Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
*1274 rok - Dol Blathanna*
MG = Valestil, Melior, Aeddwenn
Już było po walce, a wszyscy zmęczeni lub ranni, mogli w końcu odetchnąć z ulgą. Lub zapłakać. Zginęło tej nocy na prawdę wielu, a stolica spłynęła krwią elfów. Tym razem rąk własnych. Młody Alenvir szybko mianował się królem Doliny, zaś inni równie szybko tak zaczęli go tytułować, choć znaleźli się też przeciwnicy, którzy żałowali swojego popielatego lidera, który oficjalnie zginął w walce. Wszyscy domyślali się do czego doszło, lecz nikt nie chciał mówić tego na głos, mając dość walk wewnętrznych...
Valestil powolnym krokiem przemierzał dziedziniec, mijając ciała pokonanych, po czym przedostał się do pałacu, by ostatecznie wejść na szczyt wieży, gdzie znalazł ciało Elaine Corama. Wyglądał zupełnie jakby spał... zupełnie zapomniany i opuszczony przez tych, którzy zawdzięczali mu tak wiele, choć o tym nie wiedzieli. Ten widok dogłębnie zasmucił Elfiego Ducha, który klęknął przed zwłokami na jedno kolano...
-Mój królu...
Wyszeptał z goryczą, po czym wstał, ale tylko na moment, aby znów się schylić w celu objęcia jego ciała i jego podniesienia. Lenve w swojej przepięknej zbroi był bardzo ciężki, ale Valestil podjął się tego trudnego zadania, trzymając go na rękach i schodząc w wysokiej wieży...
Mijał inne elfy, które wlepiały w niego wzrok, a zwłaszcza w zwłoki elfa, który do niedawna był oznaką majestatu, której nie utracili nawet przez pięć wieków. A teraz... kończyny bujały się równo, wraz z głową przekrzywioną w tył. Białowłosy milczał, nawet na nich nie patrzył. W spokoju i tajemnicy wyniósł swojego przywódcę zza okręg miejski...
Jakiś czas później, Valestil wykopał głęboki grób na wzgórzu nieopodal, do którego złożył "śpiącego" Lenve, wraz z jego ukochanym Gwendelynem, aby nie dostał się nigdy do łap szabrowników i ostatecznie pogrzebał go z dbałością o misterne wykonanie pochówku. Zgodnie z elfickim zwyczajem zasadził nasiono, z którego kiedyś miało wyrosnąć drzewo przepełnione duszą, a korzenie oplotą zmarłego. Gdy skończył, wbił w ziemię duży kamlot, na którym dobrą godzinę grawerował równy i głęboki napis: "Lew, Król Dol Blathanna", co już podpatrzył u ludzi. Na koniec klęknął przed grobem, jakby szykując się do wypowiedzenia ważnych słów...
-Spoczywaj w pokoju, Elaine Coram, prawowity władco Wolnych Elfów i Dol Blathanna. Niech Twoja dusza znowu spotka Gwen, oraz Delyn, zaznając w końcu szczęścia, po tak długiej wędrówce i cierpieniach świata śmiertelnego. Va faill, Lenve...
Pożegnał go ostatecznie, po czym wstał, cały we krwi i błocie, po czym skierował się w konkretnym kierunku...
Trzech elfów prowadziło przez las związaną Aeddwenn, oraz jej małego syna. Dostali rozkaz dokończenia roboty, lecz z dala od komand, aby nie doszło do samosądu. Gdy doszli w odpowiednie miejsce, kazali im paść na ziemię i szykować się na ścięcie. Ostatecznie do niego nie doszło, bo zawitała przyjazna im dusza. A właściwie Elfi Duch, który szybko jak mrugniecie oka, zabił oprawców w skrytobójczym zaskoczeniu. Nie mogli się ochronić przed cięciami jego sztyletów. Następnie rozwiązał malca i byłą księżną, a ci przytulili się do siebie. Jej błękitne oczy powędrowały na twarz Valestila, choć nie wyrażały podziękowania, a raczej zaskoczenie.
-Dlaczego nas uratowałeś...?
Zapytała, a ten schował swoje ostrza i odwrócił się do nich plecami.
-Bo nie pozwolę byście byli kolejnymi ofiarami egoizmu Alenvira. Utraciłaś wszystko, a Francesca nie żyje. Wystarczająco wycierpiałaś. Uciekajcie lasami i unikajcie większych miast...
Wytłumaczył i doradził, po czym zniknął, nie wiedząc kiedy, nie wiedząc jak. Taka jego moc specjalna...
Melior siedział przy ognisku, które rozpalił zaraz po walce, na prośbę Valestila, który chciał się z nim spotkać w celu rozmowy. Oczekiwał go niecierpliwie...
-Jestem.
Rzucił Elfi Duch, zjawiając się niespodziewanie, tak że czarnowłosy prawie dostał zawału.
-W końcu. O co chodzi...?
-O Lenve. Alenvir go zabił. Nie jest władcą, a Uzurpatorem...
Wyjawił mu sekret, a elf potrząsnął głową, jakby nie rozumiejąc.
-Skąd to wiesz...?
-Bo w jego ciele był sztylet, wbity pod pachą. Znam się na tym. To był atak niespodziewany.
Odpowiedział, przechadzając się wokół ogniska, ale Melior wstał, wpatrzony w sylwetkę najwierniejszego zwolennika Popielatego...
-To nieważne. Mamy co chcieliśmy. Państwo. Wolność. Nie walczyłem tak długo, aby po prostu to porzucić. Od teraz moim królem jest Alenvir...
Przedstawił swoje obiekcje, na które Elfi Duch tylko westchnął z dezaprobatą. Był jak inni.
-Nie masz wolności. Po prostu masz teraz nad sobą nie Emhyra var Emreisa, a Gariona I Podróżnika. Wpadliśmy z deszczu pod rynnę, a ten który chciał ofiarować nam prawdziwe zwycięstwo, został zdradzony. Lecz nie jestem tym, który ma Cię naprowadzać. Żyj w tym burdelu. Ja odchodzę...
Poinformował go, a Melior aż otworzył usta w zaskoczeniu, nie wierząc w to co usłyszał.
-Ale... jeśli odejdziesz... nigdy tu nie wrócisz! Uznają Cię za zdrajcę! Dokąd niby pójdziesz...
Zapytał, po czym Valestil spojrzał na niego tak, jak wcześniej Lenve... tak samo niepokojąco.
-Nie zamierzam wracać. Ruszam do Nilfgaardu. Skoro nie mogę służyć ojczyźnie, moje umiejętności przydadzą się z dala od tej zawszonej Północy... Obym nigdy Cię nie spotkał, Meliorze...
Wyszeptał, a gdy buchnął płomień w ognisku, elf stracił go ze wzroku. Już na dobre. Na zawsze.
Offline
Strony: 1