Nie jesteś zalogowany na forum.
Alexander zaczął krążyć po sali ze splecionymi z tyłu rękoma, nie lubiąc ciągle stać w miejscu i patrzeć w oczy rozmówcy. Był to prawdopodobnie tik nerwowy, ale raczej drobny. W trakcie jak sobie tak chodził, patrzył dokładnie jak wygląda stan tego pomieszczenia, jednocześnie też słuchał, co mówi doń Lelyana. Jej słowa, dokładnie te o charakterze jej oddziału i nadziei na współpracę, sprawiły, że Hegemon podniósł brwi w lekkim zdziwieniu.
- Współpracę? - zapytał retorycznie - Nie jestem żadnym partnerem biznesowym. Każdy kto tu przybywa po to, by walczyć, z miejsca staje się mi podległy, choćby wcześniej był paladynem samej Melitele, nie mogę sobie bowiem pozwolić na jakąkolwiek autonomię wśród żołnierzy. Nie słyszałem o was, ale rad jestem słyszeć, że nie jesteście oddziałem obdartusów liczących na łatwy łup. - w tej chwili wziął do ręki pliczek dokumentów i rzucił nań okiem, by po chwili bezceremonialnie podrzeć jeden po drugim. Czy Hegemon właśnie zakpił sobie z Cesarza? Kto tak pomyślał, ten tak pomyślał. Gdyby panował pokój Alexander z przytaknięciem i bez dyskusji, lecz panowała wojna i Alexander nie mógł sobie ze swoją pozycją pozwolić komukolwiek na dowolne rozporządzanie jego wojskiem. Sidereal grał ostro. - Rozmówię się z Jaśnie Oświeconym co do kompetencji nowoprzybyłych oddziałów. Quarton liczy pięć tysięcy, a więc to już dywizja. Oferuję ci Lelyano stopień obersztera, własny sztandar dla dywizji, zawołanie, miejsce w obozie i zaopatrzenie wraz z godziwym żołdem.
Alexander był żołnierzem z krwi i kości, właściwie można by nawet powiedzieć absolutnym i nieustępliwym skurwysynem. Rzadko pozwalał sobie na chwile luzu, ostatnio właściwie ani trochę, a dla przyjemności oddawał się jedynie pisaniu listów do stolicy. Nie dawał się jednak stresowi, zatem wszystkie jego decyzje i działania podyktowane były zdrowym rozsądkiem.
Wymianę zdań pomiędzy Erogonem i Lelyaną zignorował, pominął nawet kwestię Parmeniona, którego los pozostawał nieznany. Przyzwyczajał się już, że Sterne ma język dłuższy niż swój miecz, ale dalszym takim wcinaniem się narażał się na szkody.
- Prawdziwi patrioci, doskonale. - powiedział zdawkowo, bez krztyny kpiny. To był komplement. Dobrze, że kobieta spacyfikowała malkontentów, szczególnie, że ci marudzili tak blisko centrum, bowiem zaraza z serca rozprzestrzeniała się błyskawicznie w każde miejsce organizmu, jeżeli się jej nie zapobiegło w czas.
Uwaga o stanie twierdzy była trafna, Alexander nie zamierzał jej oponować.
- Na chwilę obecną - dobrze powiedziane. Ale do wiosny to miejsce będzie jak nowe i nie do sforsowania.
Offline
MG = Lelayna Aristandes
Dowódczyni Quartonu wydawała się zdziwiona słowami, które wypowiedział Hegemon. Liczyła, że ma trochę rozsądku w głowię, zamiast to sprzeciwiał się Cesarzowi.
- Hegemonie, licz się z rozkazami tego, kto stoi ponad nami wszystkimi. Jesteś Naczelnym Dowódcą, ale nie masz żadnej władzy prawnej nad wojskami, które przysięgały służbę tylko i wobec samego Cesarza. A jeśli rozkaz Jaśniewysokości to WSPARCIE Ciebie, to do tego się ograniczamy.
Kiedy Alexander rozdarł dokumenty od samego władcy, Lelayna pokiwała głową, jakby miała styczność z prawdziwym ignorantem. A nie tego się spodziewała po osobie tak zaufanej przez Peloka.
- Quarton ma już własny sztandar, zawołanie, czy wyznaczonego dowódcę. Ta formacja istnieje dłużej, niż myślisz, Hegemonie. Jeśli postanowisz zignorować rozkazy naszego wspaniałego Cesarza, ja i Quarton zmuszeni będziemy ruszyć dalej, aby bronić przełęczy wedle woli temu komu na prawdę podlegamy. Wtedy porozmawiasz z Jaśnie Oświeconym. Chyba, że przypomnisz sobie, że też jesteś żołnierzem i schowasz dumę do kieszeni, godząc się na współpracę...
Założyła ręce do tyłu jak Sidereal, czekając na konkretną odpowiedź. Widać było, że miała twardy charakter, a jej wierność wobec władcy Cesarstwa była bezgraniczna, dlatego jej zdaniem wola Alexandra bladła przy zadaniu wyznaczonym przez Peloka.
Erogon wyczuwał dziwną atmosferę. Niegoda w szeregach Cesarstwa powinna go cieszyć, jako ich wroga, jednak miał mieszane uczucia. W Kaedwen nie spotykał się z takimi sytuacjami, bowiem to Imperator miał władzę absolutną, czy to obywatelską, czy militarną. Nie zamierzał tego komentować
Lelayna spojrzała na dziurawy sufit, jakby się zastanawiała.
- To miejsce ma potencjał. Ale potrzebuje dobrego dowódcę, który nie podejmuje głupich decyzji i nie ignoruje rozkazów osób ważniejszych od niego.
Dodała, spoglądając na podarte dokumenty. Chciała przyjaźnie zacząć ich relacje, lecz jeśli Sidereal miał gorszy dzień, to nie ona była tym, przed kim powinien to okazywać...
Wybór:
1. Alexander zgadza się na równą współpracę (Quarton pozostaje wsparciem)
2. Alexander pozostaje przy swoim (Quarton opuszcza obozowisko)
Offline
Ze spokojem wysłuchał wywodu Lelayny, by na końcu uśmiechnąć się i pokręcić głową pobłażliwie, jakby patrzył na strojące fochy dziecko. Nie odezwał się jednak, a zamiast tego obrócił się do gwardzistów i Erogona, po czym kiwnął głową, by zabrali blondyna tam, gdzie powinien spędzić resztę nocy - w celi. Alexander nie mógł sobie pozwolić na uczestnictwo Kaedweńczyka w każdej swojej rozmowie, szczególnie tak poufnej jak ta. Był więźniem, prawda, ale przyjdzie czas, gdy dojdzie do wymiany najbardziej wartościowych jeńców. Może nawet nie do wymiany, a do traktatu pokojowego, w którym obie strony zobowiążą się wypuścić żołnierzy z niewoli. Erogon już teraz dużo wie, należy trzymać go na krótkiej smyczy.
Gdy cała trójka opuściła jadalnię, Alexander dopiero wtedy spoważniał i obrócił się ku kobiecie.
- Możemy współpracować, ale wciąż znajcie swoje miejsce. Ogólne dyrektywy i zarządzenia będą dotyczyć wszystkich. Jeśli mamy współpracować, to jedynie na moich warunkach. Reszta wasza, działajcie po swojemu, byle skutecznie. Dodam też, że będziecie działać na zasadach dywizji wydzielonej, to znaczy sojuszniczej, a więc pewne działania będą omawiane wspólnie. - odparł kobiecie, choć dość niejednoznacznie. Nadal nie umniejszył swojej roli w tym wszystkim, dumy nie schował, a jeśli już to połowicznie.
Spojrzał na podarte dokumenty.
- To tylko świstek papieru, nie da się w ten sposób cofnąć czyjejkolwiek woli. A teraz dobranoc. - pożegnał się i poszedł z powrotem po schodach, po drodze trochę rozmyślając. Nie zdradzał się z tym, że nie ufał Quartonowi. Darius już w liście wspomniał, że Pelok zaczął swą własną grę. Alexander miał pełną świadomość tego, że cesarz był wcześniej generałem Impery, a skoro zaszedł do takiego stopnia, to z pewnością nie brakowało mu siły, którą chciał zaprezentować pomimo ograniczonej roli w tym wszystkim. Alexander nie dążył do konfliktu z nim, właściwie to mu nawet pomagał zlecając jego żołnierzom trzymanie senatorów za pysk i sugerując mariaż z Ofirem. Hegemon jednak obawiał się czegoś - tego, że Pelok prędzej czy później poczuje się zagrożony pozycją Alexandra, a ta bez wątpienia wzrośnie po pierwszych zwycięstwach nad Kaedweńczykami i postanowi go podkopywać i w konsekwencji wyeliminować. Jakkolwiek nie zakrawałoby to o paranoję, byłby to scenariusz realny, gdyby Cesarz okazał się w przyszłości bardziej stanowczym i bezwzględnym władcą niż na jakiego się zapowiadał. Na razie był on jedną wielką niewiadomą, jedynie z dobrej woli mianowaną na tak wysokie stanowisko. Hegemon bardzo liczył, że w przyszłości nie dojdzie do żadnego impasu między nim, a swoim monarchą.
W każdym razie doszedł do wniosku, że będzie musiał mieć oko nad autonomiczną Dywizją Quarton. Do tego wykorzysta szpiegów Dariusa, obecnie wchodzących w skład wydziału ,,podporządkowanemu'' Agryppie Skanderiusowi. Ach, oby tylko okazało się, że naprawdę chodzi o dobrą cesarską wolę i wsparcie, a nie o próbę kontroli działań Hegemona.
I tak na rozmyślaniach przebiegła droga z sali jadalnej do gabinetu, gdzie urządził sobie też komnatę. Po drodze udało mu się zgarnąć swego osobistego gońca służącego jeszcze w Aurum. Zanim jednak się położył, wziął z półki kałamarz, plik papieru, pióro i siadł sobie wygodnie przed biurkiem. Gdy skończył, list zapieczętował swym symbolem i oddał go gońcowi, który to miał wyruszyć w drogę wczesnym rankiem. Alexander zaś złożył się do snu.
,,Drogi Przyjacielu,
Sytuacja na przełęczy Theodula i Cervantesa opanowana. Oba przejścia są już niemożliwe do wykorzystania, front zawęził się do Doliny Marnadalu, tak więc sytuacja jest na naszą korzyść. Wątpliwe, aby Imperialni powzięli próby przebicia się, na każdą ewentualność mamy przewidzianą odpowiedź. Jeżeli więc przejdą, to tylko wtedy jeżeli im na to pozwolimy.
Co do losów Senatu... cieszy mnie, że Cesarz zabrał się do tego zadania z pełną skutecznością. Cała ta senatorska śmietanka towarzyska była prawdziwą drzazgą, tak więc podobne donosy cieszą mnie niezmiernie. Natomiast ciekawią mnie plany Cesarza, zapewne też nie tylko mnie, dlatego wdzięczny będę, jeśli zostaniesz w jego bliskim otoczeniu i dowiesz się nieco więcej na ten temat. Póki co wysłał do mnie swoich Quatronistów i mam jakieś dziwne przeczucie, że ich rola jest w tym wszystkim nie jest jasna, wręcz podwójna. Ale i z tym wnioskiem się wstrzymam, dla mnie też nie wszystko jest jasne... kwestia czasu.
O stosunkach z Ofirem mnie również informuj, póki co na ten temat się nie wypowiem.
PS: Spal list zaraz po przeczytaniu."
Offline
MG = Lelayna Aristandes, Mjornor
Upłynęło kilka zimowych dni i nocy od czasu przybycia oddziału Quatron, który zresztą rozgościł się w obozowisku wraz z wojskami Hegemona, którym mieli zapewniać wsparcie. Nie przynieśli ze sobą kłopotów, a można by sądzić, że sytuacja była tak spokojna, jakby tej całej wojny nie było. Przynajmniej Imperialiści nie dawali żadnego znaku życia. Nie wiadomo, czy to dobrze, czy też cisza przed burzą.
Do Alexandra przyszła listowna odpowiedź od jego przyjaciela, Dariusa Pavetti, z którym korespondował na bieżąco. Tak na prawdę był jedyną osobą, którą Sidereal darzył zaufaniem. Treść listu była następująca:
Drogi Alexandrze,
Mam nowe wieści. Dotyczą one sojuszu z Ofirem. Sułtan najprawdopodobniej wyda pozwolenie na zaślubiny, których możemy spodziewać się z początkiem wiosny. Nasz przyszły sojusznik zadeklarował, że jeśli wszystko przebiegnie pomyślnie, nie zapomni o wsparciu nas w tych ciężkich czasach. Dla mnie to kamień z serca, więc liczę, że nie rozgniewamy go niczym.
Wracając zaś do tematu Senatu, który uprzednio poruszyliśmy, niezadowolenie wśród senatorów rośnie. Dyktatura, którą wprowadził cesarz Pelok wobec nich, doprowadza do ich spisków. Mam wrażenie, że mają złe zamiary wobec niego, lecz moi ludzie nadstawiają ucho. Jednak nie zdziwię się, jeśli będzie trzeba ich wszystkich posłać na stryczek. Władza Cesarza wydaje się być bardziej realna, a to oczywiście im nie odpowiada.
Jeśli chodzi o Quatron... Mam do powiedzenia tylko tyle, że ich dowódczyni Lelayna to ładna dziewucha, więc Ci zazdroszczę. Siedze tu ze starymi dziadami.
Bądź pozdrowiony!
Na ośnieżonym placu treningowym przygotowanym pod trening wojaków z obozu, w szramkach mierzyła się pewna dwójka. Doprawdy dziwnie dobrana, bo w pojedynku brała udział dowódczyni Lelayna, zaś jej przeciwnikiem był Skelligijski najemnik Mjornor. Ich pojedynek wywoływał uśmiech na ich twarzach, bo sama walka była tylko pokazem siły. Najemnik władał toporkiem, natomiast Aristandes broniła się swym pięknym mieczem, prawdopodobnie rodową pamiątką. W końcu jednak zabawa dobiegła końca, kiedy któryś z żołdaków zawiadomił, że Hegemon nadchodził. Walczący schowali ostrza, klepiąc się po ramionach w podziękowaniu za dobre starcie.
-Na pewno nie jesteś Skelligijką? Mało która kobita tak walczy.
-Jestem czystej krwi Nilfgaardką, mój brodaty kolego. Mój ojciec nauczył mnie wszystkiego. W naszym rodzie nie brakowało silnych kobiet.
-Szanuję takie twarde babki.
Zaśmiali się. Mjornor wyglądał jak oczarowany Lelayną. Była ładna i twarda, a to cenił. Nie czas jednak o tym rozmyślać, bowiem nadchodził Sidereal...
-Witaj, Hegemonie.
Przywitała go dowódczyni. Reszta żołnierzy stanęła na baczność, zaś Mjornor podrapał się po głowie. Był tylko najemnikiem, więc nie był zobowiązany do kłaniania się. Miał po prostu wykonywać swoją robotę.
-Mam nowe informacje dotyczące sytuacji w Kaedwen. Choć może nie byłyby takie nowe, jakby ktoś wcześniej porozmawiał trochę z naszym kompanem broni...
Powiedziała, wskazując na Najemnika. Gdy zdał sobie sprawę, że mówią o nim, postanowił przejść do konkretów.
-A więc tak... Kwestia tronu imperatorskiego została roztrzygnięta. Bojarowie przełamali wielowiekową tradycje, dając władzę kobiecie, Annie Jednorożec. Prawdopodobnie bali się, że ktoś kto nie jest potomkiem słynnego Gariona przyniósłby zgubę ich Imperium. Z tego co też zasłyszałem, jej prawą ręką został Satarius Mongomery. To nasi obecni główni wrogowie. Zaś młodsza siostra Imperatorki ma być wydana za dziedzica redańskiego tronu. Więc mamy przejebane.
Wytłumaczył w skrócie Skelligijczyk. Szkoda tylko, że tak późno zdał sobie sprawę, że to mogą być istotne informacje...
Lelayna wysunęła się na przód.
- Co z Twoim kaedweńskim "gościem"? Może informacja o losach tronu i dobrym zdrowiu jego rywala Satariusa go złamią i powie coś przydatnego?
Zaproponowała, a Mjornor spojrzał w stronę cytadeli, gdzie rozpoczął się "remont".
-O ile chłop nie zamarzł na śmierć w swej celi. Podobno nie przyjął ciepłego odzienia, tylko nosi się wciąż z tym głupim konikiem na piersi...
Offline
W ciągu kilku ostatnich dni Alexander nie próżnował. W dalszym ciągu dopilnowywał, by wszelkie prace zostały wykonywane pieczołowicie i żeby każdy żołnierz nie narzekał na brak zajęcia. Oczywiście nie kazał nikomu tyrać ponad własne siły, nikt w tym obozie nie był niewolnikiem. Pracowano godnie, ku wzmocnieniu ojczyzny, również dla własnego wynagrodzenia. Lecz Alexander wreszcie odkąd przybył do Rhys-Rhun zdążył opracować plan budowy nowych umocnień zapadającej się twierdzy. Dosłownie nowych, bo Hegemon nie wzorował się na żadnym istniejącym planie jakiejkolwiek innej istniejącej w świecie fortecy. Była to zatem dopiero nowinka w świecie, mająca dopiero sprawdzić swoją skuteczność. Ale o co dokładnie chodziło? Co było w tym takiego nowego? Właściwie to wszystko. Wysokie kamienne mury forteczne i miastowe zatraciły swoją skuteczność z chwilą masowego wykorzystania bombard w większości armii świata. Kamienne mury kruszyły się od siły pocisku, a i im wyższe, tym łatwiej było je zawalić. Do historii przeszły wieże oblężnicze i zdobywanie murów szturmem po drabinach, teraz o zdobywaniu wszelkich umocnień decydowały zupełnie inne czynniki.
Mury miały zostać obniżone, wkopane w ziemię, a przed nimi miał stać pochyły nasyp, dzięki któremu same mury(dodatkowo wzmocnione o ziemię, redukującą siłę uderzenia kuli) nie były narażone na bezpośredni ostrzał. Nasyp po prostu przyjmował na siebie całe uderzenie. Kolejną kwestią były bastiony mające zastąpić wcześniej budowane basteje. Budowane jako liczne narożniki od bastei różniły się tym, że niwelowały martwe pole, czyli obszar pomiędzy kolejnymi bastejami, a murem. Zgodnie z planem Alexandra bastiony umożliwiały prowadzenie ognia w każdym możliwym kierunku i dodatkowo przez kształt swojej struktury również były odporne na wrogi ogień. Bastiony budowane były pod silnym kątem, a więc taka kula dosłownie zrykoszetowałaby po trafieniu.
Co więcej, Rhys-Rhun miało zostać powiększone i służyć już nie tylko jako twierdza dla wojsk, ale i miasto, które miało znajdować się w samym sercu fortyfikacji. Miasto rzecz jasna nie na miarę wielkich metropolii typu Novigrad czy Nilfgaard, ale z dużą szansą w przyszłości na rozrośnięcie się. Rhys-Rhun leżało wszakże nie tak daleko od Doliny Marnadalu, ważnego węzła handlowo-komunikacyjnego między Północą a Południem.
Jednak póki co była to kwestia raczej marginalna, nowe Rhys-Rhun, które Alexander planował w swoim czasie przechrzcić a inną nazwę, na chwilę obecną miało pełnić funkcję obronną.
To, co odróżniało nowe fortyfikacje od starych istniejących - istnienie pierścieni lub poziomów, jak zwał tak zwał. Serca twierdzy miało bronić co najmniej kilka pierścieni - Zewnętrzny, największy ze wszystkich, Wewnętrzny i Centralny. W ten sposób Rhys-Rhun miało odróżniać się od średniowiecznych budowli tym, że nie stanowił jednego wielkiego muru, który wystarczy zdobyć szturmem, lecz kilka takich poziomów, które były obwarowane równie potężnie. Gdyby wróg zdołał jakimś cudem zdobyć pierścień Zewnętrzny, oznaczałoby to, że musi zdobywać Wewnętrzny, który było łatwiej bronić z racji swojego mniejszego rozmiaru. Alexander zalecił dodatkowo budowę większego arenału i wielkiego spichlerzu, umożliwiającego przechowywanie zapasów w ilości wystarczającej, by żywić załogę przez przynajmniej dwa lata oblężenia. Co prawda jedzenie zawsze psuło się szybciej, ale należy pod uwagę wziąć tutejszy klimat - bliskość gór, a więc i niższe temperatury. Właściwie to sam Nazair nie należał do nizinnych terenów, co tym bardziej opowiadało się za skutecznością wznoszonych fortyfikacji.
Gdy całość zostanie ukończona, ptaki ujrzą ze swojej pozycji gwiazdę rozciągającą się na olbrzymiej połaci terenu, bo i sama twierdza ma być większa niż ta istniejąca obecnie. W założeniu do jej pełnej obrony powinno wystarczyć dziesięć tysięcy ludzi.
Prace zostały już rozpoczęte i wręcz sunęły na przód. Alexander w tym czasie znowu wizytował obóz w towarzystwie nieodłącznych ciężkozbrojnych i, ku zaskoczeniu wszystkich, generała Hannibala Sulli, szefa Wydziału Logistyki odpowiedzialnego za realizację budowy. Czarnowłosy Hannibal, muskularny, z gęstą brodą wokół ust i o pół głowy wyższy od Hegemona kroczył obok niego i rozmawiał o bliżej nieznanych tematach. Na twarzy obu dowódców było widać uśmiech, a więc bynajmniej nie smęcili.
Sidereal odziany był w swój czarny uniform, ale z racji temperatury dodatkowo nosił na sobie futro wilka śnieżnego, białe niemal jak mleko. Kierowali się na plac treningowy, gdzie Alexander miał nadzieję znaleźć swojego wyspiarskiego przydupasa i autonomiczną dowódczynię. Gdy się zjawili, wszyscy żołnierze na placu zaprzestali swoich działań i zasalutowali naczelnemu. Alexander gestem ręki zezwolił im na robienie tego, co już zaczęli, nie miał bowiem żadnych rozkazów.
Na wstępie powitano go informacjami dotyczącymi aktualnej sytuacji w Kaedwen. O ile aktualną sytuacją można nazwać coś, co zapewne miało miejsce niedługo po śmierci Ymira i Ternikulusa, a to już ponad miesiąc. To przypomniało Alexandrowi, że oczekuje raportu od Wydziału Wywiadu i Kontrwywiadu.
- A więc jednak... - kompletnie nie wydawał się zaskoczony tym co usłyszał. Zakładał obie możliwości; tę, że tron obejmie Anna i tę, że Kaedwen weźmie Redanię na smycz. - To już prawie koalicja. Ale nie Redańczyków bym się obawiał, oni nie są w stanie nam zagrozić. Za bardzo polegają na ciężkiej, szarżującej konnicy. Jakkolwiek silna formacja by to nie była, jest na nią sposób. - uspokoił zebranych. Fakt faktem, że Redańczycy mogli siać spustoszenie swoją jazdą, ale jak zostało już powiedziane; na to jest sposób. O nadciągającym sojuszu z Ofirem się nie wypowiadał póki co. Nic nie było jeszcze pewne. Ponadto miło będzie złamać morale wrogów, gdy dowiedzą się, że jedyne państwo, którego nie zdołał złamać Nilfgaard, włącza się do wojny.
- Powątpiewam, to rycerz, który swój honor plasuje ponad życiem. Przez to nie zdradzi, jest zbyt wierny i stale to manifestuje.
Przykładem mógłby być stale noszony ,,konik na piersi''. - Zresztą te wieści prędzej by go uradowały. Mniejsza... a jakie stanowisko zajmuje Skellige?
Offline
MG = Lelayna Aristandes, Mjornor, Hannibal Sulla
Lelayna powitała także Hannibala Sulla, który także objawił się na horyzoncie. Ten kiwnął głową na znak pozdrowienia. Kobieta wydawała się osobą sympatyczną i szybko zdobywała dobrą reputację u obozowych żołdaków. Wyjątkiem był Alexander, nieufny wobec jej i całego Quatronu, jak i Erogon, choć tak jak go ostatnimi czasy widziała w cytadelii, tak nie opuścił już celi...
Aristandes zamyśliła się.
- Redańczycy mają zacofane wojska, bo przez lata byli odizolowani w swym małym państewku. Chyba, że nagle utworzyli potężną marynarkę, ale w to wąpie. Martwiłabym się dofinansowaniami, które płyną z Koviru i Poviss. Cesarstwo utraciło sojusz z tym państwem wieki temu. Wspomogą Północ, byle nas powstrzymać.
Wypowiedziała się, choć w jej głosie nie było strachu, a nuta podekscytowania, która miała oznaczać oczekiwane wyzwanie.
Na temat o "Koniku" Mjornor aż zarechotał.
-Taki dzielny rycerz, a można złamać jego patriotyzm tak jak kości.
Lelayne coś olśniło.
- A co jakby przeszedł na naszą stronę? Już tyle tu widział... Pokażmy mu Rhys-Rhun w całej swojej nowej okazałości, opowiedzmy mu o naszych ideach, zróbmy cokolwiek by pojął, że walczy po niewłaściwej stronie!
Hannibal chrząknął, wtrącając się do rozmowy.
-Jego ród ma zbyt silne powiązania z imperialnym dworem. Jest naszpikowany kaedweńską propagandą.
Mjornor wysunął się do przodu.
-Przyjacielu, nie ma człowieka, którego byś nie zmienił. Jest rycerzem, ale to wiele zmienia? Pokażmy mu co jest prawdziwą sprawiedliwością i dobrem!
-I mówi to najemnik...
-Ej, też mam serce.
Zapadła wymowna cisza, która dugo nie trwała, bowiem Alexander poruszył kolejny temat, który dotyczył dalszych nowinek.
-Mój lud pójdzie w bój za Imperium, jeśli taka będzie wola Imperatorki. Bądź co bądź czujemy się... jak Wy nas określacie... Nordllingami. Cesarstwo od zawsze było dla nas wrzodem na dupie i bliżej nam do Kaedweńców. Pewnie przyjdzie mi stanąć przeciw mym rodakom. Ale najemnika niewiele to powinno obchodzić.
Znowu zapadła krótka cisza, a Hannibal położył ręke na ramieniu Alexandra.
-Zapomniałem Ci wspomnieć. Borund, zwany "Rozgrzanym Żelazem" prosił o audiencje z Tobą. Zanim zapytasz... Nie wiem jak tu dotarli tak szybko, aż z Mahakamu, ale prawdopodobnie mają swoje tunele podziemne. Borund czeka w starej sali tronowej.
-Oby nie zadeptał cementu.
Skomentował Mjornor, rozbawiony tymi całymi pracami robotników na terenie Rhys-Rhun. Choć co prawda cenił pomyślunek Alexandra o rozbudowaniu fortyfikacji.
-Borund? Król krasnoludów? Co on tutaj robi?
Spytała Lelayna, zaś Hannibal stwierdził, że odpowie za Sidereala.
-Zarządał rozmowy z Hegemonem, podobno niekonfliktowej. Jako, że nic nie wiemy o udziale Krasnoludów w tej wojnie, nie możemy ich postrzegać jako wrogów, w przeciwieństwie do Elfów z Dol Blathanna.
Mjornor splunął na ziemie.
-Sojusz Mahakamu z Cesarstwem? To by mogło być dobre. Tylko ja się pytam, oni są tak mali, że nie zauważyłem jak dostali się do wewnętrznego pierścienia? Cholera, dobrze, że Kaedweńcy są wyżsi.
Hannibal skierował się w stronę cytadelii.
-Przyjdź, gdy będziesz mógł, Hegemonie. W razie czego przytrzymam Borunda...
Offline
Alexander przysłuchiwał się słowom towarzyszy i podwładnych, zapamiętując każdą uwagę, o której sam miał niewielkie pojęcie. Powodem tego był fakt, że Alexander nie miał osobistej styczności z wojskami północy, wszak przez całe swoje życie prowadził kampanie jedynie na dalekim wschodzie i południu i tak długo jak Cesarstwo z Imperium żyły w pokoju, nie było potrzeby interesować się militariami tak podrzędnego państewka jak Redania. O Redanię się absolutnie nie obawiał, lecz fakt, że Skellige i Kovir nie pozostawali obojętni trochę sytuację komplikował. Kovir grał po swojemu, pompował pieniądze, a to już o wiele za dużo. Skellige było już groźne, tak na lądzie jak i na morzu, lecz ich słabości były nazbyt oczywiste, by Hegemon o nich nie wiedział. Po chwili namysłu wiedział jak im przeciwdziałać, ale nie dzielił się z tym publicznie. Skomentował natomiast pomysł ,,resocjalizacji'' Erogona.
- To pozostawiam już wam, ja nie mam na niego zbyt pozytywnego wpływu. Posiedzi z wami trochę, w celi może się zanudzić na śmierć, lecz nie mówcie mu więcej ponad to, co może wiedzieć. - przyznał fakt. Jeżeli miał słowny kontakt z Erogonem, to w formie kłótni i docinek, a to nie było dobre dla obu stron. Lecz z drugiej strony wypuszczając Erogona do ludzi, przypieczętował niemożność oddania go już jako jeńca, wie bowiem już zbyt wiele na temat obozu, jego ludzi, ogólnej struktury i tego co się tutaj generalnie dzieje.
Gdy Hannibal wypowiedział kwestię odnośnie pojawienia się tutaj króla Mahakamu, Hegemon z miejsca się ożywił i spojrzał na generała wzrokiem ,,Co ty mówisz?!". Wiadome było Alexandrowi, że na miejscu pracują już krasnoludy, walnie przyczyniając się swoją znajomością techniki, ale były to krasnoludy zamieszkujące już Cesarstwo, więc tych z Mahakamu(a w szczególności ich władcy) się w życiu tu nie spodziewał.
- Cudownie! - powiedział z wyraźnym zadowoleniem. W takim nastroju Alexander rzadko bywał - najpierw prace przebiegały zgodnie z planem, a teraz król krasnoludów we własnej osobie żądał audiencji u Hegemona. Ten ani myślał pozostawać tu chwilę dłużej, natychmiast udał się do cytadeli.
Offline
MG = Hannibal Sulla, Borund "Rozgrzane Żelazo"
Wypowiedź Alexandra odnośnie przemiany Erogona z Kaedweńczyka w rasowego Cesarskiego była zaskoczeniem dla reszty. Myśleli, że prędzej Hegemon utopi Sterne w nowo powstałej studni, niż zgodzi się na taki pomysł. Nie zamierzali w takim razie protestować, a jak najbardziej - działać dla dobra Rycerza. Miał wybór. Umrzeć w mrozie z honoru, albo zmienić zdanie. Dla faceta czasem był to trudny dylemat...
Alexander Sidereal, wraz z Hannibalem Sullem dotarli w końcu do cytadelii, gdzie nie brakowało stacjonujących wojsk ciężkozbrojnych Krasnoludów. Każdy wyglądał jak pancerna maszyna do zabijania, sami Nilfgaardczycy nie wiedzieli, czy walczyć, czy dokonać odwrotu. Jednakże stali jak słupy solne, nie wytwarzając zagrożenia. Nowoprzybyła dwójka dowódców ominęła wojskowych niziołków i wkroczyła do sali tronowej, której remont został przerwany w momencie, w którym zjawił się Borund, Król Mahakamu. Wyglądał jakby dokonywał inspekcji pracy robotników.
- Chude mury, stare cegły. Liczę, że całe to rumowisko pogrubicie o kilka cegiełek. Wojska Kaedweńczyków, które przebywają po drugiej stronie Marnadal tylko czekają, by zburzyć wszystko na swojej drodze. Dziwię się, że nie zasypaliście wejścia do tunelu pod starymi koszarami, tak jak to zrobiliście w przełęczami górskimi w Toussant. Nie wiedzieliście o starych krasnoludzkich drogach ewakuacyjnych, co? Gdyby tylko Imperialiści odnaleźli jedno z naszych wejść, mielibyście tak przesrane z "magicznie pojawiającymi się wojskami w środku obozu", że głowa się nie mieści. Teraz to jebać. Sami zagruzowaliśmy wszystlie odnogi. Teraz mamy bezpośredni kontakt tylko na drodze Mahakam-Rhys Rhun. Nie dziękujta.
Przeczesał swą brodę, jakby zupełnie nie przejęty, że wytyka błędy samemu Hegemonowi, Cesarskiemu Dowódcy Naczelnemu. Był on jednak królem, więc kto mu zabroni?
-Wasza Wysokość, Twoje przybycie jest wielce nieoczekiwane, jednakże sprowadziłem tu dowódcę Sidereala. Powiedz Panie co sprowadza Króla Krasnoludów?
Borund spojrzał na niego spod łba.
-Wojna, kurwa, wojna! Takiego gówna to nie pamięta nikt od II wojny północno-południowej. Znów cały kontynent rwie się do boju. A Mahakam jest oblegany kupcami na krasnoludzki kunszt rzemieślniczy. Nie widzę jednak zarobku w tym wszystkim. Stoję po Waszej stronie, by zakończyć tę farsę jaką zgotował nam Imperator Ymir. Kaedwen zwariowało, przywłaszczyło sobie ziemie cintryjskie, czekać aż zrobi z mahakamu swojego pupila jak z Dol Blathanna!
Splunął na kamienną posadzkę. Wyglądał jak nauczyciel co opieprzał swoich uczniów.
-Wolałbym rozmawiać z Cesarzem Pelokiem, jednak chyba na to liczyć nie mogę, a to podobno Ty tu dowodzisz, Hegemonie...- Rozejrzał się raz jeszcze po komnacie, po czym podszedł do zburzonego okna, aby ujrzeć panorame początkowych prac budowy. -...to miejsce ma potencjał. Dobre położenie strategiczne, dobre miejsce wylotowe, oraz idealny cel ataku wroga... Potrzebujecie chyba krasnoludzkich dłoni do pracy. Z Mahakamu mogliby przybyć dobrzy robotnicy, nie to co te zapijaczone nazairskie miernoty spod tawern.
Hannibal wydał się podejrzany.
-Nic za darmo, prawda?
Borund uśmiechnął się.
-Znasz polityke, dzieciaku.
Offline
Alexander wszedł do starej sali tronowej, do której stale towarzyszył mu Hannibal. Na miejscu już krzątało się kilku robotników, którzy nic sobie nie robili z obecności tak wielu osobistości. No, może jakoś drażniły ich przytyki króla krasnoludów odnośnie profesjonalizmu wykonywanej przez nich pracy. Ale to norma, zawsze był jakiś szef budowy, co stale opieprzał robotników, że tu nierówno piach nasypany, że tu nierówno linia wytyczona, że nie zgadza się z planami, i tak dalej i tak dalej. Zawsze coś się znajdzie. Alexander przez chwilę był świadkiem jak krasnolud uważnie rozgląda się i strzela uwagami, przez chwilę nie zdając sobie sprawy z obecności Alexandra. Nawet gdy zaczął mówić do Hegemona, nie zdał sobie sprawy, że mówi właśnie do niego. Sidereala to nie raziło, a nawet bawiło. W swoim życiu co prawda nie miał wielkiej styczności z krasnoludami czy elfami, ale w cesarskiej armi zawsze znalazł się jakiś nieludź, wszak panowała od wieków tolerancja rasowa, wszyscy mieli równe prawa. Niejednokrotnie przesiadywało się przy ognisku śpiewając wulgarne wojskowe przyśpiewki, jeszcze za szeregowego. Krasnoludy wręcz słynęły ze swojej rubaszności, co Alexander bardzo cenił, bo wśród nich czuł taki luz, którego nie mogła mu zapewnić obecność ludzi. Największy prostak wśród ludzi był snobem w zestawieniu z przeciętnym krasnoludem.
Słowa króla nawet zaskoczyły Alexa, aż ten brew podniósł. Podziemne tunele? Nie miał o nich wcześniej pojęcia. Do tego jak mówił ciągnęły się aż z Mahakamu... biegły więc nawet pod szeroką i głęboką Jarugą? Zadziwiające.
- Przyznaję, że krasnoludów spodziewałem się tutaj jako ostatnich. Sądziłbym, królu, że postanowicie przeczekać wojnę i nie narażać się na straty. Wasza pozycja wam by to wszak umożliwiła. - wyznał z dozą zaciekawienia w głosie. I fakt faktem, krasnoludy mogłyby się na czas wojny zwyczajnie zaszyć w Mahakamie i sprzedawać broń którejś ze stron lub nie sprzedawać wcale. Nikt nigdy nie odważył się ruszyć zbrojnie na Mahakam. Jeżeli Ymir dożyłby chwili, w której by się na to zdecydował, byłby to zapewne jego koniec. Tak samo Alexander przewidywał w swojej kampanii ominięcie szerokim łukiem Masywu i nie prowokowanie jego mieszkańców. Trzymanie się od spraw Mahakamu z daleka miało swoje uzasadnienie - olbrzymie straty, żadnych zysków. Bo jeśliby cudem udało się zdobyć Mahakam, to krasnoludy zadbałyby, by na miejscu na zdobywcę nie czekało choćby jedna dziesiąta karata diamentu.
Spojrzał na tron, ale był w takim stanie, że siadanie na nim jedynie urągałoby powagi temu, kto na nim zasiadł. Zresztą można powiedzieć, że Borund i Alexander w swoich państwach pełnili tak wysokie funkcje, że poniekąd byli sobie równi. Mogli więc stać na przeciw siebie i razem się przechadzać.
- Mimo tego jestem wdzięczny. - podziękował krótko, mimo że go o to nie proszono. Krasnoludy z własnej nieprzymuszonej woli zabezpieczyły Nilfgaard od ataku z zaskoczenia. To tym bardziej stawiało ich w pozycji sojuszników.
- Prawda, uważam, że można już mówić o konflikcie na skalę światową. Nawet podczas wojen za czasów Emhyra i Gariona liczba państw uczestniczących w jednym konflikcie nie zapowiadała się na tak wielką, ani tak wielką nie była, podobnie jak z liczbą ludzi wziętych pod broń. - przyznał. Oj prawda. W samej Bitwie pod Serenos więcej woja niż kiedykolwiek stare królestwa północy mogły kiedykolwiek wystawić.
- Dawno nie słyszałem tak interesującej propozycji, ale wszystko ma swoją cenę, a ta może okazać się w tym przypadku dość wygórowana. Czego oczekujesz w zamian za sojusz, Królu Borundzie?
Offline
MG = Hannibal Sulla, Borund "Rozgrzane Żelazo"
Raczej nikt nie spodziewa się Krasnoludów w zbrojnych interesach ludzkiej rasy. Chyba, że ci ludzie już przesadzają, wtedy trzeba spodziewać się niespodziewanego.
Na pierwsze pytanie zadane przez Alexandra, stary król postanowił odpowiedzieć, lecz po krótkiej chwili wytchnienia, obserwując jak jeden z budowniczych spierdala się z rusztowania. No tak. Ciekawe, czy mają tu dobrych medyków...
-Bowiem z początku nie miałem zamiaru w to ingerować, stawiając na wiekową politykę neutralności. Jednak Valestil ma gadane. Przekonał mnie, że warto ruszyć dupe i zakończyć to, czego sami nie potraficie.
Odpowiedź Borunda mogła wzbudzić zaskoczenie, zaś sam Hannibal nie omieszkał zwrócić uwagę na wychwycone imię...
-Valestil? O kim mowa, Królu?
Zapytał, a władca spojrzał w jego kierunku i prychnął krótko z rozbawienia.
-Ty Wy własnych ludzi nie znacie? Kto tu odpowiada za cesarski wywiad i kontrwywiad?
-Agryppa Skanderius...
-No! Więc z nim gadajta! To jego podwykonawca. Bądź co bądź, Valestil wytłumaczył mi, że obecne Imperium Kaedwen jest pojebane i może w każdej chwili chcieć dobrać się do naszych kuźni, uzbrojenia i złota, bowiem otacza nas z każdej strony. Oczywiście, łatwo umkniemy, ale po co mamy uciekać i tracić nasz dom? Mamy łazić jak przybłędy? Jesteśmy ludem walecznym. Zaś Cesarstwo nie jest takie nieracjonalne, by porywać się na państwo Krasnoludów.
Odparł na temat swoich pobudek, choć jak wiadomo, nie to było całą prawdą. Do tego mieli jeszcze przejść. Jednak informacja o niejakim Valestilu mogła być istotna.
-Jest za co. Lecz z tego co wiem i tak dajecie się robić w chuja. Imię "Borys", coś Wam mówi...?
Sulla spojrzał niepewnie na Sidereala, który chyba nie był zorientowany w temacie.
-Od ostatniego czasu mamy kłopoty z sabotażami naszej budowy. W nocy ktoś niszczy nam zapasy i kradnie narzędzia. Nie informowałem Cię, Hegemonie, bowiem uważałem, że sam to rozwikłam. Jednakże skąd, królu Borundzie...
-Ja też mam swoich informatorów. Przed zasypaniem ostatniej odnogi tunelu, zwiadowcy ruszyli sprawdzić temat. Natknęli się na najemnych zbirów. Jeden z nich wybulgotał, że pochodzi z hanzy Borysa, zwanego "Kamiennym Sercem". Wiele więcej od siebie nie dodał, bo z jego piersi wystawał topór. Macie tu zwyczajny problem z górskimi bandziorami! Jakby sama organizacja i budowlańcy nie byli gówniani. Wy na prawdę potrzebujecie pomocy. Nilfgaardczycy, psia jego mać.
Znowu splunął na ziemie. Nie bał się opierdalać gospodarzy tego miejsca. W końcu chłodna krytyka potrafiła być najbardziej konstruktywna.
Gdy zaś przeszli do ostatniego tematu, Borund wyprostował się, aby odstrzelać krzyż.
-Jak to się mówi, tym nowsze czasy, tym groźniejszy zasięg wojny. Nie chcę sobie wyobrażać przyszłych wojen, tak jak Garion i Emhyr nie chcieli nawet pomyśleć o tym co teraz nas spotkało. Znaczy to tyle, że musimy coś zrobić, zamiast patrzeć. Zaś co się tyczy rekompensaty za naszą pomoc... oczekuję, że Cesarz umożliwi nam zbydowanie tuneli rozciągających się z Mahakamu, aż po najdalsze krańce Cesarstwa. Takie tunele ułatwiają handel. Te które istniały, w większość zostały zawalone po II wojnie północno-południowej. Przez Emhyra var Emreisa. Od tamtego czasu nie mieliśmy legalnego pozwolenia na odgruzowanie starych przejść, czy wykopanie nowych. A ten tunel, którym tu przybyliśmy... Jest ostatnim istniejącym. A i tak zawaliliśmy jego odnogi, aby chroni Wam dupe przed Kaedweńczykami. Poświęcenie, nie uważasz?
Offline
Los robotnika niezbyt go obchodził, ale zwrócił uwagę pozostałym, by pozbierali go do kupy. Borund po kolei wyjaśniał powody, dla których się tutaj znalazł. Alexander w przeciwieństwie do tego krasnoluda miał krótszy język. Mówił mniej, a poza tym i tak nie miał się do czego wtrącać w trakcie, bo Hannibal go w tym wyręczał zadając odpowiednie pytania. Jak się okazało Alexander nie mógł być pewny nawet swoich własnych ludzi w obozie. Jasne było, że zawsze zdarzały się kradzieże, jakieś defraudacje majątków, ale do cholery okazywało się właśnie, że do uszu Alexandra docierało mniej istotnych informacji niż powinno. Przed królem krasnoludów wychodziło na jaw, że Alexander nie kontroluje swoich szlaków informacyjnych tak jakby chciał, wszystko przychodzi z opóźnieniem. Temu należało przeciwdziałać. Alexander spochmurniał i obrócił się do swojego generała.
- Hannibal, zbierz kilka batalionów żandarmerii z dawnego Nigrum. Przeprowadźcie szczegółowy zwiad okolicy, pytajcie miejscowych, miejcie baczenie na obóz nocą. Każdego podejrzanego przesłuchać, a po udowodnieniu win przeprowadzić egzekucję w dowolnej uznanej formie. Owego Borysa chcę mieć żywego. Het en Orde! - zakomenderował twardo generałowi. Wybór żandarmów z Nigrum nie był przypadkowy. Ta grupa armii ze srebrnymi czaszkami na swoich hełmach wręcz słynęła ze swojej skuteczności i okrucieństwa. Można powiedzieć, że Nigrum było czarną owcą w armii Alexandra, ale pomimo to byli lojalni do najgorszego bólu, a to stawiało ich w świetle doskonałych żołnierzy.
Gdy Sulla oddalił się w celu realizacji swego zadania, mógł omówić dalsze sprawy z królem.
- Nie przeczę, że pomoc krasnoludzkiej nacji może walnie przyczynić się do szybszego i solidniejszego wykonania planów. Ci ludzie faktycznie, choć zdolni, mogliby nie zbudować czegoś, co stanowi taką nowinkę w świecie militariów. To jest po prostu inny kaliber prac w stosunku do tego, co budowano dotychczas. - przyznał z westchnięciem.
- Ktoś pijany kiedyś mi powiedział, że ludzie w przyszłości będą się nawzajem zabijać, nie widząc siebie nawzajem. Wtedy go wyśmiałem, lecz dzisiaj mogę powiedzieć, że coś w tym jest. Co do waszych żądań... cesarz nie będzie miał nic przeciwko, o ile tunele będą drążone mniej więcej wzdłuż głównych traktów. Jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało, podkopywanie miast nie zostałoby uznane za przyjazne działanie. - uśmiechnął się. Czy Alexander po dłuższym zastanowieniu mógłby przypuścić, że te tunele mogłyby posłużyć krasnoludom niekoniecznie w celach handlowych? Pomyślałby, gdyby Mahakam dysponował siłą zbrojną zdolną do zagrożenia Cesarstwu.
- Politykierzy będą zadowoleni, jeśli sojusz znajdzie swoje miejsce na papierze. Osobiście wolę męskie przyrzeczenie od machania piórem, ale mus to mus. Rozumiem, że od teraz jesteśmy sprzymierzeńcami? - zapytał serdecznie i podał brodatemu rękę do uściśnięcia. Potem tylko znaleźć gryzipiórka z ministerstwa spraw zagranicznych, coby to przypieczętował i następnie przedstawił sprawę w Mieście Złotych Wież...
Offline
MG = Hannibal Sulla, Borund "Rozgrzane Żelazo"
Niestety prawdą było, że Cesarscy byli dobrym wojskiem, jednak ich organizacja leżała na deskach. Dowódcy albo zbyt wolno zdobywali informacje, albo unikali raportu wobec Hegemona, który swym gniewem mógł budzić lęk. Nie był on co prawda potworem, jednakże surowym szefem. Wieść o spowolnionej budowie mogła się odbić na wszystkich, więc próbowano to rozwiązać po cichu. Jak widać, bezskutecznie.
-Przyjąłem! Dopadniemy Borysa i jego szajkę.
Odparł krótko i stanowczo, po czym opuścił komnate. Król Krasnoludów, który się temu przyglądał, wydawał się być zaciekawiony. W końcu to on uświadomił Sidereala w jednej chwili o wielu rzeczach, przez które cała sprawa mogła być stracona. Jednak czuł, że pomimo swej postury, Alexander dopiero uczył się władzy "nad wszystkimi". Nie mówiąc o przyszłej twierdzy.
-Tak, już mi tłumaczono, że zmieniasz to miejsce w jedną wielką gwiazdę. Nie spotkałem takiej fortyfikacji, możliwe że będzie to taka pierwsza w historii. Świat zapamięta Rhys-Rhun, stawiane rękoma ludzkimi i krasnoludzkimi.
Odparł, co jednoznacznie potwierdzało, że ma zamiar współpracować z Cesarstwem. Mahakam był silnym i praktycznym sojusznikiem. Zaś Nildgaard łącząc jeszcze siły z Ofirem, mógłby stać się prawdziwym kontrastem sił wobec Imperium Kaedwen...
-W większości planuję odkopać te już istniejące, a potem dołożyć nowe. Najgorzej będzie z południowymi kresami Imperium Kaedwen, jednakże nikt się nie zorientuje. Tunel którym przybyliśmy był kiedyś szlakiem głównym, założonym w IX wieku i ciągnął się, aż do Miasta Złotych Wież. Wtedy mieliśmy sojusz handlowy z Nilfgaardem. Jak jednak sprawdziwem, od Rhys-Rhun, idąc dalej na południe, przejście jest zawalone. Prawdopodobnie to robota Waszych przodków. Ale to też jest do zrobienia. Na chwilę najważniejsze jest to, że mogę sprowadzić tu Ochotniczy Huf Mahakamski, oraz robotników.
Borund uścisnął dłoń Sidereala na znak pokoju. Był zadowolony z takiego obrotu spraw.
-Jesteśmy. A teraz przejdźmy do tych jebanych formalności i bierzmy się do pracy!
Potem, ta dwójka podpisała specjalne pismo dla władcy, które mogło go poważnie zaskoczyć. Kilka godzin później, Borund ruszył z powrotem do Mahakamu przegrupować siły, zaś Alexander, zebrać je w komnacie...
Offline
Po podpisaniu formalności sojusz nilfgaardzko-mahakamski stał się niepodważalnym faktem, który trzeba było teraz przedstawić głównej władzy. Alexander nie zastanawiał się, czy ta informacja w stolicy zostanie przyjęta ciepło czy też nie. Nie liczył się z humorkami polityków, póki on sam uważał swoje posunięcia za prawidłowe. Dopiero przed cesarzem mógł się tłumaczyć z tego i owego. Tak więc Alexander był inicjatorem już dwóch sojuszy: z Mahakamem i Ofirem, a to już siła niemal nie do zatrzymania. Musiał jeszcze zrealizować swoje zamiary względem Koviru i Skellige, które miał za irytujące płotki. Toteż po rozmowie z królem Borundem udał się do swojego gabinetu, bynajmniej nie w celu położenia się spać, bo dzień był jeszcze młody. Wziął kałamarz i kilka stronic papieru i zaczął pisać, poczynając wpierw od rozkazów do Ioannesa Thylakasa.
,,Admirale,
Należy wreszcie poruszyć flotę cesarską i przedsięwziąć pewne kroki przeciwko naszym wrogom. Wobec tego ogłaszam operację wojskową pod kryptonimem Lionors Muire. Doszedłem do wniosku, że należy bezzwołocznie uprzedzić fakty i wyeliminować Wyspy Skellige z czynnego konfliktu, nim się do niego włączą. Flota Skellige musi zostać bezwzględnie zniszczona, co do każdego okrętu typu langskip, inne w razie możliwości przejmować. Wyspy należy odizolować od kontynentu, całkowicie uniemożliwić przerzut wojsk na niego i odciąć szlaki handlowe prowadzące od i do Archipelagu. Na niczym nie tracimy, rynek zbytu już nie znajduje swojego miejsca w jakimkolwiek państwie na Północy.
Liczę na pozytywny przebieg operacji i takiego też życzę.
Hegemon Cesarstwa Nilfgaardu,
Alexander Sidereal
Alexander jakkolwiek nie miał wielkiego rozeznania w świecie taktyki morskiej, to bardzo dobrze orientował się w jakości floty wroga. Imperium górowało na lądzie, póki co oczywiście, lecz Marynarka Cesarska stale dominowała na oceanie, górując nawet nad połączonymi flotami Skellige i Kaedwen. Wyspiarze, jak bardzo waleczni by nie byli, mieli zacofaną flotę na dłuższą metę niezdolną do prowadzenia operacji bitewnych bezpośrednio na morzu. Ich okręty nadają się głównie do desantów i szybkiego transportu, ale niewiele poza tym. Ich główna zaleta to zapuszczanie się głęboko na tereny wroga, bo okręty mieściły się w niedużych nawet rzekach. Nigdy nie pojawił się ten, kto był zdolny zreformować Wyspy i unowocześnić je pod każdym względem. Skellige zatem nie różniło się bardzo od tego czym było dwa wieki temu. Natomiast Kaedwen od zawsze zdawało się nie mieć zainteresowania marynarką. Pochodzili wszakże z głębokich kaedweńskich lasów, z dala od morza, a po uzyskaniu dostępu do niego to owszem, zbudowali trochę nowoczesnych okrętów, lecz nie była to siła ognia zdolna zagrozić Cesarstwu mającemu nie tylko długą linię brzegową z wieloma stoczniami, ale i długą tradycję marynarską. Reasumując - na morzu to Nilfgaard panował, a dokładniej Ioannes. Szczególnie, że wdrożono program rozbudowy marynarki związany z Operacją Emreis.
Alexander zapieczętował list i wręczył go jednemu gońcowi. Drugi stał obok i zwykłym gońcem już nie był. Był on emisariuszem i przedstawicielem ministerstwa spraw zagranicznych cesarstwa, posiadał więc większe upoważnienia jak i solidniejszy immunitet poselski.
Począł pisać kolejny list.
,,Wasza Cesarska Mość,
W liście chcę okazać zadowolenie, z którym wiąże się sukces na zrealizowanie mariażu z Ofirem. Jestem wdzięczny, że Wasza Wysokość, przyjął moją sugestię i dąży do celu. Niestetyż na ślubie nie będę mógł się stawić, lecz przyślę posłów z gratulacjami i stosownymi prezentami.
Co tyczy się spraw bieżących na froncie... rozpocząłem wielką rozbudowę sieci umocnień na granicy z Imperium, Rhys-Rhun, ta twierdza którą wszyscy pamiętają jako walące się umocnienia, stanie się centrum dowodzenia całą kampanią i fortecą nie do zdobycia przez wroga. Jeżeli Kaedweńczycy przebiją się przez przełęcz, w co wątpię, o ile sami im na to nie pozwolimy, nie przejdą dalej jeśli nie zdobędą nowej twierdzy. W tej kwestii nie wykazuję stosownego mi sceptycyzmu, gdyż zyskaliśmy sojuszników, których udział pozwoli nam ukończyć pracę jeszcze tej samej zimy. To nieprawdopodobne tempo mogłem osiągnąć jedynie dzięki współpracy z krasnoludami z Masywu Mahakamskiego. Wszystko zatem idzie w dobrym kierunku. Do korespondencji dołączam oficjalny akt...
Oprócz tego pilnie oczekuję zajęcia oficjalnego stanowiska Nilfgaardu wobec sprzymierzonego z Koalicją Koviru. Dostawy jakichkolwiek materiałów do tego państwa powinny zostać natychmiast wstrzymane, winno zostać nałożone embargo na wszelkie produkty kovirskie, a ich spółki na terenie Cesarstwa zbojkotowane i przejęte przez skarb państwa. Tym sposobem Kovir zostanie odcięty od żywności, której nie ma u siebie, a którą nie może podzielić się ani Redania mająca wszystkiego tyle ile sama potrzebuje i dostarcza do Kaedwen i samo Kaedwen, które zdaje się przeznaczać siły swej gospodarki do wysiłku wojennego. Należy postawić Thyssenidom ultimatum - śmierć głodowa i w wyniku tego rozruchy we własnym państwie lub wzajemna prosperita w pokoju.
Hegemon Cesarstwa Nilfgaardu,
Alexander Sidereal"
Zakończył tajemniczo. Alexander nie określił w liście, że Mahakam zdecydował się oficjalnie wspomóc Nilfgaard w wojnie. To pozostawił w bonusowym dokumencie podpisanego przez Hegemona, Króla i Ministra SZCN. Dodatkowo określił się precyzyjnie co do rozwiązania sprawy kovirskiej.
Uroczysta treść przedstawiała się następująco:
,,,
PRZYMIERZE NILFGAARDZKO-MAHAKAMSKIE
W imię Przenajświętszego Wielkiego Słońca, Cesarza Nilfgaardu i Wiary Ludu Krasnoludzkiego doszli ich Cesarskie i Królewskie Mości: Hegemon Nilfgaardu i Król na Mahakamie do przekonania o konieczności oparcia stosunków wzajemnych na wzniosłych prawach i konieczności wzajemnej obrony przed agresywnym Imperium Kaedweńskim. Oświadczają tedy uroczyście, że celem niniejszego aktu jest obwieszczenie całemu światu, iż odtąd zarówno wewnątrz ich państw własnych, jak i w stosunku do państw obcych drogowskazem ich postępowania będą przepisy obopólnej zgody, przyjaźni i miłości, które nie będąc zgoła przeznaczone jedynie dla życia prywatnego, muszą również kierować postanowieniami panów panujących jako jedyny środek walki o pokój i jego utrwalenie. Wobec tego Hegemon Cesarstwa Nilfgaardu Alexander Sidereal oraz Król Mahakamu Borund ,,Rozgrzane Żelazo'' zawarli przymierze o następujących warunkach:
Powołanie pod broń Ochotniczego Hufca Mahakamskiego w sojuszu i ścisłej kooperacji z Wielką Armią Cesarską.
Udział krasnoludzkich robotników w rozbudowie umocnień na Rhys-Rhun.
Skierowanie rynków zbytu obu państw do siebie. Efekty pracy hut mahakamskich za płody rolne Nilfgaardu.
W zamian Cesarstwo zobowiązało się do otwarcia swoich granic na Mahakam, budowę podziemnych tuneli o znaczeniu ściśle transportowym i handlowym, prowadzących od Mahakamu, aż po kres Cesarstwa.
Dokument z podpisami hegemona, króla i ministra wylądował w tece tego trzeciego. Na tym skończył pisanie listów... najbliższe dni miały przesądzić o efektach działań Alexandra.
Offline
MG = Valestil
Pomimo, że dzień był młody, słońce zachodziło już o godzinie szesnastej, jak to zwykle miało miejsce podczas zimy. W tych górzystych rejonach, mrozy wydawały się nie mieć końca. Kiedy tylko Alexander skończył pisanie listów i odesłał posłańców, w tym emisariusza, w dalszą drogę, ściemniło się już całkowicie, a chłód nabrał na sile. Nilfgaardczycy gorzej radzili sobie z takim klimatem, w przeciwieństwie do Kaedweńczyków, którzy w takich warunkach się wychowywali. Jednak zawsze zdyscyplinowanie, oraz pracowitość Cesarskich brało górę ponad wszystkie niekorzystności otoczeniowe.
Gdy tylko Sidereal znalazł chwilę spokoju, by wyjść na balkon, będący zresztą najlepszym punktem widokowym na całą okolice, mógł dostrzec światła pochodni i ludzi, którzy ciężko pracowali przy budowie pierścieni fortyfikacji. Czegoś takiego nie robił jeszcze nikt wcześniej, ale to dobrze, bowiem tak zaskakiwało się wroga. Ten widok mógł cieszyć pierwszego hegemona, wynalazcę nowego sposobu obrony, oraz być może założyciela tego przyszłego miasta. Czas jednak pokaże, jak ta wojna się zakończy.
-Majestatyczne, prawda?
Rozbrzmiał obcy głos, który musiał wybić Alexandra ze swojego świata przemyśleń, skupiając jego wzrok na gargulcu, który przymocowany był do ściany cytadelii, tuż obok balkonu. Na owym gargulcu, siedział blady Elf o surowym spojrzeniu, spiętych platynowych włosach, odziany w płaszcz tak czarny, że zlewał się z nocnym horyzontem. Owy Elf wydawał się być niezwykle spokojny, jak na zaskakiwanie Hegemona swoją niecodzienną wizytą...
-Wielu ludzi będzie chwalić Twe imię, Hegemonie, oraz stawiać pomniki z Twoim wizerunkiem. Jeśli wszystko dobrze zrobisz. Jeśli zaś nie, okrzykną Cię nieudacznikiem i postanowią zatrzeć wspomnienie o Tobie. Wiem z doświadczenia. Wiem też jaka to musi być presja.
Rozpoczął rozmowę niezwykle tajemniczo, ale gdyby Sidereal się mu przyjrzał, dostrzegłby na jego twarzy blizny, a w oczach ujrzałby starość, bądź doświadczenie życiowe, którego żaden człowiek nie był w stanie przeżyć swym krótkim żywotem. A fakt, że Elf nie lękał się Hegemona, nie jak cała reszta, świadczyło o tym, że nie jest byle kim.
-Zwę się Valestil, należe do Cesarskiego Wywiadu i Kontrwywiadu, oraz jestem pod rozkazami Agryppa Skanderiusa. To o mnie wspominał król Borund "Rozgrzane Żelazo". Miałem zadanie zdobyć sprzymierzeńców gdzie się da. Myślę, że na lepszych natrafić nie mogłem. Krasnoludy od wieków pragnęły odbudować swe tunele, więc to była karta przetargowa. Teraz wybudowanie Twego Rhys-Rhun powstanie w sposób ekspresowy.
Przedstawił się, po czym wyjaśnił co i jak, gryząc jabłko, zaś nogą zwisając z gargulca, oraz bujając nią w przód i tył. Elf czuł się pewnie, a jego chłodny ton głosu mógł świadczyć o dwóch rzeczach. Odwadze i nieobliczalności. To chyba były cechy, które powinien mieć najlepszy członek wywiadu. Tylko wtedy jest on wystarczająco praktyczny i dobry w tym co robi.
- Cesarstwo Nilfgaardu w sojuszu z Mahakamem i Ofirem nabiera siły, która przerasta tą, jaką pokazaliśmy w Bitwie pod Serenos...- Elf zerknął na Alexandra, przypominajc sobie, że kwestia mariażu cesarza Peloka IV z Alminą jest wciąż utajniona. -...uspokoję Cię jednak, Hegemonie, nie czytam Twych listów. Cesarski Wywiad działa nie tylko poza granicami Cesarstwa, lecz też w sercu Nilfgaardu. Milczymy jednak jak grób.
Palcami zakrył usta,na znak dotrzymania tajemnicy, po czym dokończył jabłko i wyrzucił je przed siebie.
-Jednak wciąż musimy liczyć się z Elfami Dol Blathanna, ponieważ w przeciwieństwie do Redańczyków, one nie próżnowały w rozwoju swego wasalnego państewka, przy wsparciu skarbu Imperium...
*****
MG = Hannibal Sulla, Mjornor
W tym samym czasie, przez pobliskie lasy wokół Rhys-Rhun, przemieszczały się nilfgaardzkie garnizony. Co one tam robiły? No cóż, na polecenie Hegemona, tropiły bandycką hanze, która spowalniała proces rozbudowy twierdzy. Oddziałami tropiącymi przewodził Hannibal Sulla, zaś do swej pomocy wziął Mjornora. Dlaczego? Skelligijczyk szczycił się swymi zdolnościami tropicielskimi, dlatego mógł być przydatny.
-Byli tu. Ich ślady dojrzałby nawet ślepy gnom...
Wyszeptał Najemnik, zaś Sulla rozejrzał się.
-Ta atmosfera jest dziwna...
Zapadła chwilowa cisza, aż nagle jedna strzała przeszła przez jednego szeregowca.
-DO BRONI!
Krzyknął Hannibal, a każdy dobył miecza. Wtem rozbrzmiał krzyk, a zza drzew zaczął biec na nich tłum uzbrojonych bandytów. Byli zdala od Rhys-Rhun, dlatego musieli liczyć tylko na siebie.
-Pamiętaj, Mjornorze, Borys ma być żywy!
-A skąd ja kurwa będę wiedział, który ma tak na imię? Pytać przed zabiciem?
Chwilę później, ostrza się złączyły...
*****
MG = Erogon Sterne, Lelayna Aristandes
Blondyn siedział w ciemnej celi, skulony pod ścianą i wpatrzony w kraty w oknie. Był na którymś piętrze cytadelii, ucieczka była niemożliwa. Jednak głuchą cisze przerwały kroki kobiety, która podeszła do jego drzwi i po chwili je otworzyła. Nagle w celi, poza Erogonem, zjawiła się Lelayna...
-Czarny koń, na żołtym tle, dumnie noszony na piersi. To chyba Sterne. Znowu się spotykamy.
Były Obrońca Imperialny spojrzał na nią spod łba, nie w humorze na żarty.
-Zrobili z Ciebie egzekutora, czy mojego błazna?
Aristandes zaśmiała się i klęknęła tuż przed siedzącym Blondynem.
-Zrobili ze mnie Twój ratunek.
-Co to znaczy?
-Znaczy to tyle, że masz szansę odkupić swe winy i walczyć za Cesarza...
Erogon spojrzał na nią, jakby zatraciła rozum.
-O czym Ty do mnie mówisz? Mam zdradzić swój lud?
-Lud, który jak dotąd, ani razu się o Ciebie nie upomniał, zamiast tego, zastępując Cię Satariusem Mongomery? Za taki lud tak pragniesz umierać?- Zapytała, choć Sterne nie odpowiadał, analizując jej słowa jakby na nowo. -Czyż Hegemon, pomimo swego charakterku, nie traktował Cię dobrze? Teraz zaś ogłosił, że koniec z celą. Dał Ci swobodę. Byś miał szansę poznać nas z innej perspektywy. Może nawet zrozumieć...
Erogon wciąż milczał. To wszystko co wydarzyło się w jego życiu, poddawało go rycerskiej próbie. Jego serce było targane na lewo i prawo, a panna Aristandes wydawała się wiedzieć, jak nim kierować...
Offline
Po obowiązkach Alexander postanowił, że odetchnie świeżym górskim powietrzem na balkonie, póki co chyba jedynym stabilnym w Rhys-Rhun. Widać było, że wcześniejsi panowie na zamku dbali o swoją dupę, ale resztę mieli w głębokim poważaniu. W każdym razie Hegemon był dziś w bardzo dobrym humorze, albowiem zawiązał sojusz z Mahakamem, wydał rozkaz ataku na Skellige i zagłodzenie Koviru oraz postanowił rozprawić się z bandą górskich bandytów. Alexander przeczuwał, że te zbrojne bandy nie pochodziły z samego Nazairu. Fakt, że niegdyś Nazair wielokrotnie próbował odzyskać swoją niepodległość, lecz to dawne dzieje i wszystkie prowincje aż po Cintrę już dawno zaakceptowały nilfgaardzkie zwierzchnictwo. Olbrzymia część prowincji już zatraciła swoje obywatelstwo i dumnie ogłosiła się Cesarskimi. Nie Nilfgaardczykami, co warto zaznaczyć, gdyż nadal to miano przysługiwało mieszkańcom rdzennej prowincji. Alexander już po samym imieniu przywódcy domyślał się, że to kaedweńskie bandy lub zwyczajni bandyci pod wodzą Kaedweńczyka. To się jeszcze miało okazać.
W każdym razie wychodząc na balkon zaczął nucić sobie dawno temu zasłyszaną ofirską pieśń. Pamiętał, że śpiewał ją ślepy starzec, zupełnie nic nie robiący sobie z faktu, że miasto padło pod szturmem Nilfgaardczyków. Alexandrowi tamten obraz wbił się w pamięć - spokojny grajek pomiędzy wojenną zawieruchą. Znał ofirski, nauczył się go podczas wielu kampanii, więc śpiewał w tymże języku...
- Kiedy nastanie dzień
Zakończy się wojna
Tam straciłem siebie
Poznałem aż do dna
Obejmij mnie, obejmij mnie, obejmij
Łagodnie tak i nie puszczaj
Obejmij mnie, obejmij mnie, obejmij
Niech przyjdzie twoja wiosna - śpiewał pod nosem, a robił to tak jakby umiał od dawna. Nocna melancholia idealnie zespoiła się z głosem Alexandra. I wtedy rozbrzmiał obcy głos, pod wpływem którego wódz zerwał się jakby i odskoczył.
- Kim ty...?! - warknął, na co błyskawicznie zareagowali gwardziści stojący w głębi pokoju. W mig zjawili się i stanęli murem przed swoim przywódcą, mierząc przy tym włóczniami w Valestila.
Dopiero następne słowa uzmysłowiły blondynowi, że wcale nie ma do czynienia z wrogiem. Okazało się, że ten, któremu powinien zawdzięczać sojusz z Borundem zjawił się szybciej niż się spodziewał.
- To swój. Masz tupet, szpiegu, witając się ze mną w ten sposób. Następnym razem sugeruję skorzystać z drzwi. - uspokoił swoich żołnierzy, a ci posłusznie wrócili na swoje miejsce, raz jeszcze mu się bacznie przypatrując na odchodne.
- Dobrze wykonałeś swoje zadanie, należy ci się za to nagroda. Działałeś na własną rękę czy z rozkazu Agryppy? - zapytał, raczej z ciekawości niż z potrzeby szczególnej wiedzy. Jeżeli to był pomysł Agryppy, to okazuje się, że dobrze rozporządza nie-swoimi ludźmi. Alexandrowi niezbyt podobał się nonszalancki ton, jaki przybrał elf w towarzystwie Hegemona, ale sam sobie wyjaśnił, że taka już przywara ludzi wywiadu.
Wieść, że wywiad wie o planach mariażu niespecjalnie zdziwił Alexandra. Lecz skoro wiedzieli to, to wiedzieli także to, że wszelkie plany nie wyszły bezpośrednio od Peloka, a od Alexandra. Tak przynajmniej zakładał, ale liczył, że tego nie wiedzą. To by oznaczało podkopanie autorytetu cesarza i stawienie go w roli pacynki Alexandra, co byłoby tylko źródłem problemów. Oby faktycznie milczeli jak grób.
- Zdziwiłbym się, gdyby wywiad nie wtryniał nosa tam, gdzie nie powinien, ale już dawno powinienem był do tego przywyknąć. Nic nowego. Byłeś w Mahakamie, a z niego już blisko do Dol Blathanna. Znana jest ci tamtejsza sytuacja i władca Doliny? - ten Alenvir był dla Alexandra zagadką. A skoro Valestil twierdził, że doliny elfów należy obawiać się bardziej niż Redanii, to Hegemon ciekawił się tym bardziej. Rzecz jasna była mu znana historia Wieku Agresji, w tym powstanie Alenvira, ale nie wiedział zbyt wiele z tego, co odnosiłoby się czasów teraźniejszych.
Offline