Nie jesteś zalogowany na forum.
Alexander dysponował teraz naprawdę groźną mocą, ale tak jak słusznie powiedział Valentain nie należało się z nią obnosić w obawie, że może się to spotkać z konsekwencjami. Gdyby zrobić taki pokaz na oczach prostego ludu, ten nazwałby Alexandra albo demonem i ruszył nań z widłami, albo bogiem, co było mniej prawdopodobne, ale nadal możliwe. Ruszyli, by odnaleźć resztę przyjaciół i uciec stąd wreszcie. Lelayna umiera już zapewne ze strachu nie tylko przez brak Sidereala, ale i spóźnianie się ekipy poszukiwawczej. Utrata czterech bardzo cennych osób postawiłaby w znak zapytania plan ruszenia na cesarstwo. Napotkawszy Erogona i Larysa Alexander poczuł, że to jakby koniec tej dzisiejszej męczarni i można spokojnie wracać... nic bardziej mylnego, bowiem pojawiły się duże problemy z Larysem. Patrzył na niego z dużą obawą i pewną niemocą wobec jego fatalnego stanu. Alexander nie był lekarzem, potrafił jedynie pobieżnie opatrywać rany, czego nauczył się podczas wojskowej kariery. To, co widział wykraczało poza kompetencje nawet najbardziej rozumnych profesorów medycyny. Gdy utwierdzono go w przekonaniu, że to wynik spotkania z wymiotem jednego z tych mutantów sytuacja jeszcze bardziej się pokomplikowała. Drużyna przy tym zaczęła toczyć spór wobec tego, co zrobić z tropicielem, ale już chwilę wcześniej wiedział, co chce zrobić. Pokiwał głową beznadziejnie i podszedł do Elltera trzymanego przez Valentaina.
- Nie posiadamy antidotum ani tu, ani gdziekolwiek. Nie wydaje mi się nawet, byś doczekał jakiejkolwiek profesjonalnej pomocy. Przepraszam, Larysie, lecz nie widzę innego rozwiązania... wybacz mi i wiedz, że Cesarstwo jest ci wdzięczne. Rust em Gloedefeainn, Larys Ellter. - wymówił te słowa powoli i z lekkim bólem, po czym zadał tropicielowi szybką śmierć poprzez skręcenie karku. Nie pozwolił, by jego ciało głucho rąbnęło o ziemię, lecz przytrzymał je. Odczekał moment, by przekonać się, czy jego ciało nie przepoczwarza się nawet po śmierci, a jeśli nie to osobiście wziął go na ręce i poszedł ku wyjściu, by wraz z resztą kompanii pochować go tak jak na to zasługiwał i tak, jak to czyniło się w Nilfgaardzie - paląc.
*Dialekt - Rust em Gloedefeainn = spoczywaj w blasku słońca
Offline
MG = Valentain, Larys Ellter
Alexander podjął wybór, który mógł ocalić wiele istnień, lecz ofiar ad miał być sam Ellter. Niestety nie było ratunku. Przynajmniej zdaniem Sidereala...
-Rozumiem... Nie przejmuj się... Zawsze są jakieś ofiary...
Wyszeptał, po czym Alexander skręcił jego kark, a ciało opadło łagodnie na jego ramiona. Erogon posmutniał i udał się w kierunku z którego tu przybyli, zaś Valentain kiwnął głową z aprobatą.
-Tak musiało być. Od tego zależał los wielu istnień, w tym Twoich rodaków.
Pocieszył go po czym udał się za Erogonem...
Po jakiejś godzinie wrócili do obozu, gdzie Lelayna i Mjornor z radością powitali Alexandra. Choć radość szybko zastąpiła żałoba spowodowana śmiercią Larysa Elltera. Panna Aristandes długo się obwiniała za to, lecz czas goił rany, a ich czas powoli pośpieszał w dalszą drogę...
_______________
Rozdział II: OJCZYZNA!
*Wrzesień, 1511r. - Republika Nilfgaardu*
MG = Lelayna Aristandes
W końcu cała drużyna dotarła do upragnionego Nilfgaardu, wraz z małą armią. Niestety wszyscy byli dla obecnej władzy przestępcami, więc nie mogli się publicznie poruszać po miastach, które zahaczali po drodze. Miesiąc przed walkami na arenie znaleźli się w okolicy Miasta Złotych Wież, stolicy republiki. Mieli zamiar odpocząć w miejsowej wsi, która przygarnęła ich jako pielgrzymów (założyli stare szaty). Alexander miał spać w stajni dla koni, co i tak było lepsze od gołej ziemi. W nocy zaś, przyszła do niego Panna Aristandes...
-Jutro wielki dzień, co? Wkraczamy do stolicy. Szkoda, że incognito, a nie jako my...- Westchnęła. -Ale już jesteśmy blisko. Musimy zgłosić Cię do zawodów. No i odszukać Tullio, oraz Heuklesa. Stresujesz się? Ja trochę. Ich zdanie zadecyduje o wszystkim...
Powiedziała jakby zmartwiona i usiadła na stogu siana. Tym bliżej finału tym gorzej się czuła. Jednak nie mogli się już wycofać. Nie byli tacy młodzi, aby się bawić w ukrywanie po lasach.
-Poza tym chciałam Ci podziękować za to co dla nas robisz. Bez Ciebie nie ruszylibyśmy się z Mettiny. Może tego po mnie nie widać, w końcu mało z Tobą rozmawiałam... Mijaliśmy się...
Zaśmiała się jakby nerwowo, jakby mijała się z prawdą. Jednak mijanie się lepiej brzmiało, niż unikanie.
-Wiesz, że Valentain już ładnie czyta? Sporo go nauczyłam. Mjornor już nie rozpacza tak po rodzinie, a Erogon znów cieszy się z bycia sobą. Chyba ta wyprawa wszystkim nam pomogła.
Offline
Dziwnie się czuł siedząc tak i medytując w ciemności i ciszy, przerywanej chrapnięciami koni. Dziwnie się czuł, będąc już w swojej ojczyźnie. Wcześniej tylko przebywał na jej dawnych ziemiach lub daleko poza nimi, a teraz po raz pierwszy od tak dawna widział choćby flagę ze słońcem lub żołnierza odzianego w czerń i patrolującego teren. Tak zwyczajne dla tutejszego mieszkańca widoki były wręcz małym szokiem dla stęsknionego patrioty. Obrócił głowę w stronę hałasu, którego sprawczynią okazała się Lelayna. W mroku uśmiechnął się do niej.
- Nie, nie stresuję się. Przywykłem do takich sytuacji... stresująco to jest wtedy, kiedy twój oddział wpadnie w zasadzkę i nie ma sposobności zorganizowania obrony. - zaśmiał się. Oboje byli wojskowymi, takie terminy i takie doświadczenia nie były im obce. - Teraz się wyciszam i czuję błogi wręcz spokój... ale to cisza przed burzą. Dziś wszyscy zaśniemy, by jutro zbudzić się chwilę przed wielką wrzawą. Lecz o siebie się nie boję, boję się o was... zastanawiam się czy aby na pewno wszystko dopięliśmy na ostatni guzik? Czy jeden mały błąd nie doprowadzi do tragedii? Nie będę mógł żyć z poczuciem, że przyprowadziłem tu was na pewną śmierć. - wyznał, patrząc jej w oczy. Wnętrze oświetlał jasny snop księżycowego światła przez luki w zadaszeni, więc nie wszystko było tu aż taką ciemnością. - Zapiszcie mnie jako Xanderos Laskarys, na poczekaniu wymyśliłem, nie będę się posługiwał prawdziwym imieniem. - dopowiedział i oparł się plecami o stóg siana, blisko Lelayny. Trochę kuło, ale przynajmniej nie było zimno jak na gołej ziemi. Na jej podziękowania uśmiechnął się.
- Pamiętasz te czasy kiedy byłem Hegemonem? Od tamtego czasu wiele się zmieniło we mnie. Już pomijam to, że stałem się mutantem. Czuję, że nabrałem pokory i naprawdę poczułem się tak, jak ci których traktowałem, będąc ponad nimi. Może i tego wymagała ode mnie pozycja, takiego chłodu i wyrachowania, lecz władza uderzyła mi do głowy. Dlatego, gdyby wszystko się powiodło, będę bał się o siebie... bo władza deprawuje. Zmienia ludzi światłych w kreatury, które po osiągnięciu tego czego pragnęły, pragną jeszcze więcej i więcej. Otrzymują ją ci, którzy zniżą się, by po nią sięgnąć. Boję się, że nawet jeśli spróbuję zachować trzeźwość umysłu, to i tak na nic... - rzekł ponuro i dość sentencjonalnie. Lelayna tego lęku mogła zapewne nie rozumieć, sama nie była nikim więcej jak tylko oberszterem brygady, a to inny rodzaj władzy od tej monarszej, zupełnie co innego. Mimo to ten lęk był uzasadniony jeśli spojrzy się w przeszłość na poprzednich monarchów... w niektórych krajach liczbę monarchów uważanych za dobrych można policzyć na palcach jednej ręki... dotyczyło to także Nilfgaardu. Przez ostatni okres wszyscy sprowadzali ten kraj na złą drogę lub mordowano ich nim zdążyli cokolwiek osiągnąć. Czy stać by się tak mogło z Alexandrem? Zacisnął pięści i zęby na tę myśl i poprzysiągł sobie, że nie... że tak się nie stanie i że wreszcie pora na pozytywne zmiany.
Wcześniejszy tekst Lelayny wyrwał go z wszelkich pesymistycznych przemyśleń, ale nie odwiodło go od przemyśleń. Miał zaraz podzielić się spostrzeżeniem.
- Ostatnie lata i miesiące wszystkich nas zmieniły. Ja byłem Hegemonem, który myślał, że może srać wyżej niż dupę ma kiedy darłem cesarski rozkaz od ciebie, Erogon był obrońcą imperatora, walczył przeciwko nam pod Serenos i szczerze Nilfgaardu nienawidził. A teraz? Teraz spójrz na niego. Erogon, najemnik, kiedy pozwoliłem mu dla mnie pracować myślałem, że to kolejna płotka, która pragnie mi się podlizać. Dziś bardzo go sobie cenie i oddałbym za niego życie, tak jak on za mnie. A Valentain? Spotkaliśmy go w Cintrze jako krwiożerczego potwora, który za nic sobie miał jakiekolwiek więzi czy cudze życie. Był tykającą bombą, która wybuchała i po każdej eksplozji regenerowała się, by znowu zniszczyć wszystko wokół siebie. Jego zmianę obserwowałaś na bieżąco, sama widzisz jaki teraz jest. Niedługo zakończy się pewien okres i sam nie wiem czy pozytywnie. Możemy włożyć wszelkie starania, by tak się stało. Ale wiesz co? Mimo wszystko, mimo tych wszystkich nieszczęść, cieszę się z takiej teraźniejszości. Bez tego bym się nie zmienił i nie zmieniłbym też nikogo wokół siebie. - powiedziawszy to odwrócił głowę do Lelayny i powoli zaczął się do niej zbliżać, aż ich usta się zetknęły. Powiedział dużo, wyżalił się, kierowała nim potrzeba bliskości, której mógł wreszcie zaznać u kobiety, którą darzył jakimś uczuciem. Tę noc spędzili razem, lecz co zgotuje im ranek i niedaleka przyszłość?
Offline
MG = Erogon Sterne, Mjornor, Valentain, Tullio Falks i...
Noc w stajni zrodziła najprawdziwe uczucie, którego długa wyprawa zasadziła, aby mogło wykiełkować. Alexander jeszcze tego nie wiedział, ale tej nocy począł dziecko. Lecz czy to powód dla którego warto żyć, czy też nieszczęścia, czas pokaże...
Następnego zaś dnia, przez stolice przemierzała cała czwórka towarzyszy, która starała dostać się do posiadłości generała Tullio. W tym czasie Lelayna zaś miała zapisać Alexandra na zawody. Jednak ich drogę zagrodził tłum mieszczan, wysłuchując orędzia. Przemówienie dobiegało końca, a mówca już schodził ze sceny, lecz w ostatniej chwili dali radę go dostrzec. Ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkim, był to sam konsul, Pelok. Osoba którą chcieli zgładzić. Trochę zmienił swój zarost, ale każdy z nich rozpoznał go bez trudu. Przerazić się mógł jednak Sidereal, który przy nim dojżał przejrzystą kobietę o trupim wyglądzie. Jej skóra gniła, wygląda p.n. a jak zjawa co wykrzywia twarz w paskudnym i mrocznym uśmiechu. Lewitowała przy Peloku, szepcząc mu do ucha. Nikt a nikt jej nie widział. Jedynie zmutowane oczy Alexandra. Mógł zdać sobie sprawę, że prezent od Abaldiasza w postaci wiedźmińskich mutagenów dał mu możliwość widzenia upiorów...
-Dobrze mu w tych wąsach.
Skomentował Mjornor.
Po chwili Pelok i zjawa zniknęli w karocy, która odjechała. Sterne szturchnął zszokowanego Sidereala.
-Nie przejmuj się. Jeszcze go dorwiemy. Chodź, musimy się śpieszyć...
Po tych słowach ruszyli dalej, prosto pod piękną i strzeżoną rezydencje Falksa. Mieli szczęście, bo akurat generał stał na tarasie i podziwiał panorame miasta. Trzeba było jednak ominąć straż...
-My odwrócimy ich uwagę. Ty z nim porozmawiaj. Nas się wystraszy.
Zaproponował Valentain. Wszyscy się zgodzili, po czym odeszli kilka kroków i zaczeli rzucać kamieniami w strażników przy bramie. Głupi sposób, ale wystarczył, aby Sidereal wszedł na teren posesji...
Gdy w końcu Alexander zjawił się na tarasie, Tullio odwrócił się w jego stronę. Wyglądał na zaskoczonego, choć spokojnego.
-Bardzo się zmieniłeś, przyjacielu. Lecz cieszy mnie, że żyjesz. Czekaliśmy na Ciebie...
Falks nie przez pomyłkę powiedział w liczbie mnogiej. Po chwili z rezydencji wyszedł kolejny towarzysz do rozmowy...
-Nie zawiodłeś mnie.
Rozbrzmiał ten trzeci głos. Należał on bowiem do Dariusa Pavetti...
Offline
Dzień po nocy pełnej przyjemności miał być bardzo produktywny i równie obiecujący. Plan należało stopniowo wdrażać w życie, werbują najpierw Falksa, a potem jeśli to będzie możliwe również Heuklesa. Przy tak silnym zapleczu przewrót okaże się bez wątpienia sukcesem.
Przechodząc ulicami miasta incognito natknęli się na tłum i człowieka wygłaszającego mowę. Najpierw nie zwróciło to jego uwagi, lecz gdy poznał głos, spojrzał na mówcę, który okazał się być więcej niż tylko znajomym. Alexandra nie zajął specjalnie odświeżony wygląd Tarranisa, lecz to, co zobaczył za nim i co zaniepokoiło go zarazem. W pierwszej chwili chciał zapytać towarzyszy czy widzą to, co on, lecz skoro reagowali na widok Warrona zupełnie normalnie, tak jak tłum, oznaczać by to mogło, że upiora widzi tylko Alexander. Z trudem dał się odciągnąć z tego miejsca, za bardzo intrygowało to, co zobaczył. Przypomniał sobie słowa Lelayny o pogarszającym się stanie psychicznym byłego cesarza... źródło choroby widział na własne oczy.
Otrząsnął się z tego po jakimś czasie, kiedy znaleźli się przed rezydencją Falksa. Trójka towarzyszy w sposób doprawdy dziecinny, ale skuteczny zarazem odciągnęła strażników, dzięki czemu Alexander nie niepokojony przez nikogo mógł wejść i spotkać się z byłym mentorem. Kilka minut później stanął w progu, widząc odwróconego doń Tullia, wpatrzonego w panorame na balkonie. Czy Alexander czuł jakąś tremę? Nie, lecz dziwnie było spotkać po niemal czterech latach kogoś, kto był jak drugi ojciec.
Zbliżył się i zdjął głęboki kaptur. Wtedy też został powitany. Uśmiechnął się serdecznie.
- I ja się cieszę, widząc cię w zdrowiu, generale. Wiele w Albie wody upłynęło od ostatniego spotkania. - rzekł, tworząc pewną aluzję od rzeki przepływającej przez stolicę do dawnej grupy armii Falksa. Wtem z boku jakby z ziemi pojawił się Darius, na widok którego Alexander uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Dariusie Pavetti, ty lisie. Miesiąc przed Igrzyskami, a ja dopiero docieram do stolicy, nie wiedząc jak wygląda nasze podłoże i pozycja. Jakimi siłami i wpływami realnie tu dysponujemy?
Offline
MG = Darius Pavetti, Tullio Falks i...
Alexandra musiała mocno zaskoczyć sytuacja w której się znalazł, choć znał dobrze swojego najstarszego przyjaciela. Darius zawsze był trzy kroki w przód przed wszystkimi. No i zapewne łatwiej mu było się tu dostać w pojedynkę, bez niespodzianek po drodze. Lecz gdzie był Valestil, z którym to też miał do pogadania?
-Mimo wszystko trochę się wlokłeś, więc zdążyłem szybciej dostać się do naszego drogiego Falksa i przedstawić mu sytuację. Jeśli zaś chodzi o nasze siły... cóż, mamy wojsko. Teraz staramy się o polityków...
Zaczął Pavetti, zaś Tullio podszedł do Sidereala.
-Ani przez chwilę nie wierzyłem w Twoją zdradę. Powrót Dariusa mi to potwierdził. Pelok zachowuje się coraz gorzej, przypomina szaleńca, a nie przywódcę. Lecz mimo wszystko oficjalnie jestem mu wdzięczny, uratował mnie, gdy byłem jeńcem u Kaedweńczyków. Ale nie zamierzamy nic nie robić...
Generał zaprowadził Alexandra do wnętrza rezydencji, gdzie bezpośrednio znaleźli się w jadalni. Ku jeszcze większemu zaskoczeniu na dziś, przy stole siedział Arcysenator Heukles...
-No proszę, Ty żyjesz. Ciekawe jak długo.
Skomentował starzec zagryzając kawałek fileta.
-Do senatu też zdążyłem zajrzeć.
Dodał Pavetti z uśmiechem, po czym wszyscy zasiedli do stołu. Nawet dla Alexandra przygotowana była zastawa stołowa. Nie miał okazji jeść w tak dobrych warunkach od czasu biesiady u króla Galahada. Heukles zaś przetarł siwą brodę jedwabną chustą.
-Zgodziłem się tu przyjść, bowiem powiedziano mi, że zaszła niesprawiedliwość, a Alexander jest niewinny. Zdaniem Dariusa, zdrajcą stanu jest konsul Pelok. To jednak jest poważne oskarżenie wobec poważnego człowieka. Czy są JAKIEKOLWIEK dowody?
Zapytał, a potem nastała cisza. Tak jak ostrzegała Lelayna, arcysenator nie był taki łatwy do przegadania jak Tullio, któremu wystarczyła obecność Alexandra w najbardziej niebezpiecznym dla niego miejscu na świecie.
-Przyszedł tu, a mógł żyć zdala od tego chaosu...
Usprawiedliwił go Darius, lecz Heuklesa to wcale nie przekonywało.
-Ja mu wierzę. A to wystarczy bym z wojskami wszedł do pałacu.
Powiedział Tullio, zaś arcysenator uderzył pięścią w stół.
-Spróbuj tylko, a i Ciebie ogłosimy zdrajcą! Zachowujecie się, jakbyście chcieli władzy, bowiem jeszcze nie przedstawiliście żadnego obciążającego konsula dowodu!
Wykrzyczał, zaś pozostali umilkli. Ich poglądy nie sprzyjały senatowi. Jednak miał pewną rację. Ich działanie wobec obywateli byłoby równie niesprawiedliwe jak działania Peloka. Musiał jednak istnieć sposób kompromisu. Albo chociaż wspominany dowód. Sideralowi został jednak miesiąc do walki na koloseum, gdzie chciał zmierzyć się z samym Cartaphilusem. To będzie koniec, a następstwa tej potyczki mogą być przeróżne, związku z tym co wydarzy się w najbliższych dniach...
-Byliśmy kiedyś Cesarstwem... Teraz zaś Republiką... To Ci służy, Heuklesie, prawda? W końcu masz teraz większą władze, niż wcześniej. Jakikolwiek dowód będzie dla Ciebie wystarczający...?
Zapytał Darius, z krańca stołu.
-Jak śmiesz dezerterze?!
-Śmiem mówić prawdę, gdy chodzi o los mojej ojczyzny! Gdy włada nią głupiec, a nasi sąsiedzi ją wyśmiewają, choć wcześniej czuli przed nią lęk! Nasze własne prowincje to teraz nasi wrogowie! A Ty oczekujesz prawdy, którą potwierdzić może tylko Impera, siedząca w kieszeni konsula! Ocknij się starcze, inaczej i Ty padniesz ofiarą jego knowań!
Pavetti wykrzyczał te słowa, uciszając chwilowo Arcysenatora. Najważniejsze osoby w tym kraju były tak podzielone, jak tylko demokracja na to pozwalała. I tu leżał pies pogrzebany...
Offline
- Cieszę się, że nie próżnowałeś przyjacielu. W sumie po tobie mógłbym spodziewać się wszystkiego, tylko nie bezczynności. - poklepał go po plecach i spojrzał na Falksa.
- Ja zaś pragnę przeprosić, że nie mogłem cię wydobyć z niewoli, kiedy byłem w mocy. Lecz Kaedweńczycy postawili żądania niemożliwe do spełnienia, nie mogłem godzić się na tak wysoką cenę. Uznaję, że postąpiłem zgodnie z racją stanu. - nie kłamał. Za Falksa Ymir chciał Toussaint i wschodnich przełęczy, dzięki którym Kaedwen mogłoby okrążyć Nilfgaard. Tullio jako poważany wojskowy musiał to rozumieć...
Następnie udali się do jadalni, by wspólnie przy stole omówić wszelkie plany. Tam jednak zastał kogoś, kogo się raczej nie spodziewał. Jak widać nie tylko królowie sami przychodzą na spotkanie z Siderealem. Spojrzał na Dariusa wzrokiem uznania. Naprawdę nie próżnował.
Arcysenatora powitał lekkim ukłonem i życzeniem smacznego. Było kulturalnie, ale Alexander czuł w powietrzu konflikt. Czołowy Republikanin i trzech Rojalistów przy jednym stole tworzyło mieszankę wybuchową na równi z Valentainem. Ledwo zdążył zasiąść do stołu i chwycić za sztućce, gdy Arcysenator przeszedł do rzeczy. Taak, lont już się tlił i niewiele brakowało, aż zaczną się tutaj obrzucać jedzeniem, albo gorzej. Póki co były hegemon milczał, jadł i sprawiał pozory takiego, co nie obchodziła go za bardzo ta cała afera. Lecz to tylko pozory. Słuchał burzliwej wymiany zdań, aż w końcu, gdy nastała chwila ciszy po mocnych słowach Dariusa, postanowił przejść do akcji. Zaczął w pełni spokoju, odkładając sztućce i obracając głowę ku Heuklesowi.
- Żądasz mocnego dowodu, Arcysenatorze. Lecz jak wyglądają dowody takiej samej mocy skierowane przeciwko mnie? Proszę spojrzeć na to z perspektywy obiektywnej, a nie służalczej i propagandowej. Ja, osoba, która odrzuca największy zaszczyt jaki może spotkać Nilfgardczyka, staje na czele wojska, by zgodnie ze swoim stanowiskiem i nieustępliwością obronić ojczyznę przed najeźdźcą. W pewnym momencie, wręcz kulminacyjnym, niespodziewanie znika i zostaje ogłoszona zdrajcą i skazana na śmierć. Wszyscy się temu dziwią, nikt nie pyta w głos, niewielu się buntuje, bo za tym wszystkim stoi cesarz. Do cesarza nie można mieć żadnego ale, coś tam można poburczeć pod nosem, ale któżby miałby nie uwierzyć temu najwyższemu, najważniejszemu? Nie wiem co powiedział senatowi, gdy uzasadniał swoją decyzję, z nikim tak naprawdę nie konsultowaną. Lecz zapewniam, że to co powiedział było łgarstwem, gdyż prawda okazałaby się dlań końcem. Ja ci tę prawdę przedstawię. - powiedziawszy to wstał z miejsca i podszedł bliżej do Heuklesa nachylając się nad nim, zaś Falks i Darius mogli odczuć jak powietrze dziwnie gęstnieje, jam struna się napina...
- Spójrz w moje oczy, Arcysenatorze, bo tylko one powiedzą ci prawdę. Pelok zaproponował mi wspólne obalenie rządów senatu, zamordowanie ciebie i twych zwolenników. Jego celem był powrót do władzy absolutnej, takiej, jak za czasów Emhyra Wielkiego. Twierdził, że jedynie silna władza cesarza pozwoli wygrać wojnę. Wyraziłem pełen sprzeciw wobec takiego planu, choć przyznaję, że jeste zwolennikiem silnej pozycji monarchy. Zaoponowałem, nie chcąc dopuścić do wojny domowej między demokratami, a monarchistami, szczególnie gdyby miała się toczyć w sercu cesarstwa podczas takiego kryzysu. Pelok uznał mnie za przeszkodę i pozbył się mnie, bo ledwie chwilę po jego wyjściu odwiedził mnie Carthapilus, którego wydaje mi się, że znasz całkiem dobrze. Nie musisz dawać wiary moim słowom, w końcu to tylko słowa. Sam uznasz, czy mówię prawdę, bo namacalnego dowodu nie mam. - wyjaśnił. Alexander uchodził za dobrego mówcę, niejednokrotnie potrafił przeciągnąć kogoś na własną stronę, ale jak na te wyjaśnienia zareaguje zatwardziały demokrata? Sidereal spodziewał się negatywnej reakcji, dlatego nie skończył mówić. Arcysenator musiał zdać sobie sprawę, że stoi na przegranej pozycji. To były szachy, a Alexander miał zamiar powiedzieć mat nim przeciwnik wykona jakikolwiek ruch. Tym razem zaczął mówić już ostrzej i glośniej, zaczął też przechadzać się z wolna.
- Cesarstwo Nilfgaardu musi wrócić na nieboskłon świata, oświecić je i spalić wrogów. Nasz kraj przeszedł wiele, jesteśmy najstarszym tworem państwowym o takiej randze, nasz kraj wydał na świat wielu wspaniałych władców, jak i wielu tych, którzy momentami doprowadzali go na skraj upadku. Historia znowu zatacza koło, lecz tym razem znaleźliśmy się nie na skraju, lecz faktycznie upadliśmy! Cesarstwo Nilfgaardu, nasze najwspanialsze imperium, zostało zdegradowane do republiki, którą rządzą skorumpowani senatorzy i konsul, który zaczyna coraz bardziej tracić rozum! Koalicja Zeph'de, ta zbieranina księstw drwi sobie z nas, kiedy widzi jak bardzo odwróciły się role! Jaką ty Heuklesie widzisz przyszłość dla swojej ojczyzny?! Ja widzę jak nas bezlitośnie skubią, wykrajają nam kolejne ziemie, jesteśmy małym kawałkiem tortu, który zostanie podzielony co do okrucha. Cesarstwo musi wrócić i wróci, bo choćbyś się starał, to nie zatrzymasz tej machiny. Dołącz do nas i buduj z nami na nowo potęgę lub spłoń w promieniach Wielkiego Słońca. Nilfgaard powstanie na nowo, bo NILFGAARD TO JA!!- wykrzyczał te słowa, uderzając na koniec ręką w stół z taką siłą, że jego kawałek wręcz odleciał. Siła osobowości Alexandra w tym momencie była absurdalnie wielka.
Offline
MG = Darius Pavetti, Tullio Falks, Heukles
Po zakończonych ostrych wymianach zdań, do zabawy dołączył się były hegemon, który był zdeterminowany, aby do przewrotu w kraju doprowadzić. Miał zamiar swą charyzmą dorównującą Teraziasowi, pokonać argumenty Arcysenatora. Oczywiście wpierw zaczął od tego, od czego się to wszystko zaczęło. Mianowicie o wyborach nowego cesarza. Heukles musiał przyznać, że mówca zrzekł się władzy, mimo to wciąż nie był do końca przekonany.
-Wiemy o tym, że Ternikulus VII kazał zgłosić Twoją kandydaturę i oddać na Ciebie głos w jego imieniu, do czego miał prawo każdy monarcha widzący w kimś swojego następce, lecz nie zapominajmy, że to był człowiek, który zapoczątkował wojne na skalę światową. Jeśli myślisz, że zdanie tego nieboszczyka buduje Ci dobrą opinie, to...
Nie dokończył, bowiem Sidereal nie miał zamiaru mu na to pozwolić, kontynuując swój wywód i wywierając na nim presje, po przez samą zastraszającą bliskość. A następne słowa Alexandry miały być wyjawionym sekretem konsula o nieudanym planie likwidacji całej instytucji demokratycznej i likwidacji jego samego. Te informacje sprawiły, że demokrata zbladł natychmiastowo. Sam nie wiedział do końca jak na to odpowiedzieć
-To... kolejne poważne oskarżenie... Mam Ci od tak uwierzyć, że... że planował moją śmierć...?
Spytał przełykając ślinę, a Darius zarechotał.
-To logiczne starcze. Skoro zmanipulował Alexandra z posadką cesarza, to wiadomym jest, że pragnie władzy. A nic tak nie smakuje jak bezwzględny absolutyzm, na drodze którego stoi demokracja.
Nadmienił Pavetti, aby tylko wspomóc racje Alexandra. Lecz nim Arcysenator zareagował, ten drugi znów kontynuował, tym razem głośniej i ostrzej. Na sam koniec swego wywodu, były hegemon uderzył w stół, aż Heukles podskoczył odruchowo. Słowa były tak liczne i tak dobitne, że zagnieździły się w jego głowie, robiąc mu prawdziwe pranie mózgu. Chwilę trwało nim odpowiedział na cokolwiek, lecz po namyśle, zwinął jedwabną chuste w kwadrat i położył ją na wyjedzony talerz...
-Nilfgaard to Ty... Tak mówili tylko władcy. Jak rozumiem, chcesz anulować naszą wizję republiki i przywrócić cesarstwo. Najpewniej siebie widzisz na tronie. Gdybyś inne wybory podejmował, już dawno na nim byś zasiadał...- Zgarbił się, splatając ze sobą palce, jakby w dalszej kontemplacji. Liczyły się losy ojczyzny. A dla niego też sprawiedliwość. -Wolę jednak silne cesarstwo, niż republikę władaną przez bezprawie i niebezpiecznego człowieka. Porozmawiam z senatorami o zmianach jakie nas czekają. Konsul zostanie zdegradowany i osądzony. Potem niech się dzieje wola Słońca. Liczę jednak, że w Waszej wizji Nilfgaardu, wciąż jest miejsce dla demokracji. Żegnam Panów.
Po tych słowach opuścił jadalnie, a następnie rezydencje. Darius i Tullio zaklaskali Alexandrowi.
-Brawo, przekonałeś starego. Mamy wolną rękę i poparcie wszystkich.
Skomentował Pavetti. Falks zaś wstał od stołu.
-Na żołnierzy też możesz liczyć. Zanim Senat się namyśli, miną miesiące, więc postawimy ich przed faktem dokonanym. Trzeba w Peloka uderzyć w momencie niespodziewanym, a że cały czas pilnuje go Impera, zawody na koloseum będą idealną okazją. Tam jest niezbyt chroniony.
Powiedział jaki jest jego plan działania, natomiast Darius pozwolił sobie położyć nogi na stole.
-Lecz dopiero w finałowej walce. Wcześniej nie zaszczyci swojej osoby. Dobrze jakby coś odwróciło jego uwagę. A że doszły mnie słuchy, że bierzesz udział w walkach to... powodzenia.
Uśmiechnął się, a Generał poklepał Sidereala po plecach.
-Wierzymy więc w Ciebie. Tylko Ty go zainteresujesz, by obnażył swe słabości. A teraz wybaczcie, ważne sprawy.
No i Tullio opuścił jadalnie. Zostali sami.
-To jak? Będziesz cesarzem...?
Offline
Alexander patrzył jak pod wpływem słów Arcysenator nabiera coraz większych wątpliwości i zaczyna gubić się w twj całej dyskusji, stając się plastyczną masą, którą Alexander mógł uformować wedle swojej woli. Wreszcie udało się przekonać starego polityka, który wyszedł nie jako przegrany wróg, lecz przekonany do starego-nowego ładu zwolennik. To był sukces Alexandra. Przeciągnięcie senatu na swoją stronę i aprobata wojska oznaczało kres republiki, która jak szybko powstała, tak szybko miała upaść. Wybiła godzina.
- Może i mamy przewagę, ale nie niedoceniałbym Peloka. Jest inteligentnt i przebiegły, a mimo choroby także nieprzewidywalny. Należy pamiętać, że Impera to siła, na którą trzeba uważać. Toteż uznaję za konieczność, by wojska rządowe trzymały pieczę nad miastem i koloseum podczas igrzysk. Nad bezpieczeństwem senatorów ma natomiast czuwać Quarton pod przebraniem żołnierza. Ja wtedy zajmę się najcięższym orzechem - Cartaphilusem. - poinstruował obu mężczyzn, gdy arcysenator już wyszedł. Wkrótce potem wyszedł także Falks, co stworzyło okazję do przedstawienia jeszcze jednej kwestii. Wtedy padło też pytanie Dariusa.
- Tak, tym razem nie popełnię tego błędu. Zostanę cesarzem i przywrócę ojczyznę w jej prawidłowych granicach. Lecz nie nastąpi to od razu, najpierw będzie trzeba wzmocnić się wewnętrznie. Czeka nas masa reform i projektów. - uśmiechnął się do przyjaciela i wyciągnął spod płaszcza wielki, złoty zwój, który dotąd trzymał zawieszony na sznurku na plecach.
- Konstytucja Oświeconego Cesarstwa Nilfgaardu. Wszystko, co chcesz wiedzieć o nowym kształcie państwa, najwyższy akt prawny obok samego cesarza. Pisałem go przez kilka miesięcy. Ty, Falks i senatorowie mcie złożyć na nim podpisy, mój już jest i oddaję go na przechowanie tobie. Strzeż jak oka w głowie. - po tych słowch wręczył druhowi ważny dokument, poklepał go po plecach i oznajmił, że wychodzi by dopilnować innych spraw. Na ulicy znowu stał się zwykłym przemykającym przechodniem.
Offline
*Trzy tygodnie później*
MG = Lelayna Aristandes
Do rozpoczęcia walk na arenie pozostał ledwie tydzień. W tym czasie wszyscy "wywrotowcy" załatwiali swoje sprawy, w tym zdobywali poparcie obywateli. Sam Sidereal mógł odpocząć od całego zamieszania i psychicznie przygotować się do nadchodzących zawodów. Niestety dzisiejszy dzień nie miał być dla niego taki łatwy, gdyż Lelayna niosła dla niego niespodziewane nowiny.
Alexander przebywał w swej komnacie w rezydencji Tullio, który udostępnił jemu i najbliższym mu towarzyszom pokoje.
Gdy kobieta przekroczyła próg jego komnaty, zamknęła za sobą drzwi. Była blada jak ściana i wystraszona...
-Alexandrze... Muszę Ci o czymś powiedzieć...
Zaczęła, po czym chwyciła go za dłoń i sprowadziła do pozycji siedzącej na łoże. Długo zbierała się w sobie, by powiedzieć cokolwiek, ale stwierdziła ostatecznie, że nie ma wyjścia...
-Ja chyba... jestem przy nadzieji... Czuję to i od kilku dni ciągle wymiotuje i...
Rozpłakała się, uznając to za największą karę z niebios. W końcu to zmienia tak wiele rzeczy.
-To koniec... jak mam walczyć i Wam pomagać! Ty mnie zaraz odrzucisz jak to robią żołnierze! Robią dzieci i zostawiają!
Jej żal zamienił się w panikę, możliwe że hormonalną. I co tu teraz zrobić?
Offline
Sidereal siedział w swpim krześle i pisał jakieś listy, nie wiadomo do kogo, ani jakiej treści. Nie miało to właściwie żadnego zmaczenia dla tego, co miało na chwilę nadejść. Sam Alexander wyglądał nieco inaczej. Ściął długie włosy, z którymi nie rozstawał się od lat i przystrzygł po bokach brodę, zostawiając ją tylko wokół ust i na podbródku. Trzeba było przyznać, że wyglądał teraz bardzo schludnie, choć niewykliczone, że do długiej fryzury jeszcze powróci. Wtem bez zapowiedzi wpadła do jego komnaty Lelayna, na której widok Alexander aż uniósł się z uśmiechem, lecz Lelayna w tym samym humorze nie była. Alex chwilę potem przekonał się dlaczego. Mina mu zrzedła, spochmurniał, zamilkł i zaczął kalkulować co on to właśnie najlepszego zrobił. Lecz mimo początkowej chłodnej reakcji szybko zaczął nabierać nowych, radośniejszych barw. Początkowy szok minął.
- To... to cudownie! - ucieszył się i ucałował Lelaynę w czoło. - To naprawdę cudownie. Nigdy nie przypuszczałem, że będę miał dzieci, szczególnie po tych wszystkich mutacjach. Kto wie Lelayno, może właśnie urodzisz mego następcę. Nie przejmuj się tym, to prawdziwy dar i szczęście. Wszystko będzie dobrze.
- powiedziawszy to przytulił kobietę uradowany. Cóż, tydzień przd zawodami obfitował w dobre wieści. Jednocześnie poczuł się zaniepokojony o los swój lub Lelayny. Dziecko może urodzić się jako pogrobowiec lub wcale...
Offline
MG = Lelayna Aristandes
Reakcja Alexandra była dla kobiety zupełnie niespodziewana. Była w szoku?
-Na prawdę...?
Zapytała przez łzy, ale ten szybko ją wtulił w siebie. Poczuła się bezpieczniejsza i uspokojona. Cały stres z niej zszedł. Od początku nie chodziło o to, że nie chce mieć dzieci, bowiem miała już 30 lat i zdaniem jej świętej pamięci ojca byłaby już zbyt starą prukwą na takie rzeczy. Tu raczej chodziło o nieodpowiedni czas, bo byli już tak blisko...
-Następce... Mówisz tak, jakbym ja sama miała stać się cesarzową...- Zaśmiała się cicho. -...o ile dziecko będzie miało ku temu możliwość...
Zakończyła poważniejszym akcentem. W końcu za miesiąc już wszystko będzie jasne. Co przyniesie przyszłość? Cóż, oni już przez całą noc zakładali tylko plany na tą optymistyczną...
____
*Kolejne dwa tygodnie później...*
MG = Valestil
Zawody na arenie zaczęły się z wielkim hukiem. Pierwszych dwóch gladiatorów zginęło. Ale Alexander zwyciężał we wszystkich starciach. Używał hełmu i innej tożsamości, by nikt go nie rozpoznał. Narazie się sprawdzało. Musiał wytrwać jeszcze tydzień na arenie, a potem finał. O ile nie potknie się o kamyk.
Pewnej nocy zaś, umówił się na spotkanie z Valestilem, którego nie widział od czasów Attre. Spotkali się na tarasie, gdzie Tullio uwielbiał obserwować panorame. Elfi Duch siedział na poręczy, jakby wpatrzony w księżyc i oderwany od rzeczywistości.
-Daleko zaszedłeś. Zbliża się koniec, prawda?- Zapytał na przywitanie. Był bardzo podobny do swego brata dzięki rodzinnej nietaktowności. -Jeszcze chwila i odzyskasz to co Ci odebrano. Reputację. A ta cała czteroletnia kampania w której bez końca walczysz, zacznie być wspomnieniem. O ile raczysz przetrwać i coś zmienić w tym gównie nazwanym republiką...
Dokończył i obrócił się w stronę Sidereala, by go lepiej widzieć. Alexander miał kilka blizn i ran po ostatnich starciach. Najgorsze jeszcze były przed nimi.
-Darius powiedział, że chcesz ze mną porozmawiać o Valentainie. Aż dziw, że on jest powodem dla którego zawracasz sobie głowę, skoro niedługo zostaniesz ojcem...
Valestil poraz kolejny potwierdził, że jest chyba najlepiej poinformowaną osobą na świecie. No cóż...
-Prawdziwy los zadrwił z Ciebie, że na Twojej drodze stanął mój chory brat. A głupotą zaś było to, wziąłeś go do drużyny. Jest niebezpieczny dla Ciebie, Twoich bliskich i otoczenia.
Wydawał się jakby znał Valentaina tylko od tej strony i właśnie przestrzegał Alexandra przed złem jakie w nim siedzi. Ale co miał z tym zrobić? Sidereal zrobi co zechce.
-Co chcesz o nim jeszcze wiedzieć? Dlaczego on wylądował w Kovirze, a ja w Dol Blathanna? Tak się składa, że urodził się w Dolinie Kwiatów jeszcze za czasów Findebair. Nasza matka go kochała tak jak mnie. Jednak my elfy też jesteśmy przesądni. Sama Francesco przepowiedziała naszej matce, że Valentain jest chory. Że nad nim ciąży złe widmo, które przyniesie wszystkim śmierć. Słowa Stokrotki już były mocne, ale potwierdzeniem było to, kiedy mały Val zabił źrebaka. Wszyscy go przeklnęli, a matka w strachu go porzuciła. Taki jego tragiczny los... ale po czasie stwierdzam, że Findebair się nie myliła. Chyba sam zdążyłeś go poznać, prawda...? Wiesz, że nie jest z nim wszystko w porządku...
Offline
Alexander pod osłoną nocy i w przebraniu wydostał się z koloseum. W czasie Igrzysk zawodnicy mieli przebywać cały czas na terenie koloseum. Tymczasowo ta arena stawała się domem i miejscem kaźni. Alexander zatem musiał się trochę streszczać, bo i ryzykował wiele. Spotkanie miało miejsce w rezydencji Falksa na jego tarasie. Stary generał już pewnie spał, albo siedział w swoim gabinecie. W każdym razie on nie był tu potrzebny.
Sidereal jak zwykle pojawiał się nagle i znikąd. Zdążył już sobie zyskać dzięki temu przydomek Elfi Duch, zaś Alexander przestał się zaskakiwać jego pojawianiem się. Przyzwyczaił się. I też jak zwykle pozwolił rozmówcy się wygadać nim sam przeszedł do odpowiedzi.
Co prawda odrobinę pomilczał, gdyż zajęły go słowa o tym, że Valestil nadal mimo wszystko jest niebezpieczny dla otoczenia. Poznał również kawałek historii, tej, której nie usłyszał od Valentaina, a która miała duże znaczenie w celu poznania tajemniczego elfa.
- Oceniasz go jako takiego, którego znałeś przed dwoma wiekami. Cenię sobie twoje niebywałe poinformowanie i wiedzę, lecz nie wiesz wszystkiego o wszystkich. Twój brat był krwiożerczy, nadal jest, ale myślę, że jego złość udało mi się ukierunkować na lepszy tor i ją ograniczyć. Valentain musiał otworzyć się na więzi z innymi, bo ich potrzebował. Nie mogąc znaleźć jakiegokolwiek oparcia, bliskości, stał się samotny, mściwy i w efekcie destrukcyjny. Wiele się zmieniło, wiele na lepsze. Być może przekonasz się o czym mówię, gdy z nim porozmawiasz. I może nazwiesz mnie naiwnym, ale ja mimo wszystko wierzę w wyższe dobro i że nie opuszcza ono nikogo... - powiedział swoje. Valestil oceniał poprzez stary pryzmat i nawet jeśli miał rację, to miał ją wyłącznie w swoim obrazie sytuacji, której w rzeczywistości nie znał tak jak mu się wydawało.
Offline
MG = Valestil
Elf usłyszawszy odpowiedź tylko westchnął, przekładając jedną nogę przez poręcz, aby siedzieć na niej okrakiem i mieć wzrok to na Alexandra, to na księżyc. Zachowywał się nawet jakby nie ufał tej białej kuli na niebie.
-Myślisz, że nie interesowałem się jego losem? Gdy był niewolnikiem, nie miałem żadnych informacji o nim, bo on też nie miał imienia. Lecz kiedy uzyskał wolność, śledziłem każdy jego krok. Niby dlaczego całe Attre się go bało i nazywało "Rzeźnikiem"? Uczynił z tego miasta swoją ubojnię. Nawet najbardziej samotna osoba na świecie nie czyni tyle zła co on zdążył narobić. On nie potrafi kochać. Obdarzyć kogoś uczuciem. Tym bardziej nie spodziewam się po nim jakiejkolwiek prawdziwej przyjaźni, poza tymi które tymczasowo są praktyczne. Moim zdaniem musisz go wygnać. Tylko tak obronisz nas wszystkich przed nim...
Powiedział najbardziej dobitnie jak tylko mógł. Valestil był święcie przekonany, a żadne słowa zapewnienia Sidereala nie mogły go uspokoić. W końcu metamorfoza Rzeźnika trwała od miesięcy. Czy to było wystarczające? Poza tym jak to każdy chory, był nieobliczalny...
-Myślałeś nad tym dlaczego elf dźwiga tak wielki miecz? Jest nadwyraz silny. On sam tego nie pamięta, ale Findebair po ogłoszeniu swej diagnozy poddawała go magicznym runom i swoim czarom. Bardzo cierpiał. Może wytarł to z pamięci, jak zresztą wszystko sprzed niewoli. Bądź co bądź głupia Stokrotka nie pomogła mu, zaś za to wzmocniła jego siły i organizm. Wtedy stał się zagrożeniem i go usunięto.
Dokończył odsłaniając już wszystkie karty z życia Valentaina. Wiedział już wszystko o dziecięcych latach psychopaty i jak się okazało, otoczenie zdeptało go jeszcze nim zdążył dobrze wykiełkować, uznając go za chwast, a nie piękny kwiat, którym może, by był? Jedno było pewne. Najbliżsi zawiedli go.
-Możesz mi złożyć obietnice na wagę życia Twojego i Twoich bliskich, że Valentain nie obróci się krwawo przeciwko nam wszystkim? Bo jeśli nie, pozbądź się go póki jeszcze jest czas...
Wybór:
-wygnaj Valentaina
-zaufaj Valentainowi
Offline
Valestil obstawał przy swoim. Nie mógł jakoś dopuścić do myśli, że Valentain może, albo raczej mógł stać się cenionym członkiem drużyny. Ciągle wyrażał wątpliwość i namawiał Sidereala do zmiany zdania, aż ten zaczął mieć podejrzenia, że chodzi tu o coś więcej niż tylko obawę. Alexander zaś ciągle obstawiał przy swoim... pytanie tylko czy słusznie. Valestil mógł mieć rację, tak samo jak Alexander, a więc szanse że Valentain zrobi tak lub tak wynosiły 50/50. Pół na pół, ni mniej ni więcej. Alexander mimo wszystko postanowił być tą drugą połową, przeciwwagą.
- Ja mu zaufam, Valestilu. Zachowanie Valentaina nadal stwarza ryzyko, ale mało prawdopodobne. Za to jego odtrącenie szybko sprowokuje go do zemsty. Robiąc tak, jak ty uważasz za słuszne, jedynie napytamy sobie biedy. - przedstawił ostatecznie swoje zdanie, nie dał sobie więcej wmówić. Wszystko to co powiedział Elfi Duch było cenne, gdyż unicestwiało całą otoczke tajemnicy Rzeźnika. Rozwiały się pytania i wątpliwości względem jego przyszłości.
Offline