Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#16 2019-09-03 11:37:06

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Firefox 68.0

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

Faelion jak zdążył przez te kilka chwil zauważyć Vornaris cechował się nadzwyczajną dobrocią. Przez jego słowa ociekające zbędną, acz przystojną magom pompatycznością, przedzierała się szlachetność. Prawdziwe przeciwieństwo swojego ojca. Wdał się w matkę, na całe szczęście. Lecz na nieszczęście był cholernie zdesperowany, choć nie okazywał tego tak bezpośrednio.
- Nie wiem czy szukasz pomocy tam, gdzie powinieneś. Nie jesteśmy grupą paladynów, nie jesteśmy strażnikami Stendarra, ani światłym zakonem. Nie walczymy o wzniosłe cele z jednego prostego powodu - jest to nieopłacalne. Walczymy o pieniądz, o przeżycie co najwyżej tylko między sobą... - powiedział, nie przedstawiając zbytnio kolorowej sytuacji. Faelion nie mógł liczyć na to, że złotymi słowami poderwie armię najbardziej zwyrodniałych i pragmatycznych wojów... Wiedział o tym doskonale Vornaris, Da'Mir oraz dwaj Dagonici dotychczas podejrzanie trzymający się z tyłu. Ci sami chwilę potem zdecydowali się na samowolkę, co spotkało się z gniewem Silinhala oraz błyskawiczną reakcją nieznajomego szermierza. Czas posyłający delikwenta do samej Otchłani był już gotowy w ręce Altmera, ale gdy już było po wszystkim anulował użycie.
Podobnież jak Faelion spojrzał na ciała truposzy z dezaprobatą.
- I właśnie dlatego szukasz pomocy nie tam gdzie trzeba. - skwitował, niezbyt przejmując się śmiercią towarzyszy. U Dagonitów naprawdę nie było miejsca na wspominki. Braterstwo stali kończyło się bez żalu w chwili śmierci. Ot, dwulicowość.


Spojrzał na młodego-niemłodego mężczyznę Cesarskiego. Noszone przez niego emblematy były dobrze znane Vornarisowi. Miał kiedyś zlecenie na agenta, który zbyt nachalnie wpychał nos w nieswoje sprawy. Trzeba przyznać, że nieźle ich szkolą, bo wtedy Vornaris oberwał solidnie parę razy. Lecz czegóż się spodziewać po obrońcach cesarza Tamriel? Muszą się dobrze napierdalać.
Zrównał się z Cesarskim, lecz ze względów anatomicznych patrzył na niego z góry, choć bez cienia wrogości czy niechęci. Był prędzej zadowolony, że Faelion miał chociaż jedną osobę, która go faktycznie chroniła. Chęci czy też umiejętności Aurielli nie brał na poważnie, szczególnie że sam siostrzeniec rzekł, że wiele nauki jeszcze przed nią.
W pewnym momencie Vornarisa rozbolała głowa. Przypomniał sobie bowiem słowa swej podświadomości... teraz uderzyły w niego silniej, a on zareagował przytomniej i co więcej wziął je na poważnie. Cała sytuacja, to spotkanie z Faelionem wpłynęło na Silinhala tak, że ten sprawiał tylko niewielkie wrażenie bycia obłąkanym... do czasu, gdyż  zaczął coś powtarzać pod nosem, wodzić pustym wzrokiem po pomieszczeniu i gestykulować. Skąd tak nagłe zmiany w osobowości Altmera?
- Czy to byłeś ty, Mehrunesie Dagonie? - szepnął sam do siebie, łapiąc się jednocześnie za skroń.
- Jeśliś ty, to jakim cudem zasłużyłem sobie, by cię usłyszeć? Co? Żądasz duszy Gorogosha? Dostaniesz, dostaniesz, dostaniesz. Zdrajcy żyją krótko. Stary dzik umrze... nim będzie za późno... - po tych słowach, które były słyszalne wyłącznie dla Da'Mira ze względu na jego lepszy, zwierzęcy słuch, Vornaris bez słowa wyszedł z pieczary i zaczął się kierować drogą, którą tu dotarli. Prosto do Krwawej Kazi.

Offline

#17 2019-09-03 12:16:52

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

MG = Da'Mir, Faelion z Synodu, Romulus Qintus, Gorogosh "Król Dagon"


Cesarski i Dagonici na całe szczęście nie skoczyli sobie do gardeł, bo mogło to się skończyć różnie. Zwłaszcza, że nawet umiejętności Vornarisa, jak i szybkość Da'Mira, musiały liczyć się z wyszkoleniem Romulusa. Poza tym, każdy stał "po tej samej stronie", powiedzmy, dlatego nie miałoby to sensu. Cyrodiilczyk bardziej chciał dać im do zrozumienia, że ich obserwuje, bowiem przecież schował miecz, nie szukając powodu do zwady. Nie ufał im, a jak sam Altmer to przyznał, nie należało zbytnio trzymać z nieobliczalnymi Dagonitami. Nawet pieprzony kult spadał na drugie miejsce, ustępując podium septimom...
-Wiem, że nie jesteście paladynami, czy bohaterami...- Zaczął Faelion, którego spojrzenie przepełnione było hardem ducha. -...lecz owi rycerze i szlachetni wojownicy, albo założyli ręce, albo już zaprzedali duszę czarnej magii. Dobre serca zostały spaczone i w tych ciężkich czasach muszę liczyć na tych, co po prostu umieją walczyć. Nie zamierzam ślepo iść za Twoimi ziomkami, jednakże muszę spróbować. Bo jeśli tego nie zrobię, może stracę jakąś szansę, a wyborów mam niewiele...
Wypowiedział się, jakby mową motywującą. Ich nie musiał jednak przekonywać, bo to nie od nich zależało. Ale widać, że był uparty jak osioł, co potwierdziłby sam Qintus, próbujący go odwieść od tego pomysłu już od Cyrodiil.
Qintus westchnął.
-Szukaliśmy pomocy u Synodu, jednak ten nie był w stanie dać nam ludzi, bo odpierają okupantów na wschodnim Cyrodiil. Cesarz zaś stara się odzyskać Skyrim. Na Thalmor nawet nie możemy liczyć, większość już złożyła hołd Alecarto. Dagonici wydawali się ostatnią nadzieją, bez tego, Faelion pozostanie z niczym...
Powiedział Agent Penitus Oculatus, który w końcu złagodniał i wsparł działania swojego podopiecznego. Auriella usiadła obok Faeliona, by zapewnić mu mentalne wsparcie. Sytuacja była beznadziejna.
Wtem nagle Vornarisa znowu dopadły bóle głowy, co wywołało niezrozumiałą reakcję ze strony elfa...
-TAAAK, VORNARISIE SILINHALU! UDOWODNIŁEŚ SWĄ WARTOŚĆ, SZERZĄC SPUSTOSZENIE W MOIM IMIENIU, DLATEGO MASZ ZASZCZYT MNIE SŁYSZEĆ! GOROGOSH MNIE ZDRADZIŁ, WYBRAŁ FAŁSZYWEGO BOŻKA, DLATEGO MUSI SZCZĘZNĄĆ W OTCHŁANI, GDZIE BĘDZIE CIERPIEĆ PO SAMĄ WIECZNOŚĆ! WYBIERAM CIĘ, ABYŚ GO ZABIŁ! ZABIJ GO, A ZOSTANIESZ MOIM NOWYM CZEMPIONEM! ZAWIEDŹ, A NIE UNIKNIESZ KARY!
Rozbrzmiał na nowo przeraźliwy głos Księcia Zniszczenia, co całkowicie mieszało w głowie Altmerowi. I tak jak to było wspomniane, tylko Da'Mir miał możliwość dosłyszeć odpowiedź Vornarisa, zwiastującą prawdziwą katastrofę. Jego oczy się poszerzyły w strachu, lecz nim mógł coś powiedzieć, Silinhal opuścił jaskinię ku zaskoczeniu wszystkich.
-Da'Mir nie wierzy! Vornaris idzie zabić Króla Dagona!
Wykrzyczał spanikowany Khajiit, powodując dezorientacje w pozostałej trójce, bo dobrze wiedział, że każdy kto próbował tego dokonać, zginął tragicznie. Kotowaty spojrzał po Faelionie, Aurielli i Romulusie. Widział w nich jedyną pomoc, lecz nie wiedział, że cała Krwawa Kaź mogła być już przeciwko Synodowi...
-Da'Mir błaga o to, by z nim iść...


Vornaris przemieszczał się bardzo szybko, umykając swojemu towarzyszowi i całej reszcie. W zaledwie godzinę, co mogło być zasługą czarów, dotrzeć mógł do Krwawej Kazi, gdzie rozpętała się burza, dosyć częste zjawisko w tym regionie. Wszyscy Dagonici byli jacyś nieswoi, rozpierzchnięci, zabiegani. Każdy gadał tylko o jednym: "Król Dagon złoży hołd Alecarto".
Długo nie trzeba było czekać, aż na głównym dziedzińcu, gdzie wszyscy się zebrali, na wzniesieniu przed frotami do zamczyska, pojawi się stary Orsimer, dzierżąc w dłoni topór, jakby był to drewniany miecz. Pomimo wieku, pozostawał silny. Stanął przed zgromadzonymi, patrząc na nich z góry.
-Ogłaszam wszystkim oficjalnie, że zobowiązuję się wybrać sojusz z Alecartiuszami, dlatego Dagonici będą działać dla Czarnoksiężnika Alecarto, który nagrodzi nas bogactwami i bezpieczeństwem! Zrobiłem to dla Was, gdyż jest tylko jeden zwycięzca tej wojny! Działam w imieniu naszego Pana Mehrunesa Dagona, siejąc zniszczenie na ziemiach tych, którzy sprzeciwiać się będą jurysdykcji Najgroźniejszego Czarnomaga! Jeśli więc jest ktoś z Was, przeciwny temu, niech wedle tradycji wyjdzie z szeregu i zmierzy się ze mną!- Wykrzyczał do tłumu i choć wywołał tym szepty i poruszenie, nikt nie miał odwagi mierzyć się z niepokonanym Orkiem. Strach zwyciężył w zebrach. -W takim razie pojmuję, że wszyscy się zgadzamy, po której stronie jesteśmy!
Dodał, po czym powoli zaczął się kierować w stronę wrót do zamku...

Offline

#18 2019-09-03 14:07:53

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Firefox 68.0

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

Vornaris szedł jak burza, daleko wyprzedzając całą resztę gromadki. W swym upojeniu żądzy krwi nie reagował na jakiekolwiek interakcje z otoczeniem. Przed sobą chciał widzieć tylko Gorogosha duszącego się własną krwią. Wpływ Dagona na wizję i postrzeganie świata elfa jeszcze nigdy nie był tak silny. Sam Vornaris czuł się tak, jakby mógł zmieść góry z powierzchni ziemi. Przyjemnie jest czuć w sobie moc.
Do Krwawej Kazi dotarł szybko, stosując co jakiś czas skoki teleportacyjne. Nie był mistrzem tego zaklęcia jak mnisi z Psijic, jednak mógł się teleportować na krótsze odległości, dzięki czemu nie tracił czasu na męczący mimo wszystko bieg.
Do Kazi trafił niemal w samą porę, wszędzie się już mówiło o hołdzie składanym Alecarto. Dagonici mijali wzrokiem przybyłego Alecarto. Na twarzy elfa mogli spostrzec nieopisaną wręcz wściekłość, od której białka oczne aż mu się przekrwiły. Wyglądał jak wygłodniały potwór niesiony dodatkowym gniewem Pana Destrukcji. Vornaris już nie był tylko obłąkany. Był szalony. Osoby, które stały mu na drodze spychał siłą, nie dbając w ogóle o to, że może to zadziałać bardzo prowokacyjnie. Czy ktoś jednak byłby na tyle odważny, by zagrozić jednemu z najbardziej doświadczonych Dagonitów, w dodatku wkurwionemu jak nigdy?
Wreszcie dotarł na plac, na którym wszystko się odbywało. Spomiędzy setek Dagonitów obserwował Starego Dzika i w swym ledwie kontrolowanym amoku wysłuchiwał jego ohydy wylewającej się z ust.
- Przeniewierca, heretyk, łgarz, zdrajca, faryzeusz, przeklętnik... - wycedził pod nosem. W chwili, gdy Gorogosh zamierzał odchodzić, w dłoniach Vornarisa zaświeciły dwa fioletowe ognie, a moment później z kulistych, ciemnych portali wyłonili się dwaj władcy dremor w pełnym daedrycznym rynsztunku. Zastąpili drogę Królowi Dagonowi. Oni również byli wściekli, jak ten któremu służyli i ten, który właśnie ich przywołał. Tym przywołaniem zwrócił na siebie uwagę Dagonitów, którzy jak na rozkaz spojrzeli na Vornarisa. Że też ktoś w ogóle się odważył.
- Uduud irvees ursuldun temtsii!
Aravt bolon ayangalan nirgey!
Zuut bolon zurxend ni nirgey!
Myngat bolon morgoldon nirgey!
Tumt bolon tengereer nirgey!
- wybrzmiały z ust Vornarisa słowa pieśni wojennej Dagonitów w języku daedr. Głos miał jednak głębszy, bardziej gardłowy i demoniczny. Wszyscy wiedzieli co się zaraz stanie, wszyscy znali obyczaj. Odśpiewanie drugiej zwrotki pieśni w obecności Króla Dagona było równoznaczne z wyzwaniem go na pojedynek. Żołnierze Krwawej Kazi rozstąpili się i utworzyli ciasny okręg o dużej średnicy, by zrobić jak najwięcej miejsca walczącym. Większość myślała, że zna werdykt.
- HOU-HOU-HOU!!! - zakończył krzykiem wojennym Dagonitów, kończąc bitewną pieśń. Wyciągnął z przestrzeni przed sobą zaklęty, daedryczny miecz jednoręczny. Z tą chwilą również dwaj władcy daedr ruszyli w bój z zamiarem zepchnięcia orka w kierunku Vornarisa. Kilka setek głosów zaśpiewało od nowa całą pieśń.



Jeśli przyjdziesz ze złymi zamiarami, stoczymy walkę!
Po raz pierwszy, uderzymy cię jak grzmot!
Po raz dziesiąty, uderzymy cię w twoje serce!
Po raz setny, uderzymy i zetrzemy w pył!
Po raz tysięczny, sczeźniesz w Otchłani!

Offline

#19 2019-09-03 19:52:14

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

MG = Da'Mir, Auriella, Faelion z Synodu, Romulus Qintus, Gorogosh "Król Dagon"


Gorogosh był zaskoczony widokiem "demonów" które odcięły go od wrót zamkowych. Od razu obejrzał się za siebie i jego oczom ukazała się postać Vornarisa. Nie spodziewał się go zupełnie, choć niedawno przeciwny był wizji złożenia hołdu Alecarto...
-Jak śmiesz...
Warknął, lecz Altmer milczał. Ogarnęło go szaleństwo mocy Dagona. Ork nawet nie zdawał sobie sprawy, że Pan Zniszczenia odwrócił się od niego i wybrał sobie nowego pupilka.
-W takim razie sprowadzę na Ciebie śmierć.
Wymówił te słowa spokojnie, lecz po chwili opanował go szał berserkera i rzucił się na elfa, wykonując szybkie cięcia toporem, jakby machał patykiem, lecz Vornaris tworzył magiczne tarcze i wykonywał uniki, aż w końcu wytworzył elektryczną kulę energii i cisnął nią w pierś Orsimera, odrzucając go na kilka metrów do tyłu, co boleśnie zakończyło się poturlaniem i opuszczeniem topora. Vornaris już dobył szabli i ruszył dobić Króla Dagona, lecz ten niespodziewanie wstał i uderzył Altmera z prawego sierpowego, prawie go obalając i ogłuszając, co wystarczyło by podnieść swój topór.
-Jestem... królem... dłużej, niż Ty w ogóle u nas bawisz... Tylko ja wiem... co jest dobre dla tej zgrai...
Wzdychał ciężko. Nie oszukujmy się, był starcem, a nie postrachem sprzed lat. Jego ciało było zbyt słabe, w porównaniu z elfim wigorem Vornarisa.
Orsimer z potężnym rykiem ruszył na Altmera, jednak Silinhal użył bezwzględnej i przebiegłej sztuczki. Zaklęciem sparaliżował swojego rywala, a następnie podszedł do niego spokojnie i szable powoli wtopił w brzuch Orsimera, aż przeszła ona na wylot. A wysunął, gdy ostatnia iskra życia zgasła w jego oczach, zaś truchło uwolnione spod mocy czarów, padło bezwładnie na ziemie
Nastąpił koniec. Gorogosh, Trzeci Król Dagon, uważany za niepokonanego... padł martwy, zalewając swoją krwią kamienną posadzke. Vornaris w ostatnich sekundach życia Orsimera mógł usłyszeć: "dziękuję". Jemu tylko interpretować za co, choć mogło to być spowodowane tradycją orków dotyczącą umierania w walce.
Uderzył go ból głowy:
-BRAWO, MÓJ CZEMPIONIE! OD TERAZ JESTEŚ MYM REPREZENTANTEM NA TYM ŚMIERTELNYM PADOLE! W NAGRODĘ OTRZYMASZ MIECZ, MÓJ ARTEFAKT, KTÓRY MITYCZNY BRZASK SKRYŁ W GÓRACH, W MEJ ŚWIĄTYNI, W KRAINIE NORDÓW! BĘDZIESZ WIEDZIAŁ GDZIE SZUKAĆ! NIECH "OSTRZE BEZŁADU" POMOŻE CI W SIANIU DESTRUKCJI W MOIM IMIENIU!
Po czym... nastała błoga cisza. Vornaris wiedział gdzie szukać artefaktu Dagona, lecz nie to było teraz istotne.
Wedle zwyczaju Dagonici powinni teraz krzyczeć rozradowani i klęknąć przed swoim nowym władcą, lecz... tak się nie stało. Wszyscy stali i gapili się na Altmera, jakby nie wiedząc co począć. To nie tak, że nie wiedzieli o tym. Chodziło jednak o coś innego. Bowiem ich "regulamin" przewidywał walkę bronią białą. Zwycięstwo Vornarisa z wykorzystaniem magii mogło zostać potraktowane jako złamanie zasad lub oszustwo, zwłaszcza że jego przeciwnik był niemagiczny. Tak też dalej sobie stali, szeptając i nie mając króla...
Z tłumu wyłoniły się cztery znane z jaskini sylwetki, rozglądające się wokół. Dzięki zdolności teleportacji Faeliona i zlokalizowania Krwawej Kazi, udało im się załapać na większość walki. Da'Mir widząc, że już po wszystkim, szybko wszedł na wzniesienie, aby podbiec do swojego przyjaciela.
-Da'Mir jest w szoku, Da'Mir gratuluje Vornarisowi!- Objął jego ramiona i nim potrząsnął, aby go trochę wybudzić z tej wojennej furii. -...lecz Da'Mir nie wie co teraz...
Auriella za to zaczęła przyglądać się twarzom zebranym Dagonitom, wprawiając ich w dyskomfort.
-Wyglądają groźnie.
Skomentowała, nawet jednemu prosto w twarz. Faelion tylko chwycił ją za ramie, aby odciągnąć Bosmerke od wojowników i zaprowadził przed oblicze Vornarisa.
-Co teraz? Czemu tu tak niezręcznie?
Spytał młody Altmer, aby urwać dziwną ciszę.
-Da'Mir sądzi, że Dagonici nie wiedzą co dalej. Gorogosh nie żyje, nie ma władcy.
Odparł mu Khajiit, a po chwili dołączył do nich Romulus.
-Przecież Vornaris wygrał. Zakładam, że to on teraz jest szefem wedle tych barbarzyńskich zwyczajów.
Wypowiedział się Qintus, lecz kotowaty przecząco pokiwał głową.
-Vornarisa na Króla Dagona muszą wybrać Dagonici. Nikt nie krzyczy, Da'Mir myśli, że Vornaris jest posądzony o oszustwo.
Wydedukował, a Auriella przekrzywiła głowę.
-Moim zdaniem potrzebują motywacji.
Powiedziała, a wszyscy westchnęli.
-Nie, Auriello...- Wtrącił Faelion. -...to stuletnia organizacja, oni wiedzą co i kiedy mają robić...
-NIECH ŻYJE KRÓL DAGON!

Krzyknęła niespodziewanie Auriella, unosząc pięść w górze.
-NIECH ŻYJE KRÓL DAGON! NIECH ŻYJE VORNARIS!
Krzyknęli nagle po niej wszyscy Dagonici, wiwatując, co zaskoczyło całą reszte towarzyszy. Albo Auriella w swej prostocie myślenia miała rację, albo ich zaczarowała. Jednak stało się. Wszyscy klękneli przed Vornarisem, w tym uradowany Da'Mir. A potem wstali, by kolan nie męczyć.
-Da'Mir jest zaszczycony, że Da'Mir jest przyjacielem Króla Dagona. Da'Mir teraz będzie miał ulgi spośród Dagonitów.
-Ależ Ty bezwstydny, Khajiicie.

Dopowiedział Qintus, zakładając ręce na torsie. Faelion zaś uśmiechnął się tylko porozumiewawczo do Vornarisa, jakby chciał powiedzieć: "no możesz teraz wiele, to jak, pomożesz?"
Przed szereg wyszedł jakiś dunmerski Dagonita:
-Co teraz, Królu Dagonie? Co z Alecarto? Składamy mu hołd? Co z nami będzie...

Offline

#20 2019-09-04 10:07:01

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Firefox 68.0

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

Vornaris nielekko oddychał po walce. Ork pomimo swego wieku umiał ciągle walczyć, był godnym przeciwnikiem, dlatego gdyby nie magia mogłoby być ciężko z elfem, który na broni białej skupiał się jeno połowicznie i w normalnych warunkach miałby problem z przebiciem jednoosobowej fortecy, jaką był Gorogosh. Wreszcie jednak wszystko się skończyło, a zaraz po tym nadszedł głos Dagona, po którym była tylko podejrzana cisza.
Vornaris był w pełni usatysfakcjonowany z obrotu spraw, jednak milczenie wszystkich dookoła wprawiło go w lekką konsternację. Przekrzywił głowę z uśmiechem i popatrzył po wszystkich.
- Och, ja wiem o co wam chodzi... - wypowiedział, śmiejąc się perliście. Przerzucił zaklęty miecz z ręki do ręki, zamłynkował i zaczął oczekiwać ataku z którejś strony. Teraz, kiedy nie było przywódcy, a Vornaris przez swój fortel był bardzo niepewnym pretendentem, każdy mógł chcieć objąć władzę. Wystarczył tylko ten jeden odważny, który pociągnąłby za sobą rzeszę ludzi. Wtem pojawił się Da'Mir, któremu naładowany adrenaliną Vornaris niemal odrąbał głowę. W porę jednak się powstrzymał, kilka cali od szyi kotowatego. Jego słowa za bardzo nie docierały do Silinhala, podobnie jak słowa siostrzeńca. Wszystko widział jak przez mgłę, upojony krwią i gniewem spotęgowanym myślą, że mógłby kiedykolwiek służyć znienawidzonemu Alecarto.


Lecz z każdą sekundą jego wizja się przejaśniała, mógł lepiej kontaktować i nie sprawiać wrażenia sparanoizowanego łowcy, który za chwilę miał stać się ofiarą. Jego lęk został niemal całkowicie rozwiany, gdy odrealniona Bosmerka za wiwatowała na cześć Vornarisa, a zaraz za nią rzesze Dagonitów.
Vornaris trochę niepewnie wzniósł zakrwawiony miecz w górę, lecz niepewność ta szybko ustąpiła, gdy naprawdę uświadomił sobie, że jego ,,koronacja'' stała się faktem. Chwilę po tym podszedł do niego nieznajomy raczej Dunmer i zapytał o dalsze losy organizacji. Vornaris popatrzył na niego w milczeniu, a potem po reszcie Dagonitów. Wszyscy czekali na ruch swego nowego przywódcy. Altmer wreszcie z zawadiacką już miną wszedł na wzniesienie, z którego nie tak dawno przemawiał Stary Dzik. Teraz to on miał ten przywilej. Podniósł głos tak solidnie, że słychać go było niemal w całej Kazi.
- NIE UGNIEMY SIĘ PRZED NIKIM! STOIMY PONAD WSZYSTKIM I WSZYSTKIMI, JEŻELI ALECARTO NAS CHCE, NIECHAJ BIERZE W WALCE! KONIEC NEUTRALNOŚCI, CZAS NAJWYŻSZY ZEBRAĆ ROZSIANE SIŁY I UDERZYĆ BEZWZGLĘDNIE NA POZYCJE WROGA W CAŁEJ WYSOKIEJ SKALE! PÓJDŹCIE ZA MNĄ, A DAM WAM CAŁY ŚWIAT NA WYŁĄCZNOŚĆ! ZDŁAWIMY NEKROMANTÓW, A NASZ PAN, MEHRUNES DAGON ZATRYUMFUJE! - mówił, gwałtownie gestykulując, czym porywał serca niejednego Dagonity. To z całą pewnością. - WYOBRAŹCIE SOBIE MAPĘ ŚWIATA I SKIERUJCIE SWE PRAGNIENIA NA TERENY ALECARTIUSZY! TO WSZYSTKO BĘDZIE W A S Z E!!! JA, VORNARIS SILINHAL, CZWARTY KRÓL DAGON I CZEMPION NASZEGO PANA, GWARANTUJĘ WAM TO! HOU-HOU-HOU!!! - wzniósł pięść w górę. Cele i polityka Dagonitów zostały jasno określone. Sztandary organizacji powiały w tle silniej, jakby sam Dagon zesłał potężniejszy wiatr, by podkreślić słowa swego nowego wybrańca. Silinhal zaś spojrzał po swoich towarzyszach, by ostatecznie zatrzymać wzrok na Faelionie. Porozumiewawczo przytaknął. ,,Jesteście z nami, my z wami''.

Offline

#21 2019-09-04 10:35:53

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

UTWÓR W TLE


*Rok później*


MG = …


W środku lasu otworzył się portal, przez który wypadła ranna kobieta o złotych włosach i złotej skórze. Była wystraszona, ale zarazem zmęczona, dlatego szybko wstała i zaczęła biec przed siebie. Po chwili przez ten sam portal przebiegło dwóch thalmorskich magów, którzy zaczęli rzucać w jej stronę zaklęciami, niszcząc drzewa i doprowadzając do małych eksplozji ziemi. Ścigana przez nich kobieta nagle się zatrzymała i dotknęła podłoża. Thalmorczycy już cieszyli się na wizję dopadnięcia jej, lecz wtem chwyciły ich korzenie wystające z ziemi, które bez pohamowania zaczęły wciągać ich pod glebę. Krzyczeli niemiłosiernie, jednak nie było ratunku, ani litości. Zostali pogrzebani żywcem, zaś zmęczona Altmerka powoli zaczęła iść przed siebie, kulejąc i chwytając się za brzuch. Miała na sobie pozdzierane szaty thalmorskiego czarodzieja, co mogło wskazywać na jej przynależność do Dominium Aldmerskiego.
Gdy dostała się na skraj lasu, na wzniesieniu, dostrzegła w oddali potężną fortyfikację. Krwawą Kaź.
-Faelionie…
Wyszeptała i straciła przytomność, spadając ze wzgórza w dół...

-------------------------------------------------------------------------------


MG = Alecarto, Rahilus “Mistrz Thalmoru”


Potężna armia nieumarłych i zdradzieckich altmerskich czarnomagów, szła prosto na armię thalmorskich żołnierzy, którzy starali się uchronić mury Firstholdu, który płonął pod ostrzałem potężnych kul ognia, które generowali Alecartiusze. Panował istny chaos, zaś ożywieńcy nie byli w stanie przebić swego oblężenia, gdyż elficcy żołdacy byli dobrze uzbrojeni i przygotowani. Do czasu, aż po raz pierwszy od dawna, na polu bitwy, pojawił się białowłosy Czarnoksiężnik, który powolnym samotnym krokiem, szedł w stronę miasta, zaś Alecartiusze odsuwali się od niego w strachu. Pomarańczowe oczy Najgroźniejszego Czarnomaga wyglądały, jakby pochwyciły Otchłań, nie zwiastując niczego, poza cierpieniem każdego, na kogo spojrzą...
-Niech klękną, przed Bogiem Magii…
Wyszeptał i skierował dłonie w stronę murów Firtholdu. Nagle nastąpiła przeogromna eksplozja, niszcząca połowę obleganej fortyfikacji. Wszyscy Alecartiusze i nieumarli wbiegli w wewnętrzny pierścień miasta, zabijając po drodze żołnierzy, jak i cywili. Nie byli już w stanie się obronić. Czarnoksiężnik objął się purpurowym płomieniem i zniknął…
Główny pałac był cały rozbiegany, żołnierze przechodzili przez drzwi frontowe, aby bronić miasta, zaś Główny Mistrz Thalmoru, Altmer Rahilus, panicznie przeszukiwał skarbiec, lecz nie w poszukiwaniu kosztowności…
-Gdzie to jest, gdzie to kurwa jest?!
Wrzeszczał na samego siebie, rzucając wszystkim w desperackich poszukiwaniach.
-Właśnie, Rahilusie… gdzie jest “Oko Sithisa”...?
Zapytał go Alecarto, który niespodziewanie znalazł się za jego plecami. Nim ten zdążył zareagować, białowłosy użył zaklęcia, które niczym trąba powietrzna cisnęła go w tył, przez co uderzył plecami w ścianę i padł na ziemię, prosto z klejnoty i złoto.
-Nie sądziłem…- Kaszlał krwią. -...że zobaczę jeszcze naszego wyjątkowego… absolwenta akademii…
Powiedział, zaś Alecarto podszedł bliżej do swojego byłego dyrektora, a w oczach miał tylko ogień…
-”Oko...Sithisa”. Gdzie jest?!
Krzyknął na niego, chwytajac go za gardło.
-Nie...wiem…- Dusił się. -...było…tutaj...ktoś...je...ukradł…
-KTO?!
-Malafica…
Alecarto go puścił, lecz zacisnął pięść, jakby próbował opanować w sobie furię, która go ogarniała. Przełknął ślinę i wypuścił powietrze.
-W takim razie dziękuję, Rahilusie…
Rzucił na pożegnanie i opuścił skarbiec, zamykając za sobą drzwi. Dopiero po chwili Mistrz Thalmoru zdał sobie sprawę z faktu, że został uwięziony, bez możliwości opuszczenia pomieszczenia, a teleportacja była niemożliwa.
-ALECARTOOOO!!
Nastąpiła eksplozja pałacu. Zaś Firsthold padł...


-------------------------------------------------------------------------


UTWÓR W TLE



MG = Faelion z Synodu, Malafica


Dużo się wydarzyło u Dagonitów w ostatnim roku. Vornaris, zwany obecnie Czwartym Królem Dagonem i Czempionem Dagona, aspirujący też do tytułu Najwybitniejszego Króla Dagona, dzięki swoim iście strategicznym i genialnym działaniom, wyzwolił Wysoką Skałę spod panowania Tyranii Czarnej Magii, poszerzając wpływy Dagonitów.. Alecartiusze zostali wypędzeni z cesarskiej prowincji, choć ceną tego była śmierć na prawde bardzo wielu osób. Na wojnie jednak są ofiary. Udało się także obalić mit, jakoby właśnie w tym regionie miał znajdować się Pałac Czarnoksiężnika, co większość zakładała, zważywszy że wojna zaczęła się od Wysokiej Skały. Czarnomag nie był jednak głupi, już dawno mógł zmienić swoje położenie, przewidując że tutaj by go poszukiwano.
Vornaris dodatkowo wprowadził kilka zmian w organizacji, która miała (przynajmniej na jakiś czas) porzucić najemniczą służbę za złoto, a obrać za cel niszczenie Alecartiuszy i plądrowanie ich siedzib, czy zwłok. Dodatkowo wprowadzono obowiązkowe uniformy zwane już powszechnie “Zbroją Dagonity”, która zapewniała runiczną ochronę przed zaklęciami, a także zawierała typowe barwy sztandarowe tej bandy.
Co stało się z towarzyszami Altmera? Cóż, Auriella i Faelion zostali zmuszeni wstąpić w szeregi Dagonitów, aby zargumentować pomoc dla syna Czarnoksiężnika, jednakże gdy taką samą możliwość złożono Romulusowi, ten już odmówił, stwierdzając że wykonał swoje zadanie, po czym ruszył do Cyrodiil złożyć raport, choć zapowiedział, że jeszcze się spotkają. Najdziwniej zrobiło się z Da’Mirem, który przez ostatnie miesiące przygasł, aż w końcu zniknął całkiem, opuszczając Krwawą Kaź. Pozostawił po sobie tylko krótki list, w którym zaznaczył, że wróci, gdy tylko zmierzy się z jednym problemem. Nic więcej. Wielu śmiało się, że było to spowodowane obowiązkiem noszenia uniformu, lecz prawda musiała być poważniejsza. Vornaris został skazany na towarzystwo wciąż nieświadomego pokrewieństwa siostrzeńca, a także uroczo-upiornej Bosmerki, która była chroniona prawem Króla Dagona przed resztą kompanii.
Pewnego wieczoru jakiś szeregowy wbiegł do komnat Vornarisa, aby przekazać mu, że znaleźli ledwo przytomną kobietę w pobliżu, co oczywiście zmusiło go do opuszczenia zamku i udania się w stronę bramy wjazdowej. Już tam czekał na niego Faelion, który też miał na sobie uniform Dagonity, choć z lekkimi elementami zamiennymi, typu kaptur, peleryna i rękawiczki, zamiast karwaszy.
-Królu Dagonie…- Zaczął Altmer, choć już wtedy Vornaris mógł dostrzec, że Dagonici nieśli Altmerkę. -...ona ma na sobie zniszczone szaty thalmoru. Jest ranna i daleko od Alinoru. To nie przypadek, że dotarła tutaj…
-Faelionie…
Mruknęła kobieta, zwracając uwagę Altmera o pomarańczowych tęczówkach. Ostrożnie do niej podszedł.
-Skąd mnie znasz…?
Lecz ona nie odpowiedziała, nie była nawet świadoma tego. Zanieśli ją do skrzydła szpitalnego, zaś Faelion znowu zwrócił się do swojego przełożonego.
-Słyszałem, że Alecarto zaatakował Firsthold...

Offline

#22 2019-09-05 20:15:37

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Firefox 69.0

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

Vornaris leniwie przeciągnął się na swoim tronie, na którym siedział w najbardziej nie-majestatyczny sposób z możliwych. Nogami przez boczne oparcie, popijając co chwila wino ze srebrnego pucharu. Kamienny tron Gorogosha zamienił w kamienny tron z miękkimi poduchami, rzecz jasna w sztandarowych barwach. Ziewnął, stęknął, chrapnął i beknął, wprawiając w niesmak swoje służki, które gdzieś tam się krzątały, a jedna stale trzymała butelkę starego wina, którego Vornaris ma po brzegi w swych piwnicach. Wszystko rzecz jasna w ,,nagrodę'' za ,,wyzwolenie'' Wysokiej Skały. Wszystko, by zapewnić sobie, jako królowi, godny byt. Rzecz jasna nie było mowy o nadużywaniu władzy przez Czwartego Króla Dagona. Przynajmniej w jego mniemaniu, gdyż każdy jeden Dagonita sporo się obłowił przy licznych walkach o prowincję. Każdy zebrał swoją małą fortunkę, już mniejsza o to, że część owej fortunki pochodziło od własności uczciwych ludzi. Kto powiedział, że Dagonici musieli się aż tak ucywilizować? Nikt by za darmo nekrofili nie rąbał, a koniec końców lepsi wyznawcy pana zniszczenia od wyznawców elfiego zjeba z przerośniętym ego. To też w mniemaniu Dagonitów i Vornarisa. Nie przejmowano się za bardzo opinią publiczną.
- Gdzie jest Da'Mir...? - przymarudził trochę smutno, otwierając w oczy. - Głowa mnie boli, kiedy nie mogę słuchać jego kociego pierdolenia. - dodał, choć nikt mu nie mógł odpowiedzieć. Był tu sam, a służki nie zostały upoważnione do odzywania się. Wszystkie były kolaborantkami Alecartiuszy, wszystkie im się oddawały w zamian za życie. To nie tak, że Vornaris dla własnej uciechy po porywał losowe dziewki z całej prowincji.
- Hm? - obrócił leniwie głowę, słysząc echo szybkiego tupania za drzwiami swej sali tronowej. Równie leniwie dźwignął się, by usiąść w normalnej już pozycji, by sięgnąć po kuszę opartą o swe siedzisko i wycelować w stronę wejścia. Załadował, przycelował, wystawił język dla lepszej precyzji i wystrzelił w momencie, gdy drzwi zaskrzypiały. Szeregowy mógł przeżyć mały zawał, gdy bełt z błyskawiczną prędkością wbił się w dębowe drewno tuż obok jego głowy.
- Niby blisko, a jednak nie do końca... - skrzywił się i odłożył kuszę, by sięgnąć z powrotem po puchar i samym wyrazem twarzy dać do zrozumienia, że słucha wieści. Gdyby szeregowiec spojrzał za siebie, zrozumiałby, że nie jest jedynym, który doświadczył tej zabawy swego króla. W drzwiach było mnóstwo innych dziur po bełtach.



- Aha, dobra. - i machnięciem dłoni dał znać, że może sobie iść. Wstał, przeciągnął się, aż w głowie mu zawirowało. Leżał za długo i wstał za szybko, zjawisko znane każdemu. Uznał, że pójdzie sprawdzić co się dzieje. Nie był zbyt ciekawy kto się tam zabłąkał, jednak stwierdził, że warto się trochę utlenić. Zabrał jednak ze sobą swoich nieodłącznych towarzyszy - puchar i butelka wina.
Na miejscu czekał już Faelion, powszechnie szanowany u Dagonitów i chroniony prawem nietykalności, co tyczyło się także i w szczególności Dziumdzi, Ptaszyny, Auriellii... jak zwał tak zwał, Vornaris i cała reszta Dagonitów miała wiele ksywek dla tej małej terrorystki.
- Na Summerset coś jebło, albo sam Thalmor wreszcie szlag trafił... - skwitował, używając przy tym starej nazwy dla altmerskiej ojczyzny. Co chyba Altmerowi w dzisiejszych czasach nie przystoi, ale Silinhal pamięta inne czasy, te bez Thalmoru.
Zdziwił się jednak trochę, gdy kobieta rozpoznała Faeliona, a ten jej w ogóle. Kim była, skąd zna i czego chciała od jego siostrzeńca? Na to pytanie nie posiadł odpowiedzi, bo nieznajoma za moment odleciała i trzeba ją było odnieść do lazaretu.
- No cóż... o wyspy pomartwimy się w przyszłości. Niech Dominium wykrwawi Alecartiuszy jak tylko może, a my będziemy musieli ułożyć się z cesarzem. Rozprawia się z Alecartiuszami w Skyrim, choć... - zrobił zniesmaczoną minę, zdając sobie sprawę z sukcesów własnych wojsk, a tymi cesarskimi. Był lepszy, był dumny. Nie tylko Alecarto miał ego. - ... nieudolnie. Sądzę, że będzie potrzebował naszej pomocy, nawet jeśli o nią nie prosi. Jest coś, co możesz mi o nim powiedzieć? - uśmiechnął się i poklepał Faeliona po plecach. Dla niego Vornaris był życzliwszy niż dla kogokolwiek innego. Z wielu powodów, których czas ujawnienia się zbliżał nieubłaganie. Król Dagon potrzebował czasu na ujawnienie tajemnic. Chciał poznać Faeliona... na szczęście się na nim nie zawiódł. Ale to kiedy indziej, na spokojnie.

Offline

#23 2019-09-05 21:03:18

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

MG = Faelion z Synodu


Faelion wciąż wydawał się wybity z tego wszystkiego. Pojawienie się pięknej, jego zdaniem, elficy, która w dodatku go znała lub poszukiwała, wcale niczego nie ułatwił w jego życiu. Nigdy nie miał żadnych powiązań z Thalmorem, a jednak, Altmerka coś wiedziała.
-Myślałem, że Alinor już został pochłonięty przez Alecarto, lecz wieści o toczonych bitwach i upadkach miast... No cóż, na pewno są jeszcze tacy, co stawiają opór. Jednak nie uważam Vornarisie, że pozostawienie ich samym sobie jest najlepszym rozwiązaniem. Przegrywają, a to znaczy, że wróg urośnie tam w sile. Co innego wyzwolić prowincję, a co innego całe Aldmerskie Dominium, daleko za morzem, na obcym terenie. Trzeba to zdusić w zarodku.
Wyraził swoją dezaprobatę dla podejścia starszego Altmera. Może Król Dagon zachowywał się wobec niego niezrozumiale życzliwie, lecz nie przekładało to się nad własny rozsądek synodzkiego maga. Vornaris momentami zachowywał się jak egoista, czy dupek, patrzący tylko na dobro Krwawej Kazi. Gryzło to się z altruistycznym charakterkiem Faeliona, lecz co miał począć? Potrzebował Dagonitów, więc tylko dlatego do nich przynależał, choć odbyło się bez składania przysięgi Dagonowi. W jego i Aurielli przypadku, wyjątkowo.
-Cesarstwo zaś, jak ostatni raz sprawdzałem, walczy na dwa fronty. Broni Cyrodiil, odzyskuje Skyrim i martwi się o niestabilne Elsweyr. Ich siła jest jednak dużo większa, niż ta thalmorska obecnie. W Cyrodiil nie miałem się na co przydać. Pojawienie się tej tajemniczej rannej kobiety... to coś znaczy. Jakbym miał kierować się właśnie na Alinor...
Wyrzucił wszystkie swoje myśli, jednak wątpił, aby miały dla Silinhala jakieś większe znaczenie. On był Królem Dagonem, on stanowił władze, zaś Faelion, Proroczy Zbawca, był od niego zależny.
Altmer zadał mu pytanie odnośnie Cesarza, dlatego Faelion poprosił, aby udać się do zamku, nie chcąc rozmawiać na tle publicznym. Z tego powodu udali się do prywatnych komnat Vornarisa, odziedziczonych i wyremontowanych po Gorogoshu, gdyż było to jedyne miejsce bez świadków. Białowłosy mag usiadł na krześle, które znajdowało się tuż obok kominka. Przetarł twarz ze zmęczenia.
-Kinthyrus Mede, trzeci cesarz z rodu Mede, syn Attrebusa Mede... Jest w kwiecie wieku. Siedzi na Rubinowym Tronie od dobrych dwudziestu lat, oraz od tego samego czasu, zmaga się z problemami Cesarstwa. Jest silnym wojownikiem, odważnym i mądrym, w moim przekonaniu, władcą. Niestety jego reputacja w opinii publicznej jest mocno zszargana. Nie odzyskał Wysokiej Skały, którą utracił jego ojciec, ani też nie upilnował Skyrim. Pozwolił też wejść Alecartiuszom na tereny Cyrodiil, zaś walka z nimi wydaje się żmudna i nieskończona. Jest w dupie, a wielu plotkuje, że jego władza doprowadzi do upadku Trzeciego Cesarstwa. Choć nie sugerowałbym się tym, gdyż ci co tak gadają, mają wyidealizowaną kreacje Septimów. Wspierał finansowo Synod, aby był on w stanie walczyć, a także zapewnić mi wychowanie, ponieważ też wierzy w proroctwa o mnie. Jednego jestem pewien. Choćby mieli go nabijać na pal, nigdy nie złożyłby hołdu mojemu ojcu, prędzej przeklinając go na wieki wieków.
Opisał go najlepiej jak umiał. Można nawet rzec, że Faelion pałał sympatią do Kinthyrusa, będąc lojalny władzy Mede. Niestety miał swoje obowiązki, swoje przeznaczenie, dlatego nie mógł przekładać losów Cesarstwa nad losem Dominium, na którym Vornarisowi zupełnie nie zależało.
Siedząc tak spokojnie, pomarańczowe oczy Faeliona z Synodu dostrzegły list leżący nad kominkiem, na małej półce. Pozwolił sobie do niego zerknąć:
"Życzę Ci sukcesów, wspaniały i przystojny Królu Dagonie. Twoja wielbicielka."
Altmer aż uniósł brwi. Vornaris najwidoczniej dostał liścik "miłosny", choć ciekawe od kogo. Pozostawił go jednak na swoim miejscu, zatrzymując teraz oczy na portrecie jakiegoś mężczyzny, rasy ludzkiej. Już o nim słyszał. Pierwszy Dagon, założyciel Dagonitów, za czasów którego organizacja była jeszcze kultem, a dopiero kształtowała się w najmitów. Po swej śmierci z powodu otrucia, zastąpiony Drugim Królem Dagonem, który był tak beznadziejny, że nie zapamiętano jego imienia, a po ledwie kilku latach rządów, zabity przez Gorogosha. Następnie zaś Vornaris zabił Starego Dzika. Kamienny Tron Krwawej Kazi miał bardzo wysoką cenę...
-Co więc poczniemy?
Zapytał, jednak nagle ktoś zapukał do komnaty, lecz nie wszedł.
-Kobieta się wybudziła! Chce rozmawiać tylko z Faelionem!
Wykrzyczał jakiś Dagonita za drzwiami, zaś białowłosy spojrzał na swojego wuja z dezorientacją.

Offline

#24 2019-09-06 10:25:55

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Firefox 69.0

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

Vornaris podrapał się po twarzy, słysząc dezaprobatę siostrzeńca względem toku myślowego na temat celów wojennych. Wydął usta i pokiwał głową, by po tym rzec.
- Widzisz, mój drogi, tutaj pojawiają się dwa problemy. Jeden logistyczny, bo nawet gdybym chciał to nie mam czym przewieźć swej armii na południe Tamriel. Okręty są, a i owszem, lecz obawiam się, że to strzał w kolano. Sztorm wywołany przez wroga i nas nie ma, a nie znam żadnego maga, który byłby w stanie teleportować tysiące ludzi... chyba, że ty? - zapytał, choć nieco retorycznie. Nie wątpił umiejętności Faeliona, niemniej nie sądził, by na Tamriel znalazł się ktokolwiek, kto mógłby być w stanie to zrobić. - No a drugi, strategiczny... cholera, nie widzi mi się iść na południe i pozostawić wschodnią flankę całkowicie odsłoniętą. Wyrażam wielką niepewność względem skuteczności cesarskich wojsk w Skyrim. Poza tym to już nie jest zarodek, a plaga, wpierdolilibyśmy się w samo serce zła. Na bank. - powiedział i upił łyczek z pucharu. Jeszcze kilka łyków i leczniczy płyn, ambrozja, napój bogów, skończy się. Na tę myśl aż się skrzywił, choć z drugiej strony może nie ma co nadużywać? Jeszcze ploty zaczną chodzić, a na koniec, w chwili bohaterskiej śmierci, zyska przydomek ,,Vornaris Alkoholik, Czwarty Król Dagon i tak dalej, i tak dalej''. Byłoby to straszne.
Następnie Faelion napomknął coś tam o przeznaczeniu, w które Silinhal też zbytnio nie wierzył. Aż przewrócił oczami, słysząc, że ten wyczuwa jakąś więź z tamtą kobietą.
- Prawdziwy z ciebie przypadek fatalisty. Nic dodać, nic ująć. Muszę przyznać, że strasznie mi ciebie zepsuli w tym Synodzie. - na koniec aż kaszlnął, zdając sobie sprawę w jakie słowa ubrał ostatnie zdanie. Machnął tylko ręką, że nieważne, nieistotne i poszli tam, gdzie ściany uszu nie mają. Czyli do komnaty Króla Dagona, która była najbardziej odizolowanym miejscem w całej Kazi, gdzie Vornaris mógł spokojnie pomyśleć, z dala od szumu i chciejców.


- Prawdziwy Biały Rycerz. - skwitował po usłyszeniu kwiecistej opinii o cesarzu. - Niezwykła persona i, zapewne, wspaniały człek. Liczę na to, że kiedyś go spotkam. Może nawet do tego czasu mianuję się Królem Zjednoczonej Wysokiej Skały? O taak, niech to będzie spotkanie monarchów, a nie cesarza z plebsem. - uśmiechnął się na samą myśl. Choć chyba tylko jemu się ta myśl uśmiechała, dla całego świata zapewne, a w szczególności dla Bretonów, byłaby to druga apokalipsa na miarę Alecartiuszy. Cesarz też pewnie nieźle by się wkurwił, gdyby stanął przed nim ten, który rości sobie prawa do JEGO prowincji.
Spostrzegł jak siostrzeniec wodzi oczami po pomieszczeniu i znajdującym się w nich przedmiotach. Obserwował na co patrzy i dopiero zareagował, kiedy jego spojrzenie zatrzymało się na ultra i arcy prywatnym liściku. Vornaris trzasnął dłonią w miejsce, gdzie znajdował się list, powodując niemały huk i ,,wybudzając'' Faeliona z tych swoich obserwacji.
- Oczka ci chodzą, baby ci trzeba byś miał na czym zatrzymać wzrok. - uśmiechnął się szeroko. Spojrzenie króla dagona mówiło coś w stylu: ,,Nie bój niic, wuja ci zaraz jakąś znajdzie''.
Zaraz po tym znów ktoś się zaczął dobijać do drzwi. Ledwo tu przyszli, a znowu chodziło o tamtą Altmerkę. Vornaris westchnął i spojrzał na Faeliona.
- No właśnie to poczniemy, idziemy do niej, zobaczymy co wyćwierka. Przy okazji uruchom te swoje prorocze zdolności, może się okaże, że to twoja przyszła wybranka serca.
I poszli. Należało liczyć na to, że powie ona coś, co przekona Vornarisa do zwrotu na południe, zamiast ruszania na skyrim.

Offline

#25 2019-09-10 20:01:40

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

MG = Faelion z Synodu, Malafica, Auriella


Faelion mógł się nie zgadzać ze zdaniem Vornarisa na temat porzucenia tymczasowo Alinoru i bawienia się w zbawce świata w Cesarstwie, jednak jedno musiał przyznać - miał on niestety realne spojrzenie na sytuację. Do sąsiadów niedaleko, zaś Dominium oddzieliło się od świata morzem, co powodowało utrudniony postęp wyzwoleńczy. Mała grupa dostałaby się tam choćby prostym zaklęciem, ale cała armia? Niemożliwe. Jednak jeśli wpierw wezmą się za Skyrim, jedynymi mieszkańcami Alinoru mogliby być już tylko nieumarli...
-Gdybyśmy mieli jakąś broń... cokolwiek, co dałoby nam przewagę nad mocami Czarnoksiężnika... artefakt, albo coś...
Powiedział do siebie, wyobrażając sobie jakiś miecz zagłady, albo czar destrukcji wszystkich sił zła. Lecz takie rzeczy nie istniały, a przynajmniej nie na taką wielką skalę problemu.
Zaś przedziwną wypowiedź Vornarisa na temat zepsucia w Synodzie musiał zignorować, co widocznie bardzo pasowało starszemu Altmerowi. Faelion był zbyt zaprzątany problemami, aby nawet zwrócić uwagę na dziwną grę słów.
Następnie zaś przechodząc do tematu Cesarza Tamriel, Silinhal wpadł na pomysł zostania Królem Dagonem Wysokiej Skały, co wyjątkowo Faelion skwitował śmiechem. Było to dosyć wyjątkowe, bo od roku był rozbawiony chyba poraz pierwszy. Nie można się jednak mu dziwić. Nie miał beztroskiego charakterku Da'Mira, a gdy wszyscy proszę cię o zabicie swojego ojca, to jakoś rzygać ci się chce.
-O tak, rozmowa godna, ale konsekwencje mogę przewidzieć. Wypowiedzielibyście sobie wojnę przed, w trakcie, czy po, pokonaniu Alecartiuszy?
Spytał żartem, zaś uśmiech nie opuszczał go, aż Vornaris nie odebrał mu swojego prywatnego wstydliwego liściku od nieznajomej, po czym nie wypowiedział słów, które białowłosego zbiły lekko z toru zabawy...
-Całe życie mówiono mi, abym się nigdy do nikogo nie przywiązywał, ponieważ uczucia zawiązują oczy, a wtedy ma się wiele do stracenia. Wole moje oczy kierować na cel mojego zadania i nie martwić się tym, że moja śmierć, w razie konieczności, nie wywoła u nikogo smutku.
Uśmiechnął się, choć w tej mimice był skryty smutek. Zbyt wiele śmierci go otaczało, a jeśli wierzyć w elficki panteon, Auri-el powita go, gdy tylko zawiedzie lub dokona najwyższej ofiary. Nie było tu miejsca na zobowiązywanie się wobec kogokolwiek. Nawet przyjaciół mieć nie powinien, jak to mawiał Arcymag Synodu. Złamał jednak tą zasadę, gdy przygarnął Aurielle, oraz spoufalał się z Romulusem. Teraz zaś pojawił się Vornaris. Wszystko ciągnęło go ku łamaniu tych pieprzonych synodzkich zasad.
-Proszę udać się do lazaretu!
Powtórzył nieznany Dagonita i odszedł, dając znać, że nie ma co już tyle się zastanawiać, a w końcu ruszyć dupę. Silinhal rzucił jeszcze jedną kąśliwą uwagę, zaś Faelion obrócił oczami.
-Nie mam proroczych zdolności. Chyba nie mam... nieważne! To żadna wybranka serca, nie będzie żadnej!
Coś tam jeszcze gadał sfrustrowany, jednak głos ginął w holu prowadzącym do skrzydła szpitalnego...


-Odsuńcie się!
Krzyknęła thalmorska elfica, stojąc na łóżku szpitalnym, generując w dłoniach kule ognia, zaś Dagonici zasłaniali się tarczami i kazali uspokoić.
-Jesteś ranna, musisz wypoczywać...
Powiedziała Auriella, która w Krwawej Kazi pełniła funkcję uzdrowicielki, więc była pierwsza na miejscu zdarzenia. Stałą najbliżej Altmerki, dłońmi wskazując brak jakiejkolwiek agresji skierowanej w jej stronę.
-Nie! Gdzie jest Faelion?! Co z nim zrobiliście?!
-Faelion jest w zamku...

Odparła chłodno jak to ona.
-Chcę z nim rozmawiać!
Krzyknęła znowu, gdy nagle do lazaretu wszedł Faelion odziany w dagonicką zbrojo-szate o czerwonych barwach, w towarzystwie Króla Dagona, przed którym reszta skłoniła głowę. Ładna, choć agresywna, blondynka, jakby złagodniała na widok białowłosego elfa z jej gatunku. Mogła być nawet w lekkim szoku, gdyż nie spodziewała się, że lico będzie miał tak piękne jak bardowie śpiewali. Z drugiej strony przypominał jej Alecarto, którego miała kiedyś okazję dojrzeć przez ułamek sekundy.
Pomarańczowe oczy Altmera szybko nakierowały się na kobietę w zniszczonych thalmorskich szatach, choć nie było w nich niepokoju, czy agresji, lecz zrozumienie. Wiedział, że się bała, znajdując się w obcym miejscu. Może to działało kojąco, bo jej dłonie przestały emanować magią. Podszedł do niej bliżej, dzięki czemu usiadła na łóżku, odczuwając ból nogi i jednego żebra. Twarz miała pozdzieraną, lecz nie traciła swych elfickich rys.
-Nie bój się, jesteś wśród swoich. Jak się nazywasz?
Zapytał, klękając tuż przed nią, aby zrównać się wzrokiem. Choć Alecarto okrzyknął się bogiem, to jego syn miał w sobie to coś boskiego, co sprawiało, że wszyscy postrzegali go jak esencję dobra i spokoju. Jak taki potwór mógł stworzyć coś takiego...?
-Malafica. Jesteś Faelion, prawda...? Szukałam Cię... słyszałam, że... jesteś u Dagonitów...
Zakaszlała z bólu.
Auriella zaś w tym czasie stała przy Vornarisie.
-Dzień Dobry, Królu Dagonie.
Powitała go z uśmiechem, lecz wciąż neutralną tonacją, kiedy to została przez swojego Mistrza zawołana. Podeszła pośpiesznie do dwójki Altmerów i zaczęła używać magii leczniczej, aby ukoić bóle nieznajomej Malefici.
-Dziękuję Ci...
-Dziękuj Aurielli. Jak się tutaj znalazłaś? Co się stało? I czemu uciekałaś?

Zasypywał ją pytaniami, a ta tylko westchnęła, zerkając co jakiś czas na Vornarisa, który jako przywódca, miał pod kontrolą cały ten zamek, a w tej chwili, pełnił funkcję obserwatora.
-Przynależałam do Thalmoru, pełniąc funkcję doradcy Mistrza Rahilusa w Firstholdzie. Miasto zostało zaatakowane przez Alecartiuszy...
-Przynależałaś...?
-Zostałam okrzyknięta zdrajczynią, gdy pojawił się sam Alecarto i uciekłam z najcenniejszym artefaktem ze skarbca Rahilusa. Firtshold i tak padł, zaś gdybym tego nie zrobiła, owy przedmiot znalazłby się w posiadaniu Czarnoksiężnika. Zrobiłam co musiałam, aby nie zostało to wykorzystane przeciw Alinorowi...

Wytłumaczyła, a wszyscy wydawali się zdumieni, że sam Alecarto pojawił się na polu bitwy. Robił tak tylko, gdy było to dosyć ważne, dlatego znaczenie wspomnianego artefaktu nabierało na sile.
-O jakim przedmiocie mówisz?
Dopytał Faelion.
-"Oko Sithisa". Artefakt Pustki, zesłany na Nirn, aby świat śmiertelny został zniszczony. Za jego pomocą, wszystko na co skieruje się spojrzenie Sithisa, przestaje istnieć... Od lat skrywaliśmy go w Firtholdzie, a kiedy Alecarto się o tym dowiedział osobiście po niego przybył. On jest zbyt silny...
Objaśniła, kolejny raz wprawiając wszystkich w zdumienie. Faelion rzucił spojrzeniem na Vornarisa, aby wyprowadził stąd swoich Dagonitów, z wyjątkiem ich czwórki. Sprawa robiła się poważna.
-Nigdy nie słyszałem o tym artefakcie. Lecz wyjaśnia to powód Twej zdrady. Poświęciłaś miasto, aby uchronić resztę...
-Tak. Oko Sithisa zostało zapomniane przez świat, gdyż było pierwszym boskim "darem", jeśli tak to można nazwać, dla świata. Nieliczni o nim wiedzieli, zaś Aldmerskie Dominium skrywało je, właśnie przed takimi jak Najgroźniejszy Czarnomag. Szukałam Ciebie, ponieważ słyszałam o Twojej kampanii przeciw siłom czarnej magii...
-Rozumiem. Masz więc ten artefakt przy sobie...?
-Nie. W czasie ucieczki teleportowałam się kilkukrotnie, bo gonili mnie thalmorscy magowie. Podczas jednego wylądowania upuściłam go na odludziu w Alinorze, jednak oni wciąż myśleli, że je mam, dlatego skakałam po portalach dalej, aby jak najbardziej odciągnąć ich od artefaktu. Jestem tu, aby prosić Was o pomoc... musimy odzyskać Oko Sithisa. Alecarto też go szuka, lecz jeśli go zdobędzie, wygra tę wojnę, bo już nic go nie powstrzyma. Zaś nawet On, nie obroni się przed mocą Pustki...

Zapadła cisza, która wręcz przebijała ich na wylot. W końcu Faelion spojrzał ponownie na Vornarisa, jakby chciał mu powiedzieć: "i masz swój powód, aby ruszać na Alinor".

Wiadomość dodana po 46 s:
VORNARIS


Altmer zauważył po swoim siostrzeńcu, że ten nieco zmieszał się, słysząc wypowiedź o problemie z obraniem Alinoru jako cel wojenny. Intencje Faeliona były dobre, bardzo dobre, lecz nie mogły one pokonać fizycznych trudności z dostaniem się na wyspę. Poza tym dochodził jeszcze fakt, że na kontynencie było jeszcze mnóstwo przyczułków Alecartiuszy i gdyby wyruszyli armią na Alinor, to prędko znaleźliby się w potrzsasku. Wpierw trzeba posprzątać dookoła swojego podwórka, zanim pójdzie się dalej. Vornaris mistrzem strategii i taktyki nie był, ale od czasu do czasu potrafił pomyśleć zdroworozsądkowo, z chłodnym podejściem do tematu. Zdążył się nauczyć tego podczas wyzwalania Wysokiej Skały. Ktoś przecież musiał z głową poprowadzić armię Dagonitów, prawda?
- A może by tak Numidium? - rzucił luzem, nie zdając sobie sprawy z tego, czym owo Numidium tak naprawdę było. Ot, usłyszał kiedyś o tak potężnym atefakcie, które posłużyło do... sam nie pamięta do czego i tak mu się nagle przypomniało.
Natomiast na myśl o wojnie z cesarzem aż się uśmiechnął.
- Jestem pewien, że nawiązalibyśmy świetną znajomość, w której darzylibyśmy się szacunkiem i szczerzyli do siebie, by za kulisami stale wbijać sobie sztylet w plecy. Moglibyśmy się umówić, że po. Nie ma co iść po myśli nekrofili. - mrugnął i golnął przedostatni łyk trunku z pucharu. Zawsze pił powoli, skwapliwie, ale kiedyś zawartość musiała się skończyć. W dalszej części ich rozmowy pojawił się nieco poważniejszy ton, kiedy Faelion zaczął w grobowym nastroju mówić o nieprzywiązywaniu się do nikogo. Silinhal aż ziewnął i pokiwał głową, słysząc takie smęty. Rozpostarł szeroko ręce i podszedł do siostrzeńca, by chwycić go za ramiona i potrząsnąć.
- Nigdy. Tak. Nie. Mów. Bo na starośc będziesz zgrzybiałym, smętnym dziadem co to będzie tylko pieprzył, że jego czas niedługo nadejdzie. Twoje życie musi obfitować we wszystko co najlepsze, począwszy od rozrywek, po przeżycia i na znajomościach kończąc! Życie każdego z nas musi być jak najjaśniejszy płomień, jak gwiazda na nocnym niebie. Po Tiberze Septimie płakano, płakał nawet świat. W Tamriel lało przez dwa tygodnie. Po tobie mają płakać latami! - zakrzyknął pompatycznie. Vornaris był w średnim wieku, a mimo to w jego oczach tliła się niesamowita werwa, iskra życia. Tak wrażliwa osoba jak Faelion, mógł to bez problemu zauważyć.
Nie dane im było tego dokończyć, gdyż z tyłu stale dobijał się posłaniec z lazaretu. Nie było już co zwlekać, więc wyszli.
Idąc korytarzami w kierunku skzydła szpitalnego nie dało się nie usłyszeć krzyczącej altmerki. Vornaris stale się uśmiechał i w myślach mówił sobie, że ciekawie będzie ujarzmiać tę thalmorską terrorystkę. Weszli, a ta dalej się rzucała, dopóki nie ujrzała Faeliona, który rzucił się ku niej jak kochanek do kochanki. I ta się uspokoiła wreszcie.
- No do rany przyłóż! - uniósł brwi w zdziwieniu. Jeszcze trochę, a Vornaris sam uzna się za proroka gdy ta dwójka faktycznie zbliży się ku sobie, jak to rzekł wcześniej w żartobliwym tonie. - Cześć Ptaszyno. - kiwnął głową do Bosmerki. Potem zaś było już tylko ciekawiej, a Vornaris poważniał z każdym słowem Malafici. Gdyby Faelion się obrócił ku swemu wujowi, nie zobaczyłby tej radosnej, szaleńczej twarzy. Tylko skupienie i powaga. W pewnym momencie gestem wyprosił z pomieszczenia wciąż znajdujących się Dagonitów. Oko Sithisa... takiego obrotu spraw się nie spodziewał. Utkwił teraz w zastanowieniu, co dalej począć. Faelion patrzył na niego wymownie, lecz Król Dagon wciąż nie był pewien. Istniało pewne rozwiązanie tego problemu, ale nie obyłoby się bez ryzyka.
- Więc będzie trzeba tam wrócić... pójdzie tylko nasza czwórka, moi Dagonici zostają. Wydam rozkaz ufortyfikowania każdego miasta i zamku na teranach kontrolowanych. Oby to była szybka misja, boję się co może się stać beze mnie w fortecy pełnej świrów.

Wiadomość dodana po 01 min 30 s:
*Gdzieś w międzyczasie...*


MG = Alecarto, Velarian Żeglarz


Falista i zburzona woda uderzała o klif, na którym z pomocą czarów, wzniesiony został kolejny czarny zamek, oblegany przez poruszające się szkielety, jak i ponurych osobników w czarnych szatach. We wnętrzu, w sali, gdzie w szeregu ustawiona została armia kamiennych wojowników, przechadzał się Czarnoksiężnik. Gdyby ktoś na to spojrzał, pomyślałby, że Alecarto, choć zły do szpiku kości, czuł się teraz bardzo samotnie. Nikt jednak nie wiedział, co na prawdę czuł najgroźniejszy z najgroźniejszych. Na pewno gniew, spowodowany nieudanym zdobyciem artefaktu. Ignorował utratę Wysokiej Skały, jakby ta zupełnie go nie interesowała...
-Panie...
Zaczął mężczyzna, który wszedł do pomieszczenia, jakby na niesłyszalne wezwanie. Był on wyjątkowy, gdyż należał do niespotykanej w tych rejonach rasy Maormerów, pozakontynentalnej odmiany Merów, zwanych przez ludzi "Morskimi Elfami" lub "Elfami Tropikalnymi". Od razu widać było genetyczną różnicę pomiędzy nim, a jego przeróżnymi tamrielskimi kuzynami. Oczy jego były białe, bezbarwne, zupełnie jak włosy spięte do tyłu, czy szara skóra, zdobiona ciemniejszymi malunkami. Ta rzadka rasa z południowej wyspy charakteryzowała się zupełnym "odbarwieniem", niczym galaretka. Było to zarazem ponure, jak i intrygujące...
-Ah, Velarianie, jesteś... Czy podróż była ciężka?
Zapytał, jakby sympatycznie, choć nikt by w to nie uwierzył.
Maormer wszedł głębiej do pomieszczenia, spoglądając na kamienne twarze rzeźbionych wojowników, jakby mieli w każdej chwili ożyć...
-Wody są wzburzone, tak jak węże morskie, Panie. Nawet głębiny odczuwają chaos wojenny.
Odparł, wymijając bezpośrednią odpowiedź, co spotkało się ze zwróceniem na siebie uwagi rozmówcy.
-Król Orgnum przysłał do mnie prawdziwego poetę, który ładnie określa stan rzeczy na Tamriel.- Uśmiechnął się, lecz nie było w tym nic dobrego. -Ale liczę jednak, że jego wysłannik wykona zadanie.
Dokończył, podchodząc do niego kilka kroków, choć Velarian chciał zachować dystans. Od Altmera biła mroczna aura, która budziła coraz większy niepokój.
-Mam zabić Vornarisa Silinhala, okrzykniętego Królem Dagonem, oraz każdego kto mi w tym przeszkodzi. Wiem co mam robić, Panie. Nie zawiodę.
Powiedział zachowując spokój, choć było to powierzchowne, bo gdy spojrzenie bezbarwnych tęczówek złączyło się z pomarańczowymi oczami przepełnionymi krzywdą i spaczeniem, poczuł się niezwykle słaby. Sam nie wiedział, czy to dziwna sztuczka Czarnoksiężnika, czy po prostu sama reputacja robiła swoje.
-Doskonale. Możesz w takim razie ruszać, Velarianie. Znajdziesz ich na Alinorze, gdzie szukać będą swojej zguby.
-Czy odpowiadam też za artefakt...?
-Nie. To zadanie Morphiusa. Ciebie ma interesować tylko ten przeklęty barbarzyńca. Odejdź.
Rozkazał i zwrócił się w stronę kamiennych wojowników, jednakże Maormer jeszcze nie wychodził...
-Warunki są aktualne, Panie? Pozwolisz moim rodakom zająć i zasiedlić Wyspy Summerset?
Dopytał dla pewności, zaś Alecarto zacisnął splecione ze sobą palce, jakby ogarnęła go wściekłość z powodu takiej bezczelności.
-Oczywiście. Masz moje słowo.
Odpowiedział ze stucznym uśmiechem, po czym Morski Elf opuścił komnatę kamiennych wojowników, a następnie zamek, aby odnaleźć Vornarisa...


__________________________


MG = Faelion z Synodu, Malafica, Auriella, Velarian Żeglarz


Dagonici płynęli małym okrętem przez tamrielskie morza, kierując się z Wysokiej Skały do Alinoru, gdzie wyruszono na poszukiwania legendarnego "Oka Sithisa". Vornaris, jako kapitan okrętu, zabrał ze sobą tylko najbliższych i kilku dobrych wojowników, aby nie zwracać na siebie uwagi. Nie chciał w końcu zatopienia całej armi, zaś teleport był zbyt ryzykowny. Mogli trafić w samo centrum Alecartiuszy, zaś tak nie rzucali się nikomu w oczy.
Faelion spędzał całe dnie na rozmyślaniu i szukaniu informacji na temat artefaktu, jednak bez rezultatów, więc pozostawało mu tylko wypytywanie Malafici, wciąż nieoswojonej z nowymi towarzyszami. Niestety i ona nie potrafiła powiedzieć niewiele więcej, niż: "Rahilus mówił, że wszystko niszczy na szeroką skalę". Pewnego popołudnia, wyszła na pokład, aby spojrzeć na morski horyzont. Ciężko wzdychała, zmartwiona losem swojej ojczyzny. Spojrzała w stronę sterów, gdzie dostrzegła Vornarisa i zmierzającą w jego stronę Auriellę...
-Królu Dagonie, znalazłam to w Twojej kajucie, chyba dla Ciebie... Nie pytaj czemu byłam w Twojej kajucie.
Poinformowała ze spokojem w głosie i wręczyła mu liścik z treścią: "Będąc daleko za morzem, uważaj na siebie, bo każdy na Ciebie liczy. Twoja Wielbicielka."
-Mam ochotę na słodką bułkę.
Mruknęła i odeszła w swoją stronę.
Spokój trwał tylko chwilę, bo nagle w statek coś uderzyło. Po chwili nastąpiło drugie uderzenia, a spod wody wyłonił się przerażający pysk węża morskiego, którego szyja wydawała się nieskończona. Na jego grzbiecie siedział elf o bezbarwnych oczach i skórze, przyodziany w srebną tunikę, na której zostały wyryte tajemnicze runy...
-Ładny stateczek, ale drewno jest bardzo słabe...
Skomentował spoglądając po okręcie, aż dostrzegł Vornarisa, cechującego się wyższością nad resztą. Maormer uniósł dłoń, która zaemanowała zielonym światłem, które również błysnęło w oczach węża morskiego. Była to potężna wężowa magia, praktykowana wyłącznie przez Tropikalne Elfy.
W tej chwili ogromny gad rozwarł swój pysk i z prędkością równej sekundzie, ruszył na Altmera, aby śmiertelnie go ukąsić, lecz metr od twarzy Vornarisa, wąż się zatrzymał. Jednak nie z własnej woli, bo uderzył w magiczną barierę, którą stworzył Faelion, niespodziewanie wyłaniając się spod pokładu. Nawet Malafica była w szoku, bo nie potrafiłaby tak ekspresowo zareagować jak on.
-Sam i zwierzątko, przeciw grupie magów i wojowników? Nie przemyślałeś tego...
Wycedził przez zęby syn Czarnoksiężnika, próbując utrzymać napór ogromnego stwora, lecz z pomocą przybyła Auriella, która cisnęła błyskawicą w węża, co rozprowadziło prąd po całym mokrym od wody gadzie, jak i Maormerze. Altmer był dumny ze swojej uczennicy, która nigdy nie radziła sobie z dziedziną zniszczenia.
-Nieźle...- Szepnął Morski Elf, gdy tylko się otrząsnął. -...ale ciekawe ilu z Was umie pływać...
Dopowiedział z uśmiechem i znowu błysło zielone światło, zaś wąż morski uderzył całym swoim łbem o statek, wywołując wielką wyrwę w kadłubie, przez co okręt zaczął się powoli zanurzać.
-Nie martwcie się!
Krzyknęła thalmorska czarodziejka i zaczęła tworzyć trąby powietrzne, które unosiły statek ponad poziom wody, żeby powstrzymać zatapianie.
-To urocze!
Zaśmiał się agresor, który wyłonił się z wody, zaś jego wierzchowiec uniósł się na niewyobrażalną wysokość, aby po chwili zanurkować na statek, lecz Faelion machnął energicznie ręką, co utworzyło kulę ognia, która zbiła węża z toru lotu, a Maormera wyrzucając z siodła. Gad runął do wody tracąc przytomność, a jego jeździec upadł boleśnie na pokład.
Auriella podbiegła do Malafici, aby pomóc jej utrzymać statek przed zatonięciem, zaś Faelion (i przypuszczalnie Vornaris) z innymi Dagonitami, podeszli do napastnika, będącego już bezbronnym.
-Kim... jesteś...?
Wydyszał Altmer, a Morski Elf otworzył swoje bezbarwne oczy, spoglądając po swoim dalekim kuzynostwie.
-Veralian... Veralian zwany Żeglarz...
-I Alecartiusz...
Wycedził mag z pogardą.
-Nie z własnego wyboru, Faelionie z Synodu...

Wiadomość dodana po 02 min 31 s:
VORNARIS


Jedni spędzali czas na rozmyślaniu o życiu, drudzy na przeszukiwaniu czyichś komnat, a Vornaris na wychylaniu łba za burtę i wzbogacaniu oceanu o swoją zawartość żołądka. Rzygał jak kot, co dziwić nie powinno. Był bowiem tylko ślizgaczem lądowym, jego rasa zresztą nie była przystosowana do żeglugi jak na przykład Redgardzi. Mizerny był z niego kapitan... znał tylko kierunek trasy i to, że ma obracać kołem by nie zboczyć z kursu. O ożaglowaniu i takielunku musiał przeczytać w czymś w rodzaju instrukcji obsługi... to znaczy w dzienniku poprzedniego kapitana tego okrętu, z którym... nie wiadomo co się stało. Wiedział tylko sam Vornaris, ale kto by go o to pytał? Czasem nie warto może się aż tak interesować.
- Uff... - sapnął, podnosząc głowę znad burty. Obrócił się i zaczął wodzić wzrokiem w poszukiwaniu punktu odniesienia, który byłby zbawienny dla jego wariującego błędnika, lecz nie znalazł. Miast tego przed jego szlachetną, acz zarzyganą personą przybyła Auriella, która jak zwykle miała jakiś fenomen to przekazania. Tym razem był to list, prosto z jego kajuty. Król Dagon spojrzał na list i na Bosmerkę. Na list. Na Bosmerkę. Na list. I znowu na Bosmerkę...
- Co robiłaś w mojej kajucie? - zadał pytanie, o które go nie proszono, lecz odpowiedzi nie otrzymał. Dziewczyna obróciła się na pięcie, oznajmiając przy tym chęć na słodką bułkę.
- Kurwa, ryba w beczce, a nie słodka bułka. - mruknął za nią złośliwie i schował list do wewnętrznej kieszeni. Położył sobie dłoń na żołądku i znowu sapnął. Nie mógł się doczekać kiedy wreszcie staną na suchym lądzie, lecz te marzenia szybko przerwało potężne uderzenie w kadłub, które zniosło Altmera z nóg. Nie na długo, gdyż ten szybko się otrząsnął i wstał na równe nogi, uprzednio klnąc siarczyście w języku aldmeris lub daedrycznym. Cholera wie, co tam można było dokładnie usłyszeć z tych jego pomrukiwań.
Czy się przejął widokiem nietuzinkowego elfa stojącego na ogromnym morskim wężu, który miał paszczę najeżoną tysiącem iglicowych zębów? Niezbyt. Nie dlatego, że nie wiedział co to strach. Zwyczajnie choroba morska tak go wymęczyła, że choćby świat się walił, Czerwona Góra znów by wybuchła, a Dagon powróciłby do Tamriel, nie zareagowałby na to jakimkolwiek entuzjazmem czy zmartwieniem. Jedyne czego teraz chciał to spokojnego rejsu i ustąpienia choroby. Mimo to wyciągnął z pochwy przy pasie z symbolem Otchłani miecz podarowany przez samego Mehrunesa Dagona. Najmniejsze zadraśnięcie jego ostrzem powodowało natychmiastową śmierć na każdej istocie. Vornaris jako czempion nie wiedział, czy jest odporny na działanie ostrza bezładu, niemniej nigdy nie planował tego sprawdzać.
- Ty! - wskazał na Maormera - Wypierdalaj od mojego statku, jebany planktonie! - ryknął wściekle i tylko czekał aż ruszy na niego ze swoim wężem. Jedno cięcie a gad tylko zadygocze, by zaraz osunąć się w morskie głębiny. Nie ruszył się z miejsca, przygotowując się do odpowiedniego zamachu, aż Faelion zareagował ze swoją barierą. W tym samym czasie Silinhal wykonał szerokie poziome cięcie, lecz nie napotkawszy żadnego oporu, niemalże stracił równowagę. Zdecydowanie walka na morzu mu nie służyła. Wartośc bojowa obniżona o dwieście procent.
Tak po prawdzie, to większość zabawy odwalili magowie, a jedyne zadanie króla dagona to utrzymać równowagę na walącym się okręcie. Nie trzeba mówić, że w tym czasie kilkukrotnie ochrzcił pokład swoim śniadaniem z dzieciństwa...
Nie zorientował się nawet kiedy było już po wszystkim. Podniósł się z desek z niemałym wysiłkiem, znalazł swój miecz i podszedł do leżącego Maormera, do którego już wszyscy się zbierali. Na powitanie kopnął go swym okutym buciorem w żebra tak, że sam stracił równowagę, a wrogowi połamał kilka kości. Miał szczęście, że odbił się od burty, bo bez mała przeleciałby jeszcze parę metrów. Chorowitość chorowitością, a wkurwiony Vornaris to inna bajka.
Faelion zaczął zadawać pytania, do czego Silinhal już taki skory nie był. Po raz kolejny podszedł do niebieskoskórego i chycił go za włosy, by trzasnąć jego głową o pokład. Strzaskane kości? Są. Siniaki? Są. Miazga zamiast nosa? Jest!
- Myślałeś, że masz przewagę, co? A tymczasem wyjebałeś gołą stopą o górę. - przykucnął przy nim i począł mówić dalej. - Obudzisz tego swojego morskiego padalca i zabierzesz nas na Alinor. To w ramach rekompensaty za MÓJ okręt. W okolice Firstholdu proszę, a jeśli przyjdzie ci na myśl wyrzucenie nas gdzieś po drodze lub dostarczenie samemu Alecarto, to wyobraź sobie samego siebie z mieczem w dupie. - jako zwycięzca mógł dyktować warunki i liczył, że takie zostaną zaakceptowane. Jeśli nie, to trudno, skończy tak jak mu obiecał Vornaris. W razie co nie będą mieli dużego problemu, wszyscy tu byli umagicznieni, a zaklęcie chodzenia po wodzie należało do jednego z najprostszych. Najwyżej przyjdą z opóźnieniem.
- To co, mamy sztamę? - dopytał na koniec, świecąc mu Ostrzem Bezładu przed bezbarwnymi oczami.

Offline

#26 2019-09-10 20:08:17

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

MG = Faelion z Synodu, Malafica, Auriella, Velarian Żeglarz


Cóż, Vornaris nie był tak sympatyczny, jak empatyczny Faelion, więc nie mogło to się dobrze skończyć. Maormer został szybko ocucony, przez bardzo brutalne wyżycie się na nim giewu starego Altmera. Żebra złamane, ale to był początek, bo po chwili już zaczęto masakrować mu twarz, jeszcze brutalniejszym łomotem o zderzenie w pokład. Gdy tylko pokaz siły, oraz frustracji, powodujący od reszty niezbyt dużą aprobatę, został zakończony zagrożeniem mu Ostrzem Bezładu, Velarian mógł pojąć, że jest zwyczajnie na przegranej już pozycji, a jego życie znajdowało się na ich tacy. Chyba nie było sensu się sprzeciwiać, gdy twoja krew ścieka na deski.
-Faktycznie… samobójcza misja…
Zaśmiał się z krwią na zębach, oraz skrzywionym nosem, a reszta spojrzała na niego jak na szaleńca. Zupełnie nie bał się Vornarisa, choć wielu już błagałoby o litość. Czy każdy Alecartiusz był takim kozakiem, czy to po prostu indywidualna cecha tego elfa?
-On wie, że może zginąć w każdej chwili.
Mruknęła neutralnie Auriella.
-Oj wiem…- Napomknął Maormer, patrząc tylko na dyndający mu przed twarzą miecz Króla Dagona. -...lecz jak wspomniałem, nie robiłem tego z własnego wyboru. Każdy wypełnia rozkazy, a ja robiłem wszystko, czego chciał mój król…
-Alecarto…?

Spytał Faelion.
-Co… gdzie, co Ty! Orgnum. Pyandonea zawarła sojusz z Najgroźniejszym Czarnomagiem. W zamian moja rasa miała zająć Alinor…
-No tak, niekończąca się chęć podboju Maormerów. Nieważne ile razy dostaną wpierdol, nie poddają się.

Skomentowała Malafica, która wciąż trzymała statek, choć już ostatkiem sił. Powoli jego poziom się umniejszał, zaś woda wlewała.
-Wielu z nas już nie ma ochoty, jednak władcy się nie odmawia.- Rzucił Velarian, po czym spojrzał bezbarwnymi oczami na Vornarisa. -Jednak gdy grożą mieczem, także nie należy…
Po tych słowach wysunął rękę do przodu, a zielony płomień objął jego palce. Nie minęła chwila, wszyscy usłyszeli ryki, jakby z głębin mórz. Zaraz po tym, wyłoniło się pięć węży morskich, po jednym dla każdego. Magia Morskich Elfów była nieograniczona, zaś znalazł się nawet ten z oparzeniami po pysku.
-Jeśli sądzisz, że wejdę na to coś…
Zaczęła Malafica, lecz nagle wąż zaczął pełznąć wokół niej, aż samoistnie z krótkim krzykiem wpadła na grzbiet potwora, a gdy statek bez powstrzymywania zaczął się zatapiać, cała reszta nie czekała, aby też zdobyć swojego wierzchowca. Puszczony Tropikalny Elf chwycił się swojego poranionego jak on sam, gada, po czym wszyscy wypłynęli kawałek dalej, aż okręt zatopił się cały.
-Firsthold jest daleko, zaś wody patrolują okręty Alecartiuszy.- Zwrócił uwagę trzymając się na blaszany tors, co było przyczyną bólu złamanych żeber.- Lecz znam sposób, aby nas ukryć. Trzymajcie się ich, bo od tego zależy Wasze życie…
Powiedział, po czym machnął ręką, sypiąc na pozostałą czwórkę jakimś zielonym pyłem gwiezdnym. Nim wszyscy się spostrzegli, ich usta i nos, zostały objęte przez coś przypominającego meduzę. Zdali sobie sprawę, że w tym nie można oddychać, lecz zdjąć tego zaklęcia też nie byli w stanie. Velarian się uśmiechnął, po czym ich węże morskie zanurzyły się pod wodę, a on i jego gadzina, nie pozostali w tyle.
Dopiero teraz, stało się coś magicznego. Cała piątka płynęła na wężach morskich przez ocean i to pod wodą, widząc rafy koralowe, mijani przez ryby wszelakiego rodzaju. Dopiero teraz te “meduzy” zapewniały im możliwość oddychania bez dostępu do tlenu, zaś ich nowy alecartiański towarzysz, jako jedyny jej nie potrzebował, bo rasa maormerów była przystosowana do oddychania pod wodą, czym nie mogli się poszczycić inne elfy. Widok był dla każdego przepiękny i niezwykły, a prędkość ich wierzchowców niewyobrażalna. Najbardziej zafascynowana była Auriella, która patrzyła we wszystkie strony świata, natomiast Velarian patrzył na nich z ciekawością. Po jakiejś godzinie (co było niezwykłe na tą odległość) łby węży, wraz z bohaterami, wyłoniły się nad poziom wody, dzięki czemu mogli dostrzec nieopodal Firsthold, a właściwie jego ruinę. Oczy Malafici spojrzały na to ze smutkiem. Morski Elf znowu machnął ręką i znów się zanurzyli, ale tym razem na krótko, aby dopłynąć do brzegu, gdzie zeszli ze swoich węży, zaś Maormer zdjąć z nich urok “meduz”.
-Pa pa uroczy wężu!
Pomachała bosmerka do odpływającego gada, zaś Faelion i Malafica spoglądali po sobie.
-To tutaj jest Oko Sithisa?
Spytał Altmer nie widząc wielkiej nadzieji w zrujnowanym mieście.
-Było. Ale jesteśmy blisko.
Odparła blondynka, a nagle każdy spojrzał na Maormera, który zamiast im uciec, zszedł ze swojego potwora morskiego i obolały padł na piaszczyste wybrzeże. Podeszła do niego Auriella, która chyba z litości, zaczęła używać na nim zaawansowanej magii leczniczej. Po chwili żebra się zrosły, nos naprostował, a siniaki zniknęły. Może było to chwilowe, przed następnym wpierdolem, ale przyniosła mu ulgę…
-Dziękuję, Bosmerko…
-Mów mi Auriella.

Uśmiechnęła się łagodnie, zaś bezbarwne oczy spojrzały na nią ze zdziwieniem, ale szybko zwróciły się w stronę Vornarisa i reszty gromadki. No cóż, nie uciekł, więc mogło być różnie.

Offline

#27 2019-09-11 08:34:44

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
Windows 7Firefox 69.0

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

Swoje umiejętności perswazji Vornaris ocenił jako nadzwyczaj skuteczne. Z zadowoleniem kiwnął głową, kiedy Maormer postanowił pomóc. Nie liczył się powód dla którego to robił. Niezależnie od tego, czy robił to dla zachowania życia, czy dlatego że się nawrócił, Silinhal i tak widział w nim tylko narzędzie. Miecza w dalszym ciągu nie chował. Konieczność jego ponownego dobycia zużyłoby kilka cennych milisekund, a nie wiadomo co ten niebieski glut faktycznie sobie uknuł. W każdym razie na widok pięciu węży zrozumiał, że gdyby tylko Velarian chciał, mógłby ich łatwo zmiażdżyć. Dlaczego więc, pomimo tak ogromnej przewagi terenu i pięciu podobnie wielkich węży, zaatakował tylko jednym i dał tak łatwo się pokonać. Tą myślą Król Dagon nie podzielił się z nikim, wolał sam się trochę w tym pozastanawiać i poczekać, co zrobi Niebieski...  najbliższym czasie się okaże. Tymczasem niechętnie, bardzo niechętnie, wczołgał się na gada i zaczął kurczowo trzymać jego łusek, pseudowłosów w postaci wodorostów, wypustek czy czego on tam na tym swoim łbie miał. W chwili gdy wodna bańka otoczyła jego głowę, chciał zacząć się rzucać by się z niej uwolnić, jednak już chwilę później odwidziało mu się to, gdy okazało się, że dzięki niej może bezproblemowo oddychać pod wodą. Przez większość podróży Vornaris nie przykuł zbytniej uwagi do otaczającej go morskiej fauny i flory. Jego głównym wyzwaniem okazało się skuteczne utrzymanie na łbie węża, który płynął tak błyskawicznie, że Altmera aż ściągało. Reszta zapewne nie miała z tym problemów, choć nie miał nawet czasu zastanowić się dlaczego tak jest. To pokazywało jak bardzo Vornaris jest nieprzystosowany do walki i bytowania w środowisku wodnym.


Dotarłszy na miejsce dosłownie zwlókł się z ogromnego gada, jeszcze mniej żywiołowo od pobitego i obolałego Maormera. Tylko, że to do tego drugiego podbiegła Auriella w celu wyleczenia. Widząc to jednym okiem, bo nie miał siły by choćby podnieść łeb z piasku, zaczął kurwować i chujować na Velariana, ale tak żeby nikt nie słyszał. Ale urywek rozmówki dwojga merów już usłyszał i wyraźnie to skomentował.
- Nie spoufalać mi się tam! - warknął i zaczął podnosić się z tej piaskownicy. Przetrzepał ubranie, twarz i włosy, po czym dopiero wtedy spojrzał przed siebie. Alinor... w spojrzeniu Vornarisa nie sposób było szukać choćby cienia tęsknoty. Prędzej zniechęcenia, że w ogóle tutaj przybył.
- Trzydzieści albo czterdzieści lat tu nie byłem, a nadal tu paskudnie jak nigdzie indziej. Już wolałbym zdradliwe bagna Argonii. - przymarudził i spojrzał wymownie na Malaficę. Ona zgubiła, ona najlepiej wie gdzie jest Oko Sithisa i jak je rozpoznać, niech ona więc prowadzi.

Offline

#28 2019-09-11 11:26:50

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

MG = Faelion z Synodu, Malafica, Auriella, Velarian Żeglarz


Sytuacja się uspokoiła, a fakt, że nikt nie zabił jeszcze Alecartiusza, dawało mu licencje na życie. Może Vornaris dostrzegł jakieś nieścisłości w tym wszystkim, ale najdziwniej było z życzliwością Aurielli. Chyba i on zaczął dostrzegać w niej stany anormalne. Mimo wszystko, nie było w tym leczeniu nic więcej, poza grzecznością Bosmerki. Sam Faelion nauczył ją, że nawet jeśli ktoś jest wrogi, a bez szans, nie należy go pozostawiać na śmierć...
-Nikt się nie spoufala, Królu Dagonie.
Odparła spokojnie Auriella, wstając na równe nogi, pozostawiając Maormera samego sobie. Faelion mruknął coś pod nosem: "zazdrośnik" i zaśmiał się w duchu z Silinhala. Jednak od razu jego uwagę odwróciły słowa Króla Dagona, na temat nienawiści do ojczyzny.
-Pochodzisz z Alinoru? Mógłbym się domyśleć...- Skomentował syn Czarnoksiężnika i spojrzał znowu na ruiny Firstholdu. -Moja matka też stąd pochodziła. A przynajmniej tak powiedzieli mi magowie z Synodu. Nigdy jej nie poznałem, ale jest to prawdopodobne, skoro ojciec uczęszczał do Thalmorskiej Akademii...
Powiedział, zwracając uwagę na swoje summerseckie korzenie, zaś od razu Malafica stwierdziła, że się w to wszystko wtrąci.
-Absolwencja Alecarto w tej akademii to największa skaza na tej szkole magicznej. Panuje tam nawet zakaz wypowiadania jego imienia. Albo panował. Ciesz się więc, że przyszło Ci pobierać nauki w Synodzie, a nie tutaj. Choć teraz... nikt nie wiem kto jest po jakiej stronie...- Przerwała, bo dostrzegła spojrzenie Silinhala. -...ale wracając do sedna sprawy. Nieopodal są wzgórza i mały las. Tam zgubiłam artefakt, więc mam nadzieję, że wciąż tam jest.
-To będzie jak szukanie igły...
Westchnął białowłosy Faelion.
-Wątpię. Jest to matowo czarna kula, lecz emanuje takim złem, że wyczujesz jej obecność w promieniu wielu metrów. Może chodźmy, nie tracąc czasu...
Objaśniła i już wszyscy chcieli ruszyć przed siebie, lecz nagle:
-Czekajcie!- Krzyknął za nimi Maormer, który wstał z piasku na równe nogi. Teraz mogli się mu na spokojnie przyjrzeć, zwracając uwagę na jego nadzwyczajnie długie siwe włosy, piracką tunikę związaną pasem, niezliczoną liczbę tatuaży na rękach (choć tylko tyle mogli zobaczyć), oraz miecz =katanę= przy pasie, z charakterystycznym akavirskim wykonaniem. Był bardzo cudaczny, ale Morskie Elfy kojarzone były z wolnymi duchami i podróżnikami. -Musicie coś wiedzieć...
Powiedział, a w głosie jego byłą chwilowa niepewność. Od razu zwrócił na siebie uwagę.
-O czym?
Zapytał Faelion, zaś Velarian nagle dobył swej katany i wbił ją w piaszczystą ziemię, po czym klęknął i objął palcami jej rękojeść.
-Alecarto wysłał na poszukiwania Oka Sithisa swojego wiernego sługę, Morphiusa, Mistrza Alecartiuszy i Króla Nekromancji. Jest on ożywieńcem, dlatego niełatwo go zabić, a póki istnieje, będzie wypełniał każdą jego wolę. Alecarto nakazał mu też sprowadzenie Ciebie, Faelionie, przed swoje obliczę. Musicie spodziewać się tego, że Morphius już ma Oko Sithisa, albo będzie chciał je Wam odebrać. Musicie się z nim liczyć...
-Czemu to mówisz...?

Maormer opuścił głowę, zaciskając dłonie na rękojeści.
-Mam swój honor! Zamierzałem Was skrzywdzić, a jednak wciąż żyję i mogłem się Wam przydać! Powiedziałem Wam o tym, aby udowodnić swoje intencję, bo moja wartość jest większa od lojalności względem ojczyzny! Składam przysięgę wierności, Tobie, Faelionie, że będę walczył niczym wilk, jeśli na szali będzie Twe życie, samemu je oddając! A jeśli odmówisz, wzgardzisz mną, to znak, że jestem zhańbiony, więc zabij mnie już teraz, inaczej sam odbiorę sobie życie!
Ostatnie słowa wręcz wykrzyczał. Nie wiedział, że Tropikalne Elfy miały takiego fioła na punkcie honoru, czego mogły się od nich uczyć pozostałe rasy, czasem żyjące jak prawdziwe szczury w kanałach. W tej chwili nawet informacje o zamiarze porwania go, całkowicie odpłynęły na drugi plan.
-Nie wiem, czy można mu ufać. Jest Alecartiuszem...
Zaczęła Malafica.
-On się chce zabić. Nie jest chyba normalny. Pasuje do nas.
Dodała Auriella, która jako ostatnia powinna się wypowiadać o zdrowym umyśle.
Faelion zignorował wszystkie komentarze i podszedł do Maormera, który nawet nie podniósł wzroku, wgapiony w piasek. Był jak wilk, proszący o oswojenie i posłanie w bój. Jeszcze nikt nigdy nie zachował się tak względem niego. A teraz potrzebował żołnierzy. Każdego kto pomoże walczyć.
-Zabiją mnie za to... ale ufam Ci. Bez Twoich informacji mogliśmy wpaść w pułapkę. Przyjmuję Cię. Od teraz będziesz wojownikiem na mój rozkaz, lecz ja nie będę Twym Panem, bo nie jestem moim ojcem...- Klęknął przy nim i położył dłoń na jego dłoniach na rękojeści. -...będę Twoim towarzyszem broni, jak my wszyscy tutaj, oddając życie za siebie. Z przysięgi zwolni Cię tylko śmierć Alecarto lub moja.
Uśmiechnął się do niego, mrużąc pomarańczowe łagodne oczy, natomiast Morski Elf uniósł głowę i spojrzał na twarz Altmera, jakby w podziękowaniu, po czym oboje wstali, zaś katana została schowana do pochwy przy pasie. Malafica kiwała głową z dezaprobatą, a Auriella cieszyła się na nowego towarzysza, idąc logiką, ze tym ich więcej, tym raźniej. Co na to Vornaris? Zapewne będzie najmniej zadowolony, jednak teraz Velarian był pod ochroną Maga z Synodu.
I wtedy ruszyli w stronę wzgórza...


Po kilku minutach wkroczyli w leśni teren, gdzie Bosmerka czuła się jak u siebie, dlatego chadzała i kicała gdzie popadło, w celu znalezienia wspomnianej czarnej kuli. Velarian cały czas miał położoną dłoń na rękojeści, bo miał nieodparte wrażenie, że jego słowa o możliwym ataku się spełnią. Malafica próbowała zlokalizować miejsce swojego poprzedniego lądowania, zaś Faelion zbliżył się do Vornarisa, przez co pozostawali w tyle za wszystkimi.
-Możesz nie być zadowolony, możesz mnie uznać za łatwowiernego, lecz gdybym miał zabijać każdego, do którego mam choć trochę nieufności, w końcu przestałbym różnić się od mojego ojca. Mordowanie, zastraszanie... to techniki Alecarto. Alecartiusze walczą za niego w strachu, co nie czyni ich zbytnio lojalnymi. Ja chcę, aby inni szli za mną z miłości lub nadziei. Takiej armii nic nie złamie.- Powiedział co myślał, bo sądził, że musi to sobie wyjaśnić z Królem Dagonem, bo nie zapominajmy, Faelion wciąż był Dagonitą i trzeba było się liczyć ze starym Altmerem. -Lecz zbaczając już z tematu... mówiłeś, że byłeś tu ostatni raz dekady temu? Co spowodowało Twoje odejście i związanie się z Dagonitami?

Offline

#29 2019-09-12 21:58:05

Administrator
Administrator
Dołączył: 2018-10-25
Liczba postów: 121
WindowsChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

Nikt się nie spoufala, nikt się nie spoufala... nikt tego nie robi. Ależ tu nie chodziło o to. Vornaris obawiał się jeno o Bosmerkę i jej nadzwyczajną łatwowierność wpojoną przez altruistycznego Faeliona. Wszystkim trzeba pomagać... nawet wrogom? Przecież wroga należy dobić, niezależnie od tego czy jest skruszony, czy się poddaje czy błaga o zachowanie życia. Vornarisa zaś można było posądzić o bezwzględność i brak poszanowania do ludzkiego, merskiego i każdego innego życia. Każdy miał jakieś wady, prawda? Niektórzy mniej lub bardziej byli hipokrytami, próbując zamaskować własne wady, uwidaczniając cudze. Bo prawdę powiedziawszy, także Królowi Dagonowi zdarzały się chwilę lekko, ba, BEZmyślności.
- Tak, pochodzę z Alinoru. - wszedł siostrzeńcowi w słowo, nie dając mu za bardzo możliwości do dokończenia zdania. Zrobił to, gdy ten zaczął gadać o swojej matce, co było jednym z kilku już momentów, które mogły dać Faelionowi trochę do myślenia w kwestii osoby starszego Altmera.
- Infiltrujecie własnych członków, ich rodziny, urządzacie czystki i wyłapujecie przeciwników politycznych... aż dziw bierze, że nie zaliczyliście Alecarto do ,,elementów niebezpiecznych'' i nie zlikwidowaliście wtedy, gdy był jeszcze stosunkowo niegroźny. - rzucił do Malafici. Stworzyli potwora, a teraz ten potwór zbiera żniwo pośród Thalmorczyków i ludności cywilnej. Zarazem Vornaris pokazał, że wie nie tak mało o działalności Thalmoru. Teraz to on mógł zostać zaliczony do ,,elementu niebezpiecznego'', ale czy mógłby jakkolwiek się tym przejąć? A skądże.
W tym wszystkim trochę zapomniał o obecności wytatuowanego Maormera, który uznał, że to będzie dobry moment na wtrącenie się do rozmowy. Vornaris Silinhal, elf o cienkiej granicy cierpliwości do nielubianych osób, spojrzał nań krytycznie i ledwie tylko powstrzymał się od zamachnięcia się prawym sierpowym w ten alecarcki ryj.
- To niech przychodzi, pójdzie pod nóż jak każdy inny jego rodzaju. - powiedział pewny siebie i trzepnął otwartą dłonią o rękojeść Ostrza Bezładu. Nawet nieumarły nie oprze się sile Pana Zniszczenia, Vornaris dobrze o tym wiedział, lecz reszta nie mogła być tego taka pewna, jako że nie każdy widział owe ostrze w akcji. Kwestia czasu zapewne.
- O kurwa... - mruknął pod nosem, patrząc jak Velarian klęka z mieczem i składa przysięgę lojalności Faelionowi. Trochę go wryło, jednak zaraz się otrząsnął i pomimo, że znajdowali się na piaszczystym wybrzeżu można było usłyszeć wściekły stukot okutych buciorów Króla Dagona. Natychmiast stanął między oboma merami, niszcząc tę jakże pompatyczną i uroczą chwilę.
- Czy ciebie pojebało? Ta przybłęda ma coś do ukrycia i za cholerę nie uwierzę, że nagle mu się odwidziały rozkazy Alecarto, bo nagle ujrzał w tobie jakieś objawienie. Jest szpiegiem, Alecarto musiał rzucić na niego jakieś zaklęcie śledzące. Twoja ślepa wiara w dobro wreszcie cię zgubi... nas zgubi. Nadmierna dobroć prowadzi ludzi tam, gdzie wojownika brawura... na cmentarz! - wrzasnął na siostrzeńca i obrócił się na pięcie, by sprzedać Maormerowi prawego sierpowego pod oko. Auriella zapewne zaraz go i tak uleczy... żadna więc strata.
- Goń się. - warknął i ruszył w stronę lasu. Parę chwil później nie odpowiedział jakkolwiek na słowa Faeliona. Zignorował je totalnie i ruszył przed siebie. Przyśpieszył kroku, gdy tylko został zapytany o swoją przeszłość.

Offline

#30 2019-09-13 21:53:41

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 76.0.3809.132

Odp: Epoka Alecartiańska (TES)

MG = Faelion z Synodu, Malafica, Auriella, Velarian Żeglarz, Morphius "Mistrz Alecartiuszy"


Idąc przez las, zapadła niezręczna cisza. Velarian przecierał miejsce w którym już pojawiło się zasinienie po sierpowym Vornarisa, lecz odmówił Aurielli kolejnej kuracji, aby żyć z tym ciosem, który zresztą mu się należał. Nie powiedział nic na oskarżenie o szpiegostwo, bo przecież byłoby, że winny się tłumaczy. Zależało mu tylko, aby Faelion mu ufał, reszta grała drugie skrzypce.
Malafica klnęła w myślach na wspomniane słowa Silinhala na temat działań Thalmoru, uważanych za bestialskie. Niestety musiała przyznać, że sama się nie zgadzała z poglądami swoich rodaków, niestety taki system tam działał i trzeba było się do niego dostosować. A klnąć można tylko na bolesną prawdę, która nie powinna być wymawialna na wietrze.
Zaś dwójka Altmerów, widocznie pogorszyła swoje relacje, kiedy na próbę porozmawiania o zaistniałej sytuacji, ten młodszy został zbyty przez starszego. Synodzki mag nie rozumiał dlaczego Vornaris był taki, a nie inny, że dla niego liczyło się tylko zabijanie kogo popadnie. Czasem miał wrażenie, że jakby historia potoczyłaby się inaczej, byłby dobrym kumplem jego ojca. Nie chciał tego mówić, zachowując swoją urazę dla siebie. Brakowało tylko tego, aby całą misję szlag trafił przez wewnętrzne kłótnie...
-To było gdzieś tutaj...
Mruknęła blondynka, rozglądając się dookoła, niestety nie mogąc zlokalizować artefaktu, ani też nie wyczuwając esencji, którą emanował. Spojrzała z zawodem na pozostałych, gdy nagle tuż za nią wybuchł fioletowy płomień, z którego wyszedł blady jak nieboszczyk Dunmer, z czarnymi zgniłymi wargami, pustymi przeżółkłymi oczami, odzianego w potężną zbroję koloru identycznego jak jego długie włosy. Malafica została przez niego pochwycona za gardło, a silne zaklęcie blokujące uniemożliwiało jej użycie czarów. Nieznajomy uśmiechnął się przebrzydle w stronę Faeliona, po czym z ziemi zaczęły wygrzebywać się ciała umarłych...
-Nekromancja... to Morphius!
Krzyknął Velarian dobywając swojej katany, zaś syn Czarnoksiężnika chciał użyć już jakiegoś zaklęcia na przeciwniku, lecz skończyłoby to się śmiercią Altmerki...
-Alecarto Cię tu przysłał?! Przybyłeś tu po mnie?!
Zapytał białowłosy, nie wiedząc jeszcze, że jego słowa były tylko półprawdą…
-Nie tylko, lecz także po złodziejkę, która ma Oko Sithisa.- Odpowiedział Morphius, nie puszczając kobiety, po czym zwrócił się w stronę starego Altmera.. -Vornaris… brat Astarte… jakie to urocze, gdy wujek pomaga swojemu siostrzeńcowi…
Jego słowa uderzyły jak piorun każdego, nawet wyalienowaną Bosmerkę. Faelion w wielkim szoku spojrzał na wspomnianego osobnika, jakby ten uczynił mu największą krzywdę w życiu.
-Co… co on mówi?! Co powiedział?!
Krzyknął mężczyzna, co chwila patrząc to na niego, to na Dunmera, który zaczął się śmiać.
-Nie powiedział Ci? Nie powiedział, ani słowa, że jest Twoim stryjem, a o Twojej matce wie więcej, niż Ty…? Widzisz przynajmniej jakich masz sojuszników…
-Nie… słuchaj… go!
Krzyknęła podduszana Malafica, która raczej nie miała ochoty na kłótnie rodzinne, niestety było to teraz tłumione przez zaborcze myśli pomarańczowo okiego…
-Przez rok… nie powiedziałeś mi nic, a nic…? Wiedziałeś od początku, lecz milczałeś…?
Zapytał cicho, choć z wyraźnymi wyrzutami sumienia.
-Daj szansę swemu ojcu, Faelionie… Zdobądźmy razem Oko Sithisa i wtedy, będziecie razem. On nigdy by Ciebie nie okłamał. Chciał Cię chronić, lecz Cię porwano. Ten stary elf Cię porwał i uczynił sierotą…
Morphius zastosował na nim sztukę manipulacji, która niestety działała, ponieważ Faelion nie był w stanie podjąć żadnej decyzji. W końcu sprawę postanowiła ukrócić pozostała dwójka, w momencie w którym Auriella użyła Blasku Słońca, zaklęcia palącego nieumarłych, Maormer od razu zaczął ścinać ożywieńców akavirskim ostrzem. Dunmer rażony czarem wypuścił Malaficę, która natychmiast zaczęła uciekać. Dopiero wtedy Faelion odzyskał wszystkie zmysły i użył płomieni palących ostatnich nieumarłych, lecz niestety, Morphius użył starej alecartiańskiej sztuczki z fioletowym płomieniem i zniknięciem…
-Mieliśmy szczęście, nikt nie uchodzi żywy ze spotkania z Mistrzem Alecartiuszy.
Skomentował Velarian.
-Za dużo. Alecarto za dużo o nas wie. Co to kurwa było?!- Rzuciła Malafica, patrząc po dwójce Altmerów. -Faelionie, nie możesz ulegać sztuczkom tych drani!
Podeszła do niego i chwyciła jego ramiona. Auriella smutno milczała, czując coraz to podlejszą atmosferę.
Elf spojrzał na swojego wuja, jakby z pogardą, lecz szybko powrócił do blondynki.
-Wybacz. To się już nie powtórzy. Jednak nadal nie mamy artefaktu.
Przeprosił, choć głos miał chłodny, a zaistniałą sytuację zignorował, a przynajmniej udawał, że go nie interesuje. Kobieta puściła go i popatrzyła po reszcie.
-Nie ma go w tym lesie. Już dawno byśmy to czuli. Ale znaczy to, że Czarnoksiężnik też nie wie. Mam jednak podejrzenia… Musieli go znaleźć thalmorscy magowie. Przeczesywali okolicę…
-Mówiłaś, że nikt nie wie gdzie Ci wypadł…
-No… tak mówiłam…-
Zaczęła przeciągać zakłopotana. -...ale nie ukradłam go sama. Tak na prawdę to miałam pomocnika. I nie zgubiłam Oka Sithisa tutaj, a… osobę która je miała… Był ranny, myślałam, że daleko nie zaszedł…
-Kto?!
-Mój przyjaciel… mieszka w Alinorze. W mieście, Alinor, znaczy…
-Szybko to mówisz...

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
kursy projektowania wnętrz | studnie głębinowe limanowa | lab laser przedstawiciel | balustrady szklane warszawa | tanie przeprowadzki warszawa