Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2019-12-07 09:50:01

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 582
WindowsChrome 78.0.3904.108

Squaess'me, Blath... (PART VII)

*1273 rok - Pałac Findabair, Dol Blathanna*


MG = Lenve, Aeddwenn


Dol Blathanna, marionetkowe państwo, gdzie siedziały tylko stare i zmęczone elfy, wmawiające sobie, że są wolne. Dlatego wszystkie oddziały Scoia'tael, reprezentujące ruch oporu młodszego pokolenia i tych którzy jeszcze się nie poddali, nie były tu mile widziane. Oczywiście, chyba że ktoś poprosi o audiencję u Księżnej, wtedy są ustępstwa. Tak samo było i teraz, w momencie jak Lenve poprosił o spotkanie z Francescą Findabair. Oczywiście odpowiedzi były dwie: "Twoi bojownicy pozostają na zewnątrz" oraz "Francesca jest niedysponowana, przyjmie Cię jej kuzynka, Księżna Aeddwenn."
Elaine Coram wyśmiał to w duchu, wiedząc dobrze, że wspomniana księżniczka od dawna przejmowała władzę w Dolinie Kwiatów, zarazem budząc więcej kontrowersji, niż prawowita władczyni. Ale korona, czy może diadem, w tym wypadku to kwestia czysto umowna...
Do elfickiego pałacu wszedł wolnym krokiem Popielaty, odprowadzany przez gwardzistę. Na starcie odebrano mu Gwendelyn, oraz odizolowano od swoich kamratów, w obawie o życie Aeddwenn, która nie była popularna wśród Scoia'tael. Bliznowaty nie zmieniał swojego wyrazu twarzy, w spokoju obserwując wszystko co go otaczało. Atmosfera przypominała mu dobre stare czasy, lecz można było to określić zwykłą iluzją. Mniejsza. W końcu znalazł się przy fontannie, a tam gwardzista już go pozostawił i odszedł. Księżnej jeszcze nie było, dlatego przechadzał się wolno, aż dostrzegł przepiękny kwiat o śnieżnobiałych płatkach, zwisający z winorośli. Palcami objął roślinę, po czym powąchał ją ostrożnie, aby przypadkiem nie uszkodzić. Uśmiechnął się, widząc w czymś tak małym, coś tak pięknego. Momentami odzywało się jego dawne ja, wciąż wrażliwe na takie rzeczy. Ale usta znowu zrzedły, kiedy usłyszał otwierane wrota do ogrodu...
-Feainnewedd.- Powitał ją ukłonem i tytułem, co w elfickim znaczyło "Dziecko Słońca", a na co sama zareagowała z aprobatą. -Jestem zaszczycony tym spotkaniem.
Dodał w ramach etykiety, lecz drażniły go jego własne słowa. Pogardzał nią, zważywszy nawet na sam fakt, że miała ona może ze dwadzieścia lat, co nie było nawet pierwiastkiem jego życia. A ta widocznie napawała się dumą...
-Elaine Coram, bądź pozdrowiony.- Zaczęła złotowłosa i ładna elfka, tak bardzo przypominająca siostrę. -Przyznam, że jesteś ostatnią osobą, której bym się tutaj spodziewała. Ty i Twoje... komando, już dawno się od nas odizolowaliście, nie przyjmując polityki naszej Księżnej. Twoje przybycie nie może być bezinteresowne. Zresztą... nie Ty pierwszy już tu zawitałeś i o coś prosiłeś...
Objaśniła, doskonale spodziewając się czego oczekuje Lenve, lecz jego bardziej zastanowiły teraz słowa dotyczące poprzedniego adiutanta.
-Kto był przede mną...?
-Alenvir. Pamiętasz go, prawda? Także bawi się w te Wasze Scoia'tael. Przybył tu pewnego dnia, tak samo jak Ty, bo czegoś chciał. Chciał ode mnie zaniechania gwałtownego zrywania więzów z Nilfgaardem, bez istotnego sojusznika, bez przygotowania. Zaproponował mi alternatywę, którą mnie obraził i za którą kazałam mu odejść z Dol Blathanna na dobre. Jesteś ciekaw jaką...?-
Spytała, igrając mu na nerwach, bo ten dobrze znał Alenvira. Byli starymi znajomymi, pomimo że tego drugiego postrzegał jako mniej doświadczonego, zbyt młodego by na prawdę rozumieć ich bój. -...no więc powiem. Zaproponował, aby Francesca i całe Dol Blathanna klęknęło przed królem Garionem I Podróżnikiem, ponieważ jego zdaniem Unia Kaedweńsko-Temerska nas uchroni przed Emhyrem var Emreisem. Obraził mnie, proponując zmianę jednego ludzkiego suwerena na innego. Więc jeśli Ty przybyłeś zrobić to samo...
Opowiedziała, odwracając się plecami i obserwując tarasy winorośli, znajdujące się nad nimi. Lenve chyba przyswajał wszystkie informacje jakie otrzymał. Coś mu zaświtało w głowie.
-Nie, Księżno. Przybyłem tu napić się wina z Toussaint i pogodzić.
Uśmiechnął się, choć był to wyraz fałszywy, lecz przez jego blizny każdy myślał sobie, że po prostu lepszego zrobić nie umie. Aeddwenn natomiast uśmiechnęła się szczerze...


Godzinę później...
Elaine Coram i Feainnewedd siedzieli przy stoliku, osamotnieni na tarasie, zaś oddzielały ich dwa kielichy i butelka Est-Est z Ban Ard. Wypili po jednej lampce, a Popielaty już rozlewał drugą.
-Planujecie osiąść w Dol Blathanna...? Musicie jednak odwiesić broń.
Powiedziała kobieta, zaś Piękny Lew spojrzał na nią swoim błękitnym okiem, uważnie analizując, jakby coś obliczał w głowie.
-Tak. Marzymy o wizji odpoczynku we własnym kraju... na własnej ziemi... bez walki i krzywd...
Wypowiedział te słowa jakby w zamyśleniu, upijając drugą lampkę, a Aeddwenn nie pozostawała mu dłużna, choć zachowywała dworskie etykiety umiaru, które w przypadku Popielatego już poszły w zapomnienie przez pięćset letni żywot w lasach.
-Żałuję, że inne komanda nie pragną tego tak samo. Gdybyśmy wszyscy się zjednoczyli, nie musielibyśmy obawiać się gniewu Emhyra var Emreisa...
-Ależ Księżno...- Zaczął Lenve, opierając się o krzesło. -...mogę zagwarantować, że wszyscy tutaj przybędą, a ten kraj będzie silny i niezależny od jakiegokolwiek ludzkiego monarchy...
Dokończył z dziwnym, niepokojącym uśmiechem, który trochę zmartwił Księżną, odkładającą kielich na stolik.
-Cieszę się, ze jesteś takim... optymistą...
Odpowiedziała, ale drżącym głosem, bo zdała sobie sprawę, że czuje się coraz gorzej, a obraz przed nią wirował lub się rozmywał. Dłonie się trzęsły, a płuca miały trudności z oddychaniem.
-Oraz zapewniam, Feainnewedd, że zmażemy nawet Twoje grzechy, które popełniłaś z nilfgaardzkim emisariuszem, płodząc brudnej krwi potomka...
Dokończył, wstając od stolika, na co Aeddwen zsunęła się z krzesła na podłogę, nie mając siły w nogach.
-Nie... nie możesz mu zrobić krzywdy...- Wyszeptała, tracąc powoli głos, przez co nie mogła zawołać straży. -Co... co Ty mi zrobiłeś...?
Spytała, robiąc się coraz bledsza, mając wrażenie, że zaraz zejdzie z tego padołu. Lenve stał nad nią z wyraźną wyższością, uśmiechnięty na ten widok.
-Podałem Ci truciznę, której nie znajdziesz w żadnych arkanach, gdyż jest to specjał jednego z moich kamratów. Wypiłaś ją wraz z winem, ofiarowanym przeze mnie...
-Ty też je piłeś...

-Lecz ja zażyłem antidotum. Ale spokojnie. Nie chcę Cię zabić. Chcę byś się bała. Chcę byś wiedziała, ze Scoia'tael wypowiada wojnę Twojemu sztucznemu księstwu i spodziewaj się dnia, w którym przybędziemy odebrać Ci władzę, Uzurpatorko, dając naszemu ludowi prawdziwą wolność...- Zagroził, chwytając jej gardło, a ta patrzyła na niego wielkimi błękitnymi oczami, po czym wsadził jej do gardła płatki kwiatu dwugrotu, który mimowolnie przełknęła. -...to zaś jest Twój ratunek w tej chwili. Chcę byś zobaczyła na własne oczy ten wielki dzień.
Uśmiechnął się okrutnie, po czym ją puścił, a ta utraciła przytomność. Następnie skierował się w stronę wyjścia i poinformował gwardzistę, że Aeddwenn nie życzy sobie, by ktoś jej teraz przeszkadzał. Chwilę później powrócił do swojego komanda i ponownie opuścili nieprzyjazne ziemie, zaś Elaine Coram wysłał gońca, aby odnalazł inne komanda. Nadszedł czas, aby się zjednoczyć, aby stanąć do walki. Lecz przed tym wydarzeniem, Lenve musiał zrobić jeszcze jedno...

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
wiercenie studni głębinowych krosno | medycyna pracy ursynów | regały paletowe | reklama internetowa nikkshow | pizza dowóz kraków Bronowice