Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2019-11-20 15:13:34

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 78.0.3904.97

Choćbym kroczył ciemną doliną... (PART V)

MG = Bartholomeow Black, Maxwell Rickards, Joseph Rickards


Pewnego dnia, gdy słońce znowu dopisywało, rozjaśniając ponure Evermoon, Bartholomeow oglądał kwiaty w ogrodzie, na obrzeżach miasteczka. Odpowiadała za niego zielarka, która pozwalała wziąć kilka kwiatów na prezenty lub okłady, lecz Black nie był tym zainteresowany. Był to tylko postój, bo szedł na spotkanie z Maxwellem, który mieszkał niedaleko. Uwolnił się z chwili zadumy, kontynuując pochód, aż zastał swojego starszego kolegę, siedzącego na ławce przed drzwiami wejściowymi, z opuszczoną głową, wzrokiem wgapionym w śnieg...
-Też miewam takie chwile namysłu. Niech zgadnę, zakon?
Spytał Bartholomeow, siadając obok niemu, po czym uścisnęli sobie dłonie.
-Zgadza się. Nie wiem co dalej. Zostało nas trzech, z czego William zachowuje się, jakby przestał być łowcą, mając wszystko w dupie, jak zawsze. W tej całej spierdolinie tylko my dwaj zastanawiamy się na poważnie co począć. Choć myślę sobie, czy może on ma rację? Powołanie jest, strzeżenie porządku, ale jest nas za mało. Nie ogarniemy całej prowincji. Plus z czego mamy żyć, jak już na wypłaty nie możemy liczyć? Może... może powinniśmy porzucić to w cholerę i odnaleźć nową drogę życiową?
Przedstawił swoje zmartwienia, które złotowłosy rozumiał jak nikt inny. Rickards miał bliższe mu poglądy, niż La'Val, który jako jedynie nie przejmuje się wydarzeniami sprzed ostatnich tygodni, zupełnie jakby bycie łowcą było karą, a nie przywilejem. Black westchnął, wypuszczając parę z ust.
-Możemy, jasne. Ale co się stanie z Allanorem? Zakon nie przybędzie z innych prowincji, są zupełnie odizolowani. Jeśli żadne z nas nie zrekrutuje nikogo, pozostawimy tych wszystkich ludzi na wpływy Demonów...
-Wpływy Demonów zawsze będą, Barth. Łowcy tylko zmniejszali ich ilość. Jeśli jednak myślisz, że coś trzeba zrobić, potrzebujemy przywódcy. Powinieneś o tym pomyśleć.- Uśmiechnął się pod wąsem, na co Black zrobił wielkie oczy, zdając sobie sprawę, że to w nim Rickards widział owego lidera. -Ale nie myślmy o tym teraz. Chodź, muszę Cię z kimś poznać...
Dokończył i wstał z ławki, na co złotowłosy zrobił to samo, kierując się krok w krok za Maxwellem. Po kilku minutach znaleźli się na zupełnym krańcu Evermoon, możnaby rzec, odludziu, gdzie znajdował się duży warsztat. Milczeli, natomiast wąsacz przejął inicjatywę, otwierając drzwi i wpuszczając towarzysza do środka. Pierwsze co rzuciło się w oczy Bartholomeowi, to strasznie duża ilość technologii. Przeróżnego formatu strzelby, karabiny, pistolety, elektryczne wiązki prowadzone przewodami i machiny, typu kukułki, budziki, czy robociki, bezmyślnie poruszajace się wokół. Raj wynalazców, a na samym środku, dostrzegł czterdziestolatka, który mając dziwne gogle na oczach, raził prądem u końców swych zasilaczy, jakąś dziwną maszynę, która miała liczniki i pomiary. Gdy ów jegomość zdał sobie sprawę z faktu, że ma gości, zdjął zakrywy ochronne, wprawiając Bartha w niemałe osłupienie. Wyglądał jak kopia Maxwella, nawet miał ten sam wąs. Różniło ich jednak to, że ten miał inaczej ułożone włosy, z przedziałkiem na środku, oraz brakowało mu blizny na twarzy.
-Panie Black, poznaj mego brata bliźniaka, Josepha. Joseph, to Barth, łowca o którym Ci opowiadałem.
Przedstawił ich, a następnie oparł się o ścianę z założonymi rękoma. Jego brat zmierzył uważnie blondyna od góry do dołu.
-Zapomniałeś dodać: "genialny wynalazca i nowotwórca wspaniałej epoki przemysłu". Ale niech będzie, Joseph. Witaj młodzieńcze, Max Cię zachwalał.
Przywitał się i uścisnął mu rękę, co Black wykorzystał, aby zwrócić uwagę na to, czy jegomość miał gdzieś symbol zakonu, lecz nie. Nie był łowcą.
-Wynalazca, tak? Właśnie zauważyłem, że więcej tu technologii, niż w całym Evermoon. Aż dziw, Josephie, że nie mieszkasz w Allanorze.
-Mieszkam, lecz przyjechałem tu, gdy tylko zaczął się ten głupi pomysł z: "zbierzmy wszystkich łowców i wezwijmy jednego z najpotężniejszych demonów, co się może stać?".-
Odparł, wskazując na rodzinne poczucie humoru Rickardów. -Tak właściwie to sam uzbroiłem cały Wasz zakon na tę akcję...
Teraz Bartholomeowi zaświtało, że podczas walki z Behemotem, używał dosyć specyficznej broni.
-Zaraz... to Ty?! Miałem do czynienia chyba z jedną z Twoich broni, strzelbą automatyczną. Bardzo potężna...
-I wadliwa, niestety. Potrafi się zaciąć i jest niezmiernie ciężka. Kiepska broń dla kogoś takiego jak Ty. Twoje gabaryty powinny stawiać na szybkość! Chodź, pokażę Ci inne moje "dzieci".

Potarł ręce w szczęściu, jakby miał pokazać mu swoje zabawki w piaskownicy, na co Barth ochoczo poszedł za nim, natomiast Maxwell pokiwał głową na lewo i prawo.
-Bawcie się, ja znikam.
Pożegnał ich, na co jego brat machnął mu ręką, więc ten już bez słowa wyszedł.
Black i Wynalazca podeszli do jednego stolika, gdzie leżały różne metaliczne kule.
-To granaty, rozpieprzą wszystko w swoim zasięgu. Bardzo niebezpieczne, ale użyteczne na odległość, gdy nie możesz być zbytnio odsłonięty...- Następnie podszedł do stanowiska z mieczem, który miał na sobie dziwne żłobienia i druty. Jospeh chwycił broń i wcisnął guzik na rękojeści, a nagle po długości ostrza zaczęły jarzyć się wiązki elektryczne. -To zaś moje nowe odkrycie, ale wciąż w fazie testów, bardziej patent. "Miecz świetlny"! Robocza nazwa...- Wyłączył go i odłożył, a następnie zaprowadził złotowłosego do dziwnej kamizelki, niespodziewanie wyjmując zza pasa rewolwer i oddając w nią kilka strzałów, nieźle strasząc przy tym towarzysza. Gdy lekki dym opadł, zaczął wyciągać z niej wgniecione pociski. -Kamizelka kuloodporna. Idealna w strzelaninach, lecz nie zatrzyma strzelby, typu takiej którą się posługiwałeś. Ale... to też roboczy projekt. Stawiam na innowacje.
Uśmiechnął się zakładając ręce na biodrach, a Barth zamknął usta, które wcześniej otworzył w podziwie. Rickards wydawał mu się wyjątkową personą, która mogła przejść do historii.
-Zacny kunszt, Josephie. A znalazłoby się coś dla mnie...?
Zapytał z ciekawości, zwracając uwagę na jego wspomnienie o gabarytach. Wynalazca przeczesał wąsy w zastanowieniu, po czym podszedł do szafy i wyciągnął z niej dwa przedmioty. Krótką strzelbę na dwie lufy, taka mini dubeltówka, którą można było trzymać w jednej dłoni jak pistolet, oraz przedziwne ostrze, przypominającą zębate ostrze topora. Bez słowa opuścił warsztat, wychodząc tylnymi drzwiami, a łowca udał się zaraz za nim. Na zewnątrz dostrzegł, jak Joseph celuje w potężny dąb ze wspomnianej broni palnej. Po chwili rozbrzmiał huk, oraz uniósł się dym, a stare silne drzewo ułamało się w pniu, spadając na okrytą śniegiem ziemie. Strzał był niezwykle potężny, ale to nie był koniec. Wynalazca nagle wcisnął guzik na rękojeści dziwnego toporka, który rozłożył się jak jakiś odpinany element. Gdy jego uchwyt się wydłużył, przypominało to teraz elastyczną kosę, a nie topór. Wykonał szybki zamach, a zginająca się broń, wbiła się w obalony pień dębu, Przy szarpnięciu, drewno znowu pękło, a kosa zwinęła się w ostrze na wąskim uchwycie.
-Biedne drzewo...
Mruknął Barth w osłupieniu, po czym Joseph wręczył mu obie te bronie, którymi można było posługiwać się jednocześnie, bo ciężar był wyjątkowo mały, za sprawą rzadkiej konstrukcji.
-A wyobraź sobie, że to demon lub inna poczwara...
-Łowców już nie ma...
-Są, młodzieńcze. Zagubieni, ale są. Jeszcze będziecie potrzebni w Allanorze, dlatego nie możesz przestać być czujny, a tym bardziej, przygotowany. Potraktuj to jako prezent, dający do przemyślenia. No i wpadnij czasem, będę miał więcej zabawek do wypróbowania.

Poklepał go po ramieniu i wrócił do warsztatu. Barth spojrzał na obie bronie, zastanawiając się, jak on wróci z tym do hotelu unikając dziwnych pytań...

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
kursy projektowania wnętrz | studnie głębinowe limanowa | lab laser przedstawiciel | balustrady szklane warszawa | tanie przeprowadzki warszawa