Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2019-04-19 06:15:06

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 73.0.3683.90

Ballada o łańcuchach (PART VI)

*1520 rok, 11 grudzień - Rakverelin / Kovir i Poviss*


MG = Valentain, Gilgarn, Elizabeth Scorn, Arthariel


Minął miesiąc od śmierci oddziału Złotych Grotów. Próbowano zlokalizować Laurance'a von Eirs, lecz jak się okazało, wyjechał z Wysokoża w jakąś nieznaną podróż. Jednak nie spędzili tego czasu bezczynnie. Elizabeth szukała wśród szlachty powiązań związanych z handlem niewolnikami, będąc pewna, że grubych ryb w tym interesie jest więcej. Valentain i Gilgarn za to napadali na wszystkie konwoje łowców niewolników, aby wyzwolić porwanych, w tym dobrze wstrzymując zyski niejednego nielegalnego przedsiębiorcy. Z czasem w Rakverelin wyrobili sobie reputację lokalnego postrachu, pomimo że ich tożsamość pozostała nieznana. Bo żaden świadek nie uszedł żywy. A co z Arthariel? Z początku próbowała przywyknąć do warunków mieszkania w ludzkim mieście, gdyż od urodzenia przebywała w królestwie elfów, gdzie kultura była całkiem inna. Pogarda z jaką się spotykała u mieszczan na ulicy była odwzajemniana, przez co miewała wiele kłopotów. Ostatecznie skupiła się na swoim zadaniu, które jej przydzielono, czyli obserwację wszystkich możliwych kryjówek łowców, oraz potencjalnych nabywców żywego towaru. Pewnego wieczora, gdy wszyscy przebywali w salonie, ona siedziała zamknięta w swojej komnacie, ślęcząc nad biurkiem przepełnionym papierami. Były to jej zapiski z obserwacji, oraz sprawozdania dla króla Alenvira. Była zmęczona i często chwytała się za głowę z myślą, co by było gdyby jednak wróciła do swoich. I tym razem musiał trochę odsapnąć, więc maszerowała po pokoju z założonymi rękoma na piersiach. Ostatecznie podeszła do okna, które wpuszczało do środka światło księżyca. Był tutaj dobry widok na całe Górne Miasto. Nagle spostrzegła, że na jej parapecie stoi doniczka przepełniona wyrastającymi stokrotkami.
-Elizabeth ma rękę do kwiatów. Pewnie posłużycie w przyszłości za składnik lekarstw.- Mówiła do nich, jakby mogły ją słuchać. -Choć mam nadzieję, że w komnacie Valentaina was nie sadzała, on nie cierpi niczego, pewnie stokrotek też... nie... "Stokrotek"... "Stokrotka"...
Elfkę przeszedł zimny dreszcz. Zdała sobie z czegoś sprawę. Natychmiastowo postanowiła odnaleźć całą resztę w salonie...


-Kurwa! Czemu nie ostrzegłeś, że jesteś w tym dobry?!
Krzyknął Gilgarn, rzucając karty od gwinta na stolik, po przegranej rundzie z Valentainem. Elf dawno nie miał okazji w to grać, a ostatnim jego przeciwnikiem był prawdopodobnie Mjornor, kiedy to mieli jeszcze przestarzałe talie. Reagował jednak identycznie jak krasnolud.
-Wybacz więc.
Odparł, a jego lewy kącik ust delikatnie uniósł się w górę. Gilgarn wskazał na to palcem.
-On się uśmiechnął! Elizo, słyszysz?! To trzeba gdzieś udokumentować!
Wykrzyczał do szlachcianki, która właśnie siedziała z książką na fotelu przy rozpalonym kominku.
-Nie ma sensu, przyjacielu. Każdy uznałby ten fakt za legendę, a nie prawdę.
Rzuciła z cichym śmiechem. Przywykli już do charakteru białogłowego, a nawet potrafili z niego żartować. Ale tak to jest, gdy z kimś się mieszka już dosyć długo.
Nagle jednak zbiegła do nich Arthariel, która wyglądała, jakby doznała objawienia, a każdy spojrzał na nią w zastanowieniu. Jej wzrok jednak wędrował tylko na elfa.
-Już wiem skąd znam Twoje imię... Dwa wieki temu narodził się Valentain, który zabił małego źrebaka, mając zaledwie kilka lat. "Stokrotka" użyła swej potężnej magii, aby zbadać nieszczęsne dziecko, po czym obwieściła, że żyje w nim krwiożerczy demon, który sprowadzi śmierć na wszystkich, którymi będzie się tylko otaczał. Czarodziejka próbowała zniszczyć w nim demona z pomocą magicznych run, lecz zamiast tego, dziecko wchłonęło runy, stając się niezwykle potężne. Przeklętego malca kazała więc wygnać, dla dobra elfów... Ty jesteś tym dzieckiem z przeszłości... Obserwowałam Cię długo, to na pewno jesteś Ty... Narodziłeś się w Dol Blathanna, nie jako niewolnik. Wszyscy jednak uznali Cię za potwora...
Wysnuła swoje wnioski, lecz były one dla niej tylko stwierdzeniem faktu. Wszyscy zaniemówili, pogrążeni w szoku, natomiast Valentain wpatrywał się w swoją talię "Bestii"...
"Jesteś potworem, Valentainie... Wszyscy tak na Ciebie patrzą, brzydzą się Tobą! Tylko tym jesteś! Przekleństwem!"
Rozbrzmiewał szept w jego głowie, z którym walczył usilnie, lecz czuł, jak rośnie w nim krwawe pragnienie. Miał ochotę wydłubać oczy Arthariel za sam fakt, że powiedziała to wszystko na głos...
-To Wasz przeklęty elfi lud mnie nim uczynił...
Warknął przez zaciśnięte zęby, po czym wstał od stołu rzucając kartami na stolik i opuścił salon. Arthariel patrzyła tylko jak odchodzi...
-Ty to umiesz zepsuć dobry wieczór...
Wtrącił Gilgarn, który z przekąsem zszedł z krzesła i ruszył do pokoju spać, po drodze narzekając na idiotyczne elfie przesądy. Tylko Elizabeth pozostała na miejscu, jakby nie mogąc w to uwierzyć.
-Czy zgadzasz się ze Stokrotką?
Zapytała elfkę. Ta już nie chciała jednak mówić nic więcej. Bowiem było jej głupio. Chyba poraz pierwszy wstydziła się za swoich ziomków...


Valentain siedział na swym łożu, wpatrując się w podłogę. Był zamyślony. Lecz nic dziwnego. Nie bez powodu nie mówił nikomu o sobie zbyt wiele. A gdy prawda wyszła na jaw i to niezamierzenie... wydawał się mocno przygnębiony...
Wtem ktoś zapukał do drzwi jego komnaty. Nic nie odpowiedział, ale to nie powstrzymało teho kogoś przed wejściem. Była to Elizabeth, która zamknęła za sobą drzwi...
-Valentainie... Nie przejmuj się. Nikt nie patrzy na Ciebie inaczej. Rozmawiałem z Arthariel i powiedziała mi, że to co uczynili Ci bliscy było wielką zbrodnią, która nie powinna mieć miejsca. Niezależnie od tego jaka jest prawda, nie zasłużyłeś na takie potraktowanie. Natomiast Gilgarn... Do teraz słyszę jak wyzywa całą elfią kulturę i ich głupie pomysły. Więc raczej nie daje temu wiary.
Próbowała go pocieszyć, podchodząc do niego kilka kroków, choć wciąż utrzymując dystans. Czemu? Zdawała sobie sprawę, że jest nieobliczalny?
-A Ty...? Co Ty o mnie sądzisz...?
Zapytał, spoglądając w jej stronę.
-Ja... uważam niezależnie od wszystkiego, że jest w Tobie dobro i wielkie serce. Gdyby władał Tobą demon, nigdy nie robiłbyś tego wszystkiego dla uciemiężonych
Odpowiedziała, choć jej słowa niestety nie były wystarczające.
-Od zawsze nazywano mnie potworem. Najpierw gdy byłem dzieckiem. Potem jako niewolnik. A następnie stałem się już tym, co we mnie widzieli... Bestią żądną krwi...
Jego głos przelewał się w goryczy, jakby była to jego spowiedź. Chyba porazcpierwszy od dawna miał chwilę słabości. Lecz Panna Scorn nie lekceważyła tego, próbowała podejść bliżej, lecz ten nagle wstał.
-Cały świat Cię skrzywdził i niedocenił. Wszyscy w Twoim życiu, którzy to zrobili, byli głupcami. Lecz nie wiem czemu nie widzieli w Tobie tych dobrych cech, który prawdziwy potwór nie posiada... Ja je widzę. Jesteś piękny. I na zewnątrz i w środku...
Powiedziała spokojnie, a ten uważnie jej wysłuchał, ponieważ każde słowo mocno na niego oddziaływało. W pewnym momencie zaczął stawiać kroki w jej stronę, lecz wyglądał niepokojąco, przez co z każdym jego ruchem w przód, Panna Scorn robiła ruch w tył...
-Zabiłem źrebaka... zabijałem dla moich Panów... zabijałem dla pieniędzy i zabijałem tych, którzy powiedzieli o mnie złe słowo...
Wyszeptał, a Elizabeth nagle zdała sobie sprawę, że plecami złączyła się ze ścianą. Nie mogła już się wycofać, a on stał na przeciw niej, w bardzo małej odległości, natomiast spojrzenie miał wściekłe.
-Nie widzisz we mnie potwora?
Warknął, czym wzbudził lekki niepokój w Elizie, ta jednak się nie złamała.
-Val...
Mruknęła, kładąc mu dłoń na piersi. Ten jedmak natychmiast chwycił jej rękę w mocnym uścisku i przyparł ją gwałtownie swoim ciężarem do ściany, a wyraz jego twaarzy mówił "Zabiję Cię!"... Lecz po chwili złagodniał i zwolnił uścisk.
-Ja... Przepraszam... Nie chciałem...
Wyszeptał, lekko opuszczając głowę, lecz ona bez zastanowienia podparła ją kładąc palce na jego szczęce i namiętnie go pocałowała. On to po chwili odwzajemnił, przez co zatracili się w tym świecie bez reszty...


Jakiś czas później, Valentain zerwał się z łóżka i nałożył koszulę, natomiast Panna Scorn okryła się kołdrą.
-Co się stało...?
Zapytała, a ten kończąc się ubierać, spojrzał raz jeszcze na nią, jakby posępnie.
-Wybacz mi. Nie powinniśmy tego robić.
Powiedział, choć mówił to z dużym smutkiem, unikając kontaktu wzrokowego.
-Było aż tak źle?
Zapytała,niczego nie rozumiejąc.
-Nie! Było wspaniale! Lepiej, niż kiedykolwiek... Czułem się tak dobrze...
-Więc dlaczego przepraszasz...

Dopytała, a on długo milczał. Tym razem nie walczył z szeptami, a z własnymi myślami.
-Przynoszę tylko cierpienie bliskim od urodzenia. Przybyłem tu w jednym celu i wielu za to odda życie. Nie chcę, byś i Ty musiała. Zawsze byłem sam i tak też pozostanie...
Odpowiedział, w końcu na tyle odważny by spojrzeć jej w oczy. Lecz w jej spojrzeniu nie potrafił odczytać nic.
-Nie mysisz być już z tym sam, Valentain. Nie niszcz tego, co przed chwilą zacząłeś...
Elf opuścił głowę. Zadawał sobie tylko psychiczne ciosym
-Przepraszam Cię... Nie mogę... Ja... Chciałem tylko przez chwilę poczuć się... chociaż raz szczęśliwy...
Dopowiedział smutno, po czym już w ciszy opuścił komnatę na dobre. Panna Scorn jeszcze długo tonęła w burzy swych myśli, nie gotowa na zrozumienie tego wszystkiego...

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
kursy projektowania wnętrz | studnie głębinowe limanowa | lab laser przedstawiciel | balustrady szklane warszawa | tanie przeprowadzki warszawa