Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#61 2018-11-06 18:31:27

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 70.0.3538.80

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

MG = Valestil


Elf podrapał się po policzku, skupiając swój wzrok na budowniczych, którzy zajmowali się zewnętrznym pierścieniem. Co prawda, stąd byli poruszającymi się punkcikami, jednakże reszte można było sobie wyobrazić. Nawet obecność gwardzistów, którzy w niego celowali włóczniami, nie przeszkodziła w czynnej obserwacji horyzontu. Wzrok swój odwrócił dopiero, kiedy Hegemon postanowił odezwać się bezpośrednio do niego. Wzrok Elfa był analityczny, bowiem bada twarz, posturę i całokształt tego, który sterował tą machiną wojenną Południa. W końcu poraz pierwszy spotykali się twarzą w twarz, nawet jeśliod jego gargulca i Jego balkonu oddzielała ich metrowa przepaść...
-Drzwi? Nie pomyślałem o tym. Zresztą wolałbym uniknąć emisariuszy. Plus upewniłem się, że żadna straż nie pilnuje okien.
Odparł głosem tak spokojnym, że mógłby nim uśpić. Taka była jego osobowość. Obca i zdystansowana od wszystkich.
Wyciągnął sztylet, lecz nie do zrobienia komuś krzywdy, a zwyczajnie by mieć czym bawić się w dłoniach.
-Można powiedzieć, że kierowała mną porada od mojego starego znajomego, Dariusa Pavetti. Znasz go, prawda? Doradził mi, aby szukać sojuszników, a ja wiedziałem gdzie uderzyć. Agryppa w życiu by nie wpadł na coś takiego. Może podważam kompetencje Twojego generała, jednak znalazłbym kilku lepszych ludzi na jego miejsce.
Wyjaśnił przyczynę inicjatywy swej wizyty w Mahakamie, która zresztą mogła zaskoczyć samego Hegemona. On bowiem nic nie wspominał o Krasnoludach, ale jak to się mówi: cicha woda brzegi rwie.
Czy Elf zaś wiedział o tym, kto od samej śmierci Ternikulusa kieruje losami każdego obywatela Cesarstwa Nilfgaardu? Prawdopodobnie tak, jednak ta wiedza należała tylko dla niego, nie częstował się nią z nikim, niczym samolubny dzieciak. Bowiem po co? Nie robił tego wszystkiego dla Cesarza, a dla własnych priorytetów.
Jeśli chodziło o pytanie związane z Dol Blathanna, sztylet wstrzymał swój obrót wokół własnej osi. Elf chwilę zastanowił się nad odpowiedzią.
- Tak się składa, że króla Alenvira znam już od ponad dwóch wieków. Byłem nawet przy tym, jak sięgał po koronę Doliny Kwiatów. Co więcej, walczyłem wraz z nim, aby obalić starą nieudolną władzę... Ale nie dogadaliśmy się ze sobą. Znasz, Hegemonie, historię Powstania Alenvira? Z początku buntownicy mieli dwóch przywódców. Lecz w chciwości władzy, gdy przyszło zwycięstwo, jeden zabił drugiego i ogłosił się władcą. Ten drugi miał na imię Lenwe, nasz lud zwał go Pięknym Lwem. Byłem jego oficerem w tym powstaniu. Dowodziłem jego wojskami. Ale uchronić go nie potrafiłem.- Opowiedział historię swego życia, która jak najbardziej potwierdzała znajomość Władcy Elfów. -Alenvir jest wiernym psem Imperium Kaedwen, więc Dol Blathann pójdzie w bój przeciw naszym wojskom. I specjalnie na tę okazję, udoskonaliły swe otrza i łuki, a co więcej, zaczęły używać broni palnej. Ich własna armia powiększyła się kilkukrotnie odkąd napłodzili nowe pokolenia. A ich gwardia Złotych Grotów jest na moje oko jedną z lepszych formacji wojskowych na świecie...
I odpowiedział na drugą część zdania, aby uświadomić Hegemona, by nie lekceważył siły Doliny Kwiatów, tak jak to zrobił ze Skellige, czy nawet pomyślał o Redanii.
Westchnął.
-Po to nam Krasnoludy. Idealny kontrast od zarania dziejów.

Offline

#62 2018-11-06 19:06:09

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Chrome 70.0.3538.77

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

Darius, oczywiście. Alexander uśmiechnął się lekko, wiedząc teraz, że to jego przyjaciel był pomysłodawcą działania z Mahakamem. Doprawdy, nie znał nikogo tak oddanego i przydatnego jak Darius, przy którym bledli nawet zaprzyjaźnieni generałowie z Aurum. Normalnie aż mu wyśle kosz niebieskich nazairskich róż... lub kilka miejscowych dziewek, o których brak tak bardzo narzeka. Wytknięcie Agryppie nieudolności nie zraziło Alexandra. Na to stanowisko ustawił go tylko po to, by nie obawiać się z jego strony jakichś gwałtownych posunięć. Obecnie jego autorytet już tylko topniał i kwestią czasu było, kiedy Alexander podejmie decyzję o usunięciu go... no chyba, że wcześniej Skanderius wykaże jakieś talenty.
- Gdybym nie znał tej historii, powiedziałbym, że to kolejna elfia pięknie brzmiąca bajka. Jeśli dobrze pamiętam, to czyn Alenvira miał swoje uzasadnienie, nie zabił Lenwe z chciwości, choć mogę się mylić. Dobrze mieć w swoich szeregach osobę twojego pokroju. Reprezentujesz bagaż doświadczeń, który każdego człowieka by przytłoczył... - pochwalił Valestila. Czy zaniepokoił się tym, że Dol Blathanna reprezentuje godnego poziomu wojsko? Absolutnie nie i, podobnie jak Leylanie, zaświeciły mu się oczy czując w powietrzu rywalizację. Nigdy nie może być za łatwo, prawda? To, że Alexander prawdopodobnie odstrzelił dwóch sojuszników Kaedwen, to i tak dużo
- Dobrze... nie będziemy się nudzić. Alenvir ma jakieś słabości? - nie bał się prosić o radę, nie był zadufany w sobie i przeświadczony o swojej wyższości. Mądry dowódca to ten, który słucha rad swoich przybocznych.

Offline

#63 2018-11-06 19:39:32

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 70.0.3538.80

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

MG = Valestil, Borys "Kamienne Serce"


Valestil słuchał ze spokojem słów Alexandra, który próbował wytłumaczyć działania Alenvira, lecz jak sam nadmienił, zasłyszał wszystko w legendach. Jednak Valestil był tam i wszystko pamiętał...
-Lenwe ogłosił się królem i chciał zabić Aeddwen, dziedziczke Stokrotki, oraz jej dziecko. Alenvir powstrzymał go, zatapiając w nim nóż. A potem co? Sam mianował się władcą i co więcej - wydał rozkaz zabicia tej dwójki. Wcale nie okazał heroicznej litości. Zwyczajnie chciał wszystko zaskarbić dla siebie...- Umilkł na chwilę, lecz postanowił kontynuować. -...przynajmniej to drugie mu się nie udało. Wyprowadziłem Aeddwen i malca poza granice Dol Blathanna. Aby nigdy nie byli ofiarami jego rządów. Sam też wtedy odszedłem. Nie mógłbym służyć osobie, co wbija nóż swemu bratu.
Wyjaśnił na spokojnie, jednakże to czy Alexander uwierzy w jego wersje, czy też w to co mówią legendy zniekształcane przez bardów, to już była wyłącznie sprawa Hegemona.
Komplement od Sidereala trochę zbiłgo z tropu, bowiem rzadko takowe słyszał, lecz zachował jak zwykle swój kamienny wyraz twarzy...
-Swym doświadczeniem służę Cesarstwu od dawien dawna, więc możesz na mnie liczyć, Naczelny Dowódco.
Odparł profesjonalnie, nie chcąc wdawać się z Alexandrem w żadne cieplejsze znajomości. Jego praca wymagała wykonywania rozkazów, bez żadnych skrupułów. Co jeśli kiedyś, Cesarz nakaże mu uśmiercić swego hegemona? Już przecież tak bywało. Ostatnim razy, gdy stracony Pelok III zlecał mu zabójstwo niewygodnych urzędników, czy swego generała, Rallosa...
-Słabością Alenvira, jest każdy młody kwiat naszej rasy. Wizja wymarcia elfów przeraża go bardziej, niż własna śmierć...
Odpowiedział, gdy nagle do ich uszu, dotarły okrzyki ludzi. Gdy Alexander zwrócił swój wzrok w stronę budowy, mógł dostrzec uciekających robotników, oraz przegrupujące się oddziały żołnierzy. Działo się coś złego. Gdy jednak powrócił spojrzeniem na Valestila, tego już nie było na gargulcu. Jakby wyparował...
-Hegemonie, bandyci atakują!
Zawiadomił jeden z gwardzistów.


Co dokładnie działo się przy zewnetrznym pierścieniu? Paskudne bandziory zabijały każdego, kogo tylko zdołały dopaść. Sam Borys prowadził nimi, bezlitośnie dobijając rannych. Rozkazał jednak kilku pojmać żywych, jako towar do szantażu. Cesarskie wojska obstawiły budujące się mury wewnętrznego pierścienia, izolując reszte twierdzy od przestępców, których zresztą była cała masa...
-ALEXANDRZE SIDEREALU?! GDZIE JESTEŚ?!
Krzyczał Herszt, trzymając za gardziej jakiegoś chłopa. Zakładników mieli koło trzydziestu, zaś ich obroną były różne bloki cegłowe, czy budynki w fazie konstruowania. Zejście do nich, wiązałoby się z pewną śmiercią, zaś wejście tam tłumem, równało się chaosowi i śmierci cywilów.
-ATAKUJECIE NAS W LASACH, A MY JESTEŚMY WSZĘDZIE! WIĘC WYJDŹ ALEXANDRZE I ZMIERZ SIĘ ZE MNĄ OSOBIŚCIE!
Rozbrzmiał znowu głos Borysa, który gdzieś się skrywał. Trzeba było rozegrać to taktycznie lub przynajmniej, przedłużyć, chyba że Alexander osobiście wyszedłby mu na przeciw...

Offline

#64 2018-11-06 21:29:18

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Chrome 70.0.3538.77

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

Alexander miał już pewne informacje, które mógł już w jakiś sposób wykorzystać. Oczywiście Valestil wiele nie powiedział, ale Alexander wręcz słynął z analizowania i łączenia faktów z innymi. Na samej podstawie, że Alenvir nie jest chętny tak bardzo poświęcać swoich żołnierzy, można wysnuć wniosek, że nie będzie uczestniczył w walnej bitwie, wykorzystując mobilne elfie oddziały to zapuszczania się na teren wroga i sabotowanie jego tyłów. Wojna szarpana... to bardzo w stylu elfów. Rzecz jasna to wszystko było jedynie pierwszym domysłem Hegemona, a król elfów mógł pokazać, że nie postępuje wedle schematów. Ale to już pokaże przyszłość.
- Czy Aeddwen i jej dziecko posiadają jakieś pretensje do tronu Doliny? - pytanie niebezpodstawne, bo z tego co pamiętał z lekcji historii u swojego surowego nauczyciela, to Aeddwen była w swoim czasie twardą sojuszniczką Cesarstwa. Jeżeli jej roszczenia do tronu nadal trwały, to była szansa, że będzie to można jakoś wykorzystać.
Jednak rozmowę przerwał im gwardzista. Alexander zmarszczył brwi.
- Kaedweńczycy? - zapytał dziwnie spokojny. Wątpił, by Imperialni przedarli się przez przełęcz... taka informacja dotarłaby wieki wcześniej, więc musiał to być ktoś inny. Przez myśl przeszło Alexandrowi imię Borys. Czy to ten głupiec odważył się zaatakować obóz zamieszkały przez sto tysięcy uzbrojonych po zęby żołnierzy? Kimże on był, że się na to porywał?
Elfa już nie było, ale mniejsza, bo nawet nie zauważył jego zniknięcia. Alexander nie marnował czasu na zakładanie zbroi, zamiast tego wziął po prostu swój nieoceniony gwizdek, miecz i wyszedł na zewnątrz w towarzystwie zbrojnych.
- KONIA! - wrzasnął na pół Rhys-Rhun, a jego prośba została wnet spełniona. W cwale pobiegł na wierzchowcu ku gorącemu punktowi. Po drodze widział w ukropie biegnących żołnierzy, a gdy ci zobaczyli hegemona zaczęli biec jeszcze szybciej, chcąc znaleźć się pod jego bezpośrednim rozkazem. Alexandra się bano i szanowano, ale przy tym ceniono jako wartościowego dowódcę. Chyba...
Stanął na pagórku, skąd miał dość dobry widok na nie takie małe pole bitwy. Byrosowczycy trochę zdołali się wedrzeć do obozu i co gorsza byli liczniejsi niż Alexander przewidywał.
- Ilu ich, kurwa, jest? - zapytał, widząc jak Cesarscy utworzyli już szyk tertio na całej linii walki. Spomiędzy tamtejszych żołnierzy widział... a raczej słyszał generała Arthuriusa Pallasa, dowódcę III Korpusu Cesarskiego, chorego na punkcie dyscypliny. Pod krótką nieobecność Hegemona zdołał zatrzymać najemników i nie dopuścić do ich przedostania się na teren obozu.
- Prawdopodobnie dziesięć tysięcy, nasi to obozujący na tym fragmencie III Korpus, zebrało się ich tutaj już chyba ze dwadzieścia tysięcy, ale będzie już tylko więcej! . - zakomenderował nagle przybyły oficer.
- Skąd nie przybyli, zaserwowali nam małą rozgrzewkę. Bez nich wojsko by nam zardzewiało! - zakrzyknął, śmiejąc się. Alexander ani myślał tracić zimnej krwi, był pewny siebie, a tak długo jak on był pewny siebie, tak długo było też jego wojsko.
- Jazda nie da rady w tych mrokach! Niech konni ani myślą ruszać! Obozy Północno-Zachodni i Północni-Wschodni mają bezzwłocznie sformować szyk i  uderzyć na tyły przeciwnika, pozostałe obszary trzymać w gotowości, a część przeznaczyć do osłaniania cywili. Zamknąć ich w kotle i eliminować bez litości, niech poczują Zew Nilfgaardu! HET EN ORDE! - wykrzyczał swoim oficerom, a ci bez zwłoki zaczęli realizować swoje zadania. Tymczasem III Korpus skutecznie odpierał atak. Sami nie atakowali, ale stanowili nie do przejścia mur i tak też miało być. Podobnież jak pod Serenos rozbiją sobie zęby o nilfgaardzkie tarcze. Lecz mimo to bez strat jak pod Serenos się nie obejdzie...
W oddali słychać było.
- WY JEBANE LENIWE SKURWYSYNY, ODEPRZEĆ MATKOJEBCÓW!!! - generała Arthuriusa i...
- Yn, Twe, Yn, Twe! HOUUUUUUU!!! - broniącego się korpusu.


_____
Yn, Twe - raz, dwa, raz, dwa
Het en Orde - To jest rozkaz

Offline

#65 2018-11-06 22:41:47

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 70.0.3538.80

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

MG = Borys "Kamienne Serce", Erogon Sterne


- Morale


Kiedy oba obozy ruszyły do walki, z próbą otoczenia 10tysięcznej armii najemników, ci na ich widok od razu poderżneli gardła 30tu cywilom, których zwyczajnie uznali jednak za zbędnych. To odbije się echem po reputacji Hegemona, jednakże nie czas na to teraz. Dobyli broni, aby walczyć...
-ICH KREW JEST NA TWOICH RĘKACH, ALEXANDRZE!
Zaśmiał się głośno, a w momencie, gdy szczypce zamknęły swój bieg, tworząc kocioł w którym bandyckie wojska zostały zamknięte, ci zaczeli zbliżać się do siebie, aby utworzyć wspólną gromadę zbrojnych, gotowych na nadciągających Cesarskich.
-STOOOOOOOP!
Rozbrzmiał ryk, który zwrócił uwagę nie tylko najemników, ale także całą reszte. Wszystko jakby zatrzymało się w czasie. Osoba która krzyknęła przebiła się przez nilfgaardzkich obserwatorów widowiska, aby stanąc na widoku Borysa.
-Poddajcie się! Nie musi dochodzić tutaj do rzezi!
Arthurius już zaczął krzyczeć na osobnika by uciekał stąd, ten jednak stał jak wryty. Sam Borys wysunął się ze swej gromady...
-Kim Ty do kurwy jesteś?!
Blondyn spojrzał na niego z odwagą, w dłoni zaciskając kawałek materiału.
-Zwę się Erogon Sterne! Byłem Imperialnym Obrońcą Koronnym!
Borys skierował w jego kierunku miecz, pomimo że byli od siebie daleko.
-BYŁYM?! A WIĘC ZDRAJCA! U CZARNYCH SIEDZISZ!
Sterne zdał sobie sprawę, że ich rozmowa była dla innych jak przedstawienie, co więcej, wstrzymywała atak, nawet sami dowódcy nie wiedzieli czy słuchać, czy pogonić wojska...
-BYŁYM, PONIEWAŻ IMPERATOR YMIR NIE ŻYJE! BORYSIE PODDAJ SIĘ I POZWÓL PRZEŻYĆ SWYM LUDZIOM, ZAMIAST UMIERAĆ ZA SPRAWĘ, KTÓRĄ PRZEGRALIŚMY!
Słowa Erogona sprawiły, że bandytom zaczęły mięknąć nogi. Prawdopodobnie siedzieli w tych lasach od tak dawna bez informacji, odcięci od swego ludu, że nie wiedzieli o zmianach jakie zaszły w Kaedwen. A ta wieść z miejsca zniszczyła ich całe morale...
-BORYSIE, BŁAGAM CIĘ, NIE BĄDŹ GŁUPCEM I ZAKOŃCZ TĄ RZEŹ, NIM NA DOBRE SIĘ ONA ROZPOCZNIE!
I trwała cisza. Nilfgaardczycy czekali na ponowny znak do ataku, dowódcy zaś czekali na reakcje Borysa, a sam Borys... opuścił miecz na ziemie i padł na kolana. Po tak długiej dezinformacji, to co usłyszał, sprawiło jakby w nim coś pękło. A jego ludzie widząc swego przywódcę, poszli w jego ślady i zaczeli odrzucać broń, padając na kolana w geście poddania. Wszyscy, falowo, przekazując sobie wieści od ucha do ucha. Nilfgaardcy dowódcy mogli odetchnąć z ulgą, nie tracąc żadnych ludzi, choć niestety wielu cywilów zginęła.
Erogon wychwycił spojrzenie Hegemona, chcąc mu samym wzrokiem powiedzieć: "można i tak". Bowiem słowo, czasem jest silniejsze od miecza. I sam wiedział jak się czuł, gdy Ymir zginął. Złamało to hard ducha. A teraz? Teraz pomógł Cesarstwu nie odnieść żadnych strat. To była ironia...

Offline

#66 2018-11-06 23:27:34

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Chrome 70.0.3538.77

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

Wojna wymaga ofiar. Tymi ofiarami tym razem mieli okazać się cywile i o dziwo tylko cywile. Alexander w zawierusze za późno pomyślał o cywilach, bo ci już nie żyli, gdy skrzydła cesarskiej armii zaczęły zmierzać ku tyłom Kaedweńczyków. Niestety, ale z drugiej strony potwierdzało to wcześniejsze słowa Alexandra o dzikości i barbarzyństwie Nordlingów. Szkoda, że Erogon tego nie widział na potwierdzenie...
I wtem wojska wstrzymały swój ruch pod wpływem niesamowicie głośnego wrzasku. Żołnierze zapewne pomyśleli, że to Hegemon lub generał Arthurius tak się wydarł, ale ani jeden ani drugi nawet się w ten sposób nie odezwał. Alexander skierował spojrzenie w kierunku, z którego doszedł głos. Erogon! Wódz był lekko zdezorientowany, widząc, że Imperialni również się zatrzymali i zwrócili się ku Sterne. Ten człowiek krzyczał, by wrogowie cesarstwa się poddali, co wzbudziło kpinę pośród wielu żołnierzy i oficerów, zaś Hegemon zmarszczył brwi, że byle jeniec wstrzymuje atak mający dojść do skutku. Arthurius gdzieś tam w tle kazał mu wypierdalać, ale Erogon zdawał się nic sobie z tego nie robić. Kusznik stojący nieopodal naciągnął cięciwę i wycelował w Imperialnego Obrońcę, ale Alexander w porę go wstrzymał, lekko zaciekawiony tym, co ma miejsce.
Kilka chwil później pod wpływem wstrząsających dla Kaedweńczyków informacji o Ymirze, zaczęli dobrowolnie składać broń i padać jeden po drugim w poddańczym geście. Arthurius pytająco spojrzał na Alexandra ,,mordować czy nie?", ale Hegemon jednoznacznie pokręcił głową na boki. Nie zamierzał dopuścić do rzezi osób, które dobrowolnie się poddały. Nie był Kaedweńczykiem, miał honor, nie mordował bezbronnych. Spojrzał na Erogona ze skrywanym uznaniem, a kiedy ujrzał w jego dłoni zerwany z odzienia herb Imperium, uśmiechnął się... ,,a więc stało się..." decyzja o wypuszczenia Erogona z celi okazała się niesamowicie zyskowna. Pytanie tylko kto dokładnie miał udział w tej jego przemianie?
- Jestem pod wrażeniem, Erogonie. - rzekł przejeżdżając obok niego.
Podbiegł na koniu bliżej strefy niedawnej walki, zaszczycając swoją bliską obecnością szeregi żołnierzy.
- Puszczę w niepamięć wasze czyny! - zaczął przemawiać równie głośno jak Erogon. - Zapomnę o sabotażu, atakach na Cesarskie Wojsko, a nawet egzekucję bezbronnych cywili sprzed kilku chwil. Złóżcie przysięgę na wierność Cesarstwu Nilfgaardu, Cesarzowi i Mnie! Walczcie za Nilfgaard lub gińcie za Kaedwen, które pozostawiło was samych, albowiem nie pozostawiam wam innego wyboru poza życiem i śmiercią! - walka za cesarstwo lub śmierć. Ci bardziej honorowi nie zdradzą i zdecydują się na samopoświęcenie, ale Alexander za dobrze znał ludzi. Ponad wszelkim honorem stała zwierzęca chęć przeżycia za wszelką cenę. Ludzie byli egoistami, najczęściej dbali tylko o siebie.
Sidereal już wie, jaką broń uczyni z lojalnych sobie Kaedweńczyków. Jasnym było, że nie nadają się do wcielenia do armii regularnej, złożonej jedynie z Cesarskich. Będą Dywizją Karną przeznaczoną do najgorszych i najcięższych zadań. Będą żyć i walczyć, ale jako mięso armatnie... w każdym razie to o wiele godniejsze niż szybkie wymordowanie na placu boju. Wyjścia nie mają, Alexander ich nie przepuści przez przełęcz, by połączyli się z Armią Imperialną. Nie zamierzał wzmacniać wroga.
Chwilę później wyłonili się nieopodal żandarmi Hannibala oraz Mjornor. Obaj obandażowani w niektórych miejscach, ale żywi i zwycięscy, a obecnie trochę zorientowani widokiem klęczących dziesięciu tysięcy i górujących nad nimi Nilfgaardczyków.
Pośród tłumu wypatrzył Borysa i przez chwilę nań patrzył, by po tym skierować na niego dwa palce i dać sygnał ,,podejdź tutaj''. Borys był dowódcą, a więc zasługiwał na inne traktowanie, bynajmniej nie na miarę Erogona... Borysa należało bezwzględnie przesłuchać i wyciągnąć z niego to, co wiedział. Bez zabijania, gdyż to rozsierdziłoby jego żołnierzy i przyczyniło się do ich buntu.

Offline

#67 2018-11-07 09:40:37

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 70.0.3538.80

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

Rozdział V: Twierdza Wszechświata.


MG =


*Kilka miesięcy później - Caer Heelal w Nazairze, wiosna 1509r.*


Od potyczki z bandytami upłynęły miesiące. Śnieg stopniał, natura się obudziła, zaś tak jak gąsienice przekształcały się w motyle, tak też Rhys-Rhun odrodziło się jako Caer Heelal. Twierdza o gwiezdzistej fortyfikacji, była największa w całej prowincji, zarazem jedyna w swoim rodzaju na całym kontynencie. Solidne mury pomogły zbudować Krasnoludy, które najlepiej ze wszystkich ras znały się na budownictwie. Zdaniem jej założyciela, była ona nie do zdobycia.
Gdy prace zostały nad nią ukończone, całe obozowisko przeniosło się za pierścienne mury, aby skryć się przed ewentualnym atakiem. Można więc przyjąć, że Caer Heelal tętniło teraz życiem, ponieważ było teraz jak miasto dla żołnierzy. Ale nie tylko Nilfgaardczycy tam przebywali! Bowiem nie brakowało tutaj krasnoludzkich robotników, wraz z Ochotniczym Hufem Mahakamski, i ofirskich żołnierzy, którzy przybyli tutaj zaraz po zaślubinach cesarza Peloka z Alminą, córą sułtana Orhana. Pełna gromadka.
Zaś w samej odrestaurowanej cytadelii było pełno polityków i dyplomatów. Nie brakowało cesarskich grafów, ambasadora Ofiru, kilku krasnoludzkich emisariuszy... Po prostu było tego wszystkiego odgrom! Ciężko było już znaleźć chwile dla siebie. A tak już jest odkąd oficjalnie twierdza na nowo powstała, gotowa stać się centrum operacji...
Wraz z wiosną, zaczęły przychodzić listy do Hegemona, w potężnej ilości, a najważniejsze były trzy. Pierwszy wysłał sam Cesarz:


Alexandrze Siderealu,
Cesarski Hegemonie
Pragnę Ci podziękować za gratulacje, które od Ciebie otrzymałem za zaślubiny z młodą Alminą. Żałuję, że nie mogłeś być obecny na mym ślubie, przynajmniej poznałbyś Sułtana Ofiru. Lecz w tym czasie tworzyłeś Caer Heelal, a wieści o tym, że jest ukończona i jak ważnym punktem strategicznym jest, bardzo mnie raduje. Dlatego posłałem tak dużo grafów, oraz ofirskich dyplomatów. Mogą być potrzebni.
Cesarstwo Nilfgaardu podpisało z Ofirem pakt pokojowy i związek sojuszniczy, więc są zobowiązani za nas walczyć, tak samo jak Mahakam. Mamy dwóch silnych sojuszników. Po tym jak Skellige utraciło całą flote, zaś wprowadzona głodówka w Kovirze zablokowała ich import złota, mamy już wyrównane siły z naszym wrogiem. Musimy uważać na Elfy i Redańczyków.
Spodziewaj się mej wizyty niedługo, wraz z gwardią Impera, ponieważ muszę pokazać się żołnierzom, aby ci słabsi odzyskali wiare w to co robią. Albowiem walczą za ojczyzne.
Cesarz Pelok IV, Władca Nilfgaardu, oraz Pan Cesarstwa Nilfgaardu.


Drugi list napisał Ioannes, Admirał Cesarskiej Floty, choć najwidoczniej dotarł on z opóźnieniem...


Naczelny Dowódco,
Pragnę poinformować, że zadanie jest wykonane. Wyspy Skellige nie spodziewały się naszego ataku, uznając to za najazd. Dzięki ataku z zaskoczenia, odnieśliśmy zwycięstwo, posyłając ich wszystkie okręty na dno. Trochę potrwa, nim odbudują to co stracili, więc można ich wykluczyć z tej wojny. Lepiej dmuchać na zimne, bowiem władca wysp jest krewnym Imperatorki Anny, prawda?
Czekam z gotowością na dalsze rozkazy.
Admirał Cesarskiej Marynarki,
Ioannes Thylakas.


A trzecie pismo, należało do najdroższego przyjaciela Hegemona, Dariusa Pavetti:


Drogi Przyjacielu,
Wiedz, że niedługo znów się zobaczymy, albowiem nasz Miłościwy Cesarz, planuje odwiedziny w tym Twoim Caer Heelal (skąd Ty tę nazwę wytrzasnąłeś?), co za tym idzie, nie przegapię okazji, aby zabrać się wraz z nim!
Wybacz, że nie korespondowałem podczas zimy, lecz listy nie docierały, bądź szły zbyt długo, dlatego oczekuję, że mi wiele opowiesz, gdy już przybędę.
Ah i wciąż nie wyraziłem mojego zadowolenia związanego z Mahakamem. Podobno jest to zasługa Valestila. To bardzo, ale to bardzo dobry elf. Niech jego przedziwna osobowość Cię nie zrazi do niego, jest najlepszy w tym co robi, może Ci się jeszcze przydać.
Twój przyjaciel,
Darius Pavetti.

Ten dzień miał wydawać się spokojny, lecz taki nie był. Hegemon od kilku dni zaszywał się w swej komnacie w sprawach papierkowych, które niestety były obowiązkiem do wykonania, kiedy jest się tak ważną personą. Dlatego mógł nie orientować się w sprawach bieżących w twierdzy, a o nowinki zawsze należało dopytać. Lecz nikt nie powie tak wiele, jak ten, kto widzi wszystko...
-Wzywałeś mnie?
Zapytał Elf, wychwytując Hegemona na jednym z korytarzy. Valestil wyglądał, jakby dopiero wstał i to lewą nogą...
-Zresztą, oczywiście że mnie wezwałeś. A więc...- Zamyślił się podpierając palcami podbródek. -...nasi nowi goście starają się koegzystować z obywatelami Cesarstwa, bez większych problemów. Ale dostrzegłem kilka problemów, które wymagałyby Twojej interwencji, Hegemonie. Po pierwsze, Lelayna Aristandes zachowywała się dosyć dziwnie z samego rana, widziałem jak ruszyła do pobliskiego lasu. Sama. Podejrzane. Nie wygląda na kobietę co szuka potajemnych romansów. Druga sprawa dotyczy problemu związanego ze Skelligijczykiem, który podobno wdał się w bójkę na placu treningowym z krasnoludzkim żołdakiem z Hufca. Powód nieznany, ale psuje to nasze relacje z sojusznikiem. A trzecia sprawa wiąże się z Twoim kaedweńskim jeńcem. Widziałem jak zapuszczał się do lochów, być może chciał pogadać z Borysem. Na Twoim miejscu zakłóciłbym coś takiego, Kaedweńczyków należy od siebie odizolować. Więc no, sprawy są dosyć pilne, a że się nie roztroisz, to wybierz Twoim zdaniem bardziej priorytetowy kłopot do rozwiązania.
Po tych słowach, uderzenie ptaka w okno, odwróciło uwagę Alexandra, a gdy znów chciał spojrzeć na Valestila, tajemniczy Elf rozpłynął się w powietrzu. Standard.
Co zaś pocznie Alexander?


Wybór:
1. Alexander uda się do lasu odnaleźć Lelayne.
2. Alexander uda się na plac treningowy pogodzić Mjornora z Krasnoludem.
3. Alexander uda się do lochów wtrącić się do rozmowy Erogona z Borysem.
UWAGA! WYBÓR JEDNEGO, UNIEMOŻLIWI DZIAŁANIE W POZOSTAŁYCH SPRAWACH!

Offline

#68 2018-11-07 20:35:44

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Chrome 70.0.3538.77

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

Po kilku miesiącach prac można było już mówić o gigantycznym sukcesie całego przedsięwzięcia. Twierdza Caer Heelal górowała nad okolicą i już sama w sobie sprawiała wrażenie nie do zdobycia, szczególnie, że była broniona przez ponad sto tysięcy żołnierzy. Rhys-Rhun odeszło w zapomnienie, obecnie do Twierdzy Wszechświata zjeżdżało mnóstwo osobistości z różnych światków, przybyła także część dworu cesarskiego na polecenie Peloka IV. To sprawiało, że to miejsce stało się niemal centrum życia cesarskiego, to znaczy, że w tym momencie wszystkie oczy zwrócone były na twierdzę broniącej przejścia na południe. Miasto Złotych Wież na chwilę utraciło swe znaczenie, co w pewnym stopniu potwierdzały słowa Cesarza, jakoby szykował się, by tu zawitać. Czy Alexandrowi podobało się, że jego warownia zamienia się w wylęgarnię niepotrzebnych doradców, polityków i lizusów? Niezbyt, ale odcinał się od nich jak mógł i skutecznie opierał się wszelkim namowom, które z jego punktu widzenia były kompletnie trefne. Trzeba było ich przeżyć.
Co więcej z nowości - Ioannes, ku uciesze Hegemona, kompletnie rozbił flotę Skellige i zablokował wyspy od wszelkiego handlu z kontynentem. Tym samym skazywał ich na śmierć głodową, podobnie jak Kovirczyków. Hegemon wobec tego oczekiwał, że oba państwa ostatecznie zadeklarują swoją neutralność w tym konflikcie i zaprzestaną działań na szkodę Nilfgaardu. Skellige już teraz utraciło pole do manewru i kwestią czasu było aż padną, natomiast Kovir leciał na rezerwach, ale ciężko już odczuwali deficyty. Osamotniona flota Imperialna już nie będzie w stanie oprzeć się tej cesarskiej. Czas, czas, wszystko przyjdzie z czasem.
Odciąwszy Wyspiarzy od kontynentu mógł przestać martwić się o napływ kolejnych najemników, ale wciąż pozostawała kwestia z Redanią i Dol Blathanna - ostatnimi realnymi sojusznikami imperium. I o ile nie miał pomysłu na elfy, których ,,problem'' należało rozstrzygnąć na polu bitwy, tak na Redanię już miał pewien pomysł, ale także wiążący się z bezpośrednim działaniem wojennym. Mimo to póki co odkładał ten pomysł na inny czas, czekając na lepszy moment. Wiedział mniej więcej, kiedy ten moment nadejdzie.
Rozejm dobiegał końca, kwestią czasu było kiedy Imperialni obudzą się z hibernacyjnego snu i postanowią podjąć jakieś działania. Wobec nadchodzącego rozwinięcia konfliktu rozkazał wzmocnić blokadę w Dolinie Marnadalu o przynajmniej kilkanaście tysięcy ludzi. Przez całą zimę do cesarskiej armii, wyłączając sojuszników, wstąpiło 200 tysięcy osób, co pozwoliło na pełne odtworzenie Alby, Viridii i połowicznie Argentum. Dawało to już ponad 500tyś żołnierzy bez sojuszników, a wraz z nimi nieco ponad 600tyś. Rekruci stale się pojawiali i Alexander liczył, że stan armii przekroczy ten milion, lecz świadomy był, że nie będzie to takie szybkie. Warto wspomnieć o sojusznikach - 10tyś Ochotniczego Hufca Mahakamskiego,  10tyś Dywizji Karne, która była trzymana poza Caer Heelal z racji swojego przeznaczenia i niepopularności, 5tyś Samodzielnej Grupy Bojowej ,,Quarton oraz wreszcie 20tyś Korpusu Ofirskiego pod dowództwem Wielkiego Wezyra Ishaka Reisa Pashy, zięcia Orhana X. Ci ostatni przybyli drogą morską, a więc Ofir wspomógł siły Cesarstwa nie tylko wojskami lądowymi, lecz także i flotą, a tą mieli dość sprawną i bitną. Janczarzy i spahisi, niegdyś najbardziej znienawidzone wojska przez Alexandra, obecnie cieszyły jego oczy swoim zadbanym mundurem, arkebuzami w dłoni i jataganami przy pasie. Alexander wiedział jak bitne to było wojsko, Nilfgaard niejednokrotnie się na nich wykrwawiał. Znał też ich słabe i mocne strony, a więc mógł ich skutecznie wykorzystać w tych warunkach.
Przez cały okres zimy wojsko nabierało większej, wręcz drakońskiej dyscypliny, umiejętności, odwagi i rozumienia nowoczesnej taktyki. Sam Alexander często prowadził szkolenia i musztry w celu przyswojenia swoim żołnierzom własnych doświadczeń, myśli i oczekiwań. To ponadto umacniało jego więź z armią.
Teraz jednak siedział w swojej... sali... już nie w tamtym ciasnym i ciemnym gabinecie. Wszystko się rozrosło, nabrało kolorów i przepychu tak, że sam cesarz by nie wybrzydzał bytowania w takich warunkach. Wszystko nadawało się do przyjmowania oficjeli, nic nie urągało godności, ale jedno się nie zmieniło - biurko i krzesło Hegemona, przed którym przyjmował gości. Lubił je, zresztą nie był aż tak pyszny i próżny, by kazać stawiać sobie tron jak jakiemuś monarchy. Monarchą bowiem nie był, lecz żołnierzem i urzędnikiem. Sługą państwa i jego obrońcą, jak często siebie nazywał.
Zapisywał jakieś dokumenty, by postanowić w końcu przejść się po cytadeli, rozprostować kości. Przeszedł kawał sali, by wyjść przez wielkie drzwi, by po chwili jakby znikąd zjawił się Velastil. Jego nagłe pojawianie się ani znikanie nie budziło już niepokoju Alexandra, przyzwyczaił się. Elf był jego oczami i uszami w obozie. Był bardzo praktyczny, wręcz nieoceniony w tym wszystkim. Darius wiedział kogo wybrać. Na jego pojawienie się nie zareagował jakkolwiek.
Odebrał od niego raport i zastanowił się chwilę. Nie odpowiedział nic, bowiem elf już miał w zwyczaju nagle pojawić się, strzelić wiarygodną informację, po czym zniknąć jak cień.
Zniknięcia Lelayny nie niepokoiły Hegemona zbytnio. Równie dobrze mogła udawać się na przechadzki. Gorszy scenariusz to taki, w którym wychodziła, by spotkać się z jakimś szpiegiem, lecz Alexander uważał, że kobieta była zbyt wierna, by zdradzić. Tę kwestię więc olał. Pozostałe były nieco poważniejsze, ale do bójki krasnoluda z Mjornorem również nie zdecydował się ingerować. Bójki to chleb powszedni w każdej armii, mężczyźni czasem po prostu potrzebują rozwiązać swój konflikt w męski sposób. Gorzej, gdy dochodziło do śmierci którejś ze stron, wówczas ingerowała władza. Liczył jednak, że nikomu nic się nie stanie.
Udał się więc do celi pod cytadelą, gdzie rzekomo spotkał się Erogon z Borysem. Ten drugi nadal siedział w celi, jego kara nie minęła i raczej nie minie. Wywiad prawdopodobnie wyciągnął z niego już dawno co było do wyciągnięcia, a teraz po prostu siedział za przestępstwa. Erogon zjednał sobie przyjaźń Czarnych od zimowego incydentu, wobec czego zyskał sobie pewne zaufanie. Nikt go już nie opluwał, swobodnie chodził po całym Caer Heelal, ale Alexander nadal się do niego dystansował. Cieszyło go, że Sterne działa na korzyść Nilfgaardu, lecz wiedział, że nikt nie zmienia się od tak. On nadal był Kaedweńczykiem dręczonym dylematami, czuł to.


Wybór 3.

Offline

#69 2018-11-07 21:54:19

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 70.0.3538.80

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

MG = Erogon Sterne, Borys "Kamienne Serce"


Alexander stwierdził, że najważniejsza kwestia do sprawdzenia, to fakt, że Erogon chce pogadać z "dawnymi kolegami". Z tego też powodu, udał się do lochu, mijając po drodze ofirskich dyplomatów, którzy witali go jak panana zamku. Którym zresztą tak jakby był. Jednak mało to obchodziło Sidereala, nie chciał wdawać się w dyskusję, po prostu szedł przed siebie.
Gdy zaś zszedł na dół, zaczął słyszeć odbijane głosy od ścian. Obecnie w podziemiach trzymali tylko jednego więźnia, więc sprawa była jasna...
-Czego szukasz, zdrajco...
Spytał Borys, przykuty łańcuchami do ściany, na znak krzyża. Na przeciwko niego stał blondyn, odziany w zwykły strój, barwami nie sugerujący nic, a nic.
-Nie jestem zdrajcą. Ale też nie jestem po Twojej stronie. Nigdy nie chciałbym być utożsamiany z potworami, co zarzynają niewinnych ludzi jak świnie.
Odparł, a jego spojrzenie było surowe.
-I przyszedłeś mi to wyznać? Poza tym, sam też jesteś mordercą.
-Nigdy nie zabiłem niewinnego, ani też żołnierza bez rozkazu. Wy się panoszyliście jak wściekłe psy.

Borys zaśmiał się bez żadnej skruchy, co tylko bardziej sfrustrowało Erogona.
-Przynajmniej wykonywałem zadanie dla mej ojczyzny, gdy Ty w tym czasie pieprzyłeś się ze swym kuzynem, wspaniałym Hegemonem...
Sterne uderzył Borysa w żebra, po czym drugi raz w brzuch. Ten nie mógł się bronić, jedynie zakaszlał.
-Nie jestem zdrajcą! Jestem więźniem! Myślisz, że nie zabiją mnie jeśli okaże się, że jestem im jednak zbędny?! Ja po prostu mam dosyć tej wojny, którą bezsensownie rozpoczął Ymir.
Borys popatrzył na niego przez chwilę, po czym ściszył głos...
-Te lochy mają ukryte wyjście na zewnątrz, widziałem jak Krasnoludy je budowały. Uwolnij mnie, a razem stąd wyjdziemy i dołączymy do naszej Imperatorki. Ona nie jest głupia jak jej ojciec, nasza wiedza pomoże jej zakończyć ten burdel raz na dobre... Zrób to chociaż dla dobra ojczyzny, jeśli płynie w Tobie Kaedweńska krew...
Propozycja Borysa sprawiła, że Erogon zaniemówił. Znowu stanął przed dylematem. Bowiem nie ufał bandycie, brzydził się nim, a Cesarscy mu ufali i wcale nie traktowali go najgorzej... Ale z drugiej strony czuł się jak zdrajca, który unika walki za swój kraj...
-Nie moge...
-Nie możesz pomóc swemu Imperium? Chcesz patrzeć jak Twoja rodzina ginie z ręki Czarnych?

Sterne spojrzał na ziemie, będąc pogrążonym w burzy myśli...

Offline

#70 2018-11-07 22:18:16

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Chrome 70.0.3538.77

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

Alexander w rzeczy samej mijał dworaków i dyplomatów bez zaszczycenia ich choćby spojrzeniem. Miał priorytety, których zamierzał się bezwzględnie trzymać, niż dawać się zatrzymywać pachołom. Tak, pachołom, bo za bardzo się pałętali pod nogami. Alexandrowi czasem przeszkadzała ta uwaga, którą go zaszczycano. Obskurny gabinet Rhys-Rhun miał też ten plus, że Alexander czuł w nim, że ma jakąś prywatność i nie musi przyjmować żadnych gości poza tym najistotniejszymi, emisariuszami i wojskowymi. Teraz znacznie więcej czasu musiał poświęcać coraz to znamienitszym gościom, którzy zamiast być praktycznymi, byli prędzej jak fani, którzy chcą spotkać swego idola. Arystokratów ciągnęło do osób wpływowych otoczonych splendorem, a wraz z wybudowaniem Caer Heelal Alexander zaliczył się także do tego splendoru.

Przy wejściu do lochu zastał dwóch czuwających wartowników, którzy albo nie zdali sobie sprawy kogo wcześniej puścili do cel, albo spali w tym czasie jak Erogon się przemykał. Napięli się jak struny widząc Hegemona, ale ten wiedział lepiej niż dobrze, że jeszcze przed chwilą się opierniczali. O dziwo ich za to nie zrugał, nie było na to czasu.
- Za mną, byle cicho. - rozkazał, a wartownicy z halabardami podążyli skradając się za najwyższym dowódcą w głąb lochów. Długo maszerować nie musieli, cela Borysa mieściła się w pierwszym równoległym korytarzu tuż za rogiem, toteż Alexander mógł się zaczaić za ścianą i podsłuchać rozmowę. Alexander zignorował tekst o pieprzeniu się, puścił mimo uszu, ale miał ochotę wyśmiać dziecięcą naiwność Borysa. Jeżeli cudem by stąd wyszli, to po drodze natrafiliby na któregoś ze stale pracujących krasnoludów, na przykład. Jednak... fakt, że Borys wiedział o tym przejściu stawiał go w niewygodnej dla Hegemona pozycji. Spojrzał na wartowników i położył palec na swoich ustach w geście zachowania pełnej ciszy. Alexander pomimo tego co usłyszał był zbyt ciekawy rozwoju sytuacji. Dla niego to było jak małe przedstawienie teatralne, dokładniej scena, w której bohater jest zmuszony podjąć ważną dla siebie decyzję, być może ostatecznie przesądzającą o jego losach. Gdyby Alexander wyszedł teraz zza rogu, to tak jakby w teatrze zaczął nagle się wydzierać, przerywając tym samym występ. Był ciekaw jego zakończenia....
,,Co zrobisz, Erogonie?'' zastanowił się w myślach, a na jego usta wkradł się zaintrygowany uśmieszek.

Offline

#71 2018-11-07 23:56:02

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 70.0.3538.80

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

MG = Erogon Sterne, Borys "Kamienne Serce"


Z obecności Alexandra i dwóch wartowników nie zdawał sobie sprawy, ani Borys, ani Erogon, którzy myśleli, że są sami. To dawało im możliwość na bezkrępową rozmowę, której atmosfera była bardziej ponura, niż się dało. Borys próbował manipulować Kaedweńczykiem, wyczuwając w nim mieszane uczucia. Zresztą był Sterne, a Ci zawsze byli wiernymi psami Jednorożców. Taka ich była natura, już od czasów samego Adriena Sterne...
-Erogonie... Pomyśl, czym dla Ciebie jest ojczyzna, w której się wychowywałeś, która dała Ci wszystko, uczyniła mężczyzną...
-Wszystkim...

Wyszeptał, wciąż wpatrzony w ziemie, myśląc ciągle o rzeczach, które definiowały jego los.
-Dokładnie... A pomyśl, że oni ją najadą, spalą, zabijając jej obywateli i potem uczynią swoją własnością, byśmy zapomnieli kim jesteśmy! Błagam Cię Erogonie, tak jak Ty błagałeś mnie wtedy... Uwolnij mnie i ucieknijmy...
Erogon uniósł wzrok, a błękitne oczy skierowały się wstronę wymęczonej twarzy byłego herszta bandy. Ciężko było w nich coś wyczytać.
-Prosisz o tak wiele...
-Ja cierpię, Erogonie...

Po tych słowach zapadła cisza. Erogon milczał, patrząc na niego przez chwilę. Podjął decyzję. Wyciągnął zza pazuchy nóż, który ukradł niedawno.
-A więc uwolnię Cię od cierpienia...
Po tych tajemniczych słowach, przyłożył otrze do gardła Borysa i powolnym ruchem poderżnął mu gardło, patrząc jak w jego oczach umiera nadzieja, oraz iskra życia. Po kilku sekundach, był już tylko wiszącymi zwłokami.
Kaedweńczyk odwrócił się i spojrzał na otwarte drzwi. Dalej nie wiedział o swych podsłuchiwaczach...
-Gwiazda, która wskazuje drogę...- Zaczął recytacje rodowej przysięgi. -...zbłąkanym tym, którzy w mrokach wędrują...- Przyłożył nóż do swojego nadgarstka. -...wzbita nad mrokami nocnych przetworzy...- Powolnym ruchem przecinał swe żyły z potwornym bólem. -...bezpieczeństwem bezbronnych otoczy...- Padł na kolana. -...albowiem taką przysięgę składam... Ja, Erogon... Sterne...
Z jego nadgarstka sączyła się krew, zaś twarz stopniowo bladła. Oczy też robiły się bledsze. Śmierć bez ratunku była kwestią jakiejś minuty odpływu czerwonej cieczy.
Jednakże resztkami sił, zobaczył w celi trzy postacie, które nie miały już potrzeby się skrywać. Jedną z nich rozpoznał. Swego "bliźniaka". To była ironia losu...
-Daj mi umrzeć, Alexandrze... Jestem Kaedweńczykiem, jestem potomkiem Adriena Sterne... Jakkolwiek byś chciał, nie zmienisz tego... Nie chcę walczyć przeciw Tobie, ani Twym ludziom... Jeśli ma ojczyzna ma umrzeć, to wpierw ja muszę, by tego nie widzieć...
Wyszeptał resztkami sił, powoli przymykając oczy, jak do snu. Jego chwila powoli się kończyła...
Co jednak zrobi Hegemon?


Wybór:
1. Alexander nie reaguje
2. Alexander tamuje krwawienie

Offline

#72 2018-11-08 17:37:54

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Chrome 70.0.3538.77

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

SOUNDTRACK - DIVENIRE

Rozmowa dwóch Kaedweńczków toczyła się dalej, a Alexander cieszył się, mając z tego jakąś dziwną satysfakcję lub radość. Był szaleńcem czy po prostu uważał to małe przedstawienie za świetną rozrywkę? Wiedział przy tym, że to on tutaj jest panem życia i śmierci, a Erogon wraz z Borysem balansują na krawędzi tych dwóch światów. Właściwie to Borys przypieczętował na sobie wolę Alexandra, ale jak się okazało, została ona spełniona przez Sterne. To nawet zaskoczyło Alexandra, ale i zadowoliło, że niewygodny więzień jest już martwy i do tego nie splamił sobie rąk jego krwią. Cóż, to jeden nieduży problem z głowy. Gdy Erogon zaczął recytować rodową przysięgę i podcinać sobie żyły, Hegemon ujawnił się wraz ze swoimi ludźmi. Był kompletnie spokojny, widząc jak Kaedweńczyk zaczyna się szybko wykrwawiać. Słuchał jego prośby i wpatrywał się całkowicie bezdusznym spojrzeniem. Pokiwał głową w dezaprobacie, gdy Erogon zaczął powoli odlatywać. Alexander wydawał się wahać, ale to wahanie nie trwało dłużej niż dwie sekundy. Wyszarpnął ze swojego stroju dwa rzemienie, które ciasno związał na przedramionach, ograniczając w ten sposób wypływ krwi.
- Jesteś wojownikiem, a chcesz ginąć jak tchórz, do tego w bardzo niegodnym miejscu. Pamiętaj, że ja też pochodzę od Adriena i nie pozwolę, by jego dziedzictwo przepadło w taki sposób. Ty jeden możesz wznieść Ród Gwiazdy na dawne wyżyny. - mówił spokojnie, rozcinając sztyletem jego odzienie i wykorzystując je jako bandaże, którymi zatamował rany. Chwilę później Erogon stracił przytomność, ale to z powodu utraty krwi, nie śmierci. Alexander sprawdził jego puls, który choć słaby był, bił równomiernie. Alexander był upaskudzony trochę krwią, co dziwić nie powinno. Zerknął na zwisającego Borysa, kompletnie nieprzejęty jego losem.
- Zakopcie go w lesie. Urodził się pośród drzew i pośród drzew spocznie. I wysprzątajcie tutaj. - zlecił zadanie wartownikom, a ci bez zająknięcia zabrali się do roboty. Sidereal westchnął i spojrzał na bladego Erogona. Na wojnie ludzie wychodzili z gorszych ran, Alexander wiedział to lepiej niż dobrze. Sapnął i wziął swego ,,bliźniaka'' na ręce, jakby właśnie wynosił go z pola bitwy. Wszedł po schodach i wyszedł na zewnątrz, gdzie dotarł aż do wielkiego korytarza prowadzącego do sali Alexandra, gdzie kręciło się cały czas wielu ludzi wszelkiego zawodu i charakteru.
- Medyka! - krzyknął Hegemon i położył Erogona na płytkach, oczekując, że za moment zajmie się nim ktoś specjalizujący się w dziedzinie leczenia. Jak zareagowali ludzie na ten obraz?

Offline

#73 2018-11-08 19:01:56

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 70.0.3538.80

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

MG = Erogon Sterne


Erogon zdążył wysłuchać krzepkich słów Hegemona, które wielce go zaskoczyły, dodając mu jeszcze resztek sił...
-Ironia... Paskudna ironia...
Wymruczał i wtedy całkowicie stracił przytomność.
Dla Sterne film dobiegł końca, ale nie dla reszty
Wszyscy byli zszokowani widokiem jaki zastali, ale nie było czasu na głupie komentarze... Medycy nadbiegli...



***


MG = Lelayna Aristandes


Strażnicy pilnujący bramy głównej, dostrzegli jak w ich stronę zmierza Lelayna, co więcej, taszcząc za fraki jakieś ciało...
-Otworzyć bramę!
Zawołał jeden z gwardzistów, po czym kraty zaczęły unosić się w górę, przepuszczając kobietę i jej "zdobycz".
Na placu wjazdowym zrobiło się niemałe zamieszanie, bowiem tłum gapiów chciał zobaczyć tę sensację. Ich oczom ukazała się dowódczyni Quartonu, cała pokryta krwią, zaś wcześniej wspomniane ciało, rzuciła plecami do ziemi na sam środek, aby każdy mógł zobaczyć...
-To Parmenion Aristandes! Mój brat, były generał oddziału Argentum i dezerter, który uciekł z pola bitwy, gdy nasi rodacy ginęli pod Serenos! To informacja dla wszystkich, jak kończy się brak dyscypliny i zdrada! Bo albo walczycie za Nilfgaard, albo za niego umieracie! W Caer Heelal nie ma miejsca na nikogo, kto nie zamierza do końca walczyć dla sprawy!
Wykrzyczała do tłumu, w formie przestrogi, aby dać każdemu do zrozumienia, że nie ma litości dla tchórzów. Nawet takich, którzy chcą ratować swych żołnierzy...
Po tym widowisku Lelayna przebiła się przez gapiów uderzając ich z bara, znikając tym z horyzontu, zaś leżący Parmenion, wciąż skupiał wzrok obecnych...



***


MG = Mjornor


Burda na placu treningowym miała chwilowy zastój, ponieważ kilku Krasnoludów trzymało jednego agresora, zaś kilku Nilfgaardczyków drugiego. Obaj próbowali się wyrwać, aby walczyć dalej.
-Ty kupo gówna, zajebie Cie!
Krzyknął przedstawiciel starszej rasy, po czym wydostał się z uścisku, podbiegł do miecza i zaczął biec na Mjornora, który zaś jednego Cesarskiego kopnął w stopę, drugiego uderzył w brzuch i samemu chwycił toperek, którym ciął przy odpowiednim momencie...
Krasnolud padł na ziemie, a dopiero po chwili, gdy adrenalina zeszła, zdał sobie sprawę z faktu, że stracił on palce lewej dłoni. Wtedy też wrzasnął z bólu...
-Medyka! Medyka szybko!
Wołały krasnale, aż w końcu jeden podbiegł, aby szybko zabandażować dłoń. Skelligijczyk przyglądał się temu wszystkiemu z toporem opuszczonym w dół. Wciąż ściekała z niego krew...
-Masz przesrane, rozumiesz to?! Osądzimy Cię u Twego zwierzchnika!
Wykrzyczał jeden z Krasnoludów, na co Najemnik zareagował jedynie zawieszeniem toporka przez pasek.
-W takim razie do zobaczenia.
Odparł i ruszył przed siebie, oddalając się od tego centrum krzyków i bluźnierstw...




**Nazajutrz - dzień przed wizytacją Cesarza Peloka IV**


MG = Mjornor, Fafkin (npc)


Rozpoczęła się rozprawa w sali tronowej. Tak. Krasnoludy zażądały rozprawy związanej ze wczorajszym incydentem na placu treningowym. Obandażowany poszkodowany stał po prawicy Naczelnego Dowódcy, zaś oskarżony Najemnik po lewicy. Alexander miał rozstrzygnąć spór, z korzyścią dla jednej, bądź obu stron. Tutaj było trudniej, bowiem Krasnoludy to dumne istoty, które nie odpuszczają tak łatwo, chciały więc zemsty. Całe szczęście, że sprawa nie odbijała się po całym Hufcu, a jedynie po grupce kilku towarzyszy z oddziału oskarżającego Fafkina.
Wśród obserwatorów znajdowała się między innymi zamyślona Lelayna, czy nawet gdzieś Valestila można było wychwycić. Nie było jednak Erogona, co niestety można było tłumaczyć tylko jednym. Jego wczorajsza próba samobójcza pozostała nierozpowszechnioną tajemnicą w Caer Heelal, jednak stan młodego Sterne był tak ciężki, że cudem odratowali go dopiero lekarze, u których zresztą pozostał na obserwacji...
-Przez tego łajdaka, nigdy już nie chwycę tarczy! Czym więc mam się bronić, trzymając jedynie miecz?! Żądam dla niego kary śmierci lub ucięcia całej dłoni, aby odczuł to co ja!
Wypowiedział się Fafkin, swe słowa kierując do Sidereala. Mjornor spojrzał na niego ze zdziwieniem.
-To tylko palce, a nie dłoń, czy głowa, nie za wielkie te kary? Zresztą, to on zaczął to wszystko, nie powinienem odpowiadać za samoobrone!
-Samoobrone?!
-Tak! Ten Krasnolud zaczął mi ubliżać podczas treningu, ponieważ jestem Skelligijczykiem, więc stwierdził, że na pewno walczę dla Imperialistów! Nawet jeśli tak było wcześniej, to przecież to niechlubna przeszłość, a teraz Ty mi płacisz, Hegemonie!

Na sali słychać było szepty, ale je uciszano. Fafkin się zagotował.
-Powiedziałeś mi, cytuję: "wsadź sobie tę brodę głęboko w pizde", za uszanowaniem, Hegemonie.
-Powiedziałem, bo Ty mi ubliżałeś, a potem to Ty pierwszy się na mnie rzuciłeś, co miałem robić?!

Odparł zakładając ręce na piersi.
Dla Alexandra mógł to być ciężki orzech do zgryzienia...

Offline

#74 2018-11-08 20:22:05

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Chrome 70.0.3538.77

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

*Godzina przed rozpoczęciem procesu sądu wojennego*

Alexander patrzył na leżące w trumnie ciało Parmeniona. Wieść o znalezisku Lelayny doszła uszu Alexandra niedługo po tym, jak wyniósł  z lochów wykrwawionego Erogona. Na miejsce udał się od razu i z miejsca nakazał gapiom zabranie ciała Parmeniona, nie był on bowiem szmatą, która zasługiwała na poniewieranie. Komuś innemu natomiast rozkazał sprowadzić przed swoje obliczę sprawczynię tego mordu. Alexander wpadł w wyjątkowo podły humor i nie w smak mu było wiedzieć, że pewne rzeczy nie dzieją się tak, jak sobie wyobrażał. Jasne, losowe zdarzenia nie ugną się woli Hegemona, ale chciał mieć Parmeniona żywego i żywego osądzić, a nie zmasakrowanego przez jego własną siostrę. Teraz były generał leżał w na szybko skleconej trumnie pod namiotem, by nie leżeć na stole jak zwłoki do sekcji, ani na widoku publicznym jak jakaś padlina. A Hegemon stał nad nim i wpatrywał się w jego twarz... twarz, na której jakby zastygł ostatni grymas bólu. Parmeniona znał już wcześniej, choć nie walczył pod jego rozkazamy, kiedy był jeszcze starszym oberszterem. Smok Południa poprowadził wespół z Falksem wiele zwycięskich kampanii. To właśnie ta dwójka zapewniała swego czasu bezpieczeństwo Cesarstwu i prowadziła go od zwycięstwa do zwycięstwa.
- Starsza obserszter Lelayna Aristandes już jest. - zameldował jeden z oficerów, a za nim wkroczyła wspomniana oficer. Alexander milczał przez chwilę, by zaraz do niej wolno podejść i przechyliwszy się do jej twarzy, zaczął patrzeć jej prosto w oczy swym zimnym, bezdusznym i jasnym jak letnie niebo spojrzeniem. Zaczął przemawiać równie spokojnie i zimnie jak patrzył.
- Czasem zadziwia mnie jak bardzo ludzie z cesarskich brygad specjalnych są wypruci z człowieczeństwa. Moglibyście wypruć brzuchy własnym matkom, a ich niemowlęta przybić do drzewa gwoździem za język, jeśli tylko taki byłby rozkaz cesarza. Podziwiam was i brzydzę się zarazem. - rzekł najpierw - Parmenion był tchórzem, nie ulega to wątpliwości i nawet jeśli kierował się zdrowym rozsądkiem i chęcią ratowania podwładnych, musiałby stanąć przed sądem wojennym i zostać surowo osądzonym. Gdyby tak się stało, moglibyśmy mówić o sprawiedliwości, ale rzeczywistość pokazała mi wyraźny przykład okrutnej samowoli, bratobójstwa i brak szacunku wobec zwłok generała. - po wypowiedzeniu tych słów zbliżył się do jej ucha, by wypowiedzieć ostatnią kwestię.
- Nie ty jesteś wymiarem sprawiedliwości, nie ty jesteś Tisiphónē, zapamiętaj to na przyszłość i strzeż się, bo możesz podzielić los brata. - wyszeptał jej i z wolna się oddalił, gdyż musiał niedługo stawić się w Cesarskim Sądzie Wojennym. Zostawił więc Lelaynę z jej własnymi przemyśleniami... o ile jeszcze potrafiła myśleć o czymś innym niż o wojnie.


*Cesarski Sąd Wojenny*

Aleksander siedział na tronie tym razem, ale nie monarszym, lecz sędziowskim. Miał niełatwy orzech do zgryzienia, gdyż strony konfliktu liczyły się dla Alexandra równie mocno. Nie mógł sobie pozwolić na uszkodzenie relacji z krasnoludami, ale jednocześnie nie mógł zbyt surowo ukarać Mjornora, który pomimo swojej zapalczywości okazał się doskonałym poplecznikiem Alexandra. Był w impasie i słuchając obu stron musiał jakoś ich rozsądzić. Zadanie było tym ciężkie do rozwiązania, ponieważ zarówno Fafkin, jak i Mjornor stale obrzucali się kolejnymi oskarżeniami. Jeden kopał dołki pod drugim, a Alexandrowi zależało na tym, by z tych dołków wyciągnąć jednego i drugiego.
- CISZA! - rozbrzmiał głos Alexandra, który, jak wcześniej narrator wspomniał, nie był w zbyt dobrym na stroju. Tym bardziej miał dość przekrzykujących się wojaków. Chwilę milczał, by wreszcie zdecydować.
- Proteza. Proteza palców dla Pana Fafkina sfinansowana z osobistych środków finansowych Pana Mjornora, oprócz tego kara chłosty wymierzona sto pięćdziesiąt razy... kańczugiem. Zaznaczam, że przewinienie Pana Mjornora nie jest na tyle wielkie, by karać je śmiercią, bądź utratą całej dłoni, dodam też, że możliwość negocjowania zmiany kary udostępniam jedynie stronie poszkodowanej.
Spojrzał to na Fafkina, to na Mjornora. Mjornor w spokoju będzie musiał oczekiwać kary, bez żadnych ,,ale'', ale choć Fafkin mógł zaproponować inne warunki, to Alexander nie dopuści, by inne warunki były zbyt ostre. Zresztą taka proteza zbudowana przez krasnoluda dla krasnoluda z pewnością zastąpiłaby utracone palce, nie takie cuda w końcu znała technika ludu Mahakamu. Póki co można było przewiązywać tarczę do przedramienia.
Zaś kańczug był wiele straszniejszym narzędziem od przeciętnego bicza czy szpicruty, gdyż szpicruta i bat pozostawiały jeden ślad za każdym uderzeniem, a kańczug wiele, gdyż podzielony był na wiele rzemieni, niekiedy też doposażonych w haczyki lub inne metalowe elementy. Te sto pięćdziesiąt razy mogłoby być największą próbą wytrzymałości zniesioną przez Mjornora.

Offline

#75 2018-11-08 21:26:14

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 70.0.3538.80

Odp: Wojna Ostateczna (WL)

MG = Mjornor, Fafkin (npc)


I tak też wyrok Cesarskiego Hegemona zapadł, a na sali zapadła głucha cisza. Tłum wpatrywał się w strony oskarżone, które były tutaj przecież największą atrakcją. Kara wydawała się sprawiedliwa, bowiem większość spodziewała się szafotu dla Najemnika. Ale na brutalną chłostę też by popatrzyli.
Lelayna wpatrywała się w Mjornora, na jego reakcje, bo przecież to jego czekała kara. Jego wyraz twarzy był jednak taki jak zwykle. Twardy, gotowy na wszystko, jak na prawdziwego skelligijskiego rębajło przystało.
Fafkin wpadł w zadumę, ponieważ mógł on wnosić o cokolwiek. I wpadł na jedną myśl...
-Zgodzę się z tym, pod warunkiem, że to ja go wychłostam.
Tłum znów zaczął szeptać, jednakże odpowiedź Hegemona nie mogła być inna, niż twierdząca. W teorii nie było różnicy w tym kto przeprowadzi karę dla oskarżonego, zwłaszcza że miało to pomóc załagodzić strony konfliktu. W praktyce, ręka krasnoluda jest cięższa od ludzkiej, co za tym idzie, siła uderzenia jest wielokrotnie większa...
Co na to Mjornor ostatecznie?
-Dobra... ale zróbmy to jeszcze dziś. Chce mieć to za sobą, jeśli łaska.
Jego odpowiedź zszokowała wszystkich. Mjornor był twardzielem, nie złamie go nic co go nie zabije. Choć w duchu płakał już nad swoją wypłatą, którą się nawet nie nacieszy...


*Dwie godziny później - Plac Główny*


Na placu, gdzie stał drewniany podest, krasnoludy dostawiły gruby słup i domocowały do niego łańcuchy. Wokół podestu była zgraja jeszcze większa, niż na sali rozpraw. Każdy chciał popatrzeć. Na podeście jużczekał Fafkin, z kańczugiem w zdrowej dłoni, zaś po schodkach wchodził Skelligijczyk, czujący się jak aktor spektaklu. Sam sobie w duchu musiał przyznać, że u Kaedweńczyków takich atrakcji mu nie zapewniono...
-Gotowy na ból, dupku?
Spytał Krasnolud z uśmieszkiem na twarzy, zaś Mjornor splunął mu pod buty.
-Tylko nie opierdalaj się, dobrze?
Odparł oskarżony, wkurwiając tym krasnala.
Dwóch Nilfgaardczyków zerwało Skelligijczykowi koszule, po czym przywiązali go łańcuchami brzuchem do słupa, aby plecy były odsłonięte. Nie trzeba było długo czekać, aż Fafkin wykona pierwsze uderzenie. Ból był niewiarygodny, ale Mjornor zacisnął zęby, skupiając wzrok na Lelaynie, która była obecna na zebraniu. Krasnolud wykonał kolejne i kolejne uderzenie, a krew polała się po jakimś piątym uderzeniu. Skelligijczyk jednak stał twardo, nie wydając z siebie żadnego dźwięku...


*Pół godziny później...*


Fafkin wykonał sto czterdziesty cios... strasznie bolała go ręka, prawdopodobnie ją nadwyrężył. Brakło mu już sił w uderzeniach, a fakt, że Mjornor nie jęknął ani razu, choć plecy miał całkowicie rozprute, tylko go demotywował. Sam Skelligijczyk był na skraju przytomności, próbował nie zamykać oczu, choć nie miał już sił w nogach, trzymały go tylko łańcuchy za nadgarstki. Przy każdym kolejnym uderzeniu, był jak martwy worek mięsa. Żaden kolejny cios nie powodował u niego nawet drgawek, czy spięcia mięśni. Nic nie czuł. Ostatecznie Krasnolud zadał sto pięćdziesiąty cios, samemu się poślizgując o kałuże krwi, która zalała podest. Jego koledzy z Hufca ponogli mu zejść na ziemie i odejść. To chyba była kara dla całej dwójki. Co z Mjornorem? Oczy miał delikatnie otwarte, a pierwszą osobą która weszła na podest była Lelayna, a nie nilfgaardzki żołnierz. Klęknęła przy nim, przodem do jego twarzy, obejmując ją dłońmi. Mjornor nie był nawet do końca świadomy, czy to na pewno ona. Kobieta doszukała spojrzeniem Hegemona, by zobaczyć co on czuł, po takim widowisku...

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
kursy projektowania wnętrz | studnie głębinowe limanowa | lab laser przedstawiciel | balustrady szklane warszawa | tanie przeprowadzki warszawa