Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2020-11-26 09:04:21

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

PROLOG: BLACK

Rezydencja Black'a - Stolica


MG = Joseph Rickards, Annabell Lethis


Nad Allanorem znów nastał okres burzowy, kiedy to deszcz przeokrutnie nie szczędził na Stolicy, zalewanej opadami. Okolice miasta nie miewały się lepiej, których ścieżki były pokryte błotem. Samotny automobil z trudem podjechał pod bramy starej rezydencji na odludziu. Kierowca wyszedł jako pierwszy, by zaraz otworzyć parasol i drzwi dla pasażerki. Z samochodu wyszła rudowłosa kobieta o zielonych oczach, oraz buzi, którą zmarszczki oszczędziły. Odebrała parasol i udała się do żelaznej bramy, której zamek oznaczony był literą "B". Lekkim ruchem otworzyła sobie przejście i samotnie pokierowała się do domostwa.
Nie była zdziwiona, kiedy nawet drzwi do posiadłości nie były zamknięte na klucz. Weszła głębiej, zamykając parasol. Dawne portrety, jak i meble, pokrywał kurz, jednak łuna światła padała na podłogę korytarza z przejścia na salon. Tam też się udała, widząc mężczyznę, który coś spawał.
-A Ty wciąż w tych starych ścianach…
Odezwała się kobieta, odwracając uwagę mężczyzny z wąsikiem i lekko siwiejącymi bokami włosów.
-Annabell! Co tutaj robisz…?
Zapytał, ściągając rękawice i kładąc je na prowizoryczny warsztat, jaki sobie zrobił z komody. Cały salon został przerobiony na pracownie, walały się różne mechanizmy, a ściany oblepione były schematami, mapami i notatkami.
-Ja…
-Miałaś nadzieję, że wrócił, prawda…?

Dopytał, na co Bella przytaknęła kiwnięciem głowy. Rickards odsunął jej krzesło, a samemu podszedł do okna, o które odbijały się krople.
-Widzę, że wykorzystujesz posiadłość…
Rozejrzała się.
-Em, tak. To teraz moje centrum dowodzenia. Bartholomeow się nie obrazi.
-Centrum… dowodzenia? A nie warsztat?

Dopytała zdziwiona.
-Oh nie, warsztat to dodatek. Spójrz!- Wskazał palcem mape. -To miejsca, w których w ostatnim czasie były aktywności boskiej interwencji. Na czerwono zaś, zaznaczyłem miejsca pojawienia się Archanioła…
Podekscytował się, ale Panna Lethis westchnęła.
-Dalej wierzysz w to, że Archanioł to…
-Ja to wiem! Uratował mnie! Miał jego twarz! Nie oszalałem! To był Black, Ty też go widziałaś…
-To były halucynacje, gorączkowałam…

Próbowała ostudzić jego zapał, podchodząc do tego zdroworozsądkowo. Joseph natomiast opuścił głowę, odszedł od mapy i powrócił do okna, obserwując błyski na nieboskłonie.
-Niezależnie od prawdy… Bartholomeowa już nie ma… zaś niebo łamie się nad Allanorem nie bez przyczyny. Nawet powstaje nowy Zakon Łowców, a dobrze wiemy, że taki nie odradza się z niczego.- Spojrzał na Belle. -To nadchodzi. I tego nie możemy już zignorować.


****


ROZDZIAŁ I: KOSTUR TWORZYCIELI

Pustkowia Allanoru


MG = Wielki Mistrz Bractwa Cieni


Łowczyni Saville, z pomocą mapy i starych notatek Zakonników, dotarła do leżącej na Pustkowiach, ruiny bastylii, która została nadgryziona zębem czasu. Wedle informacji, to tutaj miał znajdować się jeden z Kosturów Tworzycieli, który miałby umożliwić jej odtworzenie organizacji i zwiększyć liczbe Łowców w Allanorze. Nie jednak sama twierdza miała skrywać artefakt, a opuszczona kopalnia u jej podnóża.
Beatrycze obrała najkrótszą ścieżke, czyli przez wąskie kotliny, choć musiała być ostrożna z powodu śliskiego podłoża skalnego, kiedy w tej wędrówce postanowił towarzyszyć jej deszcz. W końcu dotarła do krawędzi, skąd miała bardzo dobry widok na pochmurny horyzont, ruiny twierdzy, oraz wejście do kopalni. Wystarczyło teraz zejść na dół po odstających kamieniach, lecz…
Wtedy kobieta mogła spostrzec grupę ludzi, którzy zebrali się na dole, kierujących się do szybu kopalnianego. Było ich około dziesięciu, zaś wszyscy szli za przewodnictwem jednego mężczyzny, który ich prowadził. Jeśli kobieta wytężyła wzrok, skupiając się tylko na nim, zauważyłaby, że ów osobnik odziany był w czarny, skórzany i przemoczony płaszcz, ze złotymi haftami, zaś głowę skrywał pod luźnym kapturem, natomiast jego twarz… nie, nie twarz. Lico miał ukryte pod metalową, pozłacaną maską, która przypominała kształtem ludzką czaszkę…
Mężczyzna uniósł rękę, aby się zatrzymali. Wtedy też jeden z pozostałych, podszedł do niego.
-Wielki Mistrzu, to tutaj…?
Zapytał go, lecz ten się nawet nie odwrócił w jego stronę, jakby zwlekając z odpowiedzią.
-Tak.- Odparł w końcu, przytłumionym głosem. -Cienie, szukajcie Kostura Tworzycieli! Gdy już znajdziecie, nie dotykajcie go, tylko mnie wezwijcie!
Rozkazał im, a wtedy wszyscy udali się do wejścia do kopalni. Saville, która to obserwowała, szybko mogła domyśleć się, że to członkowie Bractwa Cieni, którzy przyszli po to samo co ona. Natomiast ten w złotej masce, musiał być ich nowym Wielkim Mistrzem.
Gdy już wszyscy tam weszli, poza nim samym, skierował swoją trupią twarz w kierunku wyższych półek skalnych, gdzie skrywał się podsłuchiwacz. Nie dostrzegł jednak nikogo, więc po chwili, zwyczajnie ruszył się z miejsca, znikając w ciemnościach szybu.

Offline

#2 2020-11-27 23:44:30

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 71.0.3770.323

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Podróż po pustkowiach nie należała do przyjemnych i nie jeden raz mogła ponarzekać na wszystko wokół, lecz było to bardziej zabicie czasu. I może trochę myśli, lecz do tych zdążyła się przyzwyczaić. Nie do sytuacji, to byłoby na swój sposób okrutne, ale do wspomnień i domysłów nawiedzających jej głowę powoli tak. To trochę tak, jakby mieć duchy w domu, ale też zauważyć, że są co najwyżej uciążliwe.
W końcu znalazła się na miejscu, drobna ścieżka, którą szła, doprowadziła ją na skraj wąwozu. Jeśli można to tak nazwać. Nad okolicą dominowała stara twierdza, zaś kawałek w dole ziało zruinowane wejście do kopalni. Nie ruszyła jednak w dół, a odruch kazał jej skryć się za jedną ze skał. Wychyliwszy się delikatnie, obserwowała grupę ludzi w dole. Czarne płaszcze i złote akcenty były sugestywne, a ich słowa tylko potwierdzały domysły. Obserwowała ich ze swojej kryjówki, zwłaszcza osobnika w masce. Ciekawe, że sam mistrz Bractwa się tu pofatygował, choć... sprawa była ważna. Nawet bardziej, oni nie mogli dostać Kostura. Strach pomyśleć, co mogliby z nim zrobić, nawet używając zgodnie z przeznaczeniem posiadanie wrogów na swoim poziomie sprawiłoby tylko kolejny problem. Jakby mieli ich za mało.
Beatrycze skryła się za skałą, kiedy ten podniósł wzrok ku górze. Przez myśl przeszło jej, że mogłaby inaczej wykorzystać ten moment. Ale to było niepewne, mało prawdopodobne, a wtedy miałaby na głowie jeszcze dziesięciu ludzi.
Zerknęła kątem oka, widząc poruszający się rąbek czarnego płaszcza. Mistrz poszedł za swoimi Cieniami, a odczekawszy jeszcze moment, Saville ruszyła ścieżką w dół. Musiała szybko wymyślić jakiś sensowny plan, wejście tam na głupa wydawało się samobójstwem. Wyjęła jeden z długich sztyletów i schowała w prawym rękawie.
Rzuciła okiem na otoczenie i wślizgnęła się do ciemnego tunelu. W tym momencie cienie były jej przyjaciółmi. Beatrycze uśmiechnęła się do tej myśli, przemykając mrocznymi skrawkami tuneli. Starała się jednocześnie unikać członków Bractwa, co też znaleźć drogę w niższe partie, gdzie prawdopodobnie było dobre miejsce, by coś ukryć.

Offline

#3 2020-11-28 08:08:22

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Wielki Mistrz, Arthur Bosh


Kobieta zgodnie z przeczuciem, pokierowała się ścieżkami wiodącymi w dół, jak co poniektórzy z Bractwa, gdyż Cienie rozsiały się po całej sieci kopalnianej, a to utrudniało Beatrycze płynne poruszanie się. Na jej szczęście, wiele rzeczy pozostało w tych tunelach, jak wagoniki do przewozu węgla lub stare płachty, za czym można było się skryć. Dzięki temu, została się ostatecznie do rozwidlenia, z jedną, mniej interesującą odnogą i z drugą, w pełni rozświetloną, która kończyła swój bieg tu na miejscu. Saville miała przed sobą kamienny krąg, wyryty wieloma runami, który został zamontowany na ścianie. Nie dane jej było się zbliżyć, a raczej znów ukrywać, bo do tego samego punktu, dotarły też Cienie, choć od innego wylotu. Był też wśród nich Wielki Mistrz, który obrzucił krąg krótkim spojrzeniem, aby za moment, zawiesić je na siwowłosym mężczyźnie, ubranym w znoszony brązowy płaszcz, który wysunął się do przodu.
-Zupełnie jak w manuskryptach… Pierwotni zapieczętowali Kostur, zaś górnicy po tym jak się do tego dokopali, musieli zamknąć kopalnie…
Zachwycił się, choć Kostucha zdawała się nie podzielać entuzjazmu.
-Otwórz to, Arthurze.
-Oczywiście.

Odparł, po czym wyjął nóż i naciął swoją dłoń, aby krwawą ranę, przyłożyć do centralnego punktu okręgu. Łowczyni mogła spostrzec, że na zewnętrznej stronie tej dłoni, widniał symbol okręgu, identyczny jak jej własny. A jeśli pomyślała o tym, by zwrócić na to uwagę, bił od nich łagodny, lecz charakterystycznie specyficzny zapach, najbliższy temu, jaki czuła w obecności Winstona.
Ofiara krwi wprawiła w ruch mistyczny mechanizm, który zaczął obracać kamienne płyty, powoli roztępujące dalsze przejście. Kiedy otwór był wystarczający, zaczęli przechodzić, lecz znowu coś trapiło mężczyznę w masce. Poczekał dłużej, aby w końcu, odwrócić się w stronę Beatrycze, na którą spojrzał, jakby wiedział gdzie szukać. Wtedy też, mogła w tych oczodołach, dostrzec błękitne tęczówki, tak niepasujące do reszty.
Nagle całe podziemia zaczęły się trząść, ledwo utrzymując ich w pozycji stabilnej.
-IDIOTO, MIAŁEŚ NIE DOTYKAĆ!
Wydarł się głos tego siwego, z dalszej części tunelu, lecz nim Wielki Mistrz zrobił cokolwiek, przejście między nim, a Saville, zwyczajnie się zawaliło, a wraz z tym, ustąpiło trzęsienie. Łowczyni chcąc iść dalej, pozostała jedynie wąska odnoga tunelu, lecz mogła usłyszeć, samotne kroki zagubionego w nim Cienia...

Offline

#4 2020-11-29 13:02:15

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 71.0.3770.323

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Przemykanie ciemnymi korytarzami nie było proste, Beatrycze rzadko miała okazje do skradania się niczym złodziej. Jednak układ kopalni i wszechobecne stare rupiecie znacząco ułatwiały sprawę, a ona uczyła się z każdym kolejnym krokiem. Ciemny ubiór był dodatkowym atutem, szybko też schowała wszelkie rzeczy, od których mogło odbić się światło, jeśli tylko była taka opcja. W końcu dotarła tak do miejsca zbiegu dwóch korytarzy, które tworzyły tu niewielkie pomieszczenie. Jej uwagę natychmiast przykuł runiczny krąg wyryty na ścianie, lecz po pół kroku cofnęła się szybko, kocim ruchem kryjąc ponownie za opartym o ścianę... ciężko było powiedzieć, jakie przeznaczenie miała metalowa konstrukcja, ale dość dobrze skrywała jej osobę.
Przypatrywała się postaciom, które wyłoniły się z korytarza, w myślach narzekając na nieprzychylne złożenie czasu. Nie spodziewała się jednak obecności samego Wielkiego Mistrza. Dodatkowa trudność. Jej wzrok przeniósł się na posiwiałego mężczyznę, który po krótkiej wymianie zdań przystąpił do rozpieczętowania skrytki. Jego ręka... Beatrycze odruchowo zerknęła na własną dłoń, lecz w ciemności niewiele mogła tam zobaczyć. A jednak ten symbol zbyt mocno utkwił jej już w głowie, by nie potrafiła go rozpoznać. Więc przynajmniej jeden już zyskali. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Dopiero teraz pomyślała, że specyficzny zapach nie pochodzi z kopalni, a od Cieni, które po niej chodzą.
Zgrzytnął mechanizm w kamiennej ścianie, zaczynając otwierać ukryte odrzwia. Pozostali zniknęli, ale Mistrz znowu zamarudził, znowu skierował swoje upiorne spojrzenie prosto w jej stronę. Więc on też. To miało sens, w końcu im przewodzi. Czuł ją.
Wtedy też niemal wstrzymała oddech, lekko owijając palce wokół sztyletu, lecz nie przez wzrok trupiej twarzy, a tego, co skrywała. Ten kolor. Znała ten odcień błękitu, ale... to było niemożliwe... Prawda?
Przyłożyła lewą rękę do ziemi, by nie stracić równowagi, kiedy wszystko zaczęło się trząść w posadach. Ktoś uruchomił pułapkę, prawdopodobnie ktoś bez obeznania lub bez symbolu... Beatrycze zasłoniła twarz przed sypiącymi się kamieniami, które ostatecznie odcięły jej drogę do sali.
Szybko ogarnęła wzrokiem otoczenie, ten hałas z pewnością ściągnie innych, ale musiała dostać się do sali z Kosturem. Nie wyjdzie stąd bez niego. Wracanie nie wydawało się sensowne, za długa droga. Ścieżka w bok zwiastowała nadejście kolejnego cienia. Nie biegł jednak. Podjęła decyzję w mgnieniu oka, ruszając miękkim krokiem w wąski korytarz, w prawej ręce dzierżąc sztylet, w lewej zaś odwrócony pistolet. Plan był prosty, zajść go od boku i skorzystać z chwili zaskoczenia, by mocnym ciosem w głowę, pozbawić osobnika przytomności. Jeśli jej zagrozi, będzie się bronić, lecz wolałaby nie przelewać krwi. Z kilku powodów.

Offline

#5 2020-11-29 13:31:10

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Wielki Mistrz, Arthur Bosh


Możliwe, że wielki łud szczęścia towarzyszył Beatrycze, która nie była w stanie zabić kogoś od tak. Idąc wąskim tunelem, na chybił trafił, dotarła do Cienia, zwróconego do niej plecami. Silny cios kolbą w głowę, ogłuszył oponenta, który osunął się po ścianie, z lekką krwawą strugą kapiącą po skroni. Teraz zostało go wyminąć i trzymać się dalszej ścieżki.
A może niekoniecznie.
W czasie drogi, jedna ze ścian pozostawiała dziurę wylotową, która musiała utworzyć się podczas trzęsienia, gdzie grubość ziemi była zbyt płytka. Gdy Saville się zbliżyła, od razu było wiadome, że jest w wyrwie ściany, należącej do komnaty zza kamiennego okręgu. Prace górników i pradawne pułapki, utorowały jej nową ścieżkę. Z tą różnicą, że była na większej wysokości. Co prawda, jej kolana wytrzymają zeskok, ale cichy to on nie będzie.
Członkowie Bractwa zebrali się w jednym punkcie, a zaraz dołączyć miała do nich Kostucha, odgarniając zebranych. Zwrócił uwagę, że jeden z nich zginął pod ciężarem kamlota, ułamanego z sufitu.
-Ten głupiec…- Arthur wskazał na jednego z nich. -...aktywował pułapke, przez co ten drugi zginął.
Wyjaśnił.
-Wielki Mistrzu, ja…
Chciał się tłumaczyć, ale za moment, Kostucha podeszła do niego bliżej. Na moment zerknął w kierunku Kosturu, który był wbity w środek piedestału, w centralnym punkcie okrągłej komnaty. Wtedy też, spod rękawa Wielkiego Mistrza, gdzie chował karwasz, wysunęło się cienkie ostrze, które wtopił w gardło nieposłusznego Cienia.
-Krew za krew.
Wymówił przytłumionym głosem spod maski, zasuwając ostrze z powrotem, a Cień padł na ziemie. Wtedy też, z jego krtani zaczęła wypływać kałuża krwi, która dosięgnęła wyżłobień w podłodze, na kształt spirali, biegnącej do centrum piedestału.
-Mamy intruza. Szukajcie kobiety. Ale nie zabijajcie.
Rozkazał Wielki Mistrz, skupiony na piedestale, zaś Bosh zdawał się być zaskoczony tą informacją. Jednak zaraz zawezwał swoich ludzi, po czym wszyscy, za wyjątkiem ich przywódcy, opuścili komnate.

Offline

#6 2020-11-29 14:16:35

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 71.0.3770.323

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Cień nawet nie był zwrócony w jej stronę, co tylko ułatwiło całe zadanie i wyciszyło maksymalnie całą akcję. Mężczyzna padł na ziemię, a ona poświęciła jeszcze parę sekund, biorąc kamień, który przytknęła do jego głowy i porzuciła nieopodal jego nóg. Już za moment nie było jej na miejscu zdarzenia.
Miała zamiar podążyć korytarzem, ale jej uwagę przykuła wyrwa w ścianie. Korzystając z mroku tunelu, zajrzała do wnętrza. Położona nieco niżej sala była właśnie tym, o co toczyła się gra. Przeniosła wzrok z małego tłumu cieni na piedestał po środku, w którym spoczywał Kostur. Zaraz jednak znów spojrzała na przepychającego się na środek Mistrza. Zerknęła krótko na głaz, o którym mówili, pechowy wypadek i bezmyślność. Wiedziała, jak działa Bractwo, lecz patrzenie na egzekucję laika i tak wywołało nieprzyjemne uczucie. Czy to aby na pewno mógł być... Kto inny włóczyłby się po psychiatrykach?
Saville przeliczyła szybko, powinno zostać około siedmiu razem z Kostuchą. Spodziewała się, że teraz Mistrz zbierze Kostur i zakończy imprezę, lecz nie. On chciał ją znaleźć. Po co? To nie miało teraz znaczenia, nie zostały jej inne wyjścia. Odczekała moment, kiedy wyszli, sprawdziła pistolet, który teraz normalnie spoczywał w jej lewej dłoni. Akurat celowanie nie wymagało zręczności a oka, więc nie martwiła się o to za bardzo.
Wysunęła się na zewnętrzną krawędź dziury, by zeskoczyć miękko, kończąc to szybkim przewrotem. Zawiesiła spojrzenie na Kostusze, robiąc kilka kroków po drugiej stronie sali.
— Nie chcesz mojej śmierci, Wielki Mistrzu? — rzuciła spokojnie, obserwując uważnie jego reakcje. Kątem oka kontrolowała spiralę, by jej nie przydeptać. — Od kiedy odcinacie się od demonów?
Kusiło ją, by podejść i zabrać kostur. Teoretycznie pułapka została uruchomiona, ale równie dobrze mogła nie dojść do końca, a rytuał krwi z pewnością miał znaczenie. Odliczanie, które należało przeczekać.

Offline

#7 2020-11-29 14:52:26

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Wielki Mistrz


Słysząc niespodziewany odgłos, odbezpieczył pistolet, który chwycił w dłoń, lecz nie wycelował. Nie musiał bowiem, nie spodziewał się, aby i intruz miał strzelać do niego. Jedynie słysząc jej pierwsze słowa, odwrócił w jej stronę złoty profil, dostrzegając kobiecą sylwetkę kątem oka. Dla niej chyba nie ma żadnej przeszkody. Ale teraz, krew musiała spływać, bo inaczej, wszystko zostałoby zawalone, wraz z ruinami bazyliki nieopodal kopalni. Lekkie trzęsienie to nie był nawet przedsmak.
-A czemu miałbym chcieć Twej śmierci, Łowczyni…?
Zapytał, po czym całkiem odwrócił się w jej stronę, zawieszając na niej czujne, błękitne oczy, jakby ta chwila miała być wyjątkowa. Na jej drugie pytanie, moment zwlekał z odpowiedzią.
-Jak możemy się od nich odciąć, skoro zostaliśmy z nimi połączeni? Czyż nie jesteśmy teraz jak rodzina?
Znów odpowiedział pytaniem na pytanie, a wtedy, rozbrzmiał dźwięk rozsuwanego kamienia. Krew zapełniła spiralę, a mechanizm odblokował uchwyt piedestału. Wielki Mistrz zaczął powolnymi krokami, zbliżać się do Kosturu, zarazem wycelowując pistolet w jej kierunku.
-Ten świat nie potrzebuje Zakonu, ani nawet Bractwa. A nadludzkich spaczonych, którzy odeprą wroga. Przykro mi, Łowco.
Wyszeptał, choć ten głos zdawał się echem odbijać po komnacie.

Offline

#8 2020-11-29 17:43:17

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 85.0.4183.127

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Ten głos... Może i stłumiony przez maskę, a jednak... Maska. Głos. Te jego oczy. Na Boga, przecież wszędzie by je poznała, nie pomyliła się. Ale jak to...
Nie patrzył na nią bezpośrednio, ale wiedziała, że obserwuje uważnie, całym zestawem zmysłów. To była najgroźniejsza sytuacja, bo wciąż nie miała pewności, na czym stoi. Felix mógł kłamać bardziej niż myślała, a nawet jeśli nie kłamał, to mógł się odbić w drugą stronę. Obydwie opcje wróżyły jej łatwą śmierć.
— Jak się chce, to powód zawsze się znajdzie — odparła enigmatycznie, choć jego pytanie dawało do myślenia. Nie chował urazy, a przynajmniej taką miała nadzieję. Krew płynęła tak jak ich dyskusja. — Więzy krwi nie czynią rodziny. Tak samo jak płaszcz.
Tym razem nie próbowała wymijać odpowiedzi, mając nadzieję, że te słowa popchną go do zastanowienia się. Nie był w końcu głupi, choć traktowanie demonów jak braci brzmiało co najmniej niepokojąco. Jej wzrok padł na piedestał, a zaraz na lufę, która powędrowała do góry razem z jej własnym pistoletem. To było dziwne uczucie. Nigdy nie podejrzewała, że...
Nie pozostała mu dłużna w ostrożnym skracaniu odległości.
— To prawda — rzuciła, zbliżając się, krok za krokiem. — Żadna piękna nazwa nie zbawi ludzi. Oni sami muszą to zrobić, ale do tego muszą przestać walczyć między sobą, bo inaczej nasz wróg nas zniszczy. Jesteś krok do przodu. Daj mi Kostur. Zbudujmy dwie armie, zamiast biec w wyniszczającym wyścigu szczurów. Felixie...
On miał znacznie lepszy pogląd na jej twarz, na oczy, które nie odrywały spojrzenia od błękitnych tęczówek. Choć trzymała gardę, w jej własnych odbijał się smutek. Cała ta sytuacja była jak wbijanie sobie noża między żebra. A jeszcze tak niedawno przytulała się do niego w progu. Mogłaby przysiąc, że teraz też czuje to ciepło. Jak do tego doszło...
Jeśli spotkali się na środku, miała zamiar sięgnąć. Nigdy by się pewnie do tego nie przyznała, ale była gotowa strzelić. Może pozabijaliby się nawzajem, a może nie, może nawet kule wcześniej przerwały ich pogawędkę...

Offline

#9 2020-11-29 18:26:46

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 86.0.4240.198

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Wielki Mistrz Felix


Ta upiorna postać, która teraz groziła jej bronią, zdawała się jej znajoma, lecz jak to mówią, oczy są zwierciadłem duszy, zaś przytłumiony głos zawsze będzie taki sam, niezależnie od tego, czy maska będzie porcelanowa, a może metalowa.
-To prawda. My wciąż pozostaniemy tylko śmiertelnikami. Musimy grać po swojemu.
Odparł tylko, zatrzymując się tuż przy artefakcie, choć uważnie śledził jej każdy krok. Teraz, celowali w siebie, więc każde mogło strzelić, nawet w odruchu. To była trudna sytuacja.
Dał jej jednak odpowiedzieć, nim przeszedł do jakiegokolwiek czynu. To co mówiła, było bowiem interesujące i fascynujące. Proponowała połączenie sił? Ale… posłużyła się jego imieniem. To jakby poszerzyło błękitne tęczówki, gdy powieki schowały się bardziej. Wiedziała, oczywiście, że wiedziała. Była niezwykle śmiała.
-Twoje wspomnienia związane z tym imieniem, są nieprawdziwe…- Powiedział nagle, widząc jej smutek, gdy to wymawiała. Chyba jego przewagą była tu zasłonięta twarz, bo ciężko było poznać, jak reaguje ponura Kostucha. -...lecz nie mówisz źle. Powiedziałbym, że podzielam Twój pomysł…- Mówił dalej, ale przyśpieszył kroku i drugą dłonią pochwycił kostur, który wyjął z piedestału. -...jednak dobrze wiem, że działania Zakonu były destrukcyjne. Niewinne ofiary, oraz ułuda porządku drogą wolności, wmawiana przez Azazela, największego manipulatora na świecie... - Umilkł na moment, zbliżając się dwa kroki, przez co byli od siebie na wyciągnięcie obu ramion i luf pistoletów. -...zaś nie jest za późno, podążyć nową, lepszą ścieżką. Pozbawioną Upadłych. Beatrycze… Ty i Anthony… dołączcie do mnie… zbudujemy armię, której lękać będą się Potępieni…
Ostatnie słowa powiedział z wyraźną prośbą w głosie, zaś spod kaptura spoglądały na nią oczy, które tak dobrze znała i które wcale nie chciały źle. Felix wierzył w swój system, który utworzył. Jeśli Saville tego nie zrozumie...

Offline

#10 2020-11-30 11:06:04

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 71.0.3770.441

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Napięcie całej chwili było aż nazbyt odczuwalne w powietrzu. Można by wręcz pomyśleć, że gdyby ktoś tu wszedł, musiałby rozbić bańkę, jaka powstała wokół niej i Felixa. Obopólny impas trwał, podszywany mętnymi słowami. Zgodził się z nią, lecz nie miała wcale pewności czy to dobrze. To ostatnie zdanie wydawało się mieć drugie dno i to wcale nie tak bardzo ukryte. Mimo to zamierzała zaryzykować.
Jego kolejne zdanie miało być jak pocisk, choć ten nadal spoczywał w lufie pistoletu. Choć jedyną reakcją Beatrycze było mimowolne drgnięcie jej źrenic, to tym prostym zdaniem zaczął rysować kreskę poprzez jej nadzieje. Czy była głupia? Naiwna? Brała pod uwagę, że może tak być, ale to i tak bolało.
Nie miała jednak czasu, by się rozwodzić nad swoimi uczuciami, bo Wielki Mistrz pociągnął temat wojny. Nie zdążyła sięgnąć po Kostur, więc rozluźniła po chwili prawą rękę, rezygnując z tego. Wysłuchała jego opinii, której w zasadzie nie mogła zaprzeczyć, lecz...
I kto to mówi... — dodała myślach, bez pretensji, lecz nie mogła nie zaznaczyć, że Bractwo miało u siebie bardzo podobny dorobek i jeszcze więcej doskonałych manipulatorów w głowach. Ich bronie niemal stykały się ze sobą, dopiero teraz można było zauważyć, jak stabilnie je trzymają, kiedy niewielka odległość między lufami pozostawała niemal niezmienna. Ale kto by na to patrzył...
Nie przerywała mu. Nawet nie przestała słuchać, kiedy zszedł na rzecz, z którą w żadnym wypadku nie powinna się zgodzić. Ale Saville ewidentnie przemyślała tę propozycję.
Nie oddałby go jej. Oczywiście, że nie. Co on by powiedział swoim podwładnym? Że Kostur zniknął? Że Wielki Mistrz dał się zwieść pięknym oczom? On wierzył w swój pomysł i w tym leżał problem.
— Pamiętam o naturze Azazela i innych Upadłych. I o zagrożeniu, które należy usunąć. — Oraz różne opcje. Rodzina, lęk, destrukcja, plątał się w zeznaniach. A jednak widziała szczerość w jego oczach. Tylko którą. — Twoja ścieżka jest pełna krwi, ale... mimo to... — W jej głosie słychać było wahanie, najzupełniej szczere, jej pistolet ledwie zauważalnie drgnął ku dołowi, jakby chciała go opuścić.
Jedno i drugie Cień mógł bardzo łatwo błędnie zinterpretować, ale Saville nie dała mu czasu na reakcję, podejmując się chyba najbardziej ryzykownej opcji ze wszystkich. Wypuściła własną broń, by chwycić za lufę jego pistoletu, jej symbol rozbłysnął, jednocześnie krótkim wypadek zmniejszyła odległość między nimi, chwytając jego drugi nadgarstek, lecz nie tylko po to. W zasadzie ręce Mistrza były dla niej teraz podporą, kiedy celnym kopniakiem zadała mu cios poniżej pasa. Wyrwała mu pistolet z dłoni i uderzyła nim w głowę Cienia. Jeśli to podziałało, zostało tylko zabrać Kostur i swoją broń...

Ostatnio edytowany przez Kojot (2020-11-30 11:14:19)

Offline

#11 2020-11-30 11:49:40

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Wielki Mistrz Felix


Każda sekunda potęgowała niepewność, będącą otoczką dla pojedynku o artefakt, od którego teraz tak wiele zależało. On dostrzegł jej wahanie, to dało mu płonną nadzieję, że jest jeszcze szansa. Że mają te same poglądy i zgodzi się budować z nim siłę, będącą opoką całej prowincji.
Słysząc jej pierwsze słowa, zdawać by się mogło, że lekko przekrzywił głowę, jak pies nadstawiający uszy, gdy słyszy dziwny dźwięk.
-Mimo to, bagatelizujesz ten problem, bo jeszcze się na nim nie zawiodłaś…- Skomentował to, nim zdążyła nadmienić dalszą część, której też nie chciał pozostawić od tak jej własnym myślom. -Nie ma już drogi, która wiodłaby kogokolwiek z nas ścieżką pokoju. To wojna…. ale mimo to…?
Zapytał, oczekując jej decyzji, gdy głos coraz mniej poświadczał o jej pewnych postanowieniach. Widok opuszczanej dłoni, zluźnił też jego chwyt na kolbie, aby zaraz, gorzko się zaskoczyć.
Charakterystyczny stukot metalu o kamienną posadzkę, był tylko zwiastunem, któremu towarzyszyło blade światło, aby zaraz poczuć jej uchwyt na swoim pistolecie, kolejno zostać znienacka przyciągniętym i pochwyconym za drugą rękę. Wszystko działo się nadludzko szybko, więc nie mógł pojąć co tak naprawdę ma teraz miejsce, aż otrząsnął go bolesny kopniak, który całkiem zluźnił jego chwyt broni, jak i artefaktu. To nie był koniec, bo Łowczyni przejmując jego pistolet, wykonała silny cios w jego głowę, całkiem sprowadzając go na podłogę. Rych był dobry, płynny, a Wielki Mistrz całkowicie zdezorientowany. Spod kaptura, po kamiennej posadzce, spłynęła strużka krwi, on zaś, lekko wyciągnął rękę w jej stronę, jakby próbował jej sięgnąć, lecz Beatrycze nie miała czasu czekać i patrzeć, aż odzyska siły. Musiała zabrać broń, leżący obok kostur i uciekać jedynym wyjściem.
Szczęście chciało, że na drodze bez żadnych odnóg, nie natrafiła na zadnego Cienia, lecz ci dali o sobie znak, przy rozwidleniu, widząc jej znikającą sylwetkę. Ruszyli za nią w pogoń, koło trzech mężczyzn, zaś Saville znajdując znajomy szyb, mogła podążać tylko w górę, gdzie czekało na nią światło dzienne.
Łowczyni po opuszczeniu kopalni, była wciąż goniona przez Cienie, nim pościgu nie przerwał huk wystrzałów, zakończony trafieniem w jednego z nich. Kobieta mogła ujrzeć przed sobą sterowiec, unoszący się w powietrzu i drabinę, luźno spuszczoną, aż do ziemi. Zaś na niej, trochę wyżej nad poziomem ziemi…
-Tęskniłaś?!
Krzyknął Salvador z zadziornym uśmieszkiem. Kolejno strzelał dalej w pozostałych dwóch członków Bractwa, zmuszając ich do rozbiegu. Próbował powstrzymać ich na tyle, by Saville dobiegła z artefaktem do drabiny.

Offline

#12 2020-11-30 12:48:16

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 71.0.3770.441

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Bardzo chciała dokończyć tamto zdanie, ale mogłoby okazać się jej zgubą, zniweczyć plan, który wyglądał na jedyne pewne wyjście z sytuacji. Jak zawsze. Dlaczego to zawsze musi się kończyć w ten sposób...
Słyszała za sobą kroki biegnących Cieni, lecz nie obejrzała się nawet. Raczej nie wiedzieli, wciąż mieli rozkaz schwytać ją żywą, więc nie powinni strzelać. I tak też się stało, a Saville wydostała się w końcu na światło dzienne. W jej głowie zaczął rodzić się plan dalszej ucieczki, kiedy padł strzał, ściągając jednego ze ścigających. Szybko odnalazła wzrokiem drabinę z dyndającym na jej końcu Salvadorem. Ten widok był chyba najlepszym, jaki mogła teraz zastać.
Nie zwalniała ani na moment, póki nie dopadła do ostatnich szczebelków, o które zaczepiła się mocno i odetchnęła. Jakby była to jej strefa bezpieczeństwa, choć po Beatrycze nie było widać strachu.
— Za twoim głupim uśmiechem? Zawsze — prychnęła cicho, z lekkim opóźnieniem, normując oddech. Nie bała się, choć coś wyraźnie ją trapiło. Wycelowała w drugiego Cienia, lecz raczej w jego nogi.
Mając tę namiastkę bezpieczeństwa, dopiero zaczęła odczuwać myśli płynące z jej wszystkich decyzji. Ta rozmowa, koniec, ucieczka... jak złodziej, tak właśnie będzie ją postrzegać. Jak zdrajczynię i złodzieja. Już się od tego nie wymiga. A jednak nie mogła przystać na jego warunki, na jego sposób postępowania. Co ja zrobiłam... Właściwie... Czy wszczęła wojnę? Nie, ta trwała od setek lat. Ona tylko przekreśliła nikłą szansę na chwilowy pokój. Zainicjowała zemstę, która tak naprawdę i tak już się toczyła. W świetle nadchodzącej apokalipsy to chyba niewiele.
Ale to bolało z zupełnie innego powodu. Po tym wszystkim, co przeszli, miało się skończyć na celowaniu w siebie bronią. Może gdyby wiedziała... A jednak wiedziała, co robił. Mogła przeczuwać, jaki jest, nawet bez zakładania jego zdrady, która była kolejną cegiełką. Która w zasadzie nie była zdradą, a skrzętnie skrywaną prawdą. Apodyktyczny morderca? Chyba można tak powiedzieć. I... powinna to zrobić. Miała okazję kilkukrotnie. Ale mimo to nadal nie potrafiła go zabić...
Beatrycze schowała pistolet i zaczęła się wspinać do góry, w razie potrzeby wymijając Salvadora, by w końcu bezpiecznie stanąć na pokładzie.

Offline

#13 2020-11-30 13:10:39

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

-Głupim uśmiechem?! Ranisz!
Odkrzyknął, gdy tylko chwyciła się drabinki pod nim. Ostrzał z dwóch punktów, zaniechał dalszą gonitwę Cieni, a już zwłaszcza, gdy sterowiec ruszył do przodu, lekko unosząc się w górę. To starcie wygrali, więc mogli schować broń i ruszyć szczebelkami do góry, a kawałek tej drogi było.
W końcu jednak znaleźli się na pokładzie, zamykając za sobą klapę wylotową, zaś Salvador obrzucił spojrzeniem artefakt.
-To, to…?- Spytał i zerknął na ostry szpikulec stożkowy na dole. -Czemu mam wrażenie, że ta przemiana będzie boleć…
Mruknął ze zrezygnowaniem i podszedł do kabiny lotniczej, gdzie siedział już jeden pilot, członek Oxygenu.
-Operacja Constantina zakończona sukcesem. Braliśmy punkt niespodzianki, za najlepszą strategię. Zapewne świetnie bawiłaś się z Cieniami. Miła banda.- Rzucił z wyczuwalnym sarkazmem w głosie i bdarzył pilota spojrzeniem, biorąc wdech. -Kierunek: Stolica.


****


ROZDZIAŁ II: PONOWNE NARODZINY

Stolica


MG = Salvador de Rune, Lisa Lethis


Powrót do Stolicy miał być dobrym zwiastunem, jak też widok Kosturu Tworzycieli. Na miejscu czekał już Anthony, z pokaźną liczbą chętnych rekrutów gotowych wstąpić w szeregi Zakonu, z różnych prywatnych powodów. Pierwszym ochotnikiem, był oczywiście Salvador, który przetrwał spaczenie, zostając zaprzysiężonym. Kolejne przemiany, szły z różnym skutkiem. Beatrycze, ogłoszona oficjalnie Mistrzynią Zakonu, musiała znosić widok każdego wijącego się nieszczęśnika, który nie podołał spaczeniu. Jednak w ogólnym rezultacie, wynik nie był zły, bowiem pojawiło się nowych trzydziestu pięciu posiadaczy symboli Łowców. Dla Allanoru, pojawiła się nadzieja.
Katedra Parri La Noise, jak i jej katakumby, doczekały się odświeżenia, wraz z nowym zapotrzebowaniem na siedzibę. Choć wszystko dopiero nabierało tempa, już powstała reguła władzy, zwana "Tres", w której przywódczynią jest Mistrzyni, zaś pod nią, jej dwóch doradców, Winston i de Rune. Nowi Łowcy z pewnością czuli dume z nowego tytułu i umiejętności, możliwe nawet, że nie wiedząc w pełni na co się pisali. Czas pokaże. Chwilowo, więcej chętnych nie było, a straty pozostawały opłakane.
Mistrzyni Łowców zawędrowała do głównego pomieszenia w katakumbach, gdzie mogła dostrzec Salvadora, w fikuśnym cylindrze, dopasowanym do czarnego płaszcza, z czerwoną apaszką wokół szyi. Opierał się właśnie o biurko, rozmawiając z pewną rudowłosą Łowczynią, aż dostrzegł Beatrycze.
-Mistrzyni! Podejdź!- Zawołał do niej, a gdy to najpewniek zrobiła, towarzysząca mu młoda dziewczyna o zielonych oczach, w białej luźnej koszuli i kamizelce, podkreślającej jej buntowniczą naturę, zdobioną czerwonym medalikiem symetrycznego krzyża, leżącego gładko na jej piersiach, także skierowała na nią pełną uwagę. -Pozwól, że skupię Twoje zainteresowanie trochę bardziej, na tej o to damie, która jeśli pamiętasz, nazywa się…
-Lisa Lethis. Dziękuję, Salvadorze, umiem się przedstawić sama.

Wtrąciła nagle, a on się uśmiechnął szerzej. Była od nich młodsza, ewidentnie ledwo weszła w pełnoletni żywot, co czyniło ją jedną z najmłodszych w Zakonie. Jednak, przetrwała spaczenie.
-Ta młoda dama twierdzi, że znała Ostatniego Łowcę… znaczy, Bartholomeowa Blacka, osobiście.
Przedstawił własny powód zainteresowania jej osobą, a ta założyła ręce na piersi, jakby to nie było takie wielkie halo.
-To był mój przyjaciel, ale to chyba nie jest coś, czym warto zawracać głowę Mistrzyni…

Offline

#14 2020-11-30 15:59:38

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 71.0.3770.441

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Chyba tego najbardziej jej brakowało. Kilku nieistotnych i niezobowiązujących słów zamienionych z kimś, komu... kto po prostu był obok, bo tak naprawdę nie chciała ponownie roztrząsać kwestii zaufania. Ten uraz chyba zostanie z nią na zawsze i będzie musiała brać na niego poprawkę.
— Co ja bym bez was zrobiła... — powiedziała cicho i obrzuciła wzrokiem pokład, by zaraz podążyć za spojrzeniem Salvadora. — Bo będzie — odparła, uznając, że lepiej jest móc przygotować się psychicznie...

***

Otwarta dłoń. Stłumiony stuk metalu o kamienną posadzkę. I krzyk. Chyba nigdy w życiu nie nasłuchała się tylu krzyków, tyle bólu i cierpienia i to w tak okrutnie bezradny sposób. Jedyne, co mogła zrobić, to pomóc im wstać, a jednak... nie znalazł się nikt, kto zwyczajnie zrezygnował. Nawet ze świadomością śmierci, która nie była tylko mistyczną pogróżką. Umierali na jej oczach, wijąc się po podłodze niczym potępione dusze. Bo może tym właśnie byli. Może to namiastka piekła, jakie czeka tych, którzy służą demonom, a przez które Łowcy musieli przejść. Przejść i nie stać się jednym z nich. Ale z każdym żywym członkiem Zakonu ten widok był łatwiejszy, nie przytłaczał aż tak, tym bardziej, że przeżył również pierwszy z nich. Na tym szczególnie jej zależało, choć nie do końca zdawała sobie z tego sprawę. Był tym typem człowieka, który wzbudzał sympatię samym swoim istnieniem.
Trzydziestu pięciu rekrutów. Na tle całego Allanoru to nie wydawało się wiele, ale musiało wystarczyć. Nie było to też mało, Beatrycze obawiała się gorszego wyniku, a nawet mniejszego zainteresowania, nie było źle.
Zeszła właśnie na dół, by doglądnąć rzeczy i właściwie wrócić do poszukiwań artefaktów, kiedy jej uwagę przykuł Salvador. Zmieniła kierunek, by zaraz stanąć obok nich.
— Słucham cię — rzuciła swobodnie i przeniosła wzrok na dziewczynę o ognistych włosach. Jej również u Saville wywołały delikatny uśmiech. Śmiała i z pazurem, zapowiadała się dobrze. Beatrycze zerknęła jeszcze raz na Salva, ale tylko na moment. — Przyjaciel... Wiesz, co się z nim stało?
Mogła się domyślać, ale słowa Azazela wciąż pozostawały mętne. Poza tym, jego słowa dobrze było weryfikować w miarę możliwości, ale sama sprawa też zwyczajnie ją ciekawiła. Tamto wspomnienie o nim, najdokładniejsze, z jakim się spotkała, a jednocześnie najbardziej enigmatyczne. Brzmiało tak realnie.
— Podobno nie był skory do odbudowy Zakonu — dodała po chwili.

Offline

#15 2020-11-30 17:01:31

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 86.0.4240.198

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Salvador de Rune, Lisa Lethis


Doprawdy, temat Blacka wydawał się dla niej mniej interesujący, niż mogłoby być naprawdę. Może dlatego, że Bartholomeow obrósł w legendę, której nikt nie znał, a tylko o niej słyszał i przeminął. Panienka Lethis z kolei, poznała go, gdy był jeszcze nikomu niekojarzony, zwyczajny, ludzki… czasem jednak tęskniła za tą dozą normalności. Zwłaszcza, że ludzie mają tendencje do idealizowania celebrytów, zapominając o czasem licznych wadach.
-Skromna jesteś. Z tego co mi mówił Winston, to Black był natchnieniem do odrodzenia się Zakonu.
Skomentował to Salvador, sugerując się poglądami byłego milicjanta, lecz zaraz padło pytanie Beatrycze, które skupiło na sobie czujne zielonkawe oczy Rudzielca. Chyba już się tego typu pytań nasłuchała, ale tym razem, postanowiła nie zbywać tego lekką ręką.
-To chyba największa zagadka tej dekady. Po prostu zniknął pewnej nocy, wychodząc biegiem z mojego rodzinnego domu. Nie było mnie akurat… bo pracowałam. Rozmawiał wtedy z moją siostrą, która ówcześnie ciężko chorowała, a potem z jej lekarzem, doktorem Gasconem, który widział go jako ostatni. Po prostu przepadł. Myśleliśmy, że może zginął, ale ciała nie znaleziono. Siostra ma swoje teorie, jak też jej stuknięty przyjaciel, ale ja uważam, że po prostu wyjechał i porzucił nas.
Wyjaśniła, zapierając ręce o biodra, zaś w tych słowach, wyczuwalna była uraza. Była harda, ale skrywała smutek spowodowany jego zaginięciem. Był dla niej jak starszy brat, zwłaszcza wtedy, gdy była młodsza. Dawał jej kieszonkowe, chronił ją i jej siostrę, wpadał na obiady… a od tak, przestał dla nich istnieć.
-Alimenty, jak nic.
Mruknął Salvador, bo niewiele miał do dodania w tej sprawie, podchodząc do życia bardziej przyziemnie, co swoją drogą, spotkało się z krytycznym spojrzeniem Lisy. Akurat o miłosnych podbojach Blacka lubili opowiadać sobie w barach, tworząc przy tym sentencje. A skąd wie? Od kolegi.
Drugie pytanie Mistrzyni, przyjęła z lekkim rozbawieniem i cichym chichotem.
-To może być prawda. Bartholomeow rzucał dobrymi żartami, ale z pewnością nie był asertywnym modelem lidera. Wystarczyło nogą potuptać i smutne oczy zrobić.- Westchnęła. -On nie wierzył w Zakon. Jego zdaniem, Łowcy po prostu wymarli w Evermoon, zaś sam chciał mierzyć się ze wszystkim. Może go to przerastało? Był w końcu tylko człowiekiem.
Dodała, a Salvador poprawił cylinder, zerkając na Lethis.
-To w sumie czemu dołączyłaś do Zakonu…?
-Dla niego. Bo mógł robić i mówić różne bzdury, ale był dobry w walce z demonami, broniąc słabszych. Po prostu… chciałam odmienić swój los i być jak on.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
wiercenie studni głębinowych krosno | medycyna pracy ursynów | regały paletowe | reklama internetowa nikkshow | pizza dowóz kraków Bronowice