Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2019-04-20 22:46:47

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 73.0.3683.103

Ballada o łańcuchach (PART X)

*1523 rok, 15 czerwiec - Rakverelin / Kovir i Poviss*


MG = Valentain, Elizabeth Scorn, Gilgarn, Arthariel



Nadeszły bardzo ciepłe dni, niespodziewane nawet dla Kovirczyków, którzy rzadko miewali tu dobrą pogodę. Tym razem słońce szczytowało na niebie, czyniąc Rakverelin trochę bardziej pogodnym, przyjemniejszym dla oka. Miła odmiana po burzach deszczowych i opadach śniegu, a potem zwyczajnej piździawie bez niczego. Dobra pogoda była też dobrem dla roślin, które właśnie zostały posadzone przez Arthariel w ogrodzie, leżącym na tyłach posiadłości Panny Scorn, oddzielonym od świata murkiem i innymi kamienicami, dając poczucie prywatności przed resztą miasta. Często tu bywała, bo często też zbierała stąd kwiaty do swojej kwiaciarni, która dobrze się sprawowała. Nie brakowało amantów ruszających na podbój serc, czy żałobników w marszu na pogrzeb...
-Co widzisz fajnego w sadzaniu roślin...?
Padło nagle pytanie, którego elfka się nie spodziewała, przez co podskoczyła wystraszona. Myślała, że jest tu sama. Ale ten niski męski głos rozpoznała od razu. Valentain.
-To, że czynie miejsce piękniejszym. Nie lubisz kwiatów?
Zapytała zerkając na niego z uśmiechem. To nie była już ta sama kobieta, którą poznał dwa lata temu. Z nimi nauczyła się pokory, oraz "delikatniejszej ręki" do wielu spraw. Nawet przestała męczyć Valentaina z tym jego pochodzeniem, choć bywały kąśliwe uwagi z obu stron.
-Jestem elfem, więc muszę lubić, tak?
Zapytał, szukając jakiś powiązań do jej szalonych teorii o mocy elfickiej krwi w jego żyłach.
-Nie prawda! Mój brat nienawidził wszelakich roślin. Uważał, że wszystko co wyrasta z ziemi jest chwastem i można się o to potknąć.
Zaśmiała się, po czym zerwała jeden kwiatek o białych płatkach i wsunęła go we włosy Valentaina.
-Kolor pasuje. Wyglądasz uroczo. Jemu też tak robiłam.
Uśmiechnęła się lekko, po czym posmutniała. Nim jednak elf przeszedł do wypytywania, zdjął z głowy roślinę, a następnie obrócił ją w palcach, aby się jej przyjrzeć.
-Co się z nim stało?
Zapytał w końcu, a ona usiadła na drewnianej ławce i złożyła dłonie na kolanach, chwilę wstrzymując się z odpowiedzią, po czym spojrzała na białogłowego.
-Nie wiem. Śmiertelnie pokłóciliśmy się po tym jak zostałam zwerbowana do Złotych Grotów. To on o tym zawsze marzył, nie ja. Ale król wybrał mnie, nie jego. Był na mnie wściekły, choć nie miałam na to żadnego wpływu. Zawsze rywalizowaliśmy, ale tym razem na prawdę chciałam dać mu tym wygrać. Niestety tytułu "Grota" nie można od tak sobie komuś oddać. A nawet jeśli... i tak by się nie zgodził. Dumna z niego istota...- Powiedziała i westchnęła. -Miałam zamiar go przeprosić jak wrócę z eskapady do Koviru, lecz sam wiesz jak to się skończyło. To miała być chwila, a cały mój oddział nie żyje, natomiast sama siedzę tutaj już dwa lata. Zrobię to, kiedy to wszystko się skończy. To mój brat, pewnie już nawet nie pamięta, że był zły. Ale powiem Ci, Valentainie, że nie żałuję czasu spędzonego z Wami. Jest fajnie. Krwawo, ale czuję się tu dobrze.
Wyznała, zadowolona z obecnego stanu rzeczy. Nie spodziewał się tego. W końcu kiedyś krzyczała, kopała i w komnacie się zamykała. A teraz? To pewnie ta słoneczna Elizabeth wszystkich odmienia swoim uśmiechem!
-A tak w ogóle, to masz rodzeństwo? Z tego co pamiętam z opowieści było dwoje chłopców, ale o tym drugim ani słowa...
Zapytała ciekawa, by w końcu dać jemu możliwość wypowiedzenia się. Elf puścił kwiat na ziemię i spojrzał w niebo. Czuł, że czegoś musi się dzisiaj jeszcze spodziewać.
-Brata. Jest normalny. Choć dziwny czasem. Robi jakieś rzeczy wielkiej wagi, czy coś takiego.
Odpowiedział ogólnikowo, ponieważ nie lubił tematu Valestila. Od zawsze miał z nim trudną relację, zwłaszcza że poznał go tylko dzięki Alexandrowi, ze 13 lat temu. Arthariel jednak uszanowała jego prywatność.
W końcu zebrali się z powrotem do posiadłości, tylnym wejściem, które prowadziło bezpośrednio na hol, a z niego już do salonu. Jak się okazało, Elizabeth siedziała w swoim fotelu i była wielce zdziwiona widząc ich razem.
-A więc chyba zaczeliście się dogadywać...
Powiedziała, choć w jej głosie nie było aprobaty, a zmartwienie. Ale czemu? Może to dziwnie by zabrzmiało, ale poczuła się nieswojo z powodu lekkiej zazdrości...
-My? Raczej nie...
Odparła Arthariel.
-Widziałam Was z okna. Jak włożyłaś mu kwiatek we włosy, a potem rozmawialiście...
Wtrąciła Panna Scorn, coraz bardziej zmieszana i chyba jakaś smutniejsza. W końcu kilka dni temu, była tak blisko Valentaina w tej krypcie, a on ją znowu odtrącił. A teraz takie zaloty z elfką, której podobno nie trawi...? "JAK ON MÓGŁ?!" pomyślała, lecz w praktyce powiedziała:
-Nie przeszkadza mi to...
Co raczej zdziwiło dwójkę szpiczastouszych. Chyba tylko Arthariel załapała, że Eliza cierpi właśnie na kobiecą przypadłość przewrażliwienia i dopowiadania sobie.
-To nie tak! To była luźna rozmowa!
Tłumaczyła się.
-Dokładnie. Rozmawialiśmy o rodzinie i przyszłości.
Palnął nagle elf, co sprawiło, że Eliza zakryła usta w szoku, a elfka miała ochotę go udusić. Ale on dalej niewiele tutaj rozumiał.
Wtem nagle drzwi do salonu się otworzyły, a ciężkim krokiem wszedł Gilgarn, trzymając w dłoni list. Stanął na środku, jakby nieźle poddenerwowany. Każdy spojrzał na niego oczekująco.
-Dobra, kurwa! Ja wiem, że za skórę zaleziesz każdemu, ale żeby aż Cesarz Nilfgaardu do Ciebie prywatną korespondencję słał?!
Spytał wciskając Valentainowi list. Obie dziewczyny chciały wiedzieć co w nim było, więc o to poproszony, zaczął czytać na głos, a treść jego brzmiała:


"Ceadmil hen bleidd!


Na wstępie muszę przyznać, że Twoje zdolności pisania bardzo się poprawiły, co jest zapewne zasługą Lelayny, która wytrwale Cię uczyła. Zresztą kazała Cię pozdrowić i liczy, że nie wpakujesz się w kłopoty. Choć po przeczytaniu Twojego listu, stwierdzam, że na to już za późno. Kiedy opowiedziałem o Twoich przygodach Erogonowi i Mjornorowi, to żałowali, że nie mogą Ci towarzyszyć. Przyznam jednak, że ja bardziej żałuję, że nie ma Cię tutaj, w czasie kiedy jesteśmy w historycznym przełomnie odzyskania tego, co utraciliśmy. Wiem, że nienawidzisz polityki, zresztą z tego powodu odszedłeś z mojego dworu. Nie jestem zły, bo zawsze podążałeś własną ścieżką, lecz przydałbyś mi się tutaj. Nie zaprzestanę ekspansji na północ, więc liczę, że kiedy pozałatwiasz wszystkie sprawy w Kovirze, wrócisz do Nilfgaardu. Tym czasem chcę Ci pomóc, póki jesteśmy w stanie pokoju. Tak się składa, że Kovir i Poviss jest bardzo zależny od żywności, którą sprowadza im Cesarstwo. Poinformowałem już króla Hortona Thyssena, że wiem o handlu niewolnikami w jego kraju, oraz że zamierzam przeciwdziałać temu, a jeśli będzie miał jakieś obiekcje, skaże tym swój kraj na klęske głodową. Bez problemu zgodził się ze mną, że gdyby Namiestnik Portio nagle zginął, pomogłoby to w zwalczeniu niewolnictwa w Kovirze, a on nie ścigałby sprawców, lecz pozwoliłby tej sprawie z czasem ucichnąć. Innymi słowym, macie wolną rękę na zamach w Rakverelin, bez obawy o koronę. To nie znaczy jednak, że straż miejska od tak pozwoli Ci zrobić swoje. Dlatego wyślę do Ciebie kogoś, kto Ci w tym pomoże. Dziękować nie musisz, ponieważ jest to wyraz mojej wdzięczności za wszystko co zrobiłeś.
Minęło kilka lat, dlatego pilnie oczekuję Twojej wizyty na dworze cesarskim.


Twój przyjaciel,
Cesarz Alexander Sidereal.


P.S.: Mam nadzieję, że Loa'then sprawdza się dobrze. I że Ci się podoba. Bo był drogi."


Gdy skończył, zaczął zastanawiać się nad następnym planem działania. Ale na to wyglądało, że musieli teraz czekać na tego tajemniczego wysłannika z Cesarstwa. Liczył jednak, że przybędzie niedługo, bo dość miał czekania. Valentain spojrzał po towarzyszach, którzy wlepiali w niego wzrok w niedowierzaniu. Każdy zamarł, jakby miał przed sobą celebryte.
-To Ty z tym mieczem kurwa nie żartowałeś, że od Cesarza...
Jako pierwszy odezwał się Gilgarn.
-Jesteś przyjacielem Alexandra Sidereala?!
Zapytała nie dowierzając Panna Scorn.
-Lepiej! Obalił Republikę Nilfgaardu, a nawet kurwa słowem się nie pochwalił!
Machnęła rękami Arthariel.
Elf popatrzył po wszystkich z osobna. Wyglądali, jakby mieli go właśnie obedrzeć ze skóry, za pominięcie dość ważnego etapu swojej przeszłości. W końcu mało kto mógł się pochwalić tak bliską relacją z cesarzem, a tym bardziej udziałem w zamachu stanu, sadzając go uprzednio na tronie...
-To takie ważne...?
Zapytał, chyba wykopując sobie grób. Tego dnia czekało go dużo wyjaśniania i opowiadania o "Kompanii Sidereala"...

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
wiercenie studni głębinowych krosno | medycyna pracy ursynów | regały paletowe | reklama internetowa nikkshow | pizza dowóz kraków Bronowice