Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2019-12-03 20:59:10

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
AndroidChrome 78.0.3904.90

Squaess'me, Blath... (PART II)

*780 rok - Królestwo Xin'trea*


MG = Lenve, Król Inwithiel


Nadszedł dzień sądu ostatecznego dla Królestwa Xin'trea. Dumni przedstawiciele elfiej rasy nie docenili młodszego i słabszego gatunku ludzkiego, który przewyższał ich jednak liczebnością. To samo spotkało sąsiednie państwa, które padały jak domino, a żadne nie brało z nich przykładu. Tą samą cenę krwi zapłacić mieli poddani króla Inwithiela, który walczył wśród swoich żołnierzy, odpierając najeźdźców stolicy. U jego boku walczył generał Lenve, który topił w ludzkim mięsie swoją bezimienną szablę z czasów Aen Undod. Miasto płonęło, a on myślami był przy swojej rodzinie, o którą strasznie się martwił, lecz liczył, że uciekli konno. Musiał wiernie pozostać przy monarsze…
-Generale! Jak sytuacja na dziedzińcu?!
Zapytał go rudy elf w zdobionej zbroi, kiedy to żołnierze odpierali ludzi przy bocznych wejściach. Lenve ciężko dyszał, oparty o główne wrota pałacowe, skąd tymczasowo wyparli wroga.
-Jest ich coraz więcej, Panie! Wojska mamy rozbite, a przeciwnik przybywa! Stolica jest stracona, zalecam dokonać odwrotu i przegrupować siły w najbliższ…
-Nie!- Przerwał mu władca, dobywając dwóch mieczy. -Uznają nas wtedy za tchórzy! Walczyć będziemy do końca!
Krzyknął do wszystkich, a Popielaty uznał to za czysty idiotyzm ze strony Inwithiela, który widocznie naczytał się baśni o dzielnych herosach, zamiast studiować strategię…
-Władco Mój, odradzam! W mieście wciąż są cywile, dzieci, kobiety, musimy wyeskortować ilu możemy z miasta i wtedy zebrać nowe siły do kontrataku! Jeśli zostaniemy, będzie to głupia śmierć, nie tylko naszych, lecz też niewinnych!
Odkrzyknął mu Generał, po raz pi
erwszy podnosząc głos na swojego władcę, a ten spojrzał na niego, jakby to w nim chciał zatopić swoje ostrza.
-JA JESTEM KRÓLEM, JA DECYDUJE JAK NAS ZAPAMIĘTAJĄ!- Wydarł się na całe gardło na Lenve. -Z drogi Generale, idę na spotkanie z przeznaczeniem! To rozkaz!
Warknął, a Popielaty natychmiast przeszedł dalej, by utorować drogę. Nie dla posłuszeństwa, ale dlatego, że idiota na tronie to przekleństwo narodu. Dlatego dał mu szansę dokonać głupiego aktu samobójczego.
Król Inwithiel wyszedł z pałacu, kierując się do swoich żołnierzy toczących nowy bój. Liczyli na rozkaz odwrotu, lecz ten zamiast tego zaczął wykonywać zamachy bronią, dołączając do walki. Rudowłosy elf szybkimi ruchami zabijał kolejnego człowieka po kolejnym. Dobra passa trwała do zmierzenia się z posiadaczem topora, prostego i brudnego przedstawiciela barbarzyńców…
-Ładne włosy, zrobię perukę dla baby.
Wyśmiał go wojak, a monarcha skwasił twarz w pogardzie dla takiego robactwa.
-Nie jesteś godny walki z panem tych ziem, lecz okoliczności stały się zaszczytem dla Ciebie, aby z szacunkiem zginąć!
Wypowiedział się dostojnie, lecz prosty umysł chłopa nie pojął za wiele. Inwithiel nie tracąc czasu chciał zaszarżować na niego, lecz nagle jakiś żołnierz za nim został trafiony z łuku i wpadł na plecy rudowłosego króla, co zarazem wywołało utratę równowagi króla i upadek na ziemię. Elf spojrzał na uśmiechniętego topornika…
-Tak się nie godzi, to niechwaleb…
I ciach. Barbarzyńca zatopił w nim ciężką broń, a korona zaczęła się toczyć po zalanym krwią dziedzińcu. Lenve dostrzegł to z daleka, lecz nie miał nastroju na kpinę, zamiast tego:
-ODWRÓT! KRÓL NIE ŻYJE! UCIEKAJCIE I ZABIERZCIE PO DRODZE KOGO MOŻECIE!
Rozkazał resztką sił Generał, pozostając najwyższym rangą. Następnie zaczął biec w stronę najbliższej bramy wyjazdowej, aby sprawdzić swoją posiadłość.
Wybuchł pożar w stajni, przez co konie biegały jak szalony w tym wojennym chaosie. Lenve chwycił jednego za juki i wskoczył na jego grzbiet, po czym pokierował go we wspomnianym kierunku. Rumak biegł jak wiatr, a po drodze Popielaty krzyczał, aby wszyscy się wycofywali, widząc ogromne straty i dużą ilość ciał. Cały czas myślami był z rodziną do której pędził. A gdy w końcu dotarł na miejsce, dostrzegł że jego dom też się pali…
-NIE!
Krzyknął przerażony i zeskoczył z konia, dobywając swej pięknej szabli, po czym pobiegł w stronę zniszczonego podwórza, gdzie ludzcy szabrownicy zabierali kosztowności. Nim się zorientowali, Lenve zadał im śmiertelne rany. Ciała padły na ziemie, a on, przy fontannie, dostrzegł jeszcze dwa inne, których nigdy nie chciał zobaczyć. Jego żonę całą we krwi, trzymającą w ramionach nieżywą córeczkę. Oczy Popielatego przepełniły się łzami, a każdy krok w ich stronę był słabszy.
-Nie… nie… to nie prawda…
Szeptał łamliwym głosem, upuszczając szable na ziemie, po czym padł na kolana, łkając i dłońmi opętańczo dotykając ciał swoich ukochany, jakby chciał ich obudzić…
-Gwen…. Delyn…
Wymawiał ich imiona płacząc, okrutnie płacząc i mieszając to z rozpaczliwym krzykiem. Przeczesywał ich włosy i kładł głowę na nich, otulając je popielatymi włosami. Płakał jak nigdy, nie wierząc, że nie zdążyły uciec, że utracił ukochanych...
-Squaess'me, Blath...
Wypowiedział łamliwie, a wtedy, ktoś siarczyście kopnął go w brzuch, odrzucając na bok. Nim się połapał co się dzieje, ktoś zaczął szarpać go za włosy i zaciągnął pod ścianę spustoszonego domostwa…
-Ojoj, nie żyją, co? Ciesz się, że nie zgwałciliśmy Ci żony.
Rozbrzmiał pierwszy głos człowieka.
-Ej, ale ten ma śliczne ryjo, co? Może zrobimy tak, by nie był z niego taki dumny? Nudzi mnie już ucinanie uszu.
Powiedział drugi, a trzeci wyjął z płomieni rozgrzany do czerwoności nóż, uśmiechając się okrutnie. Dwóch pierwszych zaczęło bić Lenve, aby go osłabić, po czym go przytrzymali, a trzeci zaczął przypalać mu lewą stronę twarzy, zarazem rozcinając mu skórę. Popielaty krzyczał przeraźliwie, to z zadawanego mu bólu, to z rozpaczy, gdy patrzył na ciała bliskich za bandziorami. W końcu zdał sobie sprawę, że utracił wzrok w lewym oku, a ci zaprzestali czynności. Chwilowo.
-Jaki piękny teraz jest. Ale jeszcze druga strona.
Zaśmiał się jeden z nich, patrząc na zniszczony lewy profil Lenve, jednak nim zrealizował ten plan, jego gardło przeszyła strzała. Zaraz potem to samo dosięgło pozostałych dwóch chłopów. Atak był oddany ze strony wycofujących się wojsk. Ranny i poparzony Lenve padł cały na ziemie, brzuchem w dół. Nie miał już sił nawet płakać, czy krzyczeć, zdartym już gardłem. Dostrzegł jednak swoją szable od króla, leżącą na wypalonej trawie. Zaczął się powoli czołgać w jej stronę…
-Gwen… Delyn… Gwen… Delyn…- Wymawiał ich imiona, wyciągając po nią dłoń. -...Gwendelyn…
Wyszeptał, kładąc palce na jej rękojeści, a runiczne inskrypcje na ostrzu zabłysły złotą barwą… Zabłysły duszą...

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
kursy projektowania wnętrz | studnie głębinowe limanowa | lab laser przedstawiciel | balustrady szklane warszawa | tanie przeprowadzki warszawa