Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#166 2021-10-30 11:46:41

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsFirefox 93.0

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Beatrycze wzięła nieco głębszy wdech, kiedy nowa istota, a z pewnością nią była, odepchnęła ich na bok. Ten zapach, dziwnie świeży i tak bardzo niepasujący do reszty, uderzył we wszystkie zmysły niczym sole trzeźwiące, choć w pierwszej chwili chyba bardziej szokował, niż budził. Jak to było możliwe? Zerknęła na Anthoniego, ale on chyba rozumiał tak samo niewiele, co i ona. Zaraz jej wzrok padł na zbliżającą się grupę nieumarłych. Żaden z nich zdawał się nawet nie spojrzeć na Anielicę, a zdecydowanie nie zwolnił kroku, choć żaden też nie wyglądał, jakby mógł się z nią równać.
Anielica omiotła wzrokiem pusty korytarz, krytycznie spoglądając na każdą ścianę i każdą płytkę w podłodze, aż jej oczy zatrzymały się na kościstej kreaturze. Jasne lico ani na moment nie zmieniło wyrazu, jakby widok ten nie był żadnym zaskoczeniem, choć w samych oczach odbiło się niezadowolenie pomieszane ze swego rodzaju ostateczną formą zawodu. Choć może nie aż tak. To nie był zawód wywołujący emocje, raczej stwierdzenie neutralnego faktu, na który się nie liczyło.
— Nie z tobą chcę mówić — odparła sucho, lecz nie zamierzała dawać mu jakikolwiek czas na odpowiedź. Zaciskając mocniej delikatne palce na włóczni, lekko machnęła skrzydłami, ruszając w jego stronę, prędko i swobodnie, jakby sama ważyła tyle samo, co i jej śnieżnobiałe pióra.
Beatrycze patrzyła w zdumieniu, jak skrzydlata postać przenika przez Emilię i towarzyszące jej umrzyki, jakby tych nigdy tam nie było. Bo właściwie... nie było ich, teraz mieli ostateczną pewność. Zaraz też spróbowała poszukać wzrokiem tego, co Anielica obrała za cel, lecz ciemność i błyski nieprzyjemnie białych lamp wcale nie pomagały.
Lecz jeśli Baal nie zdążył umknąć, ta zamachnęła się nim na ścianę, z której posypał się tynk, by zaraz przyszpilić włócznią obwisły brzuch Demona.

Offline

#167 2021-10-30 12:10:29

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 94.0.4606.85

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Anthony Winston, Baal


Jej zimne słowa przeszyły Demona, który nie rozumiał tego, po co tu była w takim razie, jeśli nie po niego.
-Więc odejdź do swego schronu, to nie jest już świat dla was…
Warknął, jakby poczuwał się w wyższości nad Aniołem, choć wciąż nie osiągnął swej ostatecznej formy. Może ta pycha, tak normalna u Upadłych, miała go pogrążyć, gdy nagle ta zniknęła, przenosząc się do przodu. Baal nie miał dużo czasu na rekcję, więc zamachnął się pazurami, raniąc ramię Onoskelis, lecz mimo to, nie powstrzymało jej to przed uderzeniem nim o ścianę, która zaczęła się sypać. A zaraz, pierwszy ból przeszył jego ciało, gdy boska włócznia nakłuła jego brzuch, raniąc dotkliwie.
-Ty nie… rozumiesz… naszego cierpieniaaaa…
Zajęczał, za chwilę wolną łapą chwytając jej krtani, uznając to za jedyną chwilę jego ruchu.
Światło na korytarzu wróciło do normy, żegnając wszelkie mary. Wtedy też Winston odważył się wyjść bardziej naprzeciw tej dziwnej scenie
-To Anioł…- Szepnął do Bea. -...czemu go nie zabije…?
Spytał siebie.

Offline

#168 2021-10-30 14:27:32

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsFirefox 93.0

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Nie zamierzała kłopotać się powtarzaniem czegoś, co oboje dobrze wiedzieli, a czemu tylko Baal w swej pysze postanowił zaprzeczyć. Może nawet jego cios był dodatkowym impulsem, który pchnął Anielicę do walki, a może stanowił tylko dodatkową miarkę do kielicha jej frustracji. Jego dotyk wydawał się wstrętny, jakby macało ją wzdęte rozkładem trupie ciało. Tak samo też cuchnął.
— Zejdź mi z drogi i wracaj w cień... — odparła obojętnie na jego jęczenia, zaraz jednak głos sam jej się urwał, kiedy poczuła na gardle uścisk jego łapska. To już nie była chwila na zawahania i analizę wszystkich za i przeciw. Być może miała tego pożałować później, lecz na każdej wojnie przychodzi moment, by się przekonać, że zasady odchodzą wtenczas w niebyt.
Beatrycze zerknęła na Winstona, ale tylko na krótki moment, wpatrując się w tę scenę. To zdecydowanie był Anioł, lecz co jak i dlaczego, to wciąż odsuwała na bok. Chyba za wiele niestandardowych osób już widziała w przeciągu tej całej kabały, by móc odpowiedzieć chociażby na tak proste pytanie. A jednak kazała mu odejść zamiast go zabić. To się kłóciło ze wszystkim, co słyszała wbrew propagandzie Kościoła, chociaż, czy na pewno... Może tylko czegoś tu nie rozumieli, to chyba nawet bardziej prawdopodobne niż wyjątek. Jej jedyną odpowiedzią na jego pytanie i tak retoryczne, było lekkie pokręcenie głową.
Nie zamierzała czekać, aż Baal zaciśnie szpony, czując, że zrobiłby to z przyjemnością, chociażby po to, by chwalić się potem pokonaniem jej. Wepchnęła ostrze swej włóczni głębiej, aż jej koniec oparł się wyczuwalnie na zniszczonej ścianie, a ciało Demona rozsypało w pył. Trwała tak jeszcze przez moment, przypatrując się pokruszonej powierzchni ściany.
Saville chyba dopiero teraz zauważyła, że widziadła zniknęły wraz z uspokojeniem się światła. Zbeształa się za to w myślach, a nawet obejrzała w tył, jakby to miał nie być koniec niespodzianek.
— Lubisz umierać, człowieku? — rzuciła Anielica, spokojnie i rzeczowo, by zaraz oderwać grot włóczni od ściany i ułożyć go niczym kostur czy laskę. Zerknęła na swoje krwawiące ramię, a potem na nich dwoje.
Beatrycze powstrzymała towarzysza, gdyby te słowa miały go wystraszyć, choć sama też nie czuła się raczej pewnie. To pierwszy czystokrwisty Anioł, z którym mieli do czynienia, a ona nie miała pojęcia, czego oczekiwać.
— Co tu robisz?... — zapytała ostrożnie, a wtedy skrzydlata istota zbliżyła się do nich na kilka kroków.
— Czuć od was spaczenie... Łowcy... — stwierdziła, jakby wypróbowując to słowo, a Saville lekko skinęła głową. — Jestem Onoskelis. Zaprowadźcie mnie do Azazela — odparła, przyglądając się im obojgu, jakby oczekiwała, że te słowa wcale nie będą dziwne. A może nie przejmowała się tym po prostu.

Offline

#169 2021-10-30 14:41:53

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 94.0.4606.85

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Anthony Winston


Baal zaraz został zniszczony, lecz sam przypieczętował swój los. To było martwiące jak głupie to było lub pełne nienawiści i upartości. Lecz słowa Onoskelis znów zmroziły krew w jego żyłach.
-Nie sądziłem, że… pałacie empatią. Azazel mówił, że jesteście bez uczuć…
Odparł, ale nie był pewny, czy to było rozsądne. Tak, czy inaczej, Saville przeszła do rzeczy, a im przyszło skojarzyć jej imię z legendą o Azazelu i Onoskelis. Doprawdy to jego miłość? Niebywałe, ale Winston był chyba ostatni do takiej oceny.
-Anthony Winston i Beatrycze Saville.- Pogładził wąsa. -Rozumieć mamy, że nie chcesz go zabić…? A zresztą… mamy sprawę załatwioną. Chodź z nami, tylko ten… schowaj skrzydła. Ludzie dziwnie na nie reagują...


****


ROZDZIAŁ XVIII: NA WOJNIE I W MIŁOŚCI, NIE MA ZASAD

Stolica - Rezydencja de Veza


MG = Anthony Winston, Salvador de Rune, Lisa Lethis, Constantin de Vez, Wielki Mistrz Felix


Raczej niewiele osób sądziło, że dojdzie do tego dnia, w dodatku na chwilę przed zbliżającymi się wydarzeniami, które mogą zmienić wszystko. Raz na zawsze trzeba było zakończyć wojnę wrogich sobie organizacji, aby móc zmierzyć się z prawdziwym zagrożeniem. Taki był cel Beatrycze i to on popchnął innych Łowców do działania. Chciała utworzenia jednej siły, lecz zaproszone Bractwo Cieni wciąż było tego nieświadome. Dom Constantina miał stać się strefą neutralną do rokowań, z oddziałem milicji na podwórku, tam też zresztą przybył Wielki Mistrz i jego świta, co znaczyło, że też chwytali się już brzytwy. Cienie poważnie ucierpiały na tych bataliach, tracąc wpływy w Stolicy, więc Łowcy mieli nad nimi niejaką przewagę, a to rodziło gęstą atmosferę dla obu grup, które do końca były względem siebie nieufne. Nic dziwnego, gdyby nie kiepskie położenie Bractwa, te zapewne nawet nie schowałoby swej dumy do kieszeni i nie zjawiło się tej nocy.
W największym salonie został postawiony długi stół, a na jednym jego krańcu zostało przygotowane miejsce dla Beatrycze, oraz otaczających ją Łowców, w tym najbardziej zaufanych. Po drugiej stronie, miejsce swe zajęła Kostucha, która pozostała w kapturze, nawet jeśli inne Cienie, które też zajęły miejsca jak najbliżej niego, zdjęli nakrycia głów. Wyjątkiem był de Vez, który przystawił sobie krzesło na samym środku, aby być niejako mediatorem. Stał po jawnej stronie Beatrycze, lecz nie mógł odmówić sobie wtrącenia, gdyby poszło coś nie tak. Pomimo, że widział przed sobą Wielkiego Mistrza, próbował ciągle dostrzec w jego oczach Felixa. I cholernie mu ten obraz nie pasował do całości.
Kostucha przyłożyła dłoń do brzucha, przy siadaniu, bo pod ubraniami, bandaże wciąż mocno go ściskały. Dostrzegł zaraz nadziak Arcadii, którym Salvador podpierał się ziemi, choć do oparcia miał samo krzesło. Złe skojarzenia, lecz w końcu przeniósł wzrok na Saville, która doprowadziła do tego spotkania. Widać było po oczach Felixa, że były już zmęczone. Nie porą nocną, ale jakby nie spał od wielu dni. Był już chyba po prostu zmęczony tym wszystkim, choć dobrze wiedział, że to mógł być już koniec. Ostatni etap drogi, którą tak długo podążał. Może nie wszystko poszło po jego myśli, ale dziwne wrażenie, że to może wszystko zapieczętować lub zaprzepaścić, było kojące.
-A więc…?
Spytał, patrząc po Beatrycze i de Vezie, na co psychiatra też przeniósł wzrok na Mistrzynię. W końcu, to ona zarządziła pertraktacje, powinna wysunąć swoją propozycję.

Offline

#170 2021-10-30 18:05:18

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsFirefox 93.0

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Nadszedł w końcu ten dzień, jeden z najważniejszych, jakie ich czekały. W tej chwili zdawał się też tym najtrudniejszym i nawet wizja walki z władcą piekieł nie mogła przyćmić tego przytłaczającego wrażenia. Obudziła się dziś z jednym pytaniem w głowie. Po co ona to robi? Nie chodziło tu tylko o sojusz, a raczej o wszystko. Wszystko, co biegło tak daleko i szybko, że ledwo była w stanie nadążyć i przy okazji nie zgubić się w tej pogoni. W tych krótkich chwilach, kiedy miała możliwość, by się zatrzymać i spojrzeć na siebie, to chyba zaczynało ją przerażać. Wielkość wszystkich rzeczy, na które się porywała, wraz z tą świadomością, że już dawno nie może się wycofać. Że nawet nie chce, niezależnie od tego, gdzie ostatecznie zaprowadzi ją upór.
Teraz zaś odetchnęła delikatnie, siedząc u jednego końca długiego stołu. Jej wzrok spokojnie wodził za wszystkimi zajmującymi miejsca osobami. Cienie i Łowcy przy jednym blacie, czy ktoś by o tym pomyślał. Chyba już sam zaczątek tych negocjacji był dużym sukcesem, patrząc na ich przeszłość. Nawet dwaj szczęśliwcy, którzy nie zostali rozdzieleni nikim neutralnym, wydawali się tolerować swoje towarzystwo. Budująca drobnostka? To trochę śmieszne, Bea.
Jej wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Felixa, na krótki moment tonąc w skrytych pod maską błękitnych tęczówkach. Czuła się dziwnie. W końcu mając go przed sobą, a jednak wciąż tak bardzo poza zasięgiem, w dodatku niejako przewodniczyła decyzji, która miałaby skazać go na śmierć. Zaprosiła go, żeby mu oznajmić, że umrze za swoich ludzi i ich wspólną ideę. Za jej pomysł. Nie tak to miało wyglądać, a jednak wciąż miała związane ręce. To było okropne, wstrętne uczucie i chyba intuicyjnie zaczęła omijać wzrokiem Constantina, jakby wcale go tu nie było. To nieuczciwe, jakie dobro miałaby nieść symboliczna śmierć? Może patrzyła tylko przez pryzmat własnych uczuć, ale to było dla niej tylko bezsensowne okrucieństwo. Nie po to pragnęła pokoju, by dalej zabijać.
A jednak to jeszcze nie był moment na takie słowa. Ani na takie myśli. Teraz jeszcze raz musiała się zebrać i być Mistrzynią Zakonu Łowców.
Dobrze.
— Wszyscy wiemy, jak wygląda sytuacja, więc od razu przejdę do rzeczy... Wiemy też dobrze, jakie są nasze cele i motywacje. Ład, pokój, bezpieczeństwo naszego kraju i bliskich. O tym też przypominają symbole na naszych dłoniach. Te same. — Nieznacznie przymknęła ślepia. — Nie chcę walczyć, jeśli nie muszę. Nie chcę zabijać ludzi tylko dlatego, że nazywają się inaczej. Jaki w tym sens? Cała ta wojna między nami zrobiła się bardziej absurdalna, niż kiedykolwiek, myślę, że wszyscy to czujemy. Chcę ją zakończyć, tu i teraz, raz na zawsze. Dlatego też nie proponuję sojuszu. — Przemknęła po nich wzrokiem, ostatecznie znów zatrzymując się na Felixie. Pochyliła się lekko, opierając łokciami o blat, łącząc dłonie. — Tak długo, jak istnieć będzie Zakon Łowców i Bractwo Cieni, tak też pozostanie różnica, ślad po konflikcie i podłoże do jego wznowienia. Sojusz mógłby pomóc teraz, lecz niekoniecznie w przyszłości, a o tej nie wolno nam zapominać. To o nią przecież walczymy. Nasze organizacje mogą się zjednoczyć. Zapomnieć o dawnych zatargach i utworzyć wspólnie nowe, silne stronnictwo przeciwko Demonom. Jeden liczny Legion. — Dzięki, Josephie. — Łowcy są zgodni. Nowa królowa zaaprobowała tę wizję. Pozostaje pytanie, jaka będzie wasza decyzja... — Pozostało jeszcze jedno, najtrudniejsze zdanie, a Saville miała wrażenie, że zaraz głos jej się załamie. — Muszę jednak przypomnieć, że prawo Allanoru... jest jakie jest.
Nie chciała tego mówić. Nie była też pewna, czy powinna to ujmować w takich właśnie słowach, jakby tonem głosu już podważając tę decyzję, jednak nie chciała ukrywać, że zwyczajnie jej się to nie podoba. Nie spuszczała wzroku z Felixa, chyba po raz pierwszy czując tak duży stres przy mówieniu do grupy ludzi. Na Boga, przecież nawet obrady o przyszłości tronu były o wiele prostsze.

Offline

#171 2021-10-30 18:39:04

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 94.0.4606.85

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Anthony Winston, Salvador de Rune, Lisa Lethis, Constantin de Vez, Wielki Mistrz Felix


Wszyscy zamienili się w słuch. Zwłaszcza Felix, choć oparł się o krzesło, lekko opuszczając głowę. Spodziewał się jej pierwszych słów. To była cała Beatrycze. Pomóc wszystkim nie krzywdząc nikogo. To wrażliwe serce zawsze do niego przemawiało. A jednak chciała przetrzeć granicę i jak szybko się okazało, stworzyć… Legion.
-Połączenie… w jedną organizację…? To oznacza uniewinnienie moich ludzi.
Zaznaczył na co Constantin kiwnął głową w potwierdzeniu, a zaraz Saville kontynuowała, budując nie tylko morale u Łowców, lecz zaszczepiając nowe rozwiązania w Cieniach, którzy znajdując się pod ścianą, zdawali się mieć otwarte głowy na nowe perspektywy. Jedynie po Felixie nic nie było widać, jak zwykle.
Aż nie uniósł wzroku, gdy wyczuł nutę fałszu w jej głosie, a zaraz przyswoił sens jej słów. Wielu niezbyt zrozumiało co miała na myśli, ale wtedy de Vez wyjął dokument, który podsunął Wielkiemu Mistrzowi pod nos.
-Mistrzyni ma na myśli, że ceną amnestii dla Cienii, oraz stworzenie Legionu, wolą Jej Wysokości, jest…
-...moje życie.

Wyszeptał, a to zmroziło wszystkich, Cienie, nawet Winstona, Salvadora, czy Lise, którzy choć o tym wiedzieli, widząc jego reakcje i szybkie połączenie faktów, wydawali się to przeżywać na nowo. Felix ułożył dłoń na kartce, śledząc wzrokiem wszystko co było tam napisane.
-Jeśli podpiszesz dokument, zrzekniesz się tytułu Wielkiego Mistrza, zgadzając się tym na połączenie Bractwa Cieni i Zakonu Łowców w jedno, oraz poddasz się uczciwemu procesowi, w związku z zamachami, działaniami antykorony, morderstwa, zdradę ojczyzny i innych wymienionych.
Zaznaczył, ale Felix pojął, że za taką listę występków, uczciwy proces przewidywał jeden finał. Zaraz też odsunięto mu pióro. Miał podpisać… wyrok na samego siebie?
Zapadła cisza, a Kostucha wzięła do palców metalowe pióro i nachylając się nad kartką.
-Wielki Mistrzu…
Podjął jeden z Cieni, choć nie wiedział co powiedzieć. Ale niebieskooki wiedział, że oni też chcieli żyć. Mogli być przydatni, niezależnie od tego co ich zdobiło. To w końcu… był jego cel… więc czemu było to takie trudne…? Choć był tak tym zmęczony…?
Spojrzał zaraz na Beatrycze i Constantina.
-Ci, co nie zechcą przejść na Waszą stronę… niech mają prawo po prostu porzucić doczesne życie. Będą i tak skazani na siebie.
Zaproponował, zaciskając boleśnie palce na piórze.
-W porządku…
Mruknął Constantin. Nawet nikt nie zauważył kiedy pióro opadło na blat, gdy dokument pokrył podpis: "Felix Dominic Mallery".
-Na zewnątrz czeka milicja… czy… dasz mi jeszcze chwilę…? Przygo...przygotować się…
Spytał, a jego wzrok zbłądził na dokument, który zaraz de Vez przyciągnął do siebie. Psychiatra spojrzał na Beatrycze i innych Łowców, a zaraz znów na niego.
-Lecz nie opuszczaj terenu rezydencji… oraz zdaj broń.
Na te słowa, Felix spróbował wstać, słabnąć lekko przez ucisk brzucha, lecz Cienie szybko wstały, pomagając mu się wyprostować i odejść od stolika, na który zaraz zrzucił rewolwer i ukryte ostrze. Wtedy, w samotności udał się w głąb korytarzy, a tam, schodami do piwnicy...

Offline

#172 2021-10-30 19:31:01

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsFirefox 93.0

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Umilkła, przekazując scenę Cieniom, właściwie zapewne tylko autokratycznemu Wielkiemu Mistrzowi, a także doktorowi de Vez. Była mu wdzięczna, że raczył wyjaśnić i samemu poprowadzić swoją sprawę, a jednak ta wdzięczność szybko umknęła wraz z ledwie dosłyszalnym szeptem Felixa. Jej wzrok na moment uciekł na stół, lecz szybko znów na niego popatrzyła, jakby nie chcąc zgubić żadnego spojrzenia z jego strony. Wybacz mi, prosiła w myślach. Nigdy nie chciała go stawiać w takiej sytuacji, nawet tam w kopalni, kiedy mierzyli do siebie z broni, nawet to byłoby o wiele prostsze. Dlaczego nie protestował. Dlaczego jeśli o cokolwiek pytał, to tylko... o swoich ludzi. Jak można skazywać na śmierć kogoś, kto jest człowiekiem o wiele bardziej od nich?
Uderzenie pióra o blat wydało jej się nieznośnie głośne, jakby był to sądowy młot, a ona na moment wstrzymała oddech. A więc stało się. Zrobiła to. Czy ona znowu to zrobiła?
— Co? Nie... — Dopadła do niej, co wyglądało bardziej jak potknięcie się niż celowe klęknięcie na ziemi, szybko spojrzała na Azazela. — Zrób... — Zaś na wampirzycę. — coś... Emilio... — Opatuliła dłońmi jej stygnącą twarz i przytknęła do niej czoło. — Zabiłam ją...
Krzyczały jej myśli, przywołując obraz z pylistego świata poza światem. Zabijanie przez przypadek... było okropne, ale istniało znacznie więcej dużo straszniejszych form okrucieństwa.
Sztywnym impulsem uruchomiła mechanizm ukrytego ostrza, które gładko wcięło się między żebra mężczyzny.
Przymknęła oczy. Wiele razy myślała o tym Cieniu. O pierwszym człowieku, którego zabiła. Z zimną krwią, bez szansy, nawet bez słowa. Kim właściwie był? Czy zgadzał się z choć jednym wykonywanym rozkazem?
A teraz padło tyle słów, które nie były nawet namiastką pocieszenia. Były niczym wyroki, oplatane w piękne określenia, głównie przez nią, a fakt, że każdy, zwłaszcza on tak bezbłędnie podążał myślą za końcem, który mu przynosiła, dobijał bezlitośnie. Jakby ktoś wsadził jej nóż w klatkę piersiową i grzebał tam niespiesznie, aż miała problem z normalnym oddychaniem, choć ukrywała to skrzętnie. Czy ona skazała go na śmierć... jego własnymi rękoma?
Felix zniknął. Być może ktoś do niej mówił, ale nie umiała teraz słuchać, aż w końcu zwyczajnie wstała od stołu.
— Dajcie mi chwilę — mruknęła tylko cicho, nie zważając na tematy lub ich brak. Byli dorosłymi dziećmi, poradzą sobie. Saville wyszła z salonu, kierując się początkowo na puste korytarze, gdzie mogła odetchnąć nieco głębiej, nie przejmując się drżącym oddechem.
Nie. To nie mogło się tak skończyć. Obiecała sobie, że się nie skończy i tak też będzie. To nie czas, by rozpaczać. To tylko kolejny problem do pokonania. Przecież tyle już ich było...
Potrzebowała zaledwie chwili, by odgadnąć, gdzie go szukać. Jeśli miałby się gdzieś zaszyć, to tylko tam. Wkrótce też ogarnął ją przyjemny chłód piwnicy, a po nim naturalne ściany groty. Odsunięta komoda nieco ją zdziwiła, choć może teraz... nie zależało mu już na tajemnicy. Poszła jednak dalej. Każdy krok, wbrew jej oczekiwaniom, zdawał się prostszy, jakby wchodziła w inny świat, nieskalany przelewaną krwią i łzami. Ale te rzeczy po drodze. Przystanęła przy pierwszej rękawiczce, zastanawiając się przez moment, co ma oznaczać i co z nią zrobić, lecz ostatecznie zostawiła w spokoju. Na następne tylko zerkała, krócej lub dłużej, zagłębiając się w korytarz. Odetchnęła jeszcze raz, wchodząc do groty, którą rozświetlały niezliczone kwiaty lucyferiusów, a po środku stał on. Na krótki moment znieruchomiała, jakby chciała dobrze zapamiętać ten obraz, choć sam w sobie bolał już teraz. Chyba chciała coś powiedzieć, ale jej usta tylko rozchyliły się niemo, a Beatrycze zaraz ruszyła się z miejsca.
To był impuls. Niemożliwy do odegnania, a jednocześnie tak prosty, jak tego potrzebowała od dawna. Podeszła do niego i objęła rękoma za szyję, przytulając do siebie, kryjąc twarz w jego koszuli. Kolejny wdech pozwolił chłonąć zapach, który zdawał się kojący.
— Tęskniłam za tobą — wyszeptała, nie odrywając się od niego choćby na milimetr.

Offline

#173 2021-10-30 19:56:51

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 94.0.4606.85

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Felix


W tej chwili, przestał być Wielkim Mistrzem. Każdy opadający element ubioru tylko pieczętował już tę informację. Wpierw rękawiczki, a zaraz karwasz, nim ciężko otarł się barkiem o ścianę podczas schodzenia. Gdy był na miejscu, całym ciałem uderzył wręcz w komodę, by odsunąć ją od wejścia do groty. Wtedy też zsunął z głowy kaptur, odsłaniając upięte z tyłu błękitne włosy, aby zdjąć z siebie pelerynę, która opadła przed wejściem. Wszedł do środka, rozpinając kamizelkę i zrzucając ją z siebie, jakby gubiąc ciężar, który go dusił. Wtedy, powitał go blask magicznych lucyferiusów, które sprawiły, że błękit jego oczu i włosów zrobił się żywszy, a złote trupie lico lśniło, odbijając każdą cząsteczkę błysku.
Felix powolnym krokiem zagłębił się w grotę, stawiając ociężałe kroki przed siebie, dociskając dłoń do bandaży pod koszulką. Zatrzymał się w końcu, wlepiając wzrok w świecące płatki kwiatów. Tu było tak spokojnie… tak pięknie… nieważne co złego się z nim działo na zewnątrz… tutaj zawsze był bezpieczny i wolny… od wszystkich był wolny…
Usłyszał nadciągające kroki, myśląc w pierwszej chwili, że to zniecierpliwiona milicja idzie, dlatego odwrócił się spokojnie, gdy wtedy dostrzegł Beatrycze, która wręcz rzuciła się na niego, obejmując z całych sił. Ból brzucha całkiem zniknął przez ten szok. Jego błękitne tęczówki zadrgały, a całe ciało doznało paraliżu. Co ona… powiedziała?
Czuł jej ciepło, jej zapach, wiedział, że to ona, choć chwilę wcześniej, była ręką tego, kto zwieńczył jego historię. Ale czy przez to kim się stali… wciąż byli tymi, kim pamiętali…?
-To koniec, Beatrycze…- W jego głosie słychać było szczęście, choć dziwnie zdławione, jakby krztusił się własnymi słowami. -To już wszystko… co chciałem osiągnąć… udało mi się…- Parsknął zduszony śmiechem, choć jego ręce wciąż luźno zwisały w powietrzu. -...mogę… w końcu odpocząć… w końcu to skończyć… jestem wolny… Tobie też się udało...
Dodał, znów się ksztusząc, lecz tym razem łzami, które zaczęły dostawać się pod maskę. Całe jego ciało drżało w dotyku, choć stał tak spokojnie.

Offline

#174 2021-10-31 18:02:59

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsFirefox 93.0

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Nie uciekł, nie odsunął siebie ani jej, to było teraz jedyne, co pozostało jej w głowie, wypełniając umysł ciepłem i błogością ten chwili. Zacisnęła powieki, a jej usta, choć skryte przed światem, przyozdobił nieśmiały uśmiech, pełen smutku i goryczy, choć też i radości z tej bliskości, jakiej od tak dawna pragnęła. Jej palce z wolna zacisnęły się na koszuli Felixa, jakby miało to dać jej pewność, że już nigdzie nie zniknie. Jakże zwodniczą i żałosną pewność, a jego pierwsze słowa, choć w jakiś sposób szczęśliwe, to jednak brutalnie o tym przypomniały.
Mógł bez trudu wyczuć jej drżący oddech, kiedy tak trwała przytulona do niego, słuchając jego spokojnego głosu. Zawsze był spokojny. To jedno nigdy się nie zmieniało. Jak można być spokojnym w takiej chwili? Miała wrażenie, jakby tamta krótka rozmowa przelała jakąś czarę, że już nie umiała, chciała to wszystko po prostu wyrzucić, czując, jak łzy wzbierają w jej oczach. Przytul mnie... Dlaczego tego nie zrobił? Dlaczego się nie odsunął? Czuła, jak drżał cały, co tylko podbijało sprzeczne sygnały.
— Nieprawda — odparła w końcu na jego stwierdzenie. — Nie takie było moje pragnienie... raczej... obowiązek? To bez sensu. — Westchnęła cicho, obracając lekko głowę, przykładając bokiem do niego, by móc zawiesić wzrok na kwiatach. — Przepraszam... Pewnie nie powinnam... Nie miałam prawa prosić cię o coś takiego... — Umilkła na moment, by uspokoić oddech, choć łzy i tak już płynęły jej po policzkach. — Nie zostawię cię... Cokolwiek by się nie stało... będę tu do końca... — dodała ciszej, nie bardzo wiedząc, czy to wszystko ma sens, a co dopiero, czy brzmi spójnie z wszystkim, co się działo. Ale czuła się teraz bardziej rozdarta niż kiedykolwiek, kiedy to, co powinna, tak dalece mijało się z tym, czego pragnęła.
Ostro biła się z myślami o tym, czy uprzedzić go o swoich zamiarach. Bardzo chciała to zrobić. Dać dobitniej znak, że nie zamierza tego tak zostawić, że będzie walczyć i zrobi, co tylko będzie w jej mocy, by go nie stracić, a jednak... gdyby jej się jednak nie udało... to byłoby jak ponowne skazanie go na śmierć. Nie chciała mu tego robić. Jeśli się nie uda, to rozczarowanie pozostanie tylko jej. Chociaż tyle mogła zrobić.

Offline

#175 2021-10-31 19:54:42

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 93.0.4577.82

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Felix


Wchłaniał jej ciepło, które z niego szybko uciekało, wiedząc że może to ich ostatnie chwile. Nie sądził nawet, że doczeka takowej. Wtedy, w kopalni, pomyślał… że to już był definitywny koniec, chciał nawet żeby był to koniec, bo byłoby po prostu łatwiej. Lecz był głupcem, do którego te uczucia nieustannie wracały…
Lecz czemu nie umiał jej objąć? Chyba bał się, że jeśli to zrobi, to nie zechce wypuścić… a może ona jego już nie wypuści. Lecz przecież musi. Wie o tym dobrze. Chyba najbardziej jednak miał wrażenie, że nie zasługiwał. Chciał utopić się w swym szczęściu i smutku, skonać w nim, jeśli to możliwe. Jednak, poczuł krople na swojej koszuli i skórze. Nie były to jego łzy. Czuł jak miękną mu nogi, lecz wytrzymywał i słuchał. Zwłaszcza słuchał…
Przepraszała go. Nie był tym zdziwiony, ale przecież… dlaczego to wszystko było takie ze sobą sprzeczne? Dlaczego nie chciała, a musiała? Czemu świat tak działał? Lecz on się już zgodził. On już nałożył pętle na swoją szyję. Teraz Beatrycze podtrzymywała jego krzesło. Proszę, pchnij je, zamiast mówić…
-Nie Ty mnie prosiłaś… oni mnie prosili…
Wyszeptał niepewnie, aby zaraz, Saville dostrzegła jak jego ręka biegnie w górę, by zaraz powrócić, ze złotą maskę kostuchy w chwycie. Jeśli spojrzała na niego, spod błękitnych kosmyków odsłoniła się mokra, oraz szpetnie pokaleczona twarz Felixa, którego oczy były całe przekrwione. Drugą dłonią podparł jej głowę, wsuwając palce w jej włosy i nachylił się, całując ją czule w usta, jakby na moment zastygł w tym stanie, lekko odsuwając lico.
-Zostań chociaż ze mną tutaj… na jeszcze kilka chwil…
Objął ją i przysunął do siebie, przytulając łagodnie. Jego wzrok utknął na świetlistych kwiatach. Wiedział, że zaraz musi iść. Inaczej harmonia tego miejsca zostanie zniszczona przez oficerskie buciory. Niech chociaż to miejsce pozostanie nieskalane… czymś co będzie jej o nim przypominać… co będzie tylko jej...

Offline

#176 2021-11-01 12:33:13

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsFirefox 93.0

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Świat był okrutny. Przekonała się o tym już lata temu. Okrutny i niesprawiedliwy, choć przecież sprawiedliwość była pojęciem bardziej względnym, niż ktokolwiek by tego chciał. I w dodatku pozostanie okrutny. O tym dowiedziała się stosunkowo niedawno.
Jego słowa... Miały być pocieszeniem, więc dlaczego tak bardzo wciąż bolały? Może zbyt dobrze wiedziała, jak to wszystko się toczyło. Przecież to ona wymyśliła ich zjednoczenie, od początku do końca, pomimo głosów sceptyki. Nie ustępowała, mimo że od początku też wiedziała, z czym to się będzie wiązać. A mimo to miał jej nie winić? Nie umiała się z tym zgodzić.
Jej wzrok wylądował na dłoni wraz ze złotą maską, a zaraz też podniosła go ostrożnie na twarz Felixa. Tę jego własną, a choć wyglądał jeszcze smutniej niż wtedy przy lustrze, ten widok był swego rodzaju ulgą. Delikatny dreszcze przebiegł jej na plecy, kiedy zatopił palce w jej włosach, by zaraz połączyć ich usta w pocałunku, który czule odwzajemniła. Jakież to było dziwne, piękne i ironiczne zarazem. Przecież ona to zaczęła w dokładnie taki sam sposób, teraz zaś on w ten sam miał zakończyć.
Zawiesiła wzrok na jego błękitnych oczach, wychwytując kolejne słowa. Prośbę, której nie mogłaby przecież odmówić.
— Tak długo, jak zechcesz — odparła, oddając się całkowicie jego objęciom, chłonąc ciepło jego drżącego ciała. Wszystko co na zewnątrz, wydawało się teraz takie nierzeczywiste, jakby miejsce to zostało wyjęte z czasu. Jakby te kilka chwil miało trwać wiecznie, a jednak, gdzieś z tyłu głowy, wciąż plątała się myśl, że wcale tak nie jest. Upiorna myśl, która krążyła na skraju światła i czekała na swój moment jak głodny wilk. Ale to nie było teraz ważne. Nic nie było teraz aż tak ważne. I możliwe... że nic już nie będzie...

Offline

#177 2021-11-01 12:59:57

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 93.0.4577.82

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Felix, Constantin de Vez, Lisa Lethis, Anthony Winston, Salvador de Rune


Ich spokój mógł potrwać jeszcze parę chwil, zajęty pięknym obrazem, ale wiedzieli, że nic nie mogło trwać wiecznie. Gonił ich czas, ale każda minuta ciągnęła się teraz mozolnie. W końcu jednak zaczęli wracać, trzymając się za dłonie, jakby dodając sobie odwagi. Przed wyjściem z groty, Felix zatrzymał się i założył maskę kostuchy na twarz. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, lecz się powstrzymał i ruszył dalej.
Gdy Felix i Beatrycze wrócili do salonu, tam czekali już na nich milicjanci. Wszyscy spojrzeni po włosach Wielkiego Mistrza, oraz jego ubiorze, zwłaszcza de Vez, któremu przypomniało to stare czasy. Zamaskowany zerknął na Mistrzynię, puszczajac jej dłoń bardzo powoli.
-Gdzieś tam na świecie… jest niebo nie spowite chmurami…
Wyszeptał, a wtedy mundurowi ruszyli w jego stronę, na co samemu wysunął ręce do przodu i stawiając krok w przód.
-Proszę… zostawcie tylko moją maskę… nie zdejmujcie mi jej…
Poprosił, a milicjanci wydawali się nie protestować, nakładając mu jedynie kajdanki i chwytając za ramiona. Już zaczęli go wyprowadzać, kiedy Constantin stanął im na drodze, zastygając na moment i wpatrując mu się w błękitne oczy.
-Czy było warto skończyć w ten sposób…?
Spytał go z żalem w głosie, lecz Felix ze spokojem nawet nie odwrócił spojrzenia.
-Nie miałem wyboru...
Odpowiedział, wprawiając de Veza w osłupienie, lecz zaraz milicja wyprowadziłą błękitnowłosego z budynku, pozostawiając w nim gospodarza i wszelakich nosicieli symbolu. Winston nagle podszedł do psychiatry i chwycił go za fraki.
-Jak mogłeś mu to zrobić?!
Spytał z warkotem, bo chyba emocje na wytrzymały, a wtedy Lisa i Salvador podeszli, próbując odciągnąć Anthony’ego, lecz de Vez patrzył na niego bez lęku.
-Wszystko, co kurwa zrobiłem, zrobiłem dla Allanoru i Allanorczyków. Jeśli mam zostać potępiony za to, to niech tak będzie, Anthony.
Odpowiedział, a Winston zmarszczył wąsy, nim odepchnął Constantina, zmierzając do wyjścia. Psychiatra oparł się o ścianę, oddychając głęboko, jakby jednak przejął się tym bardziej, niż wcześniej pokazał. Inni spojrzeli po nim, a po tym na Mistrzynię, a jeśli nic ich nie powstrzymywało, powinni udać się do Parri La Noise na ostatnie przygotowania i… utworzenie Legionu.

Offline

#178 2021-11-01 17:42:15

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsFirefox 93.0

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Ich dłonie splecione razem były chyba ostatnią miłą rzeczą, jaka miała ich tu spotkać. Wiązały się też z ciekawym uczuciem, może trochę zawstydzającym, ale jednocześnie niezwykle przyjemnym, jakby po raz pierwszy odważyli się pokazać światu tę więź, a przecież było znacznie więcej bardziej wymownych świadectw. Mimo tego zakłopotania jednak, trzymała go pewnie, nie zamierzając puszczać zbyt szybko. No, może na moment, kiedy zakładał maskę. Sama wykorzystała to, by jeszcze raz przetrzeć policzki i twarz. Pod tym względem Felix był teraz na uprzywilejowanej pozycji.
Zjawili się w końcu w salonie, a ona poczuła, jak jego ręka powoli ucieka jej z dłoni. Dlaczego ta droga była taka krótka. Jednak na jego słowa, kąciki ust drgnęły jej ku górze.
— Kiedyś je zobaczymy — odparła cicho, pozwalając mu się odsunąć.
Jego prośba w stronę milicji była kolejną szpilą powoli przypominającą o rzeczywistości. Przez krótki moment była gotowa nawet zaprotestować razem z nim, lecz nie było to potrzebne. Może i lepiej, pewnie nie spojrzeliby na to dobrze, a jej wcale by z tym nie obchodzili. Tak czy inaczej, scenę na chwilę przejął de Vez, wywołując słowa, które na długo miały utkwić w pamięci zarówno jego, jak i Beatrycze. Nie miał wyboru. Może oni wszyscy nie mieli wyboru. Może właśnie kroczyli najmniej podłą ze ścieżek. Tego nie mogła wiedzieć, ale wiedziała bardzo dobrze, że każdy dobry cel potrafił pociągać za sobą choć jeden zły uczynek, nawet jeśli większość zupełnie go usprawiedliwiała. To był największy problem Felixa. On nie miał usprawiedliwienia.
— Anthony... — rzuciła i chciała również podejść, ale chyba było to zbyteczne. W dodatku słowa Constantina... jakby przez moment patrzyła na siebie sprzed miesięcy. Miał rację. Cokolwiek zrobił, nie widział lepszego wyjścia. Nie miał wyboru. Choć to zdanie mogło zabrzmieć okrutnie, to po namyśle nie mogła go przecież za nie obwiniać. Gdyby oni wszyscy myśleli o swoich własnych pragnieniach, nie byłoby ich tutaj.
Wyłapała spojrzenia pozostałych. Sądziła, że będzie to trudniejsze, ale chyba, jak na ironię, kłótnia dwóch towarzyszy nieco pomogła przywrócić jasność myślenia.
— Wracamy do Parri La Noise — rzuciła spokojnie, nabierając właściwego dla siebie zdecydowania. — Najważniejsze starcie nadal przed nami... — I wiele innych rzeczy do zrobienia. Tak wiele, a tak mało czasu. Ruszyła niespiesznie spod drzwi, na moment przystając przy Constantinie, by położyć mu rękę na ramieniu, spojrzeć na psychiatrę ciepło. Nie mogła mu dziękować za coś takiego, nie była pewna, czy mogła wiedzieć, co ten czuje, ale na pewno nie chowała urazy.

Offline

#179 2021-11-01 17:52:52

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 93.0.4577.82

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

ROZDZIAŁ XIX: SĄD OSTATECZNY

Stolica - Pustkowia


MG = Abaddon, Samael, Uzjel, Gabriel


Nadszedł długo wyczekiwany dzień, którego nie sposób było uniknąć. Mieszkańcy Stolicy zaczęli żyć w przerażeniu, kiedy na horyzoncie ukazała im się monstrualnie duża postać podobna do golema z wielkim ostrzem, które ciągnęła za sobą, ryjąc wielki rów w ziemi, którym spokojnie mogłaby popłynąć rzeka. Rogata istota sapała ciężko, spoglądając na miasto, w kierunku którego zmierzała, a nad jej głową przeleciał czarnoskrzydły Upadły Anioł, o przepięknym licu i długich ciemnych włosach, mierząc wzrokiem horyzont.
-Zniszcz miasto, zrównaj je z ziemią, Abaddonie!- Rozkazał mu. -Niech nie przetrwa żaden śmiertelnik, pożyw się ich duszami!
Dodał, a wtedy zjawiła się trzecia postać, która rozłożyła skrzydła w kształcie nietoperzowych błon i szponów, a jego twarz przypominała pysk bestii, pełnej ostrych zębów, zaś wokół głowy rozciągała się jego siwa grzywa. Ta ponad dwumetrowa postać rozłożyła długie pazury, spoglądając w stronę Samaela.
-Uzjelu, zgładź Garagash!
Rozkazał, a wtedy Uzjel znów zamachnął skrzydłami, przenosząc się szybko do przodu. Sam Samael zniknął, porwany przez wiązkę, aby przenieść się w inny punkt. Abaddon z kolei dalej kroczył ciężko przed siebie, aż wtedy, świetlista łuna błysnęła, uderzając w jego pierś, przez co Demon cofnął się o krok, spostrzegając przed sobą Archanioła, który w swej dłoni pochwycił ognistą Rękę Boga.
-”Niszczycielu”, to nie jest dzień końca, ani apokalipsy! Możesz wciąż powrócić do swego wymiaru!
Krzyknął Gabriel, lecz golem zamachnął ręką, próbując go pochwycić, przed czym ten mu umknął, szarżując na jego plecy.


_________


MG = Anthony Winston, Salvador de Rune, Lisa Lethis, Uzjel


Uzjel leciał przed siebie przez Pustkowia, zmierzając prosto w stronę bram wjazdowych do miasta, gdy nagle w jego stronę wystrzeliła cała masa boskich lass, przypominających bardziej świetliste lance, których spróbował uniknąć, po przez obrót własnego ciała, aż uderzył w grupę Legionistów, zabijając na miejscu kilku z nich.
-Ty gnoju!
Warknął Salvador, który doskoczył pleców Uzjela, przypalając go symbolem. Demon warknął, a Winston oddał strzał w nogę Potępionego, szybko zostając wytrącony z równowagi przez długi ogon Uzjela, który kolejno zrzucił z siebie de Rune, chwytając go za głowę i unosząc w górę.
-Garagash są śmieszni…- Zarechotał, przybliżając Salvadora do swojego pyska. -Ty taki mały i słaby…
Dodał, a Legionista chwycił się jego ramienia.
-Ta, kurwa, a Ty duży i co?
Odparł, by wolną ręką dobyć jednoręcznej dubeltówki i wystrzelić nią w pysk Uzjela, dzięki czemu opadł na ziemię. Lisa podbiegła chwytając lassem, wraz z kilkoma innymi Legionistami, jego ramion. Jego skóra zaczęła skwierczeć, ale ten wydawał się na to nie reagować. 
-Doprawdy myślicie, że możecie się ze mną równać?! Jam jest Uzjel, byłem Archaniołem, jednym z najpotężniejszych, stałem przed samym tronem Niebios, chóru cherubinów i jako wódz chóru cnót!
Warknął i zamachnął skrzydłami, unosząc się w górę i ciągnąc za sobą nosicieli symbolu, którzy też się unieśli w powietrze. Lethis w porę dezaktywowała symbol, upadając na wyjałowioną glebę z niedużej wysokości, lecz ci co byli zbyt uparci, aby go puścić, za chwilę tego pożałowali, gdy Uzjel zamachnął się nimi jak kamykami na sznurkach, ciskając nimi w ziemię i tym rozmiażdżając ich na krwiste paćki.
-Klęknijcie przede mną, a daruję Wam życie i uczynię moimi sługami!
-Jak to kurwa pokonać…?!
Sapnął Winston.


_________


MG = Azazel, Samael


Pan Mroku, jak miał to do siebie, wolał zostać w tyle i obserwował zmagania całej reszty, łagodnie dryfując w powietrzu, lecz nikt nie zamierzał go tak pozostawić w spokoju, bowiem tuż przed nim, zmaterializowała się postać srebrnowłosego Upadłego Anioła, z Mieczem Boga w dłoni. Samael odruchowo dobył Potępienie Helu, bliźniaczo podobne ostrze.
-Azazelu… czekałem na to spotkanie…
Uśmiechnął się Władca Demonów, a Pierwszy Spaczony obdarzył go pogardliwym spojrzeniem.
-To już wiele stuleci, lecz dalej obrzydza mnie patrzenie na Ciebie.
Wycedził, lecz Samael zaśmiał się gorzko, wręcz szyderczo i dumnie.
-Jak na zdrajcę jesteś wyszczekany. Sądzisz, że pomagając Aniołom, odzyskasz może swoją rangę? Ale coś Ci przypomnę, Azazelu… jako Anioł, byłeś niczym. To JA Cię stworzyłem!- Krzyknął, unosząc ostrze w jego stronę. -Gdy Ty i Naama zbuntowaliście mi się, podpisaliście na siebie wyrok. Nadszedł czas wyegzekwowania kary. Najwidoczniej zawsze byłeś tchórzem, podnoszącym ręke na swego pana, nieważne kim on by nie był!
Dodał, a srebrnowłosy opuścił głowę. Mimo to westchnął.
-To bez znaczenia. Po prostu Cię zniszczę.
-Sam?

Zapytał, a wtedy Azazel zdał sobie sprawę, że Onoskelis jeszcze nie było. Czemu? Wystawiła go? Szkoda, przegapi najlepsze.
-To aż nadto.
Odparł i wtedy prędko ruszył w stronę Samaela, a dwa Upadłe Anioły skrzyżowały swe miecze.

Offline

#180 2021-11-02 01:04:44

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 94.0.4606.85

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Nie było dobrze. Było źle już przez sam fakt, że golem wielkości góry kroczył w ich stronę. Gabriel wyglądał przy nim jak natrętna mucha, choć wszyscy głęboko wierzyli w jego umiejętności. Nie mieli innego wyjścia, każdy tu mierzył się teraz z innym przeciwnikiem. Grupie Łowców... Legionistów przypadł z pozoru najprostszy. Właściwie to rzeczywiście taki był, lecz tylko przyrównując go do dwóch pozostałych, to znacznie komplikowało sytuację.
Pierwszych kilka trupów legło na ziemi, zauważyła to chyba dość mechanicznie, nie pozwalając, by nawet coś takiego rozproszyło nazbyt jej uwagę. To było na swój sposób przerażające, jak uczyła się ignorować śmierć. Im i tak już nie pomoże, co innego z Salvadorem, który dostał się w szpony demona i szybko zarwał za to kulkę. Jej lasso jako kolejne oplotło ramiona Uzjela, lecz niewiele im to dało i szybko musieli się salwować ucieczką. Wylądowała na ziemi moment po Lethis.
Jej wzrok padł na demona i kołyszących się wokół niego ludzi. Kolejnych ludzi, którzy zginęli z jego rąk, w przeciągu zaledwie minut. A on? Z kulą w twarzy, z poparzoną skórą i jakby nigdy nic. Tak niewiele tu zdziałają.
Jego krzyki i przechwałki, swoją drogą, działały jej na nerwy. Zabawne, że nie słyszał, jak notorycznie używa czasu przeszłego i chyba nie może pochwalić się niczym z obecnego życia.
— Po kawałku — odparła na pretensje Winstona i zarzuciła kolejny raz lasso na jedno ze skrzydeł demona. To i kilka innych zdołały zwalić go na ziemię, a Beatrycze nie marnowała czasu, w biegu pożyczając sobie topór jednego z roślejszych Legionistów. Zamachnęła się i uderzyła w ramię skrzydła, mając nadzieję pozbawić go choć jednego, co już zdołałoby uziemić Uzjela.


* * *


Perliście białe skrzydła zafurkotały miękko w powietrzu, kiedy zjawiła się nad polem walki, szybko omiatając wzrokiem pozostałe dwa punkty, choć nie skupiała się na nich dłużej niż te parę sekund. Upadli w dole właśnie skończyli mówić, więc zjawiła się w samą porę. Idealnie być może nawet, by go zaskoczyć.
Złożyła skrzydła, błyskawicznie obniżając pułap, by jeszcze przy lądowaniu za plecami Samaela, zdzielić go trzonkiem włóczni przez bok, być może skrzydło. Machnęła ponownie skrzydłami w zgrabnym obrocie, by nie stracić równowagi i nie potknąć się o przeciwnika, gdyby jednak zechciał upaść.
Początkowo chciała dźgnąć, lecz wydawało się to ryzykowne ze względu na ich walkę w zwarciu. Oczy Onoskelis na moment spoczęły na Azazelu, by zaraz wrócić do Pana Mroku, którego władza miała się dziś ukrócić.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
wiercenie studni głębinowych krosno | medycyna pracy ursynów | regały paletowe | reklama internetowa nikkshow | pizza dowóz kraków Bronowice