Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2019-08-29 11:28:27

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 76.0.3809.132

Epoka Alecartiańska (TES)

ROZDZIAŁ I: SERCE PRZEGNIŁE



MG = Alecatro, Morphius


Każdy czarnoksiężnik musi mieć swoją mroczną siedzibę, która reprezentuje jego wynaturzenie. Najczęściej są to wieże, lecz "Najgroźniejczy Czarnymag" nigdy nie uważał ich za praktyczne. Zamiast tego, na Wysokiej Skale, w najbardziej burzowym punkcie, od razu nad klifem, stało gigantyczne czarne zamczysko, pilnowane przez gargulce, potwory i wiernych wyznawców Czarnoksiężnika. Prawdziwa forteca nie do przebicia. Natomiast w samych trzewiach tego monumentalnego czarciego tworu, egzystował sam potężny Alecatro, przez wielu zwanych wcieleniem bóstwa, a przez innych największym złem...
Białowłosy Altmer, którego niegdyś złotawa skóra, coraz bardziej przypominała białą krede, przebywał w pustej komnacie, gdzie nie było żadnych mebli, a jedynie dziwny kryształ, w samym sercu pomieszczenia, sięgający od podłogi, po sufit. Długo się w niego wpatrywał, aż spokój został zakłócony...
-Panie Mój...
Wyszeptał ponury głos osobnika, na którego pomarańczowe oczy Czarnoksiężnika spojrzały złowrogo. Alecatro nagle szarpnął powietrze, jakby pociągnął za niewidzialną smycz, co odczuł nieproszony gość, zaczynając się dusić i padając na kolana...
-Jak śmiesz mi przeszkadzać, Morphiusie?!
Warknął Altmer, a wspomniany z imienia osobnik, powoli wstał na równe nogi. Morphius był dunmerem, jeszcze bledszym i jeszcze bardziej przerażającym elfem od Alecatro. Pozornie wyglądał groźniej od swojego Pana, lecz ich siły magiczne nie były nawet porównywalne. Mroczny Elf miał na czole wyryty przedziwny symbol, który przysłaniany był czarnymi kosmykami włosów, zaś oczy jego białe, jak u nieboszczyka. Lecz porównanie było bardziej, niż trafne. Morphius bowiem, swą przeraźliwą urodę, zawdzięczał byciu nieumarłym, zaś znak na czole, mędrcy nazwaliby runą kontrolującą...
-Wybacz, Panie Mój... Mam informację, o które prosiłeś...- Urwał na chwilę, lecz twarz Alecatro pozostawała kamiennym wyrazem, więc kontynuował. -...Dagonici otrzymali propozycję od naszych Alecartiuszy, dotyczącą przyłączenia się lub śmierci. Czekamy na odpowiedź. Synodowi też na nich zależy...
-To oczywiste, że cyrodiilscy magowie pragną pozyskać mięso na rzeź, aby tylko odwrócić naszą uwagę. Lecz Dagonici to najmici, a najmita patrzy tylko na to, co może zyskać. A my oferujemy rzecz najcenniejszą... przeżycie.

Wyszeptał ostatnie słowo, gładząc dłonią powierzchnie kryształu, który od dotyku zaczął lekko emanować światłem. Czymkolwiek był ten przedziwny krystaliczny przedmiot, Czarnoksiężnik pokładał w nim wielką nadzieję, o niezrozumiałym znaczeniu.
-W Thalmorze zaś panuje rozłam. Coraz więcej członków Dominium zasila nasze szeregi.
Kąciki ust Alecatro delikatnie uniósł się w górę.
-Moja rasa od zawsze pragnęła potęgi, jest ona zbyt kusząca. Kwestią czasu będzie pokojowy podbój Wysp Summerset. Lecz inna rzecz mnie zastanawia...- Założył ręce do tyłu i spojrzał pogardliwie na Morphiusa. -...czy Alecartiusze są mi dozgonnie wierni?
Nieumarły Dunmer jakby zastygł, słysząc to pytanie. Lecz szybko opuścił głowę w dół z lekkim uśmiechem.
-Każdy, Panie Mój. Za życia, jak i po śmierci.
Odpowiedział uniżenie. Powszechną prawdą był fakt, że każdy Alecartiusz, jeśli jest taka możliwość, po swojej śmierci jest wskrzeszany, aby służyć dalej. Za to odpowiadał sam Morphius, który był arcymistrzem dziedziny nekromancji.
W tej chwili, Alecarto położył palec wskazujący na czole rozmówcy, a znak runiczny rozbłysł po swych krawędziach.
-Powierzam Tobie najważniejsze zadanie, jako Mistrzowi Alecartiuszy. Masz odnaleźć Faeliona i go do mnie sprowadzić. Lecz nie możesz go skrzywdzić! On jeszcze nie wie co jest słuszne, za co Synod zapłaci.
Rozkazał, a jego głos choć był spokojny, przeszywał lodowatym chłodem.
-Tak się stanie, Mój Panie.
Przytaknął i opuścił komnatę, pozostawiając Czarnoksiężnika samego z dziwnym kryształem, który wciąż przyciągał jego uwagę.
-Już niedługo...


Terror Czarnej Magii, zwany "Epoką Alecartiańską" trwa w Tamriel już od stu lat. Wysoka Skała i Skyrim zostały opanowane przez mroczne siły Czarnoksiężnika, zaś Cyrodiil i Wyspy Summerset nieporadnie odpierają nową władzę. Wszyscy pokładają nadzieję w Synodzie, a dokładniej, w Faelionie, potomku Alecarto, którego wychowano tylko po to, aby zakończyć tę wojnę...

Offline

#2 2019-08-30 16:31:29

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Firefox 68.0

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

THEME

Rzecz, sytuacja, tudzież historia ma miejsce w Wysokiej Skale, w przeogromnej fortecy gdzieś w Wysokiej Skale. Gdzieś, zaznaczmy, co oznacza że miejsce to jest niedostępne dla większości osób. Bytuje tu jednak niemała armia najemników, pośród których siedzi elf. Jeden z wielu, choć wyróżniający się aż nazbyt, łatwy więc do zapamiętania choćby widziany był jeno przez chwilę. Skąd takie wrażenie? Z ubioru, którego elementy z księżycowej elfiej stali połyskują od rubinów, od wielkiego pasa z charakterystycznymi elfimi wzorami, od szafirowego pasa i pumpów oraz włosów, które z daleka mogą wydawać się białe, w rzeczywistości są koloru rozpalonej w słońcu słomy. Owy elf, wyraźnie już w średnim wieku, co może oznaczać już ponad tysiąc lat bytowania, siedział przy dębowym stole i popijał wino, wpatrując się w walczących na dole dwóch mężczyzn z charakterystycznym uniesieniem brwi i uśmieszkiem. Jego twarz, prócz zmarszczek, znaczyło kilka blizn. Nie takich typowych jednak, bo bardziej przypominały nacięcia bardzo ostrym narzędziem typu skalpel. W ustach trzymał stalową iglicę, coś w rodzaju wykałaczki, tyle że przerośniętej, bo aż ponad dziesięciocentymetrowej
Wracając na moment do wojowników, fakt że walczyli wcale nie oznaczało walki honorowej. Tak załatwiano tutaj spory, u Dagonitów wszystko było bezpardonowe, tutaj nie było miejsca na podawanie sobie ręki na zgodę. To jeden wielki odsiew, przeżywają tylko najsilniejsi. Nasz bohater, który przeżył z tymi ludźmi już kilka dekad wiedział to aż za dobrze. Dlatego był żywy.


Ekscentryczny elf miał na imię Vornaris. Vornaris Silinhal. Jako jedyny w odróżnieniu od masy innych osób wpatrywał się w rozgrywającą się scenę walki z dziwnym spokojem. Reszta, jak przystało na typowych kibiców, wrzeszczała, lała piwo i dawała porady konkretnym zawodnikom, którzy w swojej sytuacji nie mieli nawet czasu na przyswojenie wskazówek. Jucha się lała, a Vornaris uśmiechnął się jakby szerzej widząc tę scenę. Jego złote oczy przedzierały się przez półmrok areny niczym oczy dzikiego drapieżnika. Czekał i czekał, aż wreszcie nastąpiła ta chwila. Chwycił kielich z winem w dłoń, wstał i skierował dłoń w kierunku walczących mężczyzn. I zniknął. Pół sekundy później pojawił między nimi. Kolejne pół sekundy wystarczyło na podjęcie zaplanowanej akcji. Altmer wyrwał z ust iglicę i wbił ją do połowy w oczodół typa po prawej, docierając aż do mózgu i kończąc jego funkcje życiowe. Przeciwnik po lewej, choć przez chwilę zdezorientowany, zaszarżował na Vornarisa.
- JAK SIĘ PORZĄDNIE ZABIĆ NIE UMIECIE... - wrzasnął i wykonał zręczny zwód, nie wylewając przy tym ani kropli wina trzymanego w lewej dłoni. Oponent zatoczył się lekko po tak silnym zamachu dwuręczniakiem. Salanhil telekinezą wyrwał iglicę z oka martwiejca i wbił ją w ścianę obok.
- ...TO WAM W TYM POMOGĘ!!
Kilkoma kolejnymi zwodami skierował swoją przyszłą ofiarę do wspomianej ściany, po czym w pewnym momencie pojawił się za jego plecami i wymierzył solidny kopniak z pół obrotu w tył głowy. Efekt? Siła ciosu, wzmocniona dodatkowo wytrzymałą nagolennicą z elfiej stali, spowodowała się potężne nabicie się wojownika na iglicę. Czołem przez czaszkę i mózg, na wylot wręcz. Wojownik zastygł w pozycji stojącej, dopóki Vornaris nie wyciągnął zaklęciem iglicy. Kibice dookoła nie przestawali kibicować, a kiedy wszystko dobiegło końca i Vornaris ostentacyjnie upił jeszcze jeden łyk i trząsnął kielichem do góry, by stworzyć deszcz wina, zawyli niczym dzikie zwierzęta w radości, a Altmer wraz z nimi. Nie byli jednak zwierzętami, a tym bardziej nie byli dzicy.
- POŚRÓD NAJBARDZIEJ ELITARNYCH I ZAWZIĘTYCH SKURWYSYNÓW W CAŁYM TAMRIEL NIE MA MIEJSCA DLA SŁABYCH!!! HOUUU!!! - rozpostarł ręce i krzyknął wyjąc raz jeszcze, epatując żywiołowością i siłą. Wszyscy znali tutaj Vornarisa, niczego innego nie mogli się po nim spodziewać...

Offline

#3 2019-08-30 17:45:10

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

MG = Da'Mir


Dagonici tacy już po prostu byli. Pojebani, jednym słowem. Każdy znał ich historię, z czasów gdy stanowili jeszcze odłam Mistycznego Brzasku, wyznając Księcia Dagona, Pana Zniszczenia. Może Kryzys Otchłani zniwelował znaczenia Daedry, lecz na pewno nie ostudził ich wyjątkowej żądzy siania spustoszenia, nawet w swoich własnych szeregach. W końcu liczyli się jako bardzo drodzy najmici, ale najlepsi. Inni po prostu nie przeżywali nawet miesiąca w tym przeklętym forcie, niesławnie zwanym "Krwawa Kaź". Dom największych szaleńców w Wysokiej Skale...
-OH VORNARISIE! JAKŻE TY ZNOWU WSPANIAŁY! DA'MIROWI SIĘ PODOBAŁO!
Rozbrzmiał chrapliwy krzyk khajiita, który pojawił się znikąd, biegnąc po głowach zebranych kibiców, tak szybko, że czuł się jakby biegł zwykłą ścieżką, a na końcu zeskoczył z pełnym obrotem do przodu, lądując na nogach, od razu przed Altmerem. Jego futro miało szarawy odcień, z domieszką bieli, oraz czarnymi pręgami, natomiast nosił on na sobie czerwono-czarną szatę maga (choć magiem nie był), bardzo zużytą i lekko pozdzieraną. Na piersi miał starty znak odbitej dłoni, co wszystkim kojarzyło się tylko z jednym. Mrocznym Bractwem. Nikt nie wiedział jak Da'Mir wszedł w jej posiadanie, ani czy kiedykolwiek w Gildii Zabójców się znajdował, bowiem każdemu komu o tym powiedział, zaraz po tym poderżnął gardło...
-Da'Mir oglądał całą walkę, nudna jak bajania Starego Oghrena, aż Da'Mir zobaczył ruchy Vornarisa!
Pochwalił, w typowy khajiicki sposób, po czym nagle wskoczył na stół, kładąc się na niego brzuchem, a pysk opierając na swoich łapach. Wyglądał jak myśliciel, albo jakiś wielbiciel.
-Da'Mir to największy fan wspaniałego Altmera! Ale Da'Mir uważa, że ostatnio Vornarisowi spadła forma. Walka trwała 17 sekund, a poprzednia ledwie 10! To smuci biednego Da'Mira!
Dodał, po czym sturlał się ze stołu znowu na ziemie, lecz w trakcie ułamka sekundy spadania, cisnął sztyletem w stronę Altmera, lecz ten musnął tylko policzek Silinhala, ucinając jego kosmyk popielatych włosów, ostatecznie zatapiając się w jakimś biedaku stojącym w tle. Król Dagon nie będzie zadowolony z coraz to mniejszej ilości chłopa pod sobą.
Khajiit znowu się wyprostował, zwrócony lewym profilem do swojego rozmówcy. Uśmiechnął się zadziornie, a jego kocie oczy były niczym kurwiki, kryjące prawdziwego cwaniaka. Może i największego. Ale Vornaris znał go bardzo dobrze. Tak się składało, że byli oni najlepszymi kompanami, jeśli nie przyjaciółmi, w całej tej zbieraninie, od wielu lat. Żaden nie pamiętał jak długo, ale pewni byli, że połączyła ich wtedy wspólna nienawiść do marchewek i argorian. Kto lubi jaszczurki i marchewki? Gdyby to połączyć, wyszłoby zło gorsze od Alecarto!
Kot spojrzał na resztę zebranych, a długie uszy cofnął za siebie.
-Wypierdalać, dorośli chcą porozmawiać!
Syknął na nich, a każdy odszedł. Khajiit też był swego rodzaju weteranem wśród Dagonitów. Jeśli ktoś tu przeżył więcej, niż 10 lat, wiadome było, że z nim nie warto zadzierać. O dziwo jednak było ich wystarczająco dużo, aby rozsiali się po całej Wysokiej Skale, na co Tyrania Czarnej Magii nie miała żadnego wpływu. Nawet Alecartiusze dobrze wiedzieli, że z Dagonitami się nie zadziera, ponieważ stanowią tu swego rodzaju drugą władzę. Byli jednak obojętni na losy świata, choć każdy czuł w powietrzu, że niedługo skończy się ta sielanka, a na wojnę ruszy każdy. Lecz z kim będą walczyć? Tego jeszcze nikt nie wiedział.
-Da'Mir szukał przyjaciela, ponieważ chciał przekazać, że dziś w nocy do Krwawej Kazi przybył jakiś Alecartiusz i niepostrzeżenie dostał się do komnat Króla Dagona. Nikt nie wie jak to zrobił, ale zrobił! Złożył staremu Gorogoshowi propozycję złożenia hołdu przebrzydłemu Alecatro, ale ten nie odmówił, ani też nie zgodził się na to. Król Dagon myśli nad tym, a Da'Mir wie dobrze, że jak stary Gorogosh myśli zbyt długo, to niedobrze się dzieje!- Poinformował, po czym chwycił puszystym ogonem jakiś kufel i podrzucił go sobie pod nogi. -Gdyby Alecartiusz przyszedł do Da'Mira, Da'Mir tak by zrobił z nim!
Dokończył, butem rozwalając drewniany kufel. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, ze było to idiotyczne, bo złapał się z bólu za stopę i zaczął podskakiwać na drugiej nodze.
-Ahh! Da'Mir nie lubi twardych przedmiotów!- Chrapnął, po czym szybko usiadł na jakimś stołku. -Grrr. Ale Alecartiuszy, Da'Mir nie lubi jeszcze bardziej. Może to dobra myśl, aby rozmawiać z Królem Dagonem i wyperswadować, że trzeba odmówić? Walka z Synodem to trudniejsza rzecz, niż walka z nieumarłymi. Nieumarli są i tak martwi, połowa z głowy, a magów to trzeba zabić raz, a potem jeszcze śmie ci się wskrzesić! Choć... Da'Mir nie pamięta, którzy to nekromanci. Może każdy? Ah... za dużo magii. Za dużo myślenia. Za dużo księżycowego cukru. Da'Mir by się zdrzemnął...

Offline

#4 2019-08-30 20:37:08

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Firefox 68.0

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

Śmiech i radość Vornarisa przemieszały się z okrzykami rzeszy Dagonitów. Elf pośród nich wszystkich tak uwielbiany, tak znany i szanowany czuł się jak ryba w wodzie. Uwielbiał zapewniać im dobrą rozrywkę, uwielbiał być w centrum uwagi. Wreszcie śmiech ustąpił miejsca uśmiechowi, a oczy skierowane dotąd na tłum obróciły się ku martwym Dagonitom. Przekrzywił głowę i pokiwał kilka razy na boki w swoistej dezaprobacie. Nie żałował. Jeśli dali radę tak łatwo się pokonać, to byliby tylko mięsem armatnim. A takiego tutaj nie potrzebują, tacy bowiem na darmo szczerbiliby tylko klingi. Ot, życie. Było sobie życie, uściślając.
W pewnym momencie usłyszał charakterystyczny dla rasy Khajiitów skrzekliwo-chrapliwy głos. On już wiedział do kogo należy, temu też zastygł w teatralnej pozie. To znaczy przechylił się lekko do tyłu, przymknął oczy i przyłożył dłoń do czoła,
- Och, jakże się zawstydziłem! - odparł Da'Mirowi i powrócił do normalnej postawy, gdy ten tylko stanął przed nim. Powłóczył wzrokiem po kotowatym, by poznać czy nie obłowił się aby w jakieś błyskotki przez czas, jaki go nie widział. Zignorował przelatujący obok nóż, ba, nawet ziewnął i obrócił głowę by za sobą dojrzeć jakiegoś narwanego typa, który chce się zemścić za zrobienie z niego tarczy do niebezpiecznych gier. Vornaris szybkim i zręczym kopnięciem piętą a'la rozjuszony koń wbił sztylet głębiej i powalając tym samym kolejnego Dagonitę, który chyba dodatkowo przyśpieszył swój kiepski los uderzając tyłem głowy o twardą posadzkę. Altmer z Khajiitem patrzyli na niego jak na boskie objawienie, dopóki dopóty ten całkiem nie wyzionął ducha.
- Tak się załatwia problemy z przeludnieniem. - powiedział i niemal natychmiast zwrócił się ku Da'Namirowi
- Czy to nowe szaty? - zapytał z kamienną twarzą, choć obaj wiedzieli, że większość co się powie i usłyszy w ich obecności powiewa żartem wionącym śmiercią. Generalnie trochę sarkazmu i czarnego humoru jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a już szczególnie w tym smutnym jak sam Alecarto zamczysku.


- Ah - machnął ręką, słysząc uwagę o przedłużającej się walce - Jakbym tak się spiął, to ci wszyscy kretyni dookoła nas nie zdążyli by się spierdzieć, a te dwa pachołki wisieliby o własnych flakach. Rozrywka musi trwać odpowiednio długo by się nacieszyć, a mordowanie jest swego rodzaju sztuką. Bo wiesz...  - odparł ze wzruszeniem ramion i kolejnym uśmiechem, po czym usiadł na jednym z trupów po redgardzku(turecku) i niczym stary mędrzec począł mówić dalej.
- Mógłbym ich odesłać do Otchłani, by dremory miały zajęcie, ale ile w tym polotu w oczach typowego rąbajły? Trochę światełka i gościa nie ma, za to hektolitry krwi... aach, mój drogi kotowaty... mordować trzeba z finezją, chociażby tak by nie uronić wina z kielicha. Nekrofile zajęli niemal całą wysoką skałę, nie ma skąd wina brać, kurwa... - westchnął, patrząc na pusty kielich. Nie ma to jak rozpocząć temat, by zakończyć go puentą zupełnie... nie na temat! Doprawdy, Sheogorath byłby dumny mając pod sobą wszystkich Dagonitów. Wariata ciągnie do wariatów.
- A co ty tak brzydko mówisz? - zapytał retorycznie, patrząc na grzecznie rozchodzących się najemników. W tej organizacji nie panowała hierarchia jak w wojsku. Prędzej liczył się staż i liczba rozbitych głów. W tej kwestii Vornaris i Da'Mir nie mieli sobie równych, toteż każdy był potulny. A jak nie był potulny, to kończył jak ci trzej tutaj na glebie.
Khajiit przeszedł wreszcie do rzeczy, a Altmerowi z każdym jego słowem rzedła mina, aż stał się całkowicie poważny, wręcz zgorzkniały. Koci przyjaciel nie mógł wiedzieć w czym rzecz, podobnie sprawa miała się z wiedzą Vornarisa o szacie mrocznego bractwa. O pewne rzeczy lepiej nie pytać.
- Synod. Synod to ci ,,dobrzy''. Ale koniec końców obie te frakcje są siebie warte. Wszyscy magowie mają jedną cechę wspólną - pierdolca na punkcie wiedzy i potęgi. No więc z tymi i tymi do Dagona. - odparł odurzonemu cukrem Khajiitowi, choć ten pewnie będzie zbyt mało kontaktowy na przyswajanie wiedzy. - Idziemy złożyć wizytę królowi? - uśmiech powrócił na altmerskie lico. Bogowie, bójcie się Vornarisa.

Offline

#5 2019-08-30 21:36:34

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

MG = Da'Mir, Gorogosh "Król Dagon"


Vornaris jak zwykle dał kolejny popis swoich umiejętności, likwidując kolejnego słabiaka, gdyż był swego rodzaju narcyzem i próżniakiem, przynajmniej w oczach Khajiita. Widział w nim altmerskiego niespełnionego arystokratę, z nowym powołaniem. Ale był zarazem obłąkany, co czule trafiało do serca kociego zabójcy.
-Nowe? Da'Mir otrzymał je od samego Mehrunesa Dagona, dawno temu! To szaty wyjściowe! Dalej w modzie!
Odparł mu żartem, co było wyczuwalne od razu. Każdy dobrze wie, że te szmaty były znoszone i stare, a Khajiit pierwszy raz pojawił się u Dagonitów właśnie w to odziany. Wszyscy zadawali pytania, a on nigdy nie odpowiadał. Aż w końcu przestali zadawać.
A potem się zaczęło. Altmer wyłączył w sobie arystokratę, a zaczął poetycki monolog. Miał on różne stany, a trzeba było je po prostu zignorować, albo przestać odróżniać i dostrzegać jednolite jestestwo Vornarisa. Tym razem pomógł w tym księżycowy cukier, który otępiał wszystkie zmysły, w tym słuchu...
-Da'Mir nie wie tylko, czy my to ci dobrze, czy źli. Septimy są dobre, bardzo dobre, można za to mieć dobre rzeczy, ale zabijanie nie jest dobre. Chyba... Da'Mir ma rację...? Czy nie ma...?- Wpadł w ciąg przemyśleń, jak to zwykle on. Chyba umysł kociaka nie był w stanie sam ze sobą się dobrze porozumieć, ale na to też trzeba brać poprawkę. Ogólny sens przecież rozumiał. Ocknął się jednak dopiero na pytanie elfa. -...do króla? Ah, tak, tak, Da'Mir pójdzie też.
Wstał ze stołka bez większych trudów, jednak droga do fortecy miała już być większym wyzwaniem...


*chwilę później*
Komnata tronowa była dosyć surowa, pozbawiona mebli, czy dekoracji. Jedynie dagońskie czerwone sztandary i kamienny tron, ozdabiały to miejsce. Gorogosh, zwany Królem Dagonem, właśnie spał na swym tronie, chrapiąc dosyć głośno. Słysząc jakieś trzaski z komnat nieopodal, udało mu się wybudzić ze snu, przecierając gwałtownie oczy i odruchowo chwytając za topór obok. Całe życie w tej branży dawało efekty. Był paranoiczny i nieufny, a nawet sen stawał się lekki jak piórko. Król Dagon był orsimerskim wojownikiem, z siwą gęstą brodą i białym irokezem. Na jego twarzy nie brakowało blizn, lecz trzymał się dużo lepiej, niż jego poprzednik po latach rządów. Ostatnio niestety czuł natłok wszystkiego, zwłaszcza że wojna zaczęła w końcu dotykać murów Krwawej Kazi. Teraz stał przed wyborem, który ostatnio nie pozwalał mu nawet na takie krótkie chwilę przyśnięcia...
Nagle otworzyły się wrota sali tronowej.
-...a Da'Mir mu mówi: "sprzedam Ci moją córkę za trzysta septimów, bo używana". No i Da'Mir sprzedał! Obiecał, że po zmierzchu ją dostarczy! Dopiero w domu, biedny Khajiit zdał sobie sprawę, że nie ma córki. Uległ chwili biznesowej okazji!
Dokończył swoją przedziwną opowieść o przydrożnym kupcu, po czym zatrzymał się na widok Orsimera z toporem w ręce. Pochylił się do Altmera.
-Staruszek chyba oszalał...
Wyszeptał i się wyprostował, splątując ręce za plecami.
-Czego chcecie?
Zapytał Król Dagon, odkładając broń i z powrotem sadowiąc się na niewygodnym tronie. Przed szereg wyszedł oczywiście Khajiit...
-Gorogoshu, Królu Dagonie... Da'Mir i Vornaris przybyli do Ciebie, aby powiedzieć, że nie należy układać się z Alecartiuszami, bo to złe istoty są. Lepiej wesprzeć Synod, bo to ci "dobrzy"!
Zacytował swojego elfiego przyjaciela.
-A skąd Ty wiesz o tym wszystkim, futrzaku?!
Zapytał gniewnie Gorogosh. Był zły, że ten zawsze pchał się tam, gdzie nie należy.
-Oh... Da'Mir był akurat w okolicy, kiedy przybył ten Alecartiusz i widział przypadkiem...
-W środku nocy na dziedzińcu?! Co tam robiłeś!?
-Eee... Da'Mir zbierał kwiaty...?
-Na moim zamkniętym DLA WSZYSTKICH dziedzińcu...?!
-Da'Mir lunatykuje i nie wie wtedy, że tam nie wolno.

Orsimer klepnął się dłonią w twarz, nie mając na niego sił. Spojrzał ostatecznie na Vornarisa, jedyną nadzieję na normalną konwersację.
-Ty mi powiedz... po cholerę przyszliście tu, aby mi to powiedzieć...?

Offline

#6 2019-08-31 20:42:39

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Firefox 68.0

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

Vornaris zastanowił się nad zagwozdką Da'Mira przez chwilę. Czy oni, szaleni Dagonici mogli być jakkolwiek zaliczani do tych dobrych? Ciężkie pytanie, jeśli nie znało się konkretnych warunków, które należałoby spełnić, by tą dobrą osobą być. Przez ponad tysiąc lat życia Altmer jakoś tak nigdy nie skłonił się ku filozoficznym rozważaniom na temat życia i nieżycia. A może to już pora na to, wszak im starszym się jest, tym częściej bierze na myślenie. Wypalił wreszcie krótko ze wzruszeniem ramion.
- Myślę, że w naszym świecie wystarczy żyć w zgodzie ze sobą, by być dobrym. A czy faktycznie jest się dobrym w oczach innych, to już mniejsza. Dobroci i czasu by nie starczyło, by dać wszystkim pozór, że jest się osobą nieskazitelną. Zawsze jeszcze można się pocieszać, że są jeszcze gorsi, ot, marchewki i Argonianie chociażby. - uśmiechnął się jeszcze, po czym obaj wyszli dając zapewne kotu do myślenia. Już chwilę później w drodze rozprawiali na tematy, których waga nie była zbyt duża. Ot, pierdoły i kupa czarnego humoru.


- Czasem nagłe decyzje są najlepsze. Sprzedałeś córkę, ale czyż nie miałeś za to trzystu septimów. Kobiety to straszne marudy, nierzadko pesymistki, pozbyłeś się problemu, a kiesa pełna. Zysk jest? Jest, więc o co się rozchodzi? - wzruszył wolnym ramieniem, bo pod drugim trzymał ućpanego kocura. Szli tak przez fortecę, gadali, echo się rozchodziło i dopiero na samym końcu zorientowali się chyba, że dotarli gdzie chcieli. Tuż przed drzwi do sali tronowej. Vornamir i Da'Mir zaczęli cicho śpiewać, zwiększając co wers ton głosu.
- Stary dzik mocno śpi,
stary dzik mocno śpi.
My go nie zbudzimy, bo się go boimy,
jak się zbudzi, to nas zje, ale jebać to
My go nie zbudzimy, bo się go boimy,
jak się zbudzi, to nas zje, ale JEBAĆ TO.
. - zaśpiewali przepięknie, rozstrojonej lutni jeno brakowało i wrzasnęli na ostatnie słowo, by wybudzić starego Gorogosha. W sumie to nawet nie musieli, bo wystarczyło postawić jeszcze kilka cichych kroków, by zbudzić starego paranoika.
Altmer pozwolił kotowatemu zacząć, samemu w sumie nie bardzo rwał się do rozmowy z Królem, ale znając zdolności dyplomatyczne Khajiita czuł, że zaraz będzie musiał się wtrącić.
- Psiankę dla mnie zbierał. - mruknął z tyłu, by potwierdzić alibi. Wszystko brzmiało wiarygodnie, zaprawdę. Wreszcie jednak wyszedł przed kotowatego, ale nie za bardzo, by nie rozjuszyć Gorogosha ciągłym zmniejszaniem dystansu. Mogłoby to być podejrzane, w sumie i tak mogli się cieszyć, że nie rzucił się jeszcze na nich. Ale to kwestia stażu, doświadczenia. Rekrutów rozrąbałby zapewne bez ostrzeżenia i wrócił spać.
- Bo to podpisanie na siebie wyroku śmierci. Co oni niby mogą zaoferować? W ich mniemaniu mogą srać wyżej niż mają dupę, bo mają we władaniu większość Tamriel, a my jesteśmy w potrzasku. Ani trochę nie widzi mi się, a pewnie nie tylko mi, podkładać łeb, by z powrotem ożyć jako niewolnik. No i przede wszystkim, po kiego chuja mamy uginać się przed kimkolwiek? - zapytał z typowym uniesieniem brwi.

Offline

#7 2019-09-01 08:29:44

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

MG = Da'Mir, Gorogosh "Król Dagon"


Stary Ork już nie chciał nawet mówić nic na temat ich śpiewu, zresztą nie miał całkowitej pewności, że to oni śpiewali. Niewielu jednak mają tu khajiitów, a ich chrapliwo skrzeczący głos jest niezwykle charakterystyczny i rozpoznawalny. Zresztą, jak cała ta irytująca go rasa.
-Psiankę zbierał... lunatykując... na zastrzeżonym dziedzińcu...- Powtórzył za nimi, kiwając głową, jakby miał zaraz chwycić swój kamienny tron, wyrwać go z podłoża i cisnąć nim w pierwszego lepszego. -Uwierzcie, że jakbyście nie mieli swojej niezwykle dobrej reputacji wśród naszych, to zabiłbym Was za sam fakt denerwowania mnie, nie mówiąc już o wierutnych kłamstwach... i wciskanie nosa tam gdzie nie trzeba...
Dokończył, patrząc po siwym i pręgowanym pysku morderczego Kota, który w tym czasie drapał się za uchem. Załapał jednak, że to o nim.
-Raz Da'Mir wcisnął nos do nory ślizgacza i dlatego Da'Mir ma teraz blizny. Król Dagon ma rację.
Wskazał swoje trzy pazury na nasadzie, które nie były zbytnio dumnym trofeum. Sam Orsimer nie był pewny, czy cieszyć się, że przyznano mu rację, czy też martwić się o przyszłość Dagonitów po swojej śmierci, a z tymi dwoma cymbałami na zamku.
I wtem Vornaris stanął w obronie wypowiedzi swego towarzysza, samemu wyrażając dezaprobatę pomocy Najgroźniejszemu Czarnomagowi w Tamriel. Ich opinie były słuszne, ponieważ kto normalny chciał żyć z wizją, że nieświadomie nawet po swojej agonii będzie dalej służyć ciałem w niszczeniu porządku świata. A co będzie dalej, gdy Tamriel padnie? Tyrania Czarnej Magii na Akavirze? Armia nieumarłych z całego kontynentu? Dagonici staliby się tylko małym elementem tej wielkiej machiny, a wszystkie ich wartości zostałyby zaprzepaszczone...
Khajiit pomachał ogonem i podparł brodę o swoją łapę.
-Da'Mir uważa, że Vornaris ma rację. Zły Alecarto uważa siebie za boga, więc dołączenie do niego oznacza odwrócenie się od Mehrunesa Dagona. Da'Mir woli nie denerwować Pana Zniszczenia, ani być w Jego niełasce. Da'Mir widzi w tym tylko nieszczęścia.
Dodał jeszcze co myślał i trzeba było przyznać, że nawet jak na niego, nie było to takie głupie. Trzeba mieć przecież mieć na uwadze, że choć dawno porzucono kultystyczny dogmat wiary w Daedrycznego Księcia, to mimo wszystko żyli w Jego opactwie, pod Jego siłą przeklętego błogosławieństwa. Bez wsparcia Dagona, nie byliby taką potęgą niszczącą wszystko na swojej drodze...
A co na to wszystko sam Gorogosh, który to wszystko wysłuchał? Chwilę milczał, lecz nie na długo...
-Coś Wam powiem. Dagonici istnieją od przeszło stu lat, odkąd odłączyliśmy się od Mitycznego Brzasku i obraliśmy drogę złotego septima. Jestem trzecim z kolei Królem Dagonem, Czempionem Mehrunesa Dagona, i obejmuję przywództwo od sześćdziesięciu lat, co czyni mnie najdłużej władającym królem tej bandy szaleńców. Choć nie przeżyłem Kryzysu Otchłani, jako jeden z nielicznych żyjących jeszcze, pamiętam twarz Pierwszego Dagona. Jako jedyny umocniłem pozycje Dagonitów, kiedy za to moi poprzednicy chuja zrobili, oraz byłem odpowiedzialny za rekrutację każdego z Was! Nawet jak na Orsimera żyję już nadto, a i doświadczenia mi nie brak! Dlatego nawet nie próbujcie mi mówić co mam robić, jakbyście wiedzieli wszystko! Waszym zadaniem jest iść tam, gdzie ja powiem! Jeśli powiem, że burzymy Synod, to palicie całe Cyrodiil dla pewności, zrozumiano?!
Wykrzyczał gniewnie. Gorogosh stary był i uparty, jak to mawiali. Nawet jakby miał wszystkich pogrzebać w popiołach Czerwonej Góry, to zrobiłby to szybciej, niż przyznał do błędu. A oni, chcąc nie chcąc, musieli być posłuszni. Jeśli Dagonita nie słucha Króla, to jest on zbytecznym śmieciem w szeregach...
-No, a teraz...- Dodał Ork, już lekko spokojniejszy. -...żebyście nie mieli zbyt dużo własnych myśli, przydzielam Wam zadanie. Zbierzecie kilka chłopa i udacie się na południe do Shornhelm. Władze miasta zapłaciły nam za pozbycie się cesarskich magów "Kadalystów". Jakaś sekta, sieją spustoszenie chuj wie czemu, a wiecie że straż miejska werbuje tylko pizdy, więc potrzebują nas. Zróbcie to niezwłocznie. A teraz wypierdalać, bo łeb mnie boli.
Wydał wytyczne, po czym dwójka kompanów zmuszona była już bez słowa opuścić salę tronową. Bezpośrednio udali się na dziedziniec zamkowy...
-Da'Mir poczuł się dotknięty ignorancją Króla Dagona. Da'Mir uważa, że Mehrunes Dagon będzie zły na biednego khajiita i na wszystkich innych. Ale Da'Mir zrobi co Gorogosh rozkaże. Niech Vornaris prowadzi...
Powiedział do Altmera, nakazując mu objąć przywództwo na czas misji. Sam kotowaty nigdy nie uważał się za dobrego lidera, dlatego zawsze grał te drugie skrzypce. Póki był uważany za potrzebnego, to mu wystarczało. Zaś za Silinhalem poszedłby nawet do Otchłani...

Offline

#8 2019-09-01 11:57:20

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Firefox 68.0

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

Króla Dagona było rozzłościć aż za łatwo, lecz mimo to Altmer ani trochę nie czuł się zagrożony wzmagającą się furią orka. Można powiedzieć, że spod pseudo-poważnej maski patrzył na to z rozbawieniem. Fakt, koniec końców dalsze irytowanie starego dzika mogło być bardzo, ale to bardzo nierozsądne, ale trochę rozrywki jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło. Prawda? Prawda, nie ma to jak wkurwianie najważniejszego spośród ważnych.
Pokiwał skwapliwie głową, gdy Da'Mir dodał jeszcze swoje trzy grosze, tym razem już nieco przytomniej i z sensem. Z kim jak z kim, ale od Pana Zniszczenia lepiej było się nie odwracać. Vornaris, choćby pijany i najbardziej obłąkany w świecie, ani myślał by mu się sprzeciwić. Dawał Vornarisowi swoje błogosławieństwo, swoich władców dremor do przyzywania, a Silinhal był posłuszny jego przykazaniom. Dla Altmera było nie do pomyślenia, by ktoś taki jak Gorogosh miał w ogóle wątpliwości co do obranej drogi. O tym jednak głośno nie powiedział, bo ten jeszcze naprawdę wyrwałby tron z miejsca i cisnął wściekle.


,,Stary, a głupi. Silny, a naiwny. Przekonany o własnej wyższości, a jednak nieświadomy... Och, Gorogoshu...'' pomyślał, wpatrując się w starego orka. Ów mógł na sobie odczuć niezwykle świdrujące spojrzenie Altmera, wręcz obłąkańcze, bo ten nawet nie ruszył powieką. Trwało to jedynie przez chwilę i po tym nie stało się nic, czego Vornaris mógłby żałować. Podobała mu się werwa Króla Dagona, lecz w jego słowach mógł wyczuć jakieś ziarenko niepewności. W swojej wzniosłej perorze nie zaprzeczył temu, że rozważa propozycję Alecartiuszy. Po tym zaś, jakby dla odwrócenia uwagi, zlecił im zadanie. Nie sposób było się sprzeciwić, w sumie i tak rdzewieją tylko w tej twierdzy. Vornaris westchnął i odwrócił się bez słowa na pięcie. Nie odzywał się teraz za bardzo, nawet jeśli Khajiit coś mu tam gadał koło ucha. Miał zamiar odjebać swoją robotę, toteż udał się do mieszkalnej części fortu. Tam zaś po środku wielkiego pokoju z kilkudziesięcioma, może nawet setką łóżek i śpiących na nich osób wszelkiej rasy odezwał sie wreszcie Altmer.
- TRZECH OCHOTNIKÓW DO ODJEBANIA PARU MAGÓW! PIĘĆ SEKUND MACIE NA TO, POTEM SAM KOGOŚ WYBIORĘ I BĘDĘ GO JEBAŁ JAK PSA ZA ZABRANIE MI TEGO CENNEGO CZASU!!!

Offline

#9 2019-09-01 12:31:02

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

*kilka godzin później*


MG = Da'Mir, Auriella


Gdy tylko udało się zebrać trzech silnych Dagonitów, gotowych wskoczyć nawet w ogień po swoją ofiarę, aby to samemu ją zabić, niż pozwolić siłom natury zakończyć jej żywot, mogli już ruszać w podróż do miasta. Tak jak to mówił Vornaris, w Krwawej Kazi się tylko rdzewiało i rozpijało, a nie można tracić czujności, czy wigoru. Oczywiście Da'Mir był piątym elementem tej małej zgrai, ale podejrzanie milczał całą podróż, kiedy to reszta gadała i gadała. Khajiit wydawał się zamyślony, jakby coś go trapiła. Może po prostu wytrzeźwiał, jednakże nawet wtedy nie bywał taki przygaszony. Nie było jednak czasu na pogawędki o problemach, bowiem w Shornhelm było niezłe piekło przez "Kadalystów", zbuntowanych magów z Synodu, którzy nie obrali żadnego stronnictwa w wojnie, a zamiast tego szabrowali na ludzkich nieszczęściach. Zwykłe robactwo, do pozbycia. Norma...


Dagonici odnaleźli grupkę magów, może ledwie dziesięciu, zaraz po tym jak zdemolowali miasto, tuż za murami obok wieży strażniczej, skąd oczywiście przepędzili też straż. Przyglądali się temu wszystkiemu w niemałym zniecierpliwieniu.
-Da'Mir nie rozumie czemu trzeba czekać.
Skomentował Khajiit.
-Mimo wszystko to są magowie, a my mamy tylko jednego czaromiota. Niech się upiją.
Odparł mu Redgard, który zabrał się z nimi na misję. Zrobili jak mieli zrobić, czekali.
Zapadł w końcu zmierz, a większość nietrzeźwych Kadalystów już straciła przytomność. Nagle jednak dostrzegli, że dwóch z nich ciągnie jakąś kobietę z workiem na głowę do wieży, śmiejąc się obrzydliwie. Łatwo było się domyśleć co planowali...
-Da'Mir nie chce już czekać! Trzeba pomóc kobiecie!
Powiedział rozzłoszczony Kot.
-A co my, Święta Gwardia?- Spytał Redgard. -Nie nasz interes.
-Da'Mir ma w dupie interesy. Khajiit nie może patrzeć na takie bestialstwo!
Rzucił i po chwili wyłonił się z kryjówki, biegnąc w stronę strażnicy, a Dagonici nie zdołali go przed tym powstrzymać. Po chwili Zabójczy Kot wbiegł do wieży, skąd usłyszeć można było okrzyki zaskoczenia i po chwili uderzające zaklęcia o wewnętrzne ściany budowli. Reszta nie miałą już wyjścia, pobiegli do obozowiska Kadalystów. Tych, którzy mieli twardy sen i nie zdołali się zbudzić na czas, szybko podźgano brzuchy, lecz na resztę, trzeba było już wyjąć miecze i stanąć z nimi w szranki. Na szczęście było ich już mniej na starcie, ale cyrodiilski Dagonita dostał porządną kulą ognia w klatkę piersiową, co odrzuciło go na cztery metry w tył, trawiąc jego tors jeszcze przed zderzeniem z ziemią. Było już po nim. Pozostała trójka na zewnątrz walczyła dalej.
A jak sytuacja wewnątrz? Cóż, Da'Mir uchodził za najszybszego Dagonitę w szeregach, a zarazem najzwinniejszego. Dwóch magów strzelało w niego zaklęciami, lecz bezskutecznie chybiając, bo irytujący ich Kot wykonywał przewroty, uniki, a także biegał po ścianach co rusz. Gdy wyczuł zmęczenie u jednego z niedoszłych gwałcicieli, szybko przeturlał się tuż pod jego nogi i dwa sztylety zatopił w jego podbrzuszu, unosząc go w powietrze i zrzucając na ziemie. Drugi wystrzelił sopel lodu w stronę Da'Mira, jednak ten zrobił szybki piruet w jego stronę i pazurami rozdarł mu twarz, następnie drugimi wyrywając tchawicę. Padł martwy.
Khajiit zaczął szukać kobiety i znalazł ją pod stolikiem. Szybko ją wyciągnął stamtąd, po czym rozciął więzy i zdjął worek z głowy. Jego kocim oczom ukazała się twarz pięknej elficy o białych włosach i szarych oczach, przypuszczalnie bosmerki...
-Witaj. Jestem Auriella.
Przywitała go z uśmiechem, choć bardzo spokojnym tonem głosu i przymulonymi oczami. Pierwsza myśl jaka się nasunęła to środki odurzające.
-Da'Mir też Cię wita, Auriello. Mów na khajiita Da'Mir.- Także ją powitał, choć podrapał się po głowie w niezrozumieniu. -Da'Mir ma pytanie. Czy Ciebie otruli?
-Skądże, Da'Mirze. Ale nie byli zbytnio delikatni. Na szczęście mi pomogłeś. Jesteś na pewno dobrym przyjacielem.
Odparła z nieludzko spokojnym głosem, jakby wyjęta z tego świata.
-Da'Mir zawsze jest dobry. Chodź, Auriello, Da'Mir pozna Cię z Dagonitami.
-Brzmi ciekawie.
Rzuciła krótko, po czym pomógł jej wstać i wyłonili się z wnętrza wieży, kiedy tylko się uspokoiło.
-Da'Mir uratował tę oto elfkę. Ma na imię Auriella, ale Da'Mir nie wie co się z nią dzieje.
Poinformował przyjaciela, a ta popatrzyła po wszystkich.
-Nie przejmuj się mną, Da'Mirze, nie Ty pierwszy się nad tym zastanawiałeś. Jestem taka od zawsze. Albo po nieudanym eksperymencie. Nie pamiętam. A właśnie, jestem magiem. Zjadłabym coś. Macie słodką bułkę?
Spytała przekrzywiając głowę, patrząc na Altmera z uśmiechem. Wyglądało na to, że w tym towarzystwie już roiło się od dziwaków wszelakiego rodzaju. A jej spokój, pomimo oblicza niedoszłego gwałtu był wręcz upiorny. Przynajmniej Khajiitowi aż futro stanęło dęba.

Offline

#10 2019-09-01 16:01:33

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Firefox 68.0

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

Dagonici nie mieli żadnego planu...
- Panowie, plan jest taki. Wchodzimy i oramy. - przytaknął w zadowoleniu ze swojej pomysłowości i popatrzył po twarzach reszty oddziału. Z pewnością nie mieli nic przeciwko, w sumie to Dagonici rzadko kiedy działali inaczej. Może dlatego byli tak skuteczni? Bez ociągania się robili swoje i wracali na swoje stare śmieci, zupełnie jakby chodzili do piekarni po słodką bułkę i z powrotem. Należało też przyznać, że Vornaris ma ŚWIETNY zmysł dowódczy, godny największych cesarskich generałów, jeśli nawet nie większy.
Wpierw trochę przeczekali, ale z szeregu szybko wyłamał się Da'Mir, w którym włączył się niespodziewanie tryb białego rycerza. Dla Vornarisa taki widok był zupełnie nowy. Przez dziesięć lat wspólnych bitek nie zauważył, by Khajiit zachowywał się nieprofesjonalnie i szedł na złamanie karku tylko dlatego, że uprowadzano jakąś kobietę. No ale kiedyś musiał być ten pierwszy raz...
podrapał się po nosie i ruszył w bój tuż za resztą. Nie sięgał po żadną broń, bo on sam nią był... pierwszych dwóch kaldystów odesłał zaklęciem prosto do któregoś z królestw Daedr lub ogólniej mówiąc - do Otchłani. Do trzeciego podbiegł zręcznym sprintem i obalił błyskawiczną kombinacją ciosów pięściami i nogami, by na końcu skręcić kark mocniejszym kopnięciem w bok twarzoczaszki. Jego styl poruszania się przypominał style walki akavirskich mistrzów, o czym mogła wiedzieć zaledwie garstka. Temat Akaviru, a już w szczególności obyczaje tamtejszych ras nie są zbyt popularne w Tamriel. Resztę oponentów zostawił dla swoich towarzyszy, samemu zaś udał się do jednego z namiotów w poszukiwaniu swojego ulubionego trunku. Łudził się, że nie wychlali wszystkiego, zanim poszli w kimę. Na szczęście uchowało się jeszcze parę butelek, które Kaldyści trzymali w zapasie. Ucieszony Altmer wziął dwie pod pachę i dwie w dłonie, po czym gdy tylko wyszedł przed twarzą przeleciał mu trafiony pociskiem Dagonita. Z niewzruszeniem spojrzał jak rozbija się spektakularnie o ziemię, a następnie zwrócił twarz w przeciwną stronę, z której to jeden z czarodziejów już szykował na niego czar w nadziei, że jego siła zmiecie kolejnego z czcicieli Mehrunesa Dagona. Nic bardziej mylnego. Vornaris pewny siebie jak zawsze niespiesznie odstawił przed sobą dwie butelki wina, by mieć jedną wolną rękę. Zaklęcie Kaldysty zniwelował osłaniając się magiczną tarczą, by zaraz zamienić ją na elektryczny pocisk. Chwilę później cel dygotał na ziemi w śmiertelnych konwulsjach.


Po tym miał wystarczająco dużo czasu, by obalić pół butelki z gwinta. Siadł sobie na pniaczku i czekał aż przedstawienie w środku się skończy. Wreszcie Da'Mir wyszedł wraz z zgrabną elfką. Przypuszczalnie Bosmerką, sądząc po niewysokim wzroście i ciemniejszej od altmera skórze.
- Twoi rodzice musieli mieć tupet nazywając cię w ten sposób, oj musieli. - pokiwał głową na boki i pociągnął potężny łyk, zerując tym samym pierwszą z czterech zdobycznych butelek. Rzucił ją o mury wieży i ziewnął.
- A co ona jakaś taka obłąkana? - zapytał z nieskrywanym zdziwieniem, z pozoru nie zdając sobie jakby, że sam jest większym obłąkańcem. Chyba wino zaczynało wchodzić... właściwie Vornaris zawsze wydawał się być pod wpływem, choćby takim minimalnym, ale zawsze.
- Da'Mir, tylko mi nie mów, że chcesz ją wziąć ze sobą... albo weź, tylko załóż jej chomąto i pas cnoty. W Kazi może mieć niezłą jazdę. - roześmiał się i spojrzał na elficzkę. Podniósł się z pniaczka, podszedł i bezpardonowo chwycił ją za podbródek, by poobracać głową i dokładnie się jej przyjrzeć. Niczym przedmiotowi.
- Powiedz ptaszyno, skąd ty się tu w ogóle wzięłaś i co właściwie potrafisz, skoro mienisz się magiczką...

Offline

#11 2019-09-01 16:38:28

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

MG = Da'Mir, Auriella


Prawdą było, że Khajiit nie zwykł zachowywać się jak bohater, czy rycerz, a raczej jak przebiegła szuja co patrzy tylko na swój ogon. Jednakże coś trapiło biednego Da'Mira i siedziało mu to w głowie, a skutkowało poważnym wpływem na zachowanie. Ale co się udało, to się udało. Nie należało teraz tego rozgrzebywać. Zwłaszcza, że Auriella została przedstawiona pozostałym Dagonitom (niestety podpalony cyrodiilczyk nie zdążył), oraz weryfikowana niczym towar. Nawet kobiety w Krwawej Kazi były twarde jak chłopy, więc taki delikatny okaz kwiatu był niezwykle rzadki i egzotyczny.
Altmer skomentował jej imię, na co ona podparła palcem swój podbródek w zastanowieniu.
-Moi rodzic rozważali jeszcze Echyrepelksa, ale sami nie mogli tego spamiętać, więc została Auriella.
Odpowiedziała mrużąc lekko oczy z uśmiechem, zagłębiając się we wspomnieniach. Tak, wyłączyła się. Khajiit musiał pstryknąć palcami, aby ją ocucić, co poskutkowało. Zawsze działało, więc nie było tak źle.
Vornaris zadał pytanie, choć raczej skierowane do ogółu, dlatego Da'Mir spojrzał na nią raz jeszcze, powąchał i usiadł na truchle jakiegoś maga.
-Da'Mir myślał, ze to trucizna, albo skooma, lecz Da'Mir by wyczuł wyroby księżycowego cukru lub woń ekstraktu z lotosu. Niestety Da'Mir nie jest już wcale pewny, czy cokolwiek ma na to wpływ. Ale Da'Mir uważa ją za uroczą.
Wytłumaczył, po czym Bosmerka położyła mu dłoń na głowie i go pogłaskała.
-Dziękuję za Twoje miłe słowa, Da'Mirze. Jesteś na prawdę dobry.
-Da'Mir mówił, że Da'Mir jest dobry.
-Pamiętam Da'Mirze.- Skierowała z powrotem swój wzrok na Altmera, kiedy to Khajiit odleciał od tej przyjemności, którą mogą odczuć tylko zwierzęta. -Nie musicie się mnie niepokoić, niewiele różnię się od Was. Czasem zdarza mi się zapominać gdzie są moje buty, albo księgi. Czasem też mylę składniki eliksirów lub zaklęcia... ale nikt od tego jeszcze nie ucierpiał. Znaczy chyba... z tego co pamiętam.
Uśmiechnęła się znowu, a jej ton głosu przez cały wywód nie wyrażał żadnej emocji, poza mało wyczuwalną wyższością tonacji, wskazującą na grzeczną kreację słów.
Zaprzestała głaskania, gdy Vornaris chwycił jej twarz, aby się przyjrzeć. Da'Mir dzięki temu też powrócił do świata żywych.
-Da'Mir nie zamierza jej zabierać do Krwawej Kazi, to nie miejsce dla Aurielli. Da'Mir niestety nie wie co z nią zrobić, nie przemyślał tego...
Opatulił pysk w swoich łapach, jakby zrezygnowany, pozwalając przyjacielowi na dalszą obserwację. Elfka zresztą też nic nie robiła, czekając aż Altmer zrobi swoje i ją puści. A gdy tak się już stało, zadał jej pytania, nad którym znowu przyszło się jej dłużej zastanowić. Nie miało być łatwej odpowiedzi.
-Znam się dobrze na magii iluzji i przywracania, czego uczyli mnie rodzice. Zwłaszcza specjalizuję się w leczeniu. Ostatnio zaś mój Mistrz uczy mnie dziedziny zniszczenia, ale jest ona bardziej destrukcyjna i chaotyczna w moim wykonaniu, niż powinna. Jego zdaniem. Ja tego nie rozumiem, przecież to polega na niszczeniu...- Odpowiedziała spokojnie, patrząc na swoje buty, jednak po chwili przypomniała sobie, że pytanie Vornarisa składało się tak na prawdę z dwóch części. -Mój Mistrz wysłał mnie, abym sprawdziła okolicę, czy wszystko jest w porządku. Okazało się, że nie... niespodziewanie zostałam złapana. A potem uratował mnie przemiły Da'Mir...
-O Da'Mirze mówi!
Wtrącił Khajiit, czując dumę z siebie, na co ta pokiwała głową twierdząco.
-A kimże jest Twój Mistrz...?
Zapytał Redgard, który cały czas w milczeniu wszystko obserwował.
-Mistrz...? Bardzo mądra osoba. To Faelion z Synodu...

Offline

#12 2019-09-02 19:17:20

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Firefox 68.0

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

Ta Bosmerka o żeńskiej wersji imienia najwyższego z bogów elfickiego panteonu pod pewnym względem mogłaby pasować do całej ich ferajny z Kazi. Była odrealniona jak większość Dagonitów, ale szybko straciłaby głowę... chociaż cnotę i całą godność znacznie wcześniej.
Westchnął i puścił jej porcelanową twarzyczkę. Naprawdę się zastanawiał co takie dziewczę robi w takim miejscu. Na odpowiedź przyszło mu ciut poczekać, bo dziewczynie trochę czasu zabrało załapanie, że zadano jej nie jedno, a dwa pytania. Brandzlujący się do dziewki Khajiit też odwlekł pożądaną odpowiedź. W tej sytuacji nie mógł sobie NIE pozwolić na uszczypliwe kwestie.
- Selekcja naturalna jeszcze się o ciebie nie upomniała, ptaszyno? Zaczynam cię podziwiać. - mówił to, odkorkowując drugą z czterech zdobycznych butelek. Ostatecznie nie mogąc poradzić sobie palcami, a nie mając odpowiedniego do tego narzędzia, wyciągnął korek zębami i splunął go gdzieś w dal niczym stary wilk morski. Vornaris nie był zbytnio odporny na działanie alkoholu, o czym Da'Mir jako jego bliski konfrater doskonale o tym wiedział. Wszelkie trunki jednak nie działały na niego jak na typowego menela spod tawerny. Na tym jednak zakończmy i nie zdradzajmy więcej tajemnic, niechaj same się ujawnią z czasem. Nikt go nie powstrzymywał, więc pociągnął jeszcze kilka kolejnych łyków i sapnął z przyjemnością.
- Mhm, nie dla niej miejsce. Jak jej nie chcesz, to puść wolno, uprzednio sobie dogadzając. Tak głosi prawo wojenne. - kiwnął głową na kotowatego, zupełnie olewając fakt, że Aurielle stała obok i wszystko słyszała. Była chyba i tak zbyt odrealniona, by przyjmować wszystko do wiadomości.
- Masz rację! - przyznał jej szczerą rację w temacie magii zniszczenia. Na chłopski rozum to biorąc, to jakiż inny cel miała ta dziedzina magii prócz siania spustoszenia?
Westchnął z ulgą, słysząc że dziewczyna wreszcie przeszła do sedna, o które Silinhalowi chodziło.
- Niespodziewanie złapana... doprawdy... - mruknął wręcz niesłyszalnie i wziął kolejny łyk, którym przyszło mu się niemal zakrztusić, gdy usłyszał kto jest owym mistrzem. Chwilę jeszcze kaszlał, zanim mógł się wyprostować i zdziwionymi oczami spojrzeć na Bosmerkę.
- Proszę, proszę, nietuzinkowego masz mistrza! Pod taką personą staniesz się wielka, zaiste... - uśmiechnął się. Tylko bardzo wprawny obserwator mógł przyuważyć, że pod tym uśmiechem kryje się jakaś dziwna gorycz... coś nieokreślonego dokładnie, acz raczej pejoratywnego. Vornaris nie chciał dać po sobie czegokolwiek poznać, był zresztą niezłym aktorem, więc wychodziło mu to niezgorzej.
- Gdzie jest teraz twój mistrz? - zadał pytanie, ot, od niechcenia.

Offline

#13 2019-09-02 20:03:22

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

MG = Da'Mir, Auriella, Faelion z Synodu


Informacja o Faelionie z Synodu wstrząsnęła każdym tu zebranym. Zwłaszcza, że uratowali właśnie kobietę, która podobno była jego uczennicą. Wszystkim dobrze znana była tożsamość syna potężnego Alecarto, wedle proroctw, pogromcy Czarnoksiężnika. Lecz odkąd Synod posłał młodego Altmera w świat, słuch po nim zaginął. Wielu nawet myślało, że nie żyje. A teraz miał on być tutaj, w Wysokiej Skale, niedaleko Krwawej Kazi...? Niesłychane.
Komplement jaki okazał Vornaris dla Mistrza Aurielli, Bosmerka przyjęła bardzo ciepło, ponieważ zdawała sobie sprawę, że wielu widziało w nim kogoś wielkiego. A inni zagrożenie. Milej było spotykać tych pierwszych.
-Mam taką nadzieję. Mistrz Faelion znalazł mnie w puszczy, gdy błąkałam się w poszukiwaniu wiedzy. On miał wiedzę przekazaną mu przez potężnych magów, oraz dobre serce, ja zaś brak doświadczenia i chęć do nauki. Dzięki niemu staję się lepsza, dlatego mam nadzieję, że wypełni proroctwo.
Uśmiechała się cały czas, choć głos był neutralny, obojętny. Zaś Dagonici wciąż mieli otwarte pyski, jakby nie pojmowali tego faktu.
-Da'Mir nie może uwierzyć! Da'Mir jest wielbicielem opowieści o Faelionie! Da'Mir chce poznać Faeliona!
Wypowiedział się Khajiit, który był niezwykle rozbudzony, co szybko zauważyła Auriella, lecz nim mogła odpowiedzieć, już Altmer zadał kolejne pytanie. Z początku nie wiedziała, czy im ufać, lecz w końcu uratowali ją przed gwałtem, a nikt nie przystępował do tego "prawa wojennego".
-Mistrz mieszka w jaskini nieopodal. Mogę Was zaprowadzić, abyście go poznali. Chodźcie za mną.
Powiedziała i już ruszyła w głąb lasu, zaś pozostali Dagonici szybko poszli za nią, nie mogąc się doczekać poznania sławy. Jedynie Vornaris pozostał w tyle, bo zaczęła go boleć głowa, a po chwili...
-GOROGOSH TO ZDRAJCA! ZDRADZIŁ WSZYSTKO CO MIAŁ REPREZENTOWAĆ! CO MIAŁ CZCIĆ I ŚWIĘCIĆ! GOROGOSH PRZYSTAŁ NA PROPOZYCJĘ ALECARTO, OBŁUDNIKA, HERETYKA, OSZUSTY! PRZESZEDŁ NA STRONĘ ALECARTIUSZY, A KTOŚ TAKI NIE MOŻE BYĆ KRÓLEM DAGONEM, NIE MOŻE BYĆ CZEMPIONEM!
Rozbrzmiał głos w jego głowie, lecz pomimo swej treści, wydawał się być taki tożsamy z nim samym, jakby to były jego własne myśli, jakby ta treść wyłoniła się spod jego podświadomości. Lecz czy była to prawda...? Teraz nie mógł o tym myśleć, musiał iść przed siebie...


Auriella doprowadziła czworo Dagonitów do jaskini, gdzie miał przebywać Faelion. Każąc jej prowadzić, zeszli do podziemi, skąd wydobywało się światło. Były to błękitne kule energii, zabijające czeluści ciemności tej groty. A na samym jej końcu, na kamieniu, czytając książkę, był białowłosy altmerski elf o pomarańczowych tęczówkach i szczupłej, choć urodziwej buzi. Ci co widzieli jego ojca na własne oczy, stwierdziliby, że są nadwyraz podobni do siebie...
-Auriello, wróciłaś...? I jak sytuacja, bo trochę Cię... nie było...
Ów Altmer spojrzał po Dagonitach, którzy towarzyszyli jego uczennicy.
-Mistrzu Faelionie, to Dagonici. Uratowali mnie przez złymi magami.
Wytłumaczyła, na co czarodziej wstał. Da'Mir był w przeogromnym szoku, ale starał się zachować profesjonalizm. Po chwili białowłosy jegomość podszedł do nich, zmierzył ich swoimi alecartiańskimi tęczówkami, po czym podał każdemu po kolei rękę do uścisku na powitanie. Oczywiście pierwszy z tej opcji skorzystał Khajiit.
-Mów khajiitowi Da'Mir!
Pomachał ogonem, na co Altmer się uśmiechnął. Wydawał się sympatyczny, jakby dobro od niego emanowało. Całkowite przeciwieństwo swojego mrocznego rodziciela.
-Miło mi Ciebie poznać, Da'Mirze. Bardzo ładna szata Mrocznego Bractwa, ale wymagałaby wizyty u krawca. Tak samo i całą resztę ciepło witam.- Spojrzał znowu po każdym, na chwilę zatrzymując się na Vornarisie, gdyż dawno nie widział innego przedstawiciela swojej rasy, lecz wzrok skierował na swoją uczennicę. -Auriello, czyżby magowie, o których wspominasz, to byli Kadalyści?
-Tak, Mistrzu.

Odparła chłodno.
-Ah, czyli to prawda. Pustoszą te ziemie. Byli kiedyś dobrymi magami z Synodu, jednak zatracili swój moralny porządek. Nie oni jedyni, niestety. Co z nimi..?
-Da'Mir, Vornaris i reszta zabili ich.

Wtrącił się Khajiit, szukając uwagi u swojego idola. Wywoływał tym niewinne rozbawienie u Faeliona.
-To dobrze. Pomoże to światu, który i tak jest spaczony.- Po tej wypowiedzi wrócił na swój kamień do siedzenia i westchnął. -Dagonici, tak? Słyszałem o Was. Silniejsi od wojska, skuteczniejsi od straży. Werbowani w najgorsze miejsca i posyłani do Otchłani. Oraz wiecznie neutralni. Może to dobrze, inaczej Alecarto dysponowałby jeszcze większą siłą. Jest więc nadzieja dla Wysokiej Skały, ale co z resztą...? Skyrim, albo Cyrodiil? Nawet Alinor jest pustoszony... Ah, wybaczcie, czasem się tak rozgaduję i prawię o rzeczach już wszystkim znanych. Powiedzcie, co Was do mnie sprowadza? Ciekawość, czy konkrety? Liczę, że nie chęć zabicia mnie, wtedy moje kule energii będą musiały eksplodować, a grota na długo zostanie zasypana gruzem. Więc chyba się dogadamy, prawda...?

Offline

#14 2019-09-02 20:39:45

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Firefox 68.0

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

Wieść o tym, że Faelion ukrywa się wcale nie tak daleko niemal zelektryzowała Vornarisa. Serce zaczęło mu szybciej bić, a on sam lekko się zdenerwował. Na szczęście u reszty towarzystwa wystąpiło podobne zjawisko, więc stan Altmera mógł zostać pomylony z ekscytacją. Na szczęście.
- Prowadź. - machnął ręką gdzie bądź i poszedł za wszystkimi, ignorując ciała pozostawione na pobojowisku. Niechaj rozdziabią je wrony, nie ma czasu na pochówek.
W drodze zaś trzymał się nieco z tyłu i popijał małymi łyczkami wino. Resztę butelek schował za pas, niczym zwoje lub broń. Czas spędzony na spacerze do pieczary Faeliona poświęcił na wspominki, którymi z nikim się nie dzielił. Miał wiele tajemnic, może zbyt wiele. I nie znał jeszcze nikogo, kto byłby godzien je usłyszeć. U Dagonitów tak to już było. Nikt nie pytał o to, kto kim był i dlaczego trafił do tej przeklętej kompanii. Przyszłość zostawiało się za sobą i to był jeden z pierwszych bodźców przez które Vornaris wstąpił do szeregów wojowników Mehrunesa Dagona. Miał powód, by chować wiele tajemnic, szczególnie w tych mrocznych czasach.


W pewnym momencie odezwał się głos w jego głowie, skutkiem czego stanął w miejscu i złapał się oburącz za skronie. Bał się, że zwariował do reszty, że to przez nadmiar alkoholu jego własne ja do niego przemówiło. Dostał rozdwojenia jaźni? Czy w ogóle jest to cecha nabyta? Altmer dopiero po chwili tak naprawdę dopuścił myśl, że sam Dagon do niego przemówił. Szybko tę teorię jednak odrzucił, wmawiając sobie, że nie jest godzien na rozmowę z Panem Destrukcji.
Słowa miały jednak sens, ktokolwiek je wymówił znał obawy Vornarisa. Czym prędzej się otrząsnął, by nadgonić towarzyszy. Całe szczęście jego chwilowe zamulenie nie zostało zauważone. Rozbił jeszcze tylko butelkę wina, rzucając ją po prostu za siebie.
Wkrótce potem dotarli na miejsce. Zeszli do podziemi, które typowo jak na miejsce zamieszkane przez maga były rozświetlone przez magiczne kule ze szkoły przemiany.
Silinhal otarł pot. Był dość przejęty spotkaniem swojego siostrzeńca, mimo, że tak naprawdę go nie znał(i vice versa). Dotąd go nie widział, co najwyżej jak był małym brzdącem, ale od tamtego czasu zmienił się diametralnie.
Na końcu trasy wręcz zachłysnął się powietrzem z wrażenia, dostrzegając szlachetnie wyglądającego Altmera. Wrażenie to potęgował fakt, że gdy lepiej dostrzegł jego twarz, ujrzał w niej rysy Alecarto. Czy się zawiódł? Minimalnie.
Przez ten moment stał się milczkiem, inicjatywę przejął podjarany Da'Mir. Lecz im dalej mówił Faelion, tym Vor odnosił większe wrażenie, że ten elf ma jedynie aparycję wspólną z największym czarnoksiężnikiem ich czasów.
Przedłużył moment uściśnięcia dłoni, chcąc wyraźnie przyjrzeć się swemu siostrzeńcowi. To nie był drugi Alecarto. Skóra, mimika twarzy, spojrzenie było tak łagodne jak te u matki Faeliona.
Vornaris pokiwał delikatnie głową z uśmiechem i zaszklonymi ze wzruszenia oczami, po czym puścił Faeliona.
- Jesteś daleko od domu, Faelionie... - rzucił zagadkowo, nic więcej nie mówiąc. Z natury był wygadany, ale widząc JEGO zupełnie zatracił języka w gębie... - Nie obawiasz się wroga na jego terytorium, będąc pośrodku niczego i zdany niemalże tylko na siebie?

Offline

#15 2019-09-03 09:20:13

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

MG = Da'Mir, Auriella, Faelion z Synodu, Romulus Qintus


Na pytanie Faeliona postanowił odpowiedzieć Khajiit, który zrobił się najbardziej rozmownym towarzyszem ze wszystkich tu zebranych. Poza gadatliwą kopią Alecarto, oczywiście.
-Da'Mira sprowadziła tu ciekawość. Da'Mir wiele słyszał o Faelionie i życzy powodzenia w zadaniu.
Kotowaty założył ręce na piersi, a dwóch pozostałych Dagonitów oddaliło się od nich kawałek, zaczynając coś szeptać między sobą...
Altmer uśmiechnął się życzliwie.
-Dziękuję Ci, Da'Mirze. To wiele dla mnie znaczy. Choć niestety myśl, że wszyscy liczą na mnie i widzą we mnie jedyną nadzieję, czyni to wielkim ciężarem na moich barkach. Ale staram się zaufać przepowiednią. Od dziecka moje zdolności magiczne są niezwykle rozwinięte, co niestety zawdzięczam temu, kogo każdy nienawidzi. Ale... nawet ja nie podołałbym temu sam. Gdy spotkałem przypadek moją uczennicę i poznałem jej boskie imię... w pierwszej chwili pomyślałem, że to znak. Opatrzność bogów. Lecz niestety to wciąż za mało. Auriella potrzebuje wiele nauki...
Położył dłoń na ramieniu Bosmerki, na co ta uśmiechnęła się w jego stronę.
-Nie martw, mój Mistrzu. Zrobię wszystko, aby Ci pomóc, nawet jeśli miałabym oddać za to życie.
Pocieszyła go, lecz zarazem zasmuciła, co było widać w jego pomarańczowych oczach.
-Nie chcę by ktokolwiek oddawał za mnie życie. To byłaby zbyt wysoka cena. Lecz nie teraz o tym myśleć...
Rzucił spokojnie, jednak po chwili zamilkł, jak dostrzegł zbierające się łzy w oczach Vornarisa. Niezwykle zdziwił go ten fakt, ale coś zaczynało mu świtać w pamięci. Niestety dalej go nie pamiętał, gdyż był za mały. Nie mógł być świadom, że przed sobą ma swego wuja, który wiele dekad temu pomógł Frildzie Sammer, alecartiańskiej zdrajczyni, dostarczyć go do Synodu.
Silinhal rzucił uwagę, która zdziwiła nawet samego Da'Mira, wyczuwając duże ciepło w jego tonacji głosu. I ukryty ból. Nie rozumiał tego. Jeszcze chwilę temu tryskał energią i brawurą, a teraz... hm.
-Jestem tam gdzie mam być, Vornarisie. Nie pokonam ojca, ukrywając się w Cyrodiil. Czarnoksiężnika znajdę tylko tam, gdzie stanowi władzę. A czy się boję? Oczywiście, nie jestem głupcem. Dlatego nie mam zamiaru działać sam...- Zaczął, splatając palce ze sobą i wzdychając. -Szukam miejsca zwanego Krwawą Kazią. Siedziby Dagonitów. Fakt, że Was spotkałem może być kolejnym darem losu, tak jak to było z Aurellią. Liczyłem, że uzyskam od Was pomoc. Że przekonam Was, neutralnych wojowników, nim zrobi to Alecarto...
Dokończył, tłumacząc swoje plany. Raczej nikt nie spodziewał się, że Faelion z Synodu będzie szukał pomocy u takich zbójów jak oni. Głupi i odważny pomysł. Jednak gdyby udało się go zrealizować... Altmer miałby niemałą armię.
-Pozwolimy się wtrącić!- Krzyknął nagle Redgard, który wraz z bretońskim Dagonitą dobyli mieczy, stojąc za wszystkimi od momentu skrytego oddzielenia się. -Tak się składa, że Dagonici nie mają ochoty brać udziału w Twojej rebelii, elfie. Lecz za Twoją głowę, Alecarto może nas drogo nagrodzić...
Uśmiechnął się złowrogo, lecz tylko na chwilę, bo po chwili jego twarz nabrała wyrazu przenikliwego bólu. Zdał sobie sprawę, że przez jego klatkę piersiową przebił się miecz, a po chwili został on wysunięty. Nim padł agonalnie na kolana, zobaczył jak głowa Bretona pada zdekapitulowana tuż przed nim samym. A potem już martwy poleciał twarzą do ziemi...
-Faelionie, czy ja Cię kiedyś nauczę, byś nie zdradzał swoich planów byle komu...?
Rozbrzmiał obcy głos mężczyzny, który przetarł swój miecz z krwi i wsunął go do pochwy. Owym zabójcą dwóch Dagonitów był mężczyzna o cyrodiilskiej urodzie, z brązowymi potarganymi włosami, lekko siwiejącym zarostem i bliznami bitewnymi na twarzy. Jednak pierwsze co mogło się rzucić wszystkim w oczy, był fakt, że miał na sobie umundurowanie cesarskiego wywiadu i kontrwywiadu, Penitus Oculatus. Czarna torsowa zbroja, krwistoczerwona peleryna i godło oddziału specjalnego Trzeciego Cesarstwa...
-Wybaczcie mu. Chronił mnie. Nie sądziłem, że będą wśród Was tacy, którzy by mnie stracili...- Wtrącił Altmer, patrząc z dezaprobatą na ciała dwójki niedoszłych jego zabójców, po czym znowu na pozostałych. -...nie atakujcie go. To Romulus Qintus, mój przyjaciel. Towarzyszy mi już od Cyrodiil, zobowiązując się eskortować mnie do Krwawej Kazi...
-Co uważam za głupie i niebezpieczne, jak widać.- Wtrącił Cesarski i podszedł bliżej, jakby mierząc się z Da'Mirem i Vornarisem. Nie ufał im. Mogli też go zaatakować za skrzywdzenie ich towarzyszy. -Dagonici patrzą na septimy, a nie na dobro Tamriel...
Khajiit pomachał gniewnie ogonem.
-Da'Mir lubi złoto, ale nie na tyle, aby Da'Mir miał coś zrobić Faelionowi! Walcz z Da'Mirem, jeśli Cesarski nie wierzy!
Odparł z sykiem kotowaty, a Auriella zasłoniła usta dłonią.
-Ojej, ale się podziało...

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
wiercenie studni głębinowych krosno | medycyna pracy ursynów | regały paletowe | reklama internetowa nikkshow | pizza dowóz kraków Bronowice