Nie jesteś zalogowany na forum.
Wszystko działo się tak szybko, lecz cały obraz przepadł, wraz ze świadomością Alexandra... Czuł jednak, że jest noszony, jego koszmarne sny dawały mu takie przeświadczenie... Cały czas coś dziwnego się z nim działo. Przebudził się poraz następny po bardzo długim czasie, lecz czując niewyobrażalny chłod na plecach, jakby leżał na jakimś metalu. Zaburzonym spojrzeniem mógł zobaczyć kilka osób nad sobą, jednak z wielką trudnością mógł ich rozpoznać. A może nie mógł? Bądź co bądź był świadkiem rozmowy...
-...jeśli on umrze, każe Cie publicznie rozedrzeć ze skóry!
Warknął gniewny głos Dariusa Pavetti.
-Nie martw się, studiowałem genetyke, anatomie, oraz przejrzałem wszystkie tajniki wiedźmińskich metamorfoz. Mam do dyspozycji też sprzęt...
Odparł nieznany głos Krasnoluda, zachrypiały od wygorzelnienia.
-Ale co się z nim stanie?
Zapytała niewyraźna sylwetka Erogona.
-Zahibernuje go... Zamrożę, aby nie umarł. W tym czasie kiedy zapadnie w stan śpiączki hibernacyjnej, postaram się go naprawić...
Odparł Krasnolud.
-W jakim sensie?
Rozbrzmiał głos Mjornora.
-Nogi i lewe przedramie łatwo zastąpie najnowocześniejszymi protezami machinalnymi robótki krasnoludzkiej. Co prawda to sztuczne kończyny, pomimo ludzkiego kształtu, ale połącze jego układ nerwowy z robotycznymi elementami jego nowego ciała. Oczywiście jego ciało będzie odrzucać ciało obce, w tym nerwy mogą przepływać z nieprawidłowościami mózgowymi, ale dlatego zrobię to, czego raczej nie stosowano od wieków. Uczynię go mutantem. Niech nie brzmi Wam to źle. Po prostu stare zapiski wiedźmińskie wyjaśniają mi jak uczynić go jeszcze to sprawniejszym i odporniejszym. Wtedy też jego organizm przestanie walczyć i będzie do obróbki. Powinien też odzyskać w pełni wzrok i słuch, bowiem ogłuchł na lewe ucho. Kupa roboty. Hibernacja potrwa rok...
Zapadła głucha cisza, aż w końcu Darius westchnął.
-Rób co musisz, byleby przeżył i był taki jak dawniej. Valestil będzie do Twojej dyspozycji jeśli czegoś będziesz potrzebował. Jest niezastąpiony...
Nad Alexandrem pojawiła się ostatnia sylwetka, Elfiego Ducha.
-Nie mogę się doczekać skutków... Doprawdy teraz wygląda niegodnie...
Valestil skomentował byłego hegemona, a po tych sowach, Sidereal znowu utracił przytomność...
Oficjalnie III Wojna Północno-Południowa, okrzyknięta Wojną Ostateczną, zakończyła się 10 maja 1510 roku. Oczywiście to tylko umowna data, ponieważ dla każdego ta totalna destrukcja zakończyła się w swoim czasie. Po prostu tego dnia uzbierano już wszystkie podpisy władców o wieczystym pokoju. Świat wszedł w końcu w sferę pokoju, lecz z jakimi konsekwencjami? Stare mocarstwa które rozpoczęły tą trzyletnią krwawą walke, upadły, a na ich gruzach odrodziły się nowe państwa, oraz niektóre powróciły po kilku wiekach na mapę...
Walka wpierw zakończyła się dla Wysp Skellige, oraz Koviru i Poviss, które zostały wykluczone jeszcze za kampanii Cesarskiego Hegemona. Ta historia jednak była wszystkim znana. Kolejnym jednak w kolejności było Imperium Kaedwen, które po siłowym przedarciu się przez Dolinę Marnadal, zmierzyło się w cesarskimi wojskami, w próbie zdobycia Caer Heelal. Twierdza okazała się nie do zdobycia. Choć niewykluczone, że prędzej, czy później, Kaedweńczycy znaleźliby sposób na sforsowanie szyków Nilfgaardczyków, ale w okupowanej prowincji cintryjskiej wybuchła słynna Rebelia Galahada. Cintryjczycy po roku starań, uzbierali liczne wojska z całej Cintry, aby przepędzić Imperialistów. W tej walce poniosło śmierć wielu cintryjskich patriotów, ale dzięki dyscyplinie, świetnemu dowodzeniu i cierpliwemu odbijaniu wsi po wsi, warowni po warowni i w końcu miasta po mieście, rozbici Imperialiści poraz drugi zostali wypędzeni na jeszcze dalszą północ, na swe rodzime tereny. Nie to jednak zakończyło dla nich wojnę, lecz wewnętrzne spory spowodowane słabą sytuacją polityczną. Bojarowie powstali przeciwko Imperatorce Annie. W dodatku w samej stolicy zaczęto głosić propagandowe idee socjalistyczne, o równości każdego obywatela, krzywdzonego przez monarchie. Dla Imperium wybuchła kolejna wojna, tym razem domowa, zakończona obaleniem dynastii Jednorożców i podziałem Kaedwen na trzy strefy. Imperium Wschodnie, Zachodnie, oraz Centralne. Każda z własnym władcą. Z tego też powodu, Kaedwen niezdolne do dalszej walki zakończyło swój udział w Wojnie Ostatecznej, zarazem uznając autonomie Królestwa Cintry, odrodzonego państwa Galahada. Z tego też samego powodu, Elfy z Dol Blathanna i Redania również opowiedziały się za wykluczeniem z walki. Wojna kontynentalna przetrwała jedynie dla Cintry i sąsiadującego Cesarstwa Nilfgaardu, lecz dla nich też nadszedł koniec walk, co prawda, nawet ich nie zaczynając ze sobą. Kryzys spadł na południowe mocarstwo. Również wewnętrzny. Cesarz Pelok IV, nie mógł sprostać problemowi, którym były buntujące się prowincje na północy. Wszystkie idąc za śladem Cintry, zapragnęły oduzależnienia się od potężnego tworu państwowego. Bunty doprowadziły do wypędzania wojsk nilfgaardzkich z miast, opanowywanych przez rodowitych mieszkańców prowincji. Może Nilfgaard utrzymałby te miasta, lecz miał tam zbyt mało wojsk, skupiając wszystkie siły na Caer Heelal. Kiedy pierwsze prowincje ogłosiły niezależność, Toussaint spokojniejsze o swoją pozycje, zerwało sojusz lenny z Cesarstwem, czyniąc się autonomicznym królestwem. Same wojska w Caer Heelal zaczęły się w dużym stopniu pomniejszać. Nie chodziło o straty w wojnie, lecz liczne, wręcz przerażające dezercje. Żołnierze widząc odłączające się prowincje, zarazem dalej nie wierząc w zdrade Cesarskiego Hegemona, nie chcieli walczyć za Cesarza. Gdy w końcu Nazairczycy rozpoczeli bunt, Cesarz rozkazał powrót wojsk z północy, aby utrzymać siłą najbliższe prowincje Nilfgaardu. Siedem prowincji, które odeszły, utworzyły Koalicje Zeph'de, z siedmioma namiestnikami na czele, wiedząc że tylko tak przetrwają gospodarczo i militarnie. Nilfgaard zachowując rodzime tereny i w pełni wchłaniając Ymlac, Rowan, oraz Gemmere, utracił status Cesarstwa, stając się jedynie Republiką Nilfgaardu. Władzę przejął w pełni Senat, degradując Peloka do pozycji konsula. Krasnoludy powróciły do Mahakamu, kończąc współpracę z przegranymi, zaś Ofir, przestał uznawać ożenek Peloka z Alminą za zgodny z porozumieniem, dlatego Orhan X porwał swą córę, wycofując wojska do własnej ojczyzny...
Tak wyglądał teraz kontynent. Dawne mocarstwa przestały istnieć, dając szanse nowym tworom...
Podsumowując, świat odrodził się z następującymi państwami:
Centralne Imperium Kaedwen - Sfera dawnego mocarstwa, zachowująca tereny historycznego Kaedwen i ziem hengforskich, pod władzą Wielkiego Wodza, Irvina Teraziasa. To on rozpoczął rewolucje socjalistyczną, wodząc obywateli równością praw każdego człowieka, jego dóbr i namawiając do obalenia przestarzałej władzy Jednorożców. Tak też zrobiono. Po krwawej walce mieszczan z mniej liczną Złotą Gwardią, siłą wyciągnięto Imperatorke Anne na plac główny, gdzie też ją powieszono jak zwykłego rabusia. Irvin stał się patronem Kaedweńczyków.
Zachodnie Imperium Kaedwen - Sfera dawnego mocarstwa, zachowująca tereny historycznej Temerii, Cidaris, Verden i Brugge, władana przez króla Aristova Mocnego. Jako bojar, namówił szlachtę do prowadzenia polityki na swój sposób, zarazem chcąc oddzielić się od socjalizmu idącego z Ard Carraigh. Na stolicę wybrał Wyzime.
Wschodnie Imperium Kaedwen - Sfera dawnego mocarstwa, zachowująca tereny historycznego Aedirn, oraz Lyrii i Rivii, pod berłem króla Satariusa Mongomery'ego, który przetrwał socjalistyczną rewolucje w Ard Carraigh i śmierć wszystkich ważniejszych Kaedweńczyków. Nie mogąc dojść do porozumienia z bojarem Aristovem Mocnym, postanowił oddzielić się od niego i jego popleczników, na wschodzie. Za stolice wybrał Vengenberg, zaś jego państwo, choć najmniejsze, można było uznać za jedyną prawdziwą spuścizne ideałów dawnego Imperium Kaedwen.
Kovir i Poviss, Redania, Wyspy Skellige - Ocaliły swoje granice w takim samym stanie, całkowicie oddzielając się od wspólnej polityki z podzielonym Kaedwen, przez trwające zamieszanie, mogące im zaszkodzić. Jednak Koviru nie obejmowało już embargo, a pokojowe południe wznowiło handel z tym państwem, po przez dostawy morskie, w czym wspomógł Archipelag, oczywiście ze swoim udziałem w tej sprawie. Sama Redania zamknęła granicę dla Centralnego Imperium, którego propaganda szkodziła jakiejkolwiek formie władzy, lecz wznowiła pozytywne relacje z Zachodnim Kaedwen. W końcu Delaine, ostatnia żyjąca potomkini Gariona Podróżnika, miała w przyszłości zostać królową małżonką państwa redańskiego.
Cintra - Odrodzone królestwo na prowincjonalnych granicach, włączając w to oddane Wzgórze Sodden, przekazane w akcie pokoju przez Zachodnie Kaedwen. Królem Cintry został Galahad z Ortagoru, bohater wyzwoleńczy, który sprawował silną władze, odporną na zagraniczne wpływy. Utworzywszy handel z Wyspami Skellige, znacznie się wzbogaciła.
Elfy, Krasnoludy - Brodacze powrócili do Mahakamu, gdzie zresztą znów się odizolowały, uznawszy że obecny pokój im wystarczy. Jednak Borund pluł sobie w brodę z powodu nieaktualnego planu z tunelami. Elfy uchroniły Dol Blathanna, choć pozostając sąsiadem socjalistycznego Kaedwen, zamknęły wszystkie granice. Jednak mówi się, że Alenvir przyjmuje w gościne przedstawicieli Wschodniego Imperium, wciąż uznając zwierzchność rodowitych Kaedweńczyków.
Ziemia Niczyja - Dol Angra ostatecznie nie została przydzielona do granic żadnego państwa, ze względu na jej położenie i słabe zagospodarowanie. Nie dawała zbyt wielu plonów, była więc tylko "gębą do wykarmienia". Tymczasowo jest to ziemia niczyja, którą wzdłuż i wszerz, oblegli bandyci.
Toussant - Królestwo, które wcześniej było marionetką Cesarstwa, teraz stało się wolnym i niezależnym krajem. Postawiło bardzo duży nakład na handel i sojusz z Cintrą, oraz Koalicją Zeph'de. Tam nigdy nic się nie zmienia.
Ofir - Sułtanat pozostał nietknięty, zaś znowu zdawał się być niedostępny dla reszty kontynentu. Sułtan Orhan X zachował głęboką urazę dla sąsiadów, którzy naobiecywali mu dużo, a przynieśli tylko straty w ludziach.
Koalicja Zeph'de - Przez Nordllingów zwana Koalicją Siedmiu, ponieważ składała się z siedmiu nowopowstałych księstw. Nazair, Geso, Mettina, Ebbing, Maecht, Etolia i Vicovaro, każde pod dowództwem princów, inaczej książąt, których funkcja zbliżona była do dawnych namiestników. Miało to na celu zapewnić wspólnote militarno-gospodarczą. Głównym zarządcą koalicji był Arcyprinc, Gollio Oltun, który stacjonował w Nazairze, w Caer Heelal, które zresztą z twierdzy, przekształcono w dobrze prosperujące miasto, zachowując sentymentalną nazwe.
Nilfgaard - Inaczej zwany Republiką Nilfgaardu, jedyny istniejący i pełnoprawny człon dawnego Cesarstwa, którego tereny przypadały na rodzime tereny, wliczając w to Ymlac, Rowan i Gemmere, pozbawiając je jakichkolwiek prowincjonalnych narodowości, w momencie wielkiego kryzysu buntów. Po upadku Cesarstwa, Senat ogłosił zmianę ustroju monarchii na republikańską, w której Arcysenator Heukles miał ostatecznie większą władzę od Peloka IV, który chcąc nie chcąc, z pozycji cesarza, musiał zejść do pozycji konsula, którego rola opierała się na sprawach zagranicznych Nilfgaardu. Wciąż to on odpowiadał za władzę wojskową.
********
Rozdział I: Nowy świat.
*6 marca 1510r. - Gdzieś w Cintrze*
MG = Abaldiusz, Erogon Sterne, Mjornor
W podziemnym laboratorium, krasnoludzkiego inżyniera, naukowca i geniusza, Abaldiusza, tego dnia, wzbudził się Alexander Sidereal, po roku hibernacji. Mógł być jeszcze nie do końca świadomy tego kim jest, co tu robi i co się dzieje, lecz ruszał się, na swych machinalnych nogach i poruszając machinalną ręką. I to jeszcze sprawniej, niż swoją prawdziwą, zdrową kończyną, którą była prawa ręka, trochę osłabiona przez rok nieużytkowania z mięśni. Na torsie, plecach i twarzy miał blizny, które pozostały pamiątkami po eksplozji w kotlinie. Jednak odcień jego skóry lekko zbledł, uwydaczniając niebieskie żyły pod spodem, zaś oczy jego, wydawały się nieludzkie, złotawe. Ale były zdrowe, tak samo jak słuch. Był to efekt mutacji...
-Nie umarł na szczęście. Żyje i jest jeszcze sprawniejszy, niż był wcześniej. Prawdziwa maszyna do zabijania. Niestety ciężko jest mi określić, czy wciąż jest płodny, bo mutacja wpływa na to niekorzystnie. Ale nie wypaczyłem go z jego charakteru. Jest tym kim był wcześniej. Lecz może mieć zaburzone wspomnienia i zmysł orientacji. Będzie potrzebował Waszej pomocy, by na nowo się odnaleźć. Ja tymczasem wyśle Valestila z dobrą nowiną do Dariusa, aby ten mi go odesłał z górą złota...
Odszedł gdzieś zadowolony krasnolud, dumny ze swej pracy, zaś Mjornor i Erogon przyglądali się zagubionemu Alexandrowi.
-Przed nami wiele pracy...
Skomentował Mjornor.
-Przed nami wszystkimi...
Dopowiedział Erogon, którego szaty były zniszczone, jak po długiej wędrówce, a twarz pokryta zarostem. Był gdzieś daleko, jednak powrócił. Nie jako szlachic, lecz towarzysz Sidereala...
*Wczesne lato, 1511 rok - Zajazd w pobliżu Attre, Cintra*
MG = Darius Pavetti, Valestil
W gospodzie, o tak późnej porze, nie brakowało bywalców z okolicznych wsi i podgrodów. Przy jednym ze stolików, siedziała zakapturzona postać. Był to Darius Pavetti. Nie było w nim nic z dawnego majestatycznego namiestnika Nilfgaardu. Wyglądał bardziej jak wędrowiec. Minął w końcu rok od Wojny Ostatecznej, dwa lata od hibernacji Alexandra, trzy od kampanii Hegemona i cztery od wybuchu wojny kontynentalnej. Wiele przeszedł i wiele się zmieniło...
-Zaraz na pewno przybędzie.
Powiedział Elfi Duch, w czarnych szatach, przysiadając się do Dariusa. Valestil, a jakże.
-Oby. Dwa lata go nie widziałem. Nawet nie wiem co mu teraz w głowie siedzi, zwłaszcza po tym jednym wielkim gówie, które ta wojna wysrała.
Odparł zniecierpliwiony Pavetti, a elf uśmiechnął się podejrzanie.
-Zakład, że będzie szukał zemsty? To typowe w takich typu powieściach...
Offline
Minęły dwa lata. Dwa długie lata, od kiedy Alexander widział swoich bliskich i ojczystą ziemię. Cztery lata od rozpoczęcia wojny, a trzy od kiedy został zdradzony przez Cesarstwo. Od tamtego tragicznego wypadku w dolinie wiele się zmieniło w życiu Sidereala, ale nie mniej na mapie świata. Upadły stare imperia, powstały nowe, z nowymi władcami i nowym sposobem rządzenia. I w związku z tym, na początku, gdy ledwo się wybudził, doznał pewnego szoku. Nowa rzeczywistość bowiem całkowicie go przytłoczyła... od tamtego momentu do teraz, gdy wchodził do tawerny, minął rok. I tyle właśnie czasu miał na przystosowanie się, odnalezienie nowego siebie i rehabilitację.
Alexander po wybudzeniu nie pojechał do stolicy, by upomnieć się o swoje lub by żądać zadośćuczynienia za krzywdy. Absolutnie. Czuł się na to zbyt słaby, czuł, że to jeszcze nie jego czas, nie ta chwila. Tymczasowo porzucił tę myśl na rzecz podróży po wschodnich i północnych krainach. Zobaczył świat po wojnie, jego mieszkańców, ich zapatrywaniu się na przyszłość, nową politykę. Szczególnie przyjrzał się sytuacji w Centralnym Kaedwen, która przedstawiała kompletnie nowy i z punktu widzenia Alexandra niebezpieczny nurt polityczny. Hasła głoszone przez nową władzę dobrze brzmiały, ale sporo było w nich kłamstwa, zbyt wiele fantazji. Brzmiały zbyt dobrze, by mogły zostać przełożone na rzeczywistość. Zwiedził każdy kraj, nigdzie nie zabawiał na zbyt długo i nigdzie nie posługiwał się prawdziwym mianem. W Redanii mógł być Arturem, zaś w Kovirze już chociażby Vespuccim. Przez ten czas szkolił ducha, ale nie zapomniał o ciele, a te zmieniło się diametralnie...
Drzwi otworzyły się, wpuszczając prócz snopu światła osobnika nielichej postawy i aparycji. Wojownik odziany był jak na bitwę, lecz na próżno było na nim szukać blaszanych elementów, z wyjątkiem stalowych naramienników. Hełmu także nie nosił. Ale cały arsenał za to już posiadał, można rzec. W dłoni dzierżył włócznię, której drzewiec nawet wykonany był ze stali. Na plecach umieszczona była okrągła tarcza ze stalowymi wzmocnieniami. Na pasie, na prawym boku zawieszony był toporek, lecz nie byle jaki, gdyż u podstawy był przyczepiony doń łańcuch. Metody walki nim można się było jeno domyślać. Oprócz tego jednoręczny miecz na lewym boku oraz przynajmniej trzy sztylety poukrywane to tu to tam. Wygląd przybysza nie wskazywał na przynależność do którejkolwiek ze stron. Nie wyglądał też na bandytę, a zatem wolny strzelec, najemnik.
Stanął w progu, poszukując swym bardzo odmienionym wzrokiem dwóch osobników, jednocześnie zwracając na sobie uwagę tawernianej gawiedzi. W końcu wypatrzył dwójkę znajomych, lecz to elfa poznał najpierw.
Nie czyniąc nikomu problemów przysiadł się do tych dwóch, włócznię odkładając na bok. Wtedy też reszta zebranych zajęła się własnymi sprawami, tracąc zainteresowanie Alexandrem.
- Witajcie druhowie, minęło wiele czasu. Może nawet za dużo... - rozbrzmiał nieco niższym głosem, niż tym, który miał przed laty. Widocznie mutacja wiedźmińska wpłynęła także na to.
Teraz w świetle świec można było dokładnie się mu przyjrzeć. Kolor włosów pozostał, lecz te były wyraźnie krótsze, sięgające poniżej linii szczęki i nieco za kark, kiedy wcześniej sięgały za połowę pleców. Nadal można było je związać. Alexander porzucił delikatny zarost lub jego całkowity brak na rzecz pełnoprawnej brody. Twarz blada niczym u trupa poznaczona była licznymi bliznami zdobytymi zarówno w wyniku wybuchu, jak i w trakcie niezliczonych walk na szlaku po wybudzeniu. Oczy zmieniły swój kolor. Wcześniej silnie niebieskie, obecnie bursztynowe i do tego niezbyt ludzkie, bo źrenica regularnie zmieniała swój rozmiar - w zależności od światła zwężała się niczym u kota.
Surowe spojrzenie, jakim Alexander się charakteryzował, z tymi oczami nabrało na sile i wydawało się jeszcze surowsze, groźniejsze. Sama postać Sidereala była dużo, dużo większa. Nabrał niemożliwej wręcz dla starego siebie masy mięśniowej, dzięki czemu wyglądał teraz tak, że bez problemu można go było przyrównać do Cartaphilusa i stawić go z nim w szranki.
W istocie, niewiele było teraz tego dawnego Alexandra, mimo to każdy, kto wcześniej go widział, teraz także mógłby go rozpoznać, gdyby dobrze się przypatrzył.
- Ciężko tak po prostu poruszyć jakiś temat, zbyt wiele się zdarzyło u każdego z nas jak przypuszczam. Cesarstwo upadło, a my, jak widać, razem z nim. Cóż... jak żyjecie? - zaśmiał się lekko, ukazując nieco drapieżne, zaostrzone kły.
Offline
MG = Darius Pavetti, Valestil
Pojawienie się Alexandra w gospodzie, wzbudziło poruszenie, ale jak to zwykle bywa z ludźmi, chwilowe. Bowiem wielu najemników gościło w zajazdach, odpoczywając od wszelakich podróży i walk. Tak też zobrazowano nowoprzybyłego. Czy faktycznie to był jego sposób na zarobek w tych ciężkich czasach? Ludzie do teraz naprawiali zniszczenia po wojnie, wielu dla garści złota chwytało się wszystkiego, w tym byli żołnierze...
Gdy ten, dosiadł się do do elfa i tajemniczego jegomościa w kapturze, popatrzyli na niego z zadumą. Bardzo się zmieniłi to było widać gołym okiem.
-Witaj przyjacielu... Nie wierzę co z Tobą życie zrobiło...
Skomentował Darius.
-Spójrz na siebie.
Wtrącił Valestil, mając racje. Ich tytuły odeszły wraz z szatami i perfumami.
Pomimo faktu, że Sidereal poruszył temat, trwała chwilowa cisza. Możliwe, że skupili się na jego nieludzkich oczach. Zastanawiali się, czy tak kiedyś wyglądali wiedźmini, o których słyszano obecnie tylko w legendach.
-Cóż...- Zaczął Pavetti. -...można powiedzieć, że Cesarstwo praktycznie przegrało tę wojnę. Choć gdy patrzy się na obecny stan Kaedwen, to nie można powiedzieć, by po tym wszystkim był choć jeden zwycięzca... Poza Cintrą oczywiście. Jeśli rozejrzysz się wokół, wszędzie zobaczysz cintryjskie herby i wesołych ludzi. Przynajmniej oni coś osiągnęli. Lepiej dlatego, byśmy nie odnosili się zbyt głośno z tym kim jesteśmy. Nie brakuje antynilfgaardzkich haseł. Choć nasza ojczyzna jest teraz daleko. Daleko za księstwami koalicyjnymi...
Zaśmiał się żałośnie, jakby wciąż rozpamiętywał to wszystko. Ale postanowił jednak skupić się na ich osobistych sprawach.
-Jak żyjemy zaś... hmm... W ciszy. Odkąd "zdradziłem" Nilfgaard, nie uwierzywszy w Twoje kolaboracje z wrogiem, żyje z dnia na dzień. Tu zawitam, tam zagoszcze. Valestil podążył za mną, jako najwierniejszy sługa...
- Przysięgałem służyć Cesarstwu, nie Republice. Cesarstwa nie ma, więc sam jestem sobie panem. Elfy w tych czasach nie mają tak źle na szlakach.
Dopowiedział Valestil. Można więc było uznać, że obaj prowadzili wędrowny tryb życia. W lasach, w gospodach, nie mając już miejsca, które nazwaliby domem. Niewiele więc różniło to się od tego, co czynił Alexander.
-Powiedz przyjacielu, co z Tobą? Zwiedziłeś północ, naszych dawnych wrogów. Widziałeś na własne oczy gruzy Imperium. Jak tam jest? Wiele od siebie różnią się te trzy obrzydliwe dzieciaki, które zrobiło Kaedwen? Myślisz, że złączą się znowu w jedno? Wiele nad tym myślałem, lecz nigdy nie skierowałem kroków dalej, niż za Cintre...
Zapytał Darius, jak zwykle ciekawy polityki. Co jak co, ale to nie uległo zmianie.
Po chwili barman przyniósłtrzy kufle piwa. Z polecenia Elfa, czekał tylko na zjawienie się trzeciej osoby. Pavetti jako pierwszy zmoczył usta w pianie. Był spragniony.
-Wiesz coś o losie Erogona i Mjornora? Podobno byli z Tobą zaraz po Twoim wybudzeniu się. Spodziewałem się, że będą towarzyszyć Ci w drodze rozwoju.
Zapytał Valestil, zaciekawiony losami nieobecnej dwójki. Można powiedzieć, że cała ta wojna i katastrofa wyselekcjonowało ich małągrupke do jednej drużyny. Nawet jeśli każden był daleko od siebie. Zawsze wracał.
-No i co z Twoim losem... Co zamierzasz? Trudnić się u bogatych kupców?
Dopytał Darius. Zalali go falą pytań, jednak po dwóch latach, było to zrozumiałe.
Offline
Fakt faktem, każdy wyglądał inaczej. Darius był teraz wyraźnie niezadbany. Chodził w łachmanach, a i pożytku z miecza nie mógł za bardzo zrobić, bo trochę zapomniał jak się nim macha. Znacznie lepiej obracał piórem i być może właśnie w ten sposób dorabiał sobie na życie? Być może. W każdym razie taki Valestil raczej nie musiał się troszczyć o wygląd zewnętrzny, bo nawet jeśli chodził w szmatach, to elfie rysy nadal uwydatniały jego niemal nieskazitelną urodę. No ale mniejsza, bo nie o to się rozchodziło.
- Jeśli mam być szczery, to jestem głęboko zawiedziony wynikiem wojny. Boli mnie, gdy spoglądam na najnowsze mapy i widzę, że z wielkiego imperium staliśmy się zbiorem kilku najbliższych prowincji. Cieszy mnie oczywiście, że nic lepszego nie stało się z Kaedwen i że Galahad dobrze wykorzystał moją radę, ale nadal czuję tę bezradność. Po takim czasie to wciąż boli. Wam zaś dziękuję, że nie opuściliście mnie. Nie wierzyłem, że mogliście z Pelokiem uknuć plan usunięcia mnie. Jednak co stało się z moim dawnym sztabem, Lelayną i... Falksem? - wyznał Alexander, po czym zadał również pytanie, które go nurtowało, a na które nie mógł znaleźć odpowiedzi w czasie swoich podróży. Liczył, że ktoś tak poinformowany jak Valestil i Darius znają prawdę na ten temat.
- Cóż, fakt, zwiedziłem ładny kawałek świata. Byłem nawet w Haaklandzie i Zerrikani, odwiedziłem miejsca pól bitew, w których także ty brałeś udział, Dariusie. Chciałem wrócić, przypomnieć sobie dawne dzieje, oddać cześć poległym. A Kaedwen... bardzo nietypowy podział. Wszędzie Kaedweńczykom żyje się dobrze, albo przynajmniej póki co, ale władza tych trzech tworów reprezentuje zupełnie różniące się od siebie kierunki polityczne. Na wschodzie jest monarchia zbliżona do tej imperialnej, ale nie ma mowy o absolutyzmie, na zachodzie ukształtowało się coś na kształt monarchii z dużą domieszką oligarchii, bo rodziny bojarskie mają wspólnie dużo większe znaczenie i ,,ale'' od króla. W centrum zaś, w pierwotnym Kaedwen, ukształtowało się coś, co śmiało można nazwać absolutną nowością czasów nowych i dawnych. To ziarno chaosu pokryte cienką warstwą utopijnej wizji przyszłości. Tam do władzy dorwał się najprostszy lud pod przewodnictwem kogoś, kto nie jest monarchą, lecz mimo to sprawuje władzę absolutniejszą od absolutnej. Tam arystokracja jest mordowana, monarchiści są tępieni, a spółki kupieckie konsekwentnie eliminowane i wchłaniane. Głosi się powszechną równość praw, ale ja wiem, że świat, w którym każdy jest równy, to ten, w którym każdy jest biedny i w którym każdemu żyje się jednakowo chujowo. - i powiedziawszy to golnął sobie z kufla. Na tym jednak nie poprzestał. - Dzisiaj wszyscy mają dość wojny, ale przyjdzie czas, kiedy Północ zechce zjednoczenia, a przypuszczam, że najszybciej wyjdzie to ze strony Centrum. Wówczas dojdzie do odrodzenia potęgi, której tym razem Południe może nie zatrzymać. Niech wszyscy nazywają sobie niedawną wojnę tą ostateczną, ale tak długo jak będzie istniał człowiek, będą też wojny. - wyjaśnił swój punkt widzenia. Alexander w czasie swojej podróży zrozumiał i poznał wiele rzeczy, albowiem nie podróżował w lektyce, ani w wozie chronionym przez kordony wojaków. Nie jeździł od pałacu do pałacu. Poznawał na co dzień życie prostych ludzi, obserwował je i próbował pojąć. Jako hegemon, jako dowódca wojskowy, polityk widział życie ludu jedynie na papierach, gdzie los poddanych wyrażony był w statystykach. To była czysta biurokracja, a Alexander doświadczył brutalnej rzeczywistości.
- Niewiele o nich wiem. Doszedłem do wniosku, że sam chcę ogarnąć swoje życie i wyruszyłem w podróż samotnie. Ale coś czuję, że niedługo znowu ich spotkam... Mjornor w każdym razie pewnie rozbija się po burdelach po tym co uzbiera na zleceniach, a Erogon... nie wiem, ale do swoich już nie powrócił.
Powiedział krótko o swoich konfratrach w doli i niedoli. Kto by przypuszczał, że Hegemon zaprzyjaźni się tak dobrze z byle najemnikiem i Kaedweńczykiem? Dziwny jest ten los.
Alexander sapnął, gotując się do udzielenia odpowiedzi na bardzo ważne pytanie. Już od dawna wiedział, co chce zrobić.
- Nie, skończyłem swoje wojaże. Najwyższa pora ujawnić się światu, przypomnieć o sobie i spróbować dokonać pewnych zmian... i zemsty. - rzekł, a oczy jakby mu zabłysły - Jak wiecie co cztery lata w połowie sierpnia w stolicy organizowane są Igrzyska Śmierci w Wielkim Koloseum. To masowa impreza, której świadkami są wszyscy senatorowie, konsul, arcysenator, możni, wojskowi, goście z całego świata, niejednokrotnie monarchowie i przywódcy oraz lud. Nie ma lepszej okazji, by pokazać się światu, dlatego wezmę w nich udział. Ujawnienie się to jedno, ale nie mogę przepuścić okazji, by na oczach świata zmasakrować Czempiona Koloseum.... Carthapilusa. - wymówiwszy to imię odruchowo zacisnął lewą rękę na blacie stołu, zgniatając twarde, świeże drewno niczym gąbkę. Valestil, jako ten wszystkowiedzący, mógł wiedzieć, że z rąk kapitana Impery Alexander doznał wielkiego upokorzenia.
- Chcę przemówić do ludu, oczyścić swe imię i przedstawić najprawdziwszą prawdę. Taki mój cel.
Offline
MG = Darius Pavetti, Valestil
Dwójka słuchała z uwagą tego co do powiedzenia miał Alexander, ponieważ jest on najlepszym źródłem informacji, a jego oczy przyciągały swoim magicznym odcieniem żółci.
-Po tej wojnie chyba wszyscy stwierdzili, że kontynentalna wojna to jeden wielki upadek moralności, oraz zdobytych osiągnięć. Zaś Galahad udowodnił, że nie liczy się ilość... Zwłaszcza w otoczeniu głupców...
Odparł Darius, popijając piwo, zaś na pytanie o dawnych żołnierzy Cesarstwa, obaj bywalcy okolicznych zajazdów, spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
Valestil postanowił odpowiedzieć.
- Agryppa, Andronikos i Hannibal... nie żyją. Aspar i Sulla zginęli podczas walki z Imperialistami. Skanderius zaś kiedy próbował utrzymać Geso, dźgnięty przez jakiegoś buntującego się chłopa. Wraz z wieloma jednostkami. Ioannes zaś uciekł, gdy Cesarstwo zaczęło upadać. Oczywiście pociągając za sobą znaczną część floty i dobijając gwódź do naszej trumny. Jeśli chodzi o Falksa, udało się go odbić w ostatnich tygodniach wojny. Dotarł bezpiecznie do stolicy, możliwe że tam wciąż jest. Zaś Lelayna, wraz z całym Quartonem, zdezerterowała, gdy tylko Nilfgaard przemianował się na republike. Odkąd przekroczyła granicę, słuch po niej i jej ludziach zaginął, jak po Thylakasie...
Udzielił treściwej odpowiedzi, którą można było podsumować jako jedną wielką tragedie. Nic już nie było takie samo. No poza żyjącym Tullio.
Na temat o Kaedwen, Darius zamilkł,jakby analizował każdą informację. Było to jednak dosyć ważne. W końcu przerwał milczenie.
- Najciekawsza wieść to Centralne Imperium. Ta polityka... iście utopijna co niebezpieczna. Jednak posiadają tam najwięcej wojsk i groźną propagandę. Lecz nie martwiłbym się tak o ich niekorzystne działania. Z tego co mówisz pozostałe strefy Kaedwen nie popierają idei Wielkiego Wodza. Granice są zamknięte, zaś Wschodnie Imperium koraboruje z elfami z Dol Blathanna, a Zachodnie z Redanią. Te dziwolągi zArd Carraigh nie mają wystarczającej siły przebicia. A obecnie nikomu nie w smak kolejna rzeź i zniszczenia...
Uspokoił Sidereala, który zawsze był czujny i przygotowany. Pavetti rzadko się mylił, a na polityce znał się jak mało kto.
No i w końcu przeszli na temat dawnych towarzyszy Alexandra, o których mało było wiadomo.
-Czyli nie wiesz nic...- Wtrącił Valestil. - Erogon był ostatnim żyjącym Sterne, odkąd w katastrofie w kotlinie zginął jego brat Ellios. Ich ród służył by służyć Jednorożcom. Teraz młody Kaedweńczyk jest jak pies bez pana. Jakby jednak chciał znaleźć miejsce wśród swoich... to tylko we Wschodnim Imperium. Tam dalej pamiętają kim są. No i znał się dobrze z królem Satariusem. Zaś Mjornor... niby taki prosty człek, a jednak zagadka. Cokolwiek wiadomo o jego życiu?
Spytał z tajemniczym uśmiechem.
Pomysł Alexandra o ujawnieniu się wydawał się być szalony z początku. Mógł on w końcu być ścięty jeszcze na samych zapisach do igrzysk. Jednak patrząc na to jako na sam plan z łudem szczęścia...
-Masz urazę do Cartaphilusa. Lecz musisz wiedzieć, że na nim też dużo eksperymentowano, gdy nasi uczeni chcieli stworzyć "żołnierza idealnego", zaraz po tym jak prawie zginął w boju z Zerrikańczykami. Nie jest zwykłym człowiekiem. Bądź co bądź zasmucę Cię, ale... Igrzyska przesunięto na październik. Z powodu sprzątania tego gówna po wojnie. Ale daje Ci to czas na rekonesans. Ale powiedz przyjacielu... czy warto?
Zapytał Darius, w myślach sądząc, że może to być samobójstwo. To wszystko było jak w powieści, lecz te zwykle kończyły się źle...
-Poza tym...- Pociągnął elf, po wypiciu piwa w tempie ekspresowym. -...kilka spraw zatrzyma Cię po drodze. Cintra współpracuje ze Skellige, co znaczy, że pełno tu też wyspiarskich najemników. Nie znaczy to jednak, że są oni tacy potulni, jak nasz stary towarzysz... Słyszałeś kiedyś o Udarlyku "Gniot"...? Największa zmora Attre, która chwali się wielkim zwycięstwem w bitwie, w pobliżu wioski, nieopodal stąd... Serenos. Wyłudza złoto w zamian za ochronę, której nie zapewnia. Oczywiście siłą...
-To nieważne! Po prostu chcemy śmierci tej padliny. Chyba nie musimy tłumaczyć pobódek. Ja go nie dam rady zabić, zaś ta szuja Valestil nie zrobi tego za darmo...
Wtrącił Pavetti.
-Znasz mnie.
Offline
Alexander zamilkł na moment, próbując sobie przyswoić wiadomości o jego dawnych towarzyszach z wojska. Spojrzał na sufit i westchnął. Wydawał się dotknięty tymi wieściami, lecz z drugiej strony cieszył się gdzieś tam w środku, że walczyli aż do samego ich końca dla Cesarstwa. Ioannes i Lelayna z tego wszystkiego byli jedną wielką niewiadomą, bo nawet Alex nie dowiedział się w czasie swoich podróży o szwendających się najemnikach czy pirackiej flocie na wielkim morzu. Najwyraźniej póki co pozostawali w ukryciu i czekali na odpowiedni moment lub rozpuścili swoje siły i rzucili służbę.
- Przynajmniej Falks... - mruknął, nie wydając się pocieszony tym, że jego ,,ojciec'' z wojska żyje i wrócił. Oczywiście to dobrze, lecz Sulla, Aspar, Thylakas i Aristandes byli mimo wszystko zbyt nieocenieni. Nawet Lelayna, która więcej się Alexandrowi naprzykrzała.
- Rządy państw ościennych krytykują nową doktrynę Centrum, to owszem, ale zauważcie, że ta polityka nie działa na szlachtę, lecz prosty lud, któremu te hasła sprzyjają. Socjalizm może rozprzestrzenić się naturalnie, bez potrzeby militarnej ingerencji. Spodziewam się, że najbardziej dotknie to Redanię, gdzie chłopstwo i robotnicy są uciskani przez szlachtę od stuleci, są tam traktowani niczym niewolnicy. Zresztą klasy najniższe mają najmniejszą świadomość narodową, dlatego tak niechętni są wojnom o nowe granice, ale rozumieją swoje własne potrzeby i własną krzywdę. Nie przysługują im żadne prawa, pracują na rzecz pana za mizerne wynagrodzenie, czyż to nie brzmi jak idealne zarzewie ogólnopaństwowego buntu? - spytał retorycznie. Odpowiedź na to mogła być tylko twierdząca, ale była na tyle oczywista, że nie trzeba było jej udzielać. Przynajmniej Alexander tak sądził, bo równie dobrze Darius mógł mieć inny pogląd na ten temat.
- Nawet jeśli wrócił do swoich to nic mi do tego. Nie jest już moim jeńcem, niczego więcej od niego nie wymagam. I tak uczynił dla mnie więcej niż tego oczekiwałem. Mjornor to samo, z tą różnicą, że nie był jeńcem. - wzruszył ramionami, jakby go to nie obchodziło. Lecz mimo, że tak powiedział, to sam nie do końca sobie wierzył. Erogon jako pies bez pana mógł upatrywać nowego w Alexandrze i chyba tak było...
- A ja nie jestem zwykłym człowiekiem. Otrzymałem dar od tamtego krasnoluda i nauczyłem się z niego korzystać. Jestem świadomy, że to może być jak próba samobójcza, w końcu te igrzyska przeżywa tylko jedna osoba spośród kilkuset... na tym polega ich fenomen. - uśmiechnął się na same wspomnienie o takim wyzwaniu. Był teraz jak Lelayna, która zawsze uśmiechała się, gdy miała szansę się popisać. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, słysząc o problemie, który dręczy okolicę.
- Znam go. Rozpierdoliłem jego oddział nie tracąc ani jednego człowieka, uciekał aż mu się naplet od kolan odbijał, a ten śmie twierdzić, że tak nie było? Znajdę go i każę zjeść kupę... albo szklankę. Zje szklankę. Pogryzie i połknie, hahahahaha! - zaśmiał się. Jeszcze jedno w Alexandrze się zmieniło... zdziczał.
Offline
MG = Darius Pavetti, Valestil
Redania... Jedyny kraj, który w tej wojnie nie poniósł strat i nie zyskał nic. Był on jednak podatny na swoje otoczenie, a było ono złożone z fragmentów dawnego Imperium...
-Fakt, wpływ Centralnego Kaedwen na Redanie mógłby jej poważnie zaszkodzić, lecz z tego co mi wiadomo, król Aragorn jest w sojuszu z Aristovem Mocnym. Władza zrobi wszystko by uniknąć i chronić się przed wpływami Wielkiego Wodza...
Odparł Darius. Prawda była taka, że pierwszym i najlepszym kandydatem na kolejną wojne było Centralne Imperium Kaedwen. Choć zamknięte w swoich granicach, przed wrogimi sąsiadami, mogło chcieć narzucić swoją ideologie tak jak to zrobiło w swoim własnym sercu kraju.
Następnie Alexander odpowiedział w sprawie swoich dawnych kompanów, lecz Valestil to zignorował,nie wyczuwając pewności jego słów. A los miał to udowodnić.
-Liczę w takim razie, że Abaldiusz wykonał kawał dobrej roboty. To najlepszy naukowiec i inżynier jakiego znam. Samemu potrafiłby stworzyć kukiełkową armie.
Zaśmiał się Darius. Efekty pracy Krasnoluda dało odczuć się jednak po chwili, gdy Alexander zachował się dużo dziwniej, niż mógłby, w temacie Udarlyka. Obaj zauważyli, że ten ponurak jakby stał się jakiś sympatyczniejszy z domieszką szaleństwa. Nie wiedzieli doprawdy jakna to reagować. Lecz Abaldiusz ostrzegał...
-Dobrze, więc napijmy się za Twój przyszły sukces! I przyszość!
Powiedział Pavetti, wołając o piwa. Ich spotkanie trwało do późnej nocy, zaś następnego dnia przyszło im się rozdzielić z obietnicą pobownego skrzyżowania dróg. Elf i były namiestnik woleli być w ruchu, co więcej, opuścić kraj z antynilfgaardzką propagandą powojenną. Mogli tam być zagrożeni. Choć gdzie teraz Nilfgaardczyk ma czuć się bezpiecznie...?
*Dzień później - Attre, Królestwo Cintry*
Prosto z tawerny, były hegemon wyruszył do Attre, bardzo ciepłego miasta o tej porze roku, położonego nad morskich wybrzeżem. Ostatni raz miał okazje widzieć panorame tego miejsca podczas Bitwy pod Serenos, gdzie zresztą wspomniana wioska była dosyć niedaleko. Dlatego i podróż była krótka. Raczej nie mógł liczyć na konkretne atrakcje, jednakże owe czekały na niego już na miejscu. Na co miałby zwrócić uwagę Nilfgaardczyk? Po pierwsze na przerażającą liczbę Skelligijczyków odzianych w szmaty lub własnej roboty opancerzenie. Nie byli to żołnierze, czy kupcy. Tylko uchodźcy, których Cintra zobowiązała się przyjąć w ramach sojuszu z wyspami. Dosyć ważnego dla odrodzonego państwa. Lecz czemu uchodźcy w ogóle tu przybyli? Z tego co Sidereal mógł podsłuchać, na archipelagu wybuchła zaraza, ciężka do określenia. Bądź co bądź zdychali tam jeden za drugim. Lud zaczął panikować i szukać ratunku na kontynencie. Poza zwiększoną liczbą żebraków na ulicy, nie brakowało też większej skali przestępstw. Na placu głównym w Attre, gdzie zresztą Alexander na pewno dotarł, była właśnie rozpatrywana kwestia jednego z nowoprzybyłych. Na szafocie...
-...czy przyznajesz się do kolaboracji z ówcześnie istniejącym Cesarstwem Nilfgaardu, oraz zabójstwu wielu mieszkańców Ludu Północy?
-Stary...- Rozbrzmiał znajomy Siderealowi głos. -...jestem najemnikiem, pracowałem dla tego kto płacił. Poza tym znam osobiście tego waszego króla Galahada...
-Zamilcz!
Wrzasnął herold. Było to zarazem sygnałem, by kat założył na szyję oskarżonemu pętle. Raczej ten osąd był bezdyskusyjny. Ale kim był ten wyszczekany? No tak, Mjornorem. Jednak czujne oko półmutanta dostrzegłoby, że wielce się on zmienił. Bardziej... stwardział? Boki głowy wygolił, wiążąc góre w charakterystycznego kuca, broda była gęsta, co go postarzało, ale po oczach i muskulaturze można było go nadal poznać. Stary dobry skelligijski znajomy Alexandra...
-Nawet nie wydałeś wyroku, a już wieszasz? Co to za czasy? Średniowiecze?
Zarechotał, pewny siebie,jakby zaraz miał wszystkim podziękować za spektakl, ściągnąć sznur i kopnąć herolda w jaja.
-Twoja wina jest bezsprzeczna. Sam się przyznajesz. Jesteś obecnie w królestwie dobrobytu i prawa. Nie ma tu miejsca dla cesarskich zbrodniarzy...
-Zbrodniarzy? To Kaedwen Was najęchało...
-Zaś Nilfgaard zrobił to dwieście lat temu. A każdy kto walczył dla Cesarstwa nie ma prawa przebywać na tych ziemiach. Żywy...
-Cholera...- Spojrzał na kata. -To czeka Cię kupa roboty! Wskaż mi tych, którzy nie walczyli!
Herold poczerwieniach, jakby urażony, po czym pokiwał głową, by kat powoli podszedł do dźwigni uruchamiającej zapadnie. Skelligijczyk natomiast dostrzegł w tłumie nagle Nilfgaardczyka, który zmienił się tak samo jak on, lecz jego hipnotyzująca żółć tęczówek wprawiała w dziwne uczucie...
-A więc nawet sama Śmierć idzie mi na spotkanie. Bogowie, skąd w Was tyle rozbawienia w moim położeniu...?
Skierował słowa w stronę niebios, jakby to co przed chwilą ujrzał, było przedśmiertną iluzją. Pomimo, że wiedział, że to nie jest ten jego ostatni dzień...
Wybór:
1. Wtrąć się (rozpoznanie w Attre)
2. Obserwuj kolej rzeczy (ukrycie)
Offline
Alexander podczas swoich podróży konsekwentnie omijał Cintrę i południowe prowincje. Bynajmniej nie dlatego, że wiązały się z nimi złe wspomnienia, ani z obawy o rozpoznanie i aresztowanie. Zwyczajnie skupił się na krainach, w których jeszcze nie był lub był dawno temu. Toteż widok odmienionej Cintry, która wcześniej była zarządzana przez kuzyna Alexa, zrobił pewne wrażenie. Nowe władze działały dobrze, choć w sposób, którego Alexander jakoś bardzo nie pochwalał. Galahad silnie znacjonalizował Cintrę, tępił każdego, kto w jakiś sposób przyczynił się do szkody jego małej ojczyzny, nieważne czy to miało miejsce niedawno, czy setki lat temu. Alexander po części tego nie rozumiał, wszak pomimo strasznych początków, Cintra pod sztandarem Wielkiego Słońca weszła w okres swej największej prosperity, co wspomagał długi pokój z Północą. Teraz sytuacja była niestety inna. Do tego dochodzili ci wszyscy uchodźcy, na które Alex jednak nie zawitał osobiście ani razu. Krasnolud Abaldiusz poinformował byłego Hegemona, iż stał się całkowicie odporny na większość, jeśli nie wszystkie, choroby, lecz Alexander nie czuł potrzeby sprawdzania tego immunitetu. Nie widział też w Skellige czegokolwiek interesującego. Niezbyt bogaty archipelag z prostymi ludźmi, którym w głowie tylko wojna.
W poszukiwaniu informacji o Udalryku powędrował do Attre, miasta, które miło mu się nie kojarzyło. Cztery lata temu poniósł tu wszak klęskę, którą najchętniej wytarłby z pamięci. Włócząc się między kamienicami i sprawiając niezbyt przyjazne wrażenie, dotarł wreszcie na jakiś plac, na którym kłębił się tłum przed szubienicą. Jakże mógł zapomnieć... egzekucje to jedna z największych atrakcji prostej tłuszczy. Ludzi bawiła i cieszyła śmierć. Nieważne czyja, śmierć to śmierć. Wystarczyło czasem dopowiedzieć, że jest to jakiś zdrajca, by rozentuzjazmować to całe bydło.
Lecz kto to został skazany? Wiedźmin chyba go rozpoznawał... taak, to zdecydowanie był Mjornor, lecz ujrzenie go w tak beznadziejnej sytuacji nie wprawiło naszego bohatera w dobry nastrój. Z nietęgą miną słuchał gadania herolda, który tak naprawdę nie miał argumentów na osądzenie Mjornora i byle pyskówka sprawiała, że ten się chwiał, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- W królestwie prawa nie powinny istnieć samosądy, a tutaj mamy idealny przykład takiego! - postąpił do przodu ze swym donośnym głosem, który przebił się przez wszystkie wołania i krzyki.
- Powywieszajcie zatem cintryjskich mężczyzn, którzy w szeregach armii cesarskiej wraz z nią bronili waszych domów pod Serenos! Samowola w państwie prawa nie może istnieć, bo wówczas zaczniemy mówić o państwie policyjnym, w którym zwykły obywatel może zostać skazany! - tutaj zadziałał na obserwujący wydarzenie tłum. Mówił o nich, o tych zwykłych szarych obywatelach. Ci ludzie patrząc na Mjornora, mogli zacząć sobie uświadamiać, że równie dobrze mogliby to być oni, wcześniej czy później...
Alexander patrzył gniewnie na herolda z bardzo bliskiej odległości. Dzielił ich zaledwie podest, a to dla półmutanta żadna przeszkoda...
Offline
MG = Mjornor, "Rzeźnik"
Alexander krzyknął z tłumu w stronę herolda, który jego słowami wydał się wielce poruszony.
-A Ty kim jesteś odmieńcze, żeby wyrażać takie plugawe poglądy o naszej ojczyźnie?! Choróbsko żeś przywiózł, Twe oczy na pewno nie zdrowe! Precz nim Cie żywcem spalimy!
Wrzasnął mężczyzna. Mjornor w tym momencie zdał sobie sprawę z faktu, że Alexander był prawdziwszy, niż myślał...
-Kopę lat przyjacielu! Słuchaj no, z imbecylami się nie dogadasz! Może lepiej tu wejdź?
Zaproponował najemnik, jednakże herold wydał rozkaz wieszania, aby zakończyć błazenade.
Nim ostatecznie kat pociągnął za dźwignie, która była drogą śmierci dla wielu skazańców, coś go powstrzymało. To coś zwróciło też uwagę opryskliwego herolda i całą reszte. Bowiem był to krzyk kobiety. Zaraz po niej rozbrzmiał głos mieszczanina:
-RZEŹNIK!
Tłum zaczął panikować, wielu postanowiło zbiec z placu, zaś ci sparaliżowani strachem, tylko odsunęli się, by utorować drogę pewnemu uzbrojonemu mężczyźnie. Jego ciężki dwuręczny miecz sunął po piaszczystej drodze, zaś platynowe, prawie że białe włosy, powiewały łagodnie odsłaniając chłodne zielone oczy. Zaś z czupryny wystawały długie elfie uszy. Na pierwszy rzut oka przypominał Valestilla, jednak za drugim rzutem, łatwo było się domyśleć, że to nie był on. Wyglądał groźniej i budził respekt. Zwłaszcza strach, który malował się na twarzach tych, którzy przed nim nie uciekli. Samemu heroldowi uginały się nogi, natomiast kat wycofał się, jakby zobaczył diabła. Sam skazaniec wydawał się zaznajomiony z zachowaniem mieszkańców Attre, wobec "Rzeźnika", dlatego w milczeniu obserwował sytuacje...
-Danielu, Danielu...- Wypowiedział elf, swym niezwykle niskim i męskim głosem, akcentem wyraźnie wskazując cintryjskie pochodzenie, bądź wieloletnie bytowanie tu. -...głupcem jesteś, wieszając przywódcę skelligijskich najemników. Wyspiarze nie zapomnieliby Ci tego...
Dokończył podchodząc do szubienicy, zaś sam herold o którym była mowa, złożył dłonie, jakby w błagalnym geście.
-Ja ja ja... robię tylko to, co nakaże mi nasza wwwładza...
Odparł zląknięty Cintryjczyk.
Któraś z wieśniaczek, stojca obok Alexandra, szeptała do męża coś, co czujne ucho mutanta z pewnością wychwyciło: "to zabójca i szaleniec, podobno pożera dzieci!". Ile w tym prawdy? Nigdy nie wiadomo.
-Oh, władza Ci każe...- Wymruczał, po czym ruchem kota szybko wskoczył na podest i czubkiem swego dwuręcznego miecza przebił brzuch herolda, ale nie na tyle, by go natychmiastowo zabić. -...ja zaś nie zapomniałem o tym, że nie zapłaciłeś za moją usługę! Na tyle Ci się przydały rozkazy władzy...
Sunął ostrzem w dół jego brzucha i ostrym szarpnięciem wyciągnął jelita Daniela na deski. Sama ofiara mogła jeszcze przez kilka sekund patrzeć na swoje wnętrzości, nim padł martwy na deski. Ludzie zaczeli krzyczeć i uciekać. A straż miejska? Ci stali w miejscu, bojąc się elfa. Bardzo powoli wycofywali się. Rzeźnik otarł ostrze o truchło herolda, po czym szybkim ruchem przeciął linę, uwalniając Mjornora. Ten nawet słowa nie wyszeptał, samemu będąc w szoku. Białowłosy wojownik zeskoczył z szubienicy, znajdując się na przeciw Alexandra. Spojrzał w jego kocie oczy, nie wyrażając żadnych emocji.
-Samowoli nie wypędzisz z tego miasta, odmieńcze. Gdybyś był tu tak długo jak ja, wiedziałbyś o czym mówię. Odejdźcie stąd. Wystarczy już cudzoziemców...
Mjornor zszedł szybko z podestu, stając zaraz za elfem, jakby zbierając słowa w głowie.
-Skąd wiesz, że on też jest cudzoziemcem?
Rzeźnik zerknął na swój miecz. Wydawało mu się, że niedokładnie go przetarł.
-Przeczucie.
Wykpił go. Był dumny i pewny siebie. Trzymał w garści całe miasto. Terror Udarlyka wydawał się przy nim jak zabawa kilku łobuzów w rynsztoku...
Offline
- Ty jebany kurwa prostaku, relikcie średniowiecza... - zaczął Alexander z gniewem, słysząc jak herold wyzywa go od odmieńców. Nie żeby Alex był przewrażliwiony na tym punkcie, bo niejednokrotnie się spotykał z takim traktowaniem, ale tu chodziło o to, że ten człowiek nadal nie pojmował beznadziejnej niesprawiedliwości wydanego przez siebie wyroku. By były hegemon zawsze rozsądzał wszelkie spory tak, by obie strony były zadowolone, do tego przy publiczności, która potwierdzała wyrok i nań reagowała. Mjornor był tego najlepszym dowodem przecież...
Na podest jednak nie wszedł, bo ktoś go ubiegł. Tłum się rozbiegł, poprzedzony krzykiem jakiejś kobiety. Na placu ostało się zaledwie kilku przechodniów, herold, zaciekawiony Alexander i Mjornor, który za wiele zrobić w tej sytuacji nie mógł, mając związane kończyny, nie mówiąc już o stryczku na szyi. Mutant właśnie po raz pierwszy od bardzo dawna zobaczył kogoś tak wyrachowanego i pewnego siebie. Kim on jednak był? Alex był tu zbyt krótko, by zdążył zorientować się, kto tu jest największą szychą pośród szlachty i ludzi spod ciemnej gwiazdy. Wyglądało na to, że pośród tych drugich rządzi właśnie ten elf, a nie Udalryk, na którego tak narzekają Valestil i Darius.
Usłyszał, że Mjornor jest przywódcą skelligijskich najemników, co było całkiem nowością, ale na razie zignorował tę informację. Podobnie jak zignorował szepty cywilów. O sobie słyszał, że jest synem brzydkiej kurwy i kocura, a to też nieprawda była...
I stety niestety pozostał bierny na morderstwo herolda, tak bardzo wykonane na pokaz. Tu bowiem chodziło o osobiste porachunki, które przecież wcale od zwykłego niesprawiedliwego samosądu wiele lepsze nie były, ani wiele się nie różniły. Mimo to nie zareagował, choć nie powstrzymał się od okazania dużej dezaprobaty dla czegoś takiego. Patrzył jeszcze przez chwilę na stygnące zwłoki Daniela, ale zwrócił się ku elfowi, który właśnie podszedł. Po Alexie nie było widać strachu, ale źrenice zwężyły się niebezpiecznie.
- Niespecjalnie mi się spieszy. Mam tu zlecenie do wykonania, mała zemsta. - odpowiedział platynowowłosemu, jakby przed chwilą nic się nie stało. - Ale przeczucie cię nie zwiodło, kimkolwiek jesteś. Nie pochodzę stąd i niezupełnie interesują mnie tutejsze sprawy. Szukam Udalryka zwanego Gniotem... strasznie wkurwia mnie, że ta łajza twierdzi, ie pokonała moje wojska pod Serenos...
Offline
MG = Mjornor, "Rzeźnik"
Elf zwrócił uwagę, że mutant nie czuł przed nim strachu jak każdy inny w tym mieście. Nawet u Mjornora wyczuł lęk, który starał się ukryć. Czy to mu zaimponowało? Bardziej intrygowało. Choć to można było zrzucić na to, że był tu nowy...
-Zemsta? Zabawne słowo. Zawsze brzmi złowrogo...
Odparł spokojnie z chłodem w głosie, po czym zawiesił miecz na sprzączkach na plecach i powrócił wzrokiem na twarz Alexandra, jakby gotów był więcej powiedzieć.
-Nazywają mnie Rzeźnikiem z Attre. Mam na imię jednak Valentain. Jestem łowcą głów. Znam tu wszystkich i wszyscy znają mnie, choć bardzo by nie chcieli...- Przedstawił się z delikatnym skinięciem platynowej czupryny, następnie zwracając się w stronę zachodu, skąd nadchodziła grupka nieokreślonych ludzi. -...zaś jeśli obchodzi Cię Udarlyk, to też musisz liczyć się z tym miastem, Nilfgaardczyku. Brudnym, zasranym, tchórzliwym, Attre. Miejscowi go nienawidzą, bo jeszcze nie trafił na mnie. Do czasu. Jest moim zleceniem. Jeśli chcesz zobaczyć jego truchło, jutro o zmierzchu będzie już stygnąć nad Smoczym Wybrzeżem. Ale nie wchodź mi w drogę.
Ostatnie zdanie dopowiedział z warknięciem wilka, jakby miała to być informacja, którą należało mieć szczególnie na uwadze. Chwilę później odszedł w stronę wschodu, bez żadnego pożegnania. Był zupełnie nieempatyczny i nietaktowny. Choć można było mu zarzucić dużo gorsze rzeczy.
Mjornor podszedł bliżej Alexandra.
- Cholera... Chyba się na Tobie poznał. Przeważnie szlachtuje tych co się do niego odezwą. Dla przyjemności, bądź świętego spokoju. Taki chwast wyrósł w Attre. I nie wyrwiesz skurwiela. Mniejsza! Cieszę się, że Cię widzę. Abaldiasz bardzo Cię zmienił, ale na lepsze! A więc... Polujesz na Udarlyka...?
Spytał Mjornor z uśmiechem, a grupa ludzi z zachodu okazała się bandą skelligijskich najemników. Ale nie byli wrodzy. W przeciwieństwie do wściekłego Mjornora...
-Wy spierdoleńcy! Nawet nie umiecie mnie na czas uratować!
Po tym krzyku wojownicy unikali wzroku swego szefa. Mjornor jednak westchnął i spojrzał na Alexandra.
- Jak widzisz, zostałem przywódcą tych imbecyli. Wcześniej byli pod rozkazami Udarlyka, ale mam widocznie lepszą charyzme od tego idioty. Chcieliśmy z chłopakami ostatecznie nabić jego łeb na topór, ale jak się okazało, Ty i Rzeźnik też macie na niego chrapkę. A więc co robimy? Czekamy na gotowe, czy uprzedzamy fakty?
Zapytał przyjaciela. Znów Sidereal miał możliwość posiadania większego prawa głosu, nad grupką żołnierzy, którzy po przez Mjornora, byli też do jego dyspozycji. Co prawda było ich zaledwie dziesięciu,ale lepsze to niż nic.
Ale co postanowi Alexander?
Offline
- Szkoda, że zemsta sama w sobie prawie zawsze niesie za sobą łańcuch niepożądanych reakcji... czasem można się po prostu spierdolić z konia. - odpowiedział z półuśmiechem. Alexander był świadomy tych słów, wiedział, że to co zrobi w niedalekiej przyszłości odciśnie piętno nie tylko na osobach trzecich, ale także nim samym. Pytanie tylko jakiego rodzaju to będzie piętno.
- Alexander, po prostu Alexander. Wolny strzelec, obieżyświat. - przedstawił się także z grzeczności. Podając swe imię elf mógł rozpoznać kim faktycznie nasz blondyn jest, ale ten nie dbał o to. Wielu ludzi miało na imię Alexander, poza tym różnił się znacząco od siebie samego sprzed niespełna czterech lat. Kompletnie nie był zaskoczony, kiedy Valentain nazwał go Nilfgaardczykiem, bo w końcu przecież Sidereal dotąd nie pozbył się rodzimego, tak bardzo charakterystycznego akcentu i na północy przez cały okres swych podróży ci bardziej obeznani ze światem mogli rozpoznać, że mają do czynienia właśnie z Nilfgaardczykiem. Blondyn nawet nie starał się zlikwidować tego akcentu.
- Zamiast wchodzić sobie w drogę, możemy wspólnie wejść na tą samą. Indywidualizm przeciwko wspólnemu celowi na nic się nie zdaje. - rzucił sucho, usłyszawszy żeby się nie wtrącać. Reakcja takich typów była normą, chcieli zaznaczyć kto tu jest kim i z kim należy się liczyć, znaczyli teren, chcąc zgarnąć cały splendor dla siebie. Można było się przyzwyczaić, ale ta sytuacja znacząco komplikowała tymczasowe plany Alexandra. On również nie pożegnał jakkolwiek elfa, dając mu odejść w spokoju, w sumie jego uwagę i tak odwrócił Mjornor.
- Chuj z nim. - skwitował, nie widząc za bardzo jakiegokolwiek celu w toczeniu dalszej rozmowie na temat elfa. - Poluję, ale nie dla własnej korzyści. W rzeczywistości głęboko lata i powiewa mi Udalryk, ale Darius i Valestil poprosili mnie, bym go zlikwidował. - Alexander był dziwny i Mjornor mógłby zauważyć to, gdyby był świadkiem rozmowy z dwoma powyżej wymienionymi. Wtedy Alexander wręcz rwał się do osadzenia głowy skelligijczyka na pice, a teraz oświadczał, że jemu on jest wszystko jedno... cóż, nie do końca Alex chyba zdawał sobie sprawę z tego, że raz mówi to, a raz tamto.
Obrócił się do przybyłych wyspiarzy i wspierając się leniwie na stalowej włóczni spojrzał po wszystkich. - Oni wszyscy walczyli pod Serenos? - spytał z uśmiechem, choć już spodziewał się twierdzącej odpowiedzi. - Z tego co wiem, to Gniot kręci się w pobliżu Serenos, więc tam popytamy. Może nawet uda się uprzedzić fakty, jeśli Valentain wie tyle co i my, czyli gówno.
Offline
MG = Mjornor
Na placu zrobiło się jakby pustawo, jeszcze bardziej wraz z odejściem Valentaina. Pozostała tu tylko garstka najemników, w łącznej ilości tuzina chłopa. Ale przynajmniej atmosfera zrobiła się dużo lżejsza.
-Część z nich walczyła, dostając pożądny wpierdol od Cesarskich. Tak jak ja. Ale nie wszyscy. Niektórych zrekrutowałem na Wyspach. Kiedy wybuchła zaraza, a Cintra zaoferowała pomoc w zamian za pracę, wszyscy spieprzaliśmy jak mogliśmy...- Zamyślił się na chwilę, aby popatrzeć po każdym z towarzyszy broni i ostatecznie skupić się na starym przyjacielu. -...wszyscy coś stracili na archipelagu... Żony, dzieci, braci, siostry... No i domy. Chcieliśmy tu zacząć od nowa, ale Udarlyk łamie cienką granicę cierpliwości tutejszych władz. A nasze losy widocznie znów nas zbratały.
Zaśmiał się klepiąc Alexandra po ramieniu, jednak sam blondyn mógł zauważyć, że jego zmarszczki skrywały łzy, które wywołały wspomnienia. Mjornor też kogoś stracił podczas zarazy, lecz jak to on, przyjmował ból równie skrycie jak krasnoludzkie baty...
-Więc chodźmy na Smocze Wybrzeże, by zostawić Rzeźnikowi niespodzianke. Po drodze proponuję piwo.
Wojacy ruszyli, aby nie tracić czasu. Każdy gotowy był na zasmakowanie krwi Gniota...
*Kilka godzin później*
MG = Udarlyk
Zachodził już zmierzch, natomiast skaliste wybrzeże ochłodziło się, wraz z napływem morskich fal. Najemncy dostrzegli w oddali szyb kopalniany, a tuż przed nim ognisko, które powoli dogasało. Wokół leżało kilka ciał, które należało do skelligijskich rębaczy.
-Ludzie Udarlyka. Ale samego skurwiela nie ma...
Zasapał się Mjornor, podchodząc do ciał. Najemnicy zaczeli przeszukiwać truchła, aby nie marnować dobrobytów. Wtem nagle z szybu rozbrzmiał krzyk, zwracając uwagę każdego żywego ducha. Każden jeden dobył broni, ale chwile poczekali, nim wyłonił się sam Udarlyk.
-O nie! Nie weźmiecie mnie żywcem! Jebani Nilfgaardczycy!
Wrzeszczał Gniot, broniąc się toporem.
-Co Ty pierdolisz...
Zaczął Mjornor.
-Zamknij się Czarnuchu! Imperialiści zaraz tu będą i nikt nie ujdzie stąd żywy!
-Idioto, to nie Serenos, tylko Attre!
Krzyknął jeden z najemników, a Mjornor szturchnął Alexandra.
-Naćpany, czy co?
Offline
Alexander spojrzał po wszystkich zebranych. To nie byli żołnierze. To była zbieranina podążająca za pieniędzmi, których Alexander tylko z szacunku nie nazwał nawet w myślach obdartusami. Nie nazwał ich tak też dlatego, że sam tak jakby stał teraz na ich czele, a więc powyższy obraźliwy termin dotyczyłby także jego. Cóż za ironia losu, że niegdyś stał na czele kilkuset tysięcy ludzi, a teraz... cóż, tego tuzina, który raczej nie potrafiłby sforsować palisady. Blondwłosy mutant czuł się trochę tak jakby zebrał ostatnich towarzyszy na ostatnią, wojowniczą wędrówkę, z której miał już nie powrócić. Chciał bowiem wystąpić w nilfgaardzkim koloseum, ale kto wie co czeka go pod drodze? Może wilczy dół, a w nim nie wilki lecz węże?
Blondyn uśmiechnął się do mężczyzn niewymuszenie i spojrzał na Mjornora, u którego wyczuł oraz zobaczył, że kryje coś w sercu. Coś, co go dręczy, ale skrzętnie to ukrywa. Alexander nie poruszył tematu, gdyż był to nieodpowiedni czas i pora. Pokiwał kilkukrotnie głową, ceniąc sobie zapał Mjornora i wyruszyli wszyscy na Smocze Wybrzeże. Dlaczego nazywało się akurat tak? Sidereal nie pytał, zamiast tego bowiem sam dopowiedział sobie w głowie, że z tym jest tak jak z każdym innym miejscem o tajemniczo i magicznie brzmiącej nazwie kryje się jakaś legenda, która nie ma wielkiego pokrycia z rzeczywistością.
Na miejscu zaś zastali miejsce kaźni, na widok którego Alex westchnął i zacisnął usta w kreskę w dezaprobacie. - Valentain chyba nas jednak ubiegł... - mruknął, oceniając obrażenia zmarłych. Drastycznie pocięte dużą bronią. Mógł to być zarówno oburęczny topór jak i miecz, a więc istniała możliwość, że elf już tu był. Wtem spojrzał w kierunku wejścia do kopalni, skąd dobiegł ich krzyk bojowy, a po chwili wyłonił się Udalryk. Alexander włócznię już dzierżył, toteż był przygotowany na ewentualność.
Krótka ocena jego zachowania nie pozostawiła Alexandrowi złudzeń. - Berserker, więc albo się naćpał, albo ktoś wkurwił go tak, że oszalał i rąbie dookoła... - ocenił jak to w jego oczach wyglądało. Taki element był niebezpieczny, toteż należało się go pozbyć, ale Alexandra zastanowiło to, co tu się właściwie stało. Chwycił mocniej włócznię i zaczął zachodzić Udalryka po łuku, obserwując najpierw co ten zrobi i na kogo ruszy. W razie czego miał się czym bronić.
Offline
MG = Mjornor, Udarlyk
-On nigdy nie ćpał, w tym rzecz...
Odparł Mjornor gotowy do wojaczki, ale gdy tylko każdy przybrał postawę bojową, Udarlyk opuścił topór patrząc z przerażeniem.
-Potwory! Skrzydlate czarne bestie! Zostawcie mnie! Zostawcie moją matke! Nie palcie domu!
Zaczął wrzeszczeć obłąkańczo, po czym uciekł w stronę szybu kopalnianego, przepadając w ciemnościach. Skelligijczycy popatrzyli na siebie jakby zdezorientowani. Mjornor jednak był tym, który musiał podejmować decyzje za wszystkich.
-Idziemy za tym pojebem...
Rozkazał, po czym z przygotowaną bronią także wszedł do środka. Reszta ruszyła za nim, co za tym idzie, w tym Alexander musiał przekroczyć mroki podziemi. Idąc wąskim korytarzem, nie widział nic, poza ciemnością, zaś do jego nozdrzy dotarł dziwny zapach...
_______________
*Ard Carraigh, Stolica Centralnego Imperium Kaedwen, 1531r.*
MG = Irvin Terazias
Rozbłysło światło, które zakończyło mroki ciemności wąskiego tunelu, rozszerzając kocie źrenice mutanta. Alexander mógł zdać sobie sprawę, że znajduje się teraz w przepięknej komnacie, większej od sali tronowej. Potężne okna oświetlały pomieszczenie, w tym ogromny portret Wielkiego Imperatora, Gariona I Podróżnika, w wieku koło 30 lat, zaś obok niego wisiał drugi, przedstawiający Wielkiego Wodza, Irvina Teraziasa. Sam model, który się prezentował na tym obrazie, stał przy oknach, wpatrując się w panoramę Ard Carraigh. Był ubrany w elegancki mundur wojskowy, a siwa broda nadawała szlachectwa. Jego spojrzenie było mądre, ale przebiegłe. W końcu skierowało się na blondyna...
-Ambasador Republiki Nilfgaardu, Alexander Sidereal, cóż za miły widok! Stęskniłem się wręcz za naszymi pogawędkami...
Uśmiechnął się szeroko, uściskając dłoń Alexa. Znali się dobrze. Ale to Wielki Wódz był tu najważniejszy. Bóstwo. Jedno złe słowo, które opacznie zrozumie i śmierć natychmiastowa, niezależnie od rangi, czy pochodzenia.
-Wiem, że się powtarzam, ale wybrali najlepszego obieżyświate na pozycje ambasadora. Powiedz mi, jak się miewa konsul Pavetti? Zdrów? Dzięki niemu nasze skłócone narody są w dobrych relacjach. Chwalmy śmierć Peloka!
Zaśmiał się, po czym podał mu szklankę czystej. Był to tutaj najpopularniejszy trunek.
Irvin przeczesał brodę i poprosił Alexandra, aby podszedł do okna.
- Widzisz tych wszystkich ludzi? Szczęśliwy naród, bez żadnej skazy. Nikt nikomu nie zazdrości, każdy jest sobie równy. Świat bez tej przeklętej szlachty jest dobry. Coś o tym wiecie, demokraci. Liczę, że więcej narodów to zrozumie. Narazie jednak staram się scalić Kaedwen. Front Zachodniego Imperium z każdym dniem słabnie, bo bojarowie nie mają szans z pracowitym ludem, gdy sami patrzą tylko na swoje majątki. Na Wschodnie Kaedwen zaś przyjdzie czas. Dzięki temu wszystkiemu czuję się wręcz jak Wielki Imperator Garion. On pierwszy zrozumiał, że zjednoczenie świata pod jedną ideą jest jedynym porządkiem. Szkoda, że jego potomkowie zatracili się we własnych interesach. Dlatego czuję się jego dumnym następcą.
Powiedział dumny. Widać było, że wspaniale mydlil oczy utopijnym państwem. Chcąc nie chcąc, ambasador sojuszniczego Nilfgaardu musiał mu przytakiwać.
Wola MG: zachowuj sie jakby to wszystko było normalne. Wczuj sie
Offline