Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2022-04-23 23:58:09

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
LinuxChrome 100.0.4896.88

Dobre złego początek (Part IV)

MG = Pierre Ladrin, Mormont Keil, Parysa Layta


Powoli otworzył oczy, choć obraz nie był jeszcze taki wyraźny. Wszystko wydawało się zamglone, choć słyszał pomruki rozmów w tle, aż głos zwrócił się bezpośrednio do niego:
-Nie ruszaj się, masz świeży opatrunek.
Wybrzmiały słowa należące do mężczyzny, którego twarz zdobiły lekkie zmarszczki wieku średniego, gęsta czarna broda i opadające długie włosy. Wtedy Pierre dostrzegł na jego odkrytych przedramionach masę tatuaży, choć były niczym u marynarza, robione na ślepo.
-Kim… jesteś…?
Spytał Ladrin, zdając sobie sprawę, że jego klatka piersiowa została zawinięta w bandaże, a on sam, leżał w jakimś łóżku w kamiennym domu. Za oknem słyszał mewy, więc był na nabrzeżu.
-Mormont Keil. Wyłowiłem Cię z wody, dzieciaku. Byłeś bliski śmierci z tą raną postrzałową…
-Właściwie, wydobyliśmy.-
Wtrąciła się kobieta, o płowych włosach i dzikim spojrzeniu, ubrana w płaszcz marynarski, zaś na jej obojczyku, doszukać można było się kolejnych tatuaży. -Parysa Layta, miło poznać topielca.
Uśmiechnęła się, lekko kołując tym Pierre’a. Ostatnie co pamiętał to moment w którym Herbert do niego strzelił, a zaraz po tym, wpadł do wody. Oni go uratowali? Miał prawdziwe szczęście. A mimo tego, nie potrafił czuć wyłącznie wdzięczności. Pożerało go wewnętrzne strapienie minionymi wydarzeniami.
-Dziękuję wam… z całego serca…- Odparł, próbując się jednak trochę podnieść w łóżku, ale czuł ucisk w klatce piersiowej, na co Mormont przyłożył mu dłoń do barku, aby bardziej usadowić. -Wybaczcie za kłopot…
-Nie mamy czego. To prawdziwe szczęście, że przeżyłeś. Bydlęcia z Zakonu potrafią być bezlitośni.

Odpowiedział mężczyzna i powoli wstał z krzesła, zaś Ladrin poczuł się zmieszany i zaskoczony zarazem. Dobrze usłyszał?
-Skąd wiesz…
-Miałeś to przy sobie.
- Uniósł w dłoni naszyjnik z czerwonym krzyżykiem, który kołysał się na łańcuszku, nim Keil nie odrzucił go z powrotem chłopakowi. Złapał go, zaraz przyglądając się mu. Symbol, który wcześniej znaczył wszystko, a teraz przywoływał natłok złych myśli. Lecz w tym samym momencie przypomniał sobie o dysku ze świątyni, który ukradł. -Spokojnie, nie panikuj. Jest tutaj.- Położył kamienny dysk na stoliku, obok łóżka Pierre, zupełnie jakby o niego niedbał. -Trzymałeś go tak zażarcie, że uznałem jakby był ważny dla Ciebie. Nie jesteśmy złodziejami.
Uśmiechnął się kącikiem ust i podparł dłoń o własny pasek, a wtedy kobieta wysunęła się nieco do przodu, aby usiąść w krześle, gdzie wcześniej był Mormont.
-Jak się nazywasz?
Spytała łagodnie, wbrew swojemu wyglądowi, a chłopak opuścił głowę. Chyba nie spodziewał się po nich życzliwości.
-Pierre Ladrin. Łowc… były Łowca Demonów. Kim jesteście…?
Spytał raz jeszcze, ale tym razem nie o imiona, zaś Parisa zerknęła na Keila, który założył ręce na piersi, marszcząc brwi.
-Tym czym straszycie swoje dzieci. Bractwem Cieni.- Odparł, a to zmroziło krew w żyłach chłopaka, który znieruchomiał cały. -Jestem Wielkim Mistrzem Bractwa Arteusu. Layta jest Cieniem, tak samo jak ja i wielu innych. Nie musisz się nas obawiać. Inaczej przecież byśmy Cię nie wyciągali. To tylko wisiorek.
Machnął ręką i podszedł do czajniczka, aby nalać gorącej wody do ziołowego naparu. Łowca błądził wzrokiem za nim, a zaraz przenosząc go na kobietę.
-Bractwo…? Słyszałem o Was, ale nigdy…- Pauza. -...skąd wiecie co się stało?
-Mamy oczy i uszy wszędzie, Pierre. Jeden z naszych widział, jak postrzelili Cię inni Łowcy. Ścigali jak zwierzynę.-
Wtrąciła Parisa, opuszczając brwi. -Przykro nam, że to się stało. Cokolwiek zrobiłeś, to było nieludzkie.
-Mimo to mnie uratowaliście!-
Odparł natychmiast Pierre, zaciskając palce na krzyżyku. -Łowcę, tak czy inaczej. Czego ode mnie chcecie…?
Zapytał, a wtedy zapadła cisza. Kobieta spojrzała znów na Wielkiego Mistrza, który tylko cicho westchnął, wręczając mu po chwili gorący napar.
-Nic. Może tylko pokazać, że nie taki demon straszny, jak go malują. Wypij, pomoże Ci. Trochę niesmaczny, ale ma pomóc, a nie wchodzić..- Zaśmiał się. -Wypoczywaj. Jak się będziesz czuł lepiej, to porozmawiamy. Jesteś tutaj bezpieczny. Wybacz, obowiązki.
Dodał i zaraz zwrócił się w kierunku wyjścia, wpuszczając do środka światło i zapach powietrza dobrze znanego w portach. Layta też wstała.
-Bractwo kontroluje ten teren, Zakon Cię tu nie znajdzie. Choć na Twoim miejscu i tak bym się nie obawiała, raczej sądzą że umarłeś.- Spróbowała go pocieszyć, uśmiechając się przyjaźnie. -Wyśpij się, potem wpadnę przynieść Ci jedzenie.
Uniosła rękę i po chwili również wyszła. Ladrin dalej zmieszanym tym wszystkim odważył się sięgnąć po dysk i spojrzeć na niego. Miał wrażenie, że ten jeden głupi przedmiot wywrócił całe jego życie do góry nogami.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
wiercenie studni głębinowych krosno | medycyna pracy ursynów | regały paletowe | reklama internetowa nikkshow | pizza dowóz kraków Bronowice