Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
MG = Pierre Ladrin, Parisa Layta
Która to godzina? Um, nieważne właściwie. Postanowiła wysunąć rękę spod pościeli, aby sięgnąć okrągłego, kamiennego dysku, który ozdobiony był błyszczącymi rycinami. Jak się mu tak teraz przyglądała, to wydawał się jej nawet bardziej, niż niezwykły, jak na kawałek skały. I lekki, wbrew pozorom.
Tuż przy niej wysunął się Pierre, który poprawił potarganą fryzurę, patrząc na przedmiot, który kobieta trzymała w palcach. Przeszył go dziwny niepokój, kiedy widział go w czyimś posiadaniu, nawet jeśli tylko był trzymany w rękach. Ale czuł się niejako odpowiedzialny za to.
-Nigdy nie powiedziałeś właściwie… czym to jest… a skoro za to coś Zakon był gotów Cię zabić… to chyba nie byle co…?
Zerknęła na niego przez ramię, ale Ladrin zaraz pogładził dłonią jej skórę, aby bardziej ściągnąć Parise do siebie, nakłaniając do pozostawienia dysku w spokoju na szafce.
-Niczym co mogłoby nam się przydać… ale jestem pewien, że w ich rękach był szansą na uczynienie wiele złego.
Odpowiedział, zaś Layta przyłożyła dłoń do jego piersi, kładąc się wygodniej.
-Jeśli to broń… czemu nie dasz jej Bractwu…? Może dzięki temu…
-Bo ta broń nie jest przeznaczona dla nikogo. Ktokolwiek władałby czymś takim, byłby niepowstrzymany… wtedy ideały schodzą na dalszy plan.
Wytłumaczył, głaszcząc ją po włosach, zaś ta zaraz zerknęła na niego .
-Mówisz jak o potężnym artefakcie. Nieładnie mieć takie sekrety.
-Mam trudności w byciu przyzwoitym.
Uśmiechnął się, a ta zaraz odpowiedziała podobnie.
-Ale Ty oczywiście jesteś wystarczająco godnym posiadaczem…
-Nie, Pariso… dysk nie jest ów bronią, a jedynie kluczem, prawem dostępu do niej. Tak… tak sądzę, a przynajmniej tak sądzili Łowcy. Wystarczyło to jednak, aby powstrzymać ich chciwość władzy. Ja sam nie chcę mieć w rękach takiego brzemienia. Ale tylko dzięki temu mogę strzec dysku. Oddałbym za niego życie…
Wytłumaczył spokojnie, na co Layta z uwagą go słuchała, choć kłębiły się w jej głowie pytania, jak też wątpliwości. Broń, która przeważa siły, lecz choć jest dla nich na wyciągnięcie ręki, nie skorzystają z niej, bo tak nie należy? Bo sami jej źle użyją? Ale do tego dochodził upór Pierre.
-Już raz oddałeś. Ale wolałabym, byś tego wyczynu nie powtarzał. Drugi raz mogę Cię nie wyłowić.- Zaśmiała się, zaś Ladrin wyszczerzył. -Choć do teraz nie wierzę, że zrobili to z taką łatwością. Zwłaszcza ta kobieta o której mówiłeś… Alice. Choć była Ci blisko, nie stanęła w Twojej obronie. Szubrawcy.
Zamarudziła, a Pierre wydawał się znieruchomieć, kiedy przypomniał sobie to imię. Alice. Dziewczyna, jego dziewczyna, z którą nigdy oficjalnie się nawet nie rozstał, ale uznali go za zmarłego. Czy szukała go? Jego ciała? Czy zrobiła coś Herbertowi? Czy postawiła się Mentorowi? Czy zrobiła cokolwiek, kiedy jemu wyrządzono krzywdę…? Nie mógł tego wiedzieć, ale jeszcze straszniejsza była perspektywa, że kiedyś, ich ostrza mogą stanąć przeciw sobie. Lecz ona nie stanęła po jego prawicy. Mormont o tym mówił. Nienawiść nie przychodzi tak łatwo, lecz żal nie opuszcza zbyt prędko. A czasem nigdy.
-To już nieważne. Póki mam dysk, przysięgam że Zakon nie zachwieje równowagi tego świata własną pychą…
Offline
Strony: 1