Nie jesteś zalogowany na forum.
MG = Bartholomeow Black, Anna, Azazel
Liczba zachorowań w Evermoon przerażająco wzrastała i nikt nie wiedział co mogło być przyczyną. Populacja miasteczka się zmniejszała, jedni umierali, drudzy wyjeżdżali. Choć wielu próbowało udawać, ze nic się nie zmieniło, nie było to możliwe. Łowcy, którzy dzięki swoim symbolom, mogli narzucić na siebie ochronne uroki, starali się pomagać chorym i ich rodzinom. Podejmowali się także kopaniu grobów, po tym jak zmarli grabarze. Zima się kończyła, śnieg powoli topniał, a bagno w ziemi wcale niczego nie ułatwiało. Tego dnia to Barth zajmował się pracą przy łopacie, a nieoczekiwaną wizytę złożyła mu Anna...
-Kiedy wspominałeś o zmianie zawodu nie sądziłam, że to będzie Twój nowy konik.
Zażartowała, choć było to dosyć gorzkie w powstałych okolicznościach. Złotowłosy wbił łopatę w ziemię i usiadł na krawędzi wykopanego grobu, cały zdyszany.
-Śmiej się, zaraz skończy się miejsce na cmentarzu. Wtedy zaczniemy palić ciała. Mieszkańcom się to nie spodoba. Obecnie wszyscy protestują, lecz mówiłem, ze zarazki trzeba wypalić w ogniu. Ale cóż, zapłacą za głupotę...
Odpowiedział dosyć okrutnie, czego się nie spodziewała. Black nigdy nie wykazywał pogardy wobec społeczeństwa, a teraz jakby ktoś go nieźle kopnął.
-Nie mów tak. Musisz ich zrozumieć. Są wierzący, grzebią zmarłych. Poza tym wiem, że to nie oto chodzi. Shadow, prawda?
Spytała, a ten przeczesał włosy, i tak brudne od ziemi. Pokręcił głową.
-Cóż, fakt że pozostaje nieuchwytny, choć z chłopakami go ciągle poszukujemy, rekreacyjnie pomiędzy kopaniem grobów, a pomaganiem tym żyjącym, nieźle irytuje. Lecz to nie tylko to...
-A co jeszcze...?
Dopytała, a on skierował spojrzenie na kryptę, która była tajnym wejściem Zakonu do krypty. Cały czas myślał o Azazelu i nie potrafił sobie wmówić, że był on czymś całkowicie złym. Dostrzegł w nim coś, czego nigdy nie widział w innych istotach piekielnych. W dodatku ten jego anielski majestat, nawet pomimo niewoli...
-Myślę o rozmowie z Josephem.
-Co Ci znowu nagadał.
-Że Demony może nie są złe. Znaczy... nie wszystkie. Jego zdaniem to Anioły były nieempatycznymi istotami, które stworzyły sobie niewolniczą rasę, słabszą od nich. Że to one strąciły Boga, zazdrosne o jego władzę. Że Upadli mają uczucia, że to oni nas nauczyli czym są emocje, bo niewiele różniliśmy się od Aniołów...
Objaśnił swoje rozterki, a ta bez skrępowania usiadła obok niego i pochyliła się, by spojrzeć w jego oczy.
-To niewiarygodne. Ale to Ty powinieneś wiedzieć najlepiej jaka jest prawda. Ty jesteś łowcą, nie Joseph. Twój symbol...- Chwyciła jego lewą dłoń. -...to Twój łącznik z Demonami. Wasze dusze stają się jednością, więc jesteście im prawie równi. Czy miałeś choć raz wrażenie, że jakiś Upadły miał serce?
Spytała, a w głowie miał jedno. Nie chciał jej zdradzać tajemnicy Zakonu, lecz...
-Raz. Tylko raz. W jego oczach widziałem cierpienie, ale i smutek, osamotnienie... A w słowach czuć było rozgoryczenie. Poczułem, że niewiele różniłem się od niego...
Wytłumaczył patrząc w dół, na grób. Anna westchnęła i oparła dłoń na jego twarzy, kierując ją w swoją stronę.
-Jesteś uroczy, Barth. Dostrzeżesz dobro nawet w czymś, co powinno być ucieleśnieniem zła. Nikt nie jest taki jak Ty. Ani Will, ani Max, nigdy nie powiedzieliby tego co Ty. Jesteś słodki i wyjątkowy. A Twoja dusza, bliźniacza z nimi... to dar. Powinieneś może ukierunkować łowców na inny tor?
Spytała z uśmiechem, a on zatrzymał się na jej oczach, dużych i błękitnych. Lekko otworzył usta, jakby nie wiedząc co mówić. Łowcy zawsze walczyli z siłami piekielnymi, a teraz mieli potraktować ich jako istoty, które po prostu potrzebują pomocy?
-Anno... To niezwykłe co mówisz, lecz to niemożliwe. Upadli to nie dobre duszki, a złe nieśmiertelne potwory...
-Jeśli tak uważasz, powiedz to samo o tym, który sprawił, że inaczej spojrzałeś na jego gatunek.
Doradziła, a to całkowicie go złamało. Zdał sobie sprawę, że będzie musiał ponownie porozmawiać z Azazelem. Musiał jej to pokazać.
-Chodź. I nic nie mów, o nic nie pytaj.
Powiedział i wstał, chwytając jej rękę. Była lekko zaskoczona, ale nie protestowała. Udali się do krypty, gdzie Black przekrzywił świeczniki, aktywując mechanizm, który odsunął marmurowy grób, odsłaniając schody do podziemi. Anna była w szoku, lecz nie mówiła dalej nic, a nic.
Bartholomeow zaprowadził ją do ostatniej komnaty, gdzie znajdowała się urna Azazela. Podeszli do niej, lecz nim przyłożył dłoń, spojrzał na kobietę.
-Nie bój się. Jest zniewolony, nie opęta Cię.
-Co...?!
I dotknął urny, a przed nimi zmaterializował się gigantyczny mężczyzna, o hebanowych skrzydłach i białych włosach, którego łańcuchy trzymały na uwięzi. Anna na ten widok zbladła i się przewróciła do tyłu, obserwując go w pozycji siedzącej. Pierwszy raz widziała coś nadprzyrodzonego, więc ten widok ją oszołomił.
-Często mam gości, ostatnio... a kto to...? Zaraz... człowiek...?
Zapytał Upadły, kierując wzrok na kobietę. Ta nie miała sił wstać, lecz na pewno jej strach walczył z podekscytowaniem. Bartholomeow tym razem zachowywał spokój, będąc oswojonym.
-Ktoś mi ważny. Chciałem jej Ciebie pokazać.
Odparł, a Demon zaczął się śmiać rozbawiony.
-Zaraz będą tu wycieczki, Bartholomeowie Black. Czuję się jak dzikie zwierze w klatce, które prezentujesz publiczności.
Przemówił z diabelskim uśmiechem, spod opadających kosmyków włosów. Black stanął na przeciw mu, patrząc prosto w jego czerwone oczy, jakby szukając odpowiedzi. Jakby chciał dojrzeć jego wnętrze.
-Przyszła tu, bo jej poglądy przeczą ogólnym doktrynom o Was, Upadłych Aniołach. Powiedz mi, czy prawdą jest, że Anioły nie posiadały uczuć. Powiedz mi, jak było przed Wojną Niebios.
Zażądał, a Azazel spojrzał na niego, jakby poruszony tymi słowami. Ale uśmiech nie znikał.
-Wiele razy mówiłem, lecz nigdy nikt nie chciał słuchać. Powiedz mi, Bartholomeow Black, myślisz co sprawiało, że ludzka rasa, była niewolnikami? Strach przed Aniołami? Nieee... Hipnoza. Niezwykła moc, którą można było władać każdym śmiertelnikiem. Rozkazać mu wszystko. Nim utraciłem boskość, sam posiadałem zdolność hipnozy. Lecz nim utraciłem boskość, nie wiedziałem też co jest złem, a co dobrem. Co to smutek, co to złość. Zgadza się. Anioły nie posiadają uczuć, bo Bóg ich nigdy nie ofiarował swoim dzieciom. Lecz nagle coś się zmieniło. Niektórzy z nas zaczęli mieć emocje. Zaczęliśmy pożądać ludzi, współczuć im lub cieszyć się z ich nieszczęścia. Ci którzy nigdy nie czuli tego co my, sprzeciwili się nam. Uznali nas za zagrożenie dla Raju. Strąciłem samego Boga z Niebios, aby pokazać im, że nie będziemy już niewolnikami jego woli, tak jak ludzie byli naszymi! Nigdy nie popierałem hipnozy, którą potraktowano Twój gatunek... Ale za zbrodnię wobec naszego Ojca... zostałem splugawiony. Jako pierwszy. A zaraz po mnie, każdy Anioł, który potrafił myśleć sam i czuć sam, który chciał zrobić to, co uważał! Tak zaczęła się wojna, z tymi którzy zachowali boskość. Wygraliśmy! Lecz nigdy już nie byliśmy tym co wcześniej. Hipnoza zniknęła, a śmiertelnicy byli wolni. Moja rasa chce Waszych ciał, Waszych śmiertelnych przyjemności... Jesteśmy marną imitacją godnych władców...
Wyjaśnił, choć to wszystko było zawiłe, zagadkowe, lecz taki widocznie był język Demonów. Black zacisnął pięści, zdając sobie sprawę, że Joseph się nie mylił. Nic nie było czarnobiałe...
-Azazelu... chcę byś coś dla mnie zrobił, gdy przyjdzie odpowiedni czas...
Zaczął, a Anna spojrzała na niego w niedowierzaniu, że łowca prosi o coś Upadłego. Sam Demon zaśmiał się znowu, jakby z ironii, jakby wyczuł w tym okazję...
-Zgoda, Bartholomeow Black. Lecz nic za darmo... moja pomoc, jakakolwiek, ma swoją cenę...
Odpowiedział, szarpiąc łańcuchy, aby jasno poinformować, co ma na myśli. Złotowłosy zamknął oczy, a jego symbol łowcy, aż zaczął go piec.
-A więc mamy pakt, Azazelu, Upadły Aniele...
Wyszeptał.
Offline