Nie jesteś zalogowany na forum.
Prolog: Powiew świeżej krwi
*Miesiąc wcześniej - Koniec Lata, 1508r, Cintra (stolica)*
MG: Ymir Jednorożec, Satarius Mongomery, Erogon Sterne
Miasto płonęło, tak jak przed trzema wiekami, gdy zdobywali je Czarni Najeźdźcy. Teraz jednak, ironia losu zadrwiła z cesarskiego ludu, który zmuszony był uciekać z miasta, bądź ginąć pod jego gruzami. Kaedweńscy wojacy nosili się dumnie, zbierając trofea z poległych, oraz gwałcąc, czy zabijając ocalałych. Królewski namiestnik, Satarius Mongomery, szedł jedną z uliczek, której bitwa nie oszczędziła. Jego szlachetne rysy były ewenementem, pośród tych zakrwawionych, czy zapłakanych, brzydkich twarzy. Czuł się dumnie, bowiem wiedział, że ich armia odniosła druzgocące zwycięstwo, przywracając historyczną stolice Cintry w szeregi Północy. Nilfgaardczycy przegrali, a była to ich pierwsza poważna rana. Zadać mieli więcej, choć na to miał przyjść czas...
-Wyglądasz jakbyś to Ty tą bitwe wygrał, kiedy zaś nasz Imperator jest tym, komu możemy to zawdzięczać.
Rzekł nagle głos zza pleców Namiestnika. Należał on do Erogona, klasycznego blondyna z rodu Sterne. Był on imperialnym obrońcą, jak każdy jego przodek. Rodzinny fach. Mimo to Sterne nie należeli już do najbliższych przyjaciół Jednorożców, od jakiś kilku pokoleń. Rywalizować o wpływy musieli z Mongomerami. Dlatego ten zgryźliwy tekst był jak najbardziej na miejscu.
-Bitwę wygrało nasze Imperium, a nasz władca jest jego sercem. Więc jednoznacznym jest moja duma wobec ojczyzny i Imperatora.
Odparł pewnie, po czym ruszył na plac pałacowy, a Sterne tuż za nim. Oczywiście na miejscu zastali już Gwardie Imperialną, dawniej zwaną Złotą Gwardią, która strzegła wejścia do pałacu. Prawda była jednak taka, że go rabowali.
-Ciekawe jakie koszty policzą sobie Skelligijczycy za swój udział. Pewnie wyniosą połowe tego co sama gwardia.
Skomentował Satarius.
-Niech biorą. Dzięki ich ataku z morza, mamy przewagę nad Czarnymi...
Dodał Erogon, kiedy na horyzoncie ujrzeli nadchodzącego Imperatora. Był to dwumetrowy i potężnie zbudowany mężczyzna w bogatej złotej zbroi, a charakterystyczne dla niego były blond wąsy i bródka. Taki zarost był nową modą tych czasów, zaś typowy dla Jednorożców gen czarnych włosów już dawno przepadł i zmieszał się z blondem, czemu odpowiadały ożenki poprzednich władców z przeróżnymi księżniczkami.
Ymir wlekł polityka, trzymając go mocno za kark, a siły mu nie brakowało, aby tylko to wystarczyło do przeniesienia 80kg chłopa. Kiedy Władca Północy zbliżył się do zgromadzonych, rzucił nim o kamienny bruk. Był ledwo żywy...
-Palantus Sidereal. Namiestnik prowincji cintryjskiej, głównodowodzący obronie Cintry, kuzyn jednego z generałów Cesarza. A teraz nasz jeniec...
Ymir nadepnął ciężkim złotym butem na twarzy mężczyzny, który zajęczał z bólu, choć starał się nie okazywać słabości.
-Zdepczemy Cesarstwo jak robaki.
Nagle czaszka Palantusa pękła, rozmiażdżając się jak owoc. Ciężał Imperatora był zabójczy. Władca się jednak temu nie przyglądał i odszedł w stronę pałacu. Tylko Mongomery i Sterne wciąż trwali w zadumie. Ten pierwszy w końcu spojrzał na drugiego.
-Sidereal? Czy to nie był Twój krewny?
-Jego krew była już tak wymieszana i zbrudzona Południem, że na próżno szukać między nami pokrewieństwa.
Odparł chłodno Erogon i ruszył za Imperatorem...
__________________________________
*Teraźniejszość - Jesień, 1508r, Okolice Attre*
MG: Ternikulus VII, Falks August Tullio
Włócznia przebiła bebechy żołnierza, którego czarny jednorożec zmieniał swą żółtą otoczke na ciemnoczerwoną. Mężczyzna z jękiem padł na kolana, a jego oprawca gwałtownie wyszarpał z jego ciała swą broń, pozostawiając w nim dziurę na wylot. W końcu zsunął się na obłoconą ziemie, nawet nie mając chwili na zorientowanie się, że zginął z ręki samego Cesarza Nilfgaardu, Ternikulusa VII. Władca Południa przetarł twarz, na której nagromadziła się krew wrogów. Włosy miał długie, a pod tą lepką czerwienią, były one siwawe, tak samo jak zarost, pokrywający zmarszczki. Cesarz był w kwiecie wieku, a może i nawet zbliżał się ku sierpniu, jednakże sprawności wojownika nie można mu było odmówić. Tak samo jak on nie odmawiał bitew, choć wolał pióro od swej włóczni. Nie mniej jednak, Cesarz długo nie myślał, a ruszył wzdłuż klifu, omijając stosy poległych żołnierzy. Jakich? A byli oni różni. Nie brakowało cesarskich Nilfgaardczyków, czy imperialnych Kaedweńczyków, a nawet i miejsce dla najemnych Skelligijczyków się znalazło. Ci ostatni byli najwiekszą zmorą, niczym dodatkowe ostrze przeciwnika skierowane ku tobie. Jeden z Nordllingów zaszarżował na Ternikulusa, kiedy tylko go zobaczył, lecz bedąc w odpowiedniej odległości, nie uniknął poderżnięcia gardła ostrzem włóczni, gdy ten wykonał tylko jeden obrót. Potem już spokojnie dotarł do miejsca docelowego, skąd był piękny widok na morze i miasto portowe w oddali. Attre. Za nim zaś rozgrywała się kaź, którą w przyszłości mieli nazwać Bitwą pod Serenos, bowiem w okolicy tej miejscowości się ona rozgrywała. Nie była ona pierwszą, a tym bardziej ostatnią, potyczką Imperium z Cesarstwem, a jednak jedną z wielu. Mimo to miała znaczenie. Chodziło o Attre...
-Wasza Wysokość!
Zawołał krótko ścięty mężczyzna w złotawej zbroi i z dyscyplinarną posturą prawdziwego żołnierza. Był on jednak generałem, dowódcą III Grupy Armii "Alba", a także jednym z Hexagonitów...
-Falks, jak sytuacja?
Zapytał Cesarz, ponieważ cała bitwa rozbita była na kilka obszarów.
-Melduję, że teren jest czysty, dobijamy tych, którzy ju nie wstaną walczyć!
-Co z resztą?
-Tego nie wiem! Parmenion chyba odpiera atak Burej Chorągwi, zaś dotarły mnie słuchy, że Atraxes potrzebuje wsparcia!
-W takim razie dołączyć do oddziałów "Viridi"!
-Rozkaz!
Falks ruszył poinformować wojska o kolejnym ruchu, zaś Ternikulus raz jeszcze spojrzał na Attre. Musieli je utrzymać we własnej granicy. Kilka tygodni temu Cintra padła pod naporem kaedweńskich garnizonów, a wojska Ymira niczym fala zalewały prowincje cintryjską. Jeśli poszłoby tak dalej, cała znajdzie się pod juryzdykcją Imperium Kaedwen...
Offline
Po niemal dwustu latach doszło do nieoczekiwanej przez nikogo wojny pomiędzy największymi znanymi światu mocarstwami. Nic nie wskazywało na to, że dojdzie do kaedweńskiej agresji, cesarski wywiad – jako jedna z niewielu skorumpowanych instytucji – milczał na ten temat. Nawet nota ministra spraw zagranicznych dotarła do Miasta Złotych Wież już dopiero po ataku na Cintrę. Wypowiedzenie tej wojny odbyło się na zasadach niezgodnych z międzynarodowym protokołem, lecz nie było nikogo liczącego się i odważnego na tyle, by ten akt zakwestionować, poza samym Nilfgaardem. Nie liczono się z agresją Ymira, nawet pomimo istniejącego w świadomości wszystkich faktu, że nowy Imperator znacząco różni się od swych poprzedników. I teraz sytuacja wyjątkowo boleśnie odbijała się na Cesarstwie.
W przededniu Bitwy pod Serenos, jak mieli ją nazwać historycy, zebrano trzysta dwadzieścia tysięcy żołnierzy Cesarstwa, a więc trzy grupy armii ze wsparciem. Przybliżmy szczegóły – w pełnej sile zjawiły się grupy armii Alba, Viridii i Argentum pod wodzą odpowiednio, Falksa Augusta Tullio, Atraxesa Nemeisa i Parmeniona Aristandesa. Wszystkie te grupy razem wzięte liczyły dokładnie trzysta tysięcy, a owym wcześniej wspomnianym wsparciem była Gwardia Impera na czele z samym cesarzem oraz piętnaście i pół tysięca żołnierzy z II Grupy Armii Alexandra Aristandesa. Zapytacie – dlaczego jeden z Hexagonitów nie zjawił się ze swoją armią w pełnym składzie? Aurum, zgodnie z rozkazami Alexandra, w dużej większości pozostało w odwodzie pod górami Amell, mając na uwadze strzec wszystkich przełęczy prowadzących w głąb Cesarstwa, a najpierw do cennego Nazairu. Alexander uczynił sobie z pasma górskiego mury okalające twierdzę – rzekłszy metaforycznie.
W Attre nieobecna była Grupa Armii, której ze względu na jej charakter obawiano się najbardziej – Nigrum. I to też miało swoje uzasadnienie – generał Agryppa Skanderius oczekiwał, słusznie lub niesłusznie, wroga na wschodnim kawałku granicy – od Mag Turga po Toussaint.
Pozostaje ostatni z Hexagonitów, inny niż wszyscy, bo operujący gdzie indziej. Ioannes Thylakas, morski awanturnik i admirał na czele cesarskiej floty miał zadanie z pozoru proste – nie dopuścić do dalszych przerzutów wojsk skelligijskich na kontynent, które tak wielkim cierniem w cesarskiej armii pozostają. Oprócz tego stanowić miał opór przed kaedweńską flotą, z zakazem zapuszczania się w głąb wód wroga z obawy przed zaciągnięciem w pułapkę. Wąski pas wody pomiędzy Skellige a Cintrą pozostawał dobrym miejscem do obrony. Przynajmniej na razie…
Nazajutrz w godzinach porannych rozgorzała bitwa, która prędko przerodziła się w dziką rąbaninę, choć wszystkie wojska z początku zostały ustawione w ściśle ustalonych formacjach i stale instruowane o dalszej taktyce podczas walki. Niestety, obie wielkie armie utraciły swój kształt i zwarły się w szczęku stali. Zresztą, dowodzenie kimkolwiek prędko stałoby się niemożliwe, wszędzie wznosiły się bowiem tumany kurzu wrednie męczące płuca i ograniczające widoczność na mniej niż pięćdziesiąt metrów. Teren sprzyjał atakowi z zaskoczenia, ale nie masowej bitwie.
Alexander Sidereal wraz ze swoimi piętnastoma i pół tysiącami trzymał się lewej flanki wojsk, póki co nie włączył się czynnie do bitwy, ale konsekwentnie ku temu zmierzał, mając już obrany konkretny cel – rozbicie prawej flanki przeciwnika, którą w olbrzymiej większości stanowili skelligijscy wojowie, którzy dotąd, podobnie jak Aurum, pozostali nietknięci i szukali najlepszej możliwości wbicia szpikulca w Czarnych. Generał II Grupy wydzielił dla siebie nowy obszar walki, zresztą jeden jakich wielu było na wielokilometrowym polu bitwy. Zapewnił sobie także swobodę i przede wszystkim możliwość dowodzenia, jako że nie był uwikłany w chaos w centrum. Wydzielony Korpus Aurum szedł uformowany w pięć prostokątów, które liczyły sobie trzy tysiące żołnierzy każda. Prostokąty wojsk podążały za sobą równolegle, z czego ci w ariergardzie szli w nieco luźniejszej formacji. Lekka konna brygada vicovarskich łuczników konnych w liczbie pięciuset jeźdźców chroniła prawą flankę całej formacji, co wydawało się mierną ochroną. Ale w rzeczywistości tak nie było; łucznicza konnica, bardzo ruchliwa otaczała zbliżającego się wroga w karakolu i stale ostrzeliwała. Poza tym nie było w całym korpusie innych rodzajów wojsk, także artylerii pozostawionej w odwodzie. Jego całość stanowiła piechota, gdzie jedynie dwóch tysięcy velites stanowiło część lekkozbrojną. Reszta to średnio i ciężko zbrojna piechota z dużymi scutum(prostokątne pawęże), na których wymalowany był herb Aurum – znak wyróżniający tak samo jak czaszki Nigrum i białe pióra Alby – i trzymający w dłoniach pilum(dwu-trzymetrowe włócznio-oszczepy) jako pierwszą broń.
Alexander kroczył pośród swoich żołnierzy, bynajmniej nie na czele, co w przypadku znaczącego generała zakrawałoby o chorą brawurę. W pełnej czarnej zbroi i w hełmie z okazałym pióropuszem trzymał w ustach gwizdek i nim właśnie komenderował armii, drakońsko zdyscyplinowani żołnierze znali wszelkie dźwiękowe komendy. Wszyscy zaś idąc na spotkanie Skelligijczykom dumnie krzyczeli i śpiewali na chwałę cesarstwa. Zatrzymali się dopiero wtedy, gdy powietrze przeciął donośny dźwięk gwizdka Alexandra. Korpus zatrzymał się nagle i wszyscy tak jak stali, zasłonili się tarczami zarówno od przodu, jak i od góry. Kilka sygnałów gwizdka generała zostało powtórzonych uderzeniami bębnów przez oddalonych oficerów, dzięki czemu wszyscy jak jeden mąż się zrozumieli. Wyspiarze już dawno zauważyli Cesarskich, ale co poczynili?
Offline
MG: Ternikulus VII, Tarranis Varron, Falks August Tullio, Atraxes Nemeis, Parmenion Aristandes, Udarlyk Gniot
Oddziały Atraxesa były już tylko małą garstką wojaków, broniącą się przed liczniejszymi zastępami żóltego wojska. Sam generał zaś odniósł ciężkie rany, bowiem jego lewe ramie było rozpłatane, dlatego nie mógł dzierżyć tarczy. Jego towarzysze broni starali się go osłaniać, lecz było ich coraz mniej...
-Przeklęte skurwysyny! Do szeregu!
Ryknął, a pozostałości Viridii zebrały się w jeden ciąg wojaków. Kaedweńscy "barbarzyńcy" biegli prosto na nich...
-Dziś przyszło nam umierać w obronie Cesarstwo! My oddajemy życie, aby Słońce znów wzbiło się w niebo!
Wojacy zastukali w tarcze i już mieli przyjąć na siebie cios Nordllingów, lecz nagle na ich oczach, armia Alby wbiła się prosto w przeciwników, tratując ich swoją liczebnością. Żołdacy pod komendą Nemeisa byli w szoku, bo nie spodziewali się wsparcia, ale długo nie czekali i dołączyli do boju.
-Jak zwykle ratuję Ci skórę, Atraxesie!
Zawołał Falks, rzucając mu pod nogi głowę Kaedweńczyka. Uśmiechał się, czując dziwną satysfakcje z nieporadności drugiego generała.
-Gdzie Cesarz?! Zostawiłeś go?!
-Imperia go strzeże. Poza tym jest bardziej hardy niż byś się mógł spodziewać.
Odparł i ruszył na wrogów. Atraxes zaś zapomniał o swej ranie i wbiegł w wir walki...
Oddział Argentum pod wodzą Parmeniona rozbił Burą Chorągiew, a przynajmniej doprowadził do ich wycofania się, jednak to nie był koniec...
-Musimy dołączyć do naszych braci!
Rozkazał Aristandes, lecz dostrzegł, że nadciąga druga fala, zaedweńska jazda z kusznikami. Najlepsza jednostka Imperium.
-Tarcze!
Krzyknął, lecz pierwsze strzały padły, a na jego oczach towarzysze broni zostali przebici przez bełty. Zaś ci którzy unikneli ostrzału zostali rozdeptani przez konie. Sam Parmenion ściął nogi jednemu wierzchowcu, łamiąc kark żółtemu żołnierzowi. Niestety ten atak był druzgocący. Na jednym z rumaków dostrzegł Erogona Sterne, siejącego największe spustoszenie w imie Imperatora. Przeklęci Sterne, zawsze dla Parmeniona byli największym wrzodem na dupie. Erogon był równie waleczny co jego ojciec, Atlantos, z którym miał okazję zmierzyć się w szrankach w czasach pokoju.
-Wycofać się! Wycofać!
Rozkazał, a oddział Argentum zaczął uciekać, choć niezdarnie, bo wielu było nieodsłoniętych, więc podatnych na śmiertelny cios w plecy. Generał nie myślał nad tym czy był to dobry ruch, lecz jedyny, który nie doprowadzi do wymordowania całej jego armi. Erogona ten widok rozbawił. Miał możliwość ruszyć konno za Aristandesem, lecz stwierdził, że tym razem pozwoli mu ujść z życiem, zamiast poznawiać go życia w sposób niehonorowy. Zapamiętał mu litość jaką okazał w potyczce w Górach Amell...
Co zaś z oddziałem Aurum? Skelligijscy najemnicy dostrzegli wojska Alexandra w zwartym szyku. Ten widok ich wstrzymał w miejscu, lecz nie trwało to długo, aż ich dowódca, nieulękniony Utarlyk Gniot, wyjdzie brawurowo przed szerek.
-I co pizdo?! Chowasz się wśród tych gołowąsów, zamiast wyjść mi na przeciw?! Więc Cię stamtąd wyciągne! Na nich kurwa!
Zaryczał i nagle wszyscy Wyspiarze zaczeli ryczeć niczym niedźwiedzie i ruszyli standem prosto na "metalowego żółwia". Efekt mógł być jeden. Zgrzyt metalu po zderzeniu obu oddziałów ze sobą. Wielu najemników z pierwszego szeregu zginęło zabici na wystające ostrza Nilfgaardczyków, lecz już drugi szerek wywalił tarczowników na siebie, rozpraszając formacje i zmuszając żołnierzy z Aurum do indywidualnych potyczek ze Skelligijczykami. Samobójczy, ale udany ruch. Sam Udarlyk, który przetrwał przebicie, swym ciężkim dwuręczniakiem zadawał ciosy, które odrzucały Czarnych na lewo i prawo z rozdartymi klatkami piersiowymi. W końcu brodaty dowódca najemników spotkał się na polu walki z Alexandrem, uśmiechając się obrzydliwie.
-No pizdo, teraz jesteś już tylko Ty i ja. Za Twoją głowę Imperator zapłaci mi podwójnie!
Pochyłbił się i wykonał zamach z dołu, który przy blokadzie tarczą musiał odrzucić Generała w tył. Udarlyk jednak czasu nie tracił i cały czas szarżował na Sidereala. Wyspiarz był większy i silniejszy od Nilfgaardczyka, więc ten musiał liczyć na szczęście, bądź swój refleks.
W tle rozbrzmiały kaedweńskie rogi. To oznaczało, że nadchodziły posiłki dla Nordllingów, a na ich czele miał być sam Ymir z Satariosem...
Ternikulus patrzył znad jednego z wybrzeży na nadchodzące wojska Imperatora. Był wściekły i zarazem zdezorientowany. Nawet nie zauważył przy sobie obecności Tarranisa Varrona...
-Wasza Wysokość, chyba nie ruszysz w dalszy bój, byłoby to błędem.
Skomentował dowódca Imperii.
-Nie zostawię moich ludzi, ani Attre na pastwę Kaedwen!
Warknął, lecz Tarranis pozostał niezwruszony i uniósł dłoń w górę, co Imperia zrozumiała jako: "do szeregu, zawracamy".
-Gwardia Imperialna nie pozwoli na śmierć cesarza, choćby i całą prowincje miałby ogień strawić.
Ternikulus zacisnął pięści. Pomimo bycia władcą, jednak nie miał słowa ostatecznego...
Offline
Alexander stojąc z tyłu swoich wojsk, ze wzniesienia miał dobry wgląd na to co działo się na całej rozciągłości jego pola bitwy. Jego niebiańsko niebieskie oczy przenikały wręcz przez ciemność hełmu i bacznie spoglądały na ruch obu wojsk. Nilfgaardczycy, ustawiwszy się w formacji, oczekiwali przeciwnika, który wręcz musiał nadejść. Sczególnie, że byli to Skelligijczycy, którzy nie odpuszczali sobie walki nawet z liczniejszym przeciwnikiem. Generał Aurum zmarszczył czoło, gdy ujrzał, że przeciw jego armii staje nie więcej niż półtora tysiąca wojów, oczywiście w przybliżeniu. Lecz Skelligijczycy, jakby niesieni mistycznym szałem zaszarżowali bezładnie na ,,metalowego żółwia''. Blondyn już teraz wiedział jak to się skończy, ale nie święcił jeszcze tryumfów, gdyż za chwilę mogłoby się okazać, że ten tysięczny oddział wyspiarzy to dopiero początek. Oj, a jak wiele w tym prawdy, to Alexander sobie by tego wyobrazić nie mógł.
Dwieście metrów. Alexander na tyle swoim wprawnym okiem ocenił odległość najemników od swoich czołowych szeregów. Wtedy też rozległ się dźwięk jego gwizdka, powtórzony również przez bębny. Był to sygnał dla dwóch tysięcy velites - najmłodszych, najlżejszych i najzręczniejszych żołnierzy. Zaczęli wybiegać dziesięć metrów przed pierwsze szeregi żółwia. Udalryk w tym momencie mógł zapewne poczuć się jeszcze pewniej, widząc, że wróg stawia przeciwko niemu lekkie, mało doświadczone w walce oddziały. Owszem, velites w bezpośrednim starciu mogliby zostać szybko zmieceni, ale nie ku temu byli przeznaczeni.
Sto metrów. Alexander zagwizdał znowu. Wskutek tego velites sięgnęli po pilum, wcześniej wspomniane włócznio-oszczepy, które były posiadane przez każdego velitę w liczbie dwóch sztuk.
Osiemdziesiąt metrów. Rozległ się kolejny gwizd, i wtedy młodzi wojownicy cisnęli pilum we wroga.
Zanim jednak przejdziemy do skutków takiej salwy, może trochę informacji; rola pilum była podwójna, co było zależne od jej długości. Dwumetrowe pilum na wyposażeniu velites służyło jako oszczep, który perfekcyjnie sprawdzał się przeciwko tarczom przeciwnika i jego rozbijaniu zanim pierwsze szeregi wroga uderzą. Pilum przebijały się przez tarcze i uniemożliwiały korzystanie z nich, bo dość cienki żelazny grot wyginał się, a ciężki drzewiec uniemożliwiał już sprawne operowanie tarczą. Co się zaś tyczy pilum trzymetrowych - korzystano z nich w bezpośredniej walce, były też wytrzymalsze oraz, jak wcześniej zostało wspomniane, stanowiło pierwszą broń żołnierza, gdyż miecz zazwyczaj był jeszcze zawieszony przy pasie.
Zaraz po pierwszej salwie velitów nadciągnęła druga, mająca za zadanie uszczuplić szeregi wroga. Po tym velites się wycofali na tyły, bo wiedzieli, że póki co ich rola się skończyła.
Generał wzniósł rękę i zawirował nią w powietrzu, dając sygnał dowódcy vicovarskiej jazdy rozkaz do ataku. Jeźdźcy ruszyli przed siebie i zatoczyli łuk od lewej flanki wroga, po czym, zbliżywszy się na tyły wroga, zaczęli stale go ostrzeliwać i mknąć ku prawej flance, by ostatecznie wrócić na tyły nilfgaardzkiej armii.
Teraz pytanie na ile zdały się ataki velitów i jeźdźców, zanim Skelligijczycy podjęli kontakt z ,,żółwiami''. A może nie podjęli go w ogóle, straciwszy morale i wiarę w zwycięstwo?
Jeżeli zdecydowali dopełnić swego losu, musieli zderzyć się przynajmniej jednym szykiem Alexandra, który bezlitośnie i systematycznie kuł wrogów swoimi pilum spomiędzy tarcz.
Sam generał oczywiście usłyszał donośny róg oraz zauważył pierzchającą Imperę, ale wytrwał na miejscu. Oczywiście widok uciekających najlepszych z najlepszych nie napawał optymizmem, ale to nie koniec jeszcze walki, prawda? Coś jednak musiał zrobić, nie miał wiedzy na temat tego co dzieje się na innych obszarach walki. Odwrócił się i wskazał na pierwszego lepszego jeźdźca.
- Jedź i dowiedz się jak wygląda sytuacja! - wykrzyczał, a głos również jak Udalryk miał donośny, choć zapewne nie taki basowy jak rosły barbarzyńca. Rozkaz zwięzły, a Vicovarczyk nie miał innego wyjścia jak go wykonać.
Jeżeli Skelligijczycy zostali wyrżnięci w pień, co chyba szybko nastąpiło, generał ponownie zagwizdał. Trzy krótkie sygnały i jeden długi oznaczał cofnięcie się o pewną odległość w celu pozyskania dogodniejszej dla siebie pozycji. Alexander wybrał dla swojej armii bliższą odległość od Amell. Cały korpus, stojąc na wzgórzu był nieźle chroniony przez atak wrogiej - na pewno licznej - kawalerii. Jeźdźcy bowiem będą mieli pod górkę, co znacząco spowolni ich szarżę, a w najlepszym wypadku całkiem uniemożliwi.
Offline
MG: Falks August Tullio, Atraxes Nemeis
Bitwa przechylała sztandar zwycięstwa w stronię Imperium Kaedwen, które raz za razem prowadziło w tej rozgrzywce. Miłość Kaedweńczyków do wojenek, czy rozleniwienie Nilfgaardczyków, dawało o sobie znać. Tak jak wcześniej padła Cintra, i kres Attre powolnie się zbliżał. Gdy wojska Imperatora Ymira w liczebności koło dwustu tysięcy woja, zbliżały się do epicentrum tej rzezi, wojska Cesarstwa w coraz znaczniejszym stopniu się wycofywały. Garnizony kusznicej jazdy kaedweńskiej pod przewodnictwem Erogona Sterne całkowicie zdominowały wschodnie krańce batalii, doprowadzając oddział Argentum do ucieczki, w tym samego Parmeniona. Wybrał życie dla siebie, oraz swych podwładnych, niż męczeńską śmierć, nie zważając na przyszłe konsekwencje. Czy uznają go za tchórza i zdymisjonują, bądź zabiją? Tego nie wiedział obecnie nikt...
Jak zaś przedstawiała się sytuacja u Falksa i Atraxesa? Dobrze z początku, potem jednak gorzej. Bowiem pozostałe resztki Viridii nie dotrwały reszty wojarzy. Cały Oddział IV Armii został spacyfikowany, przez co to Alba musiała dokończyć robote, aż zapanował względny spokój na polu bitwy. Sam generał Tullio ocierał twarz z krwi woga, aby móc coś ujrzeć. A pierwszy widok jaki mu się ukazał, był chwiejną posturą Artaxesa.
-Nemeis...
Mruknął Falks, nim dostrzegł, że drugi generał pada na ziemie. Szybko do niego podbiegł i chwycił go pod głowę, oraz zlustrował ciało. Poza rozpłataną ręką, dowódca rozbitej Viridii mógł poskarżyć się na przebite biodro.
-Wygraliśmy...?
Falks patrzył na niego w milczeniu i pokiwał mu głową twierdząco, nim ten odpłynął. Nie umarł, ale stracił dużo krwi. Był na granicy życia, a śmierci. Dlatego Tullio zwołał dwóch wojaków, którzy mieli go wrzucić na pierwszego lepszego konia i eskortować jak najdalej stąd. Zaś sam wyszedł z tłumu, by dostrzec nadciągające z północy wojska Imperatora, których ilość by ich zmiażdżyła.
Jeden z żołnierzy spojrzał na generała pytająco, lecz jakby w obawie przed tym co nadchodzi. On jednak nie odrywał wzroku od Kaedweńczyków.
-Co z Cesarzem? Jakie rozkazy?
-Jeden z naszych podobno widział jak wycofuje się w eskorcie Imperii. Zaś Parmenion uciekł z pola bitwy. Stchórzył, bowiem Nasza Wysokość nie wydał rozkazu opuszczenia pola bitwy.
-Zaś jednak sam to robi, albo Tarranis mu każe. A co z oddziałem Aurum?
-Nie wiemy, podobno ścierał się z Skelligijczykami...
Falks zdał sobie sprawę, że oddział Alba prawdopodobnie pozostał ostatnią i jedyną linią obrony Attre. Rozkaz się nie zmienił, mieli walczyć, a żołnierz jest wierny dowódcy.
-Utrzymajmy ich tak długo jak zdołamy, aby cała siła naszego Cesarstwa miała szanse przetrwać i odrodzić się, aby w przyszłości powstrzymać tego szaleńca. Cintra jest stracona, lecz nie Nilfgaard.
Falks założył złoty hełm na głowę, który idealnie pasował do zbroi, którą okalała czerwona peleryna. Jego podwładny, jak i reszta, ciężko to przyjęli, lecz wyszkolono ich, by umierali za ojczyzne.
-ZMAŻEMY GRZECHY!
Wykrzyczał dewize swego oddziału i cała Alba ruszyła w przód, aby nowe centrum walki przenieść bardziej na północ, oddalając chaos od zawracających nilfgaardzkich wojsk. Niestety, dla tych którzy z oddali widzieli Tullio i jego ludzi, był to ostatni taki widok...
*tutaj sam dokończysz los Aurum*
Plan Alexandra przyniósł mu strategiczne zwycięstwo nad Skelligijczykami, których atak był samobójczą rzezią. Oczywiście nie wszystkich spotkała śmierć, bowiem pojedyńczy najemnicy zdążyli zbiec w tym zamieszaniu. Sam Udarlyk podobnie dał nogę, klnąc pod nosem, że jego zemsta na Siderealu będzie niezwykle okrutna. Gdy zaś oddział Aurum zmienił położenie na pobliskie wzniesienie, był lepiej usytuowany. Te pole bitwy było już bezpieczniejsze, jednak prawdziwy kataklizm nadchodził z północy, bowiem po wyczerpaniu wojsk nilfgaardzkich, nowa armia Ymira pełniła już tylko rolę "dobicia rannych". Jednak miała ich czekać przeszkoda. Sam Alexander mógł dostrzec, jak oddział Alba rusza na spotkanie ze śmiercią. Generał dawniej sam był pod rozkazami Tullio i dobrze wiedział, że przeznaczeniem tego człowieka była męczeńska śmierć dla dobra ojczyzny. Nie miał jednak wiele czasu, aby zastanowić się nawet nad nierozsądnym, choć bohaterskim, wsparciem dla Alby, bowiem powrócił vicovarski jeździec...
-Generale! Są nowe rozkazy od Cesarza! Mamy... się wycofać...
Żołnierz dokończył niemrawo, widząc jak Alba jest już bardzo daleko od nich, a blisko wojsk Imperatora. Oni nawet już nie mieli odwrotu. Los jednak dał szansę przeżyć ten dzień Alexandrowi...
Offline
Korpus Aurum rozbił przeciwnika praktycznie bez strat i nie ruszając trzonu swoich sił z miejsca. Wystarczyli tak często niedoceniani velites i nieliczna jazda, by przetrzebieni Skelligijczycy pierzchli, a ci odważniejsi rozbili sobie zęby na tarczach żołnierzy. Alexander mógł być dumny ze swoich żołnierzy, ale niczym surowy ojciec nie okazywał swojego zadowolenia. Zresztą to była mała potyczka z grupą obdartych desperatów, nie spodziewał się niczego innego jak sukcesu. Gratulacje i nagrody należało odłożyć na inny dzień, bowiem wciąż toczyła się wielka bitwa. Zniszczenie tysięcznego oddziału przeciwnika nijak nie przechylało szali na stronę Nilf.
W każdym razie nieniepokojeni przez nikogo Auryści mogli się wycofać na dogodniejszą pozycję i na niej oczekiwać wroga. Alexander jeszcze nie był świadomy w jak fatalnym stanie jest armia cesarstwa na innych obszarach i że bliżej do klęski niż zwycięstwa. Jednak nie potrzebował nikogo, kto by go w tym uświadomił. Bowiem z chwilą, gdy wraz ze swoimi żołnierzami wchodził po stoku, horyzonty Alexandra się poszerzyły. Znad kurzawy bitewnej, która już powoli opadała, dostrzegł wielkie pobojowisko w jednym miejscu i kolejną wielką bitwę w innym sektorze. W oddali dostrzegł chorągwie białego dwugłowego orła na żółtym polu. To była Alba, a na jej czele bez wątpienia Falks, dowódca niezmiernie ceniony przez Alexandra. Blondyn ze zgrozą przypatrywał się całej tej sytuacji, patrzyli również żołnierze, w których, wydawałoby się, wstąpił lekki niepokój. Alexander nie widział żadnych innych chorągwi poza tymi Alby. Widział natomiast początek i koniec III Grupy Armii.
Sidereal zacisnął zęby i dłoń na swoim pilum. Bitwa w jego oczach była już skończona. Utwierdził go w tym vicovarski jeździec. Wtedy najbliżsi podkomendni Sidereala spojrzeli na niego pytająco, choć hardo. Ci wydawali się nieulękli, dla nich bitwa mogła toczyć się dalej... ale... nie.
Młody generał spojrzał raz jeszcze na scenę w oddali. Pamiętał doskonale jak służył pod Falksem, który z czasem stał się bardzo blondynowi bliski. U starego wilka nauczył się rzemiosła wojennego, wiele się u niego nauczył, Falks wpoił mu wiele swoich przekonań, zaraził miłością do ojczyzny, ale jednego wpoić Alexandrowi się nie udało... męczeństwa w sytuacjach ostatecznych. Znał tego generała aż za dobrze, wiedział więc, że wybrał ostateczne rozwiązanie, by pozwolić ocalałym resztkom na odwrót. Nie zapłakał jednak.
- MARNADAL! - wywrzeszczał sygnał. Oznaczał on odwrót do doliny i przełęczy Marnadalu i dołączenie do reszty armii Aurum. Wojsko, rozluźniwszy szyk, podążyło na wschód, ku przełęczy. Alexander nie poprosił o konia, kroczył pośród tych niespełna szesnastu tysięcy. Oby tylko choć im udało się dotrzeć tam bez strat...
Offline
Rozdział I: Słońce wstaje o Północy, zapada o Południu.
MG: Ternikulus VII, Tarranis Varron
*Miesiąc po Bitwie pod Serenos - Dolina Marnadal*
Przez doline przejeżdżał zamknięty powóz, którego otaczał marsz żołnierzy, strzegący tę konstrukcję, jakby była wypchana złotem. Jednak w środku powozu było coś cenniejszego od złota, bowiem sam Cesarz w towarzystwie swego obrońcy - Tarranisa, oraz generała Alexandra. Tak, jeden z Hexagonitów miał przyjemność towarzyszyć w tej prywatnej podróży Ternikulusa. Dlaczego jednak on był tym wybrańcem? Cóż, liczba konkurencji dla Sidereala zmalała, po tym jak rozegrała się ta katastrofalna Bitwa pod Serenos, która dobiła gwóźdź do trumny dla cintryjskiej prowincji. Generał Tullio przepadł, wraz z całym oddziałem Alba, uznany za ofiarnie poległego w boju. Atraxes zaś zmarł po tygodniu gorączkowania w wyniku odniesionych ran. A Parmenion za ucieczke z pola bitwy, przed oficjalnym rozkazem wycofania się, został zdymisjowany i skazany na więzienie pod groźbą kary śmierci, jednak ktoś pomógł mu w ucieczce, przez co też zniknął bez śladu. Póki nie zostanie podjęty proces awansów dla nowych generałów, Alexander musi liczyć się tylko z Agryppą (któremu Cesarz nie ufał w pełni), bowiem bezpiecznie ominął zagrożenie w Górach Amell oraz z Ioannesem (ten z kolei nie pasował do kulturalnego towarzystwa), który rozbił małe jednostki morskie. Dlatego ci dwaj pozostali generałowie jechali konno, nieopodal wozu, pewnie marudząc pod nosem.
-Nie uważam tych pertraktacji za dobry pomysł.
Przerwał cisze Varron, który cały czas wyglądał, jakby mu się w życiu nie udało.
Cesarz westchnął.
-Nie doszłoby do nich, gdybyśmy nie przegrywali raz za razem. Nasze terytoria zmalały, a ja jestem pierwszym władcą, który utracił prowincję, zamiast zdobyć nową!
-Wasza Wysokość, nie byliśmy na to przygotowani. Teraz jednak musimy myśleć o tym jak wypędzić tego dzikusa...
-Ten dzikus to pierwsze realne zagrożenie dla naszego Cesarstwa od setek lat. Chyba od czasów Gariona I Podróżnika nasz sąsiad nie był tak bardzo potężny! Tylko, że wtedy Nilfgaardem władał Emhyr Wielki...
Zapadła cisza. Każdy w tym powozie wiedział, że Cesarz wątpił w siebie jako władce, porównując siebie do legendarnych truposzy. Nie było czemu się dziwić, bowiem w trzy miesiące Nilfgaard utracił prowincje cintryjską, a Imperium Kaedwen poszerzyło granice, aż do Doliny Marnadal, przez którą jechali. Nowa granica obu mocarstw miała być miejscem rokowań politycznych, aby zakończyć spór pomiędzy Ternikulusem, a Ymirem Jednorożcem, zwłaszcza, że Cesarstwo nie było gotowe na kolejną faze ekspansji, która mogła mieć miejsce w każdej chwili.
-Alexandrze, nim dotrzemy, powiedz mi, co o tym myślisz? Powinniśmy pogodzić się z tym, odkupić Cintrę złotem, czy może walczyć dalej? Jesteś genialnym strategiem i dowódcą, więc doradź mądrze swojemu władcy, nim spotka się z "Wilkiem Zimy"...
Pytanie jakie zadał Sinderealowi bardzo zaskoczyło dowódce Impery, bowiem znaczyło ono, że bardzo ceni przywódcę Aurum, a może nawet darzy go przyjacielskim zaufaniem. On sam nie mógł liczyć na takie zachowanie wobec niego...
<UWAGA>
Odpowiedź będzie miała wpływ na dialog i cel Cesarza w obradach...
Offline
Tarranis wyglądał, jakby w życiu mu się nie udało, cesarz Ternikulus wciąż i wciąż miał do siebie pretensje, zaś Alexander milczał i oddawał się zapisywaniu czegoś w swym grubawym już tomiszczu. Co zapisywał młody generał, to nie było jasne - mógł to być pamiętnik, listy, rozkazy lub rysunki. Nie widzieli tego też cesarz i jego naczelny gwardzista, jako że siedzieli naprzeciw. Sidereal wcześniej niechętnie przystał na prośbę(lub nakaz) cesarza na towarzyszenie mu w powozie. Blondyn uznał to za jednocześnie zaszczyt oraz, z drugiej strony nie chciał by traktowano go ponad innych dowódców. Nie osiągnął wiele więcej od bezczynnego Agryppy, zaś w stosunku do Falksa, Atraxesa i Parmeniona nie uczynił praktycznie nic. Nie czuł się z tym dobrze. Właściwie to nie było chyba nikogo, kto nie zarzucałby sobie czegoś.
Wtem cisza została przerwana przez Tarranisa, który wdał się w wymianę zdań z cesarzem. Alexander siedział cicho, wydawał się nawet nieobecny w tej kabinie, dopóki nie zwrócono się bezpośrednio do niego. Wtedy podniósł krystaliczne spojrzenie znad papieru na dręczonego przez wiele wątpliwości cesarza.
Nie pozwalał czekać długo na odpowiedź, przeciągnął dłonią po pięknych blond włosach i rzekł.
- To nie rokowania pokojowe, to zaledwie chwilowy rozejm na czas zimy. Ktoś taki jak Ymir nie poprzestanie na niewielkiej zdobyczy, jaką jest Cintra. Ten człowiek w niczym nie przypomina swych pokojowych, nieszkodliwych poprzedników. Lecz tylko najgłupszy spośród dowódców zdecydowałby się na przejście przez wąskie wysokogórskie przełęcze zimą, do tego silnie bronione. Imperator to wie, zapewne, a raczej z pewnością, przegrupuje swoje siły i przygotuje się na wiosenną kampanię. - rozległ się cichy odgłos zamykanej ciężkiej książki - Sytuacja wymaga, byśmy dążyli do tego samego. Siły naszego wspaniałego cesarstwa uszczupliły się niemal o połowę, jest to, nie łudźmy się, największa porażka naszych dziejów. Takiej hańby nie doznaliśmy od pamiętnej Brenny. - tutaj Alexander na pewno nie pocieszył cesarza, ale nie taki był jego cel. Przekładał twardy realizm i zrodzoną z niego chęć rewanżu nad sztuczne pocieszanie, że niby następnym razem będzie lepiej. Oby tak też to cesarz przyjął.
- Walczyć dalej nie tylko powinniśmy, ale i musimy. Nilfgaardczyk nigdy nie zegnie kolana przed Nordlingiem, musisz w to uwierzyć Wasza Wysokość, tak jak w to uwierzyć musi twój lud. Na Wielkie Słońce, przysięgam, że żaden kronikarz nigdy nie opowie o upadku Cesarstwa Nilfaardu. - tutaj zacisnął pięść, którą przyłożył do swojej piersi. Złożył nieoczekiwaną przysięgę przed Ternikulusem VII, choć o - jak mogłoby się wydawać - o nieformalnym charakterze przez wzgląd na to gdzie się znajdowali. Alexander chciał jednak zapewnić swego władce nie tylko jako żołnierz, oficjel, ale bliska osoba, na której może się zawsze wesprzeć. Niebieskie oczy Alexandra pod wpływem małej euforii jakby zabłysły jeszcze jaśniej...
Offline
MG: Ternikulus VII, Tarranis Varron, Ymir Jednorożec
Słowa Alexandra wywarły dobry wpływ na Cesarzu, bowiem potrzebował kubła zimnej wody, aby opamiętać się i robić to, co do władcy należało. Nawet jakby to miał być jego ostatni dzień.
-Masz rację, że Ymir jest wyjątkowym Jednorożcem. Jego ojciec, dziad i każdy kolejny przodek obierali drogę pokojowej dyplomacji, a i tak nie mogli osiągnąć tego co jeden Garion przez trzy dekady. Na szczęście zwany jest Ostatnim Jednorożcem, bowiem nie ma męskiego potomka. Koniec tej dynastii, może być końcem Imperium Kaedwen. Jednak to my musimy go wpierw zwalczyć.
Skomentował sytuację, gdy nagle Tarranis ni stąd nizowąd chrząknął, zwracając uwagę pozostałych.
-Wasza Łaskawość, śmiem nadmienić, że Twoi poprzednicy też nie osiągneli zbyt wiele. Odkąd lud stwierdził, że Jan Calveit był kolejnym nieudolnym władcą, utworzony senat koronował samych dyplomatów, którzy zajmowali się piciem trunków i ganianiem tubylców. Żadnych wybitnych jednostek. Ale był to czas pokoju. A to wojna tworzy silnych władców.
Słowa Varrosa były zarazem ciekawostką jak i komplementem dla władcy. Ten uśmiechnął się nieznacznie.
-Dzisiejszy dzień na wszystko nam odpowie. Dziękuję Alexandrze. Dziękuję Tarranisie.
Oddziały nilfgaardzkie dotarły do miejsca, które było idealnie przystosowane do narad. Stał nawet stolik dla władców. Prawdopodobnie Kaedweńczycy wszystko zwieźli z Attre. Sami Nordllingowie już czekali...
-Bądźcie przygotowani na wszystko.
Dodał Ternikulus, wychodząc z powozu i zmierzachąc w stronę Imperatora, który siedział już na jednym z krzeseł. Oczywiście obaj władcy mieli przy sobie własnych żołnierzy - tak na wszelki wypadek.
-Witaj władco Nilfgaardu.
Przywitał go Ymir, gdy ten przysiadał się na przeciw niemu.
-I Ty bądź pozdrowiony, władco Kaedwen.
Tarranis, tak samo jak Agryppa, czy Ioannes, stanął tuż za Cesarzem, kładąc dłoń na rękojeści. Oczywiście po drugiej stronie, tą samą czynność wykonał Erogon Sterne, Satarius Mongomery, czy kilku pomniejszych generałów z północy. Atmosfera była gęsta tak bardzo, że można ją było kroić. Rezultat rokowań mógł być przecież wszelaki.
-Przejdźmy od razu do sedna.- Zaczął Imperator. -Prowincja cintryjska jest teraz w moich rękach, a Twoje wojska dostały tak mocny wpierdol, że posiadasz ledwie połowe tego co wcześniej. Ani nie odbijesz tych ziem siłą, ani nie obronisz Nazairu, gdybym tylko kazał przekroczyć przełęcz. Dlatego dam Ci szansę. Nie tknę już Twego Cesarstwa, jeśli oddasz mi Toussaint, zapłacisz za moje straty zbrojne, oraz publicznie przeprosisz mnie, za zniewage mojej osoby.
Warunki które Ymir przedstawił były niedorzeczne, jednak ten dobrze wiedział, że ma na chwilę obecną przewagę nad wrogiem. Cesarz jednak nie mógł się ugiąć.
-Prosisz o tak wiele, jakbym ogłaszał poddaństwo, a nie na to się zgadzałem. Głosisz, że możesz nas spokojnie zmiażdżyć, ale chyba nie w tym roku, prawda? Od jakiej strony zaatakujesz? Od Toussaint, gdzie pasmo górskie samo Cię zablokuje? Może od morza, gdzie moja potężna flota morska już czeka? Pozostaje Ci jedynie Dolina Marnadalu do przekroczenia, ale... sam widzisz jak tu ciasno i trzeba wąsko maszerować wojskami. Lada moment spadnie śnieg. Na prawdę uważasz to za dobry pomysł? Czekając na odwilż, by odbudujemy wojska i będziemy gotowi na kontratak.
Odpowiedź Ternikulusa zaskoczyła Kaedweńczyków, a na pewno dodała otuchy cesarskim. Sam Ymir, patrzył na niego zaciekawiony, jednakże w końcu wybuchł śmiechem.
-Ciekawi mnie... Kto Ci doradził, aby to mi powiedzieć, bo nie wierzę, że sam na to wpadłeś. Wierzysz jednak, że odparłbyś moje wojska na przełęczy, nawet zimą, skoro miesiąc za miesiącem przegrywałeś ze mną? Ale dobrze, widzę że moje warunki nie są Ci rad, więc zróbmy to inaczej...
Imperator machnął ręką, a Satarius podszedł do obu władców, kładąc na stole złoty hełm, skierowany w stronę Nilfgaardczyków, po czym wrócił do szeregu. Każdy już wiedział czyj on był. Należał bowiem do Generała Tullio. Ten widok burzył morale, w niektórych budził nawet gniew, tak jak w Agryppie, delikatnie wysuwającego się do przodu, lecz zatrzymanego przez Thylakasa.
-Odpuszczę przeprosiny i zapłatę za wojska. Lecz Toussaint złoży przysięge Imperium Kaedwen, a Ty odkupisz generała, do którego należy ten hełm. Trzydzieści tysięcy florenów nilfgaardzik.
-Żywego?
-To już sprawdzisz na własne ryzyko. Lecz to ostatni warunek i nie idę na kompromisy. Jeśli odmówisz, możesz wracać przegrupowywać wojska...
Ymir twardo stawiał na swoim, bo czuł przewagę nad rywalem. Sam Ternikulus milczał, a nie było w tym nic dziwnego. Niekorzystny pokój, czy dalsze rozlewanie krwi...
Offline
Jak widać, cesarz poczuł się lepiej i nabrał wiary w siebie. Zaprawdę, nie ma nic żałośniejszego niż pozbawiony sił i wiary w dalszy opór władca państwa. Bowiem on jeden stanowi spoiwo wiążące wszystkich walczących - cesarz jest słońcem, które nie może zgasnąć. W dalszą wymianę zdań już się nie wiązał, zamilkł i oczekiwał dotarcia na miejsce.
Wysiadł z powozu na zimne powietrze, które od razu zmierzwiło jego dotąd nienaruszoną fryzurę. Wystarczyło jednak szybkie związanie ich w długą kitą, by przestały wadzić. Wychodząc poprawił również swój czarny surdut ze złotą szarfą, złoty łańcuch zawieszony na szyi przedstawiający wizerunek Wielkiego Słońca i pas z mieczem bastardowym z viroledańskiej stali. Nosił na sobie też coś, o czym nie wiedział nikt poza nim samym - grubą kolczugę pod oficjalnym strojem. Alexander obawiał się bowiem, że pertraktacje szybko zaostrzą swój bieg i zakończą się niechcianym rozlewem krwi. Ymir też mógłby zachować się jeszcze bardziej niehonorowo i zaatakować nilfgaardzkie poselstwo z cesarzem na czele. O swoich obawach wcześniej powiedział na poufności generałowi Impery.
Gdy doszło do spotkania dwóch monarchów, Alexander zajął miejsce pomiędzy cesarzem a imperatorem, nie widząc dla siebie miejsca za tym pierwszym. Wszak Tarranis i dwaj Hexagonici szczelnie go już otoczyli, nie wspominając o samej gwardii. Zajmując pozycję pomiędzy, Alexander wyglądał na mediatora w tym całym konflikcie.
To, co rzuciło się w oczy blondynowi to wygląd imperatora. Rzadko bowiem się widziało dwumetrowe postaci, do tego jeszcze tak krzepkie. Takich najczęściej spotykało się wśród Skelligijczyków, których krew z pewnością miał w sobie Ymir. Wieki przeróżnych mariaży rozrzedzą nawet najbardziej charakterystyczną krew. A propos mariaży i krwi - Alexander nie omieszkał spojrzeć na Erogona Sterne, właściwie dalekiego krewniaka. Ciekawe czy obaj byli świadomi tego jakie dokładnie więzy ich łączą.
Mniejsza, teraz należało się skupić. Imperator z rozbiegu przedstawił swoje warunki, które w oczach Alexandra, podobnież jak innych Nilfgaardczyków, uchodziły za zbyt wygórowane i niemożliwe do spełnienia. Cesarz Ternikulus zaoponował takim żądaniom, wykorzystując w swej wypowiedzi to, co wcześniej powiedział sam Alexander. Generał Aurum miał poważne obawy co do prezencji swojego monarchy. Zdawał się za bardzo polegać na doradcach, jednocześnie samemu nie wykazując wielkiej inicjatywy. Ymir posiadał mocny charakter, który mógł przytłoczyć Ternikulusa.
Odpowiedź i śmiech imperatora jasno też wskazywały na to, że on sam nie wierzy w stanowczość cesarza. Taak, Ternikulus mógłby prowadzić dysputy z poprzednikami Ymira, ale nie z nim samym.
Złoty hełm był też dobrze znany Alexandrowi, ale jego widok ani go nie zaziębił, ani nie ogrzał. Pozostał spokojny, taki jak zawsze. Wiedział bowiem, że to zabieg psychologiczny mający na celu zdemotywowanie i rozjuszenie Czarnych. Gdy Ternikulus się zastanawiał, Alexander zaczął działać w obawie, że nilfgaardzki monarcha zechce przystać na podane warunki. Były nie do przyjęcia, czego musieli być szczególnie świadomi generałowie, wiedzący o znaczeniu strategicznym księstwa. Cesarz mógł uważać za bajkowe księstwo rozpusty, jakim pozostawało od wieków, ale nie... nie tylko.
- Jesteśmy jedynie skłonni wykupić generała Tullio za cenę sześćdziesięciu tysięcy florenów i podpisać rozejm do wiosny. Oddanie księstwa Toussaint absolutnie nie wchodzi w rachubę. - rzekł stanowczo, acz spokojnie. Słowa były spotęgowane faktem, że Sideral nie stał za cesarzem, a między monarchami, jako mediator, bardziej pełnomocnik niż doradca zza pleców. Czy Alexander zaczął prowadzić grę po swojemu? Tak mogli uznać tylko nieprzychylni mu. W swojej ocenie ratował Cesarstwo przed upadkiem. Przecież to przysiągł.
Tymi słowami na pewno nie zakończył wojny, ale z pewnością nikt nie chciał jej końca. W Nilfgaardzie należało obudzić ducha zemsty i rewanżyzmu, przypomnieć ludziom o ich wspaniałej historii. Alexander był gotów do wszelkich poświęceń, by osiągnąć zwycięstwo.
Offline
MG: Ternikulus VII, Ymir Jednorożec, Erogon Sterne
Ymir zdał sobie sprawę już na samym początku, że ten tak zwany mediator Alexander przygląda mu się w zastanowieniu. Wielu się zastanawiało dlaczego Wilk Zimy jest największym i najsilniejszym z Jednorożców, o brawurowym charakterze. Mógł to zawdzięczać dziadkowi, lecz od strony matki, bowiem jego ojciec - Melior, związał się ze skelligijską przywódczynią klanu an Craite (który zresztą zdominował całe wyspy pod swoją władzą), dla umocnienia sojuszu Imperium ze Skellige. Zaś jej ojciec z kolei był potężnym rosłym wojownikiem, postrachem Morza Cintryjskiego, dlatego dużego podobieństwa można było się między nimi doszukać. Mimo to, córy Ymira były delikatne, jak każde inne księżniczki ich kaedweńskiej dynastii, choć nie brakowało im wysparskiego zapału.
Kiedy zapadła cisza, spowodowana nowymi warunkami Imperatora, wobec Cesarza, nieprzygotowanego na pertraktacje z kimś takim, do ich stolika przysiadła się czwarta osoba, na przeciw Alexandra. Potomek Adriena Sterne, Imperialny Obrońca Korony, Erogon. Miał stanowić przeciw wagę dla Sidereala, mogącego zbyt manipulować Cesarzem. Byli oni dla siebie odległymi kuzynami, o czym obaj zdawali sobie sprawę, lecz poza nazwiskami, dzieliła ich też idea walki po dwóch różnych stronach konfliktu. Nie sposób tu szukać rodzinnych więzi, a prędzej sztyletów, pragnących krwi tej "gorszej krwi".
-Pragnę zaznaczyć, że Cesarstwu brak hardu ducha. Oczywiście Generał Tullio popisał się odwagą, ruszając z całą armią w samobójczy bój, ale pragnę zauważyć, że to wyjątek. Osobiście dopilnowałem w Bitwie pod Serenos, żeby Generał Aristandes uciekał z podkulonym ogonem. Teraz nie widzę go pośród nas. Tak samo wiem, że dowódca Nemeis został śmiertelnie raniony. Możliwe, że i z tego powodu go także nie ma wśród nas. Cesarzu Ternikulusie, straciłeś połowę swoich generałów, przynajmniej dwa lub trzy oddziały armi, a także namiestnika cintryjskiej prowincji. Morale Twych żołnierzy są na granicy upadku, a nasze wojska dwukrotnie przewyższają Twoją siłę zbrojną. Do wiosny zdążysz wszystko naprawić, kiedy my też wzmocnimy nasze szeregi?
Pytanie Erogona jeszcze bardziej zbiło pewność Ternikulusa co do dalszej walki, mogącej tylko pogorszyć ich stan. Lecz nagle Alexander wypowiedział się w sprawie rokowań, zabierając decydujący głos za całe Cesarstwo, jakby to sam Cesarz stracił na znaczeniu. Ymir jednak postanowił na to odpowiedzieć, jakby słowo było ostateczne.
-Słyszeliście co powiedział Sterne, nie macie nawet wystarczającej siły, aby móc tak zmieniać moje warunki, które i tak nie miały podlegać kompromisom. Pieniądze to za mało, zaś temu człowiekowi obiecałem, że wezmę tyle ile się da...
Powiedział to patrząc na Ternikulusa, przypominając mu swoją ostatnią groźbę przed wybuchem wojny.
Erogon chrząknął.
-Zalecam chwilę przerwy, aby strona Cesarstwa mogła się jeszcze zastanowić nad lepszymi warunkami, albo ewentualnie pogodzić się z tymi, które prezentuje Imperator Ymir.
Jednorożec uderzył pięścią w stół i wstał.
-Może to najrozsądniejsze dla nich...
Dodał od siebie i wraz ze swoimi ludźmi oddalił się w stronę własnych namiotów, natomiast cesarscy powrócili w stronę powozu. Cesarz cały czas milczał, tocząc bój z myślami, spowodowany nieustępliwością wroga.
-Prawdopodobnie będziemy musieli walczyć, nawet jeśli ten głupiec poświęci własnych ludzi, aby przedostać się przez przełęcz...
Odezwał się w końcu władca, do swych generałów.
Offline
Doprawdy, Alexander miał ochotę parsknąć śmiechem, gdy tylko usłyszał o marnych morale cesarskiej armii. Generał aż nazbyt dobrze znał swoich żołnierzy - nie stracili nic a nic ze swojej wartości bojowej, byli gotowi w dalszym ciągu stawiać opór. Podobna sytuacja miała się w Grupie Nigrum, która to, jak zostało wspomniane wcześniej, zawsze paliła się do walki najbardziej. Agryppa raczej na pewno ani myślał od poddaniu się. Thylakas zwyciężał na morzu, nie miał powodu by kończyć swe działania.
Wszyscy rzecz jasna byli świadomi porażki, lecz wojna nadal trwała i mogła skończyć się zupełnie inaczej niż się zaczęła. Poza tym Alexandra wręcz bawiła pycha swojego krewniaka. Podobnie jak jego imperator czuł się zwycięzcą już teraz, dzielili skórę na zadraśniętym niedźwiedziu. Zgubne, oj zgubne.
Pierwszą mądrą wypowiedzią kaedweńskiego krewniaka było zaproponowanie małej przerwy w ,,pertraktacjach'' i omówienie spraw między sobą. To była dobra i jedyna okazja na wyjaśnienie swoim towarzyszom własnego punktu widzenia na cały problem. Alexander wyszedł za cesarzem, na wychodne nawet nie spoglądając na kogokolwiek ze świty Ymira.
Ternikulus VII, jakże dumne brzmiało to imię, ale jakże upadły na duchu był jego nosiciel. Cesarz wyraźnie stracił odzyskaną wcześniej wiarę w siebie. Alexander to widział i przy tym wiedział, że miejsce nilfgaardzkiego monarchy nie jest tutaj. Domena wojny to nie domena tego cesarza.
- Jak już wspomniałem, walczyć będziemy musieli i tak, choćbyśmy nawet dobrowolnie oddali ziemie aż po Geso. Ymir nie jest władcą skłonnym do pertraktacji. To imperialista, któremu trzeba dać wszystko, albo spróbuje wziąć to sobie sam. Niech więc próbuje. - nie pozostawił wątpliwości blondwłosy generał. Gdy dotarli do powozu, wsiedli do niego, ale Alexander za przyzwoleniem cesarza zaprosił jeszcze Agryppę i Ioannesa.
- Chcę wyjaśnić przyczynę, dla której oddanie Toussaint równałoby się z wpuszczeniem Ymira do samej stolicy i jakie, w mojej ocenie, powinniśmy podjąć następne kroki. - chrząknął. Dwaj generałowie i admirał nie byli głupi, na pewno wiedzieli co po głowie chodzi Alexandrowi w tej pierwszej kwestii. Jeno cesarz nie bardzo zdawał się w tym orientować, skoro się wahał. Sięgnął po swoją książkę i spomiędzy jej stronnic wyciągnął precyzyjną mapę przedstawiającą północne prowincje Nilfgaardu i południowe Kaedwen. Rozłożył ją na kolanach i zaczął wskazywać na poszczególne jej punkty.
- Z Sodden i Dol Angra, a więc z terenów Imperium, prowadzą do Toussaint dwie przełęcze - Theodula i Cervantesa, z czego Theodula jest naszym kolejnym cierniem, gdyż prowadzi także do Mag Turga, gdzie jest rozlokowana część Nigrum. Obie te przełęcze należy bezwzględnie i natychmiastowo wysadzić, wyizolować Toussaint od północy i tym samym zawęzić front do samego Marnadalu z Nazairem. Zapytacie, co z miasteczkiem Belhaven, wszak leży niemal w centrum przełęczy Theodula? Ludność ewakuować, z okolicznych kopalni rudy wywieźć co się da i zalać, a miasteczko spalić by nie służyło wrogowi. - rzekł zdecydowanie. Czy narrator mówił o bezwzględnej gotowości Alexandra na wszelkie poświęcenia?
- W ten sposób uniemożliwiając wrogowi zajęcie Toussaint i uderzenie w nasze tyły, moglibyśmy się z powodzeniem bronić na wąskiej przełęczy, nawet i zimą. Co jednak gdybyśmy pozwolili zająć Ymirowi księstwo? Wówczas nastąpiłby nasz upadek. Wykorzystałby bowiem szeroką dolinę Sansretour prowadzącą do Geso i przełęcze Mortblanc i Malheur prowadzącą do doliny Sudduth, a to już Metinna - wnętrze cesarstwa i nasze tyły. - miał nadzieję, że uświadomił cesarza i pozostałych dowódców, że oddanie księstwa bajki i rozpusty to nałożenie sobie samemu stryczka.
- Wojna musi być kontynuowana. - skwitował na koniec i oczekiwał reakcji. Mapę zwinął i schował między stronice, ale książki nie zamknął. Gdyby cesarz zerknął(bo widok miał najlepszy) na widoczną stronę, to wyczytałby pisane dużym drukiem w dialekcie ,,Operacja Emreis''.
Offline
MG = Ternikulus VII, Tarranis Varron, Agryppa Skanderius, Ioannes Thylakas, Ymir Jednorożec, Erogon Sterne
Cesarz, Cesarski Obrońca, oraz trzej generałowie, wsiedli do powozu, który był tak potężny, że spokojnie możnaby w nim prowadzić konklawy.
Całe obrady rozpoczął Alexander, ukazując wszystkim mape i opowiadając swój plan, który był przebiegły. Sidereal coraz bardziej wydawał się być przewodnikiem w tym wszystkim, gdzie wcześniej ta funkcja przypadała Falksowi, jednak już nie było go wśród nich...
-Dobra, ale...- Zaczął Agryppa. -...myślisz, że Ymir nie spodziewa się tego? Jest tak pewny siebie, jakby jego wojska już stacjonowały w Mieście Złotych Wież.
Tarranis zaś pokiwał tylko głową.
-Alexander ma rację, Drogi Władco. Wojna musi trwać, a krew trzeba przelać.
Znowu zapadła cisza, bowiem każdy oczekiwał reakcji po Cesarzu. Ten przyglądał się mapie, oraz zapiskom. Jego uwagę zwróciła "Operacja Emreis", co tylko dało mu do myślenia. To co kłębiło się w głowie Ternikulusa pozostawało zagadką, jednak jedna osoba z zebranych wydawała się wiedzieć w czym rzecz. Dowódca Impery. Ten jednak także nie zdradzał niczego po sobie.
-Tarranisie... Jeśli dojdzie do czegokolwiek... To rozpocznij plan "Słońce".
Rzekł monarcha. Po tych słowach władcy, ten jako pierwszy opuścił powóz, a za nim ruszył Varron. Generałowie popatrzyli po sobie niczego nieświadomi.
-Jaki plan "Słońce"?
Spytał Ioannes, lecz chwile potem wszyscy zaniepokojeni wyszli na zewnątrz. Cesarz już zmierzał do stolika obrad, a Kaedweńczycy widząc to, również dołączyli.
-A więc jaka decyzja?
Zapytał Ymir. Twarz Cesarza spoważniała, jakby miał właśnie wydać wyrok. Co zresztą planował.
-Nie przystaniemy na kompromis, który dyktujesz swoimi warunkami. Będziemy walczyć dalej, choćby ostatni mieli paść trupem.
Imperator wydał się zaskoczony taką odpowiedzią, jednak i ją miał na uwadze.
-Głupiec na tronie, to przeklęństwo każdego państwa.
Powiedział, po czym wstał od stołu, będąc już gotów odejść, ale Cesarz jeszcze nie zamierzał odpuścić...
-Ja Ci współczuję, Ostatni Jednorożcu... Tak wielką potęge pragniesz zbudować, a nie będziesz miał komu jej przekazać. Gdy Jednorożce wymrą, Twoi właśni poddani rozedrą te Twoje Kaedwen na kawałki. Chyba, że nauczyłeś swoją córę Anne, jak być mężczyzną?
Spytał z delikatnym uśmiechem, a reakcja Imperatora była natychmiastowa. Chwycił za stół, by go wywrócić na ziemie z okrzykiem "Jak śmiesz?!", co sprawiło, że Kaedweńczycy chwycili za bronie w gotowości. Ten ruch był wystarczającym pretekstem...
-IMPERA, DO BRONI!
Krzyknął Tarranis Varron, jakby to wszystko szło wedle planu, od razu podrzucając Ternikulusowi jego włócznię. Gwardia Cesarska dobyła mieczy, zaś kusznicy, których wcześniej generałowie nie dostrzegli, wycelowali w Kaedweńczyków i oddali strzał, zabijając kilku żołnierzy.
-CHRONIĆ IMPERATORA, ZABIĆ WSZYSTKICH!
Krzyknął Erogon Sterne, zasłaniając Ymira. Po chwili Satarius dołączył się do niego, a Nordllingowie ruszyli na Czarnych. To była chwila, która zamieniła się w bezładną rąbanine. Agryppa i Ioannes ruszyli do boju by chronić Cesarza, jednak całe zamieszanie i tłuczące się chłopy ich oddzielały. Sam Tarranis musiał zmierzyć się z Satariusem, który lada moment był już przy nim. Alexander, który był najbliżej Ternikulusa, został wytropiony przez swego kuzyna, Erogona...
-Zmierz się ze mną, Sinderealu!
Warknął Sterne, szarżując na Generała. Alexander przez chwilę nieuwagi stracił z oczu Cesarza, oraz Imperatora...
Offline
Odpowiedzi na wywód Alexandra nie było wiele, jedynie Agryppa wyraził pewną wątpliwość, ale młody generał już na to miał odpowiedź.
- I właśnie dlatego koncentruje się na dolinie Marnadalu, bo jest zbyt pewny siebie. Zebrał, a raczej zbiera wszystkie swe siły w Cintrze, do czego zmusza również i nas. On doskonale zdaje sobie sprawę ze strategicznej roli Toussaint i jej przełęczy, dlatego usypia naszą czujność, nie podejmując żadnych działań na wschodzie. Tym szybciej przełęcze powinny zostać wysadzone, nim ten zorientuje się, że przez Marnadal się nie przedostanie. - odpowiedział starszemu generałowi, który dla Alexandra momentami wydawał się nieco dziwny, albo niepokojący. W każdym razie uchodził za taką małą enigmę.
Generał Impery przytaknął Siderealowi, a ten z kolei oczekiwał jakiejś jednoznacznej relacji ze strony cesarza. Nie doczekał się jej, ale nie umknęło mu spojrzenie monarchy skierowane na książkę. Alexander, zorientowawszy się co przykuło tak uwagę Ternikulusa zamknął spokojnie swoje dzieło. Cesarska Mość nad czymś głęboko myślał, ale w końcu się odezwał, lecz nie tak jak Alexander na to liczył. ,,Plan Słońce''? Hexagonici wodzili po sobie pytającym wzrokiem, Alexander także, bo nie wiedział, co cesarz sobie takiego zaplanował. Tylko Tarranis był wtajemniczony, a skoro i on to także Impera. Blondyn zmarszczył lekko brwi, próbując chociaż domyśleć się, co kombinuje pod wieloma względami nieudolny władca. Miał pewne obawy, które spełniły się, gdy tylko wrócili do miejsca pertraktacji. Potem wszystko działo się szybko - stanowcza odmowa Ternikulusa, skuteczna prowokacja i potyczka. Alexander aż warknął, wściekły na to co zrobił jego monarcha. Te rozmowy miały albo zakończyć się podpisaniem traktatów, albo rozejściem się w milczeniu, ewentualnie w groźbach, ale nie w ten sposób. No cóż, z drugiej strony to w pewnym stopniu przewidział, dlatego założył wcześniej kolczugę pod spodem.
- Bez honoru! - krzyknął Alexander, mając na myśli to, co zrobił Ternikulus. Nie miał jednak wyjścia, musiał wziąć udział w tej batalii. Dobył więc miecza dokładnie wtedy, gdy na przeciw niemu stanął Erogon Sterne. Co za ironia. Sidereal nic mu nie odpowiedział.
Kaedweńczyk zaszarżował i zamachnął się w pionowym cięciu z góry do dołu, którego Alex bez trudu uniknął, odskoczywszy w bok. Odpowiedzią na to było poziome cięcie od lewej, ale choć dotarło do celu, to blachy Erogona skutecznie ochroniły go od konsekwencji. Obaj wojownicy zwiększyli dystans od siebie, by sekundę później raz jeszcze się skonfrontować. Klingi co i rusz uderzały o siebie, a ich użytkownicy jakby przewidywali nawzajem każdy swój ruch. Żaden nie mógł uzyskać przewagi, do czasu...
Alexander sztychem miecza złapał krzesło za oparcie i cisnął nim w Erogona, ale ten, nic sobie z tego nie robiąc, po prostu rozrąbał mebel jednym zamachem. Gdyby z trzeciej osoby przyglądał się tej walce znawca fechtunku, jasno by stwierdził, że Nilfgaardczyk został zepchnięty do defensywy. Tak to wyglądało, ale taki był zabieg Alexandra, który chciał się trochę cofnąć, by dotrzeć do któregoś z zabitych gwardzistów Ymira. Gdy w końcu się na któregoś napatoczy, sytuacja zaczęła się nieco zmieniać. Dojrzawszy pawęż z czarnym jednorożcem, lewą stopą podrzucił ją lekko i chwycił. Teraz walczył w sposób, w jakim czuł się najlepiej i w jakim najlepiej potrafił. Alexander miał tę dodatkową zaletę, że nie był teraz obciążony żadną zbroją, bo poza grubą kolczugą i oficjalnym strojem odpowiednim do jego rangi nie miał na sobie nic. Erogon zaś przyszedł jak na walną bitwę. Alexander wykorzystał swoją mobilność i umknął następnemu ciosowi, po czym wyprowadził kontrę w postaci rąbnięcia brzegiem tarczy w szczękę Sterne, do tego w doskoku. Erogon zatoczył się, ale pozbierał na tyle szybko, by uniemożliwić Alexandrowi na wyprowadzenie sekwencji kończących ciosów. Mimo to Alexander przejął inicjatywę, atakował i skutecznie bronił się na przemian, aż to Erogon musiał się cofać. Cofał się tak długo, aż dotarł do ściany skalnej. Wtedy Alexander na niego naparł i przygniótł do owej ściany. Wielkość pawęży skutecznie uniemożliwiała Erogonowi wyprowadzenie ciosu zza niej, a dość zrównana masa ciała między obojga mężczyznami sprawiła, że ciężej było mu się z tego wyrwać. Nie był Ymirem. Zresztą Alexander nie trzymał go długo, natychmiast wykorzystał swoją sposobność i dźgnął go w niechronione miejsce nad nakolannikiem. Erogon warknął i od teraz utykał na lewą nogę.
- Żałuję, że nie walczymy po tej samej stronie. - rzekł swemu krewniakowi, by po chwili zaszarżować, zablokować tarczą kolejny cios, ciąć Erogona w rękę dzierżącą miecz i dołożyć kolejne uderzenie tarczą, ale tym razem prosto w nos. Uderzenie było na tyle silne, że Imperialny Obrońca poleciał do tyłu i uderzył głową w ścianę, w konsekwencji tracąc przytomność. Co ważne, żył, oddychał. Alexander sapnął i odwrócił się, przypatrując się temu małemu polu bitwy. Podbiegł do najbliższego gwardzisty Impery i rozkazał mu zawlec Erogona pod powóz. Sam natomiast zajął miejsce walczącego i ścierał się raz za razem z kolejnymi Kaedweńczykami, otrzymując w końcu pierwszą ranę - dźgnięcie dzidą w klatkę piersiową, niemal w całości zneutralizowane przez kolczugę, ale bolesne i lekko krwawe. Ta potyczka przejdzie do historii, to z pewnością... pytanie tylko pod jaką nazwą...
Offline
MG = Ternikulus VII, Tarranis Varron, Ymir Jednorożec
Gdzie zaś byli najważniejsi przedstawiciele obu mocarstw? Toczyli swój własny bój, pośród walczących wojarzy...
Ymir wykonał cięcie z góry, lecz Cesarz wykonał obrót w postaci uniku i wbił włócznie w ziemie, aby odbić się od niej i kopnąć w locie uzbrojonego po zęby Imperatora. Ten zachwiał się kilka kroków.
-Zwinny skurwiel z Ciebie, Ternikulusie.
Cesarz zaśmiał się.
-Tego na Północy się nie nauczysz.
Odparł utrzymując pozycję bojową, ale niespodziewanie Ymir ruszył na niego jak byk i wykonał mocny cios w bok, który - pomimo zablokowania długim ostrzem - odrzucił Nilfgaardczyka na ziemie, ale ten szybko przeturlał się, wracając do postawnej pozycji.
-Fakt. Na Północy uczą nas wygrywać.
Dorzucił wykonując kilka cięć, na przemian blokowanych i kontrowanych włócznią o metalowej budowie. Ich walka słowna idealnie komponowała się w tą prawdziwą. Ich pojedynek wyglądał jak starcie szybkiego węża z potężnym niedźwiedziem. W końcu ten drugi, klingą przywalił w nos temu pierszemu, następnie kopiąc go z kolana w brzuch i popychając na ziemie. Tym razem Cesarz już nie wstawał z taką gracją.
-Wiesz Ternikulusie, to przejdzie do historii. Jeszcze żaden cesarz nie zmierzył się osobiście z imperatorem. Bądź więc dumny ze swej śmierci.
Powiedział Jednorożec, powoli się zbliżając do niego, sunąc ostrzem po zamarzniętej glebie, za którym pozostawał kurz.
-To zaszczyt...
Mruknął i chwycił tarczę jednego z poległych wojaków, po czym cisnął nią w twarz oponenta, odpychając go od siebie. Następnie ruszył na niego biegiem i z wyskoku dźgnął go włócznią w biodro. Ymir zawył z bólu, ale zachowując swą siłę, od razu wbił miecz w łydkę Cesarza, który powrócił do poziomu ziemi. Atak był dotkliwy, a kulejący władca "odskoczył" na jednej nodze od Imperatora na kilka metrów. Wielkolud już zmierzał w jego kierunku, nie bacząc na krwawiące biodro, gdy nagle jeden z łuczników oddał strzał w Ymira, wbijając mu strzałę w bark. Ten zasyczał, lecz szedł dalej na Cesarza. Łucznik oddał drugi strzał, a kolejna wbiła się pod żebra. To też nie zatrzymało niedźwiedzia. Nim jeden z Kaedweńczyków zabił łucznika, zdążył on i trzeci wystrzał wykonać, wbijając strzałę w prawą pierś Imperatora. Potężny władca, z trzema wystającymi strzałami, z dużo zwolnionym krokiem z braku sił i krwi, dotarł w końcu do Ternikulusa. Ten - wielce zaskoczony wytrzymałością wroga - powitał go włócznią, którą przebił na wylot jego brzuch, prosto w szparę zbroi. Teraz stali tak przy sobie, a z ust Ymira wylała się krew, jednak ten uśmiechnął się.
-Widzimy się w piekle, skurwysynie.
Jednorożec wykonał proste cięcie w szyje Cesarza, oddzielając jego głowę od ciała. Kiedy obie części monarchy upadły bezwładnie, Ymir też ciężko runął na ziemie. Był już martwy. Obaj władcy nie żyli. Słońce dla Cesarstwa zaszło, zaś męska linia Jednorożców ostatecznie wygasła.
Gdy Tarranis i Satarius dostrzegli co się stało, od razu zaprzestali walki, aby zarządzić zabranie zwłok swych władców i ewakuację. Odgłos brzdęku mieczy powoli cichł, a zamieszanie robiło się jeszcze większe. Nikt nawet nie spostrzegł, że Erogon Sterne został zapakowany do wozu cesarskich jako jeniec. Samego Alexandra odszukał zaś Varron.
-Chodź młody, musimy wracać i pilnować szyku!
Rozkazał mu i pobiegł dalej. Ciał monarchów już nie było, nawet włócznie Cesarza wyjęto z Ymira. Wiadomo było jedno, że chaos zmuszał wszystkich do powrotu do domu...
-Alexandrze! Szybko, kurwa!
Zawołał raz jeszcze Tarranis. Tuż za nim Impera rozpoczęła wymarsz, a powóz do którego załadowano ciało Ternikulusa i jego głowę, powoli wyruszył. I Kaedweńczyków było coraz mniej na przełęczy i mniej...
Offline