Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
*1523 rok, 30 czerwiec - Rakverelin / Kovir i Poviss*
MG = Valentain, Elizabeth Scorn, Gilgarn, Arthariel i "Niespodzianka"
Towarzysze Valentaina mieli wiele czasu, aby oswoić się ze świadomością, że ich zabójczy elf, który wydawał się jednostką antyspołeczną, ma za przyjaciela samego Cesarza, o którym zresztą przez ostatnie lata było głośno. Mając takiego sojusznika, przestali być zwykłą grupką rewolucjonistycznych idealistów. Teraz byli bronią wymierzoną w Rakverelin. Co nie zmieniało faktu, że Valentainowi i tak dostało się po głowie. Każdy chciał wiedzieć jak wyglądała roczna podróż w dziczy i brudzie, z wygnanym hegemonem, potem zamach stanu na konsula, a następnie, AŻ 9 lat na dworze cesarskim, jako wyjątkowy gość Cesarza. Mało tego, przecież Valentain znał się dobrze nie tylko z rodem Sidereal, lecz też z Cesarzową Lelayną, która uczyła go czytać, Pierwszym Marszałkiem Erogonem z którym szkolił się w walce i Dowódcą Quartonu Miornortosem, z którym grywał w gwinta i pił do upadłego. Ten elf znał wręcz najważniejsze persony dworskie, czy wojskowe, a mało brakowało i on byłby słynny, jako pierwszy elficki Obrońca Cesarski. Gilgarn, aż pluł sobie w brodę, że jego kolega ze wszystkiego zrezygnował. Jednak nikt nie zaczął go inaczej traktować. Na szacunek i tak już dawno zapracował, teraz tylko był dla nich bardziej kozacki.
Tego dnia nikt niczego się jeszcze nie spodziewał. Każdy zajmował się swoimi sprawami, aż nagle ktoś zapukał do drzwi posiadłości. Valentain był na parterze, więc poszedł otworzyć, lecz nikogo nie zastał. Nagle usłyszał stukot w okno, więc też to sprawdził, jednak wszystko było jak najbardziej na miejscu...
-Dałeś się podejść, bracie. Nie zostawia się otwartych drzwi.
Rozbrzmiał głos zza jego pleców. Kiedy tylko się odwrócił, już wszystko zrozumiał. To był Valestil. Jego najbliższy i jedyny krewny. Lecz bardzo się zmienił. Miał opaskę, która skrywała jego prawe oko, oraz pełno brutalnych blizn wokół ust i na policzku. Jedyne co się nie zmieniło, to długie białe włosy, cecha ich pokrewieństwa.
-Wiedziałem, że Alexander to zrobi. Co Ci się stało?
Zapytał o jego twarz, podając mu rękę, do wspólnego powitalnego złączenia przedramion.
-Wojna, Val. Pamiątki po bitwach w Księstwie Maecht. Oko straciłem podczas oblężenia Thurn, zaś szramy dochodziły na bieżąco. Ty jednak zachowałeś ładną buzię.
Pochwalił go i swym zdrowym okiem zaczął rozglądać się wokół siebie. Nagle usłyszał jak pozostali domownicy schodzą na dół, zwabieni prawdopodobnie odgłosami ich rozmowy. Kiedy już cała trójka do nich dołączyła, każdy przyglądał się ich nowemu gościowi, który wydawał się jakby wyrwany z tej rzeczywistości.
-Witam Was. Jestem Valestil, Szef Wywiadu i Kontrwywiadu Cesarstwa Nilfgaardu, z polecenia Cesarza Alexandra Sidereala, zarazem... brat Valentaina.
Przedstawił się lekkim ukłonem, zaś wytatuowany elf westchnął, jakby z dezaprobaty.
-Brat?- Zaczął Gilgarn. -W sumie to podobny. Choć czekam, aż dowiemy się kiedyś, że nasz Val jest jakimś potomkiem Gariona Podróżnika, albo księciem Ofiru, bo zapomniał o tym wspomnieć, czy coś.
Elizabeth podeszła do Valestila podając mu rękę na powitanie.
-Jestem...
-Elizabeth Scorn. Tak, wiem o Was już wszystko. Cieszę się, że pomagacie Valentainowi. Może nie wygląda, ale jest nieporadny jak dziecko.
Uścisnął jej rękę, lekko ją tym zaskakując. Zresztą wszystkich. Przywykną do jego wszystkowiedzy.
-Valestil, zwolennik Lenwe i zdrajca Dol Blathanna...
Przedstawiła go Arthariel, używając jego innego tytułu. Jej wyraz twarzy był groźny.
-Arthariel, zwolenniczka Alenvira i sługuska Kaedwen...
Skontrował ją Valestil. Teraz Valentain zdał sobie sprawę, że podczas Powstania Alenvira, te dwa elfiątka były przecież po dwóch różnych stronach konfliktu, gdy dwaj przywódcy rebelii zwrócili się przeciwko sobie nawzajem w walce o władzę.
-Odezwał się posłaniec Cesarstwa!
Warknęła robiąc kilka kroków w jego stronę.
-Ja przynajmniej nie mam ograniczonych horyzontów umysłowych i wiem jak wyglądają realia świata, do których się dostosowałem.
Odparł, wychodząc jej na przeciw. Nagle Panna Scorn stanęła między nimi.
-Może się uspokoimy i zrobię coś do jedzenia?
Spytała ich z niepewnym uśmiechem.
-A niech się biją, byłoby ciekawie.
Wtrącił Gilgarn.
-To prawda.
Skomentował Valentain.
Valestil stwierdził jednak, że ta obrzucanka gównem nie ma sensu, więc odszedł od niej kilka kroków.
-Dostałem zadanie zlikwidowania Namiestnika Portio, więc tylko na tym się skupię. Możecie na mnie liczyć, lecz musicie mnie wtajemniczyć we wszystkie swoje plany.
Przemówił donoślej, aby dodać w końcu powagi tej sytuacji i zwrócić uwagę wszystkich. Każdy przytaknął na znak zgody, nawet elfka, której przyszło to z trudem. W końcu wysunęła się Panna Scorn.
-Możesz zatrzymać się tutaj.
Zaproponowała serdecznie.
-Ty powinnaś otworzyć tutaj odpłatną noclegownie.
Zaproponował krasnolud, który dobrze znał Elizabeth. Jej dobre serce i potrzeba towarzystwa sprowadziłoby tutaj połowe miasta.
-W takim razie przyjmę gościnę. Lecz teraz wybaczcie, muszę porozmawiać z bratem na osobności...
Powiedział i odciągnął Valentaina z dala od reszty, do głównego holu.
-Co Ty odpierdalasz? Po co wtrącasz się w sprawy tego miasta? Alexander ma miękkie serce wobec Ciebie, ale za to ile Ci dał, powinieneś być przy nim! Zwłaszcza, że kolejne wojny przed nami...
Zaczął swój wywód, widocznie nie aprobując decyzji Rzeźnika z Attre o odejściu z Nilfgaardu.
-Bo to są moje sprawy. Dla Ciebie to nic nie znaczy. Ale Ty masz wykonać tylko rozkaz swego Cesarza.
Opowiedział białogłowy z dumną postawą, wrogo wlepiając w niego wzrok.
-I tak zrobię. Ale gdy to się skończy, siłą zaciągne Cię do Miasta Złotych Wież. Za przysługi się płaci!
Uprzedził go, nie dając żadnego wyjścia. Valentain nie powiedział już nic. Pozwolił Valestilowi po prostu odejść...
Offline
Strony: 1