Nie jesteś zalogowany na forum.
MG = Caspian Roxenhaus
Rzeźbiarz uśmiechnął się na jego odpowiedź, jakby była wystarczająca. Chyba niczego więcej nie oczekiwał.
-Wręcz odwrotnie, mam nadzieję, że będziesz na nią uważać. Jest… nieustępliwa, jeśli mogę tak to ująć, ale przecież… wszyscy do czegoś dążymy.- Założył ręce na biodra. -Z drugiej strony, niedobrze też byś szedł tam sam. Może powinniście chronić siebie wzajemnie.- Dodał z cichym chichotem, by też odwrócić się od niego, ale coś go znowu zatrzymało w progu. Przetrawił własne myśli. -Tak w ogóle… nie dokończyłem tej twarzy… uznałem, że to oszpeciłoby moje dzieło.
Nadmienił z kolejnym uśmiechem i wrócił do salonu…
******
ROZDZIAŁ XIX: TO CO W ŻYCIU NAJWAŻNIEJSZE
Arteus - Port
MG = Cathria La'Valliet
Jeszcze tego samego dnia, choć późnym wieczorem, Hannibal umówił się na spotkanie z Cathrią w porcie, będącym neutralnym terenem. Niebo wciąż pozostawało pochmurne, ale przynajmniej nie padało. Blondynka w swoim czarnym płaszczu i charakterystycznym kapeluszu była dosyć łatwa do spostrzeżenia. Punktualna zresztą jak zawsze. Jednak pojawiły się okoliczności nieprzewidziane…
-Myślisz, że jestem taka głupia jak Hannibal, aby dawać się zwodzić…?
Spytała La’Valliet kobietę, którą dobrze Kneynsberg znał. Była to Naama, po tak długim czasie znów obecna, ale bardziej pochłonięta swoją rozmówczynią, niżeli przyglądającym się im Łowcą.
-Szukasz ciągle podstępu, tam gdzie go nie ma! Zarzucasz mi kłamstwa, a sama ukrywasz prawdę przed Hannibalem!- Rzuciła Upadła, na co Cathria otworzyła szerzej oczy. -Nic nie chroni Twojego umysłu, ani ciała przede mną, wiem wszystko.
-Tym pokazujesz swoje prawdziwe oblicze. Pokusa, zwodzenie, przebiegłość…- Warknęła. -...czego Ty chcesz…
-Hann!
Oznajmiła Upadła, gdy swąd siarki oznajmił jej, że Łowca jest w pobliżu. Za chwilę też Cathria skupiła wzrok na Hannibalu, opuszczając brwi.
Offline
Na szczęście umówienie się z Cathrią nie stanowiło problemu, a trochę się o to obawiał, zważywszy na jej zniknięcie ze sceny. Ale nie powstało praktycznie żadne opóźnienie, a to tym lepiej. Świeże powietrze również pomagało zebrać myśli, chłodny wieczór nad brzegiem Bezkresu był chyba właśnie tym, czego potrzebował. Jak też i pustawe ulice, pozwalające odetchnąć. Brak ludzi w najbliższej okolicy dawał złudne poczucie braku szaleńczej odpowiedzialności.
Dostrzegł Cathrię dość szybko, ale nie podszedł do niej od razu, widząc kogoś obok. Kobieta z początku była zaskoczeniem, a kiedy tylko zorientował się, kto to jest, stała się jeszcze większym. Był pewien, że wciąż krążyła gdzieś w pobliżu, ale miała zwyczaj pojawiania się w najmniej oczekiwanym momencie. A teraz nie był pewien, czy tak do końca się z tego cieszy. W dodatku ich kłótnia nie wróżyła niczego dobrego. Ale głupi? Brwi Hannibala mimowolnie ściągnęły się na moment, nim nie skupił uwagi na czymś ważniejszym.
— Witajcie... — rzucił spokojnie, podchodząc do nich, kiedy już został zauważony. — Jaką prawdę? — Stanął przy nich i zawiesił spojrzenie na Cathrii, bo to od niej oczekiwał odpowiedzi na to pytanie. Chwilowo nie zamierzał wdawać się w dyskusje o intencjach Upadłej, bo ten temat raczej do niczego nie prowadził.
Offline
MG = Cathria La'Valliet, Naama
Nie trzeba było udawać, że obecność Hannibala z początku nie zaskoczyła kobiet, z drugiej strony to Cathria była opętana przez różne negatywne emocje, a osoba Naamy tym bardziej rodziła jej obawy, zwłaszcza gdy czasu było coraz mniej… nie mogła więc zachować takiego spokoju jak wszyscy inni.
-Nie jest to istotne, nie tak jak fakt, że Naama ukrywa przed nami coś co mogłoby nas uchronić przed zagrożeniem!
Oskarżyła ją znów, tym razem przed Hannibalem, na co czerwone oczy Upadłej nabrały jeszcze gniewniejszego wyrazu.
-Gdybym mogła ostrzec Hannibala przed czymkolwiek, tak też bym uczyniła!
-Lecz dlaczego?!- Krzyknęła Cathria. -Co miałaby z tego boska istota, która od setek lat strzeże świątyni! Czemu nagle wszystko się zmieniło?! A przede wszystkim, co Ty na tym masz zyskać?!
Zapytała wściekła, a ich kłótnia zaczęła oddziaływać na nie obie, jakby Hannibal prędko przestał być tu jakąkolwiek stroną dyskusji.
-Robię to, bo…!
Zacisnęła usta, przepełniona różnymi myślami, a jeszcze do jej głowy spychały się obraźliwe niewypowiedziane słowa La'Valliet, która zaraz zwróciła się do Kneynsberga.
-Mam tego dość. Naama nie jest naszym sojusznikiem, wkłada palce we wszystko co tylko się dzieje, a potem znika w dogodnych jej momentach! Nawet Ciebie wprowadza w pułapkę, to w końcu demon, istota grzechu…!
-Jak śmiesz?!
Krzyknęła Upadła Anielica, nim nie pochwyciła Cathrii za gardło i nie uniosła jej w górę, na co dziewczyna zaczęła wierzgać i walczyć z uściskiem, tracąc dech. Naama miała ochotę zmiażdżyć jej krtań…
Offline
Chyba nie powinien spodziewać się, że dostanie odpowiedź, ale to co powiedziała, było dziwne na swój sposób. Niezrozumiałe, bo przez moment zabrzmiała tak, jakby znała tajemnicę Upadłej. Szybko jednak zorientował się, że to zupełnie co innego.
— Co ty mówisz... — zaczął, ale Naama wtrąciła się z obroną własnej osoby. Wystarczył jeden rzut okiem, by zrozumieć, że nie jej prawdomówność jest tu teraz najważniejsza. — Wstarczy... — Bynajmniej go nie słuchały, zaś Cathria stąpała po coraz bardziej kruchym lodzie.
Spojrzał na Naamę, kiedy nagle zamilkła. To było niepokojące, a kolejny wybuch Skryby niczego nie naprawiał. Hannibal słuchał jej tak, jakby tylko czekał na moment, by przerwać, ale nie zdążył. Coś, co usilnie od siebie odsuwał, rzeczywiście się wydarzyło.
— Nie! — Natychmiast wepchnął się pomiędzy nie, chwytając za rękę Upadłej, by opuścić ją w dół, choć równie dobrze mogłaby nie zwrócić najmniejszej uwagi. — Naamo, zostaw ją! To niczego nie rozwiąże — mówił stanowczo, choć zarazem była w tym szczera obawa, nie tylko o Cathrię, ale i samego siebie. — Puść ją, proszę, nie rozumiesz... Nie bądź potworem...
Mógł mieć jedynie nadzieję, że coś z tego przemówi do Upadłej, a on ma więcej racji niż Cathria. Z tyłu głowy powoli rodziła się irytacja, ale chwilowo nie miała siły przebicia, a Hann uparcie wpatrywał się w karmazynowe oczy Naamy, szukając tam tego, co zwykł widzieć. Albo zaprzeczenia. Ona sama zauważyć mogła, że choć trzymał ją obiema rękami, to symbol Łowcy pozostawał uśpiony, jedynie dając znać o obecności skrzydlatej.
Offline
MG = Cathria La'Valliet, Naama
Żadna ludzka siła nawet rosłego mężczyzny nie była w stanie wpłynąć na boską istotę, toteż chwyt Łowcy, pozbawiony aktywnego symbolu, mógł wyglądać jak siłowanie na rękę z posągiem. Przez pierwszą chwilę żadne słowa nie docierały do umysłu Naamy, była gotowa zatracić się w gniewie, oddać swej naturze i zabić Cathrię jak irytującą muchę, ale w końcu - wszystko zaczęło ustępować. "Nie bądź potworem" przedarło się przez jej świadomość. Już to kiedyś słyszała...
Spojrzała w oczy Hannibala i mimowolnie zwolniła uścisk, uwalniając Skrybę, która opadła na ziemię. Anielica cofnęła się gwałtownie patrząc zaraz na własną dłoń, na demoniczne pazury które wysunęła nieświadomie, by szybko je ukryć, przekształcając w ludzkie palce. Co ona uczyniła…? Hann… Hann…
Cathria przetarła szyję, już ewidentnie tracąc cierpliwość matactwami i agresywnym zachowaniem Naamy, która cały czas wydawała się nie mówić całej prawdy, a jej powód pomocy był niejasny.
-Nie dajesz sobie ufać. Ja mam Tobie zaufać…? Jesteś Upadłym Aniołem, strzeżesz świątyni, a dajesz Hannibalowi artefakt na tacy! Ostatni raz powtórzę, co na tym masz zyskać?!
Zapytała bez ogródek, zaś Naama patrzyła na nią zagubionym wciąż spojrzeniem, zaraz uciekając nim ponownie na Kneynsberga.
-Nic… ja… obiecałam pomóc…
-Jesteś więc sojusznikiem, czy zawodzisz nas?!
Wtrąciła agresywnie La'Valliet, zaś Anielica niemo otworzyła usta, nadal patrząc tylko na Łowcę.
-Przysięgałam…- Urwała, jakby próbowała coś powiedzieć, lecz coś nie pozwoliło jej wydobyć tego z gardła. -...ja… przecież to ja… Twoja Naama…- Uśmiechnęła się, a do jej oczu zaczynały napływać łzy. -...nie pamiętasz…?
Dodała, zaraz tylko głucho wpatrując się w niego. Nie wiedziała czego sama oczekiwała. Bo czemu miałaby oczekiwać czegokolwiek. W końcu była tylko Upadłą, swoją prawdziwą naturę pokazała mu nawet przed chwilą...
-Dosyć kłamstw!
Rzuciła Skryba opuszczając brwi. Naama przymknęła oczy, wyraźnie już czymś zmęczona. Cathrią, a może wszystkim.
-Tak… dosyć…
Wyszeptała, a wtedy błyskawicznie zniknęła, na co Cathria cofnęła się i otworzyła szerzej oczy. Uciekła. Po prostu. To było jasne potwierdzenie, że coś ukrywała, a oni może zmierzali ku zgubie.
-A więc… musimy dowiedzieć się tego sami…- Wypuściła powietrze, lecz zaraz wywołała tym odruch kaszlu, plamiąc swoją rękawiczkę krwią. Podparła się kolana, jakby wspomóc się w utrzymaniu równowagi, gdy cała na twarzy zbladła. To było już za dużo… Hannibal i tak w końcu by to zauważył. -Musimy też… porozmawiać…
Offline
Wydawała się zatracona w gniewie, który ją ogarnął i to właśnie najbardziej przerażało Hannibala. W tej jednej chwili mógł stracić je obie, przez jedną głupią sprzeczkę, która przecież i tak nie miała znaczenia.
Zerknął kontrolnie na Cathrię, kiedy została uwolniona, ale nie przewróciła się. To był dobry znak, oddychała, to również doskonały. Ale to zarazem pozwoliło jej ciągnąć ich nieszczęsną kłótnię, a Hannibal prawie nie wierzył w to, co słyszy. Czy ona niczego nie mogła się nauczyć?
— Cathrio, wystarczy tego — warknął, a zaraz zerknął na Naamę, choć nie do końca wiedział, co powinien powiedzieć. — Spokojnie... Pamiętam, uspokójcie się obie... — Kneynsberg zaraz przymknął oczy, słysząc kolejne krzyki Skryby. Gdyby tylko nie była kobietą...
Mimo wszystko nie odsuwał się z linii pomiędzy Upadłą a Cathrią, tak by mieć pewność, że nie dojdzie więcej do rękoczynów. Ale efekt nie był wcale wiele lepszy.
— Nie, zaczekaj!... — zaczął, ale ona już zniknęła, pozostawiając ich zupełnie samych. Tak jak początkowo miało być, jednak nie w ten sposób. — Nic ci nie jest? — spytał, zwracając się z powrotem do Cathrii, a zaraz zmarszczył brwi. — Oszalałaś? — warknął. — Co niby miało nam dać wyprowadzanie jej z równowagi, poza twoją śmiercią? Poza tym, oni nie umieją kłamać. I nie mogą złamać paktu. A nawet gdyby omijała prawdę, co chciałaś usłyszeć, skoro i tak jej nie wierzysz? — To nie była dyskusja skazana na porażkę? Zaraz jednak jego uwagę przykuła krew na rękawiczce Skryby, a to nie tylko kazało się zastanowić, co też przypomniało, że były ważniejsze rzeczy. — To ona? — rzucił i westchnął cicho, przecierając czoło. — Przepraszam... Musimy, mamy duży problem, Cathrio... Mów pierwsza.
Offline
MG = Cathria La'Valliet
Wołanie Hannibala za Naamą odbiło się od głuchej ciszy, która nastała tuż po jej zniknięciu. Z pewnością nie miała już sił, aby przebywać w pobliżu Cathrii, może też odwagi, by zmierzyć się z Hannibalem oraz konsekwencjami swoich działań. Może faktycznie, Upadli i ludzie byli niekiedy bardziej podobni, niż któraś ze stron chciałaby przyznać.
Blondynka powoli dochodziła do siebie, jednak krzyk Kneynsberga nie pomagał tu w niczym, to jednak wolała chyba jego zbulwersowanie nad żelaznym chwytem boskiej istoty.
-Jesteś Łowcą, nie ja, a mimo to też powinieneś czuć, że za tym wszystkim coś się kryje… Upadli nie mają swojej reputacji tak po prostu… może dlatego są czymś przerażającym…
Wypowiedziała się, aby zaraz znów spróbować wyprostować i zetrzeć krew z ust. Jej błękitne oczy powróciły na niego, gdy ten zaczął chyba chłonąć ze swoich własnych nerwów. Nie zazdrościła mu tego rozdarcia.
-Nie, nie ona. Może jedynie to wywołała.- Chrząknęła, aby zaraz powoli zaciągnąć się świeżym powietrzem. -Z pewnością problemy nas lubią.- Westchnęła. -Prawda o której wspomniała Naama dotyczy mojego zdrowia. Ja umieram, Hannibalu. I nie ma niczego co mogłoby to powstrzymać. I proszę, nie rozczulaj się…- Przeszła spokojnym krokiem w kierunku oceanicznego horyzontu. -Prawie niczego. Badając księgi, znalazłam informację, że Pastorał Michaela miał anielską moc leczenia chorób, a nawet zapewnienia długowieczności. Nie zależało mi na tym drugim, lecz przynajmniej na… zdobyciu kilku lat więcej tego życia.- Założyła rękę na biodro i opuściła podbródek. -To mnie skierowało do Arteusu. Byłeś mi po drodze, bo miałeś większy dostęp do wiedzy. Prawdę powiedziawszy, liczyłam że pomożesz mi wejść do świątyni Myrrnahaar, a jeśli byłoby trzeba, obudziłbyś się na brzegu, nawet mnie nie pamiętając. Hah, nawet taki był plan. Ja wygrywam, nikt nic nie traci.- Jej spojrzenie wydało się nabierać smutku, nim nie spoczęło na Kneynsbergu. -Byłam głupia. Mój ostatni rok życia spędziłam z Tobą i z Zakonem Łowców, nawet Roxenhaus okazał mi więcej wsparcia, niż kurwa sobie zasłużyłam, rozumiesz?- Odwróciła wzrok. -Może nie powinnam być taka samolubna… zrozumiałam, że są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze… Pastorał nie powinien być zwykłą zabawką. A ja nie oszukam śmierci. Ale przynajmniej ostatnie moje chwile mogę poświęcić innym. Chociażby pomocy Tobie, bo nigdy nie miałeś samolubnych intencji. To szlachetne i… nie czułabym wstydu, że mogę się do tego przyczynić. Nie chcę odejść jako złodziej. Jeśli wciąż mnie potrzebujesz…
Wypuściła powietrze, choć nie czuła się dumna z tej mowy, bo w żaden sposób się jej nie układała. Ale mogła przynajmniej wyrzucić z siebie to co ciążyło jej na sercu, a jak zostanie to odebrane… miało się okazać.
Offline
Chyba spodziewał się jej własnego krzyku w odpowiedzi, ale nie. Już samo to kazało się zastanowić, a słowa Cathrii były bardziej niż trafne. A jednak nie przekonywały do tego, że racja leżała wyłącznie po jej stronie.
— Pamiętam, kim jest — odparł tylko, zachowując dla siebie część o tym, kim on sam jest i co z tej pamięci dokładnie wynika. Nie chciał o nic oskarżać Naamy, mając za dowód wyłącznie jej rasę, zwyczajnie nie chciał. Ale jednocześnie wiedział, że nie wolno mu o tym zapomnieć, a ta świadomość była nadzwyczaj męcząca.
Gotów był złapać Cathrię, gdyby poczuła się gorzej, ale chyba nie było to konieczne. Jej kolejna odpowiedź też była uspokajająca, przynajmniej z początku, bo za chwilę oczy Hannibala rozszerzyły się mimowolnie. Nawet gdyby chciał się rozczulać, nie wiedziałby teraz, co powiedzieć, więc tylko wodził za nią wzrokiem. Jej plan... był logiczny, a jednak w jakiś sposób bolesny. Zaraz miał wrażenie, że niekoniecznie rozumie, ale nie przerywał, po chwili przenosząc wzrok na horyzont.
— To był całkiem niezły plan... chyba byłem wtedy o wiele bardziej naiwny, niż dziś — zaczął z wolna, z nikłym uśmiechem, zaraz podchodząc do Cathrii, by rzuvić okiem wokoło i w końcu zawiesić na niej spojrzenie. — Ale to już nieważne. Cieszę się, że doszliśmy do podobnych wniosków... bo znów potrzebuję twojej pomocy — kontynuował nieco ciszej. — Muszę odnaleźć Pastorał i wiem, jak się tam dostać... Ale nie jestem w tym jedyny. To sanktuarium jest stracone, trzeba znaleźć inne, by nie wpadł w niepowołane ręce. — Przymknął na moment oczy i westchnął cicho. — Pamiętasz, co mówiłem wtedy na ulicy? Niezależnie od jej intencji, trzeba zakładać, że Naama nie jest jedyną, która zajrzy ci do głowy, to tworzy kolejne schody. — Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na horyzont, aż wpadła mu pewna myśl. — Chwileczkę, co powiedziałaś? Wcześniej, że... niczego bym nie pamiętał? — Spojrzał znów na Cathrię z nową uwagą.
Offline
MG = Cathria La'Valliet
Parsknęła cichym śmiechem, gdy Haannibal docenił jej bezduszny plan, nawet jeśli było to teraz bardziej ironiczne założenie. Tak, sama musiała przyznać, że nie tylko ona się w ten rok zmieniła, bowiem Kneynsberg przeszedł swoją własną, wewnętrzną przemianę. Daleko mu było do tego zagubionego i błądzącego szczeniaka na ulicach Arteusu.
-Zdobyłeś dysk…?- Spytała wpierw, ale skoro wiedział jak się dostać do artefaktu to nie powinna być to kwestia warta podważenia. -Cóż, wiemy już, że Bractwo Cieni jest poważnym zagrożeniem. Poza tym, nie wiadomo ile demonów od dawna poszukuje Pastorału… o wielu historia wręcz zapomniała.- Westchnęła, by przerzucić na niego błękitne oczy. -Pod tym względem posiadacz anielskiego symbolu ma przewagę. Gdybym ja znalazła Pastorał, najpewniej każda boska istota w promieniu najbliższych kilometrów, wiedziałaby. Może mój plan był spalony od początku. Ale jeśli Ty weźmiesz artefakt, możesz być z nim niewidzialny. Ale gdzie znaleźć azyl lepszy od tego, który zbudowała starożytna cywilizacja…- Wzruszyła ramionami, ale Hannibal prędko skupił uwagę na innej kwestii, która przez moment umknęła Cathrii. -Tak… wedle zapisków z Mrocznych Wieków, artefakt nie tylko kontrolował umysły, ale mógł też przekształcać myśli… czy też wspomnienia… dlatego moc Pastorału jest nieograniczona i żadna istota mu się nie oprze. W moim założeniu wystarczyło po prostu pozwolić o sobie zapomnieć…- Wytłumaczyła, by po chwili zwrócić się w stronę Hannibala i zdjąć swoją zakrwawioną rękawiczkę, chyba pierwszy raz odkrywając swoją dłoń, którą skierowała w jego stronę w geście uściśnięcia. -Posłuchaj… zacznijmy od nowa. Pomogę Ci dostać się do Myrrnahaar. A Ty wtedy zrobisz jak uznasz za słuszne. W porządku…? Skończmy to na dobre…
Offline
Z wolna pokręcił głową, bo ciężko było powiedzieć, by go zdobył. Ale nie mógł tego zostawić w ten sposób, bo zrodziłoby to tylko więcej pytań.
— Dopiero zdobędę — odparł, pomijając wszystko to, co zostało powiedziane zarówno w ratuszu, jak i katakumbach. Nie było teraz istotne, poza tym, im mniej wiedziała, tym bezpieczniej było dla ich planu i dla zaginięcia artefaktu. — Bractwo Cieni nie szuka Pastorału, jestem tego prawie pewien, a demony... — Wzruszył ramionami. — Nie sposób stwierdzić, dawno żadnego nie widziałem — odparł z cichą rezygnacją, ale to zaraz zrodziło nową myśl. Arteus miało wręcz zaskakująco mało problemów z potępionymi istotami, nie licząc wampirów. Zestawiając to ze słowami Paratheo, czuł się wręcz dziwnie.
Jego spojrzenie znowu wylądowało na Cathrii, kiedy zaczęła wyliczać ryzykowne sytuacje. Generalnie prawdziwe, ale w pamięci znów stanęły mu słowa, tym razem Naamy. Wtedy nie zadawał tego pytania w takim celu i uważał, że nie dowiedział się wiele, ale to był chyba jeden z tych szczegółów, które okazują się istotne w najmniej oczekiwanym momencie. Z drugiej strony ulice miasta trochę się wyludniły.
— Wiedziałaby, o ile zajrzałaby akurat do twoich myśli... W tłumie zapewne byłaby to kakofonia — odparł, chyba bardziej do siebie niż do niej. Ale ostatecznie to nie miało teraz zastosowania, na morzu zostaną sami. Zaraz też zerknął na Cathrię. — Chyba wiem, gdzie może być odpowiednie miejsce...
Nie był tego pewien tak naprawdę, niczego nie mógł być pewien, zwłaszcza patrząc w przyszłość, ale to był najlepszy z dostępnych wyborów. Tak czy inaczej, artefakt musiał wydostać się z zamknięcia, należało więc zamknąć go w o wiele szczelniejszej komorze zapomnienia. A skoro już o nim mowa, to wypłynął bardzo istotny fakt, który dodatkowo wiele mógł wyjaśnić, tylko... nie da się czegoś użyć i jednocześnie odłożyć do zamkniętej komory. Czy tak właśnie miał wyglądać grobowiec Pierwszego Łowcy? Ta myśl rodziła dreszcz na plecach.
— To może mieć nieprzewidziane konsekwencje... — wymruczał, w zamyśleniu przykładając dłoń do twarzy. Nie mogli mieć pewności, że używanie Pastorału jest tak proste, jak się im wydaje. Był wręcz przekonany, że będzie inaczej.
Zaraz jednak porzucił tę myśl, spoglądając najpierw na dłoń Cathrii, a potem na nią samą. A potem uśmiechnął się lekko.
— Tak, skończmy to — odparł i uścisnął jej rękę. — Powiem ci niedługo, czego będziemy potrzebować.
Offline
ROZDZIAŁ XX: PIERWSZY ŁOWCA
Zatoka Bezkresu - Świątynia Myrrnahaar
MG = Cathria La'Valliet
Nie obyło się bez kolejnego rejsu na głębokie wody, lecz tym razem w w mniejszej i mniej stabilnej łajbie, której kierunek starała się podtrzymać Cathria z pomocą magicznych sztuczek smagahących niskie żagle. Woda robiła się bardziej burzliwa, ale na szczęście odnaleźli właściwe współrzędne. Cathria zdecydowała się pozostać na łodzi, aby nie obciążać się dodatkową magią, zaś wszystkie wysiłki skupiła na osobie Łowcy, ze starą sztuczką na bańkę oddechową.
Hannibal bez przeszkód znów mógł zanurzyć się w ochładzającej się mętnej wodzie, aż znów nie ujrzał pogrzebanych ruin świątyni Myrrnahaar, dawniej wzniesionej ku czci panteonu Demonów, a dziś zaś, zapomnianym grobowcu. Łowca ominął wszystkie wystające zagrożenia, mijając szale, opływając wyrwy w grubym kamieniu, aż dotarł do znajomych drzwi, potężnych i zdobionych wgłębieniem na dysk. Ów klucz, który Mentor przekazał Kneynsbergowi, kiedy tylko znalazł się we właściwym miejscu, cały rozbłysnął bladoniebieską łuną, która objęła drzwi. I wtedy też, zaczęło się trzęsienie ziemi, które wprawiało wszystko w ruch, zaś on sam szybko zderzył się z podłożem, które zaczęło wzbijać się w górę, pragnąc wydostać się z dna, choćby za cenę walących się wyższych kondygnacji świątyni. Ciężko ocenić co wprawiało w ruch tak potężny twór, ale pradawna magia nie umierała.
Zaraz świątynia wyłoniła się z tafli wody, choć w rzeczywistości, tylko to co z niej pozostało po tak gwałtownym wynurzeniu, mianowicie zamknięta wrotami kopuła, szeroki plan i most, który przy wynurzeniu dotarł aż do portu Arteusie, gdzie też przebił się przez kamień w porcie, zupełnie lekceważąc nowożytne budownictwo, które dawniej go pokryło. Gdy tylko Hannibal zorientował się w obecnym położeniu, dostrzegłby, że łajba którą przypłynęli, leżała zrujnowana na tym placu jak zepsuta zabawka, a czar, który chronił go wcześniej przed utopieniem, zwyczajnie prysł…
Offline
Morze nie było spokojne, tak samo jak myśli Łowcy. Cały dzień wydawał się jakiś ponury, choć nie miał wielu powodów, by tak sądzić. O'Dhall chyba niczego nie podejrzewał, ani w nim, ani w pozostałych, to trochę podnosiło na duchu, ale im bliżej byli celu, tym większy czuł ciężar na swoich barkach. Dalej nie był pewien, czy temu podoła, walka z pokusą potrafi być najtrudniejszą ze wszystkich.
Łódź przestała rozdzierać fale, choć ciężko powiedzieć, by zatrzymała się w miejscu. Uderzająca o burty woda zdawała się jeszcze ciemniejsza niż wtedy, gdy byli tu poprzednim razem. Wtedy było to tylko morze.
Hannibal odetchnął głębiej, zerknął na Cathrię i zanurkował.
Szum wody ocierającej się o granice bańki natychmiast odciął od wszystkich pozostałych dźwięków, otulając go bezpiecznie, odciągając od świata. Przez chwilę istniał tylko on, granatowa toń i światło symbolu łagodnie jaśniejące na jednej z dłoni. Przez chwilę wokół panował błogi spokój, aż rzeczywistość wyłoniła się z mroku wody w postaci obrośniętych i zniszczonych wież świątyni.
Łowca mimowolnie rzucił okiem wokoło, kiedy znalazł się na jej głównym placu, a potem w większej sali. Wciąż pamiętał tragiczny początek historii, ale nigdzie nie dało się dostrzec białych kości. Być może ryby je rozniosły po dnie.
Ostrożnie mijał kolejne korytarze, by w końcu znaleźć się przed wrotami do zapieczętowanej komnaty. Powinien się spieszyć, ale zawahanie było na tyle silne, by przez parę długich sekund zatrzymać Hannibala w miejscu, wpatrującego się we wgłębienie w odrzwiach. To było przerażające, tylko jeden tak banalny ruch dzielił go od wyboru pomiędzy zachowaniem starego nieładu a jego zniszczeniem i własnym porządkiem. Lecz to byłby tragicznie złudny porządek.
Potrząsnął głową i wyciągnął z torby dysk, na który tylko przelotnie rzucił okiem, by zaraz włożyć go na miejsce. Nie był pewien, czy to wystarczy, ani tym bardziej, co się właściwie stanie, ale efekt i tak przerósłby oczekiwania. Kneynsberg ciężko uniósł się na rękach, czując jakby podłoga sama na niego napierała. Nie był pewien, ile to trwało, a uderzenie powierzchni wody było niczym gwałtowny powrót do przytomności z dziwnego snu.
Stanął chwiejnie na nogach, spostrzegając, że zniknęło morze, a nad sobą ma niebo. Zawiesił na moment spojrzenie na moście rujnującym nabrzeże Nowego Arteus, a potem za sobą napotkał wywróconą łódź.
— Cathrio! — krzyknął, ruszając w jej stronę. W jego głowie pełno było pytań i ostrzeżeń, chociażby przed tym, by nie zostawiać drzwi samych, ale to przecież nie było daleko, prawda? Mogła uderzyć się w głowę, wpaść do wody i podtopić, a mogło też nic jej nie dolegać i jeśli tylko by się odezwała z czymś takim, z pewnością by zawrócił, ale musiał mieć pewność. Pewność, że "za chwilę" nie będzie tym samym co "za późno".
Offline
MG = Cathria La'Valliet
Drzwi wciąż połyskiwały bladym światłem, jakby zapraszały go do środka, nawoływały, aby tylko je dotknąć, lecz gdyby tylko mogły żyć własnym życiem, byłyby zaskoczone faktem, że Hannibal porzucił je samotnie, aby sprawdzić co się stało z jego przyjaciółką. Łowca podbiegł do ruin małego statku nie spotykając się z żadną odpowiedzią ze strony nawoływanej, lecz niespecjalnie długo zajęły mu poszukiwania, bowiem Skryba wciąż tam była, przygnieciona przez kilka odłamanych większych belek. Z jej nosa ciekła krew, ale oddychała, przede wszystkim żyła. Jeśli tylko Kneynsberg natychmiast pomógł jej oswobodzić się z tej pułapki, Cathria przeczołgała się kawałek dalej, aby obrócić się na plecy, unosząc klatkę piersiową nieco szybciej, niż zazwyczaj.
-Czy Ty wiesz co to dyskrecja…?
Spytała z ironią, zaraz czując krople deszczu na swoich policzkach. Zaczynało padać, jakby niebo oburzyło się na nich za tę profanację grobowca. Sama w to nie wierzyła, ale z pewnością tak opisałby to trubadurzy…
Hannibal nagle poczuł uderzenie, które odrzuciło go na środek placu, tak szybko jakby w jednej chwili wyparował w oczach La'Valliet.
-Hannibal…
Sęknęła Cathria, która obróciła się na bok, widząc zaraz z niepokojem w oczach, jak do leżącego Łowcy podchodzi wampirzyca w czarnej, podartej sukni i srebrnej przyłbicy, spod której wyłaniały się wypłowiałe włosy.
-Długo nie musiałam Cię szukać…- Wybrzmiała Brelyna, która zaraz swoją metalową rękawicą zakończoną pazurami pochwyciła go za włosy, aby boleśnie unieść jego głowę do góry. -Myślałeś, że śmierć Matki po prostu odejdzie w niepamięć…? Że pozwolę Ci zdobyć Xaanderbeergar…?
Spytała, zaraz przed jego twarzą unosząc kolczasty buzdygan.
-Zostaw go…!
Krzyknęła Cathria, próbując się podnieść, ale zaraz doznała ataku kaszlu. Wampirzyca skierowała dziób hełmu w jej stronę.
-Ty w swoim czasie…
Offline
Oddychała, żyła, to były najbardziej motywujące ze wszystkich możliwych spostrzeżeń. Łowca pomógł jej wydostać się ze szczątków łodzi, zaraz kucając obok. Słysząc jej słowa, nie mógł się nie uśmiechnąć pod nosem. Rzeczywiście nie do końca tak to planowali.
— Nie mam czasu na takie głupoty — odparł i już miał kontynuować, kiedy jego umysł zgłupiał na moment niespodziewaną zmianą perspektywy i całej sytuacji.
Uniósł się na ręku, by ogarnąć sytuację, kiedy jego wzrok napotkał wampirzą postać. Naprawdę musiała się tu przyplątać? I to w takim momencie? Choć to drugie nie powinno go dziwić, ktokolwiek chciałby go znaleźć, w promieniu kilkunasty kilometrów wiedział teraz gdzie szukać.
— Nie wiesz, kiedy przestać... — syknął, ignorując ból i jej szpony. Była taka sama jak jej Matka, ślepo uparta i zamknięta w swoich przekonaniach, nawet jeśli zdołała otworzyć się na Bractwo. Niczego się przy tym nie nauczyła.
Podparty prawą ręką o ziemię, skorzystał z chwili rozproszenia Brelyny. Szybkim ruchem pochwycił za buzdygan i podciągnął się w górę, by kopnąć ją w nogę i wytrącić z równowagi. Jednocześnie dalej zaciskał lewą dłoń na jej broni.
— Nie pragnę go zdobyć — warknął, dobywając miecza, którym dźgnął prosto w brzuch wampirzycy, o ile nie zdołała w tym czasie uciec.
Offline
MG = Cathria La'Valliet, II Krew Brelyna
Przestać? Ciekawe pojęcie, zwłaszcza w przypadku wampirzycy, która od stuleci zdołała przetrwać i nie dać się zagonić w róg żadnemu myśliwemu. Hannibal chyba wciąż nie pojmował, że to on był teraz ofiarą, która złudnie myślała, że spierzchła przed zagrożeniem. Ale to był początek.
Brelyna już chciała wykonać zamach buzdyganem, aby zmiażdżyć jego twarzoczaszkę, gdy ten pochwycił jej broń i uderzył w nogę, zachwiewając balans równowagi Brelyny, lecz ta chwila rozproszenia nie wystarczyła, aby ostrze Łowcy sięgnęło jej ciała, które błyskawicznie rozpuściło się w lepkim i smolistym dymie. W dłoni wciąż pozostał buzdygan, ale widocznie jego przeciwniczka nie uznała go za tyle istotny, bo zaraz poczuł jak szpony przejechały ostro po jego plecach, a siarczyste kopnięcie z nadludzką siłą pchnęło go po płytach placu kilka metrów dalej. Wampiry były uporczywymi stworzeniami, wiecznym utrapieniem dla każdego Łowcy. Może dlatego budziły taki lęk.
-”Nie pragnę go zdobyć”... chwilę po tym jak otworzyłeś wrota do nieznanego…? Nie słyszysz fałszu…? Kim Ty jesteś, aby decydować?!- Przeniosła się tuż przed nim i pochwyciła go za kołnierz, aby unieść w górę, jak zwykłą pacynkę. -Wiesz ilu oddało życie, aby uchronić ten sekret?! A Ty ich zabiłeś!
Wyprostowała pazury, aby wbić je w brzuch Kneynsberga, gdy nagle ognista kula uderzyła w jej plecy. Szaty Brelyny zaczęły zajmować się ogniem, co oznajmiła krzykiem i rzuceniem Łowcą do tyłu. To Cathria użyła jednej ze swoich sztuczek, ciężko wstając na nogi. Ranna wampirzyca szybko ugasiła się i zbliżyła do Cathri, aby obalić ją na ziemię.
-Mówiłam, Twoja kolej nie nadeszła!
Wrzasnęła, a zaraz Skryba dobyła pistolet, którym strzeliła w jej przyłbicę. Kawałki metalu poleciały w różne strony, zaś ona sama zaczęła mimowolnie stąpać z nogi na nogę. Zaraz ciężko ściągnęła z głowy hełm, aby odsłonić odstrzeloną połowę twarzy po której pozostały strzępki mięsa i odstające kości. Jak z koszmaru, który wzbudził trwogę w sercu La’Valliet.
Offline