Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
493 lata później
*1273 rok - Las Banardzki, Unia Kaedweńsko-Temerska*
MG = Lenve, Saellia
Strzała przebiła jabłko, które postawione było na głowie pewnego mężczyzny, który wyglądał na przerażonego. Druga strzała przebiła kolejny owoc, na kolejnym ludzkim mężczyźnie. Obaj byli związani, więc nie mogli uciec przed tą "zabawą". Było jeszcze dwóch innych więźniów, ale ci przywiązani do siebie plecami zostali wsadzeni do beczki i obracani w niej według własnej osi. Oni się bali, ale wokół nie brakowało śmiechów i rozweselonych twarzy. Elfickich twarzy, przyozdobionych barwami wojennymi, a ich ciała, tatuażami. Wszyscy przedstawiciele Starszej Rasy wyglądali jak obdartusy, lecz uzbrojeni po zęby. Część z nich wyładowywała towar z napadniętej karawany, a część oddawała się wspomnianej zabawy...
-Błagam, zabierzcie wszystko i nas zostawcie!
Krzyknął w końcu jeden, ten od jabłek. Lecz oni śmiali się jeszcze głośniej. W końcu podeszła do niego jedna z nich, młoda elfka o włosach brązowych i ciemniejszej karnacji. Na plecach zawieszone miała dwa elfickie miecze, skrzyżowane ze sobą. Twarz jej była delikatna jak z obrazka, choć charakter wcale tego nie oddawał. Stanęła butem na przestrzelonej nodze człowieka i zaczęła ją boleśnie dogniatać.
-Zabierzemy wszystko, lecz o Waszym losie zadecyduje ktoś inny, tylko na niego czekamy, ha ha.
Powiedziała, nie zdejmując nogi. Drugi jegomość zaczął panikować na ten widok.
-Dlaczego chcecie nas zabić?! Uciekniemy i nic o Was nie powiemy!
Wykrzyczał, a ta zaczęła się coraz bardziej śmiać i dobyła prawego ostrza, po czym przyłożyła je czubkiem do gardzieli bezbronnego.
-Słuchaj, Dh'oine. Myślisz, że nie wiemy co macie na sumieniu...? Któryś z Was zgwałcił młodą elfkę w Ban Ard! Była jeszcze dzieckiem! Gdyby to ode mnie zależało to już byście byli martwi!
Warknęła, a temu zaczęły trząść się usta.
-To zrobił Filip! Ten którego zabiliście!
Kiwnął głową w stronę ciała, które zostało powieszone na jednej z gałęzi drzewa. Kobieta spojrzała na nie, po czym splunęła.
-A może zganiasz na swojego kolegę, któremu i tak już nic nie zrobimy...?
Spytała go z pogardą, lecz już się nie odezwał. Za to rozbrzmiał krzyk jednego członka komanda, o zachowanie ciszy. Wszyscy się zamknęli, bo wiedzieli co się dzieje. Chwilę później zza ściany drzewnej, powolnym krokiem wkroczył koń, oraz jego jeździec. Bardzo rzadki widok w Scoia'tael, ale tego oddziału nie można było nazwać zwyczajnym. Ani także ich przywódcę. Głowę miał opuszczoną, a popielate włosy skrywały jego tożsamość przed więźniami. Ale nie na długo. Po chwili uniósł podbródek w górę, ukazując swoją przerażającą twarz. Cały jego lewy profil twarzy pokryty był paskudnymi bliznami, w przeciwieństwie do prawej strony, zachowującej dawny majestat. Prawe oko było błękitne, lecz lewe - białe, ślepe. W niczym to jednak nie przeszkadzało. Przywykł. Postać ta budziła szacunek u swoich kamratów, niczym bóstwo, emanując godnością i siłą. Zaś zwykłego człowieka paraliżował sam jego wygląd, zwłaszcza jak znajdowali się w takiej pozycji, jak ci tutaj. Przy pasie natomiast miał piękną elficką szablę, zwaną "Gwendelyn", o runicznej inskrypcji "Owce prowadzone przez Lwa, staną się drapieżnikami", która zarazem stała się zawołaniem tego komanda Scoia'tael...
-Elaine Coram!
Krzyknęła kobieta, chowając swój miecz i skłaniając przed nim głowę. Wszyscy dobrze wiedzieli, że Saellia, owa elfka, skrycie kochała się w swoim dowódcy, pomimo jego oszpecenia. Bezgranicznie lojalna, niczym wyznawczyni. Lecz reszta nie była od niej gorsza, bo zaraz wszyscy wykrzyczeli te same słowa. "Piękny Lew" było pseudonimem, jak nie tytułem, ich przywódcy. Wyraz szacunku, oraz odwagi, nawet jeśli dla Dh'oine miało to ironiczny kontekst, zważając na urodę elfa. Żaden jednak przedstawiciel Starszej Rasy nawet o czymś takim by nie pomyślał...
-Czy cały towar mamy już załadowany?
Rozbrzmiał jego głos, tak bardzo zimny, tak bardzo opanowany. Wyraz jego spojrzenia niewiele się różnił, jakby coś w nim umarło. Nie był typem z którym można było sobie pożartować.
-Zgadza się, Elaine Coram! Pozostała jeszcze kwestia tych Dh'oine...
Odpowiedziała mu Saellia, zaś Lenve rzucił spojrzenie swoim błękitnym okiem w stronę maltretowanych ludzi. Można powiedzieć, że się chwilę zastanawiał.
-Rozwiąż jednego i niech do mnie podejdzie.
Rozkazał, po czym elfka chwyciła jednego z nich, brutalnie postawiła go na nogi i rozcięła więzy. Ten cały się trząsł, lecz pchnięty do przodu, stawił się przed obliczem przywódcy, który nie schodził z konia.
-Pppaniee... błaaagam, ja mam dzieci... nie uczyniłem tej zbrodni! Błaaagam, tylko ja wyżywię żonę i trójkę dzieci... nie mogę zostawić rodziny....
Płakał i klęknął przed kopytami rumaka, błagając o litość. Lenve nawet na niego nie spojrzał, kierując twarz na korony drzew. Znowu chyba się zadumał.
-Też kiedyś miałem rodzinę... zanim ją straciłem...- Zaczął, zamykając oczy i kładąc dłoń na rękojeści Gwendelyn, na co mężczyzna padł twarzą na ziemie, nie przestając wyć ze strachu. -...dlatego udasz się do Ban Ard i poinformujesz wszystkich, że "My wciąż pamiętamy". Odejdź...
Warknął, zdejmując palce z broni, co miało go tylko nastraszyć, a ten zaczął dziękować zapłakany, po czym Saellia go podniosła i pchnęła w stronę miasta. Mężczyzna biegł, a inni z komanda zaczęli strzelać mu pod nogi, mając zabawę z tanecznego biegu bezbronnego, przynajmniej do czasu, aż nie zniknął w puszczy drzew.
-A reszta...?
Zapytała, wskazując na pozostałą trójkę. Lenve poprowadził konia do przodu.
-Oskórować i zawiesić na drzewach...
Wydał polecenie, bez jakiegokolwiek zastanowienia, czy niepewności. Ludzie zaczęli krzyczeć, aby ich zostawić.
-Słyszeliście?! Do roboty!- Rozkazała Saellia, a komando wzięło się do roboty. Słynęli jako jedni z najkrwawszych, nie bez powodu. -Elaine Coram, jeszcze jedno... czy na pewno masz zamiar zrealizować plan "Tearth"? Dosyć ryzykowne...
-Podważasz to...? Tak. Załadujcie towar, oddalcie go, po czym jutro kierujemy się na Ban Ard.
Potwierdził, po czym ruszył przed siebie, a elfka westchnęła, nie zdejmując z niego wzroku...
Offline
Strony: 1