Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#181 2021-11-02 01:27:00

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 93.0.4577.82

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Abaddon, Gabriel


Archanioł ciął w ramię Abaddona, lecz Ręka Boga tylko paliła olbrzyma, mimo to zdając się na niego nie reagować. Demon zaczął swoim wielkim ostrzem rozbijać podłoże, powodując tym wibrację otoczenia, jakby ta fala uderzeniowa przeszła nawet przez powietrze, wytrącając jego skrzydła z równowagi.
-Zaniechaj tego!
Wykrzyczał, lecz Upadły wciąż nie reagował, nawet nie wymówił żadnego słowa, wykorzystując chwilę, by uderzyć zachwianego Archanioła swoją łapą, przez co ten dotkliwie odbił się od niej, lecąc w stronę ziemi...


_________


MG = Anthony Winston, Salvador de Rune, Lisa Lethis, Uzjel


Winston spojrzał na Beatrycze, nie wiedząc co ona planuje, lecz dostosował się i zaraz pomógł jej lassem ze ściągnieciem Uzjela.
-Wszyscy w jednej chwili! Teraz…!
Krzyknął Anthony, a jedno szarpniecie Legionistów wystarczyło, by Uzjel przygrzmocił w podłoże. Już chciał wstać, gdy nagle Mistrzyni zamachnęła się cięższą bronią, przebijając ramię jego lewego skrzydła.
-AAAAAAAAGGHH!- Wydarł się, zaraz uderzając Saville ogonem, oraz samemu oddalając się, podejmując się próby lotu, lecz szybko upadał, jednym skrzydłem nie będąc w stanie wznieść się nad ziemię. -Ty kurwo, dziwko, szmato, pizdo!
Zaczął zliczać, aż zaraz kolejne bluzgi zaczęły padać w obcym języku, nim zaszarżował biegiem na kobietę, poraz kolejny w nią uderzając i odrzucając do tyłu. Już był gotowy, by nabić ją na własne szpony, lecz podczas zamachu łapą, szybko została przytrzymana przez Salvadora z pomocą boskiej liny.
-Archanioł, a takie brzydkie słownictwo?
Uśmiechnął się, ale Uzjel odpowiedział podobnym uśmiechem, który wzbudził niepokój.
-Pokaże Ci brzydkie rzeczy.
Wtedy szarpnął ramieniem, przerzucając de Rune nad sobą, aż uderzył boleśnie w ziemię i dezaktywował symbol. Nim jednak Demon się zorientował, Lisa wskoczyła na jego plecy, zatapiając w nim długi sztylety. Dzięki jej filigranowości, ciężko było mu ją zrzucić, czy siegnąć.


_________


MG = Azazel, Samael


Anioły ścierały się ze sobą, co chwilę uderzając klingami o siebie, lecz Samael szczycił się lepiej wprawionymi ruchami, które w przypadku Azazela, zdążyły zastygnąć.
-Na co Ci to było?!- Spytał Pan Mroku, parując cios Pierwszego Spaczonego i nacinając jego pierś, czym zmusił go do szybkiego cofnięcia się, na co zbytnio nie pozwolił, od razu nacierając. -Próżny głupcze, żałujesz tego wszystkiego?! Dlatego zdradziłeś nas?!
Pytał, lecz Azazel wstrzymywał się od odpowiedzi. Niespodziewanie zjawiła się Onoskelis, ku uciesze srebrnowłosego, gdy prędko dźgnęła Samaela w skrzydło, na co ten krzyknął, lecz od razu kopnął Azazela, odpychajac go do siebie i mknąc do Anielicy, na którą zamachnął się Potępieniem Helu, a który zblokować mogła wyłącznie swoją boską włócznią.
-Onoskelis! Anioł i Demon, cóż za duet! Zadbam o to, byś zamieniła się w popiół, jak cała Twoja rasa!
Warknął dumnie, naciskając na nią i zmuszając do lotu w dół. Gotów był uderzyć kobietą o podłoże, lecz w ostatniej chwili Azazel uderzył w locie w Pana Mroku, zabierając go ze sobą i zaczynając szarpać się z nim w powietrzu.
-Gdyby nie ja, byłbyś nikim! Nie pozwolę Ci!
Krzyknął Azazel, lecz wtedy Samael wysunął pazury, które wbił w brzuch Azazela, na co ten splunął krwią.
-Ty już nie masz prawa głosu, Zdrajco… Twoja natura jest słaba i każe Ci uciekać jak szczur… istniejesz tylko po to… po to zostałeś stworzony…
Wydobył z Upadłego Anioła pazury i odepchnął go od siebie, nie tracąc czasu, by znów ruszyć na Anielicę.

Offline

#182 2021-11-02 11:59:20

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsFirefox 93.0

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Jego krzyk był jednym z najlepszych zapewnień, że plan powiódł się całkiem nieźle. Zaraz potem oberwała potężnym ogonem, co na chwilę odebrało jej dech w piersi, gdy spotkała się z ziemią. Postarała podnieść się jak najszybciej, jednym uchem wychwytując bluzgi kierowane w jej stronę. Zabawne, jak często je ostatnio słyszy. Zerwała się na nogi i zamachnęła tasakiem w stronę jego łapy czy tego, co zaraz znów odrzuciło ją na ziemię. Może i był wytrzymały, ale poćwiartowanie z pewnością ułatwiłoby sprawę.
— Już nie jest Archaniołem — odparła, podnosząc się z ziemi, kiedy tylko jego szpony zostały odciągnięte. — Teraz jest już niczym.
Wypaliła kulę w jego twarz, jednak chyba chybiła oczu, a w każdym razie Salvador zaliczył krótki i niski lot na drugą stronę przeciwnika. Niedobrze. Nawet Lisa, choć chwilowo radziła sobie dobrze, była teraz w śmiertelnym zagrożeniu. Musieli działać bardziej skoordynowanie.
— Chwyćcie mu ręce, razem! Anthony, strzelaj! — zawołała, samej już ruszając z miejsca, nie chcąc stracić ani chwili z krótkiego momentu, w którym ramiona demona powinny się wyprostować, szarpnięte serią lin. Doskoczyła do jednego z nich, by zamachnąć się tasakiem pod pachę lub chociaż pod łokieć, z zamiarem przecięcia istotnych dla ruchu ścięgien. — Puśćcie! — rzuciła, nie chcąc, by ten znów zdążył nimi rzucić. Sama wycofała się szybko, zapewne skupiając tym wszystkim uwagę znów na sobie, a w tej odległości to było ryzykowne.


* * *


Trafiła, a jednak skutek był mniejszy, niż z początku zamierzała. To nic, mają przewagę, wszystko mogą jeszcze nadrobić. Zamachała skrzydłami i szybko chwyciła włócznię w dwie ręce, hamując rozpędzone ostrze. Jej harde spojrzenie na moment spotkało się z twarzą Upadłego, kiedy ten postanowił wyśpiewać swoją pogardę. Nie odpowiedziała, skupiając się raczej na równomiernym opadaniu i już szykowała się do wyjścia z tej sytuacji, kiedy Pan Mroku zniknął jej sprzed oczu.
Obróciła się zwinnie i pomknęła już w ich stronę, kiedy zaczęli się szamotać. Jej ślepia poszerzyły się gwałtownie, kiedy Samael przebił trzewia Azazela, jednak nie zwolniła ani na chwilę. Fakt, że go odepchnął, był dla niej nawet na rękę, ale jeszcze bardziej była jego czcza gadanina. Zdecydowanie za dużo gadał, tracąc cenny czas, który ona mogła wykorzystać do skrócenia dystansu. Wysunęła włócznię daleko przed siebie, chcąc nabić go niczym oliwkę z talerza. To również mógł być jego błąd. Szarżować na kogoś z bronią dwukrotnie dłuższą od własnej, ludzie już w starożytności odkryli, że to nie jest najlepszy pomysł.

Offline

#183 2021-11-02 12:21:36

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 93.0.4577.82

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Abaddon, Gabriel


Olbrzym spróbował pochwycić opadającego Gabriela, lecz ten zaraz umknął mu, pikując w dół, aby tuż nad ziemią odbić się w górę i szybkim błyskiem światła wbić Rękę Boga w brzuch Abaddona.
-Moja jest wola, twym jest wyrokiem…
Wyszeptał, aby zaraz kolejny błysk przebił golema na wylot, na co ten ryknął, a wtedy Archanioł wykonał to samo, tym razem w jego plecy, nim znowu przebił się przez niego. Abaddon postawił chwiejne kroki, trzęsąc podłożem. Gabriel wzbił się przed twarz olbrzyma, wznosząc płonący miecz w górę.
-Ku upadkowi chyl się, w proch obracając.- Ręka Boga objęła się mocniejszym płomieniem, zaś Abaddon zaczął się wykręcać. Części jego ciała zaczynały znikać, tworząc w nim wyrwy. -Jam bowiem jest panem pustki i harmonii.
Część jego brzucha została wyżarta przez nicość, tak jak zaraz przedramię olbrzyma, a jego odcięta dłoń trzymająca ostrze, opadła na ziemię. Gdy pustka strawiła jego nogę, olbrzym runął na ziemię, lecz nim uderzył w nią swoim ciężarem, rozsypał się niczym burza piaskowa, pyląc całe otoczenie własnym popiołem, pozostawiając po sobie tylko gigantyczny miecz, który szybko skryły jego własne szczątki. Archanioł opuścił Rękę Boga, skupiając zaraz wzrok na reszcie walczących.


_________


MG = Anthony Winston, Salvador de Rune, Lisa Lethis, Uzjel


-Niczym?! Powiedziały marne worki mięsa!
Krzyknął rozwścieczony Uzjel, próbując ciągle zdjąć z siebie Lisę, która trzymała się jednym ostrzem, zaraz zatapiając drugie i tak na przemian. Uderzył ją w plecy ogonem, ale jednak nie odpuściła.
Strzał w twarz go oszołomił, a wtedy pozostali Legioniści zawiązali mu ramiona, szarpiąc go w oba kierunki. Lethis zeskoczyła na ziemię, zaś Winston znów załadował strzelbę, zaczynając strzelać w Demona, prując go ołowiem, aż Beatrycze podbiegła i cięła w jego ramię, na co ten się wydarł. Legioniści puścili go, a ramię zawisło mu w dół, nie mogąc go sprawnie unieść. Był wściekły, oraz pojął, że nie widzi na jedno oko, najprawdopodobniej od działań Winstona. Do tego dochodził brak skrzydła, zaburzający równowagę.
-No… chodźcie… pożywię… się Wami…!
Sapał, zataczając się, próbując jeszcze sięgnąc ogonem, czy pazurami zdrowej ręki kogokolwiek w pobliżu.


_________


MG = Azazel, Samael


Azazel zadryfował w powietrzu, próbując pojąć ból, lecz Samael nie tracił na niego czasu, skupiając się znów na Anielicy. Szybowali ku sobie, lecz Onoskelis wysunęła włócznię, którą Upadły próbował wyminąć, lecz źle wyliczył odległość, przyszpilając nią swój bok.
-AGH!- Stęknął, drżąc skrzydłami, by zaraz spojrzeć na kobietę z uśmiechem, chwytając dłonią jej broń. -Sprytnie.- Pochwalił, aby zamachnąć skrzydłami i przyciągnąc się bardziej, pogłębiając włócznię w swoim ciele, ale dzięki temu, zbliżając się do Onoskelis. Zamachnął się Potępieniem Helu na jej głowę, a jedyne co mogła zrobić w tej sytuacji, to puścił broń i cofnąć się, aby nie stracić życia. To Samael wykorzystał, wykonując obrót i wydobywając z siebie włócznię, którą odrzucił, a ta poleciała w stronę ziemi. -Bezradność… dobrze, że masz uczucia. Chcę widzieć strach i błaganie w Twoich oczach.
Uśmiechnął się, kierując ostrzem w jej stronę, lecz szybko musiał się odwrócić, kiedy poraniony Pierwszy Spaczony znowu na niego natarł. To tylko rozbawiło Pana Mroku, który szybko nadział Potępienie Helu na jego bark i wyciągając je, pozostawiając szarpaną ranę haczykowatą stroną klingi.
-Zostaw ją...
Wydyszał Azazel, lecz Samael chwycił go za gardło i cisnął nim w ziemię, o którą rozbił się, niczym meteoryt, tworząc krater wokół siebie. Pan Mroku uśmiechnął się triumfalnie.
-A jednak zawsze byłeś słaby… gdy już zamienisz się w proch, mimo wszystko zapamiętam Twoją odwagę! Szkoda, że nie dane będzie Ci żałować własnej głupoty… taki Twój marny los!
Wykrzyczał, pozostając na niebie. Czarna jak smoła krew ciekła z piersi i brzucha Azazela, który leżąc na plecach, przesunął ręką po ziemi, szukając dotykiem Miecza Boga, choć ten oddalony był od niego kilka centymetrów. Jego czerwone oczy wzniosły się w nieboskłon.
-Żałuję…- Wyszeptał, chyba poraz pierwszy w swoim żywocie, a przynajmniej, doprawdy szczerze. -...żałuję… że kiedykolwiek Cię posłuchałem… żałuję, że…- Ułożył palce na rękojeści, na której zacisnął dłoń. -...pragnąłem więcej… bo… bo pragnąłem, by On kochał mnie tak samo jak innych…- Z jego oczu popłynęły łzy, wypalające ziemię na którą skapywały. -...żałuję… lecz chciałem być wolny...
Wtedy, z nieba wystrzelił gromki piorun, który uderzył w krater, odrzucając Samaela i Onoskelis, zwracając tym uwagę wszystkich w pobliżu. Słychać było tylko krzyk Azazela, niejasny w ludzkim znaczeniu...
-Czyli taka była wola Ojca… tej przyszłości nie znałem… a więc cykl został przerwany...
Wybrzmiały słowa zjawy, która przyglądała się zderzeniu z oddali, nim rozmyła się z kolejnym błyskiem pioruna. Pan Mroku wzbił się wyżej, kiedy piorun zniknął, pozostawiając po sobie kurzący się pył.
-Co…?!
Sapnął, nie rozumiejąc tego. W ich stronę leciał już Gabriel, lecz zatrzymał się w połowie drogi, gdy z krateru wystrzelił błękitny błysk w stronę Upadłego Anioła, który próbował zatrzymać go Potępieniem Helu, lecz w jednej chwili, jego spaczone ostrze ukruszyło się w klindze i pękło, aby zaraz Miecz Boga przebił go na wylot, ciągnąc ze sobą w górę. W powietrzu zaczęły unosić się czarne… oraz białe pióra, lecz kolejny błysk ściągnął ich do ziemi, o którą tym razem uderzył Pan Mroku. Gabriel opadł na jałowe podłoże, niedowierzając temu co ujrzał. Zaraz też Onoskelis mogła pojąć, że Upadły Anioł zaczął się spopielać i rozsypywać, a Azazel wyprostował się, rozkładając perliste, piękne skrzydła, wciąż w dłoni dzierżąc Miecz Boga, który zaczął połyskiwać w jasnym świetle. Srebrnowłosy uniósł w końcu spojrzenie błękitnych oczu na swego brata, a zaraz, na Anielicę. Gabriel pojął w tej chwili, że jego moc przekraczała to, czym był wcześniej. Jego anielska ranga była na poziomie Archanioła, a to też mogła wyczuć Onoskelis. Lecz dlaczego…? Jak to było możliwe, że biła od niego nieskalana jasność…?
Wtedy jednak, Azazel uniósł Miecz Boga w niebo, a kolejny piorun uderzył z nieba w jego trzon, ładując broń potężną mocą elektryczną, która zaraz skierowana przez niego w dal, wystrzeliła wiązką energii. Przekraczając sporą odległość, moc uderzyła prosto w pierś Uzjela, który próbował w tym momencie zaatakować kolejnych Legionistów. Energia przeszła go na wylot, niczym kula armatnia, wyrywając jego wnętrzności.
-A… a… a…- Zabujał się na nogach i upadł na kolana, przed zszokowanymi nosicielami symbolu, nim jego ciało zaczęło obracać się w proch. -A...zazel…
Wyszeptał, a wtedy całe jego ciało zwyczajnie się rozpadło, zaś nowonarodzony Archanioł opuścił Miecz Boga, nim samemu upadł na jałową glebę, wyczerpany z całej mocy...

Offline

#184 2021-11-02 14:33:49

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsFirefox 93.0

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Jego protesty słowne, choć nadal miały poparcie w czynach, to zdawały się słabnąć same w sobie. Ból z zadawanych ran nawet jemu w końcu musiał zacząć wadzić, a to był krok dla nich do zwycięstwa. Kątem oka zerknęła na Lisę, która umknęła od demona, zaraz natomiast uskoczyła sama od ogona szurającego przy ziemi. Była kiedyś taka zabawa...
Beatrycze zerknęła na kilku Legionistów po drugiej stronie ich przeciwnika, dając im znak, by na chwilę skupili jego uwagę. Sama starała się trzymać z tyłu szamoczącej się bestii, by mieć dobre pole do wyprowadzenia kolejnego ataku, który miał uszczuplić siły i możliwości Uzjela. To mu się wybitnie miało nie spodobać. Saville wypatrzyła w miarę dogodny moment i doskoczyła znowu, wbijając ostrze tasaka poprzecznie w jego biczowaty ogon, a jeśli mogła, korzystając też z ziemi jako stołu rzeźnickiego.


* * *


Nie trafiła idealnie. To było trochę frustrujące, lecz nie miała czasu na złości. Spróbowała wyszarpnąć włócznię, by zarówno uwolnić broń, co i powiększyć ranę, lecz ręka Samaela mocno zacisnęła się na drzewcu. Nie spodziewała się, że ten sam siebie nabije na broń, by tylko się do niej zbliżyć. Co za uparta żmija.
Przez ułamek sekundy chciała się uchylić, lecz niewiele by tym zyskała. Puściła włócznię i odfrunęła nieco, mogąc jedynie patrzeć, jak jej broń zaczyna spadać w dół.
— Jedynie we własnym odbiciu — odparła chłodno, robiąc unik przed jego mieczem, a wtedy znów zjawił się Azazel, odciągając Upadłego. A przynajmniej taki miał zamiar. Ruszyła w ich stronę, chcąc powstrzymać jego dłoń, wytrącić z równowagi, cokolwiek, lecz wtedy Azazel pomknął w dół, uderzając o ziemię. — Nie... — szepnęła niemal bezgłośnie, a do głowy zaczęły przebijać się jej kolejne pyszałkowate słowa Samaela. Niech gada, póki może.
Zanurkowała po swoją włócznię, kiedy to Pan Mroku napawał się swoim małym zwycięstwem. Zacisnęła palce na drzewcu, ponownie odrywając się od ziemi, lecz wtedy ostry błysk i ogłuszający trzask przeszył powietrze, pierś i umysł, a potem jeszcze gorszy krzyk. Nie zdążyła nawet spojrzeć, nim potężne uderzenie odepchnęło ją niczym niewidzialna siła, a ona sama spotkała się znów z gruntem. Pozbierała się nieco chwiejnie, wciąż w oszołomieniu, a wraz z kolejnym uderzeniem, skrzydła jej zadrżały, a oddech przyspieszył. Rzuciła się do przodu, wzbijając nad ziemię, by przez ułamek sekundy zastygnąć w bezruchu na widok pustej dziury w piachu, pełnej srebrzystego pyłu.
To wprawiło w jeszcze większe niezrozumienie dla tego, co działo się dalej. Nieziemskie światło przeszyło Samaela, a za moment zjawiła się przy nim sylwetka zarówno znajoma, co i nie. Dostrzegłszy Gabriela, podleciała bliżej i wylądowała obok niego, lecz wyraźnie na ślepo, bo nie odrywała już wzroku od Archanioła, pod którego uderzeniem ciało Upadłego obróciło się w pył. Upuściła włócznię i przytknęła dłonie do ust, kiedy obrócił się w ich stronę. Ciężko było uwierzyć w to, co widzą, a jednak nie sposób też zaprzeczyć, co czyniło jeden wielki mętlik myśli, a dla niej również uczuć. Jak? Dlaczego? A jednak całe to niezrozumienie zdawało się blednąć przy niepewnej jeszcze radości z tego tylko, że go widzi. Że żyje. Że jest.


* * *


Światła w oddali były niepokojące, choć sama nie miała wiele czasu, by się im przyglądać. To nie byłoby rozważne, nawet jeśli wzrok sam uciekał raz za razem. Wciąż uważała na Uzjela, który mógł w każdej chwili chcieć wykorzystać ich rozproszenie. A jeśli sam zaczął się gapić, Saville ponownie wycelowała pistolet, tym razem w drugie oko, które jeszcze nie krwawiło. To zapewne mogło szybko zakończyć ten moment bezczynności, ale...
Schyliła się i zasłoniła ręką oczy przed tryskającym wszędzie szlamem i kawałkami czarnego mięsa. Zaraz też podniosła wzrok na Demona, który zatoczył się z wielką dziurą w trzewiach. Oczy Saville zrobiły się większe.
— Kto?... — Dobrze usłyszała? Jej wzrok znów skierował się tam, skąd przed chwilą dobiegały oślepiające światła.


* * *


Ostrze zgasło, odstępując głównej sceny wraz ze zniszczeniem ostatniego z ich przeciwników. Jego własne ostrze, co z pewnością nie umknęło również uwadze Gabriela, ale nie to teraz pochłonęło jej myśli i uwagę.
Anielica natychmiast podbiegła do niego i upadła na kolana, chwytając ukochanego, chroniąc chociaż jego twarz przed uderzeniem o ziemię.
— Azazelu... — rzuciła cicho, by zaraz spojrzeć na jego brzuch i klatkę piersiową w poszukiwaniu krwi, a ostatecznie przytulić do siebie. — Myślałam, że cię straciłam... — szepnęła.

Offline

#185 2021-11-02 15:22:17

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 93.0.4577.82

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Anthony Winston, Salvador de Rune, Lisa Lethis


Ostatni spektakl Uzjela został zakończony, unicestwiając kolejnego z rankingu Archanioła na dobre, lecz nikt nie był tym przejęty w tej chwili, bo spojrzenia innych wędrowały na ledwo widoczne sylwetki. Jednak zdawać się mogło, że zapanował spokój.
-Wygraliśmy…
Mruknął Winston.
-Juhu…
Stęknął Salvador, unosząc pięść w górę, wciąż leżąc na ziemi.
-Nic Ci nie jest?
Spytała Lethis, podchodząc do niego.
-Nie… poleżę sobie jeszcze chwilę… popiół jest wygodny…
Odparł, zaś Legioniści mogli skupić się na zbieraniu poważniej rannych, lecz niestety straty były duże, choć nie tak jak mogłyby być, gdyby nie przygotowania Saville w przeciągu tego roku. Mogła być z siebie doprawdy dumna.


_________


MG = Azazel, Gabriel


Onoskelis w porę złapała Azazela, nim runął całkiem, dzięki czemu mógł ułożyć zmęczoną głowę na jej udach i odetchnąć chwilą spokoju. Jego rany na ciele zaczęły się zagajać dosyć prędko, gdy przebiegły po nich iskry elektryczności. Zdumiony Gabriel podszedł z wolna, spoglądając po Mieczu Boga, który wytrącony z bezwładnych palców Azazela, zwyczajnie przygasł.
-Archanioł Burz… domena, wcześniej nam niedostępna... ostrze Ojca zostało mu też przypisane…- Spojrzał w niebo. -Ojciec mu wybaczył…? To się kiedykolwiek zdarzyło…?
Spytał sam siebie, nie będąc tego pewnym, bo jednak ciężko było mu ocenić czas od Wojny Niebios. Jednak sam Azazel mógł być pewny tego, że był pierwszym. Pierwszym we wszystkim. Dlaczego? Doprawdy wystarczyła skrucha…? Czy też to był misterny plan sił wyższych…? Nie chciał chyba tego pojmować. Nie teraz, gdy zgładził jednych z najpotężniejszych Upadłych.
Powoli otworzył błękitne oczy, zatrzymując je na Onoskelis. Jego tęczówki przypominały teraz bezchmurny nieboskłon, wręcz mieniąc się mistycznym pięknem.
-Nie był delikatny…- Mruknął, mając na myśli pierwsze uderzenie pioruna. Jego białe skrzydła powoli schowały się, aż zniknęły, dla wygody leżenia. -...lecz poczułem siłę, której nigdy nie miałem…
-Nic dziwnego. Twoje spaczenie zniknęło w jedną chwilę. Jego miłość jest bezkresna…
Pokręcił głową starszy brat, lecz Azazel parsknął śmiechem, jakby wykpił to. Chyba anielskość nie wypaliła jego demonicznej natury, co poniekąd zaniepokoiło Gabriela. Mimo to, Archanioł Burz objął ręką Onoskelis, zatapiając się w miękkości i spokoju. To było… niebywałe.
-A więc tron piekieł pozostał pusty…
Mruknął Gabriel.
-Znajdą się chętni…
Odmruczał Azazel, zatopiony twarzą w brzuchu Anielicy. Starszy z nich prychnął na to, patrząc na tę scenę z politowaniem i odszedł kawałek, próbując chyba wszystko pojąć myślami.

Offline

#186 2021-11-02 18:21:10

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 94.0.4606.85

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Spojrzała w końcu na Winstona, a potem Salvadora i nie mogła nie uśmiechnąć się na ten widok. Po raz kolejny przypomniał, za co go uwielbia. A jednak tuż za sobą miał znacznie gorszy widok, który przywracał cień na twarz. Choć nie tak wielki, jak wcześniej. Przecież wygrali, to był koniec. Cokolwiek miały oznaczać te błyskawice, mogli wreszcie odetchnąć. Przynajmniej na chwilę.
— A więc takie to uczucie, ratować świat... — rzuciła trochę niepoważnie, by ruszyć pomóc im zbierać rannych. Chyba dopiero teraz czuła te wszystkie obicia i poharatania o ziemię, pazury czy cokolwiek innego. To się zawsze dzieje nawet ciężko powiedzieć, kiedy.
Ranni, polegli. Choć był to przykry widok, to jednak cieszyło ją, że nie był gorszy. Że jej najbliżsi towarzysze trzymali się stosunkowo dobrze. Była dumna. Niekoniecznie z siebie, ale raczej z nich wszystkich. Właśnie dokonali czegoś, co jeszcze rok temu wydawało się niemożliwe. I przeżyli, by zobaczyć efekty. Oto pierwszy wielki sukces Legionu.
A teraz miała przed sobą jeszcze jedno ważne zadanie.


* * *


Jej uwaga dopiero po chwili przeniosła się na miecz, a potem na Gabriela, który spekulował sam ze sobą. Ale miał rację. Nie znali historii, lecz to już samo w sobie brzmiało niewiarygodnie. Jakby tego było mało, otrzymał we władanie najpotężniejszą z domen, stając się największym z nich.
Jeszcze raz zerknęła na jego rany, które znikały wraz z pełzającymi po nich iskrami. Najwyraźniej wiele rzeczy jeszcze będzie nowych.
Zatopiła szczęśliwe spojrzenie w jego oczach. Teraz jeszcze bardziej przypominały te, które zapamiętała z dawnych lat, a jednocześnie zdawały się jeszcze piękniejsze. A jednak Azazel wciąż był Azazelem i jego słowa miały to szybko potwierdzić.
— Być może powinniśmy się takiej uczyć... — odparła, zerkając po Gabrielu, by zaraz objąć Azazela, wplatając mu palce we włosy. — Im dłużej im to zajmie, tym nawet lepiej... — Tron piekieł nie obchodził ją ani trochę. Mógł nawet pozostać pusty, czyniąc zamęt w całej otchłani. W końcu skłócone demony nie byłyby w stanie niczego podbić w ich świecie.
Ale to były wciąż plany i przewidywania. Teraz mieli okazję odpocząć, a ona miała pewność, że nie odstąpi go na krok.

Offline

#187 2021-11-02 18:29:56

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 93.0.4577.82

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

ROZDZIAŁ XX: NASTAŁ ŚWIT


Ten dzień był niezwykły… Allanor po raz pierwszy widział pełny wschód słońca, który wydawał się rzucać bladą poświatą na wzgórze, skąd Gabriel miał dobry widok na miasto. To było bardzo przyjemne. Jakby znak od czegoś większego, że świat się zmienia. Może z tą świadomością i jemu byłoby łatwiej…
-Gabrielu… jesteś pewien tego?
Spytała rudowłosa kobieta, która znalazła się tu z nim, opatulona dłuższym swetrem, choć on tego wiatru nie odczuwał.
-Tak, Annabell Lethis. W końcu chciałaś odzyskać… jego.
Zerknął na kobietę, która wydawała się być zmartwiona, co też smutna, a tego nie pojmował tym bardziej.
-Tak, lecz… rozumiesz, że to oznacza Twój koniec…? Jesteś całkiem tego pewien…?
Dopytała, jakby dalej nie wierząc w to wszystko, a wtedy Archanioł zwrócił się w jej stronę, choć na twarzy nie było widać zwątpienia, czy żalu.
-Ktoś mi uświadomił, że tylko przywłaszczyłem sobie cudze życie, gdy moje już dawno się skończyło. Nie chcę patrzeć na świat cudzymi oczyma. Może ten czas spędzony tutaj, był wystarczającą szansą dla mnie, aby właściwie pożegnać się z moim istnieniem. A może byłem też po to, żeby mój brat mnie należycie zastąpił. Dlatego nie martw się, Annabell Lethis. Taka już jest kolej rzeczy.
Uśmiechnął się i wyciągnął w jej stronę ręce, a ta, po chwili niepewności, łagodnie je pochwyciła. Czuła się teraz poniekąd winna, ale jego oczy wciąż ją śledziły.
-Potrzebowałem wiele czasu, aby zrozumieć ludzkie uczucia. Dopada Cię smutek, lecz jest to też szansa. Dla Ciebie. Dla niego. Wszystko czego Bartholomeow pragnął, to dać Ci ją. I ja nie chcę tego zaprzepaścić.- Uniósł spojrzenie w górę, a w oczach Lethis zebrały się łzy, choć palce zaciskała na nim coraz mocniej. -Zapamiętaj mój byt jako Archanioła Gabriela. Na zawszę pozostawiłem swój ślad w tym świecie. Dziękuję… Wam.
Dokończył, a wtedy jego skrzydła zniknęły, jakby rozsypały się na proch, a jego ciało opadło na kolana, które rudowłosa pośpiesznie chwyciła, wystraszona tym. Zaraz jednak, ociężała dłoń mężczyzny oparła się o jej ramię.
-Miałem… dziwny sen…
Mruknął, ale tonacja głosu nie brzmiała na taką, jaką posługiwał się Gabriel. Nie, Annabell pochwyciła jego twarz, aby spojrzał jej w oczy.
-B...Barth…?
Spytała łamliwe, a jego zmęczony wzrok zadrgał, nim w jego oczach też pojawiły się pierwsze łzawe krople.
-Tak… to ja… chyba ja…
Parsknął krótko, lecz Lethis rozpłakała się bardziej, tuląc go do siebie mocno, jakby odzyskała właśnie swój największy skarb. Choć Black czuł się wyczerpany, mimo to objął ją odwzajemniając uścisk, szczęśliwy, że mógł to zrobić z własnej woli i własnymi rękoma, choć nic nie przypominało pustki, jaką teraz czuł. Mimo to pojął, że świat poradził sobie bez niego, lecz nie najbliżsi. Dla nich, właśnie powrócił, na dobre.
Żegnaj, Gabrielu… i dziękuję...


_________


Stolica - Pałac Allanorski


MG = Anthony Winston, Salvador de Rune, Lisa Lethis, Joseph Rickards, Gascon, Letty Carneillon, Annabell Lethis, Constantin de Vez, Królowa Daisy, Azazel, Onoskelis, Bartholomeow Black


Dzień po bitwie z siłami piekielnymi, wszyscy mogli odetchnąć z ulgą, kiedy w całej Stolicy rozpoczęło się święto ku czci zwycięzców, każdy mógł tego dnia pić i jeść za darmo, oraz uczestniczyć w licznych zabawach, które na szybko zostały przygotowane. Z kolei w pałacu, zebrali się ci, którym zawdzięczano ten dzień pełen chwały. W sali audiencyjnej spotkalii się Legioniści, ustawieni w pierwszym szeregu rzędu, a za nimi, przeróżni politycy, oraz możni. Czołowa trójka, Beatrycze, Anthony i Salvador, mogli stanąć na przedzie, tuż przed tronem, na którym siedziała Królowa Daisy, a obok niej, był Constantin, którego niedługo czekało pasowanie na premiera. W samej sali, znalazły się też inne zaproszone osoby, jak Letty, Annabell z siostrą Lisą, Joseph, czy Gascon, którym przyszło podziwiać te piękne widowisko, z lampką trunku w dłoni. Gdzieś na końcu sali, siedział zaś Bartholomeow Black, przy jednym ze stołów bufetowych, który nie był w stanie zbyt długo ustać na własnych nogach, podparty i tak o laske. Lecz nie był tam sam, bowiem szybko nawiedził go uśmiechnięty Azazel i towarzysząca mu Onoskelis, zajmując byłemu Łowcy pełnię czasu. Cała trójka raczej niezbyt była zainteresowana tym co działo się tuż przed tronem. W sali brakowało wyłącznie Felixa, który obecnie przebywał w pałacowych lochach, pod nadzorem straży.
-W imieniu całego Allanoru, pragnę Wam pogratulować. Wiedźcie, że cała ojczyzna ma wobec Was dług. Legionowi przysługuje najwyższy szacunek, a Waszej trójce, za niezwykły trud, nagroda. Mistrzyni Saville, proszę podejdź.- Uśmiechnęła się, a kiedy tylko Beatrycze tak uczyniła, Królowa zmierzyła ją łagodnym spojrzeniem. -Powiedz mi, czego pragniesz? Spełnię każde Twoje życzenie.

Offline

#188 2021-11-02 19:11:59

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 94.0.4606.85

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Nadeszła i wielka uroczystość, niosąca ze sobą sentyment, okruchy żalu, ale i przede wszystkim wiele radości. I to chyba dla wszystkich. Kątem oka zauważyła już wcześniej wchodzącego Bartholomeowa i złapała się znów na myśleniu o nim jako o Archaniele. Być może wiele czasu jeszcze minie, nim to się zmieni. Teraz jednak nie był to czas na rozglądanie się, wraz z początkiem przemowy Królowej Daisy.
Wyglądała doskonale, znacznie lepiej niż na początku ich znajomości, pozbywszy się nieco ze swojej niepewności. No i Constantin, chyba wcześniej nie zwracała uwagi, może też nie powinna mówić tego głośno, ale wyglądał jak polityk. W dodatku elegancki. Sama Beatrycze stała dumnie, w symbolicznym stroju Legionu, a w jej oczach odbijał się uśmiech znacznie wyraźniejszy od tego na twarzy. Cieszyła się, że może tu z nimi być, choć nie byli to wszyscy i chyba ta jedna myśl na moment przyćmiła tę jasną iskrę. Tyle różnych emocji, tyle sprzecznych odczuć, które mieszały się ze sobą i z pokładanymi wciąż nadziejami. W końcu, to mogła być wyczekiwana przez nią szansa. A jeśli nie, to i tak nie podda się tak łatwo.
Wysunęła się z szeregu, zbliżając do tronu. Jej wzrok spoczął uprzejmie na królowej.
Każde. Moje. Życzenie...
— Jest tylko jedna rzecz, której teraz pragnę, Wasza Wysokość — odparła spokojnie, a w jej głosie słychać było pewność. — Życie Felixa Mallery. Wygnaj go z Allanoru, jeśli musisz, pani, ale chcę, by mógł żyć — dopowiedziała, czując w środku narastające napięcie. A także zapewne spojrzenia wielu zgromadzonych. To było stresujące. Mimo to próżno byłoby szukać w jej twarzy choć chwili zawahania. To byłaby chyba najlepsza karta, jaką mogłaby zagrać, ale jeśli zechcą wyjaśnień, to proszę. Miałaby całą setkę powodów.

Offline

#189 2021-11-02 19:29:08

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 93.0.4577.82

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Anthony Winston, Salvador de Rune, Lisa Lethis, Joseph Rickards, Gascon, Letty Carneillon, Annabell Lethis, Constantin de Vez, Królowa Daisy, Azazel, Onoskelis, Bartholomeow Black


Kiedy tylko padła odpowiedź Mistrzyni, wszyscy zamarli, zwłaszcza Constantin, który spojrzał na nią w niedowierzaniu. W końcu poprosiła o łaskę dla zbrodniarza, wroga ludu. Nawet jeśli ultimatum miało być dosyć surowe. Jednak wbrew wszystkim, Daisy uśmiechnęła się łagodnie. Wyglądała, jakby… rozumiała, co może czuć zakochana kobieta. Serce nie sługa. Może w innych okolicznościach, sama zaśmiałaby się z ich wspólnego losu.
-Mogę spełnić Twoje życzenie, lecz zmuszony on będzie opuścić Allanor. Nie chodzi tu o moje zdanie, lecz dla własnego dobra, byłoby to najrozsądniejsze. Mam nadzieję, że rozumiesz.- Odparła, aby zaraz spojrzeć po reszcie. -Porozmawiaj ze wszystkimi, każdy pragnie Twej uwagi, Mistrzyni. Zasłużyłaś sobie. Gdy będziesz gotowa, strażnik zaprowadzi Cię do Mallery’ego.
Kiwnęła jej głową, na znak, że może odejść. Jeśli Saville tylko to poczyniła, za kilka chwil podszedł do niej Constantin w błękitnym mundurze, zaczepiając ją.
-Beatrycze, ja…- Urwał, przeczesując palcami brodę. -...przepraszam. Że tak to wszystko wyglądało w ostatnich miesiącach. Zawsze mieliśmy odmienne poglądy, a jednak dotarliśmy tutaj. Mam nadzieję, że mimo wszystko nie chowasz urazy. Pragnę służyć Królowej i Allanorczykom, tak jak Ty to robisz.- Obejrzał się za siebie i znów na nią. -Oraz zależy mi, aby Felix mimo wszystko był bezpieczny... był w końcu mym wychowankiem.

Offline

#190 2021-11-02 22:00:44

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsFirefox 93.0

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Spodziewała się tego, tej reakcji zszokowanego tłumu, kiedy zażyczyła sobie łaski dla największego wroga publicznego, jakiego obecnie mieli w lochach. A jednak ten wróg był jej bliski. Czy to zbrodnia? Oczywiście, że nie. I tutaj właśnie pojawiał się problem, który teraz spoczął na rękach Królowej Daisy. Ona jedna chyba nie spojrzała na nią ani z zaskoczeniem, ani wątpliwościami. Już ten uśmiech był pokrzepiający, ale Beatrycze nie dopuszczała myśli do głosu, póki nie usłyszała tego z jej własnych ust.
Nieznacznie skinęła głową. W końcu nie bez powodu sama wyszła z tą propozycją, a choć opuszczenie Allanoru było dziwną wizją, może nawet smutną, to jedyną. Przez wszystkie ostatnie wydarzenia tożsamość Felixa stała się bardziej publiczna niż powinna. Pozostanie tu byłoby zwyczajnie... niebezpieczne.
— Dziękuję, Wasza Wysokość — odparła i skłoniła głowę, by odejść zaraz od tronu. Na jej usta mimowolnie wpłynął uśmiech, a razem z nim niesamowita ulga.
Miała wrażenie, że jakiś nieznośny ciężar zniknął z jej ramion. Ostatni, jakie na nie nałożono, pozwalając wreszcie odejść swobodnie, nie przejmując się niczym, co wykraczałoby poza codzienność. Czy ona na pewno dobrze słyszała? Zaraz jednak głos Constantina kazał jej się odwrócić. Powitała go zainteresowanym spojrzeniem, wysłuchując uważnie, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalały jej teraz rozbiegane myśli.
— Dopilnuję, by się w nic nie wpakował — zażartowała, by za moment nieco spoważnieć, lecz nie opuszczał jej ciepły wyraz twarzy. — Ja też cię przepraszam, Constantinie. Wiem, że niejedno mogło cię zranić. Zresztą nas wszystkich. A prawda jest taka, że bez ciebie daleko byśmy nie zaszli. Dziękuję, że nad nami czuwałeś — odparła i uśmiechnęła się lekko. — Myślę, że dobrze sobie poradzisz w polityce.
O tak, w to wczuł się już jakiś czas temu i zdawało się iść mu bardzo dobrze.

Offline

#191 2021-11-02 22:23:13

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 93.0.4577.82

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Anthony Winston, Salvador de Rune, Lisa Lethis, Joseph Rickards, Gascon, Letty Carneillon, Annabell Lethis, Constantin de Vez, Królowa Daisy, Azazel, Onoskelis, Bartholomeow Black


Kiwnął głową na jej zapewnienie, mimo wszystko biorąc je na poważnie. Nie mógł być pewnym, czy Felixowi nie strzelą do głowy nowe rewolucyjne pomysły. Miał nadzieję, że na tym przejechał się i tak wystarczająco.
-On to ma szczęście do unikania krzeseł.- Uśmiechnął się lekko, wracając myślami do jej kolejnych słów. -Oh, to nic takiego, Beatrycze.- Założył ręce za plecy, nieco zmieszany i zawstydzony tymi słowami. -Po prostu trzymałem ten burdel w szyku. To wszystko. Nie ja jestem bohaterem.- Uśmiechnął się, marszcząc skórę wokół oczu, niczym dobry papa, zaraz stukając butem o podłożę. -Mam zamiar poprowadzić Królewską Gwardię. Zdradzę Ci w sekrecie, że dni Oxygenu chylą się ku końcowi. Królowa potrzebuje prawdziwego zbrojnego ramienia. Zwłaszcza, gdy mowa o Inkwizycji. Jeśli wiesz co mam na myśli.- Spojrzał na bawiących się. -Tak, czy inaczej… miłej zabawy.
Kiwnął głową i powrócił do Daisy, znów zatrzymując się przy jej tronie. Właśnie Winston skończył wymawiać swoje życzenie, kierując się z powrotem do bawiących się, poszukując Letty, która powitała go z uśmiechem, a na co sam zakręcił wąsem.
Wtedy też podszedł Salvador, trochę krzywym chodem, splatając swoje dłonie ze sobą i stojąc dosyć niedbale, jakby zwyczajnie nie radził sobie z takimi rzeczami, choć wystroił się w najlepszy frak, jaki udało mu się zdobyć. Nawet włosy zalizał równo do tyłu. Królowa uśmiechnęła się.
-Jakie jest Twoje życzenie, Mentorze de Rune?
Spytała, a ten zastanowił się, aby zaraz pokręcić głową.
-Nie powinienem tego mówić na głos.
Odparł, a ta uniosła brwi.
-Co masz na myśli…?
Dopytała, a Salvador puścił jej oczko, uśmiechając się. Policzki królowej zalały się czerwienią, a Constantin wyprostował się bardziej, chrząkając z niezręczności tej chwili.
-Na Boga…
Mruknął de Vez.
-Możesz… dołączyć do… bawiących się…
Wymruczała zdezorientowana Daisy, a Salvador kiwnął głową, gibiąc się na własnych nogach i wracając do Legionistów, wśród których chyba miał się odnaleźć najlepiej.
Z kolei na tyłach sali, już robiło się ciekawie, kiedy srebrnowłosy wskoczył zadkiem na bufet, tuż obok siedzącego przed nim Bartholomeowem.
-Wiesz, że nie umiem Ci już czytać w myślach?
Oznajmił z uśmiechem, a Black przeniósł na niego zielone oczy.
-Gdy ostatni raz umiałeś, skończyło się to trzema latami mojego niebytu.
-Możliwe, a ja miałem czarne pióra. Zresztą, ciekawe, czy zadziała na Ciebie Hipnoza…

Uśmiechnął się diabolicznie, wysuwając palce w jego stronę, lecz Barth wyglądał na niewzruszonego.
-Może czuję się słabo, ale mogę Ci przywalić.
-I tak mnie to nie zaboli, jesteś śmiertelnikiem…
-Ale sprawi frajdę.

Odparł z miejsca, a Archanioł zaczął się śmiać. Dawno nikt mu tak nie pyskował, co mu przypomniało, czemu Black zawsze był dosyć wyjątkowym człowiekiem.
Oczy Ostatniego Łowcy jednak przeniosły się na idącą w ich kierunku Saville. Bartholomeow podparł się laski i z dużym trudem wstał z krzesła, aby wyciągnąć w jej stronę drżącą dłoń.
-Moje gratulacje, Mistrzyni Saville. Należą Ci się.- Uśmiechnął się. Widać było na jego lewej dłoni symbol, który błysnął. -Wybacz, nie kontroluje tego. Czasem tak się dzieje… jestem trochę bezużyteczny dla obecnej organizacji, mam nadzieję, że nie gniewasz się moją emeryturą.
Zaśmiał się cicho, a Azazel zerknął na Onoskelis i znów na tę dwójkę.
-Nie przypominam sobie, abyś chciał w ogóle w tym uczestniczyć, nawet nie będąc kontuzjowanym…
-Zaraz Ciebie kontuzjuje, symbol wciąż działa.
-Właśnie! Musimy sprawdzić jak symbol reaguje na Archanioła! Dotknij mnie!

Powiedział z entuzjazmem, ale Black wydawał się uśmiechać do Beatrycze, całkowicie ignorując Azazela.
-Znam go od niecałej dekady i mogę zagwarantować, że on się nie zmienia...

Offline

#192 2021-11-03 16:09:06

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsFirefox 93.0

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Uśmiechnęła się również na to podsumowanie. Chyba faktycznie był w tym jakiś dziwny talent, biorąc pod uwagę, ile razy już groziła mu egzekucja, mniej lub bardziej. Ale zakłopotanie Contstantina, jakie przyszło za chwilę, było jeszcze zabawniejszym widokiem. Chyba jeszcze nigdy nie zachowywał się w ten sposób, ale proszę bardzo, niech choć raz poczuje się doceniony, przecież zasłużył na to.
— A tak, Gwardia z pewnością się przyda, zresztą nie tylko teraz. — Pokiwała głową, choć samo zniknięcie Oxygenu z gry trochę ją zaskoczyło. W końcu to był między innymi jego twór, tymczasem, niejako podzielał los Zakonu. — Wzajemnie — odparła i miała zamiar skierować się ku innym osobom, lecz na moment jeszcze jej uwagę przykuła cisza przy tronie, a wraz z nią rumieniec na twarzy Królowej. Odwróciła szybko wzrok i ukryła uśmiech, choć było dla niej jasne, co się tam właśnie podziało. Już wcześniej przeczuwała, a teraz zaś miała niemal pewność. Oj, Salv, niepoprawny jak zawsze.
Saville skierowała się do kącika z bufetem, gdzie zebrało się towarzystwo miejscowych legend. Kolejna szczypta rozbawienia miała ją dopaść na widok Azazela siedzącego na stole. Jakby wykorzystywał fakt, że nikt nie odważy się mu zabronić.
Onoskelis zerknęła na nich obu z powątpiewaniem, kiedy wspomnieli o hipnozie, ale nie odezwała się, pozwalając im chyba trwać dalej w swojej niepewności. Obserwowanie ich było na swój sposób ciekawe, chyba nigdy nie widziała, żeby któraś z Boskich Istot tak dobrze dogadywała się ze śmiertelnikiem. Tak swobodnie z obu stron.
— Masz ciekawe upodobania, Bartholomeowie — wymruczała tylko, by za chwilę powieść wzrok za jego spojrzeniem i wrócić do oglądania fikuśnie pokrojonych i ułożonych owoców, warzyw czy ciastek na stole.
Beatrycze uśmiechnęła się do Blacka, kiedy zaczął się podnosić. To było nadal dziwne. Starała się myśleć o nim, jak o Łowcy, lecz musiała się stale upominać. W dodatku to wrażenie, że za chwilę rozwinie skrzydła, te oczy, które teraz zdawały się nie pasować do twarzy. Wszystko tutaj było jakby nie na miejscu, a jednocześnie wydawało się znacznie lepiej poukładane, niż wcześniej. Czy tak się właśnie czuła Annabell? Na pewno nie dokładnie, wszak Beatrycze nie kochała Gabriela, a jednak zdążyła obdarzyć go sympatią i wiedziała dobrze, że będzie tęsknić. Ale to był Black.
— Nie wstawaj... — zaczęła, ale w sumie było trochę za późno — nie jestem tu księżniczką. Dziękuję. — Uścisnęła mu dłoń, wciąż się uśmiechając, by zaraz zerknąć na jego symbol i zaś na niego. Może to i lepiej, że miał inny sposób wymowy, przynajmniej oddalał tym niepotrzebne przyzwyczajenia. — Myślę, że niejeden chciałby emeryturę w twoim wieku — zaśmiała się cicho, chyba uznając, że odpowiadanie na to pytanie nie jest aż tak potrzebne. Zerknęła na Azazela z rozbawieniem, by zaraz pokręcić głową. — Absolutnie niereformowalny... zauważyłam już w miesiąc — odparła, zawieszając wzrok na twarzy Łowcy.
— Miesiąc? — rzuciła Anielica z powątpiewaniem, na jednak Mistrzyni pokiwała głową.
— Mhm... mniej więcej w tedy, gdy stwierdził, że brakuje mu mojej czapki — zaśmiała się.
Onoskelis uniosła lekko brwi, bo brzmiało to co najmniej dziwacznie. To znaczy mogła to sobie wyobrazić, nawet pasowałoby do Azazela, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że ocena w tym wypadku była głupio pochopna? Ludzie chyba mają do tego skłonności. W każdym razie znudziło jej się stanie, toteż wpakowała się na kolana Azazela.
— Też mi powód — wymruczała, opatulając się jego rękoma.
Beatrycze udała, że tego nie widzi, chociaż nie mogła pozbyć się wrażenia, że Anielica nie zrobiła tego przypadkiem właśnie teraz.
— Co zamierzasz, jeśli mogę spytać? — rzuciła do Blacka, opierając się lekko tyłem o blat z drugiej strony jego krzesła.

Offline

#193 2021-11-03 16:41:50

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 95.0.4638.50

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Anthony Winston, Salvador de Rune, Lisa Lethis, Joseph Rickards, Gascon, Letty Carneillon, Annabell Lethis, Azazel, Onoskelis, Bartholomeow Black


Ostatni Łowca zaśmiał się na jej uwagę.
-Każda dama powinna być traktowana jak księżniczka.
Odparł, w swoim stylu, a Azazel spojrzał na niego, jakby chciał go tymi słowami udusić. Mimo to przeszli dalej, na całe szczęście.
-To nie jest co prawda emerytura wymarzona, ale po latach od katastrofy w Evermoon, po prostu dziękuję losu, że przeżyłem. Zwłaszcza po ostatnich latach.
Usiadł zaraz, ale szybko nabrał zainteresowania, gdy w temat weszła czapka. Archanioł lekko otworzył usta, patrząc to na jedną, to na drugą. Co tu się…?
-Po prostu gustowne nakrycie głowy jest bardzo modne.
Powiedział przez zęby, jeszcze bardziej zaskoczony, gdy Onoskelis zrobiła coś, czego się po niej nie spodziewał. Usiadła na jego kolanach, jakby podpatrzyła to od śmiertelników, w dodatku wyglądało to, jakby zrobiła to po złości.
-C...c..co?
Mruknął, a na jego twarzy zaczęło malować się zakłopotanie, kiedy to Black wyglądał bardziej na załamanego tą sytuacją, lecz znowu obrał taktykę ignorowania ich, gdy zadano mu pytanie. Oparł się ramieniem o krzesło.
-Wyjeżdżam ze Stolicy. Chce się uwolnić od tego miejsca. Mój ród pochodzi z Arteusu, mam tam rodzinną posiadłość. Spróbuję… żyć normalnie, wykorzystując czas, jaki mi pozostał. A nie wiem jak dużo go mam.
Uśmiechnął się.
-Chciałeś chyba powiedzieć: "spróbujemy".- Podjęła Bella, podchodząc do ich grona ze swoją siostrą i kładąc dłonie na barkach Bartholomeowa. -Zdecydowaliśmy się odciąć od przeszłości i spróbować na nowo.
Dodała w kierunku Beatrycze, a Black kiwnął na to głową z uśmiechem. Lisa z kolei założyła ramiona na piersi.
-To raczej mało możliwe, ale warto spróbować, co?
Spytała retorycznie, choć Barth wyglądał na dumnego z młodszej Lethis, gdy widział na niej symbol i te werwę, która miał kiedyś. A wtedy Azazel przymrużył oczy, patrząc w nicość.
-Wszyscy odchodzą… ale ja też…- Zwrócił tym uwagę reszty. -Muszę odnaleźć inne Anioły. Przemówić im do rozumu…
-Ambitnie.

Wtrącił Black, z nutą sarkazmu.

Offline

#194 2021-11-03 17:49:17

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsFirefox 93.0

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

Zaśmiała się w duchu na słowa Archanioła, który najwyraźniej poczuł się czymś urażony? Ugryziony chyba bardziej. No i skąd ta nagła zmiana nastroju, skoro jeszcze przed chwilą bawił się jak dziecko? Zupełnie jakby jej już nie potrafił odpowiedzieć, a na to chyba nieco liczyła. Cóż, nie można mieć wszystkiego, Beatrycze skupiła się na rozmowie z Blackiem.
To, co mówił, było z jednej strony zaskoczenie, ale to szybko przeminęło. Chyba po prostu chodziło o zwyczajność tej wizji, chyba jeszcze nie przestawiła się na tę codzienność. Kiedy spojrzeć na to w ten sposób, to pomysł Blacka był bardzo przyjemny, mogła wyobrazić sobie jego zmęczenie tym wszystkim, co się działo, nie mniejsze niż ich, choć zdawał się nieobecny.
Tymczasem Onoskelis owładnęło dziwne i raczej niekomfortowe uczucie, kiedy ciężko było nie zauważyć ogólnej sztywności Archanioła, a jego jedyną reakcją było wymruczane niepewnie pytanie. Chyba nie taki efekt sobie zaplanowała, może troszkę, ale nie taki, to sprawiło tylko, że sama poczuła nieprzyjemną niepewność i zmieszanie. Zsunęła się cicho z jego kolan, stając sobie tuż obok niego. Kątem oka zerknęła na Azazela, a zaraz na kolejną osobę, która kierowała się w ich stronę.
Beatrycze pokiwała głową.
— Chyba cię rozumiem... — Przeniosła wzrok na Bellę. To była urocza scena, zdecydowanie warta zobaczenia. — Warto chociażby dla chwili spokoju. — Zerknęła na Lisę i znów na nich. — Mam nadzieję, że znajdziecie niejedną — dodała, by po chwili spojrzeć na Azazela razem z pozostałymi, choć w przeciwieństwie do Bartholomeowa, w jej oczach nie było kpiny. — Chcesz... ich zjednoczyć?... Czy raczej przebudzić? — zapytała z lekkim wahaniem, bo pierwsza opcja mogła rodzić kolejne problemy, właściwie to obie i byłby to zdecydowanie duży krok na przód, nie była tylko pewna, w którą stronę. I co takiego Azazel miał na myśli, mówiąc "rozum".

Offline

#195 2021-11-03 18:13:56

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 95.0.4638.50

Odp: ...bo Ty jesteś ze mną. (Fabuła)

MG = Anthony Winston, Salvador de Rune, Lisa Lethis, Joseph Rickards, Gascon, Letty Carneillon, Annabell Lethis, Azazel, Bartholomeow Black


Zachowanie Onoskelis z każdą chwilą robiło się dla niego coraz dziwniejsze. Zaraz sama wyglądała na zmieszana i żałując swojej decyzji, co oznajmiła, odsuwając się. Westchnął na to, chyba bezradny w tej sytuacji. Mogą mu zmienić kolory, ale dalej pozostawał tą samą nieczuła istotą. Musiał to chyba przetrawić.
Mimo to spojrzał na Saville, gdy zaczęła dopytywać. Wtedy spoważniał.
-Nie wiem, czy można mówić o zjednoczeniu gatunku na wymarciu. Lecz przebudzenie… to dobre słowo. Pojąłem, że Anioły trwały w głębokiej hipnozie. Gdy odzyskałem anielską moc, nie utraciłem uczuć. Więc to nie ona była przyczyna samą w sobie. To nie był rasowy błąd. A więc ten stan można zmienić, a być może wciąż są tacy, którzy trwają w tym letargu. Chce to zmienić. Otworzyć im oczy. Tak jak mógł tego doświadczyć Gabriel. Aby zrozumieli ten świat. Może tylko tak pojmą własne błędy i przetrwają.- Umilkł na moment. -Chcę, aby Onoskelis mi towarzyszyła. Ona będzie dla nich przykładem i moją pomocą. Oraz… nie chce zostawiać jej samej.
Dodał już ciszej, lecz wystarczająco słyszalnie.
Wszyscy za moment jednak porzucili te trudne tematy, czepiając się czegoś trywialnego, Mistrzyni zaś wiedziona własnymi krokami, stanęła przed plecami Salvadora, który opowiadał coś kilku Legionistom, nim dostrzegł jej obecność.
-O witam, witam. Wciąż przetrawiam Twoje życzenie. Więc Ty i Felix…?
Spytał z uśmiechem.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 2
[Bot] ClaudeBot (2)

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
kursy projektowania wnętrz | studnie głębinowe limanowa | lab laser przedstawiciel | balustrady szklane warszawa | tanie przeprowadzki warszawa