Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#211 2023-06-04 13:43:46

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsOpera 98.0.0.0

Odp: Śladami Pierwszego (Fabuła)

MG = …


Dziwnym uczuciem było to “spotkanie”, gdy miało się przed sobą kogoś kto zapoczątkował obecne dzieje Allanoru i ukształtował rzeczywistość, a nawet to, kim obecnie był Hannibal. A mimo to, takim majestatem darzyło się tylko stertę kości w rdzawej zbroi. Zabawne jak wielkie mamy odczucia względem takich symboli.
Pastorał wołał go niesłyszalnym szeptem, będąc tym co przyćmiło całe otoczenie. Wypowiedziane przeprosiny wydawały się blaknąć, gdy w grę wchodziło pochwycenie samego narzędzia kreatora. Wystarczyła jedna chwila. Jedna, aby jego palce objęły złotą laske000000010101010101010100101010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101 


Ciężko było opisać cierpienie, które towarzyszyło mu każdego dnia, a czasem i nocy, gdy koszmary nie pozwalały zasnąć. To się nigdy nie mogło skończyć. Teraz, gdy patrzył na te dwa puste groby, czuł jak coś wyżera go od środka. Tutaj umarł… tutaj umarł i pogrzebał samego siebie, aby jego pozostałości oddały się nieskończonej walce. Czuł słabość własnych nóg, więc opadł na suchą, jałową ziemię, od której odbił się pył. Wszystko wysychało. Wszystko powoli umierało. To nie był świat w którym mogliby żyć. Ten skończył się, zniszczyli go. Zniszczyli własną pychą. Gdyby tylko ich dusze przetrwały… chciałby być znów z nimi… a teraz… obracał w palcach hebanowy flet, jedyną pamiątkę po jego żonie… tylko tyle miało pozostać z jej bytu na tym świecie…?
Jego cierpienie, żal i rozpacz rozprzestrzeniały się po jego kościach, mięśniach, żyłach, a nawet i dalej, jakby ciemna chmura zawisła nad całą okolicą. Ten ból udzielał się też istocie, która skrycie obserwowała go nieopodal, kuląc własne skrzydła do siebie, choć czaiła się w mroku. Obserwowała go już od dawna, a jednak ten obraz był najbardziej dotkliwym jak dotąd…
-Czemu tu jesteś, Demonie…?
Spytał cicho, nie odwracając wzroku. Zwyczajnie ją czuł, a ta mimo to nie potrafiła wyjść, jakby bała się, że gdy tylko to zrobi, ten spojrzy na nią, na jej prawdziwe oblicze.
-Tak mi przykro… tak bardzo mi przykro…
Wyszeptała kobiecym, choć zniekształconym głosem, a rycerz powoli spojrzał na jej błyszczące w mroku oczy, choć hełm uniemożliwiał rozpoznanie tego co towarzyszyło jego reakcji na ten widok, czy słowa.
-"Przykro"…? Dlaczego…?
Spytał, zachowując głuchą ciszę, przynajmniej przez chwilę. Istota powoli przymknęła oczy, opuszczając głowę.
-To straszne patrzeć jak cierpisz… już od tak dawna…
Wydusiła, a przez chwilę miał wrażenie, jakby płakała. A może tylko mu się wydawało. Czym była ta istota…? Czym było to uczucie? Czym była ta empatia…? W tym świecie przecież nie było miejsca na coś takiego. Demony nie były przecież do tego zdolne… a więc czemu ona nad nim płakała…?


*


Pył powoli opadał, lecz ramieniem udało mu się zakryć otwory w przyłbicy hełmu, dzięki czemu nic nie wpadło mu do oczu. Ale wiedział, że to tylko chwilowy spokój. Zaraz powstał z kolana, z charakterystycznym dźwiękiem każdego metalowego elementu zbroi, która szczelnie go chroniła. Ale jego prawdziwa moc leżała w ostrzu, którego nieznane runy zdobiły klinge, połyskując złotawym światłem. Symbol na jego lewej dłoni rozbłysł, wydawałoby się tak mocno, jakby mógł przetopić zasłaniającą go rękawicę.
-Powstałeś z kolan, lecz nie starczy Ci sił, aby przetrwać ten bój…
Rozbrzmiał ciężki i potężny głos, od którego zatrzęsła się ziemia, a zrujnowane pozostałości po dawnych miastach osuwały się w jeszcze większy gruz. Lecz Pierwszy Łowca pozostał niewzruszony, kierując wzrok na gigantycznego olbrzyma, którego ciało skryte było w jego wyniszczonej zbroi, a twarz była ledwie czarną plamą w kolczudze.
-Arioku, zwany Demonem Zemsty… to kres waszej władzy… usłysz mój głos!
Wykrzyczał rycerz stłumionym głosem spod hełmu, ale boskiej istocie będącej zbiorem swych najgorszych podłości, ani jedna litera nie uszła bokiem.
-Moim obowiązkiem jest nieść śmierć tym, którzy w swej zemście upatrują się swej ścieżki! Ty, Niszczycielu Wieloświatów, jesteś uosobieniem tego, co należy unicestwić!
Odparł olbrzym, stąpając zaraz na jeden z budynków. Pierwszy Łowca uniósł Miecz Azazela, zrównując go ze swoją przyłbicą.
-A więc zemsta napotka zemstę. Wy mnie stworzyliście. Ja wytępię każdego z Was… więc niechaj Bóg okaże łaskę...
-ON JUŻ OPUŚCIŁ NAS WSZYSTKICH!

Wykrzyczał Ariok, a ptaki zerwały się do lotu, zaś drzewa ułamały, jak od potężnej wichury. Pierwszy Łowca wbił but w ziemię, aby wytrzymać jeszcze chwilę.
-To nie dla mnie modlitwa… XARDARABAS AISHI ANAR!
Wykrzyczał, a Miecz Boga zaemanował jeszcze większym światłem, nim rycerz nie zerwał się przed siebie, by wykonać cięcie w powietrzu, wydobywając z ostrza esencję jego mocy, która niosła się prostym strzałem jeszcze dalej, niż sięgał on sam, przeszywając Arioka, który wydarł się w krwawe niebiosa, przełamując je na pół bladą rysą…


*


-Mistrzu… mój Mistrzu…
Zajął go głos jednego z rycerzy, ale Pierwszy Łowca nie odwracał wzroku od zrujnowanego posągu króla Allanora. Mrocznego Boga stąpającego dawniej wśród ludzi. Jego dziedzictwo już dziś zamieniało się w ruinę, taką samą, jaką on uczynił ze znanego im świata. I ten posąg w końcu zniknie.
-Mów, Łowco.
Odparł w końcu, odwracając się do uzbrojonych rycerzy, którzy stanęli luźnym szykiem przed nim, w licznej gromadzie.
-Król Lazariusz Allanorski poddał się naszej woli. Wygłosił przemówienie do niewolników… przeprosił za dzieła jego ojca oraz przysiągł odbudować Allanor, gdy tylko wszystkie demony opuszczą te ziemie. Przeprosił wszystkich na kolanach.
Zdał raport, ale Pierwszy Łowca pozostał niewzruszony.
-Tym sposobem zapewnił bezpieczeństwo swej dynastii. Nie wierzcie w żadne słowo tych kanalii.- Przeszedł parę kroków, aby być bardziej widocznym dla reszty jego żołnierzy. -MOI ŁOWCY! ZRODZILIŚMY SIĘ W ZNISZCZONYM ŚWIECIE PEŁNYM BÓLU, URODZILIŚMY SIĘ NIEWOLNIKAMI, KTÓRZY POCHWYCILI SWE OSTRZA, ABY POŚWIECIĆ WSZYSTKO, CHOĆ NIE MIELIŚMY NIC, POZA NASZYM ŻYCIEM! NADESZŁY CZASY KRESU ERY DEMONÓW, LECZ NASZA MISJA NIGDY NIE BĘDZIE SKOŃCZONA! ZAKON ZABIJE KAŻDEGO POTWORA, KTÓRY PRZYJDZIE ODEBRAĆ TO CO LUDZKIE!
Przemówił, a rycerze uderzyli się w kirysy jak jeden mąż, po czym Mistrz podszedł do jednego ze swych pierwszych uczniów, aby odczepić od sprzączki na plecach Miecz Azazela, następnie wręczając mu go do rąk.
-Mistrzu, jesteś pewien…?
-Znasz swą powinność. Artefakt ten stanie się symbolem naszej walki. Tylko Zakon może go strzec, a jeśli nadejdzie ten mroczny czas, znowu posłuży, aby spalić zło. To mój ostatni rozkaz. Od teraz przewodź Zakonem.

Pożegnał go i odwrócił się, aby odejść, a wtedy dziesiątki rycerzy uklęknęło przed nim, niczym przed bogiem, który odchodzi nie pokonany, a jako legenda…
-Jesteś pewny swego. Dlaczego to robisz…?
Padł głos demona, którego humanoidalna koźla postać coraz bardziej przybierała ludzkich kształtów. Bardziej, niż go spamiętał w dniu pierwszego spotkania. Jaką ilością krwi musiał się już nasycić…?
-Pastorał jest teraz priorytetem. Nie może dostać się w niepowołane ręce. A zwłaszcza demonów. Zabiorę go tam, gdzie nikt go nie znajdzie. To koniec, Azazelu. Istniałem po to, aby zakończyć panowanie zła.
Odparł i wyminął go, lecz demon odwrócił się za nim.
-Możesz więc spocząć i żyć… gdybyś nawet chciał, mógłbyś być ich władcą i mieć wszystko…
-W tym rzecz, Demonie, że ja już od dawna nie żyje!-
Warknął przez zęby. -Zakon Cię może potrzebować. Kupiłeś już swą wolność.
Dodał tylko i ruszył dalej, aby zniknąć w mrokach cienia rzucanego przez filary katedry.


*


Stanął przed wejściem do świątyni, zaciskając palce na Pastorale Michaela, lecz nie on sam w sobie zajmował jego myśli. Czekał, o zachodzie słońca, tak jak obiecał, że się zjawi. I wszystko pozostało na mocy rzuconych słów, gdy dostrzegł demona o kobiecej sylwetce ciała, lecz jej nogi i ręce pokryte były łuskami, a ciało pięknymi biało-szarymi piórami. Jej skrzydła sprowadziły ją na ziemię, a ta ruszyła w jego stronę, wyciągając w jego stronę swoją rękę zakończoną pazurami...
-Naamo.
Odezwał się, ale zaraz demonica go dopadła, układając dłonie na jego hełmie, a pazurami skubiąc przyłbicę, przypierając się ciałem do niego i kuląc skrzydła do siebie…
-Obiecałeś… obiecałeś… obiecałeś…
Powtarzała, a z jej rozpalonych oczu zaczynały skapywać łzy, które stopniowo wypalały jego kirys, niczym kwas.
-Wiesz, że takie jest moje przeznaczenie. Znasz proroctwo. To nie mogło się skończyć inaczej. Też mi coś obiecałaś…
Wymówił cierpko, choć w jego głosie dało się wyczuć niepewność. Demonica spróbowała dostrzec jego oczy zza szpar zimnego metalu.
-Możesz przecież dzięki temu żyć wiecznie… obiecywałeś mi świat, gdzie będziemy bezpieczni…
-Taki świat nie istnieje, Naamo. Nie dla nas razem.-
Odpowiedział od razu, zabijając w niej resztki nadziei i sił, a kiedy ta opuściła głowę, zaraz przyłożył dłoń do jej policzka, aby unieść jej spojrzenie na siebie. -Byłaś jedynym światłem, które mogło zrodzić się dla mnie w tej ciemności. Odebrano mi wszystko… ale miałem Ciebie… chciałem Ci to powiedzieć, inaczej żałowałbym, że nigdy tego nie zrobiłem…
Wydusił z siebie, a ta zacisnęła palce na jego nadgarstku.
-Odnajdę Cię… w każdym następnym żywocie… mój ukochany…
Odpowiedziała tylko, a Łowca przejechał palcem po jej policzku, czując jak jej łzy wytapiają jego rękawicę, lecz mimo to nie cofnął dłoni. Już przywykł do bólu.
-Znając prawdę, grozi Ci niebezpieczeństwo…- Wyszeptał, po czym uderzył Pastorałem Michaela o podłoże, a te wydobyło pulsacyjny dźwięk, gdy całe objęło się złotą poświatą. Naama znieruchomiała. -Zapomnij o tym gdzie spocząłem. Zapomnij me imię. Chroń świątynie.- Wsunął do jej dłoni hebanowy flet, by zaraz łagodnie przymknąć na nim jej palce i odsunął się od niej powoli, choć było to dla niego trudne. -I… odejdź.
Dodał, a wtedy Demonica opuściła ręce, wpatrując się w niego, choć jej spojrzenie zdawało się być puste, jakby nie docierało tam, gdzie zawędrowały jej oczy. Rycerz znowu uderzył artefaktem o podłoże, a boska istota rozłożył skrzydła, z pomocą których wzbiła się w niebo, obierając kierunek, który miałby wieść ją jak najdalej od niego. Pierwszy Łowca obserwował ją w locie, aż stała się znikającym punktem na niebie.


*


Wrota zostały zapieczętowane z pomocą dysku, a zaklęcie ochronne obłożyło całą pustą salę. Droga w jedną stronę. Pierwszy Łowca podszedł do jednego z filarów podtrzymujących sufit, o który oparł się plecami i powoli zsunął nimi w dół, aby spocząć na ziemi, opierając artefakt o swoje ciało, chcąc go mieć blisko siebie. On pozwolił mu toczyć bój. On go tu doprowadził. Miał w dłoniach najcenniejszą rzecz tego świata. Choć nie powinien władać taką mocą, przeznaczenie obarczyło go tą klątwą…
-A więc tu kończą się losy legendy…
Rozbrzmiał głos widma w zniszczonych eterycznych szatach, które przysłaniały całe jego ciało, a w swej dłoni dzierżył długą kosę, swój święty atrybut władcy dusz…
-Mówisz jakbyś o tym nie wiedział, Azraelu… a jednak musiałeś już to ujrzeć…
Przemówił rycerz, zatrzymując na nim zmęczone spojrzenie. Zaklęcie powinno powstrzymać wszystkie boskie istoty. Ale widocznie Anioła Śmierci nie imały się tak proste sztuczki.
-Niezliczoną ilość razy. W niezliczonych momentach czasu. Jestem tu jak w każdym możliwym biegu linii historii… Niszczycielu Wieloświatów…
Odpowiedział spokojnym głosem, który miękko wtapiał się w uszy, niczym kołysanka na dobranoc.
-Czy naprawdę nie istniały linie czasu w których uczyniłem inaczej…?
Zapytał, licząc że może poznać odpowiedź, kiedy wszystkie inne ścieżki właśnie się zamknęły. Anioł Śmierci wznowił krok.
-Nie… bo wtedy wszystko o co walczyłeś wracałoby do punktu wyjścia. Pastorał to wspaniałe narzędzie Ojca, a choć to tylko namiastka jego potęgi, to wciąż dzieło zniszczenia, którego nikt nie był nigdy godny. Z jego pomocą tworzyłem harmonijny świat, lecz i on w swej doskonałości nie był idealny. Jeśli to ukoi Twoje serce… to był najlepszy z możliwych wyborów.
Odpowiedział cierpliwie, powoli go okrążając ze stukotem kosy o kamień. Pierwszy Łowca opuścił głowę. A więc był już tego całkiem pewny. Wybór bez wyboru.
-Azraelu… czy dusza mojej żony i syna przepadły bezpowrotnie…? Nie czeka ich nowy początek…?
Zapytał cierpko, a Anioł Śmierci zatrzymał się.
-Przecież Azazel już zdradził Ci prawdę. Pożarte przez Spaczonych przestają istnieć.- Wyszeptał, ale niestety nie mógł wyczuć tego co przeżywał rycerz, nawet jeśli znał prawdę. Mógł tylko zgadywać, że były to potworne katusze. Ale czemu miało służyć to samookaleczenie…? -Nadejdą jeszcze złe dni dla ludzkości. A Wojna Niebios rozgrzmi znowu, aby zapowiedzieć nową Erę Mroku i Sąd Ostateczny. Lecz znajdą się też tacy, którzy staną naprzeciw temu, dzięki dziedzictwu, które po sobie pozostawiłeś, Niszczycielu Wieloświatów. Twoje szczątki będą fundamentem.
Dodał, a wtedy Łowca spojrzał na swoją rękę, której symbol stopił całą rękawicę, odkrywając czarną zwęgloną skórę. Czuł jak jego dłoń się gotowała od ciężaru, który tak długo niósł w swej wędrówce.
-A co będzie z Naamą…?
-Odnajdzie Cię… tak jak przysięgała. Ale nie mogę już więcej powiedzieć w tej rzeczywistości, nie dla Twych uszu. Czyje inne nas teraz mogą słuchać. Nie teraz, lecz echa przeszłości zacierają się właśnie o przyszłość.

Odpowiedział zagadkami, a Pierwszy Łowca zacisnął palce na artefakcie, czując już ich ból.
-”Świat w którym będziemy bezpieczni”...- Powtórzył słowa, które pojawiły się w jego głowie. Ale zarazem dały mu zrozumieć, że pozostała ostatnia rzecz. Bez której Anioł Śmierci nie pojawiłby się w tym miejscu. -Azraelu… mam ostatnią prośbę…- Podjął, nawet jeśli ten już wiedział czego chciał. -...zabierz moją duszę już teraz i daj mi szybką śmierć. Nie chcę umrzeć od ostrza, ani pragnienia. Jestem już… zmęczony… tak bardzo zmęczony, jak na ten jeden żywot…
Dodał, znowu opuszczając głowę, patrząc na Pastorał, który trzymał mocno, a ten wciąż wydawał się bić światłem, jakby wciąż był aktywny. Azrael stanął tuż przed nim, przykładając ostrze kosy do jego piersi.
-Tak. Pora już odpocząć… Hannibalu…

010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101  010101010101010100101
Hannibal stał przed szczątkami rycerza, w dłoni dzierżąc artefakt o boskiej mocy, czując jednak, jakby ten był mu bliższy, a uczucie w palcach, tak dobrze znane. Ból głowy, który przed chwilą mu towarzyszył, zaczął ustępować, ale wszystkie doświadczone uczucia były wciąż żywe. Tak jak wspomnienia. Odzyskane własne strzepki przeszłości, które Xaanderbeergar dla niego przechowywał i oddał je prawowitemu właścicielowi…
-Nie można odwracać się od prawdy…
Padł głos znikąd, tak przyjemny, a zarazem usypiający. Dopiero po chwili Kneynsberg mógł ujrzeć u końca sali ponad dwumetrową sylwetkę postaci odzianą w stare, umęczone i podarte szaty, której głęboki kaptur skrywał w ciemności twarz, a eteryczne skrzydła lekko falowały w powietrzu jakby unosiły się na wodzie. Kostur odbił się od podłoża, przypominając mu przed kim stał. Przed Aniołem Śmierci, który za nic miał magiczne pieczęcie. Spotkanie po latach, a jednak żywe, jakby przed chwilą się widzieli…

Offline

#212 2023-06-04 16:13:32

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 98.0.0.0

Odp: Śladami Pierwszego (Fabuła)

Pastorał go wzywał, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. To dziwnie uczucie nie opuszczało go ani na chwilę, będąc coraz bardziej niepokojącym. Wielu rzeczy zaczął się spodziewać podczas tych kilku sekund, większość sprowadzała się do pułapki lub zdrady, ale to, co naprawdę go spotkało, wykraczało daleko poza wszelkie wyobrażenia...
Złocista poświata Pastorału zdawała się objąć wzrok i umysł.


Chwilę zajęło mu zorientowanie się, że jego umysł powrócił do rzeczywistości. Tej rzeczywistości? Choć może nie minęło wcale więcej czasu, niż potrzebował na dotknięcie kostura, to było jak sen. Jedno krótkie mgnienie oka, które zabrało go ze świata gdzieś i zaraz wyrzuciło z powrotem, ale nie takiego samego. Nic nie rozumiał, a zarazem więcej, niż kiedykolwiek. Tak wiele rzeczy nagle stało się jasne i oczywiste, a jednocześnie przerastało go bardziej, niż mógłby się spodziewać. Nie wiedział, jak to określić. Jego wzrok wylądował na zwłokach, a myśl, że to jego zwłoki, była absurdalna i straszna zarazem. Że Pierwszy Łowca był... nim? Czy może tylko wersją niego? Nie myślał o nim jak o sobie. Nie wiedział, czy potrafi. Nie wiedział w ogóle, co ma o sobie myśleć.
Mocniej zacisnął palce na Pastorale i powstrzymał drżenie rąk, słysząc głos. Powoli podniósł wzrok, aż w końcu wstał z podłogi, wpatrując się w postać, tak obcą i zarazem dobrze znaną.
— Azraelu... — rzucił cicho, jakby próbując dopiero wypowiedzieć to imię. Miał wrażenie, że nie potrafi się skupić, na pewno nie na tym, że sam Anioł Śmierci przyszedł go powitać. Powitać? W grobie? — Co tu robisz?... — To pewnie było niefortunnie ułożone pytanie, ale w tym momencie nawet zwykły oddech był wysiłkiem, a on próbował zrozumieć. Musiał. Miał kogoś do uratowania.
Wzrok mimowolnie uciekł mu do zamkniętych wrót.

Offline

#213 2023-06-04 16:51:12

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsOpera 98.0.0.0

Odp: Śladami Pierwszego (Fabuła)

MG = Azrael


Rzucone pytanie Hannibala długo pozostawało bez odpowiedzi istoty, która tylko go obserwowała, choć jej wcześniejsze słowa wydawały się swego rodzaju przestrogą.
-Krocz w świetle. Niech blask narzędzia Ojca nie zaślepi Twojej drogi.
Odpowiedział, właściwie nie tak jak mógłby się tego spodziewać Łowca, lecz nim ten się zorientował, Azraela już nie było. Zupełnie jak duch, bądź też zjawa, która objawiła mu się tylko wtedy, gdy chciała być dostrzeżona. Co to miało znaczyć? Ostrzeżenie…?
Mimo to wrota same się otworzyły, znów wpuszczając światło do środka, jakby zapraszając go na zewnątrz. Gdy tylko Hannibal był gotowy, mógł odejść, nie znajdując w środku już nic więcej ciekawego.
Gdy Kneynsberg skierował się do wielkich wrót z artefaktem pod ręką, aby powrócić do Cornwella i Cathrii, tuż po minięciu progu mógł zdać sobie sprawę, że wcale nie był na starożytnej platformie, lecz zupełnie gdzie indziej. Były to jałowe stepy Pustkowi, a wokół rozciągały się ruiny dawnych upadłych miast. W pierwszej chwili mógł pomyśleć jaka magia go tutaj tak błyskawicznie przywiodła, lecz szybko otrzymałby też odpowiedź, patrząc po prostu przed siebie i widząc to, co zdawało się być ledwie chwile temu równie prawdziwe. Upadła Anielica czekała na niego, wiedząc już, że poznał prawdę o swym przeznaczeniu, jak też odległej przeszłości i wspomnieniach, które zatracił. Lecz nie mogła przewidzieć co mógłby z tą prawdą poczynić. Zacisnęła palce, bojąc się na niego spojrzeć. Mimo bycia istotą potężniejszą od czegokolwiek, ten śmiertelnik uczynił ją słabą, nawet bez tego przeklętego artefaktu…
-Tyle razy próbowałam wyznać Ci prawdę, lecz… wiedziałam, że nie mogłam. Wiedziałam, że mnie nie pamiętasz. Że nie jesteś na to gotowy. Choć tak długo czekałam. Choć straciłam wszystko co było mi cenne.- Wzrok Upadłej zrobił się słabszy, mniej pewny, a całe jej ciało przeszedł żal do losu i strach. Strach, że to wszystko mogło obrócić się w proch jej własnych wspomnień, które tak długo pielęgnowała, nie mogąc pozwolić sobie na ich utratę. -Czy to złe, że Ciebie kocham…? Czy to takie złe, że… Spaczona może czuć coś takiego…? Czy to złe, że czuje to całą sobą, choć… choć tak wiele razy próbowałam przestać…?- Jej oczy zakryły się łzami, a sama skuliła się do siebie, dusząc się własnymi słowami, jakby wszystkie emocje przekroczyły już swoją granicę. -Dlaczego to, że mam uczucia jest złe…?! Czemu każdy tak sądzi?!- Załkała, powoli upadając na kolana i dłońmi zapierając się o ziemię. -Tak długo czekałam… robiłam wszystko byś znów mnie dostrzegł… przypomniał sobie o mnie… ale to nie działało… przepraszam, że nie potrafię wyrzec się tego…

Offline

#214 2023-06-04 19:21:40

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 98.0.0.0

Odp: Śladami Pierwszego (Fabuła)

Wpatrywał się w milczącą postać. Choć widział jedynie wiekowe szaty, to już sam jego kostur wystarczył, by myśleć o nim jak o kostusze. I zdawało się to słuszne, póki nie padły słowa, a Hannibal z lekka opuścił brwi. To jedno mętne zdanie było teraz budującym promykiem nadziei. Bo przecież sam to kiedyś powiedział, nikt nie jest godzień, by dzierżyć Xaanderbeergar. Mimo to, pozwolił mu odejść. Kolejna osoba, której nie mógł zawieść.
A potem znów został sam. Na jeden krótki oddech stał kompletnie sam w środku własnego grobowca. W pewnym sensie. I bardzo nie chciał w nim zostawać. Żałował też, że Azrael zniknął tak szybko, ale chyba nie miałby prawa go zatrzymywać, niezależnie od intencji.
I jak na zawołanie wrota otwarły się z powrotem, wpuszczając światło i świeże powietrze. Choć może to drugie tylko mu się zdawało. Rzucił jeszcze jedno spojrzenie Pierwszemu, który mimo wszystkich niespodzianek nadal siedział pod filarem. Jakby pozostawiał wszystko w ich gestii.
Hannibal ruszył do wyjścia, nie chcąc marnować więcej czasu, którego mógł nie mieć wiele, ale ledwo wyszedł za próg i znów się zatrzymał. Stanął jak wryty, wpatrując się w ponury krajobraz Pustkowi. Przesunął wzrokiem po horyzoncie, obejrzał się szybko za siebie, upewniając się, że świątynia nigdzie nie zniknęła, a potem dostrzegł ją. W pierwszej chwili chyba spodziewał się napiętej atmosfery, ale zaraz ramiona Łowcy opadły, a jego samego dogonił... chyba wstyd, poniekąd żal, bo to, czego się domyślał, miało znacznie głębsze podłoże. A ona... Chciał się odezwać, ale nie wiedział z czym. Te wszystkie sytuacje, które stanęły mu w pamięci, teraz malowały się w zupełnie innych barwach. Teraz rozumiał, jak bardzo się mylił, ale przecież to było naturalne. Niepewność, nawet podejrzliwość, to było rozsądne, choć tak bardzo musiało ją krzywdzić. Ale czy mógł inaczej? Czy on ją...?
Na moment uciekł wzrokiem na zapyloną ziemię, kiedy zaczęła mówić, ale równie szybko go podniósł. Jej widok kruszył serce, nawet jeśli nie umiał w tej chwili nazwać tego, co właściwie czuje. Jednego był pewien, nigdy nie chciał jej skrzywdzić, z każdą spędzoną razem chwilą, coraz bardziej był tego pewien, a teraz... teraz był powodem jej łez.
— Naamo... — Postąpił kilka kroków w jej stronę i chciał zaprzeczyć, ale ona mówiła dalej i dalej, aż upadła na ziemię. — Nie... Nie masz za co przepraszać. — Klęknął przed nią i przyłożył dłoń do jej policzka, by unieść twarz. — To ja powinienem. Nie wiedziałem... Nie rozumiałem. Przepraszam za wszystkie przykrości, jakie musiałaś oglądać... — Przymknął na moment oczy, po czym wypuścił z dłoni Pastorał, by ją przytulić. — Miłość nie jest zła, Naamo. Jest piękna. I ciebie czyni piękną. Niezależnie od tego, co o tobie powiedzą... Ale... Jestem człowiekiem... — Odsunął się nieznacznie, by móc na nią spojrzeć. — Nie mówię, że teraz, jednak... Miłość ludzi potrafi zawodzić. I boleć. Kiedyś możesz się rozczarować... — Opuścił wzrok. — Przepraszam, ja... nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Jeszcze nie. Ale... — Spojrzał na nią ponownie i opuścił brwi. — Zawsze miałem nadzieję, że nie znikniesz.

Offline

#215 2023-06-04 19:53:26

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsOpera 98.0.0.0

Odp: Śladami Pierwszego (Fabuła)

MG = Naama


Choć Naama płakała, a rzucane do niej słowa nie docierały do jej świadomości, dopiero bliska obecność Hannibala i jego dotyk pomogły jej otworzyć zaszklone czerwone oczy, które błądziły po jego twarzy. Przepraszał ją za swoją niewiedzę? Przecież nie była to jego wina, ale… to z jakiegoś powodu jeszcze bardziej wyciskało z niej łzy, które zaczęły parzyć dłoń Kneynsberga, a i to uczucie nie powinno być mu obce.
-Ja… ja tylko chciałam…
Spróbowała wydusić, ale wtedy przytulił ją do siebie, a czarne skrzydła mimowolnie rozpłynęły się, jakby nigdy ich nie miała. Czarnowłosa odwzajemniła uścisk, choć delikatnie, by nie zrobić mu krzywdy swoją siłą. Słuchała go jednak dalej, wchłaniając wszystkie słowa, które miały ją uspokoić, może pocieszyć. Miłość była piękna i ona na nią zasługiwała…? Nawet ona…? A zaraz znów mogła na niego spojrzeć, aby usłyszeć w jego głosie zwątpienie, a może chciał ją po prostu uchronić przed potencjalną krzywdą. Ale on nie rozumiał, nie jak ona. Lecz ostatnie zdanie wystarczyło, by miała pewność co do jednego.
Upadła objęła jego twarz w dłoniach, by lekko przymrużyć oczy.
-Gdy każdego dnia, na każdego śmiertelnika i demona czyhała śmierć, gdy każdy marzył, aby nazajutrz znów móc istnieć, nauczyliśmy się nie myśleć o dalszej przyszłości… wiem kim jesteś, wiem kim ja jestem i nie zmienię tego… ale obiecałam i chcę, aby to trwało jak najdłużej mogło…- Przybliżyła swoje czoło do jego. -Jeśli nie chcesz bym znikała, po prostu powiedz, abym przy Tobie była… ja niczego więcej nie chcę… to nakreśla moje istnienie… moje miejsce w świecie, które sam mi ofiarowałeś…- Odsunęła głowę, choć wciąż obejmowała go, jakby z utęsknieniem. Jakby dopiero powrócił po tak długim czasie. -Też nie wiem, czy istnieje taki świat w którym możemy być razem… ale jeśli miłość jest piękna, to chcę móc żyć z Tobą póki tylko mogę… iść do kawiarni… a nawet spędzić czas bez słów…
Uśmiechnęła się smutno, wciąż pamiętając Noc Świateł i rzucone wtedy słowa. Jeśli nie dane im było w tych złych czasach coś zrodzić, czemu nie mieli mieć drugiej szansy…?

Offline

#216 2023-06-04 23:02:20

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 113.0.0.0

Odp: Śladami Pierwszego (Fabuła)

Mimowolnie zerknął na swoją rękę, kiedy pierwsze krople zaczęły przegryzać się przez naskórek, potęgując bolesne ukłucia. Może by się przejął, ale w tej chwili czuł coś bardzo podobnego do tamtego wspomnienia. Sparzone palce były tylko kolejnymi tego dnia. Choć sądził wcześniej, że go była jedynie cecha jej demonicznej formy. A może to wina tego, że był Łowcą, to nie było teraz istotne.
Na moment lekko zacisnął zęby, kiedy go objęła, bo choć nie użyła siły, to rany po wampirzych szponach nadal były świeże. Jednak bardzo się starał, by nie dać tego po sobie poznać.
Zaraz i ujęła jego twarz, a on zawiesił wzrok na jej karminowych oczach. Te oczy powinny budzić strach, a jednak, te konkretne były kojące. Niezwykłe i znajome zarazem. A w miarę jak mówiła, chyba zaczynał rozumieć. Miała rację, oboje mieli, w takiej rzeczywistości nie warto było martwić się o zbyt daleką przyszłość. Ale czy w innych czasach było inaczej? Chyba chciałby wierzyć, że nie.
Przymknął oczy, słuchając tego banalnego rozwiązania. Po prostu powiedz. Nie chciał tego przyznać, ale wcześniej bałby się powiedzieć coś takiego.
Spojrzał znów na nią.
— Póki możesz... — powtórzył cicho, nadal mając wrażenie, że ludzki żywot będzie dla niej jak mgnienie oka. Mimo to, odwzajemnił jej uśmiech. — Więc zostań ze mną — wymruczał ciepło. — I chodźmy do kawiarni. — Choć dziwnie mu było z tymi słowami, to tak samo jak przy Nocy Świateł, czuł, że wybrawszy co innego, już zawsze by tego żałował. Za chwilę jego wzrok zbiegł na leżący na ziemi Pastorał. — Choć... nie wiem, jak to się skończy. Wciąż mam zadanie do wykonania, właściwie dwa... I prośbę. — Podniósł na nią wzrok. — Widziałem hipnozę, ale... czy wiesz jak nim uzdrawiać? Cathria nie... nie chcę, żeby umarła.

Offline

#217 2023-06-05 15:25:17

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsOpera 98.0.0.0

Odp: Śladami Pierwszego (Fabuła)

MG = Naama


Miała z nim zostać…? Naama delektowała się tym słowem, szczęśliwa, choć niejeden złośliwiec powiedziałby teraz, że nieformalnie zawarł pakt z demonem. Nierozerwalny, aż po grób. Ciężko było powiedzieć co przyniesie przyszłość, ale nie na teraz było to zmartwienie.
-Nie mogę się doczekać…- Uśmiechnęla się rozpromieniona, żegnając swój wcześniejszy smutek, jakby go w ogóle nie było. Wszystko było teraz jej zdaniem jak należy. Jak być powinno. Jakby związała ze sobą dwa sznurki, dawniej rozerwane, teraz będące całością. A za moment, jej oczy powiodły na jego rękę, która sięgnęła Pastorału. I pojawił się kolejny motyw, dosyć ważny. Uratowanie Cathrii. Opuściła brwi, może lekko rozkapryszona, bo nie uważała, aby La’Valliet sobie zasłużyła na drugą szansę po tym wszystkim co zrobiła, lecz… nie mogłaby nic nie zrobić. -Przecież już wiesz jak ono działa.- Odparła, po czym położyła dłoń na jego plecach. Choć umysł Kneynsberga podpowiedział mu, że należało poczuć ból, w rzeczywistości był on złudny jak fatamorgana. Choć jego ubranie było rozerwane, palce Upadłej dotykały całej i zdrowej skóry. -Po prostu jej go wręcz. Narzędzie Ojca żyje własnym życiem, jak to mówicie wy, ludzie…
Uśmiechnęła się, a zaraz jej skrzydła znów rozwinęły się, aby otoczyć ich hebanowym kokonem, z którego Łowca ocknął się, gdy poczuł że znów stoi przed wejściem do grobowca, na starożytnej platformie. Naamy nie było, jakby nie czuła się tu potrzebna, zaś Cornwell klęczał przy leżącej Cathrii, aż spostrzegł Hannibala.
-Masz go…
Podjął, gdy dostrzegł błyszczący się Pastorał Michaela w jego ręce. Pierwszy raz widział artefakt na własne oczy. Identyczny jak na pradawnych rycinach. Lecz w rzeczywistości jeszcze bardziej majestatyczny. Lecz czy miał moc? Nie chciał sprawdzać tego na własnej skórze. W tej chwili to Cathria musiała postawić wszystko na jedną kartę. Własne życie.

Offline

#218 2023-06-05 22:41:45

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 113.0.0.0

Odp: Śladami Pierwszego (Fabuła)

Nie mógł się nie uśmiechnąć, kiedy cały jej smutek ot tak wyparował za sprawą jednego krótkiego zdania. Jakby rozwiązywało ono wszystkie możliwe problemy i chyba dało mu to do myślenia. Może była jedyną osobą, która szczerze mogła powiedzieć, że niczego więcej nie potrzebuje. Tylko jego. Może właśnie to było w niej takie urzekające. Bezwarunkowa, wieczna miłość.
— Hm?... — Z lekka uniósł brwi, kiedy niejako stwierdziła, że jego pytanie jest zbędne. Przez chwilę obawiał się, że Naama nie będzie skora do pomocy, zresztą widać to było po niej, jednak nie zwlekała z wyjaśnieniem.
Drgnął lekko, ale tym razem zauważył drobną różnicę, jakby odczucie nie zgadzało się z tym, co rzeczywiste. Zerknął na swoją dłoń, która choć zakrwawiona, to jednak była cała.
— No tak... — Właściwie to było logiczne, wieczne życie dla posiadacza Pastorału.
Na chwilę otoczyła go ciemność skrzydeł, by w końcu znów znalazł się na dziedzińcu. W pierwszym odruchu rozejrzał się za Naamą, ale zaraz zatrzymał wzrok na Cathrii i Cornwellu, do których skierował prędkie kroki.
— I mam pewność — odparł i przyklęknął przy Skrybie. Wziął jej dłoń, włożył w nią Pastorał i lekko zacisnął palce dziewczyny, kładąc laskę na jej klatce piersiowej. Zerknął na Cornwella i zawiesił wzrok na twarzy Cathrii w oczekiwaniu. — Cathrio?... — Co prawda teraz wiedział już co robi i wiedział, że legenda jest prawdziwa, ale wątpliwości i niepokój wywołane stresem potrafiły być uparte.

Offline

#219 2023-06-05 23:19:52

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 114.0.0.0

Odp: Śladami Pierwszego (Fabuła)

MG = Cathria La’Valliet, Wielki Mistrz Cornwell


Wielki Mistrz odsunął się, aby zrobić mu miejsca, zaraz obserwując jak Kneynsberg wkłada w dłoń Skryby święty artefakt. Wydawał się wiedzieć co robi, choć pierwszy raz miał z nim styczność, to było zaskakujące. Nie mniej, niż fakt, że Cień i Łowca współpracowali ze sobą. Choć czy nadal nim był? Czy mógł siebie nazywać tak jak wcześniej? Czy Bractwo już teraz nie przeszło do historii? Te pytania będzie musiał zachować na potem i samemu na nie odpowiedzieć.
La'Valliet nie ruszała się, lecz emanujące światło z Pastorału rzucała na nią złotawą poświatę, które skryło jej podkrążone oczy i nadać koloru jej buzi. Jej oddech się uspokajał, a sam przestał brzmieć charczywie, jakby jej płuca odzyskały siłę. Potrzebowała może chwili, aby otworzyć oczy, w pełni świadoma i zaskoczona tym co działo się wokół niej.
-Nie wierzę…
Skomentowała, jakby ten cud nagłego poczucia się lepiej był najtrudniejszy do przełknięcia dla niej. Wtem poczuła dotyk na swoim czole, a ten znów należał do Cornwella.
-Gorączka po prostu zniknęła… artefakt ujął chorobę.
Potwierdził, a zaraz pomógł jej wstać, o ile Hannibal uprzednio odebrał Pastorał. Skryba znów stanęła na własnych nogach, choć wydawać się mogło, jakby uczyła się tego na nowo. Te błogie uczucie przepełniło ją całą, choć jeszcze go w pełni nie przetrawiła.
-A więc to wszystko była prawda, ja… ja… czy choroba nie wróci? Czy to nie ułuda…?
Pytała dotykając siebie, jakby szukała bardziej niezwykłych w sobie zmian, choć takich nie dostrzegła.
-Ciężko o ułudę ozdrowienia. Lecz czy nie wróci, tego nikt nie może być pewien…
Wtrącił rudowłosy, zaraz zakładając ręce za plecy i odchodząc od nich kawałek. Cathria spojrzała zaś na Hannibala.
-Dziekuje…- Objęła go, chyba pierwszy raz w życiu, lecz wdzięczność była szczera. A gdy tylko oswobodziła go z tej niezręcznej jak dla niej czułości, skierowała wzrok na tego drugiego jegomościa. -Tobie też… Wielki Mistrzu.
Dodała, z pewną uszczypliwoscią w głosie, choć jej słowa były równie szczere. Czuwał nad nią, tego sobie nie wyobraziła. On zaś spojrzał na nią przez ramię.
-Nie jestem już Wielkim Mistrzem… ani Cornwellem… umarł wraz z Bractwem Cieni.- Poprawił ją, chyba podejmując decyzję. -Mimo to… drobnostka.
Skinął głową i spojrzał na horyzont. Niebo się wypogadzalo, obwieszczając zachód słońca. Skryba przyglądała mu się jeszcze chwilę, ale w końcu skupiła pełni uwagę na artefakcie.
-Widziałeś go…? Pierwszego…?- Chrząknęła. -I… co zamierzasz…?

Offline

#220 2023-06-06 01:04:53

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
AndroidChrome 113.0.0.0

Odp: Śladami Pierwszego (Fabuła)

Chwila ciszy zakłócana jedynie szumem fal i oddechem Cathrii zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Ale ten sam oddech z każdą chwilą brzmiał zupełnie inaczej, coraz lepiej i łagodniej, aż Skryba otworzyła oczy. Hann odetchnął cicho, mając oto ostateczny dowód na to, że wszystko było w porządku. I będzie. Przynajmniej przez dłuższy czas.
Odebrał od niej Pastorał i wstał również.
— Czas pokaże, bądź dobrej myśli... i dbaj o siebie — przytaknął, z lekkim uśmiechem obserwując, jak wracają jej siły. A za moment znieruchomiał, kiedy do niego dopadła. — Nie dziękuj, cieszę się, że jesteś zdrowa — odparł cicho, obejmując ją jednym ramieniem, ale szybko też uwolnił. Przyszła kolej na Cornwella i jakaś część Hannibala bardzo żałowała, że Skryba i jego nie postanowiła przytulić. To byłby ładny obrazek.
Ale Cień najwyraźniej myślał i czym innym.
Zerknął na niego, z lekka unosząc brwi. Co prawda wspomniał, że bycie Wielkim Mistrzem było głównie narzędziem do jego własnych celów, ale kompletne porzucenie Bractwa było niespodziewane. Z drugiej strony, mógł teraz odpocząć.
Wrócił uwagą do Cathrii, kiedy padło pytanie o wiele trudniejsze, niż mogła przypuszczać. Przywołało też z powrotem nieco więcej powagi na twarz Łowcy, kiedy w pamięci znowu stanęła mu ciemna sala grobowca.
— Jego zbroję — odparł po chwili, zerknął na nią znowu i zdjął opończę. — To samo, co wcześniej. Zabiorę go gdzieś, gdzie przepadnie na zawsze, świat już od dawna go nie potrzebuje... To jest najlepsza możliwa ścieżka — powiedział, owijając Pastorał płótnem, by skryć jego blask. Na koniec obwiązał go jeszcze dla bezpieczeństwa sznurem i przewiesił przez ramię. — A ty, Pierre? — zapytał, przenosząc wzrok na Cienia. Towarzystwo wciąż było ryzykiem, ale nie zamierzał tego wypominać sam z siebie. Był pewien, że wszyscy troje doskonale o tym wiedzieli. W dodatku możliwe, że i tak nie będzie sam.

Offline

#221 2023-06-06 12:46:05

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 114.0.0.0

Odp: Śladami Pierwszego (Fabuła)

MG = Cathria La’Valliet, Pierre Ladrin


Po podziękach nastał decydujący moment, który miał nakreślić kolejny, a może ostatni ruch. Zadane pytanie Cathrii spotkało się z krótką odpowiedzią, może mniej baśniową, niż zakładała. Zbroja. No cóż innego. Ale to dalszą część wypowiedzi przykuwała uwagę, zwłaszcza Ladrina, który nadstawił ucho.
-A więc faktycznie go ukryjesz… oby dostatecznie.- Skomentowała, z dozą pochwały dla jego decyzji. W końcu Frederick zginął, bo chciał zagarnąć tą moc. Ona nie była dla ludzi, choć sama potrzebowała czasu, aby to zrozumieć. -Choć trochę szkoda, jego moc uzdrawiania uratowałaby wiele istnień…
Dodała, ale cóż poradzić. Z kolei Pierre nie odezwał się słowem, jakby prowadził dyskusje we własnej głowie. A przynajmniej do czasu, aż i jego nie wywołano. Wtedy też znów zwrócił się w ich stronę.
-Wieść o wynurzeniu się świątyni dotrze do wielu uszu, będąc też tacy, którzy zdecydują się znów poszukiwać relikwii. Błędem byłoby wierzyć we własne szczęście, lecz można zaufać własnej przebiegłości.- Opuścił ręce, by zaraz unieść dłoń, jakby trzymał coś niewidzialnego. -Niech więc tropią coś czego nie ma. Fałszywy trop, który powiedzie na rozpasłe Pustkowia.
Dodał zaraz, przedstawiając swój nowy plan, a może i misje. Cathria podeszła do niego.
-A więc chcesz rozsiać błędne informacje.- Przyłożyła palce do podbródka w zastanowieniu. -Przyda się też kilka czarów, aby to uwiarygodnić. Pomogę Ci.
Oznajmiła, a on sam spojrzał na nią z niemałym zaskoczeniem. Prędzej stwierdziłby, że La'Valliet powróci do zapyziałej nory Gildii Skrybów, a nie porwie się na kolejną przygodę.
-Nie omieszkam skorzystać.- Zerknął zaraz na Hannibala i na zawinięty Pastorał. -Uważaj. Dostatecznie dużo krwi spłynęło przez ten artefakt…

Offline

#222 2023-06-06 14:06:41

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 98.0.0.0

Odp: Śladami Pierwszego (Fabuła)

Słysząc jej komentarz, niejaki żal dla traconego właśnie daru, zatrzymał się na moment. Nie jednak po to, by podważać własne decyzje, a tylko zebrał myśl w jakiś konkretny kształt.
— Równie dobrze mogłaby dać wieczne życie temu, komu nie powinna — odparł nieco ciszej. To była ponura prawda, każdy dar można było wykorzystać w zły sposób i właściwie mogli być pewni tego, że prędzej czy później tak się stanie. Ludzie musieli nauczyć się najpierw dbać o siebie zwykłymi metodami, a może kiedyś zasłużą na lepsze.
Skupił uwagę na Landrinie. Trochę dziwnie było mu używać tego nazwiska po tym, jak się przyzwyczaił do Wielkiego Mistrza Cornwella, jednak to była nie jego decyzja. Teraz jednak skupił się na jego słowach. Miał rację, plan sam w sobie tez brzmiał dobrze. Łowca zerknął na Cathrię, chyba też nie spodziewał się jej udziału, ale cieszyło to, że nie zamierzała tak po prostu się odwrócić.
— To dobry pomysł — rzucił z lekkim uśmiechem aprobaty, by zaraz znów spojrzeć na Landrina. Jego wzrok zjechał na moment na martwego O'Dhalla, który był przykrym dowodem tych słów. — O wiele za dużo — poprawił go i podszedł, by wyciągnąć rękę do Pierre'a. — Powodzenia.
Niezależnie od tego, czy przyjął ten gest czy nie, Hannibal pożegnał się również z Cathrią i zaczekał, aż odejdą, by samemu udać się do łodzi, która od dłuższego czasu czekała w porcie. Wcześniej był przekonany, że przyjdzie mu samemu ruszyć w rejs, lecz teraz jego myśli i słowa skierowały się ku Naamie. Tylko ona mogła go naprawdę zabrać tam, gdzie chciał, w dodatku szybko i bezpiecznie, a morska toń miała w sobie jeszcze jedną zaletę. Mając w pamięci ostrzeżenie Pierwszego Łowcy o tym, że wiedza o Pastorale jest groźna nawet dla niej, i tę część przemyślał. Wciąż mógł ją wymazać z pamięci Upadłej, a jednocześnie wrócić... tym razem.

Offline

#223 2023-06-06 14:37:50

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 114.0.0.0

Odp: Śladami Pierwszego (Fabuła)

EPILOG - WITAJĄC PRZYSZŁOŚĆ

Dla Arteusu nastał moment spokoju, przynajmniej na jakiś czas. Choć wpływ Kościoła i Inkwizycji nie przepadł, zmienił jednak swój nurt, a z czasem mieszkańcy odbudowali to co zostało zniszczone, aby też wrócić do swojego sielskiego życia. Szczątki Pierwszego Łowcy, niezidentyfikowane, zostały pochowane przez miejscowych w nieoznakowanym grobie, tym samym podtrzymując legendę o tajemniczym zniknięciu bohatera Mrocznych Wieków. Zakon Łowców mogący cieszyć się pełną dominacją swoich wpływów znów urósł do rangi bohaterów ludu. Zwłaszcza Starszyzna postanowiła wyróżnić tych, którzy przyczynili się do zniszczenia Bractwa Cieni. Mirabell Kneynsberg za zasługi wobec swych braci i sióstr, z biegiem lat dołączyła do grona Starszyzny, choć wciąż będąc stosunkowo młodsza od reszty. Postanowiła jednak wrócić do rodzinnej Stolicy, aby zastąpić Nicolasa, gdy ten zadecydował o własnej emeryturze. Nie była jednak z tym sama, ponieważ Evan poprosił o przeniesienie służby do serca Allanoru, gdzie też mieściła się jedna z wielu rezydencji rodziny Black - do której Mirabell z czasem sama dołączyła. Siedziba w Arteusie rozwijała się nadal, zaś Violett Goldberg powitała wielu młodych rekrutów, z radością chcąc ich nauczać, tak jak kiedyś ją samą spotkał ten zaszczyt. Mówi się, że pewnego razu poznała młodego alchemika, Victora Mallery'ego, który docenił jej wyjątkowy wygląd i dał to, czego zawsze potrzebowała. Szacunek i poczucie bezpieczeństwa. A Sabina? Panna Rosier prędko wyszła za szczęśliwca jakim miał być Caspian. Ona kontynuowała herbaciany biznes, który miał rozwijać się na cały Allanor, z kolei jego nazwisko z czasem miało być kojarzone z jednym z najsłynniejszych artystów i inżynierów epoki oświeceniowej. Jego rzeźba przedstawiająca anioła bez twarzy stała się cennym zabytkiem i dziełem znanym w całej prowincji.
Gildia Skrybów z upływem lat zaczęła podupadać przez społeczne zatracanie zainteresowania magią na rzecz postępowej technologii przemysłowej, zaś Cathria nie pozostała zbyt długo w ich szeregach, aby udać się w podróż po Pustkowiach, pozostawiając po sobie tylko fałszywe tropy dotyczące Xaanderbeergara dla poszukiwaczy artefaktu. Pewnego razu słuch całkiem o niej zaginął… lecz ciekawe w tym wszystkim jest to, że podobno nie była sama w swych wędrówkach. Cornwell, a raczej… Pierre Ladrin, uznany za zmarłego - a przynajmniej taką łatkę przypięto ostatniemu Wielkiemu Mistrzowi Oświecenia - porzuciwszy swoje miano i tytuły, raz na dobre opuścił Arteus, zwalniając się z obowiązku, którym przed laty sam siebie obarczył. Życie szarego człowieka nie wydawało się złe, zwłaszcza w odświeżającym towarzystwie. Razem zdecydowali się uwolnić ludzi od pokusy, raz na dobre. A może pewnego dnia, zawitali do jakiegoś małego miasta, jako zwykli ludzie, nie wyróżniający się w tłumie…? Kto wie…
Co zaś tyczy się Hannibala? Prawda o artefakcie pozostała tylko w jego głowie, zaś sam powrócił do miasta, by kontynuować swoją pracę, czując się w obowiązku do naprawy szkód, których Arteus doświadczyło. Przynajmniej do czasu, aż nie podjął decyzji o przedwczesnej emeryturze. Z pewnością nie był jednak sam, bowiem Naama zawsze wywiązywała się ze swoich obietnic. Choć jego dalszy los utarł się w czyjejkolwiek pamięci, z pewnością wśród Łowców był kojarzony z męstwem i wytrwałością. A nawet, poświęceniem…

*****


Arteus żyło wieczorną porą, wciąż nie senne, bo tutejsi nie mieli w zwyczaju zasypiać zbyt wcześnie. Chyba to kolejny fascynujący aspekt w oczach kobiety, która wciąż przyzwyczajała się do tego, że człowiek to istota pełna sprzeczności. Ale nie dane było długo jej zastanawiać się nad tym wszystkim, bo usłyszała szmer za swoimi plecami…
-Przypominając śmiertelnika jesteś równie zjawiskowa.
Padły słowa mężczyzny w długich srebrnych włosach, uśmiechu zwodzicielskim i spojrzeniu złotych ślepi, które szybko wyłapały krwiste oczy Naamy.
-Zapachniałeś… inaczej… choć wciąż przypominasz samego siebie… Azazelu.
Uśmiechnęła się Upadła, gdy tylko ten minął ją powoli, wkładając ręce do kieszeni i nie zdejmując przy tym swojego uśmieszku.
-Bo w rzeczywistości niewiele się zmieniło. Trudno zmienić kogokolwiek z nas. A mnie, nawet dwa wieki uwięzienia i wola Ojca nie potrafiły.- Zerknął na nią, jakby był z siebie dumny za swój upór. -Cieszy mnie to, że przetrwałaś ten czas. I nie odwróciłaś się ode mnie, gdy…
Zapadła krótka cisza, zaś Naama założyla ręce na piersiach.
-Gdy zostałeś archaniołem…? To bez znaczenia. W tych czasach, nie ma już naszego świata. Jesteśmy zależni od śmiertelników.
-Po części masz rację. Lecz nurtuje mnie pytanie…-
Westchnął teatralnie. -...czemu nie odpowiedziałaś na wezwanie podczas Sądu Ostatecznego…? Nie mogłem Cię odnaleźć… właściwie, dopiero teraz pozwoliłaś na kontakt.
Zwrócił jej uwagę, zaraz odwracając się w stronę Upadłej, a ta przerzuciła wzrok na lampiony na ulicy.
-Miałam ważniejsze zadanie. Strzec tego, czego Samael nie mógł zdobyć. Poza tym, nie byłeś sam. Gabriel, Onoskelis, a nawet cały Zakon Łowców stał u Twego boku…- Wymruczała, aby teraz to jego wyminąć. -...ja zaś już nie przynależę do tego świata. Nie czuję się w nim obecna bez…
Urwała, zaraz opuszczając podbródek, na co Azazel uniósł brew, by wykrzywić twarz w zaintrygowany. Dopiero po chwili to do niego dotarło.
-Ty wciąż go szukasz… jednej strudzonej duszy…
-Znalazłam go. Lecz czas znów mi go odebrał. Ale nie na zawsze. Dusza wciąż istnieje i nie pozwolę, aby kiedykolwiek jej byt przepadł. Twoje zwycięstwo nad Samaelem dało mi jeszcze więcej czasu. Poczekam znowu, kiedy powróci… tylko w tym odnajduje jeszcze swój sens istnienia…

Uśmiechnęła się do samej siebie, zaś Archanioła dopadły przemyślenia. Pokręcił głową, przykładając palce do skroni.
-Współczuję Ci, Naamo. Ja może byłem w magicznej klatce, ale to Ty stałaś się więźniem samej siebie. Lecz… zrozumiałem, że nawet my możemy przywiązać się do tych śmiesznych istot…- Zaśmiał się cicho. -Nawet Gabriel poświęcił siebie, bo zrozumiał je aż nadto.
Dodał, a to chyba zasiało szczyptę optymizmu w Upadłej Anielicy, która odwróciła się w jego stronę, rozpromieniona na twarzy.
-Dopilnujmy więc, aby Spaczeni nie zniszczyli już nigdy świata, który pokochaliśmy. Bo wciąż jest o co walczyć…


*****

Dzień w którym ruiny świątyni Myrrnahaar wyłoniły się z Zatoki Bezkresu, był też symbolem ostatecznego upadku Bractwa Cieni, ich ostatniego bastionu w Arteusie. Przez bardzo długi czas Zakon Łowców zaczął uznawać kult za wymarły, zaś zwykli Allanorczycy, z czasem o nim zaczęli zapominać lub ich istnienie wkładać między bajki. Jednak wszystko było tylko kwestią czasu, bowiem "idea jest nieśmiertelna", jak to dawniej powiedział Wielki Mistrz Oświecenia. Lord Paratheo Kimberish i szpiegmistrzyni Izyda, ostatni z pogromu Cieni, za sprawą Hannibala przetrwali w Stolicy, gdzie też mogli rozwinąć swoje korzenie w fundamentach królewskiego pałacu, a kolejno, zasiać ideologię w następcy króla Roberta, Hadrianie Szalonym. Z czasem, postacie Paratheo i Izydy urosły do miary legend, zwanych Ojcem i Matką Cieni, zaś ich dziedzictwo miało zrodzić nowy kult, przekształcony, wyhodowany w tajemnicy, z nową i pierwszą od upadku, Wielką Mistrzynią Marie Allanorską. Choć po niej przybyli kolejni, którzy zmienili oblicze Bractwa Cieni, jak Złota Kostucha, czy sama Beatrycze Saville, umożliwiając im przetrwanie w zupełnie nowej formie - jako Legion - tak też i nieśmiertelna idea przetrwała. Może Wielki Mistrz Cornwell widział przyszłość, może miał rację. Może nawet Zakon nie potrafił istnieć bez Bractwa. A może potrzebowali siebie nawzajem, by pojąć czym naprawdę jest ich święta misja…


Ciąg dalszy w Starym Kanonie…

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
wiercenie studni głębinowych krosno | medycyna pracy ursynów | regały paletowe | reklama internetowa nikkshow | pizza dowóz kraków Bronowice