nawet temu Constantinowi. A może nawet… dać odkupienie jeńcowi, Salvadorowi? Nie takie rzeczy widziałem, a miałby predyspozycję. O Felixie nawet nie myśl, zawierz mi na słowo, znam jego duszę i umysł. Odmówiłby. Nie zdecyduję jednak za Ciebie, to będzie wyłącznie Twój wybór…


Wybór kandydatów na Łowców (max 2, 50% ryzyka śmierci):
-Anthony Winston
-Emilia Kaufmann
-Constantin de Vez
-Salvador de Rune (bonus za oszczędzenie)
-Felix (opcja została zablokowana)

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
kursy projektowania wnętrz | studnie głębinowe limanowa | lab laser przedstawiciel | balustrady szklane warszawa | tanie przeprowadzki warszawa