Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#106 2020-11-21 21:55:28

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 85.0.4183.127

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Patrzyła na niego, słuchając tych słów, które chcąc nie chcąc musiała przełknąć. Szło im źle, nie było co do tego wątpliwości. Zaskoczyło ją natomiast odrobinę, że Azazel nie zareagował. Choć z drugiej strony uprzedzał, że nie może zanadto ingerować, była w stanie to zrozumieć. Zwłaszcza, że Enepsignos uszła z życiem. Nie mógłby więcej zachować swojej tajemnicy.
To nie było zabawne. Smutne raczej. Zarówno przez dzielącą ich przepaść, jak i to, że będąc kimś ważnych, Black zniknął z jego życia. To jedno zdanie zionęło swego rodzaju samotnością. Może nie powinna. Może było to skrajnie nieodpowiednie, niestosowne, niegrzeczne, w końcu była tylko człowiekiem, ale współczuła Azazelowi.
Jej wzrok zszedł na kostur, który zjawił się w rękach Azazela. Chyba kiedyś o nim słyszała, ale słyszeć legendę a zobaczyć coś na własne oczy, to zupełnie dwie różne rzeczy. Był piękny, chociaż nie zatrzymała się na tej myśli na dłużej. Oczywiście, że słuchała, jakby każde słowo upadłego mogło być istotne. Bo faktycznie tak było. Wolała nie wysnuwać przedwczesnych wniosków, ale w miarę jak mówił, zaczęła składać kolejne kroki w konkretną stronę. Sama nie wiedziała czy chce to usłyszeć, z jednej strony czuła podniecenie, bycie docenionym, z drugiej jednak doskonale zdawała sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka ma zostać na nią nałożona.
Delikatnie skinęła głową, kiedy po raz kolejny wspomniał o ryzyku. Śmierć. W obliczu śmierci ich wszystkich, to nie wydawało takie groźne... To złe słowo, ale co miała do stracenia? Nie było innego wyjścia, widziała to już od jakiegoś czasu. Sami nigdy nie wygraliby z Enepsignos czy jakimkolwiek innym demonem.
Słowo przeprosin ją zaskoczyło, lecz nie czas, by je analizować.
— Nie odmówię — potwierdziła spokojnie, czując powoli narastające w niej napięcie.
Przyszedł też czas na decyzję, jedną z ważniejszych w tym momencie. Jej wzrok zszedł z postaci Azazela gdzieś na bok, lecz nie opuszczała go. Zawiesiła spojrzenie na odległym punkcie horyzontu, rozważając możliwości. Zgadzała się w kwestii Felixa, nie chciałby tego, nie mogła go zmusić. Nie chciała go wplątywać w coś, co... Co prawdopodobnie Gabriel miał na myśli, mówiąc o potępieniu. Wolałaby też nie mieszać w to Winstona, nie był osobą siedzącą w temacie, a jego ewentualna śmierć byłaby... Nie o tym powinna myśleć. Lecz ten sam problem pojawiał się z Emilią, bo czy klątwa wampiryzmu nie byłaby przeszkodą? Azazel o tym nie wspomniał, więc albo nie, albo... Skoro nie znał położenia innych artefaktów, to mógł tego zwyczajnie nie wiedzieć. Łowcy nigdy nie akceptowali wampirów w swoich szeregach. Constantin wydawał się dobrą opcją, lecz odrzuciła go niemal natychmiast. Jego podejście i światopogląd sprowadzał ryzyko, nawet gdyby ten słuchał jej tak jak dotychczas. Nie czułaby się pewnie z nim u boku, a potrzebowała ludzi, którym może zawierzyć w stu procentach. I z którymi się zgadza. No i jeszcze Salvador. Chciała mu pomóc, wyciągnąć z tego bagna, dać szansę, a innym pokazać, że się mylili, a jednak musiała pamiętać o ryzyku tej decyzji. Niemal wszystko w nim stało pod znakiem zapytania. Nie obraź się, Azazelu, ale nawet jeśli nie kłamał teraz, mógł to zrobić później. Już raz kogoś zdradził, potrzebowała czegoś więcej niż krótka rozmowa w celi.
I zamierzała to uzyskać.
— Emilia i Anthony. — Spojrzała znów na Upadłego. — Przynajmniej na razie. — Zerknęła na kostur i znów na niego. — Co zrobisz, jeśli żadne z nas nie przeżyje?

Offline

#107 2020-11-21 22:56:28

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Azazel


Azazel wyczuł jej współczucie, lecz go nie komentował, bo najpewniej nie potrafił. Miała pewną rację, był rozerwany w pół, między utratą jedynego przyjaciela, a powrotem brata. A teraz, umykał nawet jego wzrokowi. Może czuł się sam, zwłaszcza że mierzył się z tym wszystkim sam, na własnym poziomie. Co będzie dalej, czas pokaże.
Wysłuchał jej wszystkich za i przeciw na każdego kandydata. Beatrycze jak zwykle zdroworozsądkowa, znalazła każdy mankament. To w niej było urokliwe. Lecz nie miał czasu zbadać jej ostatecznego wyboru, nim go nie wypowiedziała. Uniósł brwi, słysząc oba imiona. Więc to na nich spadł ten zaszczyt, bądź ofiara, w zależności jak ktoś na to spojrzy.
-Pan Milicjant i Wampirzyca. To będzie ciekawe. W razie czego, możesz się jeszcze zastanowić, czy jesteś pewna, Konstur nie wybacza pomyłek.
Odpowiedział, by zaraz wysłuchać jej pytania. Parsknął drwiącym śmiechem.
-Jeśli zawiedziecie, mam plan awaryjny. Wolę go jednak pozostawić dla siebie. Przyszłej umarłej zbędna ta wiedza, a wolę też z niego nie skorzystać.- Rozwiał wątpliwości, siejąc nowe i dając wrażenie, jakby mu nie zależało, ale to tylko jego typowa maska złośliwości. -Zacznijmy od Ciebie. Jeśli się uda, będziesz przykładem dla reszty, aby ich przekonać.- Znów zrobił pauze, przyglądając się artefaktowi. -Klęknij i ułóż dłoń na ziemi, tę mniej sprawną od drugiej. To co Cię otacza, to tylko iluzja, która kryje nas przed wzrokiem innych śmiertelników, lecz to co się tutaj dzieje, jest jak najbardziej rzeczywiste.
Objaśnił jak to wygląda, po czym się zbliżył, chwytając poplamiony krwią Kostur w obie ręce i czekając na moment, w którym Beatrycze się dostosuje.
-Nie wykonywałem tego rytuału od półtysiąclecia. Dziwne uczucie. Historia zatoczyła koło…

Offline

#108 2020-11-22 13:07:26

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 85.0.4183.127

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Czy była pewna? Chyba nigdy nie będzie, to nie było coś, czego można być w stu procentach pewnym. Zawsze pozostanie wątpliwość, tym większa, jeśli coś pójdzie nie tak. Była jednak przekonana, że to najlepszy wybór, jakiego mogła dokonać. Najbezpieczniejszy, bo nie tylko Kostur nie wybaczał tutaj błędów. Miała tylko nadzieję, że właśnie nie popełnia jakiegoś dużego.
Skinęła głową na znak, że rozumie.
Kiedy zaczął się śmiać, brwi drgnęły jej delikatnie, ale szybko przywołała je do porządku. Nie była pewna, co go tak rozbawiło, aczkolwiek odpowiedź okazała się jak najbardziej wystarczająca.
— Chciałam tylko wiedzieć, czy istnieje — odparła swobodnie. Było do przewidzenia, że Azazel nie zdradzi szczegółów, lubił mieć karty w rękawie. A jednak, jak sam zauważył, po co jej ta wiedza? Może chciała się trochę uspokoić. Nie tyle odciążyć z obowiązku, bo tego by nie zrobiła, ale jeśli miała tu umrzeć, to łatwiej będzie umierać z wiedzą, że inni wciąż mogą coś zrobić.
Właściwie nie pomyślała o tym, że mu nie zależy. Musiałby być masochistą, żeby tak narażać się swojej rasie wyłącznie dla zabawy.
Również zerknęła na Kostur, słuchając jego instrukcji. Wcześniej o tym nie myślała pod tym względem, ale stojąc tuż przed ostatecznym przypieczętowaniem tego wszystkiego, czuła narastające wewnątrz napięcie. To jak stanąć nad przepaścią z zamiarem skoczenia, mając tylko lichą nadzieję, że ciemna woda w dole nie kryje śmiercionośnych skał.
Uklęknęła na ziemi i płasko przyłożyła do niej lewą dłoń. Każdy jej ruch był spokojny i wyważony, ale nie zbyt powolny. Jakby świadomość braku innej drogi ją uspokajała.
— Zaczynajmy — rzuciła cicho, czekając na jego kolejny ruch. Domyślała się, że to właśnie ta ręka ma nosić symbol Łowcy, lecz na tym ucięła swoje teorie.

Offline

#109 2020-11-22 13:44:27

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Azazel


Na więcej czekać nie musiał. Gdy Beatrycze zrobiła jak kazał, po czym ogłosiła gotowość, mógł przejść do rzeczy.
-Zaboli.
Powiedział nagle, lecz nie dał jej czasu na oswojenie tej informacji, bo nagle wykonał zamach i wbił Kostur, niczym halabarde, ostrym czubkiem w jej lewą dłoń, przebijając ją na wylot. Ból tego uczucia musiał być nieopisany, a zaraz w miejscu rany, błysnęło blade światło. Saville zaś, poczuła jakby coś zaczęło rozrywać ją od środka, jakby własna dusza zaczęła ją palić, zaś w głowie usłyszała setki szeptów, w niezrozumiałym dla niej języku, które przeplatały się ze sobą, tworząc melodie. Jej ciało mogło zacząć drżeć, jej kończyny zdawawać się próbowały oderwać od jej stawów, zaś oczy skryły tęczówki za powiekami. Ciemność owładnęła kobietą, a szepty zmieniały się w śmiech, kłujący jej serce, jakby przeżywała zawał. Biło szybciej, niż mogło, a zaraz, Azazel wydobył Kostur z jej ręki, choć światło nie gasło, jakby uwięziła żarówkę pod skórą. Odrzuciło ją to na ziemie, zaś ciało doznało czegoś na wzór epilepsji. Lecz zaraz, wszystko ucichło, a ona się uspokoiła.
Upadły klęknął przy niej i pochwycił jej lewy nadgarstek. Rana natychmiast się zagoiła, jakby nigdy nic jej nie wbił w tę dłoń. Jednak świetlisty okrąg na jej powierzchni, miał być swego rodzaju blizną po tym.
-Żyjesz. Jesteś silna. I… nie słyszę już Twych myśli. Nie mogę zajrzeć do Twojego umysłu. Stało się, Łowco.
Poinformował ją i pomógł powoli wstać, choć mogła czuć, jakby wypompowano z niej siły.
-Od teraz jesteś odporna na opętanie, czytanie w głowie.- Zaczął mówić, a Beatrycze mogła poczuć od Azazela zapach siarki, lecz o dziwo, nie był on drażliwy, lecz charakterystyczny. -Jesteś też w stanie wyczuwać mój gatunek. Działa to w dwie strony. Masz wyczulone zmysły. Gdy zechcesz, nawet możesz być szybsza, a Twój refleks będzie ponadprzeciętny. To co jednak lubię najbardziej, to boskie lasso, ale… użyj je na Enepsignos, a nie na mnie. Nie działa to w kontakcie ze śmiertelnikami. Instynktownie będziesz wiedzieć jak je utworzyć. Twój symbol jest jak ogień, w kontakcie z Demonami…
Przyłożył jej rozświetloną dłoń do swojej piersi, co zaraz go cofnęło, gdy poczuł, jakby przyłożył sobie rozpalone żelazo. Wtedy też, symbol zgasł, zostając tylko znamieniem na skórze.
-Wszystkiego się nauczysz… jesteś więc dalej pewna odnośnie Anthony'ego i Emilii…?

Offline

#110 2020-11-22 14:56:20

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 85.0.4183.127

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Miała cichą nadzieję, że tego nie powie, choć z drugiej strony doceniła tę szczerość. Na ułamek sekundy, bo tuż po tym z ust dziewczyny wydarł się jęk bólu, pędzący po bezkresnym pustkowiu. Jej drobne palce zaorały piach pod sobą. Wzięła gwałtowny wdech i zacisnęła zęby, czując jak łzy zbierają jej się w oczach. Popłynęły jedna po drugiej, gdy powieki zamknęły się aż zbyt szczelnie. Głosy w głowie wydawały się zlewać w bezsensowny bełkot, kiedy nie potrafiła nawet skupić się na śpiewanej melodii. Ten dźwięk był okropny, jakby szydziły z jej cierpienia, które raz po raz wstrząsało całym jej ciałem. Jakby w środku powstał pożar, podczas gdy z zewnątrz telepał nią lodowaty dreszcz. Przycisnęła wolną rękę do piersi, nie klęczała już, a raczej kuliła się na ziemi, jak gdyby miało ją to ochronić przed rozerwaniem na strzępy. Miała wrażenie, że każdy z tych upiornych głosów zaraz pochwyci jej kawałek i pociągnie w swoją stronę. Rozchyliła usta, próbując złapać choć skrawek oddechu, miała wrażenie, że się dusi, a każdy ruch był szpilą wbijaną między żebra. Nie była pewna czy ma otwarte oczy, czy nie, nie zauważyła nawet, kiedy Upadły wyrwał kostur z jej dłoni. Poczuła uderzenie o ziemię, jakby ktoś ją kopnął, a całe ciało znów oszalało, nie wiedząc, co robić.
Zwinęła się w kłębek. To pierwsza informacja, jaka zdołała przedostać się do jej zmaltretowanego umysłu. Wciąż drżała lekko, aczkolwiek zaczęła oddychać. Światło i kształty wracały do oczu, które rozpoznały ziemię i horyzont. Te zaraz zostały zasłonięte ciemnym kształtem, który dopiero po chwili przestał być rozmytą plamą.
Wziął jej rękę, która była jednocześnie sztywna, co bezwładna, ciężka jak u kogoś, kogo trawi gorączka, lecz po chwili Salive lekko poruszyła palcami. Podniosła wzrok na skrzydlatego, kiedy zaczął mówić. Rozumiała, choć z pewnym opóźnieniem składała jego słowa w głowie.
— Łowca... — szepnęła na granicy słyszalności, jakby to słowo zawierało w sobie całą resztę. W zasadzie, tak właśnie było.
Wstała z jego pomocą, na chwilę mocniej chwytając rękę Azazela, kiedy straciła równowagę. Ostatecznie jednak stanęła w pionie dość stabilnie. Na chwilę skupiła się na nowej woni w powietrzu, aż chciała się rozejrzeć, ale szybko zrozumiała, co jest źródłem. A raczej kto. Ta świadomość zdawała się ją zakłuć.
Przetarła policzki wolną ręką i podniosła na niego wzrok, słuchając dalej. Miała mnóstwo pytań, aczkolwiek nie próbowała mu przerywać. Kiedy umilkł, natychmiast spojrzała na świetlisty symbol na swojej dłoni. Ogień. Delikatnie cofnęła rękę, widząc jego reakcję na przyłożenie jej do piersi. Nie musiał tego robić.
— Rozumiem... — Spojrzała na symbol, na wnętrze dłoni, lecz ten zdawał się być jedyną blizną. Ciekawe. — Z jakiej odległości mogą mnie wyczuć? — Umilkła na moment i przymknęła oczy, by za chwilę znów podnieść je na Azazela. — Tak, jestem pewna. — Pauza. — Każdy artefakt niesie ze sobą ryzyko śmierci, prawda?
Nagle przeszło jej przez myśl, ilu potencjalnych Łowców musiało zejść z tego świata. Ryzyko zawodowe jeszcze zanim zaczniesz pracować.
Było też coś jeszcze. Miała nieodparte wrażenie, że Constantin nie będzie tym wszystkim zachwycony. Nie żeby się go obawiała, ale każdy spór był niepożądany.
— Co się może stać, zanim nauczę się używać tych zdolności? — Kolejne pytanie, choć wspominając o instynktownym opanowaniu Azazel pozbył się większości z nich.

Offline

#111 2020-11-22 16:07:36

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Azazel, Anthony Winston, Emilia Kauffmann


Zerknął na nią, wysłuchując jej pierwszego pytania. Ciekawska, to dobrze. Szybko wchłonie wiedze, a fakt że przeżyła, oznacza tylko, że był to dobry wybór. W końcu znów Allanor miał Łowce na swoich ziemiach.
-Około stu metrów. Tym dalej, tym słabsza ta woń. Lecz wśród innych Łowców, możesz czuć podobny zapach. To bywa z pewnością dezorientujące.
Wyjaśnił dosyć obszernie. Teraz był dużo mądrzejszy w tym zakresie, poprzednim razem zdolności spaczenia były zagadką dla Pierwszego Łowcy. Kolejno on przekazywał wiedze, która przechodziła z pokolenia na pokolenie. Może teraz właśnie Saville, będzie nauczać przyszłych wybrańców…?
-Same artefakty śmierci nie niosą, a demoniczna krew. Kwestia wyłącznie tego, czy organizm śmiertelnika zniesie tę metamorfozę. Oczywiście, dusza też ma znaczenie, jeśli nie największe. Niektórzy są po prostu za słabi.
Odpowiedział i odszedł na kilka kroków, by skupić się na kolejnym pytaniu, chyba ostatnim na ten moment. Zastanowił się chwilę.
-Co może się stać? Co najwyżej zabije Cię jakiś Upadły, bo nie będziesz umiała wykorzystać swoich predyspozycji. Dlatego wolałbym, aby Twoi kandydaci, przeżyli.
Rzucił słowa w powietrze, zaś za chwilę, Beatrycze mogła spostrzec zdezorientowanego Winstona, który przemierzał jałowe pustkowia.
-Co się dzieje?! Gdzie ja jestem?!
Pytał, a wtedy na przeciw wyszła blondynka, blada Emilia.
-Dobre pytanie, mój drogi.
Wtrąciła, a wtedy oboje spojrzeli w kierunku Azazela, oraz Saville, choć ten pierwszy, intrygował najbardziej. Choć już mieli okazje widzieć go w prawdziwej formie, to wciąż wydawało się to niewiarygodne.
-Jesteście w iluzji, w której skryłem Was przed światem, choć tak odlegle od siebie przebywacie.- Spojrzał na Beatrycze, a po tym znów na nich. -Musimy sobie sporo wyjaśnić…


Gdy Azazel opowiedział ponownie o idei odtworzenia Zakonu Łowców, oraz o apokalipsie, ratowaniu świata, jak też o tym kim stała się ich przyjaciółka, zapadła cisza. Oboje znali już sprawę, oraz ryzyko, choć nadal było to strasznie dziwne.
-Jestem zwykłym facetem z Evermoon… ja i bycie Łowcą…?
Spytał sam siebie Anthony.
-Po moich doświadczeniach stwierdzam, że pochodzenie z Evermoon już samo w sobie zdaje się czynić Cię wyjątkowym. Zwykłe miejsce, które przetrwało niezwykłe rzeczy.
Odparł żartem Upadły, zakrapiając to uśmieszkiem, a zaraz naprzeciw mu wyszła Wampirzyca.
-Jeremiahu…
-Azazelu.
-Azazelu… to co mówisz jest popierdolone, ale skoro katastrofa jest prawdziwa, Allanorowi grozi upadek, zaś Beatrycze poddała się temu… jestem gotowa, aby stać się Łowcą.

Oświadczyła, co wzbudziło zainteresowanie w Upadłym Aniele, a zaskoczenie w Anthony'm.
-Możesz umrzeć…
Wtrącił Milicjant.
-Wszyscy umrzemy, jeśli nic nie zrobimy, ukochany.- Zerknęła na Demona. -Czyń swoją powinność.
Dodała, a wtedy Azazel nakazał jej klęknąć i wystawić słabszą dłoń. Winston milczał, choć zbliżył się do Beatrycze, aby to obserwować.
Wtedy cały proces został powtórzony. Kostur przebił lewą dłoń kobiety, emanując światłem. Wywołało to podobne reakcje, choć z tą różnicą, że obnażyła kły, zaś jej głowa, zaczęła rzucać się we wszystkie strony. Azazel wydobył artefakt z jej ręki i obserwował, jak ta pada na ziemie, zaczynając wykręcać się w nienaturalne pozy.
-Przykro mi.
Wyszeptał Azazel, kiedy Emilia wrzasnęła w niebogłosy, co ukróciło nagłe wstrzymanie jej wszystkich funkcji życiowych i bezwład ciała. Anthony szybko podbiegł, klękając przy niej i próbując wybudzić ukochaną. Upadły w tym czasie zwrócił się w stronę Saville.
-Wampirza dusza jest najwidoczniej niekompatybilna…

Offline

#112 2020-11-22 17:02:09

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 85.0.4183.127

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Azazel nie poskąpił jej wiedzy, a przynajmniej rozwiał te kilka początkowych wątpliwości. Wyglądało to dobrze. Nawet jeśli ten zapach miał być podobny, to przecież nie taki sam. Na pewno mogła to ogarnąć.
Wkrótce zjawiła się wskazana przez nią dwójka. Przez chwilę myślała, że jednak są blisko, lecz ten dziwny wymiar miał być bardziej skomplikowany niż wyglądał. Milczała, słuchając jeszcze raz wyjaśnień Upadłego i układając sobie w głowie plan dalszych działań. Choć dalej czuła się trochę słabo, to nie wyglądała tak. Charakterystyczny dla Beatrycze hart ponownie zawitał w jej oczach, czym też chciała dodać pewności towarzyszom.
Spojrzała na Winstona, kiedy ten się odezwał, a na jej usta nasunął się cień uśmiechu.
— Każdy był kiedyś zwykłym człowiekiem, przyjacielu — dodała po słowach Azazela. Po chwili przed szereg wyszła Emilia. Savile wiedziała, że ta nie odmówi.
Miała ochotę odwrócić wzrok, ale nie zrobiła tego. Choć tak mogła przy niej być w tej chwili, dobrze wiedząc, co dziewczyna przeżywa.
A może nie...
— Co? Nie... — Dopadła do niej, co wyglądało bardziej jak potknięcie się niż celowe klęknięcie na ziemi, szybko spojrzała na Azazela. — Zrób... — Zaś na wampirzycę. — coś... Emilio... — Opatuliła dłońmi jej stygnącą twarz i przytknęła do niej czoło. — Zabiłam ją... — rzuciła cicho, czując jak coś ściska jej gardło. — Nie rób mi tego...
Mogła to przewidzieć. Cholera, brała to pod uwagę. Na co ona liczyła? Na szczęście? Czy naprawdę była aż tak głupia? Nie odrywała od niej głowy, delikatnie gładząc zimne policzki. W tej chwili bała się napotkać wzrok Winstona.

Offline

#113 2020-11-22 17:35:28

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Azazel, Anthony Winston


W oczach Winstona zaczęły zbierać się łzy, a zjawienie się Beatrycze tylko go upewniło w fakcie, że to się dzieje naprawdę. Saville winiła siebie, lecz Milicjant nie potrafił nawet znaleźć winowajcy, chyba że byłby nim Azazel, bo to jego krew ją zabiła.
Upadły spojrzał na Łowczynie, gdy ta błagała o zrobienie czegokolwiek, lecz nie był w stanie. Nie umiał wskrzeszać umarłych jak jego brat, mógł czuć się bezsilny i tylko odpowiedzieć jej złączeniem wzroku. Niestety, tą smutną chwilę cierpienia nad ciałem Wampirzycy, ktoś musiał przerwać…
-Anthony, Twoja kolej.
Odezwał się Azazel, spokojnie, lecz stanowczo, jednakże mężczyzna nie umiał oderwać zamglonego wzroku od twarzy Emilii.
-Jak możesz… jak możesz mi kazać to zrobić, po tym co jej uczyniłeś…?
Zapytał, wściekły, w końcu przenosząc na niego wzrok. Białowłosy nawet nie mrugnął, czerwonymi paczyskami.
-Dołączenie do Zakonu, to ryzyko, ofiara i poświęcenie. Wielu oddało życie, aby chronić innych. Wielu nie liczyło się z ceną jaką przyjdzie im zapłacić za dobro tych, których chcieli chronić. Emilia nie bała się spojrzeć śmierci w oczy, oddając wszystko za tę chwilę. Jeśli teraz odmówisz i nie pomożesz Beatrycze, jej poświęcenie pójdzie na marne. Będzie zwyczajnie bezsensowne.
Wyjaśnił, co sprawiło, że wyraz twarzy Winstona złagodniał, przez co mógł znowu spojrzeć na Emilię, która pomimo tych okropieństw, wyglądała, jakby zasnęła.
Milicjant w końcu wstał i drżąco odszedł od ciała. W tym czasie Azazel podszedł do Saville, którą chwycil za ramie, aby odsunąć ją od Kaufmann, która niewiedzieć kiedy, zwyczajnie zniknęła, jakby nigdy jej tu nie było. Umarła we własnym miejscu, tam też odnajdą ją inni.
Winston padł na kolana i wystawił prawą rękę, z racji leworęczności, czekając aż Upadły podejdzie.
-Zrób to szybko i nie pudłuj.
Zacisnął zęby, zamykając też oczy. Azazel bez komentarza, zamachnął się ostatni raz i przebił jego dłoń. Światło błysło, melodia szeptów wdarła się do jego umysłu, zaś Anioł czekał, aż mógł wydobyć artefakt. W momencie jak Anthony'ego odrzuciło na ziemie, Białowłosy poczuł jak Kostur rozpada mu się w dłoniach. Zużyli jego moc do końca. Po chwili, przeniósł wzrok na Winstona, którego ciało uspokoiło się po drgawkach, a ten mógł otworzyć oczy i zaczerpnąć powietrza. Azazel poczuł ulgę, nie słysząc jego myśli i widząc, że wciąż żyje. Tym razem się udało.
-A więc tak wygląda obecna sytuacja…

Offline

#114 2020-11-22 18:19:28

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 85.0.4183.127

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Nie robiła sobie zbyt wielkich nadziei na jego pomoc. Był Upadłym, a sytuacja zdawała się być beznadziejna, mimo to Beatrycze ani przez chwilę nie winiła za nią Azazela. To była jej decyzja. Znała ryzyko, miała się zastanowić, nie przemyślała wszystkiego. Ale czy czułaby się tak samo źle, gdyby umocniony Salvador wrócił pod skrzydła Bractwa?
Nie... Może sytuacja byłaby wtedy gorsza, ale ona czułaby się lepiej. Czy taką cenę miał rozsądek?
Uniosła się delikatnie, kiedy zaczęli mówić. Domknęła usta Emilii i patrzyła na nią, słuchając tej krótkiej dyskusji. Nigdy nie podejrzewała, że jej pierwsza krew na rękach będzie należeć do kogoś bliskiego. Nawet wtedy w posiadłości... Ten moment szczęśliwego uniknięcia takiego wyboru dał jej nadzieję, że już nigdy przed nim nie stanie. A teraz zrobiła to na własne życzenie. I nie zjawi się teraz żaden Archanioł. A więc stało się. Nie dowierzała wtedy słowom Gabriela, a jednak miał rację. Wkroczyła na drogę potępienia.
Wstała posłusznie, kiedy ją podniósł, lecz nie odrywała wzroku od ciała Emilii, nim to nie zniknęło całkiem. Wtedy podniosła oczy na Winstona, ale te wydawały się jakieś puste. Za wcześnie. Nie potrafiła odgrzebać w sobie tradycyjnej zuchwałości, a widok cierpienia Anthonyego i świadomość jego możliwej śmierci w niczym nie pomagał. Znowu stała nad przepaścią. A jednak teraz nie było w dole wody, a ona czekała, aż ktoś ją popchnie.
Ten ułamek sekundy od jego znieruchomienia do pierwszego wdechu wydawał się trwać wieczność. W końcu jednak milicjant odetchnął, a wraz z nim Savile. Podeszła do niego, by pomóc mu wstać, lecz przez moment jeszcze zwlekała ze spojrzeniem mu w oczy.
— Wybacz, proszę — szepnęła, nie mając pojęcia, co mogłaby jeszcze dodać. Wszelkie tłumaczenie wydawało się bez sensu. Bo czym można by to usprawiedliwić? Przymknęła na moment ślepia i zerknęła na Azazela. — Czeka nas długa rozmowa z Oxygenem... Widziałeś gdzieś ślady Enepsignos? Albo jej wyznawców? — Umilkła na moment i spojrzała na Anthonyego. — Chcę, żeby Salvador nam pomógł. Jeśli się sprawi, będzie następny w kolejce do Zakonu — oświadczyła spokojnie. Może i mogła się tu rządzić, w końcu Winston zawsze aprobował jej pomysły, lecz chciała zwyczajnie znać jego zdanie. Choć tyle mogła teraz zrobić.

Offline

#115 2020-11-22 19:12:30

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Azazel, Anthony Winston

Winston był wciąż w szoku, lecz pozwolił sobie pomóc, wyłapując jej przeprosiny. Skinął na to głową, próbując utrzymać się o własnych nogach.
-To nie Twoja wina…
Odparł jej, choć przeniósł wzrok na Azazela, który cały czas ich obserwował, lecz nie odzywał się, póki Beatrycze nie zrobiła tego pierwsza.
-Z tego co mi wiadomo, Bractwo Cieni się wycofało, nie wiedzieć czemu. Są zbyt osłabieni, to może być przyczyna. Enepsignos zaś… muszę jej poszukać.
Odpowiedział, gdy Anthony w tym czasie przyglądał się swojemu rozpalonemu symbolowi na dłoni. Stało się. Dlaczego jednak ofiara musiała być tak spora…? Jednak z tych myśli, wyrwała go kobieta, informując o swoich planach względem Salvadora, co wydawało mu się… dziwne. Liczyć na pomoc kogoś takiego. Znalazłby pełno osób lepszych na jego miejsce, ale…
-Lepsze to, niż krzesło elektryczne.
Odparł tylko, jak zwykle uznając rację Beatrycze. Zresztą, w tej chwili, nie miał nawet ochoty na nic innego, niż przytakiwanie. Nie mógł przestać myśleć o Emilii.
-A więc, stało się. Zakon Łowców odrodził się. Wasze zadanie jest jasne, lecz pamiętajcie, Wasza dwójka to jedyni łowcy w Allanorze. Musi to wystarczyć na Enepsignos. Postarajcie się nie zginąć, póki nie znajdziecie nowego Kosturu. Mam nawet pomysł, gdzie mogą być informacje o lokalizacji innych, lecz… wpierw wracajmy.
Poinformował Azazel.


****


ROZDZIAŁ X: ZAKON ŁOWCÓW


MG = Azazel, Anthony Winston, Constantin de Vez, Felix, Salvador de Rune


Śmierć Emilii ciężko odbiła się po ścianach posiadłości de Veza, kiedy Beatrycze i Anthony wrócili z wyjaśnieniami, chwile po tym, jak Felix znalazł jej ciało w pokoju. Było to traumatyczne doświadczenie dla niego, przez co nie odezwał się do nikogo nawet słowem. Winston dalej był trapiony smutkiem, a Constantin rozdarty, między informacją o dwóch nowych Łowcach, a śmiercią członkini Oxygenu…
-Idioci! Jak mogliście działać na własną rękę, nie informując mnie nawet o tym?! Przez tą lekkomyślność, Emilia teraz nie żyje! Wiedziałem, że tak się kończą konszachty z demonami! Jak możecie teraz patrzeć na siebie w lustrze?!
Wydzierał się Psychiatra, w sali balowej, gdzie się zebrali. Nikt mu nie przerywał, bo atmosfera była gorsza, niż ponura. Nienieskowłosy chłopak w masce siedział pod ścianą, obserwując symbol na dłoni Beatrycze. Dalej milczał, natomiast nieopodal niego, opierał się o tę samą ścianę Salvador, z założonymi rękoma. On jedyny nie miał żadnych odczuć względem tego co się stało, choć fakt odtworzenia Zakonu bardzo go interesował. Czemu tu w ogóle był? Co prawda, de Rune nie zna wszystkich członków Bractwa, bo jego status w tamtejszej hierarchii to wyższych nie należał, lecz zgodził się na współpracę z Oxygenem, aby wyłapać kogo tylko zdoła. Tak więc, stał się elementem układanki.
-Myślisz, że my też nie cierpimy?! Że nas to nie obchodzi?!
Warknął Anthony.
-Gówno mnie teraz obchodzi, co Wy sądzicie!
Odwarknął de Vez.
-Widzę, że poruszenie wciąż trwa, lecz nie ma na to czasu. Potrzebuję teraz Łowców.
Rzucił znienacka Azazel, który wszedł do sali w postaci znajomego im Jeremiaha Abernaava. Wtedy też Constantin wysunął się do przodu, wskazując na niego palcem.
-Ty! Ty jesteś winny jej śmierci! Pomagasz nam, a potem wykorzystujesz, nie patrząc na nasze straty! Ty masz jej krew na rękach, demonie!
Krzyknął, zaś Azazel tylko spojrzał na niego surowo. Tego się spodziewał.

Offline

#116 2020-11-22 20:16:18

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 71.0.3770.323

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Fakt, że jej o to nie obwiniał, zdjął część ciężaru z barków Beatrycze, lecz nie zdjął winy, jaka faktycznie tam leżała. Wiedziała, że to jej wina, nie takich słów oczekiwała, choć były miłe. Chciała tylko wiedzieć, że jej za to nie znienawidził. Z Winstonem u boku spotkanie z pozostałymi będzie nieco prostsze...

***

Nieco to chyba i tak za dużo powiedziane, lecz Saville trzymała się teraz znacznie lepiej niż na pustkowiu, kiedy przytulała do siebie martwą już Emilię. Wciąż miała ten obraz przed oczami, lecz z każdą chwilą zdawał się on motywować zamiast dobijać. Z każdym kolejnym krzykiem psychiatry.
— Zmieniłbyś coś tutaj? Usłyszałabym, że to zły wybór, miałbyś taką pewność? — Utkwiła w nim baczne spojrzenie. Mówiła z gniewem, lecz bez krzyku, tak i od początku. Zerknęła na Anthonego, ale uznała, że nie ma sensu przytakiwać. — W takim razie po co najeżdżasz nam na sumienie? — rzuciła, mając na myśli jego wcześniejsze słowa. Już miała kontynuować, kiedy zjawił się Azazel. Przez ułamek sekundy miała nadzieję, że jego obecność uspokoi sytuację i pchnie sprawy do przodu, ale Constantin chyba miał inne zamiary.
Saville również zmarszczyła brwi, idąc za nim.
— Czy ty w ogóle słuchasz, co się do ciebie mówi? — Stanęła między nimi, twarzą do de Veza. — To była moja decyzja. Mój wybór i ich zgoda — mówiła spokojnie i dobitnie. — Jeśli chcesz mnie albo innych za to potępić, to proszę bardzo, ale nie teraz. Nie czas na wylewanie żali. Musimy złapać demona, a każda chwila bezproduktywnej kłótni może zmniejszyć nasze szanse. — Spojrzała na Salvadora. — Pomożesz nam w tym. — Zaś odwróciła się przodem do Jeremiaha. — Mów, proszę.
Przez moment jeszcze uwaga Beatrycze była skierowana bardziej na Constantina, co pewnie Azazel mógł wyczytać z jej oczu, gdyby poszukał. Nie bez powodu. Forma grzecznościowa wysunięta do Upadłego miała być szpilą, której nie mogła sobie odmówić, nie wiedziała jednak, jak zareaguje na nią psychiatra.

Offline

#117 2020-11-22 20:46:52

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Azazel, Anthony Winston, Constantin de Vez, Felix, Salvador de Rune


Kiedy Beatrycze stanęła między nimi, miał ochotę coś jeszcze dodać, ale wtedy zalały go jej słowa, w których wzięła całą odpowiedzialność na siebie. Nie wiedział co odpowiedzieć, a zaraz też wykazała ważny argument. Zwyczajnie kończył im się czas.
Wtedy też Salvador wyłapał, że mówią o nim, więc spojrzał w jej stronę, lekko zaskoczony. Nie mieszali go raczej do kłótni, miał pomóc w sprawie. Skłamałby, gdyby uznał, że niebycie Łowcą czyni go gorszym, miał bowiem przeszkolenie Bractwa, jednakże to wydawało się ponad to.
-Skoro mam się przydać, dajcie tylko znać kiedy.
Przytaknął na znak zgody, pamiętając o swoim zobowiązaniu względem nich. Też nie chciał tej demonicznej armii w końcu.
Psychiatra powoli zdjął okulary, by raz jeszcze spojrzeć na Saville, swoimi oczyma.
-Mam więc nadzieję, że Emilia była tego warta.
Powiedział tylko, a jego oczy nie wyrażały już gniewu, a smutek. Nie tylko oni stracili przyjaciółke. A po tym, po prostu odwrócił się i zmierzył do wyjścia z sali.
Felix zaraz zaczął powoli wstawać, podpierając się ściany.
-Felixie…
Nadmienił Azazel.
-W porządku. Pamiętam.
Odmruknął tylko i zaraz też wyszedł z pomieszczenia. Salvador popatrzył po reszcie, lecz widząc oczekującą minę Jeremiaha, skinął im głową, także ich opuszczając.
-Dobrze. Zabiore Was w pewne miejsce, gdzie poczynimy ostatnie przygotowania względem naszego planu. Chyba musimy udać się na tramwaj. Nienawidzę komunikacji miejskiej.
Posmęcił Azazel, kierując się do wyjścia z posiadłości. Anthony spojrzał na Beatrycze, którą zaraz chwycił za ramię.
-Nie winię Cię, pamiętaj. Musimy się teraz trzymać razem.
Uśmiechnął się lekko pod wąsem i podążył za Azazelem.

Offline

#118 2020-11-22 23:22:34

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 71.0.3770.323

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

Constantin nie ciągnął kłótni, co w duchu ją ucieszyło. Nie miała ochoty więcej wysłuchiwać tego tematu, nie teraz, kiedy tak bardzo musiała zdystansować się do swoich myśli i uczuć.
Zerknęła na Salvadora, który również nie zamierzał protestować. Jego zdziwienie było do przewidzenia, w końcu miał być tylko informatorem. Cóż, nawet jeśli nie sprawi się w tej chwili, to było jeszcze wiele innych okazji. Zamierzała dożyć tej decyzji.
Jej wzrok znów wylądował na de Vezie, lecz tym razem był łagodniejszy.
— Zrobię wszystko, żeby tak było — odparła cicho. Odprowadziła go wzrokiem, który za chwilę wylądował na Felixie. Jego słowa... — O czym?... — rzuciła, nie bardzo rozumiejąc, jak ma interpretować tę krótką wymianę zdań. Zerknęła na Azazela, choć nie spodziewała się odpowiedzi.
W końcu zostawiło ich całe towarzystwo, a Upadły przeszedł do rzeczy. Nie było tego wiele, Beatrycze tylko skinęła głową i już miała iść, kiedy jej uwagę odwrócił Winston.
— Dziękuję — wymruczała, by zaraz podążyć za nimi. W głowie wciąż miała jedne z ostatnich słów Emilii. Kolejna ręka, która szturchała ją na przód i przynajmniej chwilowo odwracała uwagę od mętliku, jaki się tam zrobił. Ilu jeszcze jej podobnych przyjdzie jej pogrzebać?

Offline

#119 2020-11-23 00:00:30

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

MG = Azazel, Anthony Winston


Azazel w towarzystwie dwójki Łowców pokierował się na najbliższy przystanek odrzutowych tramwajów. Niestety, automobil Anthony'ego był dwuosobowy. Już na przystanku, Upadły dostrzegł jakiegoś mężczyznę z wąsikiem i bródką, eleganckiego i przystrzyżonego. Owy jegomość dostrzegł to i spojrzał w kierunku Jeremiaha.
-Przepraszam, coś się stało?
Zapytał go, a Azazel zrobił nietęgą minę.
-Przypomina mi Pan kogoś.
Odparł.
-Oh, pewnie korzystał Pan kiedyś z moich usług. Joseph Rickards, wynalazca.
Przedstawił się i wyciągnął dłoń, na którą Upadły nawet nie zareagował.
-Nie. Przypomina mi Pan takiego jednego dupka.
Mruknął, ku zaskoczeniu Wynalazcy. A zaraz, podleciał tramwaj.


Po swoistej powietrznej podróży tramwajem, w której Azazel ciągle rozglądał się i niezwykle irytował ciasnotą, dotarli pod opuszczoną katedrę w wielkości molocha. Wysiedli, ku uldze Azazela. Ten nie odezwał się, a jedynie ruszył w jej kierunku. Winston wzruszył ramieniami. A w końcu, Upadły pchnął wielkie wrota, wyłamując zamek bez trudu. Ujrzeli wnętrze, w które zapuścili się głębiej.
-Jesteśmy w katedrze Parri La Noise, siedzibie… poprzedniej generacji Zakonu Łowców Demonów.- Wskazał ręką na gigantyczny posąg mężczyzny w centralnym punkcie pod witrażami. -Pierwszy Łowca był rycerzem w czasach, w których nic nie chroniło ludzkości. Stracił wszystko co kochał, żyjąc w świecie pełnym potępienia, a jego serce było puste, wiodące go na śmierć. Wybrałem go, ponieważ nie miał nic do stracenia. Zaoferowałem mu spaczenie moją krwią, w zamian za broń przeciw siłom demonicznym. Zgodził się i przyjął mą krew. Narodził się na nowo, a zaraz po tym, w jego ślady poszli inni desperaci, widzący promyk nadziei w tym mroku. Wtedy też, demoniczna władza i wpływy zaczęły zmniejszać się, a ludzie zyskali spokój. Tą samą ofiarę, ponosicie teraz Wy. Jako pierwsi łowcy, w akcie desperacji, rzucacie wyzwanie katastrofie, dając nadzieję innym, że wciąż jest jeszcze szansa. Tym było… i jest, brzemie Zakonu. Musicie odbudować potęgę tej nacji, zaś to miejsce, to Wasze dziedzictwo.- Rozejrzał się. -Katedra jak katedra. Gdyby nie sieć zaopatrzonych katakumb, gdzieś…- Przesunął bloczek w ścianie, a mechanizm zaczął poruszać kamienie na podłodze zaraz obok. -...tu.
Były Milicjant podszedł bliżej schodów do podziemi.
-Patrolowałem te ulice… nigdy bym nie pomyślał, że w tej ruinie… hm.

Offline

#120 2020-11-23 01:23:49

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 71.0.3770.323

Odp: Pan jest moim Pasterzem... (2,5)

To było... dziwne uczucie. Tak stać z nimi na przystanku, dwoje Łowców i Upadły Anioł. Co państwo tu robią? A my na tramwaj czekamy. Jak w starej komedii. Zerknęła uważniej na mężczyznę, którego przyuważył Azazel. Raczej go nie kojarzyła, chociaż... Nazwisko wydawało się faktycznie znane. Wynalazca. Chyba kiedyś słyszała.
Tak czy inaczej wsiedli do odpowiedniego numerku, jak zwykle zatłoczonego, choć nie było jakoś tragicznie. Beatrycze starała się nie patrzyć po ludziach, ale tylko z pozoru, bowiem z premedytacją lustrowała wszelkie twarze odbijające się w szybach przed nią. Tego zwykle ludzie się nie domyślali, a ona mogła bezkarnie ich obserwować.
Wysiedli w końcu przed tym, co pozostało z wielkiej katedry. No, generalnie gmach nadal stał, ale wyglądał na zapuszczony od lat. Zerknęła na Winstona, ale również nie wiedziała, po co tu przyjechali i jakie to ma znaczenie. Ale z pewnością jakieś miało. Kiedy Azazel otworzył drzwi, weszła za nim do środka, natychmiast zwalniając kroku, by choć trochę lepiej przyjrzeć się antycznym zdobieniom, witrażom i malunkom na ścianach. Wyglądały pięknie, a warstwa kurzu tylko dodawała im mistycznego uroku. Lecz zdecydowanie dominował wielki posąg w samym środku, zwracający na siebie uwagę każdym detalem.
— Trochę zapuszczone — skomentowała ów dziedzictwo, by znowu spojrzeć na Upadłego. Zerknęła na przycisk, a zaraz cofnęła się dwa kroki, kiedy płytki spod jej nóg zaczęły uciekać, formując schody.
— O to chodziło, żeby nikt nie pomyślał — odparła i, jeśli tylko Jeremiah nie miał nic przeciwko, zaczęła schodzić w dół. Uważała, by się nie potknąć o coś lub nie potrącić, bo choć pierwsze stopnie tworzyła dawna podłoga, to resztę raczej już nie.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 2
[Bot] ClaudeBot (2)

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
wiercenie studni głębinowych krosno | medycyna pracy ursynów | regały paletowe | reklama internetowa nikkshow | pizza dowóz kraków Bronowice