Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2019-04-25 15:07:57

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 73.0.3683.103

Ballada o łańcuchach (PART XVI)

*1523 rok, 15 sierpień - Rakverelin / Kovir i Poviss*


MG = Valentain, Elizabeth Scorn, Gilgarn, Arthariel, Laurance von Eirs


UTWÓR W TLE


Po śmierci Namiestnika Portio dużo się wydarzyło. Miasto pogrążyło się w żałobie, narzuconej przez króla Thyssena, który tak jak się zobowiązał, nie poszukiwał mordercy zarządcy miasta. Korona tylko udawała, że coś robi w tej sprawie. Lecz obywatele Rakverelin przestali wychodzić na ulicę. Zwyczajnie bali się już tych serii morderstw. Dodatkowo kamienica, która należała do Panny Scorn, była co noc dewastowana, obrzucana zgniłym jedzeniem, czy też niszczono okna kamieniami. Każdy obywatel zrzucał winę na mieszkańców tej posiadłości, zdając sobie sprawę, że wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy pojawiły się w niej dwa elfy i krasnolud. Elizabeth nie mogła już odwiedzać swojej kliniki, zresztą podpalonej przez jakiegoś gnojka, którego ojciec był byłym łowcą niewolników. Niewolniczy interes padł, w tym wzrosło bezrobocie i bieda. Niestety, idea Valentaina ciągnęła za sobą cywili. Nawet Gilgarn przestał chadzać do dzielnicy nieludzi, w której zapanowała godzina policyjna, a każdy podejrzany nieludź był aresztowany. A co działo się u bohaterów tej historii? Wpierw odesłali ciało Valestila do Nilfgaardu, wraz z przybyciem pierwszego statku handlowego, który tak na prawdę był tajnym okrętem nilfgaardzkich zwiadowców. Valentain osobiście napisał list z przeprosinami do Alexandra, za to, że nie był w stanie uchronić Jego wysłannika. Przez kolejne tygodnie siedział zamknięty w swojej komnacie, obwiniając się za śmierć brata. Nie mógł wybaczyć sobie, że jego jedyny krewny na tym świecie umarł na jego rękach. Tej pustki nie potrafiła załatać nawet Elizabeth, dosyć często odwiedzając go i przynosząc mu jedzenie. Rzadko jadał, jakby rozpoczął pokutną głodówkę. Każdy próbował go pocieszać, lecz bezskutecznie. Byli teraz więźniami dewastowanej i obleganej posiadłości, bez żadnego lidera, czy dalszego planu...
Sytuacja uległa zmianie, gdy pewnego dnia do miasta przybyła królewska delegacja, której przywódcą był Minister Skarbu Państwa, długo oczekiwany Laurance von Eirs. Został on mianowany nowym namiestnikiem Rakverelin, oraz zarządcą wszystkich ziem kovirskich. Praktycznie druga władza, poza królem Hortionem Thyssenem. Delegacja miała na celu nie tylko reprezentację nowej władzy, lecz też osądzenie winowajców zamachu na Portio. Nowy namiestnik już dobrze wiedział, komu zawdzięczał swoje wszystkie tytuły i wydał swój pierwszy nakaz aresztowania... padło na Valentaina...


-Kurwa! Wojskowi pod drzwiami!
Krzyknął Gilgarn patrząc w pomazane od jajek okno.
-OTWIERAĆ! ELFIE VALENTAINIE, JESTEŚ ARESZTOWANY, PODDAJ SIĘ DOBROWOLNIE, INACZEJ UŻYJEMY SIŁY!
Rozbrzmiewał krzyk dowódcy garnizonu, który był na tyle taktowny, że raczył nie wyłamywać od razu zamków. Oczywiście lokatorzy kamienicy już sięgali po broń, jakoś niezbyt gotowi przystąpić do zaleceń żołnierza.
-Gdy tylko wejdą, rzucam sztyletami, potem tniemy po kolei!
Rozkazała elfka, lecz nagle rozbrzmiały odgłosy kroków na schodach.
-To nie będzie konieczne. Po prostu pójdę z nimi.
Powiedział Valentain, schodząc do parteru.
-Czy Ty oszalałeś?!
Krzyknął Gilgarn.
-Val, nie możesz tego zrobić! Oni Cię zabiją!
Błagała Elizabeth, chwytając go za ramię. Ten spojrzał na nią swymi zielonymi oczami, lecz nie było w nich chłodu, a może raczej przeprosiny.
-Zrobiłem wszystko co chciałem tu osiągnąć. Niewolnictwo padło i nie odrodzi się już na długo. Zawdzięczam Wam to wszystko. Dlatego teraz pozwólcie mi zebrać owoc swoich żniw, a sami życie dalej...
Powiedział, a Panna Scorn go przytuliła zapłakana, jakby nie miała zamiaru go puścić na zewnątrz.
-OSTATNIE SZANSA, INACZEJ WCHODZIMY! WYŁAŹ ELFIE!
Wykrzyczał dowódca garnizonu.
-Valentainie... nie możesz...
Powiedział smutno krasnolud.
-Jeśli masz zginąć, nie opuścimy Cię...
Dodała elfka.
-Nie pozwólcie umrzeć Elizabeth za Waszą pierdoloną odwagę!- Warknął na nich, aż wspomniana kobieta się odsunęła. -Gdy tylko odejdą, macie się wszyscy ratować. Ucieknijcie z Rakverelin. To miasto jest dla nas skończone...
Panna Scorn spojrzała na niego, jakby miała to zrobić po raz ostatni.
-Nie poddawaj się...
Wyszeptała, ale po chwili Valentain pocałował ją namiętnie w usta, jakby pożegnalnie...
-To dzięki Wam się nie poddałem. Dziękuję Wam. Wszystkim...
Zwrócił się do nich i podszedł do drzwi, aby otworzyć je żołnierzom...
-No proszę, jednak nie jesteś głupi. Idziesz z nami do Laurance'a. Oddaj miecz.
Rozkazał mężczyzna, a elf podał mu Loa'then, po czym w ciszy obserwował jak związują mu ręce. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie czekał długo, aż go zabiorą stąd. Kiedy tylko Rzeźnik z Attre zniknął swoim towarzyszom z widoku, Eliza padła na kolana, a Arthariel klęknęła tuż przy niej, natomiast Gilgarn zaczął uderzać pięścią w ścianę...


Po jakimś czasie, aresztowany, oraz cały garnizon, znaleźli się na placu, przed pałacem namiestnika, najwyższym punkcie w mieście. Na samym jego środku czekał na niego już Laurance...
Jeden z żołnierzy kopnął Valentaina w nogę, zmuszając do upadku na kolana przed nowym zarządcą, który śmiał mu się cały czas w twarz.
-A więc to jest ten postrach Rakverelin? Wytatuowany elf?
Zapytał, lecz Rzeźnik z Attre go nie słuchał. Wypatrywał w nim podobieństwa do swojego dawnego pana, przodka tego człowieka, który niewolił go i brutalnie wykorzystywał. Tak bardzo chciał mu zrobić dużo okropności...
-Wiesz co Cię czeka, elfie? Obedrzemy się ze skóry, a potem w kawałkach porozwieszamy po mieście. Cieszysz się ze mną?
Uśmiechnął się paskudnie, na co Valentain nawet nie zareagował. Wydawał się znudzony, a może nawet ignorował jego słowa. To bardzo irytowało szlachcica, lecz bał się nawet do niego podejść, pomimo że był skrępowany.
-Tak wielu skrzywdziłeś, a nawet słowem się do mnie nie odezwiesz... a szkoda, chciałbym poznać Twój głos... Zabrać go.
Rozkazał, lecz nim ktokolwiek przeszedł do wykonania swojego rozkazu, rozbrzmiał potężny ryk, który wystraszył nawet ptaki z całego Rakverelin. Zaraz po tym był kolejny ryk, jakby głośniejszy i bliższy. Każdy szukał przyczyny tego dźwięku, lecz tylko Valentain, patrzący wysoko w niebo, zrozumiał co to było...
-Myślałem, że wymarły.
Skomentował, czym sprawił, że wszyscy spojrzeli w tym samym kierunku. Niektórzy upadli na ziemie z wrażenia, a niektórzy zaczęli uciekać. Była to skrzydlata bestia, zwana smokiem, prawdopodobnie jeden z ostatnich przedstawicieli tego gatunku, nie widziany od stuleci. Rakverelin leżało blisko Gór Smoczych, gdzie dawniej miały one legowiska. Najwidoczniej szukał pożywienia...
-Kurwa, jak to zabić?!
Krzyczał Laurance, lecz nim się zorientował, prawie cały jego garnizon zwiał. Nie trzeba było długo czekać, aż wielka bestia splunie kulą ognia, tuż obok nich. Nastąpiła eksplozja płomieni, która wszystkich przewróciła. Valentain wykorzystał ten moment, by rozciąć więzy, a następnie odszukać swój Loa'then. Gdy już go miał, znalazł nowego namiestnika tego miasta i chwycił go metalową łapą za gardziel.
-Jak Ci się słucha teraz mój głos? Ja posłucham w zamian Twojego krzyku.
Elf zaśmiał się gorzko, zapominając o całej tej sytuacji wokół, ogarnięty zemstą. Wbił miecz w stopę szlachcica, a ten zawył żałośnie, po czym zatopił swe metalowe pazury w jego piersi. Długo to nie trwało, aż wyrwał z jego ciała gorące serce. Laurance umarł, ostatnie spojrzenie zatrzymując na czerwonym organie, po czym padł bezwładnie na posadzkę. Valentain zgniótł serce i rzucił je na ziemie. Dopiero wtedy spojrzał na gigantyczną poczwarę, która usiadła na dachu pałacu, w całości go zawalając, po czym ziewnęła ogniem, trawiąc wiele domów z Górnego Miasta.
-Piękny jesteś...

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
wiercenie studni głębinowych krosno | medycyna pracy ursynów | regały paletowe | reklama internetowa nikkshow | pizza dowóz kraków Bronowice