Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2022-04-26 21:45:26

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsOpera 85.0.4341.72

Wspomnienia Mirabell

1/5

PART I: UŚMIECHNIJ SIĘ


To, że jej brat bawi się w najlepsze, nie znaczy, że i ona sama ma siedzieć w katakumbach. Dlatego też, podjęła się śledzenia biskupów, którzy zbierali się przed katedrą. Z dachu kamienicy na przeciwko placu, był doskonały widok. W każdym z duchownych dopatrywała się Cienia. Zastanawiało ją, czy Arcybiskup był jedynym członkiem Bractwa, ale nie wierzyła w to. Lub może powinna doszukiwać się tego w zbrojnej Inkwizycji…?
-Co robisz?
Padło nagle pytanie zza jej pleców, a ta wystraszona odwróciła się, dostrzegając czerwony krzyż na chuście mężczyzny.
-Evan! Nie strasz mnie tak!
Podjęła z oburzeniem, na co Łowca uniósł brwi.
-Spodziewaj się zagrożenia ze wszystkich stron.- Odparł i uklęknął przy kominie, zerkając na plac. -Dlaczego obserwujesz biskupów?
Zapytał, a Kneynsberg ułożyła się znów na boku i spojrzała na niego lekko rozkojarzona.
-Badam teren. Tak jak chciał Mentor. A Ty? Poza straszeniem?
Spytała, nadal lekko oburzona, choć ten się tym nie przejął specjalnie.
-Sprawdzam, czy żyjesz. Tak jak chciał Mentor.- Odparł lekko drocząco, czego się po nim nie spodziewała. -Wątpie, abyś wiele z tego wyciągnęła. Musiałabyś być w środku.
Dopowiedział, niezbyt ją tym pocieszając, ale on już chyba taki był. Pesymista od siedmiu boleści.
Tym jednak razem zdecydowała się mu zawierzyć na słowo…
-Powiedz, czemu taki jesteś?
Spytała nagle, a to zdekoncentrowało Blacka.
-Niby jaki…?
-Taki smutny. Cichy. Nawet nie uśmiechasz się zbytnio, a jeśli nawet, to i tak skrywasz usta.

Wyjaśniła, przenosząc na siebie spojrzenie brązowych oczu. Evan chyba nie wiedział jak na to odpowiedzieć.
-Niewiele rzeczy daje mi ku temu powód. Widziałem rzeczy, które ciężko zapomnieć.
-Powiedz mi więc o nich.
-Nie. Może innym razem. Jak będzie nam dane.

Zanegował natychmiast, zaś Kneynsberg wypchnęła policzki w poirytowaniu. Ale w porządku, taki z niego cichy facet, to niech będzie. Mimo to…
-Jesteś stary.
-Co?

Spojrzał na nią ponownie.
-Przynajmniej starszy ode mnie o jakąś dekadę może…
-Do czego zmierzasz?

Spytał mrużąc oczy, na co ta uśmiechnęła się niewinnie.
-Jesteś arystokratą, nie powinieneś być już żonaty i mieć potomków?
Dopytała, zaś Evan zaczął zastanawiać się nad absurdem tego pytania lub też głupotą osoby, która tak bezczelnie je zadaje.
-Miałem kuzynostwo, które powinno o to zadbać, ale zmarli. Osobiście nie myślałem o tym wcześniej, zbyt pochłonęły mnie sprawy Zakonu… mój ród pewnie wymrze na mnie. Bardziej cenię Zakon, niż rodowody.
Wyjaśnił, a ta kiwnęła głową z cichym westchnięciem.
-Przynajmniej mogłeś podjąć wybór, wygrany z góry, tak czy inaczej. Ja i mój brat mieliśmy Zakon lub los nędzarzy na ulicy…
Zwierzyła się, wlepiając wzrok w martwy punkt. Evan przyglądał się jej, jakby analizując te ostatnie słowa, które mimo wszystko, wziął sobie do serca.
-Twoja obserwacja nie była taka bezcelowa…
-Co masz na myśli?

Dopytała, wyrwana z tego stanu i spojrzała na złoconą karoce, która podjechała pod katedrę, a z niej wysiadł bogato odziany arcybiskup, w towarzystwie ciężko uzbrojonego mężczyzny, znikając zaraz wewnątrz przybytku.
-Wiemy już przynajmniej czym jeździ i że Wielki Inkwizytor jest blisko niego.- Wspomniał Łowca i obejrzał się na Mirabell. -Ale wracajmy już. Nic tu po nas.
Dodał, na co ta się uśmiechnęła.
-Niech Ci będzie, Panie Black.

Offline

#2 2022-05-09 15:47:36

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsOpera 85.0.4341.72

Odp: Wspomnienia Mirabell

2/5

PART II: TEN LEPSZY


Jej brat jak zwykle miał okazać się bohaterem, któremu przypisywano wszelkie zasługi. To trochę drażniło Mirabell, która czuła, że nowy początek w Arteus był dla niego świetną okazją do wybicia się, zaś ona pozostawała w cieniu. Miała nadzieję, że się to zmieni. Ale w końcu, służyła Zakonowi dla sprawy, a nie dla chwały, prawda? To było egoistyczne myślenie. Postanowiła więc wrócić do obowiązków. Zwłaszcza, że mieli nową misję.
-To może być wielki dzień!- Podjął wesoło Magnus, który w swoim kapitańskim płaszczu i kapeluszu podjął się sterów nad ich okrętem. Marynarze pracowali w pocie sił. Evan stał u jego boku jako I Oficer, zaś dziewczyna oparła się o poręcz, skąd miała ich blisko, oraz dobry widok na otwarte wody Zatoki Bezkresu. -Izyda to swoją droga pomocna kobiecina.
-Skup się na sterowaniu, a nie kobietach.
Upomniał go Evan, zakładając ręce za plecy.
-A niech mówi, on jedyny nie jest tu mrukiem.
Rzuciła uszczypliwie Mirabell, na co Black uniósł brwi. To była aluzja?
-No właśnie! Poza tym, nie, nie, ja nie o tym…- Przeczesał blond zarost. -Chodzi mi o to, że dała nam informacje o tych statkach. Kryją się pod allanorską banderą, ale przynależą do kogoś kto odpowiada za Bractwo Korony. Żmije na najwyższych szczeblach władzy. Rany, jak o nich myśle to mam ochotę sam siebie przeciągnąć pod pokładem.
-Spokojnie, Magnus, potrzebujemy kapitana.

Zaśmiała się Mirabell, zaś Evan rozważył coś w głowie.
-Spadła nam z nieba, to prawda, tak jak ta cała La’Valliet… a mi ciężko wierzyć w szczęście, czy dobroduszność.
-Hej, jedną ściągnął mój brat! Poza tym obie mają w tym interes.

Upomniała go dziewczyna.
-Cathria służy Gildii. W porządku. A jaki ma dwórka?
-Dwórka to tytuł umowny, żadna dwórka nie miałaby takiej wiedzy.-
Wtrącił Dorian. -Wiadomo przecież, że to szpieg na usługach króla Roberta. Póki monarcha jest po naszej stronie, to mi to wystarcza.- Dodał, zaraz agresywnie ściągając ster w bok, przez co okręt gwałtownie wykręcił. -SALWA!
Wykrzyczał, zaś Łowczyni spróbowała ogarnąć sytuację, bo przez jej gadulstwo zupełnie się rozkojarzyła. Dopiero głośny wystrzał z armat zasygnalizował jej, że ostrzeliwują trzy okręty królewskiej bandery.
-Obyś się kurwa nie mylił, inaczej skończymy na szafocie.
Warknął Evan, zapierając się poręczy.
-Powiesz najwyżej, że byłeś pijany i nieobecny. Sam tak zrobię, hahaha.
Za chwilę poszła druga i trzecia salwa, która zatopiła dwie mniejsze fregaty. Trzeci, flagowiec, skierował się bardziej na nich, aby samemu oddać strzał. Nie jeden, a całą serię. Znajdując się pod deszczem ostrzału kul armatnich, wszyscy padli na ziemię, kiedy ich statek zaczynał zamieniać się w latające wióry. Wtedy, dobiegły ich inne wystrzały, tym razem skierowane na flagowca.
-Co jest?! Kto nam pomaga?!
Podjęła Mirabell, wychylając się znad zniszczonej poręczy. Dostrzegła wtedy inny statek, który wspomagał ich od drugiej strony. Mieli flagowca w ogniu krzyżowym.
-Opłaca się zdobywać kumpli w tawernach.- Pochwalił się Magnus, zaraz wydając kolejny rozkaz do strzału. Niestety, okręt był w ruchu. -Kurwa, zaraz trafimy swoich! Niech ktoś dorwie kartacz i zniszczy im te jebane żagle!
Wykrzyczał, a wtedy dwóch marynarzy ruszyło w jego stronę, lecz po drodze zmiotła ich kula armatnia i eksplozja. Potworna śmierć. Mirabell jednak aktywowała symbol łowcy, aby dostać się tam jeszcze szybciej.
-Stój!
Krzyknął za nią Evan, ale nie powstrzymana wyminęła zgliszcza i biegających marynarzy, dopadając działo. Na jej szczęście był załadowany, bo mogłaby sobie z tym nie poradzić, w końcu w Stolicy nie mieli statków. Magnus widząc to, zaryzykował z podpłynięciem do flagowca. Wtedy też, Łowczyni namierzyła żagle przeciwnika. Nie myślac za wiele, po prostu oddała serię strzałów, a kuliste lotki wystrzeliły, rozrywajac jego materiał, komuś nawet udało się armatą przestrzelić jeden z głównych żagli, który obalił się na pokład. Wtedy oba statki rozstrzelały ogarniętego chaosem oponenta, dziurawiąc mu kadłub tak, że z daleka słyszeli wpływającą wodę. Wszyscy marynarze zaczęli krzyczeć radośnie, a ciężko dysząca Mirabell jeszcze nie potrafiła puścić kartacza.
-Chodź…
Usłyszała czyjś głos, a zaraz ręce Blacka pochwyciły jej dłonie, aby pomóc jej odsunąć się od broni, a jej samej, wstać na równe nogi.
-Wygraliśmy?
Spytała, jakby to nie było oczywiste.
-Tak. Rozwaliłaś żagle i umożliwiłaś czysty strzał. Dobra robota, nasz statek nie wytrzymałby dłuż…
Pochwalił ją, a wtedy Mirabell pisnęła radośnie i przytuliła go podskakując. Evan skołowany tym nie wiedział co się dzieje, ale chyba to była oznaka radości i samozachwytu.
-Już… wystarczy… Mirabell… wystarczy…

Offline

#3 2023-02-23 19:58:28

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 110.0.0.0

Odp: Wspomnienia Mirabell

3/5

PART III: MARGINES BŁĘDU


Noc Świateł była przyjemną chwilą, którą mogła spędzić w dobrym towarzystwie, bo choć Evan nie wyglądał na duszę rozrywki, to jednak potrafił być urokliwy na swój sposób. Ale dalej miała wrażenie, że był jakiś nieswój, jakby każda chwila w której czuł się szczęśliwy przypominała mu o czymś, co od razu go neutralizowało. Jakby nie pozwalał sobie na beztroskie momenty. Niepokoiło ją to, a zwłaszcza to, że Black nie był kimś kto zwierzał się komukolwiek z własnych przemyśleń, nawet Magnusowi, który mimo bycia facetem i to może jego najlepszym kumplem, niekoniecznie zdawał się odpowiednio poważny i cierpliwy do tego typu rozmowy. A Hannibal? Wątpiła, aby mu ufał na tyle. Toteż mogła spróbować sama… czemu by nie…?
Mirabell zapukała do drzwi jego pokoju, aż spotkała się z odpowiedzią, niemrawą, ale jednak. Więc wypuściła powietrze i uzbroiła się w uśmiech, wchodząc do środka.
-Myślałeś może czasem o…- Urwała, kiedy zobaczyła Blacka pochylającego się na łóżku, który wpatrywał się w jakiś przedmiot, który trzymał w dłoni. Zamknęła za sobą drzwi, aby powoli podejść. -Co robisz…?
Zapytała go, teraz dopiero dostrzegając, że ten trzymał amulet Zakonu, lecz odwrócony tyłem prezentował grawerunek z literą “B”. Łowca zaraz podniósł na nią ciemne oczy.
-Myślałem sobie. O tym dokąd zmierzam. I nie wiem wciąż co jest na końcu tej ścieżki…- Podjął, a wtedy Mirabell przykucnęła obok niego, opierając się ręką o łóżko i zawieszając na nim spojrzenie. -...myślałem też o tym, jak kiedyś wspomniałaś, że miałaś do wyboru z bratem ulice lub Zakon. Ale był to wybór, którego mogliście dokonać i widzicie sens swojej pracy, bo dała wam korzyść. Nie urodziliście się z myślą, że będziecie do niego przynależeć. Może i ulica nie byłaby końcem, a innym początkiem…- Spojrzał znów na amulet. -Nigdy sam nie wyobrażałem sobie innej drogi, bo urodziłem się z tym przeznaczeniem. “Black”... to tak wiele znaczy, powtarzali mi…
Opuścił rękę, zawieszając ją w powietrzu, zaś Kneynsberg przełknęła ślinę, błądząc wzrokiem gdzieś w przestrzeń.
-Wiesz… to nie jest droga bez wyjścia. Jeśli chciałbyś porzucić to wszystko, wystarczyłoby…
-Nie. Zawiódłbym wtedy tych, którzy zginęli…-
Przerwał jej, na nowo przywracając jej uwagę. -Z racji mojej pozycji cieszyłem się zaufaniem. Stare Arteus… byłem pewny siebie…- Urwał, dając jej czas zebrać wszystkie myśli dotyczące tego przykrego incydentu. Czyli faktycznie jeszcze go nie przetrawił. -Jeśli będę żył, jakby nic się nie stało, to tak, jakby ich życie nic nigdy nie znaczyło…
Dopowiedział, a to zabiło Mirabell, która nie potrafiła nic powiedzieć. Było to przykre, że tak myślał, a zarazem nie potrafiłaby temu zaprzeczyć. Nawet jeśli wiedziała, że nie ma prawa dręczyć sumienia błędem, którego nie chciał nigdy spowodować…
-Nie jesteśmy w stanie cofnąć przeszłości, lecz jeśli będziesz szukać śmierci w swojej powinności, to wtedy wszystko pójdzie na stracenie.- Zauważyła, zwracając jego uwagę. -Nie jesteśmy doskonali. Nie ma takich osób. A Twoje doświadczenie znaczy więcej, niż samo nazwisko. Jeśli chcesz, aby ich śmierć nie była marnotrawstwem, niech Twoja walka przynosi zwycięstwo. Bo szukanie śmierci w boju byłoby większą stratą, niż pożytkiem.
Pouczyła go, zaraz uśmiechając się. Evan odwrócił spojrzenie, wypuszczając cicho powietrze.
-Pomyślę o tym, Mirabell. Ale dziękuję…
-Po to jestem.

Offline

#4 2023-05-12 12:08:51

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 113.0.0.0

Odp: Wspomnienia Mirabell

4/5

PART IV: U KRESU


W czasie jak jej brat i Evan wyjechali w ważnej misji bezpośredniej konfrontacji z Bractwem Kościoła, Mirabell pozostała w Arteusie, aby ogarnąć tworzący się chaos tu na miejscu. Chaos? Można było porównać to do tworzącego się bałaganu i społecznemu niepokoju, gdy wszystkich obiegła wieść o działaniach króla Roberta. Jakby tego było mało, chyba odbijało się to po żołnierzach Inkwizycji, którzy próbowali zasiać większy zamęt, wyłapywać niewinnych, oskarżając ich o rzeczy niestworzone, tylko by pokazowo spalić na stosie tych, którzy śmiali im się teraz w twarz. Do tego głośne kazania na ulicy, aby zwrócić obywateli przeciw władzy, a nuż fanatycy mogliby bojkotować kierunek jaki obrała korona. Zamieszki stawały się… coraz powszechniejsze, z dnia na dzień coraz gorsze i pacyfikowane, bezkarnie dla samorządnej siły Kościoła.
-Odsuńcie się!- Warknęła Mirabell, wznosząc szablę w kierunku dwóch inkwizytorów, którzy próbowali zbliżyć się do Violett, kiedy ta schowała się za jej plecami. Byli w jednej z mniejszych uliczek, tutaj wszystko uchodziło jakiemukolwiek spojrzeniu. -Jest Łowcą, chroni ją królewskie prawo!
Dodała zaraz, a dziewczyna w ptasiej masce zacisnęła palce na jej materiale szaty, samej bojąc się wykrztusić słowo. Inkwizytorzy zakpili z niej krótkim śmiechem, choć w przeciwieństwie do niej nie dobyli broni.
-Goldberg jest oskarżona o czarną magię i herezję, stanie przed procesem, a jeśli tego chcesz, również możesz. Namiestnik Teriell kazał przeprowadzić czystki, niezależnie od tego, kim ów podejrzany jest. Zakon, nie Zakon, w oczach Boga jesteśmy równi.
Przedstawił pewny siebie i nadumany, co mierziło Kneynsberg. Nie wątpiła, że Mercell, ujawniony, choć wciąż u władzy, był głównym zapalnikiem tych działań. Bractwo Wampirze upadło, jej brat osłabił siły tajemniczej Korony, zaś Kościół stał właśnie nad przepaścią, gdy jego mury były burzone. Bractwo Cieni w desperacji podejmowało się radykalnych działań, bowiem nie mieli już nic do stracenia.
-Ostatni raz to powiem. Zostawcie ją, bo to ja mam symbol łowcy, a nie wy. Jeden wasz ruch, a nawet nie zauważycie nadchodzącej śmierci.
Zagroziła, na co ci dwaj spojrzeli po sobie, zaraz się odsuwając.
-Nie zawsze będziesz na miejscu, Kneynsberg.
Rzucił jeden na odchodne, nim nie zwrócili się w kierunku opuszczenia uliczki. Violett nagle przytuliła Mirabell, wyraźnie płacząc pod maską. Dziewczyna opuściła szablę i objęła alchemiczkę.
-Przepraszam! Tak bardzo przepraszam…!
-Nie masz za co… już dobrze… po prostu musisz pozostać jakiś czas w katakumbach… to nie potrwa wiecznie…

Pocieszała ją, choć sama chciałaby w to wierzyć. Nie pozwoliłaby nikomu jej skrzywdzić. Już widziała na oczy śmierć Magnusa, nie zamierzała pozwolić na to, aby znów kogoś stracić. Tym bardziej bała się o Evana i Hannibala, którzy byli teraz przede wszystkim narażeni na śmierć. Ale mogła tylko wierzyć, że wrócą cali, jak zawsze. A ten koszmar się skończy. Że ta cholerna wojna się skończy, gdy już sami byli u kresu sił…

Offline

#5 2023-05-27 16:41:25

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 113.0.0.0

Odp: Wspomnienia Mirabell

5/5

PART V: RACJA STANU


Nic już nie będzie takie jak przedtem. Hannibal przypomniał im, że ich misja nie jest skończona. Przed jej bratem stało wyzwanie znacznie większe, niż ten teatr na którym grali próżni ludzkie. Dolą Mirabell było zaś dokończyć fundamentalne zadanie. Zniszczyć wpływy Bractwa Cieni i przywrócić spokój w Arteusie. Wytępić ich zakorzenione wpływy. Namiestnik Teriell był zarazą, musiał przepaść jak każdy inny odłam tej obłudy… dosyć unikania odpowiedzialności za swe szaleństwo.
-Mirabell…- Ocucił ją głos Evana, który ułożył dłoń na jej ramieniu. Jej zagubione spojrzenie odnalazło go, jak latarnie morską w nocnej żegludze. -...jestem z Tobą.
Dodał tylko, a Kneynsberg dotknęła jego dłoni, uśmiechając się lekko. Wiedziała, że nie jest z tym sama. Nigdy nie była. Zakon to nie tylko organizacja. To rodzina. A Black był jej rodziną. Tak jak Hannibal. Służyła z nimi i dla nich.
Na środek platformy przed którą zebrali się obywatele Arteusu, wyszedł namiestnik Mercell Teriell, w szykownym surducie, mającym oddać mu wysokie stanowisko oraz prezencję. Mężczyzna omiótł wzrokiem twarze prostego mieszczaństwa, jakby zbierając myśli.
-Mój ludu! Ostatnie lata były burzliwe dla tego miasta! Lecz dostrzegam w tym coś więcej! Staliście się silni! Niezłomni! Bóg mi świadkiem, że Arteus jest perłą prowincji, która stała się miejscem, gdzie każdy może znaleźć swój dom! A nadchodzą dni jeszcze lepsze! Wampiry przestały być zagrożeniem przed którym kryliśmy nasze dzieci! Za sprawą Inkwizycji, nasze domy nie nachodziły czarcie pomioty! Jaśnie Oświecony, król Robert z rodu Allanorskiego, kieruje szczególny wzrok na Arteus, silne i prężne, niezłomne, którego nawet największą z burz nie zatopi! Choć czarne to dni dla Kościoła, nie lękajmy się! Bowiem tylko w jednej woli i sile, możemy przetrwać czas prób, dopatrując się wschodu słońca, zwiastującego nowy początek…!
Przemawiał, kiedy dwójka Łowców przebijała się przez tłum zebranych, aż wyszli przed szereg, zwracając na siebie uwagę inkwizytorów oraz Namiestnika.
-Mercellu Teriell, jesteś oskarżony o przynależność do demonicznej sekty Bractwa Cieni, niniejszym z nadania Jego Wysokiej Mości, Zakon Łowców Demonów wymierzy Ci karę współmierną do zarzutu zdrady stanu!
Wykrzyczała Mirabell, obarczając Cienia surowym spojrzeniem, zaś Evan stanął tuż przy niej. Ludzie zaczęli szeptać i panikować, zaś Teriell zakpił z nich machnięciem ręki, na które zaczęli zbierać się inkwizytorzy.
-Te oszczerstwa nie ujdą płazem nawet Zakonowi! Ze mną jest Bóg!
Wykrzyczała, a zaraz dostrzegł, że nagle przez tłum zaczęli przebijać się kolejni ludzie, odziani w biało-czerwone mundury, a każde z nich, kobiety, czy mężczyźni, nosili symbol okręgu na jednej z dłoni. Byli to Łowcy z różnych zakątków całego Allanoru. Na ten widok Mercell postawił krok do tyłu.
-Oby więc Bóg dostrzegł Cię, gdy staniesz przed jego obliczem…
Odparła Kneynsberg, po czym ruszyła do przodu, a wszyscy Łowcy zaraz z nią, przez co Teriell zerwał się do ucieczki, kiedy zakonnicy starli się z osłaniającymi go wojownikami Kościoła. Mercell biegł ile sił w nogach, aż poczuł uderzenie o własne plecy i upadek na bruk. Był to Evan, którego Cień zaraz zrzucił z siebie, wysuwając ukryte ostrze spod rękawa, aby go przyszpilić do ziemi, lecz Black pochwycił go za przedramię, podtrzymując ostrze przy własnej twarzy. Do czasu, aż namiestnik poczuł okropny ból, który rozciął jego plecy, wraz z ostrzem Mirabell. Evan odepchnął go, co było tylko bardziej bolesne, kiedy upadł na otwartą ranę, nie mogąc wstać. Łowczyni znalazła się tuż nad nim.
-To kres Twej władzy terroru.
Rzuciła, ale Mercell tylko wykrzywił twarz.
-Myślisz, że Zakon Łowców… głosi jedyną prawdę…? Jesteście po prostu ślepi na inne odcienie szarości… Łowcy… Cienie… Starożytni… Bafomeci… nawet jebane dzikusy… każdy widzi swoją rację… ale… kto ją w końcu ma…?
Spytał, zaciskając zęby. Mirabell skłamałby, gdyby teraz zarzuciła mu obłudę. Polityk taki jak on widział inne krańce tego świata, inne kultury, a korona i Bractwo umożliwiały mu zgłębienie tego, czego wzrok większości nie dostrzegał, zamykając się we własnym wyobrażeniu świata. Ale odrzucając wiarę w to o co się walczy, jaki jest sens walki o cokolwiek…?
-Postąpię więc tak jak mówi mi serce.
Odpowiedziała, nim jej szabla nie zatopiła się w klatce piersiowej Teriella, gasząc w nim życie raz na dobre.
Zaraz na placu zjawili się inni Łowcy, którzy uporali się z kościelnymi zbrojnymi, a Mirabell dostrzegła w ich oczach oczekiwanie. Na co…? Na rozkazy? Było jej dziwnie z samym faktem, że kierowała taką grupą, a co dopiero…
-Jestem z Ciebie dumny.
Padły ciepłe słowa od Evana, który stał z policzka krew, posyłając jej uśmiech, tak rzadki w jego wykonaniu. Chyba w końcu poczuła się bohaterką własnej historii. Choć bez ludzi, których poznała w Arteusie, nie dotarłaby tutaj. Magnus… była mu wdzięczna, nawet jeśli zabrakło go u jej boku, to ona o nim nigdy nie zapomni.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
wiercenie studni głębinowych krosno | medycyna pracy ursynów | regały paletowe | reklama internetowa nikkshow | pizza dowóz kraków Bronowice