Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#16 2022-12-08 20:53:06

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 92.0.0.0

Odp: De Conquestu Liriumme

Zerknęła na zniszczoną wioskę i na rycerza, by tylko niemo skinąć głową na jego pierwsze słowa. Miał więcej słuszności, niż wszyscy by chcieli. Dobrze tylko, że... w jej przypadku śmierć dopadła tylko jedną osobę. Choć i tak o jedną za dużo.
— To może nie być możliwe, nie w najbliższym czasie... Jechałyśmy pół nocy — odparła na jego wskazówki, po czym zerknęła na kapłankę. Słuszna uwaga.
Na brzmienie imienia rycerza pani skinęła głową. Nawet jeśli mieliby się więcej nie spotkać, spróbowała je zapamiętać, tak dla zasady. Ale piętno? Chyba nie miała teraz do tego głowy. Tak czy inaczej, zeszła zaraz z konia, by odciążyć Pyszałka.
— Siostro, zejdź — rzuciła, chwytając ją za rękę, by sprowadzić na ziemię. Zaraz też przeniosła wzrok na Rhylanda. — W tych okolicznościach... będziemy wdzięczne — odparła na tę propozycję, a zaraz chwyciła lejce, by poprowadzić konia jego śladem, choć nie pchała się blisko domów, które w każdej chwili mogłyby się zawalić.

Offline

#17 2022-12-08 21:39:24

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 107.0.0.0

Odp: De Conquestu Liriumme

MG = Conwenna, Rhyland Garvey


Jechały tu dość długo, a stan Pyszałka, który słabo przebierał kopytami był na to jasnym dowodem. Nie mogły jechać dalej, nie mogły też liczyć na gościnę miejscowych, czy ciepło kominka. Rhyland przetrawił te myśli, zaraz przerzucając topór na ramię, dla wygodniejszego podparcia.
-Najlepszym rozwiązaniem byłby obóz… za dnia ogień nie zwabi zwierzyny…
Zasugerował, odwracając się mimochodem za kobietami, gdy Eislyn pomagała zejść kapłance. Czy obie w ogóle umiały zrobić ognisko…?
Rhyland przemierzał drogę wśród zgliszczy, zaś panna Gallagher mogła być po raz pierwszy świadkiem makabrycznego widoku pokaleczonych i spalonych ciał wieśniaków, którzy byli tylko jak manekiny dla ostrej stali.
-To dzieło bandytów, dezerterów królewskich armii… strapieni głodem zebrali się jak rozwścieczone dzikie psy… cena próżności zazdrosnych monarchów.
Skomentował rycerz, zaś Conwenna podążała za krokami Eislyn oraz dźwiękami jakie wydawała kolczuga Garveya.
-Armia potępionych jest zwiastunem zagłady, ale to ludzie sami prowadzą ten świat ku jego końcowi.
Wtrąciła, jednakże rycerz nie odniósł się już do tego, nie bardzo rozumiał jej przekaz. Zamiast tego odnalazł wzrokiem jedną z chat, która ostała się przed ogniem. Oczywiście próba otworzenia skończyła się fiaskiem, więc po prostu zamachnął się toporem, rąbiąc drewno w miejscu zamka. W końcu ten roztrzaskał się, a drzwi od razu otworzyły. Wszedł pierwszy i rozejrzał się, ale w środku nie było żywej duszy. Zaszedł do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie wysunął szuflady, gdzie też znalazły się wełniane swetry, spodnie, a nawet ukryte onuce.
-Damie nie przystoi, lecz nie są pokryte krwią.- Wybrzmiał spod przyłbicy, po czym wyprostował się i wrócił do przedsionka, gdzie też podparł oręż o ścianę. -Jest to dobre miejsce na odpoczynek, a koń może spocząć. Bezpieczniej, niż obóz…- Zaznaczył, zaraz spogladając na kapłankę, która wysunęła dłoń do przodu, aby wyczuć drzwi wejściowe. Nie spodziewała się jednak, że lodowate i metaliczne palce pochwycą ją za nią, aby bezpiecznie wprowadzić do środka. Rhyland obejrzał się na Eislyn. -Mogę przypilnować obejścia przed hienami cmentarnymi, które rozgrzebią padlinę.
Zaproponował.
-Dlaczego chcesz pomóc?
Zapytała kapłanka, zaś mężczyzna oparł się ręką o futrynę.
-Bo nie uchodzi odejść.

Offline

#18 2022-12-10 13:08:45

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 93.0.0.0

Odp: De Conquestu Liriumme

Eislyn lekko pokiwała głową. Miał rację i nawet ona mogła to stwierdzić, choć daleko jej było do obozowania gdziekolwiek. Najwyraźniej czekała ją największa szkoła życia. To dziwne uczucie, podejmować się wyzwania, którego nie można odmówić, nigdy wcześniej nie myślała o przeciwnościach w ten sposób.
Jej wzrok zaraz skupił się na rycerzu. Hm, czy mogła go tak określić? Może lepiej pasowało wojowniku, lecz miała dobre przeczucia co do jego osoby. I nadzieję, że się nie pomyli, na tę chwilę miały dostatecznie wiele kłopotów.
— Wojna zawsze uderza najmocniej w prostych ludzi — odparła na jego słowa i zerknęła na Pyszałka, upewniając się, że trzyma się jakoś. Teraz, kiedy miały chwilę na odetchnięcie, zrobiło jej się szkoda konia, który tak wiernie zatargał je aż tutaj. Zaraz też przeniosła wzrok na Conwennę. Mówienie zagadkami chyba było w jej nawyku, ale Eislyn miała więcej kontekstu dla tej wypowiedzi. Przynajmniej tak jej się wydawało. — Prawda... któżby inny — odparła cicho i skręciła za Rhylandem.
Chata była nieduża, ale wyglądała dostatecznie solidnie, by chciało się wejść do środka. Panna Gallagher najpierw jednak zaszła pod dach z boku przyszykowany do składowania drewna na opał. Niewiele go tam teraz było, ale to tym lepiej, bo tam właśnie przywiązała Pyszałka. Wydawało się to lepsze niż stanie pod otwartym niebem. Upewniwszy się, że nie ucieknie, poszła do wejścia.
Wnętrze przedstawiało się tak, jak można by sobie wyobrazić... albo i nie, bo przecież nigdy nie była w wiejskiej chacie, po cóż miałaby do takich zaglądać. To jakby chcieć upchnąć podstawowe wyposażenie domu w dwóch izbach, trochę... przytłaczające, a gdyby zawartość nie była w bałaganie i częściowo rozkradziona, pewnie jeszcze bardziej miałaby wrażenie, że wszystko leży na sobie.
Zerknęła na Rhylanda i to, co wyjął z szuflady.
— Przystoi bardziej niż nocna bielizna — odparła dość swobodnie, bo w tej chwili pozostawało tylko pogodzić się z tym losem. Pokiwała głową na jego następne słowa, oglądając się za nim. To był... miły i trochę niespodziewany widok, kiedy Rhyland pomógł kapłance przejść przez próg. Zerknęła na jedno i drugie. — Dziękuję. Miło wiedzieć, że wciąż są prawdziwi mężowie na świecie — odparła z lekkim uśmiechem.
Kiedy wyszedł przymknęła drzwi do swojej izby, by móc się przebrać w spokoju. Ubrania były trochę obszerne, ale z drugiej strony dzięki temu nie krępowały ruchów i z pewnością lepiej się sprawdzą na koniu. Miło też było mieć coś na zmarzniętych stopach. No i pasek od pochwy sztyletu dobrze pasował do spodni, z drugiej strony groteskowo kontrastując z wiejskim odzieniem.
— Za chwilę wrócę — rzuciła zaraz do Conwenny i wyszła na zewnątrz. — Gdzie jest najbliższa studnia? — zapytała, kiedy już znalazła wzrokiem Rhylanda.

Offline

#19 2022-12-10 13:42:06

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 107.0.0.0

Odp: De Conquestu Liriumme

MG = Conwenna, Rhyland Garvey


Chwilę po scenie z poprowadzeniem kapłanki do środka, sama Eislyn wyraziła wdzięczność względem Rhylanda, który z kolei przeniósł na nią swoje błękitne oczy. Może chwilę się zadumał nad samymi słowami, aby zaraz cicho i nisko zacząć się śmiać, co w odczucia Conwenny nie brzmiało zbyt… sympatycznie.
-Jak uważasz, Pani Gallagher…
Odparł tylko i pochwycił swój topór, aby opuścić dom. Rozszarpana peleryna okryła go na ile mogła, zaś kapłanka splotła swoje dłonie ze sobą, kierując głowę w kierunku skąd poprzednio rozbrzmiał głos Eislyn.
-Nie muszę go ujrzeć, by wiedzieć, że to zły omen.
Wtrąciła, zaraz jednak opuszczona przez popielatą. Conwenna udała się w kierunku jadalni, oceniając fakturę każdego mebla po drodze, kiedy to Eislyn, jak nowonarodzona w szatach cesarza przywdziana, podjęła kroki w poszukiwaniu Garveya, niebywałego Rycerza z Carantium.
W końcu poszukiwania okazały się sukcesem, gdy dostrzegła, że Rhyland obraca zwłoki jednego z mężczyzn z nadpaloną ręką i wbitym marnym ostrzem w brzuchu. Rycerz wyglądał jakby przyglądał się tym obrażeniom, zaraz wiodąc wzrokiem po licznych śladach kopyt biegnących od strony wschodu. Lecz gdy zdał sobie sprawę, że ma towarzystwo, wyprostował się nieśpiesznie, opierając o mosiężną broń i skierował wzrok na Gallagher.
Zadała pytanie o studnie, jednakże ciężko było dostrzec jego reakcję na to, bo i widoczne oczy nic jej nie mówiły, zachowując spokój oraz zdystansowanie.
-Odradzam. W strumieniu dostrzegłem ciała tych, którzy nie zdołali zbiec. Studnia może być zatruta trupim jadem.- Zaznaczył, zaraz wyciągając manierkę zza pazuchy, kierując ją do niej. -Jeśli jesteś spragniona napij się, jeśli nie, lepiej wypocznij i się nie rozglądaj.
Zasugerował. Sam nie chciał tu pozostawać, toteż i po tych kobietach nie oczekiwał, by owy odpoczynek przeciągały aż nadto.

Offline

#20 2022-12-10 14:00:09

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 93.0.0.0

Odp: De Conquestu Liriumme

Zły omen. Westchnęła cicho. Zły czy dobry, był jedynym omenem, jaki napotkały i to skorym do współpracy. Nie miała wielkiego wyboru, trzeba było zaryzykować jego towarzystwo i mieć nadzieję, że nie będzie to kolejny błąd.
Znalazła Rhylanda przy zwłokach, co z jednej strony nie dziwiło, ale z drugiej kazało się zastanowić, co właściwie z nimi robił. Nie wyglądał na jedną z hien cmentarnych, choć brak pozorów tylko by mu pomógł. Niezależnie od prawdy, nie czuła jakiegoś obrzydzenia tą myślą, sama ubrana w pozostałości, musiałaby być ślepą hipokrytką. Ale Garveyowi raczej co innego chodziło teraz po głowie.
Na jego słowa westchnęła prawie bezgłośnie i zastanowiła się przez moment, póki jej wzrok nie padł na manierkę. Pani Gallagher pokręciła z lekka głową.
— Nie jestem. Muszę napoić konia, jeśli padnie w drodze, będziemy zgubione — wyjaśniła i rozejrzała się wokół. — Deszczówka też się nada — rzuciła połowicznie do siebie i odwróciła się, by obejść wokół ich chatę. Powinna gdzieś tu być beczka czy coś w tym stylu.

Offline

#21 2022-12-14 18:03:44

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 107.0.0.0

Odp: De Conquestu Liriumme

MG = Conwenna, Rhyland Garvey


Eislyn zaprzeczyła i odrzuciła propozycję, zaraz tłumacząc mu w czym rzecz. Rhyland obejrzał się odruchowo w kierunku skąd przyszła, jakby Pyszałek był dostrzegalny, choć nie w tej chwili. Nieprędko schował manierkę skąd ją wyjął.
-Rozumiem. Gdzieś musiała się ostać, jeżeli popiół jej nie zgorszył.
Odparł tylko i pozwolił udać się w dalsze poszukiwania. Podparł się oburącz o topór, odprowadzając ją wzrokiem, nim nie powrócił do truchła, na które zmarszczył brwi. Prawda przeszła przez jego myśl, jednakże z kim tą wiedzą mógłby się podzielić…?


Nastał wieczór, a choć rozsądek podpowiadał, że nie jest to dobry czas na dalszą podróż, wręcz przeciwnego zdania był Garvey, który trzymał się swej decyzji o opuszczeniu cmentarzyska, póki byli jeszcze bezpieczni. Tak też wyruszyli dalej traktem w kierunku Myrna, dwa wierzchowce i troje wędrowców. Jak się okazało, sam Rhyland miał własnego rumaka, srebrzystego Lyondella, czystej krwi kordowijskiego ogiera, który cały dzień przeczekał w okolicznym lesie. Z zawieszonym toporem przy siodle i uzbrojonym jeźdźcu z pewnością prezentował się wytrwalej, niż biedny Pyszałek, który po utracie swego pana i szaleńczej pogoni, był teraz przeznaczony dwóm kobietom do tej wędrówki.
-Czego szukacie w tym zepsutym miejscu…? Wierzycie w pomoc hrabiego…? Śmierć z rąk bandyctwa nie bardzo wzrusza martwe serca możnych…
Padło pytanie rycerza w kierunku niewiast, a to co miał na myśli odnosiło się raczej do stolicy Kimdhel.

Offline

#22 2022-12-23 10:55:21

Kojot
Użytkownik
Dołączył: 2020-03-01
Liczba postów: 315
WindowsOpera 93.0.0.0

Odp: De Conquestu Liriumme

No tak, gdzieś na pewno, pytanie tylko, ile wsi będzie musiała spenetrować. W każdym razie nie miała wiele więcej do roboty, siedzenie i odpoczywanie wydawało się... stresujące. A po długiej jeździe z przyjemnością przyjęła myśl rozprostowania kości. Tak więc rozpoczęły się poszukiwania deszczówki, choć Eislyn raz za razem wracała myślami do wojownika i trupa przy nim. I do słów Conwenny. Już raz się nie pomyliła, ale czego właściwie miałyby się spodziewać? Na to pytanie nawet kapłanka nie mogła odpowiedzieć i przez to było jeszcze bardziej niepokojące.


Nie była pewna, czego tak obawiał się Garvey, być może szabrowników, a może czegoś gorszego... Ale one z pewnością powinny strzec się tego drugiego, dlatego też nie spierała się z decyzją odejścia stąd. Ta jazda miała też okazać się nieco przyjemniejszą, kiedy cienka suknia nie plątała się we wszystkim, czym tylko się dało, Eislyn mogła skupić się na koniu i towarzyszach.
— Nie o bandytach chcemy donieść — odparła, przesuwając powoli spojrzeniem po otoczeniu. — Moje ziemie spustoszył oddział zbrojnych... pod wodzą rycerza w czarnej zbroi... — Umilkła na moment. — To pewnie zabrzmi niedorzecznie, ale po tym, co widziałam, wierzę, że mogą być przeklęci — dodała, pomijając już bezpośrednie porównanie do starych baśni. Prawdopodobnie już teraz uzna ją za niespełna rozumu, ale to nie miało znaczenia. Dobrze wiedziała, że jeśli nazwie ich ludźmi, ktoś może ich nazwać Kordowiańczykami.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
kursy projektowania wnętrz | studnie głębinowe limanowa | lab laser przedstawiciel | balustrady szklane warszawa | tanie przeprowadzki warszawa